7

W pamiętniku zapisywalam dosłownie wszystko, wylewałam na papier swoje uczucia, myśli oraz nawet wyzwiska na Gabriela, gdy mnie wkurzył po naszej kolejnej kłótni. Żeby tego było mało, spoliczkowałam go nawet. Nie chciałam nawet przeprosiłam go za to, jednak nie wiem czy mi wybaczył. Jednak prace mam nadal. To chyba dobrze, nie? Do tego pojawiały się tam plany odnośnie zdobycia miraculum. Mimo, że Gabriel już odpuścił to ja nie. Opracowywalam z dokładnością każdy plan, przewidujac każdy ruch bohaterów. Zmienilam się nawet troche w Gabriela. Wymierzylam dokładnie dachy, po których będę chciała się poruszać. Dokładnie miałam wymierzony każdy krok, ruch i ich ilość. Zachowalam się jak jakaś psychiczna kobieta, ale nie mogłam wciąż znosić widoku każdych wieczornych załamań Gabrysia. Około pierwszej w nocy zabrałam miraculum ćmy oraz pawia. Złączyłam je. Od razu ból dawał o sobie znak. Jednak, nie byłam już tak słaba jak wczesniej, tak moje zdrowie było o wiele gorsze, ale znoszenie bólu znacznie większe. Wyskoczylam przez okno. Udałam się prosto do studia Nadji Chamack, czy jak jej tam było. Niby podawala to w każdych swoich wiadomościach, ale jednak mi to wisiało i powiewało. Włączyłam transmisję na żywo, pojawiłam się w telewizji, na ekranach, wszedzie.

- Drodzy paryżanie. Chcialabym ogłosić już ostateczną walkę Biedronki oraz Czarnego kota przeciwko mnie. Macie kochani przewagę liczebna, mojego partnera w walce nie ma ze mna. Liczę, że się pojawicie... a teraz zapraszam was na górę - Powiedziałam wypuszczając z laski granatową akume, spojrzalam z uśmiechem na to jak leci. Gdy wyleciala poza kadr wylaczylam nagranie i je zapetliłam. Sama powoli poszłam na górę tego budynku, gdzie byly liczne anteny oraz inne rzeczy. Spojrzałam na podłoże, idealnie ustawiając swoje stopy. Gdy podniosłam glowe bohaterowie już tu byli.

- no prosze, jak szybko - Uśmiechnęłam się do nich tajemniczo, by następnie oprzeć caly swój ciężar na laske. Wokół nas już latały helikoptery, dziwiłam się jak wiele ludzi obudziłam. Jestem jeszcze ciekawa, czy Gabriel też już nie śpi.

- a więc teraz zamiast z władca ciem bedziemy walczyć z jego damską wersja? niesamowite! - Powiedzial ironicznie czarny kot, a ja jedtnie wyciągnęłam przed siebie reke. Nie mógł domyślić się o co mi chodzi, przeciez, skoro czegoś nie widać to nie wiadomo co się dzieje. Jednak na nich spadła klatka, była do połowy tego butynku. Dokladniej, byl to emopotwor, ktorego zadaniem bylo się po prostu pomniejszać.

Uslyszalam smiech biedronki.

- mocy ci zabraklo? - Zapytala ocierajac sobie lze radości

Głupia idiotka.

- och, jasne... opuściła mnie razem z nadzieją, że wy zejdziecie z tego dachu, lub w ogóle zejdziecie żywi - Podeszłam pare kroków, uważnie obliczajac gdzie się teraz znajduje moja klatka. Jednak to nie wszystko. Akuma, która mam w zanadrzu tylko czeka aż będzie mogła zaatakować któregoś z nich.

Walka trwala w najlepsza, ale najlepsze jest to, że dostałam to o co tak długo walczylam z Gabrielem. Nie zastanawiając się dłużej wróciłam do rezydencji ostatkiem sił. Tam juz czekal na mnie Gabriel. Caly zdenerwowany, roztrzesiony... Zdjęłam z siebie broszki i razem z kolczykami i pierscieniem podalam je Gabrielowi.

- dobrze wiesz, że ich nie chce. Mówiłem, pogodziłem się z przeszłością - Mruknął, ale wziął miracula przygladajac się uważnie to im to mnie. Oparlam się plecami o sciane, ciężko łapiąc oddech. Nie będąc już w kostiumie odczuwałam skutki mocniej, w końcu teraz nic mnie nie chroniło.
Spojrzalam na mężczyzne, który najwyraźniej bardzo się wahal.

- na co czekasz? ożywiaj ją.. jesli bedzie trzeba, poświęć mnie. I tak jestem już na pograniczu śmierci - Wysiliłam się na te słowa, bo zaraz później z moich ust posypał się kaszel oraz na rece wyleciała krew. Nie przerażała mnie już ona tak bardzo, a praktycznie wcale. Pogodzilam się ze śmiercią w taki sposób. W końcu i tak nie wiele zycia mi zostało, a praktycznie nic. Czułam to, moj stan byl okropny, a każda sekunda oznaczała cierpienie. Kazdy oddech to byl kolejny żar w płucach oraz walka o kolejne chwile życia.

