[17]
- Jimin, za godzinę wychodzimy. - brunet ułożył na kanapie złożony właśnie przez siebie koc, po czym odwrócił się naprędce, rozglądając po pokoju.
Mieszkanie było w miarę czyste, dlatego Jungkook uśmiechnął się, zadowolony ze stanu rzeczy. Nie był pedantem, o nie. Nie mniej jednak lubił porządek. Chyba jak każdy, ale nie wszyscy mają na tyle chęci, żeby go utrzymywać. Tyle że Jeon nie starał się jedynie dla siebie, co jest raczej oczywiste.
- Jimin, słyszysz mnie? - powtórzył, nie otrzymując od wspomnianego odpowiedzi.
Zatrzymał się, próbując usłyszeć chociaż cichy gest potwierdzenia od różowowłosego, ale gdy znów spowiła go bezgłośnia, mężczyzna westchnął i nie chcąc już gadać sam do siebie ruszył w kierunku sypialni.
- Ji... - oparł się o framugę, mając zamiar potraktować Parka pretensjonalnym tonem, ale zaglądając do pokoju zobaczył coś, czego nie do końca się spodziewał. Zamilkł momentalnie.
Jimin znajdował się na łóżku, odwrócony ni to bokiem, ni tyłem do drzwi. Jungkooka w każdym razie nie widział, jako że był poza zasięgiem jego wzroku. Ale pewnie nawet gdyby był zwrócony do niego przodem i tak by nie zauważył nadejścia bruneta.
Starszy siedział po turecku, z koszulką podwiniętą na wysokość pierwszych od dołu par żeber prawdziwych ze znikomym, ale jakże cudownym uśmiechem na twarzy. Jego oczy wyglądały jak małe jeziorka, z uwagi na znajdujące się tam łzy, które nie upływały, a gromadziły się niemiłosiernie. Chłopak trzymał ręce na brzuchu i wpatrywał się w niego dokładnie, jako że nie był już tak mały jak kiedyś. Nawet przeciwnie. Wypuklenie jakie istniało w podbrzuszu Parka już jakiś czas temu zaczęło być widocznie nawet pod tymi luźniejszymi T-shirtami. Stąd też jego nawyki powędrowały raczej do noszenia bluz, czy też swetrów.
Chłopak głaskał brzuch, czując się jakby dotykał maleństwa, skrywającego się wewnątrz. Dotykał go bardzo delikatnie, mimo że wiedział, że nawet jak naciśnie trochę mocniej i tak się nic nie stanie.
- Twój tatuś na pewno cię kocha. - powiedział dość cichym tonem. - Tylko trochę się zagubił. Jak można nie kochać takiego aniołka.
Jungkook zacisnął brwi lekko. To był jeden z tych kluczowych momentów, na które czeka się oglądając każdy romans. Jungkook zdał sobie sprawę, że przecież on nie tylko ogranicza kontakt z Jiminem. Ale i swoim dzieckiem. Przecież chciał je wychowywać. Chciał je kochać, przytulać i wskazywać drogę w życiu. Chciał widzieć jak jego maluch dzielnie stawia pierwsze kroki. Chciał wesołym chodem prowadzić dziecko do szkoły. Dumnie patrzeć na jego osiągnięcia, czy to puchar z zawodów, czy też nowa literka napisana przez małe dziecko. Chciał głaskać je po głowie, dawać buziaki i móc stwierdzić, że ma kochającą rodzinę. Chciał dziecka i ukochanego, który je nosił.
- Tatuś bardzo was kocha. - stwierdził pod nosem, na tyle cicho, że nawet on sam ledwie to słyszał.
Jimin dalej patrzył na brzuch, nie przerywając nawet na chwilę.
Obaj zabijani przez słowa, których żaden nie wypowiedział.
***
- Dziękuję. - warga Jimina była już tak przekrwiona, że można by z niej uzyskać płyn potrzebny do operacji. Dlatego też przestał ją gryźć i wypowiedział dosadnym tonem słowo, które miał w głowie od chwili gdy wsiadł do samochodu.
- 'Dziękuję'? - Jungkook powtórzył zaraz po nim, zapominając na chwilę nawet o tym, że kolor świateł zmienił się na zielony. - Za co to 'dziękuję'?
