rozdział 8
9.12.2016 r. (nadal sześć dni później)
Taehyung
Czy życie ma jakiś większy sens? Czy naprawdę dążymy do czegoś, co ma wyjaśnić nasze egzystowanie na tym ziemskim padole? Ja już w to nie wierzę.
Spędzałem ostatnio cały mój czas na układaniu kwiatów. Tylko one mi zostały. Hyung powinien trzymać się ode mnie z daleka, by był bezpieczny. Obrzydlistwo nie może go skrzywdzić. A im bardziej się stanie dla mnie obojętny, tym lepiej. Dlatego całą swoją miłość przelewałem na kolejne bukiety. Każdy kwiat miał być perfekcyjny, piękniejszy od Obrzydlistwa. Tak bardzo się na tym skupiałem, że nie chciałem jeść posiłków przynoszonych przez hyung'a, a nawet chodzić do toalety. Jedynie o ręce dbałem, nie chcąc uszkodzić nimi mojego skarbu.
W nowym funkcjonowaniu przeszkodził mi Jimin. Ale może to i lepiej. Obrzydlistwo nie pozwoliło mi nikomu wyznać prawdy, ale starałem się obchodzić jakoś ten zakaz, próbując wyjaśnić chłopakowi, co się dzieje. Nie oczekiwałem jednak pomocy dla siebie, pragnąłem jedynie, by zajął się Hoseok'iem. Może dzięki temu będzie bezpieczny.
Jednak kiedy Jimin wyrzucony z mojego pokoju wyszedł, zacząłem się zastanawiać, czy na pewno nie mogę nic więcej zrobić. Gdybym tylko zniknął... Gdybym przestał istnieć, hyung byłby na pewno zostawiony w spokoju przez tego demona. Tak długo jak oddycham, tak długo ten diabeł mógł mu zaszkodzić. Wziąłem więc do ręki nóż i spojrzałem na niego. Bałem się wbić go w siebie. To było dla mnie za dużo.
Ale gdybym się powoli wykrwawił...?
Złapałem dłonią ostrze i zacisnąłem na nim pięść, tworząc głębokie rany. Chyba uszkodziłem jakieś mięśnie, bo poczułem, że palce zaczynają mi dość szybko drętwieć.
Spojrzałem smutno na leżące wokół mnie kwiaty. Nie powinny zostać tak brzydko ubrudzone. Wziąłem więc do ręki jeden z bukietów, złożonych głównie z białych lilii i ruszyłem do łazienki, by usiąść w wannie. Mimo wszystko nie chciałem umierać z dala od kwiatów, więc tych kilka powinno mi towarzyszyć. Może stworzę coś ciekawego?
Przejechałem zakrwawionymi palcami po płatkach, tworząc na nich ścieżki. Piękne. Wyglądały, jakby też żyły. I umierały razem ze mną.
Niestety, w najmniej odpowiednim momencie zjawił się znowu Jimin, natychmiast rzucając się do mnie, by spróbować jakoś zatamować krwawienie. Dopóki nie zobaczyłem łez na jego twarzy, nie zorientowałem się, że również płaczę. Próbowałem go powstrzymać, ale on zdążył już nawet zawiadomić hyung'a. Chyba będę musiał zrobić to w nocy, gdy zostanę sam.
Nagle do pomieszczenia niczym burza wpadło Obrzydlistwo. Nie miałem pojęcia dlaczego. Skąd wiedział, że coś się stało? Jakim cudem przybył tutaj tak szybko? Dlaczego? Czy miał jeszcze jakąś moc, która nie pozwoli mi się już nigdy przed nim ukryć?
Nie zareagowałem, gdy Obrzydlistwo uderzyło Jimin'a. Chłopak był głupi myśląc, że mnie przed nim obroni. Nic nie jest w stanie powstrzymać diabła.
- Przestań Obrzydlistwo. Przecież i tak to o mnie ci chodzi - powiedziałem beznamiętnie, krzywiąc się przez jego dotyk.
- Pożegnaj się z przyjaciółmi, bo już nigdy ich nie ujrzysz - odpowiedział mi tylko z tym swoim okropnym uśmiechem, kierując się już ze mną do wyjścia, a następnie do swojego samochodu. Wrzucił mnie na tylne siedzenia, zmuszając zaraz po tym do spojrzenia w oczy, by mógł mi wydać kolejny rozkaz, jakim był zakaz odzywania się do końca podróży. Skupiłem się więc na sobie i zacząłem rozwiązywać kawałek ręcznika założony przez rówieśnika, aby móc ocenić moją ranę, ale nagle szarpnęło samochodem, bo demon zatrzymał się i odwrócił do mnie, by znów mi to zawiązać.
- Zostaw to, głupi dzieciaku. W domu ci to zszyję - mruknął, gdy już powrócił do prowadzenia pojazdu. Widziałem teraz, że zerka na mnie w lusterku, dlatego uniosłem wolną dłoń do góry i pokazałem mu środkowy palec, dając tym samym znać, co myślę zarówno o nim, jak i całej tej sytuacji.
-Utnę go jako pierwszego - powiadomił mnie z uśmiechem.
Resztę drogi bawiłem się końcówką ręcznika, wyobrażając sobie kolejne bukiety, które mógłbym w tym czasie stworzyć. Obrzydlistwo znowu zabierało mi mój czas, który nie należy do niego. Nienawidzę go za to. Nienawidzę go za każdy oddech, który robi.
Gdy dojechaliśmy do domu Min'a, poczułem, jak gula w moim gardle maleje, umożliwiając mi ponowne mówienie, jednak nie miałem zamiaru się odzywać. Po co? Wystarczy, że widziałem, jak prawdzi mnie do mebli, za którymi po wpisaniu kodu na ukrytym panelu, otworzyło się wejście do słynnej piwnicy, którą nie raz już mi groził. Czyli nadszedł ten czas. Teraz będę już bardzo powoli dzielony na kawałki, zapewne dość dosłownie.
- Witaj więzienie - szepnąłem, zamykając oczy, godząc się z moim losem. W końcu i tak prowadził mnie do śmierci.
Chwilę później zostałem położony na podłodze, a w moje ciało wbito igłę. Zawarty w strzykawce płyn pozwolił mi zachować obojętność oraz spokój, więc nie narzekałem. Tak było łatwiej. Tylko po co Obrzydlistwo zabrało się za zszycie mojego rozcięcia? Przecież chodziło mu o takie rany...
Albo chciał je po prostu zadawać osobiście.
- Skoro umiesz to naprawiać, moich ran będzie coraz więcej. Mam rację? - zapytałem cicho, chcąc z czystej ciekawości sprawdzić tę tezę.
- Zamknij się - warknął, ale nie był to rozkaz, dlatego nie miałem zamiaru rezygnować z dalszego wkurwiania go. I tak nic mi już gorszego nie zrobi, niż odebranie życia. - Kiedyś przyprowadzę tu Jung Hoseok'a i zabije go na twoich oczach za to wszystko.
- Oczywiście, że tak. W końcu jesteś Obrzydlistwem - powiedziałem cicho, a na jego twarzy zagościł zły uśmiech.
- Ładne to określenie. Takiego jeszcze nie słyszałem.
-Może po prostu utniesz mi dłonie? Po co je ratujesz? - zaproponowałem, patrząc niechętnie na nitkę łączącą moje rozerwane ciało.