Gabriel w tym czasie nałożył kolczyki oraz pierścień. Pokój rozjaśnił się białym światłem, a on sam stał przy obrazie Emilie. Niespotykany widok, ale pocałował go.

- Jakie jest twoje życzenie? - Zapytał potwór. Przerażenie Czułam aż w kościach. Dreszcz adrenaliny, strach i obawę. W końcu zaraz mam umrzeć.

- czytaj z mojego serca - Wypowiedzial przymykajac oczy. W tym swietle ledwo go widzialam. Jedynie oczy, nos usta oraz jego zarys. Cieszylam się ostatnimi widokami jego, oraz glosem który słyszałam, był co prawda trochę przygłuszony, ale jednak potrafiłam go zrozumieć.

- Co ofiarujesz? - Usłyszałam kolejne pytanie. Kazdego jego pytanie bylo tak glosne, że dźwiek przenosił sie na wibracje w klatce piersiowej.

- zdrowie Emilie - Rzekl, a ja wytrzeszczylam oczy.

- zdrowie Emilie? Idioto, nie!... -Wykrzyczałam zanosząc się jeszcze wiekszym kaszlem niż poprzednio. Chwycilam sie za materiał czerwonego golfu. Chwile później poczułam dziwne łaskotanie, jakbym unosila się w powietrzu, mimo tego, że wciąż praktycznie lezalam na podłodze. Czułam się o wiele lepiej. Bolała mnie jedynie glowa teraz. To chyba przez ten caly hałas i wszystkie wrażenia.

Otworzyłam oczy widząc pochylonego nademną Gabriela. Aż mi się zrobiło gorąco. Jednak, nie wszystko mogło być tak pięknie. Uderzyłam go z calej sily w policzek.

- miałeś ratować emilie! O to caly czas walczylismy! a ty co? Po co wybrales mnie?Mogłeś w końcu stworzyć swoją wymarzona szczęśliwa rodzine, ty emilie i adrien - Mój glos się załamał. Byłam bliska płaczu. Dosłownie modlilam się o to, by tak się nie stalo. Jednak gdy poczułam, że po rozgrzanym policzku powoli spływa mi zimna łza, wiedzialam, że się nie udało.

- nie cieszysz się? - Zapytał, mając rękę na swoim policzku. Nie musialam widziec go całego, by wiedzieć jak bardzo jest czerwony. Kurde... Może trochę przesadzilam.

- Nie. Miałeś to życzenie przeznaczyć Emilie... - Odpowiedziałam zaciskając zęby jak najmocniej umialam. Przecież taki był plan, dlaczego go zmienil? Dlaczego jej nie uratował?... Cale starania praktycznie poszly w błoto. Teraz Emilie dosłownie nie żyje.

"Nie płacz, placza tylko słabi. Ty nie jesteś słaba"

- Emilie to przeszłość. Już ci mówiłem, chce się skupić na teraźniejszości, ale potrzebuje w niej ciebie -

Zatkało mnie. Dosłownie zabrakło mi słów.

"Potrzebuje w niej ciebie"
"Potrzebuje w niej ciebie"
"Potrzebuje w niej ciebie"
"Potrzebuje w niej ciebie"
"Potrzebuje w niej ciebie"
"Potrzebuje w niej ciebie"...

- Jasne, w końcu kto by ci sprawdzał pocztę - Warknęłam zdenerwowana, gdy w końcu znalzlam jakaś odpowiedź. Dotarlo do mnie, że to tylko puste slowa, ktore jednocześnie brzmią tak piękne, przepełnione nadzieja.

- dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi - potarł dłonią skroń, a ja w tym czasie wstalam, nie zważając na ból głowy.

- nie, nie wiem, ale dziękuje Ci Gabrielu za tą głupote, którą zrobiłeś. Ale jednocześnie dalej cie nienawidzę. Jesteś idiotycznym, zapatrzonym w siebie manipulantem. Dla każdego tak łatwo przychodzą ci takie słowa dające nadzieje? Tak łatwo potrafisz kłamać? Dobrze wiesz, że mnie nie ptrzebujesz. A ratowaniem mnie straciłeś jedyną szanse na uratowanie żony... Kocham cie i jednoczesnie nienawidzę, bo kochanie ciebie Gabrielu sprowadziło mnie tylko do wstretu do siebie - rzeklam swoim ulubionym, oschlym głosem. Zostawilam go samego w gabinecie. Pierwszy raz ostatnie słowa należą do mnie. Udałam się prosto do swojego gabinetu.

- coś się stalo nathalie? - Zapytal. Jestem pewna, ze stoi na korytarzu już jakiś czas i na pewno słyszał naszą rozmowe.

Tak.

- nie - Odpowiedziałam wymijając go. Tak bardzo nie chcialam go zamartwiać, w końcu on nie jest niczego winny, a tak wiele cierpi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top