- Za to, że zabierasz mnie do tej głupiej szkoły rodzenia. - wymruczał pod nosem, skupiając wzrok na szybie. - I że jeździsz tam ze mną mimo, że mnie nie lubisz. Dziękuję, to naprawdę dużo dla mnie znaczy.
Jeon zacisnął brwi, spoglądając na chwilę na starszego.
- To nie tak, że cię nie lubię... - brunet westchnął, zaciskając ręce na kierownicy. - Jimin, łączy nas dziecko. Nie mniej, nie więcej. Nie musisz mi za to dziękować, bo chcę, żeby moje dziecko miało jak najlepszy start w przyszłość i przez to uważam, że należy się o malucha zatroszczyć jeszcze przed urodzeniem. Nie mniej jednak cieszę się, że zauważasz moje starania.
- Nasze dziecko... - powtórzył pod nosem Park, otulając swój brzuch rękoma.
Choć tak właściwe oczywistym było, że prawda leżała po środku. Faktycznie, bobas należał do Jimina, co nie podlegało dyskusji. Ale Jungkook w jego spłodzeniu miał znikomy udział. Nawet bardzo znikomy.
- Ym, tak. - odparł młodszy, zagryzając na moment usta. - Nasze. Dlatego zarówno ja, jak i ty chcemy o nie dbać. Prawda? - spojrzał kątem oka na drugiego, patrzącego teraz na trzymane niemalże w dłoniach maleństwo.
- Prawda.
Jungkook otworzył usta, mając zamiar dodać coś jeszcze. Tyle że zamknął je równie szybko, jako że sam tak właściwie nie wiedział co. Zwyczajnie nie chciał, żeby ta rozmowa się kończyła. Wręcz przeciwnie, bo głos Jimina był dla niego czystym pięknem. Sam nawet nie wiedział jak to ująć, ale Park zawracał mu w głowie wciąż na nowo. Wystarczyło samo to jak delikatnie obchodził się z dzieckiem. Jimin zawsze był wrażliwy. Głupi, ale wrażliwy. Jungkook wiedział to czasem aż za dobrze.
***
- Boję się. - różowowłosy trząsł się cały, telepiąc zarówno samym krzesłem, jak i podłogą wokół. Drgania mimo, że nie były wcale takie dosadne, młodszy wyczuwał dokładnie tak, jak postępowały.
I kim by był, gdyby tego nie zrobił? No bo uraza do chłopaka to jedno. Ale sam fakt tego, że Jimin nie kłamał. Przecież naprawdę się bał. To nie było takie hop siup kolejne badanie przyrządem do USG. To było poważniejsze. Bezpieczne, ale w jakimś stopniu wciąż w oczach Parka przerażające.
Ręka Jeona w jednej chwili powędrowała na te obie Jimina, zaciśnięte ze sobą cały czas, aż do tamtego momentu, w którym nie oderwały się od siebie, pozwalając Jungkookowi złapać jedną z nich.
- Przecież będę cały czas. - uśmiechnął się delikatnie do starszego, wplatając palce pomiędzy te Parka. - Nie bój się Jimin.
Czasem emocje zmuszają nas siłą do powiedzenia czegoś, co tak bardzo chcemy ukryć. Słowa bywają miłe, smutne. Bywają wartościowe i nie. Są takie i takie humory. Jungkook czuł przy swoim byłym to wszystko.
Aktualnie trzymał Jimina za rękę, ściskając ją w swojej, tak jakby bał się, że starszy znowu go zostawi. Bo niby zdawał sobie sprawę z tego, że ich związek się już zakończył. Ale wciąż nie umiał pogodzić się z tym, że straci miłość po raz drugi, sam pozwalając mu odejść. Trudno mu było się od tego odwołać, szczególnie gdy warunek ów padł z jego to ust właśnie.
Odchrząknął.
- Stres źle wpływa na dziecko. - odwrócił się. Ale mimo to, ręce dwóch młodych mężczyzn leżały na kolanie niższego, złączone tak mocno, jak ich serca od pierwszego kontaktu ich oczu.
Cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top