[12]
Park machał nogami naprzemiennie w przód i w tył, wydymając usta. Patrzył na ekran trzymanego tabletu, na którym oglądał teraz kolejną kompilację wygłupiających się kotów.
Po dwudziestym filmiku, sytuacje zaczęły się już powtarzać, tak samo jak wpadki zwierząt, które pierwotnie naprawdę wywoływały u niego śmiech. Ale teraz po prostu go nudziły.
- Jimin, podaj mi mąkę. - Jungkook ledwie radził sobie z naleśnikami. Właściwie to wcale sobie nie radził. To znaczy, oczywiście, wiedział, że trzeba dać jajka, cukier, mleko, sól i wspomnianą mąkę, ale ilość składników pozostawała zagadką.
- Jasne! - trochę to się mogło wydawać dziwne, z jaką lekkością i ochotą starszy podchodził do pomagania. Ale staje się to zrozumiałe, kiedy włączyć część o tym, że podczas obecności Seokjina w kuchni, Jimin nie mógł sam sobie wody nalać. Może i był leniwy i niechętny do pracy, ale lubił pomagać. To dość sprzeczne, ale kiedy widział osobę w potrzebie, nie umiał zwyczajnie odmówić.
Chłopak od razu wstał z krzesła, odkładając urządzenie, a sam zajrzał do jednej z szafek, w której to zawsze znajdowały się produkty typu mąka. Zacisnął brwi, rozglądając się dokładnie. Było wszystko, ale obiektu docelowego to tam nie widział.
- Jungkook? Ale tu nie ma mąki. - zamyślił się. - Za to jest cukier puder! - sięgnął po opakowanie. - Wygląda podobnie, więc pewnie jest zrobiony z podobnych rzeczy. - zacisnął brwi.
- Jak to nie ma mąki? - brunet momentalnie odsunął się od miski, w której panował większy porządek niż na kuchennym blacie. Zajrzał do szafki, odsuwając kolejno przyprawy, jakieś makarony i inne tego typu rzeczy, aby ostatecznie dojść do wniosku, który przedstawił mu Park. - Kurde... a przysiągłbym, że jest. - zmarszczył czoło, drapiąc się po głowie. - Dobra, ty zostań, a ja szybko skoczę do sklepu. Tylko nie dotykaj tego... 'ciasta'. - dodał formując sposób wypowiedzi w taki werbalny cudzysłów. Cóż... no nie wiedział, czy to co się tam stało można nazwać masą na naleśniki.
- Ale dlaczego? Milion razy widziałem jak się robi najlepsze naleśniki na świecie! - rozpromienił się, podchodząc do blatu. - No dobrze... hmm.
- Samo oglądanie programów kulinarnych nie sprawi, że będziesz mistrzem gotowania, Jimin. - młodszy westchnął, podchodząc do zlewu i chociaż pobieżnie zmywając z siebie jedzenie.
- Wcale nie chodzi mi o programy kulinarne. - niższy założył ręce na krzyż, unosząc jedną brew, chcąc oddać tym pretensję. - Po prostu Taeś robił najlepsze naleśniki na świecie. - uśmiechnął się. - Tylko że nie do końca pamiętam jak to robił, bo zwykle robił śniadanie w samych bokserkach. Mówię ci... jego ciało to jakieś bóstwo. Kiedy się kochaliśmy zawsze dotykałem go wszędzie, żeby czuć każdy...
- Jimin, nie chcę tego słuchać. - Jungkook spojrzał na niego besztającym wzrokiem, hamując przy tym cały zapał Parka. - Szczerze nie interesuje mnie co i jak robiliście. Chciałem po prostu zrobić te naleśniki, tak jak prosiłeś. Ale nie pisałem się na żadne historyjki o twoich przygodach seksualnych.
- Tae nie jest żadną przygodą! - chłopak oburzył się. Prawdą jest, że większość czasu związku z Kimem była przeznaczana na zabawy w łóżku. Ale to przecież nie oznacza, że opierali relację tylko na tym. - Zresztą ty i tak nie zrozumiesz. - machnął dłonią na Jeona, zdając sobie sprawę, że ci dwaj to zupełnie inne światy. - Z nim miałem co mi się tylko marzyło. Dawał mi wszystko. - zacisnął brwi, spoglądając w dół, na swój brzuch. - Dzidziusiowi też by dawał.
Jungkook również zacisnął brwi, ale z trochę innej pobudki aniżeli Jimin.
