[25]
Jimin z trudem wytrzymywał te tortury, ściskając obie strony fotela, na którym leżał. Łaskotki zawsze były jego słabą stroną, szczególnie gdy musiał leżeć niemalże bez ruchu, żeby badanie wyszło bez żadnych zakłóceń. Tak na dobrą sprawę nie było to jakieś tam pierwsze z rzędu USG, do których był już przyzwyczajony, a konkretnie nakierowane na pewien cel badanie, na które czekał od chwili ustalenia jego terminu.
I wciąż z niecierpliwością wpatrywał się w twarz doktora Junga, który ze skupieniem w oczach i wyciągniętym na bok językiem lustrował dokładnie ekran urządzenia, którego kamerką cały czas jeździł po brzuchu pacjenta, zagłębiając ją dość mocno, ale nie zbytnio.
Obok siedział doktor Min, również rejestrując monitor, z tym że on bytował bardziej luźno, z założonymi na siebie nogami i rękami na krzyż. Ale brwi zaciskał równie co kolega z branży intensywnie, z taką różnicą, że zwracał on uwagę bardziej na sam narząd, podczas gdy Hoseok skupiał się na dziecku.
- Jest. - uśmiechnął się w końcu dumny, jakby to on sam oczekiwał potomka. Ale Jung każdego swojego małego pacjenta przeżywał tak samo uczuciowo. Dzieci były jego słabym punktem już od takiej najmniejszej maleńkości.
- Jest?! - Jimin wyskoczył niemalże, rozszerzając oczy jak tylko mógł, widząc wesoły grymas twarzy zarówno lekarza prowadzącego, jak i ten ledwo dostrzegalny uśmiech Yoongiego. - I co? Chłopiec, czy dziewczynka? - zapytał, spoglądając najpierw na jednego, potem na drugiego.
- Panie Park... - zaczął Hoseok, klikając na urządzeniu opcję wydruku zdjęcia. - ...gratulacje, to...
***
Chłopak wyszedł z gabinetu cały w skowronkach, skocznym prawie krokiem, wpadając w objęcia Jungkooka, którego ucałował w policzek.
- Kookie, mamy...
- Nie mów! - młodszy położył palec na ustach Parka. Specjalnie ominął obecność w sali, w której odbywało się badanie, żeby płeć dziecka pozostała dla niego niespodzianką. Wolał przy porodzie dopiero dowiedzieć się, czy będą kupować różowe, czy niebieskie ubranka, parafrazując.
- ...śliczne i zdrowe maleństwo. - dokończył, zdejmując z twarzy dłoń bruneta.
- To cudownie. - Jeon westchnął, śmiejąc się krótko, z dumą. Złapał rękę swojego chłopaka, po czym pocałował jej wierzch i naprawdę powolnym krokiem zaczął iść w stronę wyjścia. - A podobne do mnie chociaż? - znowu się zaśmiał.
Wtedy cała sielanka jaką czuł Jimin zniknęła, a zastąpiła ją okropna gorycz i nieprzyjemne uczucie rozdarcia. Ale też niesamowitego strachu. Podobne...
Taehyung, zobacz. To nasze dziecko.
Przełknął ślinę nerwowo, czując jak serce podchodzi mu do gardła, a jemu samemu robi się słabiej. Zachwiał się lekko na nogach, łapiąc za głowę.
Przecież to nie było dziecko Jungkooka. Przecież na pewno po urodzeniu nie będzie widać podobieństwa. Przecież jakiekolwiek badanie wykluczy zgodność materiału genetycznego. Przez moment zobaczył ciemność, a cała świadomość zdawała się odlecieć jakby na ułamek sekundy dosłownie.
- Jimin?! - Jeon złapał go mocniej, pod ramię tym razem, sadzając po chwili na krześle obok. - Co się dzieje? Źle się czujesz? - dotknął czoła partnera. - Coś z dzieckiem? - po czym przeniósł dłoń na jego brzuch.