- Masz mózg? Myślisz czasem? Nie sądzę. - Ponownie się zezłościł, uderzając mnie dość mocno po głowie, przez co na chwilę zamilkłem, bo mi się w niej zakręciło.
- Jeśli nie będę miał dłoni, nie będę mógł robić bukietów, które kocham, więc nie będę cię nimi wkurwiał. To ty nie myślisz - odpowiedziałem w końcu, chcąc go oświecić. I tak nauczyłbym się to robić stopami, albo nawet zębami, żadna różnica, dopóki mam dostęp do kwiatów..
- Już nigdy ich nie zobaczysz, więc co to za różnica? A nie mam zamiaru się z tym babrać.
- Nigdy więcej... kwiatów? - powtórzyłem, nie mogąc w to uwierzyć. Ten cios był stanowczo poniżej pasa.
Jak ja mam teraz żyć? Dlaczego przed śmiercią nie mogę ich oglądać? Dlaczego jest tak okrutny?
Poczułem, jak łzy ciekną z moich oczu, choć organizm pozostał spokojny przez ten płyn ze strzykawki.To jednak wywołało tylko satysfakcję na jego twarzy.
- Nigdy.
Nic mnie już nie obchodziło, co potwór wyrabia z moją ręką. Po prostu płakałem cicho, dając mu działać.
Gdy moja rana została zdezynfekowana i opatrzona, demon przeniósł mnie na łóżko znajdujące się na środku pomieszczenia, gdzie przykuł moje kończyny do ram.
- Nie lubisz kwiatów Obrzydlistwo? Czy to dlatego, że nigdy nie będziesz tak niezwykły jak one? - zapytałem, zbierając się znów w sobie na takie rozmowy. W sumie nic mnie to nie obchodziło, ale denerwowanie go było jedyną możliwością odgrywania się.
- To dlatego, że można je zniszczyć tak samo łatwo jak was - ludzi.
- Dlaczego nienawidzisz za słabość? Słabości trzeba pomagać, by zniknęła, a nie pogłębiać.
- Pomagam wam umrzeć. To jedyne co mogę wam dać i na co zasługujecie.
- Więc pomóż mi umrzeć. Nie przedłużaj mojego życia. Nie chcę go - powiedziałem cicho, licząc, że się przełamie do tego.
- Pomogę, niedługo.
Czyli jest dla mnie nadzieja.
Szarpnąłem rękami, chcąc sprawdzić wytrzymałość moich kajdan. Raczej będzie problem się z nich wydostać. A mógłbym wtedy spróbować się zabić... Chyba że poprzecieram nadgarstki i kostki i w ten sposób się wykrwawię. To zawsze jakaś alternatywa.
- Znowu będziesz mnie brudził, prawda? - spytałem, chcąc wiedzieć, czy będzie mnie jeszcze dotykał, bo to naprawdę niemiłe. Ostrze noża było przyjemniejsze od tych zimnych dłoni.
- Oczywiście. Pobawimy się trochę - zapewnił, przez co moje ciało troszkę się spięło.
Potwór podszedł do szafy i otworzył jej, a moim oczom ukazał się cały arsenał narzędzi do tortur. Noże różnej wielkości, baty, pejcze, ale też narzędzia, które skojarzyłbym z jakimś chirurgiem. Może na koniec wytnie mi narządy i sprzeda? Albo zje. Czort go wie.
- Nie chciałeś zapewnić mi energii czerpanej z twojego strachu, to zacznę ją czerpać z bólu - wyjaśnił, dostarczając mi kolejnej informacji co do swojej osoby. Czyli im mniej będę czuł, tym bardziej będę dla niego bezużyteczny. I tym bardziej on będzie zły. Świetnie.
- Już się nie mogę doczekać - mruknąłem, zamykając oczy i znowu zapłakałem, nie mogąc powstrzymać wciąż napływających łez. Jednak ku mojemu zdumieniu żadne z narzędzi nie zostało wyjęte, a diabeł zamknął szafę, co zakomunikowało mi skrzypnięcie drzwiczek.
- Nie radzę robić pod siebie, bo będziesz to sprzątał. Będę tu zaglądał raz na jakiś czas. Ściany są dźwiękoszczelne, wyjście na kod, a łańcuchy naprawdę grube, dlatego nie masz możliwości ucieczki. Zresztą i tak byś do mnie wrócił - poinformował mnie, a zaraz po tym usłyszałem, jak opuszcza pomieszczenie.
Przez chwilę leżałem, po prostu płacząc, ale w końcu łamiącym się głosem zacząłem śpiewać starą piosenkę, której nauczyła mnie dawno temu mama. Zawsze, gdy się bałem śpiewała mi ją, dzięki czemu mogłem pokonywać moje strachy.
Mamusiu, tak bardzo za tobą tęsknię...
17.12.2016 r. (osiem dni później)
Jimin
Od porwania Taehyung'a przez Min Yoongi'ego minął tydzień. Zgłosiliśmy sprawę na policję, której opowiedzieliśmy o wszystkim, co wiedzieliśmy. Oczywiście odwiedzili dom czarnowłosego mężczyzny, jednak okazał się czysty i oprócz psa, nie znaleźli w nim żywej duszy.
Martwiłem się tym wszystkim tak bardzo jak mój hyung. Chociaż dla niego Tae był na pewno bliższym przyjacielem, dlatego musiałem o niego zadbać, nie pozwalając, aby zadręczał się całą tą sprawą. Wierzyłem, że chłopakowi nic nie jest, modląc się o to codziennie do wszystkich dobrych sił. Nawet jeśli widok zakrwawionego Kim'a w wannie, usiłującego się zabić, nawiedzał mnie codziennie w snach, robiłem wszystko, by nie pozwolić wpłynąć temu na moją psychikę. Musiałem dalej studiować, pracować i być silnym dla mojego ukochanego.
Po powrocie Jeonggukie'ego, który miał teraz wolne, starałem się nie przebywać w mieszkaniu prawie w ogóle. Chłopak o wszystkim się dowiedział i obecnie szczerze mnie nienawidził, co dodatkowo bolało, choć tłumiłem to w sobie. Dlatego w sobotę bez zastanowienia, tuż po przygotowaniu obiadu dla Hoseok'a, udałem się do jego mieszkania, stając przed nim niepewnie i martwiąc się w jakim będzie stanie.
Starszy otworzył mi po kilku delikatnych puknięciach, stając w drzwiach z kubkiem w dłoni i zmęczonym wyrazem twarzy, przez co wiedział, że powinienem już wcześniej do niego przyjść.
- Cześć Jiminnie – przywitał się, uśmiechając trochę blado i łapiąc moją wolną rękę, by do siebie przyciągnąć, całując w czoło. Nadal potrafił mnie czymś takim zawstydzić, choć teraz za bardzo skupiłem się na udzieleniu mu pomocy.
- Jak się czujesz, hyung? Przyniosłem ci coś do jedzenia – powiedziałem, tuż po cichym przywitaniu, podnosząc do góry trzymaną reklamówkę z opakowaniami z obiadem.
- Nie mogę spać, Jiminnie... - zaczął, wpuszczając mnie do środka i zamykając za nami. – Niby jestem zmęczony, ale leżę tylko i patrzę w sufit... muszę jakoś ratować się kawą – wyjaśnił, przez co zmartwiłem się nawet bardziej. Naprawdę mogłem zostać z nim na noc... - Chyba będziesz musiał mnie karmić, bo ledwo trzymam ten kubek, a co dopiero bym machał pałeczkami...
