十
odprowadza ją do pokoju, jeszcze raz przypomina, żeby przestała robić za bezpańskiego psa, i że ma na niego czekać, bo za chwilę wróci.
no i wraca.
z jedzeniem na wynos.
jeden talerz wciska hyeri do rąk, z drugim siada na krześle i bezmyślnie odwija folię, zanim zacznie niemrawo dźgać pałeczkami jedzenie.
— myślałam, że w sylwestra będziesz miał wolne — zagaduje hyeri.
— skoro tak wielu idiotów woli dzisiaj odwiedzić ojom z palcami w lodzie, albo poparzeniami na twarzy — albo jednym i drugim — idioci — to równie dobrze mogę zostać i się na coś przydać.
— dużo pracujesz.
— lubię to, co robię.
hyeri nie wątpi w jego słowa. nawet, gdy mówi to głosem całkowicie wypranym z emocji.
kiwa głową w zrozumieniu, zanim powie:
— dzięki za kolację. to miłe z twojej strony, ale nie musiałeś. serio.
na jej słowa, jaebum niemal dławi się makaronem. krztusi się jeszcze chwilę, robi się czerwony na twarzy, co wygląda całkiem zabawnie, gdy znów odzyska powagę.
— nie lubię jeść sam, a skoro i tak już tu jesteś, to pomyślałem, że to wykorzystam — wyjaśnia spokojnie.
— i tak dziękuję. — bierze głębszy oddech wciąż patrząc na zasłonięty przezroczystą folią talerz na jej kolanach. od rana nic nie jadła, ale nie czuje głodu. jedynie ten niepokój, który zmusza ją do wypalenia: — jaebum, czy ty też myślisz, że zaczynam wariować?
jej niepokój się zwiększa, zamiast opaść na dno jej świadomości. zaczyna się bać jego odpowiedzi. żałuje, że się o to spytała.
— nie jestem psychiatrą, więc nie mnie powinnaś o to pytać. nie znam się.
brak odpowiedzi, nie jest jak brak wieści. nie oznacza nic dobrego. przynajmniej tak myśli hyeri. gardło jej się ściska i nie może przełknąć śliny.
myśli sobie, że faktycznie traci zmysły. to przecież zawsze tak działa. najpierw powoli i niezauważenie, a później zrywa się, przyspiesza i już jest za późno, żeby to zatrzymać.
— nie zwariowałaś, hyeri. — głos jaebuma wdziera się w jej podświadomość. dodaje jeszcze coś, o co by go nigdy nie podejrzewała: — po prostu twoje wspaniałe sposoby radzenia sobie z życiem są gówno warte. aż żal patrzeć.
znudzenie, z jakim to mówi, wcale nie pasuje do jego słów.
i jeszcze do tego, że się z nim zgadza. to chyba jest jeszcze dla niej komiczniejsze.
a więc śmieje się z tego, trochę gorzko, ale prawdziwie. on idzie w jej ślady.
— szczęśliwego nowego roku, jaebum.
— tak. oby był lepszy, niż poprzedni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top