[15]
- Bez sensu. - Park z założonymi na krzyż rękoma i naburmuszoną miną patrzył się przez okno tak, jakby rzucenie chociażby przelotnego spojrzenia Jeonowi było skazą na jego honorze.
- Bez sensu to jest twój dziecinny upór. - Jungkook odparł mechanicznie, przewracając przy tym oczyma. - To dla dobra dziecka, jeśli nie dla siebie to zrób to dla niego. - dodał, widząc jak humor Parka nie zmienia się ani trochę. A jeżeli nawet to tylko na gorsze.
Bądź co bądź nie chciał, żeby Jimin miał zły nastrój. Nie było to ani przyjemne, ani pożyteczne, ani już na pewno młodszemu na rękę. Nie miał zaraz zamiaru stawać na głowie, żeby drugiego zadowolić, o nie! Ale za uprzejmość nikt nie kara. Chociaż trudno chyba to nazwać uprzejmością. Jungkook też wcale nie miał ochoty jechać tym autem z Jiminem. Wręcz przeciwnie, mógł być teraz w kwiaciarni, gdzie siedziałby sobie spokojnie w otoczeniu tego, co kocha. Kwiatów.
Ludzie mają ten paskudny zwyczaj przywiązywania się do rzeczy. O ile kwiaty można nazwać rzeczami, ale mówiąc wprost, widzimy przedmioty jako te bardzo stałe. Osoby takie nie są.
Największą zaletą i jednocześnie największą wadą u ludzi jest to, że potrafią się zmieniać.
- Wszystko to robię dla dziecka. - Jimin westchnął, zagryzając usta na moment. - Gdyby nie ono, nie byłoby mnie tutaj. Ale...
- Siedziałbyś sobie z panem idealnym w jakiejś gorącej kąpieli w mleku, czekoladzie, czy czym tam jeszcze kąpią się bogate dupki zapatrzone w siebie. Czyż nie, Jimin? To właśnie byś teraz robił. - parsknął, zaciskając ręce z całej siły na kierownicy. Jeon naprawdę zaczynał mieć tego dość. - Ale hej! Wiesz co? Jesteś tutaj, bo twój Taehyung wyjebał cię z chaty i teraz pewnie pieprzy kogoś, kogo wziął sobie na twoje miejsce! Życie to nie bajka Jimin! Przestań w końcu żyć iluzją o tym, że przez urodę możesz mieć wszystko! Bo właśnie przez to zostałeś z niczym! Rozumiesz?! Ja cię kochałem, a teraz nie kocha cię nikt! - zaczął oddychać astmatycznie. - Chociaż... tak właściwie to nie wiem po co to mówię. Ty i tak nie wiesz co to miłość.
Nie można powiedzieć, że pożałował tych słów. Gotowały się w nim już za długo. Od kiedy Jimin wrócił do jego mieszkania Jungkook miał zamiar powiedzieć 'a nie mówiłem?' jednak powstrzymywał się. Nie chciał sprawiać mu przykrości, tyle że każda rzecz ma swój limit modułu Younga. Po jakimś czasie coś zwyczajnie pęka.
Z drugiej strony, kiedy Jimin zamilkł na dobre jedyne co mógł zrobić Jungkook to pogratulować sobie w myślach. Ranienie Jimina to chyba ostatnia rzecz, której chciał. A teraz najwidoczniej to zrobił.
***
- A państwo? - Jimin przestał patrzeć pod nogi, a Jungkook wyprostował się momentalnie cały, kiedy zauważył, że kobieta prowadząca patrzy wprost na ich dwójkę.
- Ymm... - młodszy rozejrzał się, widząc, że wszystkie spojrzenia rzucone są w ich kierunku, a sala oczekuje na odpowiedź. - Ja jestem Jeon Jungkook, a to jest Park Jimin. Jimin jest w drugim miesiącu ciąży... nie wiem, Jimin? - popatrzył na wspomnianego, uśmiechając się dość sztucznie. - Coś pominąłem?
- Czy coś pominąłeś? - Park założył ręce na krzyż. - Nie, chyba powiedziałeś już dość. - różowowłosy narzucił podobny uśmiech, parskając po chwili.
- Jimin, o co ci chodzi? - Jeon kontynuował miłym tonem.
Już w połowie wypowiedzi zorientował się, że czeka go mała awanturka, czy też niepotrzebna szopka przed nieznajomymi.
- O co mi chodzi?! - wtedy właśnie Jungkook był pewien, że tak łatwo się nie skończy. - Zacznijmy od tego, że zaciągnąłeś mnie do jakiejś przeklętej szkoły rodzenia! Szkoły rodzenia!
- Ale panowie, stres nie jest wskazany kiedy... - kobieta weszła pomiędzy nich, mówiąc tutaj bardzo potocznie, oczywiście. Fizycznie trzymała się w tamtej chwili jak najdalej, jako że wyglądało to tak, jakby mężczyźni mieli się zaraz pobić.
- Jak taka pani mądra to może ja się rozbiorę, a pani mi powie z łaski swojej czym mam urodzić, co?! - chłopak wstał, gestykulując coś wspomnianej nerwowo.
Kobieta chyba nie miała zamiaru wchodzić w dalszą dyskusję. Lub nie wiedziała jak, to też była opcja. Fakt faktem Park zaskoczył ją pytaniem na tyle, że pierwszy raz od jakiegoś czasu nie potrafiła się aż tak w swojej pracy odnaleźć.
Dlatego też cała sala milczała, podczas gdy różowowłosy z mordem w oczach patrzył na pracowniczkę szkoły rodzenia, chcąc jeszcze coś dodać, tyle że nie za bardzo wiedział co.