Odłożyłem na podłogę zarówno torbę, jak i reklamówkę, szybko zdejmując buty i kurtkę, którą zawiesiłem na wieszaku. Niewiele myśląc zabrałem mu ten kubek, naprawdę nie przepadając za kawą jako sposobem na dodanie sobie energii, by zaraz objąć go ręką, przytulając do jego torsu.
- Zjemy coś, a później spróbujesz się choć trochę przespać, dobrze? Zostanę z tobą hyung – obiecałem, pragnąc dodać mu otuchy.
- Nie mogę, Jiminnie. Muszę zrobić kilka rzeczy w kwiaciarni. Mimo wszystko muszę pracować, bo inaczej nie będę miał z czego opłacić rachunków – wyjaśnił, o czym dobrze wiedziałem, jednak nie mogłem pozwolić mu robić tego bez chociaż kilku godzin snu. – Zresztą, to miejsce jest tak ważne dla Tae... - dodał, łamiącym się głosem. Jego smutek naprawdę mnie bolał. Cała ta sytuacja bolała...
Przytuliłem go trochę pewniej, zaraz jednak się odsuwając, by spojrzeć mu w oczy i wolną dłonią pogłaskać po policzku.
- Pomogę ci. Tylko proszę, odpocznij, wszystko razem nadrobimy – zapewniłem, wiedząc, że już i tak, nawet pomimo wszelkich różnic w naszym życiu, stawaliśmy się jednością, nie potrafiąc bez siebie żyć.
Ponowne, krótkie przytulenie zakończyło myśl o odpoczynku, który chciałem mu zapewnić, łapiąc już za rękę i prowadząc do jego przytulnego pokoju. Mieliśmy podobne charaktery, dlatego również na jego półkach znajdowały się zdjęcia z ukochanymi osobami, a przynajmniej dwoma najważniejszymi – z Taehyungie'm i ze mną.
Szybkie wrócenie do przedpokoju, aby przenieść swoją torbę i jedzenie na fotel w pokoju Hoseokie'ego, zakończyłem zajęciem miejsca przy hyung'u, od razu zabierając się za otworzenie trzech opakowań z jeszcze ciepłym obiadem.
Zacząłem karmić przygnębionego ukochanego, czując się bezsilny przez tę sytuację, chociaż nie pozwalałem sobie tego pokazywać.
- Najwyżej co trzeci kęs ma być twój Minnie, dobrze? Też powinieneś choć trochę zjeść – zauważył starszy, na co kiwnąłem niepewnie głową, nadal utrzymując swoją „dietę", która co prawda nie była już tak rygorystyczna jak jeszcze jakiś czas temu.
Kolejne kęsy przerywałem jedynie delikatnym pogłaskaniem jego głowy lub policzka, robiąc wszystko, aby go rozweselić.
- Jak mamy go odnaleźć, Minnie? – zapytał po nastej z kolei porcji jedzenia, najwyraźniej nie mogąc oderwać się od tych myśli. – On musi być przetrzymywany gdzieś przez tego psychola...
- Hyung... Tae na pewno do nas wróci, dlatego musimy być silni – zapewniłem go. – Kocham cię, hyungie i proszę... spróbuj dla nas dbać o swoje zdrowie. Teraz martwię się o was dwóch... - wyjaśniłem swój punkt widzenia, wiedząc, że po dzisiejszej wizycie i ujrzeniu go w takim stanie dojdą mi nowe koszmary.
Odłożyłem na chwilę jedzenie, przytulając się do chłopaka, aby całkowicie odejść od tego myślami.
- Masz rację, Minnie – powiedział, zaczynając głaskać mnie po włosach, choć trochę w ten sposób uspokajając. – Ale Tae jest taki kruchy... Jak on sobie z nim poradzi? – Kolejne ciężkie pytanie wymagało ode mnie chwili zastanowienia, podczas której starałem się wyłapać te najodpowiedniejsze przemyślenia, którymi jeszcze się z nim nie podzieliłem.
- Może jest tak naprawdę silniejszy niż sądzimy? Powinniśmy w niego wierzyć, hyung, to czasami naprawdę pomaga.
- Czuję się winny. Nie powinienem był pozwolić Min'owi kiedykolwiek się do niego zbliżyć. – Jednak starszy nadal nie dał się przekonać do takiego myślenia, dlatego odsunąłem się, kładąc mu dłonie na policzkach i patrząc w to smutne spojrzenie.
- Hyung, nie myśl w ten sposób, nie jesteś niczego winny. W końcu naprawdę wierzyliśmy w ich związek... Ale... na pewno wszystko będzie dobrze... - zapewniłem, niestety coraz bardziej czując, że ta wiara jest złudna.
Chłopak pokiwał głową, jednak widziałem, że w jego oczach pojawiają się łzy i zanim zdążyłem na to zareagować, zostałem przeproszony, po czym starszy ruszył już w stronę łazienki. Zerwałem się z miejsca, nawet nad tym nie zastanawiając, chcąc udać się do tego samego pomieszczenia. Niestety w połowie drogi coś mnie zatrzymało. W mojej głowie pojawiła się myśl, że powinienem zajrzeć do przyniesionej torby.
Robiłem wszystko automatycznie, nie mając nagle kontroli nad swoim ciałem i nie potrafiąc zrozumieć dlaczego wyciągnąłem stamtąd kamerę, którą następnie umieściłem między jakimiś książkami, upewniając się, że będzie skierowana na łóżko.
Szok, jaki to wszystko we mnie wzbudziło, zmusił mnie do zajęcia miejsca na brzegu łóżka, nie pozwalając zerknąć w stronę tej kamery, a nawet odezwać się na jej temat, gdy powrócił już do mnie hyung.
Przeniosłem spojrzenie na starszego, badając w jaki sposób najwyraźniej działa ta siła.
Na Hoseok'a mogę patrzeć, ale... na... kamerę już nie? Po co ją położyłem... i włączyłem nagrywanie? Dlaczego?
Chłopak objął mnie ręką, dlatego zbadałem czy mogę się do niego przytulić. Nic mnie przed tym nie powstrzymało, więc zaraz powróciłem do poprzedniej pozycji, czując, że nie mogę siedzieć w ten sposób przez dłuższy czas, od razu kierując swoje dłonie na jego policzki, zaczynając głaskać jego cienie pod oczami.
Nie spodziewałem się tego, co po chwili zrobiłem, nagle przysuwając się bliżej ukochanego i złączając nasze usta. Nie planowałem tego, nie planowałem niczego, dostając nowe polecenia, które zaczynały mnie przerażać.
Sam pocałunek był równie piękny jak wszystkie poprzednie, jednak na tym nie mogłem poprzestać.
Gdy dłonie starszego przeniosły się na moje biodra, a usta chętnie zaczęły przedłużać pocałunek, muskając delikatnie moje wargi i zapewniając przyjemne szczęście, z sekundy na sekundę moje ciało stawało się odważniejsze, pogłębiając pieszczotę i przenosząc nas powoli do pozycji leżącej.
- Minnie... - szept hyung'a wyrwał mnie z tego dziwnego, niezrozumiałego stanu. Jednak oprócz chwilowego oderwania od jego ust, nie mogłem niczego zrobić. – Nie powinniśmy.