- Ej, ty to sobie wracaj do Taehyunga jak tak ci z nim dobrze, ale to moje dziecko, więc niech się pan sławny od niego odwali z łaski swojej. - spojrzał na starszego z niesamowitą powagą, mówiąc nieznoszącym dyskusji tonem. - Moje maleństwo zostaje ze mną.
- Pff, to ja jestem matką, więc chyba ja będę decydować, nie ty.
- Tak? I za co utrzymasz dziecko? 'Matko'? Znajdziesz sobie kolejnego jelenia? - brunet parsknął. - Czy może Taehyung dozna oświecenia mentalnego i na nowo przygarnie ciebie i dziecko? Życie to nie film, Jimin. Ludzie się nie zmieniają. - w tym momencie jego determinacja opadła. 'Ludzie się nie zmieniają'. A mimo to, był taki czas, kiedy Jungkook liczył, że Jimin się zmienił.
- Nie wiem co to znaczy 'oświecenie mentalne', ale wiem jedno; Taeś byłby najlepszym ojcem na świecie. Chciałbym, żeby... chciałbym znowu się do niego przytulić. - kątem oka spojrzał na osobę Jeona.
***
Niedziela, jak to niedziela, minęła szybciej niż powinna, na wskutek czego nastał znienawidzony przez cały świat poniedziałek. Co prawda dla Jimina był to dzień jak codzień, biorąc pod uwagę to, że każdego mógł robić co mu się podobało. Cóż, brak pracy miał też swoje dobre strony.
Jednakże dzisiaj było trochę inaczej, jako że znów leżał na tym specyficznym łóżku szpitalnym, czując jak po brzuchu jeździ mu przyrząd, podczepiony do reszty aparatu do USG.
- Wszystko super. - doktor Jung uśmiechnął się, patrząc jeszcze przelotnie na twarz Jimina, po czym wstał z krzesła, podając pacjentowi chusteczki. - Proszę się wytrzeć, a ja idę looknąć na kartę. - na nowo usadowił się, ale tym razem na swoim fotelu. - To jest 7my tydzień, tak?
- Dokładnie 43ci dzień. - sprecyzował Jimin. Każdego rana, gdy tylko się obudził, patrzył na telefon i zaznaczał sobie kolejny dzień, licząc ile jeszcze zostało, zanim zobaczy swojego bobaska.
Chłopak jak polecono starł ze swojego brzucha płyn do badania, po czym zapiął spodnie i opuścił bluzkę, wstając z miejsca. Ruszył dość skocznym krokiem do przodu, spoczywając po momencie na krześle naprzeciw lekarza.
- Jimin ostatnio czuł się słabo. - wtrącił jeszcze Seokjin, widząc jak Hoseok zaczyna coś zapisywać w aktach. - Może warto by zrobić jakieś badanie krwi, czy coś?
- Ymm... - doktor spojrzał po różowowłosym. Co prawda nie widział żadnych niepokojących objawów, ale jako że chłopak był w ciąży, to nie ponosił odpowiedzialności jedynie za swoje zdrowie. - Tak, lepiej sprawdzić.
- To przez tę 'pożal się Boże' kuchnię Jungkooka. - Park założył ręce na krzyż. O wiele bardziej wolał, kiedy to Jin gotował. Ale w niedzielę 'opiekunka Kim' miała wolne, jako że Jeon wtedy nie pracował. Dlatego gotowanie przypadało jemu, biorąc pod uwagę to, że jedynym posiłkiem, jakiego Park nie psuł były płatki z mlekiem. Ale wtedy cała kuchnia pływała w mleku właśnie.
- Ale ty się czułeś źle w tygodniu. Jak ja ci dawałem jeść. - skwitował go Seokjin, przekręcając oczyma. - Poza tym, Jimin, zostaw tego Jungkooka w spokoju. To porządny gość.
Młodszy parsknął tylko, nie chcąc wchodzić w dalszą dyskusję z Kimem. Bądź co bądź był jego najlepszym przyjacielem i czuł do niego to, co czułby do brata, gdyby jakiegoś miał. Nie lubił się z nim sprzeczać. Co nie znaczy, że nie robił tego często.