- Jimin... - zamiast tego wstał Jungkook, kładąc Parkowi dłoń na barku. - ...uspokój się. - zwrócił starszego ku sobie i spojrzał na niego poważnie. - Jesteśmy tu dla naszego dziecka, tak? - zatrzymał wzrok wprost na oczach Parka. - Poza tym doktor Jung już powiedział, że będziesz mieć cesarskie cięcie.
- A no tak, przecież to takie proste. - Jimin zaśmiał się, widocznie niezadowolony postawą młodszego. Jego słowa wydawały się być starszemu bagatelizujące, co na pewno nie było dla mężczyzny na plus. - Puk puk, Ziemia do Jungkooka! To nie ty masz w sobie małego człowieka!
- To może obaj się panowie uspokoją i...
- Może i nie mam! - Jungkook nie mogąc utrzymać już nerwów na wodzy, zupełnie zbagatelizował słowa, jak i również starania kobiety o przywrócenie spokoju zarówno na sali, jak i między mężczyznami. - Ale jak na razie biorę za tego twojego 'człowieka' większą odpowiedzialność niż ty! Przestań w końcu robić mi wyrzuty i okaż trochę wdzięczności!
- Jestem wdzięczny! Tylko ty nie potrafisz tego dostrzec, ty zapatrzony w pracę... pracoholiku! Jesteś pracoholikiem! - Jimin pogroził palcem, spinając barki i podwyższając się trochę.
- Pracoholikiem?! - Jeon parsknął śmiechem, rozszerzając oczy. - To ja przynoszę pieniądze do tego domu! Dzięki mnie masz co włożyć do garnka i czym się podetrzeć, więc nie pieprz mi głupot Jimin!
- No wiedziałem! - Park założył ręce na krzyż, otwierając usta z braku słów. Spojrzał w bok, żeby po chwili znów przenieść oczy na młodszego. - Ty jak zawsze tylko o pieprzeniu!
Jungkook uniósł palec wskazujący, kierując go w kierunku starszego i kilkukrotnie otworzył usta, za każdym radem chcąc powiedzieć coś innego. Jednak za każdym też razem zatrzymywał wywód, nie mogąc dobrać odpowiednich słów. Czy też sensownej sentencji, na którą mógł sobie w obecnym miejscu pozwolić.
- Wiesz co?! - wykrzyknął zamiast tego, widząc tylko jak Jimin wzrusza ramionami.
- Co?! - odkrzyknął młodszemu, nie chcąc pozostać dłużny.
- Gówno!
***
W domu Jeona znowu zrobiło się cicho, ale bynajmniej nie przez nieobecność domowników, a wręcz przeciwnie. Obaj byli w mieszkaniu. Ba! Nawet siedzieli na jednej, tej samej kanapie, ale każdy z nich na przeciwległym jej końcu z rękoma założonymi na krzyż. Obraz ten można porównać do dwójki skłóconych o zabawkę dzieci, co przekładało się też na relację panów.
Jak małe berbecie traktowali się wzajemnie toteż tak wyglądały ich stosunki. Niepoważnie.
- Głodny jestem. - wstrzelił Park wciąż naburmuszonym konkretnie głosem, nie ruszając nawet głową w kierunku Jungkooka.
- Daj se siana. - odparł mu młodszy, parskliwym i nonszalanckim poniekąd głosem.
- Twoje dziecko jest głodne. - Jimin sprytnie zdążył już zaobserwować co działało na młodszego chłopaka. Świadomość obowiązku zajęcia się swoim maluchem była dla Jungkooka czymś tak oczywistym, że nawet się temu nie stawiał.
Nie protestował też, kiedy westchnął, wstał z kanapy i udał się do kuchni, ażeby wyciągnąć z lodówki pojemniczek ze spaghetti, które minionego dnia zostawił w ich mieszkaniu Seokjin. Ułożył jedzenie na talerz i w pierwszym momencie chciał przygrzać w mikrofalówce całość, ale na chwilę zatrzymał się i przypatrywał urządzeniu.
Przypomniał mu się program, który ostatnio oglądał i wywód jakiegoś badacza, mający na celu przedstawić szkodliwe działanie fal, emitowanych przez urządzenie i ich niszczenie wartości odżywczych dania.
Odłożył jedzenie na bok, po czym odłączył mikrofalówkę od prądu i wziął do rąk, podnosząc ją z lekkim zachwianiem się na nogach.
- Co ty robisz z ciepłą skrzynią? - Jimin ignorując swoje zdenerwowanie na byłego partnera wstał z przejęcia i rozszerzył oczy szeroko.
- Pozbywam się. - oświadczył spokojnie, ale i sucho, wciąż zdenerwowany na starszego. - Moje dziecko nie będzie jadło niezdrowych rzeczy.
- No oszalałeś. - starszy zarzucił wręcz ramionami niesamowicie się całą sytuacją przerażając. - Czyli od dzisiaj nie będzie ciepłego jedzenia, tak? Super. - usiadł z powrotem na kanapę, zakładając dłonie na krzyż. - Twoje dziecko będzie jadło zimną zupę. A zimna zupa jest ohydna! - parsknął.
Jungkook nic nie odpowiedział, jedynie machnął na niższego dłonią, po czym ruszył dalej na podbój osiedlowego śmietnika, żeby to tam pochować mikrofalówkę żywcem.
I cóż, wiele można o Jungkooku powiedzieć, ale chłopak naprawdę dbał o osoby mu ważne.
Cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top