Nie, nie powinniśmy... jeszcze nie teraz... Nie w takich okolicznościach, proszę...
Mój umysł krzyczał, choć te myśli zaraz były zagłuszane słowami, których prawdopodobnie nigdy nie słyszałem.
Nie otwierałem oczu, walcząc z tym i oddychając głęboko przez ogarniający mnie strach. Czułem, że moje ciało reaguje na hyung'a tak samo. Czerwone policzki już zdobiły moją twarz, a serce biło szybciej nie tylko przez niezrozumiałe zachowania, a również dzięki tych cudownym ustom.
- H-hyung... teraz... potrzebujemy się najbardziej – wyjaśniłem, otwierając powoli oczy i ponownie złączając nasze wargi, tym razem na krótki moment, po czym pochwyciłem brzegi swojego białego sweterka, od razu się go pozbywając.
Nie, nie, nie, nieee. Nie chcę, nie chcę tego teraz... Dlaczego? Dlaczego to robię?
Chłopak nie mógł słyszeć mojego krzyku, przenosząc się do siada i całując delikatnie moją już zawstydzoną osobę swoimi działaniami. Ukochany objął mnie, osuwając powoli dłonie pod koszulkę, po raz pierwszy dotykając w tamtym miejscu mojego ciała.
- Kocham cię, Jiminnie. – Ciche wyznanie i jego dotyk sprawiły, że zadrżałem, od razu przerywając powolne muskanie naszych warg, by schować się w jego ramionach.
- Też cię kocham, hyung – wyszeptałem, wcale nie zamierzając tego robić, a starając się wyznać mu prawdę.
Powolne przeniesienie mnie na łóżko i znalezienie się nade mną starszego, trochę wyrwało mój umysł z tej klatki.
- Jiminnie, nic nie mam, byśmy mogli to zrobić... - wyznał, składając delikatny pocałunek na moim czole, gdy wpatrywałem się w niego przerażony.
Nie, spokojnie, to twój hyung, Jimin. To tylko twój hyung, na pewno będzie w porządku...
Wtuliłem się w niego, odnajdując w tych ramionach uspokój i ratunek, który po przymknięciu oczu nadszedł prawie od razu.
- N-nie szkodzi... poradzimy sobie... bez? – zapytałem, bojąc się tych słów, bojąc się swoich myśli i działań, ponieważ nie zamierzałem ich wypowiedzieć.
- Jiminnie, nie mam doświadczenia, martwię się, że zrobię ci krzywdę.
Też się tego boję, hyung... Nie chcę, nie teraz, proszę, pomóż mi!
- Nic... nic mi nie będzie, hyung – wyszeptałem, zaraz będąc pocałowany w głowę, odsuwając się już od starszego, by przenieść znów usta na jego wargi.
Chłopak początkowo oddawał ten pocałunek, kiedy moje lekko drżące ciało błagało o pomoc, co na szczęście starszy zaraz wyczuł, kręcąc głową i odsuwając ode mnie.
- Boisz się, Jiminnie. Widzę to. Mamy czas, nie spieszmy się – zauważył, kładąc już na miejscu obok, gdy ja pozostałem w tej samej pozycji, trzęsąc się lekko przez wszystkie emocje. Niestety, długo nie mogłem tego robić, zaraz przekręcając się na jednej z boków, posyłając ukochanemu niewielki uśmiech, na pewno trochę wymuszony.
- To... pójdź do sklepu, hyung... poczekam. – Rozwiązanie przyszło do mnie samo, nawet tego nie rozważałem, nie starałem się niczego znaleźć, nie chcąc tego kontynuować. Marzyłem tylko o niewielkich pocałunkach, przytuleniach, rozmowach...
Nie jestem jeszcze gotowy, proszę...
Przytuliłem się do niego, zaraz czując jak jego ręce chętnie mnie obejmują, głaszcząc po plecach.
- Jiminnie, o co chodzi? Zachowujesz się, jakbyś naprawdę tego chciał, ale twoje oczy... Prawie płaczesz. Nie wiem, co mam o tym myśleć...
Myśli, które zmuszały mnie do wszystkich zachowań, znów na mnie podziałały, spuszczając mój wzrok, nie pozwalając na odczytanie niektórych emocji w moich oczach.
- Kocham cię hyung i naprawdę tego chcę – powiedziałem cicho, podnosząc powoli ręce do góry, by przenieść je na jego kark, zaraz wplatając palce w jego włosy, czego wcześniej nie robiłem tak odważnie, choć uwielbiałem te miękkie kosmyki.
Kocham go. Nawet jeśli... coś mnie do tego zmusza... przecież go kocham i chcę być tylko jego.
- Wierzę, że mnie kochasz, Jiminnie. Tak mocno, jak ja ciebie – odpowiedział na moje wyznanie, obejmując raz jeszcze i złączając nasze usta.
Tym razem oddawanie tego pocałunku przyszło mi naturalnie. Cieszyłem się tą bliskością, skupiając tylko i wyłącznie na miłości, którą czułem, nie tylko od niego, a również w sobie.
Całkowicie odrzuciłem strach, powoli przenosząc ręce na dół koszulki chłopaka, by powoli zacząć ją ściągać. Już tego nie rozważałem, mając jedynie nadzieję, że ukochany będzie naprawdę delikatny.
Nigdy nie znalazłem się w takiej sytuacji, z Jennie jedynie pozwalając sobie na pocałunki, które i tak zazwyczaj były niewinne.
Starałem się przyzwyczaić do dotyku starszego, jak tylko jego dłonie pojawiły się pod ostatnią warstwą mojego górnego odzienia. Aby jakoś oderwać swoje myśli od niepewności i wstydu, zacząłem jeździć dłońmi po ciepłych plecach swojego hyung'a. Chłopak westchnął w moje usta jak tylko zapewniłem mu taki dotyk. Choć przez kolejne działanie, szybko tego zaprzestałem, zasłaniając swój tors rękoma, aby starszy nie mógł się pozbyć mojej koszulki.
- Jiminnie, jesteś taki piękny. Nie wstydź się mnie – poprosił, spokojnym głosem, całując delikatnie mój policzek i zaczynając głaskać mnie jedną ręką po włosach.
Przełamanie było dla mnie naprawdę ciężkie i zapewne nigdy nie zdecydowałbym się na kontynuowanie poznawania swoich ciał, gdyby nie siła, nagle zmuszająca mnie do umieszczenia jednej dłoni na jego obojczyku. Powoli zacząłem badać jego skórę zarówno w tym miejscu, jak i na barku, dołączając do tego drugą rękę i znów wsuwając je we włosy Hoseok'a, przysuwając go nagle do siebie i wzdychając przez złączenie się naszych ciał.
Speszyłem się takim odgłosem, chowając od razu w zagłębieniu jego szyi. Chłopak pozwolił mi na tę chwilę niepewności, kładąc po prosto dłonie na moje biodra, co automatycznie delikatnie mnie załaskotało, chociaż nie mogłem tego okazać.
- Mój idealny, Jiminnie – wyszeptał, prosto w moje włosy, składając na nich pojedyncze pocałunki, najwidoczniej robiąc wszystko, aby mnie uspokoić.
Powolne odsunięcie mnie od swojego ciała, złączyło nasze usta w kolejnym pocałunku, których mimo wszystko nie miałem dosyć, chcąc ich teraz jak najwięcej.
