十一
pięć lat temu spędziła cały miesiąc w szpitalu. tydzień po pogrzebie i jeszcze dodatkowe trzy po stracie dziecka.
kiedy wreszcie ją wypisali, kwiaty na marmurowej płycie na cmentarzy zdążyły już dawno zgnić pod roztopionym śniegiem.
od tamtego czasu tegoroczyny pobyt w szpitalu staje się jej najdłuższym. lekarze ciągle błądzą, nie chcą jej wypisać. są uparci. nie dają za wygraną.
a właśnie dzisiaj jest rocznica jej pierwszego wypisu ze szpitala, momentu, w którym przypomina sobie, jak długo na nie patrzyła na zwiędnięte badyle na jego grobie. teraz sobie myśli, że bardzo żałuje, że jednak przeżyła krwotok, bo teraz byłoby jej o wiele łatwiej. życie jest skomplikowane. czasami lepiej je sobie odpuścić.
każą jej nadal leżeć, ale ona nie może. stare ranu ponownie się otworzyły i nie widzi innego sposobu na ich zabliźnienie, jak poznanie prawdy. hyeri musi zrozumieć, bo bez tej wiedzy, nie może ruszyć z miejsca, w którym zostawiła ją policja kilka lat temu.
więc w ten wczesny, czwartkowy wieczór, kiedy wskazówka zegara ledwo dobija do godziny siódmej, hyeri zamiast wsiąć do windy i udać się na chirurgę, wyciąga swoje ubrania, nakłada buty i jak gdyby nigdy nic wychodzi z oddziału. pielęgniarki są zajęte. nie zauważają jej. przemyka na dół. chce zadzwonić po taksówkę, ale przypomina sobie, że jej komórka została na szafce nocnej.
w poczekalni czeka na taksówkę, o której zamówienie poprosiła recepcjonistkę. te kilka minut, które spędza na twardej, plastikowej ławce wydają jej się snem. nic z tego nie jest prawdziwe. zupełnie nic.
iluzja.
— dokąd sobie pani życzy? — budzi się dopiero w taksówce.
to wszystko jednak jest prawdą.
zdradliwa rzeczywistość.
podaje mężczyźnie adres, bezwiednie przyglądając się, jak mijane budynki wraz z pędem auta, zlewają się w jedno.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top