- Kook kojarzy mi się z cock. - zaznaczył Hoseok o mało co nie wybuchając śmiechem. - Badanie krwi! - przypomniał sobie, natykając się na zdegustowaną twarz Jina i wyraz Jimina, który nic nie rozumiał. - Tak, już! Proszę! - podał Parkowi karteczkę, na której coś napisał. - Proszę pójść do pokoju numer 5. Zapukać, poczekać na pielęgniarza. Chociaż pewnie i tak tam siedzi, bo zarząd szpitala kupił telewizor do 5tki i ma tam Netflix'a... - Jung czuł tą niesprawiedliwość. Jedyne co on mógł oglądać to kobiece narządy rozrodcze. Nie narzekał, ale i się nie chwalił.
- Dobra, dziękujemy. - Seokjin przechwycił od lekarza kartę ciążową Jimina, po czym wstając skinął mu głową. - Do widzenia. - złapał Parka pod ramię, podnosząc go. Gdyby nie to młodszy pewnie siedziałby tam, nie orientując się, że ma wyjść.
Stanęli na korytarzu, przy czym Kim na szybko rozejrzał się po drzwiach, a konkretniej numerach na nich, żeby zorientować się, w którą stronę mają się udać.
- Żartowaliście z tym pobieraniem krwi, prawda? - Park zaśmiał się sucho, dokładnie przypatrując Seokjinowi. - Jinnie?
- Zamkniesz oczy. - Kim poklepał go po ramieniu, podchodząc do wrót, oznaczonych srebrną 5tką.
Starszy zapukał doń, stając swobodnie naprzeciw i zaczytując się w kartę pacjenta Parka.
- Wiesz jak bardzo nie lubię igieł! - po chwili dołączył do niego sam Jimin, zaciskając brwi.
- Wiem, ale zrobisz to dla Jina Juniora. - odparł pewnie.
- Powiedziałem ci już, nigdy nie skrzywdzę swojego dziecka takim imieniem. - objął rękoma swój brzuch.
- Przecież to piękne imię!
- Można wejść! - z pomieszczenia dobiegł ich męski głos, przerywając tym samym tę małą wymianę poglądów.
- Dla Jina Juniora! - powiedział jeszcze Kim, zanim pociągnął klamkę, otwierając przed obydwoma biały niczym śnieg pokój. No tak, laboratorium w końcu musiało być czyste.
Tutaj zapach chemii był około dziesięć razy silniejszy niż w reszcie pomieszczeń. Temu też nie ma się co dziwić. W końcu to tutaj składowano substancje, mające pomagać w diagnozowaniu stanu pacjenta na podstawie krwi, moczu, czy innych wydzielin.
Po chwili z pokoju obok, oddzielonego jedynie ścianą i łukiem w niej wyszedł mężczyzna ubrany w biały fartuch, pod którym nosił zielony strój szpitalny.
Spojrzał najpierw na niższego, uśmiechając się.
- Słucham pa... - zatrzymał wywód, natykając wzrok na drugiego z nich. - ...nów... - rozszerzył oczy, otwierając lekko usta.
Jin podobnie. Patrzył się na pielęgniarza, chcąc wylustrować go jakby wzrokiem na wylot. Niestety widział tylko jego twarz. Lub stety. Tak. Nawet bardzo stety.
- Namjoon. - mężczyzna podał mu rękę, ignorując zupełnie obecność Jimina.
- Seokjin. - Jin od razu odwzajemnił gest, czując jak pod wpływem dotyku drugiego chłopaka przechodzi go przyjemne uczucie mrowienia.
- Ty też słyszysz tę muzykę, rodem z jakiegoś filmu typu 'Pretty woman' albo 'Dirty dancing'? - wyższy zagryzł usta.
- Oj tak.
- Może was zostawić? - Jimin założył ręce na krzyż, unosząc jedną brew. Cóż, mężczyźni patrzyli na siebie w taki sposób, jakby brakowało im małego impulsu do tego, żeby ciuchy zniknęły z ich ciał.
W tamtym momencie obaj natychmiastowo puścili swoje dłonie, wymieniając się jeszcze spragnionymi spojrzeniami.
- Bo jak chcecie się ruchać, to na zdrowie wam, ale wolę, żeby mnie przy tym nie było.
Seokjin skinął tylko besztająco w stronę młodszego, patrząc na niego z mordem w oczach.
- D-dobrze to... niech pan usiądzie na tamtym krześle. - Namjoon wskazał na miejsce, przeznaczone dla pacjentów, którym zalecone zostało badanie krwi. - Dam ci mój numer. - mrugnął jednym okiem do Jina, któremu zapłonęły policzki.
Cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top