Pozwoliłem sobie na ponowne zbadanie dłonią jego tors, co wywołało jeszcze większe rumieńce i nieśmiały uśmiech, gdy chłopak zszedł z pocałunkami na moją szczękę, a następnie szyję.
Miał naprawdę przyjemną skórę i piękny tors, na który nie mogłem przestać się patrzeć i go dotykać, czując, że nie powinienem robić takich rzeczy.
Pocałunek na jednym z moich obojczyków, został zakończony delikatnym zassaniem, zaraz cmokniętym i już zostawionym. Moje usta były już lekko nabrzmiałe od tylu pocałunków, jednak nawet gdy starszy powrócił do nich znowu swoimi wargami, chętnie włączyłem się do oddawania pieszczoty, drżąc trochę przez jego dotyk na swoich bokach.
Wszystkie te pozytywne uczucia wyparły myśli o przymuszeniu do tego aktu. W końcu naprawdę go kochałem. I nawet jeśli było na to za wcześnie, nie musiałem się obawiać, że nasz związek zaraz się rozpadnie, dlatego pozwalałem mu już na wszystko.
Kolejne pocałunki, składane na mojej szczęce, szyi, torsie, tuż przy pępku, zakończyły się przy linii spodni. Obserwowałem uważnie mojego przystojnego hyung'a, trochę się zawstydzając przez te działania.
- Mogę? – zapytał cicho, przejeżdżając nosem tuż nad paskiem od moich spodni, co spowodowało szybkie zakrycie mojej twarzy dłońmi, poprzedzone oczywiście pokiwaniem głową.
Chłopak zaraz zajął się moimi spodniami, ściągając je powoli i siadając między moimi nogami. Przeniósł jedną nogę na swoje ramię, nie mając z tym jakichkolwiek problemów, bo dzięki wieloletnim ćwiczeniom moje ciało było naprawdę rozciągnięte, pozwalając na takie akrobacje, których niestety się wstydziłem, szczególnie teraz, leżąc przed nim prawie nago.
Delikatne pocałunki, składane na uniesionej nodze, przełamywały mnie do zerknięcia przez palce na ukochanego, będąc ciekawym jego reakcji na moje ciało. Uśmiechnąłem się delikatnie, po raz kolejny widząc, że starszy naprawdę cieszy się takim widokiem. I chociaż tego nie rozumiałem, pozwalałem mu na siebie patrzeć.
Jednak kolejne pocałunki, zbliżające się do moich bokserek, sprawiły, że zacząłem szybciej oddychać, nie odrywając od niego wzroku i zaraz widząc jak składa jeden z nich na moim kroczu.
Do szybkiego złączenia nóg, jak tylko pozwolił opuścić mi uniesioną kończynę, zaraz dołączyło ponowne ukrycie w dłoniach, na co chłopak od razu zareagował.
- Jiminnie, nie wstydź się – poprosił, powracając nade mnie i całując w obydwie dłonie. – Jeśli to dla ciebie za dużo, to mogę przestać, kochanie.
Nie, niee, teraz już nie chcę, hyung. To... przyjemne...
Pokręciłem przecząco głową, odrywając powoli ręce i przenosząc je na jego barki, by powędrowały na swoje ulubione miejsce – włosy starszego.
- Jest... w porządku – zapewniłem, uśmiechając się do niego.
- W porządku? To chyba muszę się bardziej postarać. – Wraz z wypowiedzeniem ostatniego zdania, nagle wpił się w moje usta, od razu włączając język do pocałunku i wyrywając ze mnie ciche pomruki. Było mi przyjemnie i miałem nadzieję, że mój ukochany odczuwał to samo. Chciałem, aby tak właśnie się czuł. Bo nie powinienem tego inicjować...
Rozluźniłem się, chowając dopiero, gdy palce Hoseok'a postanowiły zacząć pozbywać się ze mnie ostatniego elementu. Automatycznie przeniosłem ręce na swoje krocze, patrząc na bok i obawiając nie tylko pokazania mu całkowicie nago, a również następnego kroku.
Jednak szybko zostałem zmuszony przez swój umysł do zaprzestania tych działań, przepraszając starszego i przenosząc dłonie po bokach swojego ciała.
Chłopak uśmiechnąłem się, kręcąc głową i całując lekko moje usta.
- Mam najprzystojniejszego chłopaka na świecie – zapewnił, co naprawdę mnie podbudowało, wywołując nawet wesoły grymas. Podziękowałem cicho i niepewnie, zaraz widząc jak mój hyung sięga do swoich spodni, rozpinając pasek, również wstydząc się pokazania mi kompletnie nago. Nie chciałem go stresować, dlatego odwróciłem wzrok jak tylko zobaczyłem jego męskość, która wywołała jeszcze większe rumieńce.
Odwrócenie wzroku zostało nieodpowiednio zinterpretowane przez starszego, bo jak tylko odłożył swoje ubrania, znów zaczął się wahać przed kontynuowaniem.
- Chyba... Znaczy... Jeśli... Jeśli nie chcesz, możemy przestać – wyszeptał, na co pokręciłem głową, wiedząc, że już na pewno nie mogę tego powstrzymać.
Spojrzałem mu prosto w oczy, naprawdę zdeterminowany, wiedząc, że dzięki naszej miłości na pewno będzie to piękne.
- Nie, hyung... nie przestawajmy... - poprosiłem, unosząc się na jednej dłoni, aby drugą dosięgnąć do jego policzka, gładząc go po nim delikatnie. – Masz piękne ciało, hyung, tak samo jak serce... i nawet jeśli szybko nie przywyknę do takich widoków... to naprawdę chciałbym... je widzieć częściej – wyznałem, posyłając mu delikatny uśmiech.
Ta lekko urywana wypowiedź, pochodząca oczywiście prosto z serca, sprawiła, że starszy posłał mi łagodny uśmiech, powoli zdejmując moją dłoń ze swoimi policzka i lekko ją całując.
Krótkie pocałunki i dotyk na moim ciele, który starszy zapewniał mi przez następne minuty zakończył się wraz z podłożeniem poduszki pod moje plecy. Nie musiałem o tym czytać, czy czegokolwiek oglądać, aby domyślić się jak wygląda taki seks. A poślinienie przez ukochanego swoich palców, tylko mnie utwierdziło w tych domysłach.
Starałem się nie spinać i nie panikować, chowając już twarz w dłoniach, bo ta pozycja była dla mnie naprawdę niekomfortowa.
- Będę delikatny, obiecuję – wyszeptał Hoseokie, masując moje udo drugą ręką, gdy wszedł we mnie powoli jednym palcem.
Mieliśmy z tym niewielkie problemy, bo moje ciało nie było przyzwyczajone do takiego rodzaju bólu. Nie miałem też jeszcze okazji oddać go komukolwiek, tak samo jak hyung, dlatego było nam podwójnie ciężko – bez doświadczenia i z moimi kompleksami.
Po kolejnych minutach bólu, przepraszania przez starszego za każde moje skrzywienie i usilnych prób przyzwyczajenia do nowego uczucia, starszy w końcu mógł przejść do ostatniego kroku, którego bałem się najbardziej. Nie sądziłem, że to może być przyjemne, zresztą, było nam ciężko bez jakichkolwiek pomocy. A fakt, że sam tego nie zainicjowałem, a zostałem po prostu zmuszony przez nieznaną mi siłę oraz przypomnienie o nagrywaniu, nie pozwalały mi skupić się na tak cudownym zbliżeniu.