- Coś się stało? - podeszła do nich i pielęgniarka, którą obaj zdali się potraktować wtedy jak piąte koło u wozu, zwyczajnie ignorując jej obecność.
- Wszystko dobrze. Jestem tylko trochę niewyspany. - pogłaskał włosy Jeona, starając się wyciszyć buzujące w nim myśli. - Możemy już wrócić do domu? - zacisnął brwi, patrząc na młodszego niemalże błagalnie.
- Na pewno? - dopytał Jungkook, dostając krótkie 'yhym' jako odpowiedź. - Dasz radę iść sam? Może cię zaniosę?
- Jestem ciężarny, nie niepełnosprawny. - wstał, przytrzymywany jednak mocno przez drugiego. - Poradzę sobie, kochanie.
- Wolę chuchać na zimne.
***
W samochodzie Jimin siedział cały spięty, jak na szpilkach. Zapiął pas i od razu odwrócił wzrok, starając się unikać uważnych spojrzeń wyższego, który teraz badał osobę Parka o wiele dokładniej niż jakikolwiek lekarz w całym jego życiu. I oczywiście jego odbiegające od normy zachowanie nie obeszło się bez słów bruneta.
- Jimin, martwisz mnie. - położył mu dłoń na kolanie, na wskutek czego starszy wzdrygnął się cały. - Może wrócimy jednak do szpitala? Jeśli coś jest nie tak to musisz mi powiedzieć, skarbie. Przecież jestem z tobą, ale nie możesz ukrywać przede mną...
- Naprawdę chcę już do domu, Jungkookie. - chyba ostatnie pokłady tamtejszej siły wykorzystał na wymuszenie tego jednego uśmiechu i spojrzenie w oczy drugiego z chociaż częściową normalnością. Co i tak było jak na tamten moment ogromnym wyczynem. - Chcę się położyć spać, dzidziuś też.
Jungkook westchnął jeszcze nie do końca przekonany. Ale ufał Jiminowi i temu, że chce on dla dziecka równie dobrze, dlatego pogłaskał go jeszcze po policzku i z dalej pełnym zmartwień wyrazem twarzy zagryzł usta, po czym przemówił.
- Dobrze, pojedziemy do domu i położę was zaraz do spania, moje maleństwa, ale jak tylko coś będzie nie tak...
- Od razu ci powiem, obiecuję.
***
Jimin skłamałby, twierdząc, że sytuacja była dla niego tylko czymś przejściowym. Bo dni spędzane z Jungkookiem były spełnieniem jego marzeń i szczytem szczęścia. Mając przy sobie zarówno partnera, jak i ojca dla dziecka czuł jak z radości może skakać pod niebiosa. I właściwie wszystko byłoby dobrze, gdyby nie tej jeden fakt, niepozwalający mu zamknąć w nocy oczu.
Okłamywanie Jeona przestało być czymś łatwym. To już nie pozostawał to dla Parka oczywisty fakt, tak jak na początku, że przecież 'można kogoś wykorzystać'. Miłość Jungkooka i jego osoba były teraz dla starszego ważniejsze niż cokolwiek inne i bał się zwyczajnie, jaka też byłaby reakcja wyższego na prawdę.
Dlatego zwyczajnie przyjmował zarówno pocałunki, bliskość i wszystko co brunet mu dawał. To było dla niego naprawdę cudowne, każde te wspólne chwile i emocje jakie Jungkook w nim wywoływał. Ale kiedy w głowie kłębiły się myśli o tym, jak bardzo on sam jest w stosunku do drugiego nie fair, chciało mu się wymiotować z niechęci do samego siebie. A najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mógł z tym nic zrobić. Powiedzenie prawdy nie wchodziło w grę. Dziecko już niemalże było na świecie, bo mimo, że czasu zostało jeszcze sporo, to Jimin z każdym dniem czuł jak maleństwo rośnie, rusza się bardziej, kopie mocniej. I pozostawał mu wybór, którego nie było można podjąć. Zaryzykować bezpieczeństwo swoje i dziecka, wyjawiając Jungkookowi skrywany sekret, czy zostawić to dla siebie, okłamując ukochanego i skazując się na dalsze katusze prezentowane przez nienawidzące go wtedy sumienie.
