[10]
Jimin siedział w kuchni, opierając podbródek o stół. Palcami melodyjnie uderzał w jego powierzchnię, przypatrując się właśnie plecom, na które narzucona była biała koszulka. Tak strasznie mu się nudziło.
Chciałby teraz wyjść gdziekolwiek. Ale najlepiej na jakąś imprezę. Tylko że w jego stanie nie wypadało. Poza tym, gdzie impreza tam i alkohol. A to w połączeniu z ciążą nie daje nic dobrego. Mimo wszystko, Park wiedział to dobrze.
Zawsze zostawał spacer. Tylko dokąd? Na spacer wychodzi się po spokój, a w Seulu spokoju nigdzie nie ma. Szczególnie wokół mieszkania Jungkooka, gdzie panował zgiełk i wieczny szum miasta. Mogli udać się do Seokjina. Ale przechodzić z domu do domu? Tam też by się mu nudziło.
- Jinnie? - wymamrotał, ledwie otwierając usta przy mówieniu.
- Hmm? - starszy wydał z siebie jedynie pytający pomruk, mieszając łyżką w sosie pomidorowym.
- Możemy pójść do pracy Jungkooka? - tak naprawdę znał odpowiedź zanim jeszcze o nią poprosił. Codziennie pytał Jina, czy mogą pójść odwiedzić Jeona. I codziennie słyszał to samo.
- Jimin-ah... wiesz, że Jungkook jest zajęty. - westchnął niezadowolony. Trudno było powtarzać w kółko tą samą śpiewkę. Tym bardziej, że najmłodszy każdego dnia przed wyjściem prosił Jina, żeby ten nie przyprowadzał do niego Parka. Chciał unikać kontaktu z nim najbardziej jak to było możliwe. Praca stała się miejscem jego odpoczynku.
- Taeś miał dla mnie czas non stop. I zabierał mnie wszędzie. I mnie przytulał, i całował. I bzykał. A Jungkook tylko chodzi do pracy. A jak już wraca to ma mnie gdzieś. - to nie było dla niego miłe. Jimin potrzebował czasem otworzyć do kogoś usta. A Jeon ograniczał się do podstawowych kwestii.
'Jesteś głodny?'
'Jutro wrócę później'
'Idź już spać'
I jak z tego rozwinąć dyskusję?
- Ale 'Taeś' był twoim chłopakiem. Jungkook nie jest. - odwrócił się do Jimina z powagą na twarzy.
Ale ta zniknęła kiedy zobaczył wyraz różowowłosego. Wydawał się nie być sobą. Zaprawdę. Seokjin chyba drugi raz w życiu widział na twarzy Jimina prawdziwy, nieudawany smutek. Zatrząsł się, bo za każdym z tych razów wiedział, że to nie jest byle co. Jimin nie wymyślał sobie uczuć.
- Jimin? - uśmiechnął się niepewnie. - Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że...
- Tęsknie za moim Taesiem, Jinnie. - z oka poleciała mu łza.
Park naprawdę marzył teraz o tym, żeby rzucić się w objęcia młodszego Kima. Zatopić się w jego zapachu i znów poczuć tak beztrosko jak kiedy był z nim. Wtedy nie było zmartwień. Nie było rozmyślań nad jutrem. Była chwili. Były zwykłe momenty, do których wspólnie przeskakiwali. Chociaż 'zwykłe' to chyba mało powiedziane. Każdy z nich był na wagę złota. Jimin jeszcze nigdy w swoim życiu nie doświadczył tyle, co podczas tego związku.
- Jimin-ah... - westchnął, zmniejszając gaz pod garnkiem z jedzeniem. Podszedł do Parka, głaszcząc go po głowie. - ...może przejdziemy się do Jungkooka? - zapytał nie do końca pewien. Już wiedział, że z tego będą konsekwencje. Ale nie mógł patrzeć na smutek młodszego.
- Serio?! - niższy wystrzelił jak z procy, prostując się z miejsca na krześle. - To ja idę się pomalować! - wstał, wybiegając z kuchni.
***
Szczęśliwie Jungkook nie pracował w centrum miasta. Chociaż jak dla kogo, tak właściwie. Chyba łatwo się domyślić, że Jimin lubił, gdy wokół dużo się działo. Ale z drugiej strony, to miejsce niepodważalnie miało swój klimat.
Obaj zatrzymali się przed niewielkim lokalem. Wspomniane centrum miasta to nie było, ale w Seulu ruch był na każdym kroku. Tym bardziej, że znajdowali się właśnie w dzielnicy bardziej handlowej, aniżeli mieszkalnej. Wszystko tutaj było obklejone jakimiś plakatami sklepów, obwieszone szyldami i wypełnione oknami, dającymi wgląd do środka. Jednak ten jeden się wyłamywał.