Starałem się odnajdywać przyjemność w jego dotyku i pocałunkach, najczęściej chowając się w tych bezpiecznych ramionach, które ukrywały mnie przed kamerą. I dopiero po zapewnieniu nam takiej bliskości, przyjemność zaczęła wypierać ból, pomagając osiągnąć wspólne spełnienie, po którym jeszcze długo nie uciekałem z jego objęć, nie mogąc nacieszyć się, że mimo wszystko swój pierwszy raz przeżyłem z osobą, którą tak mocno kocham.
18.12.2016 r. (dzień później)
Taehyung
Nowym zajęciem, które pomagało mi przyspieszać płynięcie czasu był śpiew. Śpiewałem ciągle to samo - trzy piosenki nucone przez moją mamę, gdy byłem mały. Każda z nich dawniej pomagała mi walczyć ze strachem przed potworami wychodzącymi w nocy spod łóżka. Obecnie ratowały mnie przed prawdziwym monstrum, którego wolałbym nigdy nie spotkać. Jak to wszystko się w ogóle zaczęło? Jak to się stało, że mnie porwał? Przestało mieć to dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Liczyło się już tylko to, by jak najszybciej ze mną skończył.
Mój śpiew został przerwany przez jego przybycie. Nie wiedziałem, co tym razem kombinuje, ale byłem całkowicie spokojny. Za dużo tego wszystkiego. Nie mam już siły się bać.
- Witaj Obrzydlistwo - powiedziałem cicho, patrząc, jak odkłada tablet na stolik obok łóżka i sprawdza moje rany na rękach. Próbowałem je nadal jakoś uszkodzić, ale niestety chyba mi się to nie udawało.
- Jeszcze dzisiaj cię nie zabiję, nie ciesz się - warknął, uderzając mnie w głowę. Nie ruszyło mnie to. Przecież to jeden z wielu ciosów, które mi zadał. Odebrał mi już wszystko. Po co miałbym walczyć? - Chcesz do łazienki?
- Tak, nawet bardzo.
Jednak zamiast mnie uwolnić, demon poszedł po kolejny lek na uspokojenie, który zaaplikował strzykawką. Głupi jest. Po co w to we mnie wlewa... Dopiero po tym cyrku rozkuł mnie, uwalniając od niewygodnego łóżka, ale zaraz moje ręce zostały uwięzione przez kajdanki. Nie sprzeciwiałem się, pozwalając mu prowadzić się do łazienki, przyległej do mojego więzienia. Dałem sobie radę bez problemu z podciągnięciem koszulki, w której musiałem teraz chodzić i spokojnie usiadłem na sedesie. Ale od razu zmrużyłem oczy niezadowolony.
- Podnieca cię, gdy robię kupę Obrzydlistwo? - zapytałem, unosząc brew, bo ten diabeł nie spuszczał mnie z oka.
Nie dostałem jednak żadnej odpowiedzi, a gdy już skończyłem, popatrzyłem niepewny na swoje ręce. Jak ja mam się podetrzeć w takich warunkach? Nie żeby mi zależało, by ten śmieć widział mnie czystym, bo najchętniej narobiłbym mu na rękę, ale czułbym się po prostu niekomfortowo z lepiącymi się pośladkami.
- Jeśli sam tego nie zrobisz, pójdę po papier ścierny - ostrzegł mnie, jakby w odpowiedzi na moje zawahanie. O nie, tej satysfakcji mu nie dam. Trochę pokombinowałem, rozkraczając się i wyginając na wszystkie strony, ale sięgnąłem papierem w odpowiednie miejsce i spuściłem już nieczystości, po czym szybko umyłem ręce.
- A mogę chwilę postać, czy znowu muszę leżeć? - spytałem, mając wielką ochotę na rozprostowanie nóg po tylu godzinach bezczynności.
- Posiedzisz - zadecydował, łapiąc mnie za łokieć i wyprowadził z łazienki, sadzając siłą na łóżku, gdzie znów zostałem skuty. O dziwo unieruchomił mi także głowę czymś dziwnym, wbudowanym w ścianę za mną. Ale na tym się nie skończyło, bo diabeł zaczepił moje powieki o jakieś druciki, które uniemożliwiły mi zamknięcie oczu. Widziałem to kiedyś w horrorze. Chyba chce mi zrobić pranie mózgu. Ale czy to ważne? W sumie nawet jakoś szczególnie nie boli.
- To które oko pierwsze? - zapytał z tym swoim obrzydliwym uśmiechem, a ja zadrżałem, szczerze wystraszony. Chce mi wydłubać oczy? Tak palcami? Albo łyżeczką?!
Szybko jednak opanowałem lęk. Jeśli będzie chciał i tak to zrobi. Nie powstrzymam go. Poboli i przestanie.
- Lekarz mówił, że lewe mam słabsze, więc jeśli pozbawisz mnie prawego, twoja gęba będzie mi się zamazywać - uświadomiłem go, szczerze gardząc tym zachowaniem.
Obrzydlistwo zaśmiał się tylko z chorą satysfakcją, ale zamiast zabrać się do roboty, sięgnął po przyniesiony tablet. Czyli jednak pranie mózgu.
- Mam dla ciebie niespodziankę z okazji zbliżających się urodzin - oznajmił, włączając jakiś filmik i stając obok mnie. Z początku nie zrozumiałem, na co patrzę. Dopiero po chwili poznałem jasne włosy Jimin'a oraz sylwetkę mojego hyung'a. Hyung'a, który właśnie rozbierał swojego chłopaka i się z nim kochał.
Ale dlaczego? Dlaczego ja to oglądam? Skąd on ma to nagranie? Czy ich do tego zmusił tak jak mnie na początku? Ale... Nie. Nie mogę się tym przejmować. Będą bezpieczni, jeśli pozostanę na to obojętny.
Dlatego wyciszyłem swoje emocje, starając się patrzeć na nich, jak na obcych.
- Tanie porno mnie nie interesuje. Wolę porządne kino - powiedziałem cicho.
- Jak widać niezbyt się tobą przejmują. Chyba już nie masz przyjaciół, cóż... przykre - stwierdził z ironią, próbując mnie tym złamać. Nie zatrzymał jednak nagrania, pozwalając mi zobaczyć, jak obaj dochodzą, przytulają się i szepczą do siebie słodkie słówka. Moje serce się mogło łamać. Ale najważniejsze, by hyung był bezpieczny.
- Coś czuję, że twoje miejsce zastąpi później ten blondynek. Oczywiście najpierw zabiję Jung'a na jego oczach... - Obrzydlistwo znowu próbowało mnie zniszczyć. Wiedziałem, że to okropne z mojej strony, ale naprawdę było mi wszystko jedno, co zrobi z Jimin'em. Mógł go zmusić do przechodzenia przez to wszystko. Byle trzymał się z dala od Hoseok'a. Oby i Jeon to zrozumiał, jak najszybciej się od niego odsuwając.
Demon poszedł do szafki i zaczął w niej grzebać, a ja wzruszyłem tylko ramionami na to wszystko.
- Rób co chcesz - oznajmiłem, uśmiechając się delikatnie, bo właśnie coś sobie uświadomiłem.