Właściwie to niepodjęcie decyzji w tamtym momencie też było podjęciem decyzji. Pozostawał bierny, czyli nieświadomie do końca wybierał tą drugą opcję. Ale można wierzyć na słowo, patrzenie na to, jak codziennie wychodząc do pracy Jeon żegna się najpierw z samym Jiminem, a później z dzieckiem, jak ze swoim własnym, o czym młodszy był święcie przekonany, łamało Parkowi serce. Niczego nie żałował tak bardzo jak tego, że to nie on był ojcem malucha.
***
Ten czwartek nie zapowiadał się na wyjątek. Ba, zaczął się tak samo jak każdy inny dzień. Mężczyźni najpierw zjedli razem śniadanie, pijąc przy tym kawę bezkofeinową i rozmawiając o planach na weekend, jako że w ich zamiarach znajdowało się wyjście do kina sam na sam. Jimin śmiał się już na samą myśl o mającej nadejść wyżerce popcornem, co było jego ulubioną częścią takich właśnie randek. Później w sypialni oglądał jak Jungkook ubiera się, a na koniec odprowadził go do drzwi, odbierając dwa buziaki. W usta i w brzuch. Zamknął drzwi za partnerem, wracając do środka.
Od jakiegoś czasu odwiedziny Seokjina nie były codziennością. Coraz więcej chwil spędzał on z Namjoonem, co nie tyle odbijało się na jego relacji z Jiminem, bo mieli stały kontakt telefoniczny, ale zwyczajnie widywali się rzadziej, obaj mając teraz własne życia jeśli chodzi o kwestie matrymonialne. Park posiadał za to więcej czasu dla siebie i swojego dziecka. Siadał przed telewizorem, głaszcząc brzuszek i rozmawiając z maleństwem, mówiąc jak bardzo je kocha i czeka już, aż przyjdzie na świat. Miał też możliwość obejrzenia chyba wszystkich seriali, jakie tylko istniały. Co więcej podszkolił się w podstawowych czynnościach potrzebnych do życia w rodzinie. Po tygodniu nauczył się gotować tych kilka prostszych dań, udoskonalił do maksimum umiejetność robienia kanapek, a nawet zaczął łapać postawy obsługi pralki.
Był z siebie niesamowicie dumny, kiedy po wyjściu Jungkooka kolejny raz starł z czoła pot, po wlaniu idealnie odmierzonej ilość płynu do szufladki. I właśnie miał wybrać program, który urządzenie miało realizować, ale wtedy usłyszał dzwonek do drzwi i nie do końca się go spodziewał. Jeon nie wspominał mu nic o żadnej przesyłce, czy też innym takim aspekcie, a Seokjin nie był na dziś umówiony, więc jeszcze chwilę wcześniej Jimin mógł przysiąc, że następną osobą, która przyjdzie pod te drzwi będzie Jungkook, nikt inny.
Mimo tego jakieś zasady zachowania kazały mu jednak przejąć inicjatywę gospodarza, przez co spojrzał na szybko w lustro, żeby poprawić włosy i uśmiechnąć się, zadowolony w miarę ze swojego naturalnego wyglądu, po czym z wesołym grymasem na ustach podszedł do wrót i przekręcił kluczyk, złapał za klamkę i otworzył. Wtedy uśmiech zniknął.
Przed jego oczyma stał nikt inny jak tak samo przystojny, uwodzicielski i wystrojony jak zawsze Kim Taehyung we własnej osobie.
Mężczyzna ściągnął z nosa okulary i uśmiechnął się zalotnie do różowowłosego, przechylając głowę na bok i patrząc na niego miło, tak, jakby nic złego między nimi nie zaszło.
- Hej kotku. - dodał.
Cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top