Na lokalu Jungkooka nie było zbędnych ogłoszeń, naklejek czy ozdób. Sklep sam w sobie był ozdobą. Nie tylko dla siebie, ale i dla całego obszaru. Jedyne co się tam wyróżniało, to biały szyld z nazwą.
'나무'*
Jin pchnął drzwi, zaraz po tym jak złapał od nich klamkę. Mały dzwoneczek wydał z siebie odgłos, mający sugerować sprzedawcy, że do środka weszli klienci. Do mężczyzn od razu uderzył chłód pomieszczenia i miliony zapachów, mieszających się w jeden przyjemny. W taki, jaki Jimin znał dokładnie.
Ściany były całe pokryte bielą. Kafelki na podłodze też. A jedynym elementem zdobiącym były kwiaty. Setki kwiatów, stojących wszędzie. Tych małych. Większych. Mniej barwnych i bardziej. Z białą ladą, stojącą po środku tego wszystkiego. I czarną kasą, bytującej na niej.
Zza innych drzwi wyłonił się właściciel. Uśmiechnięty szeroko w pierwszym momencie. Ale potem ten uśmiech zniknął i zastąpiło go niezadowolenie. I zdziwienie też. W sumie trudno powiedzieć co przeważało.
- Co wy tu robicie? - chwilę zawiesił wzrok na Jiminie, ale później przeniósł taki wypełniony pretensją na Seokjina. - Jin, przecież wyraziłem się jasno. - zacisnął brwi.
- Jungkook, nie przesadzaj. Zabranianie Jiminowi przychodzić tutaj jest okropnym pomysłem. I dobrze wiedziałeś co o tym myślę. - założył ręce na krzyż.
- No właśnie! Jesteś głupi, Jungkook! - Park wystawił w jego stronę język, podchodząc do starszego.
- Obaj jesteście głupimi dzieciakami. - Jin spojrzał to po jednym, to po drugim z wyrzutem. - Ja wiem, że macie... niezałatwione sprawy, ale traktowanie jeden drugiego w taki sposób nic nie przyniesie. No a w każdym razie nic dobrego. - westchnął. Równie dobrze mógłby mówić do ściany. Jimin i tak nie zobaczy nic złego w swoim bagatelizującym zachowaniu, a Jungkook ze swoją upartością też daleko nie zajdzie. A jeśli nie ma łatwych rozwiązań, trzeba podjąć te trudniejsze. - W pobliżu jest apteka. Idę kupić węgiel aktywny, żeby sobie zrobić maseczkę. - zostawić ich samych. - Niedługo wrócę. - ale już wiedział, że te zakupy 'troszkę' mu się przedłużą.
Dzwonek znowu dał znać o swojej obecności. Potem drzwi uderzyły o framugę, a na koniec Jimin i Jungkook zostali sami.
I obaj, lekko mówiąc, wkurzeni na Seokjina.
Jeon westchnął niezadowolony, kładąc dłoń na blacie. Podrapał się po głowie, patrząc na Parka, który rozglądał się teraz po lokum. Przypomniało mu się.
Ten dzień, w którym się poznali. W tym samym miejscu. Miał ten obraz dokładnie wyryty w pamięci. Jimin miał wtedy czarne włosy. Które pewnie przebijały się przez te wszystkie kwiaty. Ale to nie jego włosy grały wtedy główną rolę. A twarz. I wypisana na niej fascynacja, panującym tu pięknem. Ale miejsce to nikło w świetle Jimina. Stał się najcudowniejszym kwiatem nie tylko w sklepie, ale i na całym świecie. Jungkooka całe życie inspirowały kwiaty. Ale nigdy nie widział tak doskonałego, jak ten, który wtedy przed nim stał.
- Chciałeś wtedy kupić jakiegoś kaktusa. - spojrzał na podłogę, czując jak słowami zwrócił na siebie uwagę Parka. - Bo inne rośliny ci umierały. Ostatecznie...
- Wziąłem stokrotki. - wzdrygnął się. No tak... te stokrotki. - One... dalej stoją w twoim salonie, prawda?
Oczywiście, że tak. Jeon zatrzymywał każdą rzecz, która przypominała mu o Jiminie. To taki paradoks, że im bardziej starał się o nim zapomnieć, tym bardziej o nim myślał. Patrząc na te kwiaty. Na zdjęcie. Na każde miejsce, w którym kiedyś Park był codziennie. Wszystko mu się z nim kojarzyło. Naprawdę wszystko.
- Nigdy nie wyrzucam kwiatów.
Jimin nie wiedział dlaczego, ale słowa Jungkooka zabolały go. Spodziewał się nieco innej odpowiedzi. Bardziej takiej, dotyczącej jego.