Starszy znowu wrócił ze strzykawką i wbił mi ją w szyję, a ja od razu poczułem się jeszcze spokojniejszy. Nie rozumiałem, czy był głupi, czy to ze mną było coś nie tak. Skoro zależało mu na wywoływaniu we mnie burzliwych emocji, po co dawał mi coś na uspokojenie, skoro to tylko jeszcze bardziej mnie zobojętniało?
- Po co mi to dajesz? Nie będzie zabawniej bez tego? - zapytałem wprost, chcąc rozwiązać tę zagadkę. Co prawda sam się tym prosiłem o ból, jednak nie chciałem żyć w nieświadomości, skoro i tak zostało mi niewiele tego żywota.
- Mam z tym... pewne doświadczenie, dlatego wolę was faszerować tym gównem - wyjaśnił, zabierając się za uwalnianie mojej głowy, zaczynając od tych durnych drucików, przez które wyschły mi trochę oczy. Natychmiast zacząłem mrugać by to naprawić.
- Czyli jednak nie stracę oczu? Szkoda - mruknąłem, ale nie mogłem powstrzymać uśmiechu, ciesząc się coraz bardziej, dzięki magicznej myśli, która popychała w stronę optymizmu.
Min uwolnił mnie, ale znów tylko na chwilę, bo zaraz przekręcił mnie tyłem do siebie i ponownie uwięził, dodatkowo zawiązując mi opaskę na oczach.
- Ucieszony? Straciłeś zmysł wzroku - warknął, widocznie niezadowolony z mojego nowego humoru, co zaraz wyraził ponownym przyłożeniem mi w głowę, po czym zabrał się za rozpinanie mojego jedynego odzienia - za dużej koszuli. Oczywiście pod pojęciem ,,zdejmował", należy rozumieć ,,zszarpywał".
- Przed chwilą zrozumiałem coś bardzo ważnego Obrzydlistwo. Obiecałeś, że mnie zabijesz. A to oznacza, że dzięki tobie niedługo znowu zobaczę mamę i tatę. Więc mogę cierpieć, skoro potem znowu będę szczęśliwy. - Podzieliłem się z nim moją wesołą myślą, wiedząc, że tylko go to bardziej wkurzy. A skoro tak, to może jeszcze dzisiaj zobaczę moich rodziców, przytulę ich i powiem, jak bardzo za nimi tęskniłem.
O dziwo nic się po tym nie wydarzyło. Przestałem czuć ręce, paznokcie już nie raniły moje skóry. Mogłem po prostu cieszyć się dzięki mojej małej nadziei, która z każdą chwilą rosła, podobnie jak moja radość.
- Ciekawe, czy się zmienili. Pamiętam, jak w naszym domu zawsze ładnie pachniało, bo mama lubiła gotować. A tata przynosił jej codziennie kwiaty, gdy wracał z pracy. I mówiłem mamie, że będę miał kwiaciarnię, bym też mógł dawać jej dużo pięknych kwiatów. Szkoda, że nie zdążyłem jej podarować żadnego...
Jedyne co usłyszałem w odpowiedzi był trzask drzwi. Szczerze mnie to zdziwiło. Spodziewałem się raczej jakiegoś ostrza w brzuchu lub szybkiego skręcenia karku. Ale nic takiego się nie stało. Po prostu zostałem sam i to na kilka godzin, co boleśnie odczuło moje zdrętwiałe ciało. Kiedy wrócił chciałem zapytać, czy moja radość sprawiła, że wymiękł albo skończyły mu się te diabelskie moce, ale niestety poczułem knebel w ustach. Całkowicie pozbawiony możliwości obrony, byłem zdany na łaskę demona.
- Mam nadzieję, że świetnie się bawisz w krainie krasnoludków, wróżek, czy gdzie tam obecnie jesteś. - Ponownie warknął na mnie, szarpiąc za włosy, których chyba miałem przez niego coraz mniej. Nawet nie próbowałem się wyrywać, gdy dokończył rozrywanie koszuli, a zaraz po tym zaczął jakimś kawałkiem skóry okładać moje pośladki oraz plecy. Bolało, ale mogłem tylko cicho jęczeć w knebel, o dziwo po którymś razie odnajdując w tym bólu trochę przyjemności. I tego się trzymałem, próbując odszukiwać w sobie pozytywne uczucia, które widocznie wkurzały go coraz bardziej. Co jakiś czas, gdy czułem cieknącą krew, słyszałem jego obrzydliwy śmiech, ale nic sobie z tego nie robiłem.
Nieciekawie się zrobiło, gdy poczułem małe igiełki wbijane mi pod paznokcie. Ten rodzaj tortur był dla mnie szczególnie ciężki. O ile przyzwyczaił mnie już do zastrzyków z tym świństwem, po którym się dziwnie czułem, zgadując, że to jakiś narkotyk, o tyle to było stanowczo nie do zniesienia, jednak z całych sił woli prostowałem palce, nie chcąc sprawić sobie dodatkowego cierpienia przez zaciśnięcie ich w pięści i wbicie tego głębiej.
W scenie finałowej całego zajścia oczywiście musiało ucierpieć moje wnętrze, które znowu zostało rozerwane przez jego penis. I pomyśleć, że liczyłem na to, iż kiedyś Hobi hyung będzie mnie powoli i delikatnie kochał... A teraz robi to z Jim... NIE. Nie mogę o tym myśleć. Muszę myśleć o czymkolwiek innym, byle hyung był bezpieczny.
Znów brudny, poraniony i cierpiący zostałem porzucony na tym pseudo łóżku na kilkadziesiąt sekund, mając możliwość odpocząć po tym wszystkim, a diabeł wyjmował mi w tym czasie igły z palców.
- Nie odwiedzisz nieba, już masz zagwarantowane piekło, mały, wstrętny smarkaczu - powiedział nagle lodowatym tonem, wyjmując mi knebel z ust i zdejmując opaskę, przez co mogłem zobaczyć jego oczy tuż przy mojej twarzy.
- Gówno mnie obchodzi twoje zdanie w tym temacie. Masz mnie tylko zabić - odpowiedziałem mu, siląc się na uśmiech, który o dziwo przyszedł całkiem łatwo. To go widać znowu dotknęło, bo przez szarpnięcie moja głowa zderzyła się boleśnie ze ścianą. Aż zobaczyłem gwiazdy.
- Zapewniłem ci piekło, oddałem twoją duszę, rozumiesz?! Kiedy umrzesz nie będziesz szczęśliwy, a dalej będziesz cierpiał!
- Nie wierzę. Nie uwierzę w to. Nie masz prawa do rozporządzania moją duszą - odparłem plując krwią, a jednocześnie gorąco w to wierząc. Nie podpisałem żadnego paktu z diabłem. Nadal jestem czysty. Jestem tu tylko ofiarą i na pewno ci dobrzy w zaświatach pozwolą mi zobaczyć mamę i tatę. Tej nadziei mi nie odbierze.
- Wygrałem ją, dlatego mam. - Min rzucił moją głową o poduszkę, przez co wyrwało mi się stęknięcie. - Ale nie martw się, wyślę do ciebie twoich przyjaciół, tylko nie sądzę, abyście się tam zobaczyli. To fajne miejsce, zobaczysz.
Jego okropny śmiech rozbrzmiał w moich uszach. Naprawdę nie sądziłem, że można się tak brzydko śmiać. Ale widać dla tak zniszczonej persony nic nie jest niemożliwe.
- Nie wątpię. Na pewno wszyscy tam są tak samo uroczy jak ty Obrzydlistwo - mruknąłem z sarkazmem. - Zgnij w tej swojej dziurze - dodałem, przymykając oczy, by odpocząć.
- Jesteś naprawdę pyskaty. I coraz bardziej bezużyteczny... Hmm... Powinienem cię już zabić - stwierdził. Słyszałem jego kroki, więc zgadywałem, że pewnie poszedł znowu po coś do szafki, a gdy wrócił obok mojego łóżka, moje ciało zostało czymś oblane. Syknąłem z bólu, ale zaraz po tym przyszło chwilowe ukojenie.
- Jeden dzień, albo dwa... zajmujesz mi niepotrzebnie miejsce. - Demon kontynuował swoje plany względem mnie, a ja mogłem mu tylko odpowiedzieć uśmiechem. - Taak, powinienem cię jutro zabić.
- Proszenie o zobaczenie kwiatów przed śmiercią nie ma raczej większego sensu, prawda? - zapytałem, mimo wszystko podejmując próbę ostatniego spojrzenia na nie.
- Nie sprawowałeś się, na nic nie zasługujesz.
Przez chwilę milczałem, pozwalając mu zająć się moim ciałem i ponownym ubraniem mnie, myśląc nad jedną sprawą.
- Nie chcę umierać nienawidząc kogoś - powiedziałem, gdy byłem znów w miarę sprawny i na nowo przykuty. - Nie nienawidzę cię Obrzydlistwo. Nawet za to wszystko co mi zrobiłeś.
Nie spodziewałem się tak gwałtownej reakcji, ale ledwo skończyłem mówić, a przy moim gardle pojawił się skalpel. Widać wszystkie narzędzia ma w swoim arsenale. Patrzyliśmy sobie w oczy. Nawet to spojrzenie było obrzydliwe. Jak on może na samego siebie patrzeć...
Tak samo szybko, jak mnie pochwycił, tak samo szybko puścił, zanosząc natychmiast wszystko do tej przeklętej szafy, a ja zacząłem śpiewać, próbując znowu dodać sobie odwagi.
- Co to za durna piosenka?! - wrzasnął wściekły. To mnie jednak nie przestraszyło, raczej zirytowało.
- Nie jest durna. Mama mi ją śpiewała - powiedziałem, chcąc tego bronić. - Obrzydlistwo, a wy demony też macie rodziców? - spytałem, chcąc wiedzieć, czy jego rodzice go po prostu nie kochali, czy tak okropne stworzenia nie zasługują na nich. Chyba jednak to pierwsze, bo zezłoszczony uderzył w szafę ręką.
- Możesz przestać o tym gadać?!
- Mogę. - Wzruszyłem lekko ramionami, kontynuując moją piosenkę.
- I przestać śpiewać!
Westchnąłem i przez chwilę milczałem, patrząc spod półprzymkniętych powiek jak demon krząta się przy rzeczach.
- Chyba nawet ci współczuję Obrzydlistwo. Masz naprawdę okropne życie - powiedziałem cicho. Może naprawdę nie był nigdy przez nikogo lubiany i kochany i dlatego taki się stał? Nawet jak na potwora był aż zbyt okrutny.
- Jest całkiem zabawne, nie masz czemu współczuć. Zresztą, nie zabiłem już w tobie tego uczucia?
Dobra, myliłem się. On po prostu jest zły do szpiku kości.
Min podszedł do mnie, znów szarpiąc za włosy, by móc obejrzeć moją twarz, jakby jej jeszcze nie znał. A może szukał miejsc na nowe rany?
- Nie wiem. Czuję, jakby moje uczucia były pomieszane. Więc je wyciszam. Zresztą, to mało ważne. I tak jutro umrę - wyjaśniłem pobieżnie, posyłając mu uśmiech.
- Bo są. Tu jest strach, którego jest zdecydowanie za mało - mruknął, pokazując fragment powietrza obok mnie. Widać, że ten fakt bardzo się mu nie podobał. - Obojętność? Jak możesz być obojętny? Nie masz ochoty walczyć? Uciec? Powrócić do poprzedniego życia? Nie masz w sobie nadziei na wolność?
Od razu spoważniałem. On jest naprawdę głupi.
- Po co bym miał? Nawet jeśli cudem bym uciekł - znajdziesz mnie. Nawet jeśli cię uderzę - nie zaboli cię. Poprzednie życie? Sam widziałeś, co robią moi przyjaciele. Dla nikogo już nie jestem ważny. Więc co za różnica, czy zniknę z tego świata czy nie? Mam tylko nadzieję na ponowne zobaczenie rodziców.
- Nie zobaczysz ich. - Jego głos znowu ciął jak lód. - Dlatego radziłbym ci walczyć i starać się.
- Nie dam ci satysfakcji Obrzydlistwo. Nie uwierzę ci.
Moja uwaga widocznie go rozbawiła.
- Jak sobie chcesz. Ja nie mam problemu ze znalezieniem następnej ofiary. Zresztą, jest już nawet kandydat. Dostaniesz zaraz kolację, abyś jutro miał siłę mi ładnie krzyczeć.
- Skoro i tak mam umrzeć, to coś ci powiem. Okropnie gotujesz Obrzydlistwo.
- Smaczne, prawda? Slippy bardzo się ślini, to jak mógłbym nie korzystać z naturalnych darów?
O nie, tego stanowczo wolałem nie wiedzieć. Od razu się skrzywiłem i poczułem zawirowanie w żołądku.
- Fuuuuu... Naprawdę jesteś obrzydliwy.
To jednak wywołało w nim jeszcze większą wesołość i pewnie satysfakcję, natomiast moje mdłości tylko wzrosły.
- Tak samo jak ty. W końcu ja tego nie jadłem.
- Podziękuję za dzisiejszy posiłek. Do jutra nie tak daleko.
- Przyniosę ci dzisiaj sam koktajl.
- Chyba mam dość rozmowy z tobą Obrzydlistwo. - W końcu nie wytrzymałem i warknąłem na niego, nie mając zamiaru się już odzywać.
- To ja decyduję kiedy ją zakończymy.
Wzruszyłem tylko na to ramionami, uparcie zaciskając usta. Demon widocznie tylko się przez to nakręcił, bo zaraz wybiegł z pomieszczenia, wracając niedługo potem razem z napojem, na widok którego miałem ochotę zwrócić nie tylko treść żołądka, ale też sam narząd. Wmusił to we mnie, a przed zwymiotowanie powstrzymywało mnie tylko to, że pewnie kazałby mi to zjeść.
- Smakuje? Trochę słone, prawda? - zapytał, śmiejąc się ze mnie szyderczo.
Przymknąłem oczy, bo opanować jakoś wszystkie odruchy pozbycia się tego świństwa.
- Do przełknięcia - mruknąłem w końcu. - Ale... Nie przypomina smaku tej śliny...
- Tym razem miało inny, sekretny składnik - oświecił mnie, kierując się już do wyjścia, a mi zrobiło się jeszcze gorzej.
- Niech zgadnę. Mocz?
- Nie, nie. Miłych koszmarów - powiedział, zostawiając mnie znów samego z zagadką i ciężkim żołądkiem, domagającym się litości i opróżnienia go. Powstrzymałem się jakimś cudem, starając trzymać już tylko mojej radosnej myśli.
Już jutro zobaczę rodziców. Już jutro znowu będę potrafił się cieszyć i śmiać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top