- Oh... jakiś ty dobroduszny. - westchnął, kręcąc nogą po podłodze.
Zapadła cisza. Ale nie była to taka cisza, przy której człowiek się wycisza i rozluźnia. Bynajmniej. Stres był większy niż na jakimś egzaminie. W tamtym momencie Jimin miał ochotę wyjść. Jungkook jeszcze bardziej. Obaj patrzyli gdziekolwiek, żeby unikać wzroku tego drugiego. Jeon myślał tylko o tym, żeby nie myśleć. O Parku oczywiście. Na siłę szukał wtedy zajęcia, któremu mógłby poświęcić uwagę. Ale akurat tak się złożyło, że nie miał żadnego.
Ale wtedy starszy zabrał głos. I było to co najmiej coś osobliwego.
- Jungkook... dziękuję ci, że pozwalasz mi u siebie mieszkać. - zagryzł wargę od środka.
Naprawdę był Jeonowi wdzięczy. Chociaż ani razu mu tego nie powiedział. Ale wypadało. I bynajmniej, to nie Seokjin zalecił mu zrobienie tego. Sam tak postanowił.
Było to dla młodszego lekkim szokiem. Cóż, mimo wszystko nie spodziewał się, że usłyszy coś takiego z ust Jimina. Niższy wydawał się zachowywać tak, jakby wszystko to zwyczajnie mu się należało. Nie było tak oczywiście, ale kiedy Park okazał się to dostrzec, Jungkookowi zrobiło się ciepło.
Mimo to nie mógł dać ponieść się emocjom. Cała sytuacja była o tyle trudna, że jeszcze nie tak dawno właściwie łączyła ich niesamowicie silna więź. To było ciężkie.
- Nie tobie, tylko mojemu dziecku. - założył dłonie na krzyż. Zabolało obu.
Jimin lustrował smutnym wzrokiem oblicze Jungkooka. Ze złożonymi na krzyż rękoma zaciskał ze sobą usta w wąską linię. Patrzył na podłogę, opierając się o wysepkę. Park rozszerzył usta, czując jak dygocze mu warga.
- Jungkook, czy ty...
Dzwonek i odgłos drzwi przerwały mu wypowiedź. Na początku trochę go to zirytowało, ale po chwili zaczął być nawet wdzięczny, kobiecie, która weszła akurat do kwiaciarni. O mały włos, a nie powiedziałby o słowo za dużo.
Ten związek był już martwy i tak. Nie należało popełnić tego samego błędu po raz drugi. Tym bardziej, że Jimin wciąż kochał Taehyunga, a jego pytanie, które zamierzał zadać mogłoby zachwiać obecną rzeczywistość. Wolał trwać w niewiedzy niż mieć świadomość o istocie uczuć Jungkooka.
Tym bardziej, kiedy Jungkook z miejsca zaczął zajmować się klientką.
***
Kiedy wrócili z Jinem do domu Jimin nie zachowywał się już jak dotychczas. Był bardziej smutny i przygnębiony. Kim oczywiście widział to aż nadto. Brak uśmiechu na twarzy Parka był rzadkim widokiem. Szczególnie dostrzegalne było to dla nikogo innego jak jego najlepszego przyjaciela.
- Pogadaliście sobie? - zapytał w pewnym momencie, nie mogąc już dłużej trwać w tym niewygodnym milczeniu. Wziął w dłoń pilot, ściszając telewizję, żeby mogli swobodnie porozmawiać.
- Właściwie to nie. - Jimin zacisnął ręce na nogach, które przyciskał do siebie przez cały czas. - Ale chyba nie musieliśmy. Wszystko jest przecież jasne.
Jin zrozumiał. Sytuacja była oczywista. Dlatego nie drążył dalej tematu ich relacji, której wyglądu był pewien. Zamiast tego wolał poznać odpowiedź na kolejne, jeszcze bardziej oczywiste pytanie.
- I dobrze się z tym czujesz? - unosił brew.
Jimin chwilę nie odpowiadał. Po prostu patrzył przed siebie, zaczynając jakby trochę kołysać się to w przód, to w tył. Ale naprawdę delikatnie. Tak, że on sam ledwie to czuł.
Dopiero po dłuższym momencie, kiedy z jego jednego oka popłynęła łza, otworzył usta.
- Przytulisz mnie, Jinnie? - pociągnął nosem, pocierając śródręczem oko. Spojrzał na starszego z beznadziejnym wzrokiem. Po czym rozpłakał się mocniej.
- Jiminnie... - Jin od razu przyciągnął go do siebie, zamykając w szczelnym uścisku. Zaczął kreślić mu kciukiem kółka na plecach i pocałował go w czubek głowy. - ...po co ci to wszystko było?
Cdn.
*Namoo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top