rozdział 4

poniedziałek, 31.10.2016 r. (jedenaście dni później)

Taehyung

Życie otworzyło przede mną bardzo trudny rozdział. Nie miałem pojęcia, dlaczego spotykają mnie wszystkie złe rzeczy. Może w poprzednim życiu kogoś skrzywdziłem i zasłużyłem na karę? Właśnie tak starałem się to wszystko odbierać.

Hoseok zauważył zmianę w moim nastroju, gdy tylko mnie zobaczył po powrocie od Min'a. Jednak nie chciałem z nim rozmawiać. Uciekałem za każdym razem, gdy padało pytanie o moją relację z adwokatem, ale także wtedy, gdy chciał się dowiedzieć, jak się czuję. Jimin kilka razy próbował się do mnie dodzwonić, nawet nie miałem pojęcia dlaczego, bo ani razu nie odebrałem, płacząc po zobaczeniu jego imienia na wyświetlaczu. Dlatego cały mój czas poświęcałem teraz kwiatom, odcinając się w ten sposób od ludzi.

Tylko przed Min'em nie mogłem uciec. Zrozumiałem, że jest niebezpieczny i najlepiej będzie, jeśli będę mu posłuszny. Chciałem w ten sposób chronić Hobi hyung'a, którego mimo wszystko nadal mocno kochałem. I choć bałem się tego przerażającego potwora, spotykałem się z nim tak, jak sobie życzył. Na moje szczęście nie chciał na razie niczego więcej ode mnie, wracając raczej do zdobywania o mnie informacji. Starałem się odpowiadać tak, by był zadowolony, ale jednocześnie zachowywałem coraz więcej rzeczy dla siebie, udzielając mu trochę fałszywych informacji. Zwłaszcza tych dotyczących tego, czego się boję.

Atmosfera w kwiaciarni mocno przygasła. Zawsze weseli i głośni, teraz zachowywaliśmy do siebie dystans z hyung'iem. A gdy odwiedzał nas Jimin po prostu wychodziłem na zaplecze, nie chcąc patrzeć, jak mój ukochany czule go traktuje. Jednak czy nienawidziłem mojego rówieśnika za to? Nie. Po prostu byłem smutny, że Hobi potrafił na niego patrzeć z miłością, którą mi nie podarował.

Stałem właśnie przy ladzie, przygotowując zamówiony na urodziny jakiejś dziewczyny bukiet, gdy drzwi otworzyły się, wpuszczając do środka podmuch zimnego powietrza. Zerknąłem znad okularów na klienta, chcąc przybrać bardziej pogodny wyraz twarzy, aby go nie wystraszyć, ale na widok Min'a, natychmiast spoważniałem, nawet nie przerywając wykonywanej czynności.

- Dzień dobry - powiedział zbyt wesoło jak na niego, zatrzymując się naprzeciwko mnie. Sięgnął ręką do moich włosów, gładząc je niby troskliwie, a ja mimowolnie skuliłem się, odpowiadając mu cicho. Nie zatrzymał się jednak, zmierzając do hyung'a, który zajmował się podlewaniem kwiatów przy wystawie, a obecnie spoglądał wrogo na przybyłego. Patrzyłem kątem oka, jak adwokat wyjmuje z teczki jakieś dokumenty i wręcza je Hoseokie'emu.

- Mówiłem, że wszystko załatwimy, panie Jung - Posłał mu trochę wymuszony uśmiech, który od razu rozpoznałem.

- Dziękujemy panie Min. Cieszę się, że sytuacja się wyjaśniła.

Mężczyzna zignorował już mojego przyjaciela, wracając przed ladę.

- Czy coś potrzebujesz hyung? - zapytałem cicho. Moje usta same zastąpiły określenie ,,panie Min" zwrotem, którym kazał się do siebie zwracać przy innych. Nie mogłem i nawet nie próbowałem z tym walczyć.

- Tak. Chciałem kupić bukiet. Dla osoby, która jest dla mnie niezwykle ważna.

Spiąłem się jeszcze bardziej, zaciskając usta. 

Jeśli ma ważną dla siebie osobę, dlaczego mnie dręczy i każe się ze sobą umawiać? Dlaczego mnie pocałował?

- Jak duży ma być? Jakieś konkretne kwiaty sobie życzysz hyung?

- Pięćdziesiąt centymetrów. Niestety nie znam się na kwiatach, dlatego muszę poprosić o polecenie najlepszych.

- Ilość kwiatów? Kolorystyka?

- To zależy jakie kwiaty mi wybierzesz, Taehyungie. Kolorystyka... hmm... Na pewno musi się tam znaleźć trochę różu. I chyba zostaniemy przy takich barwach.

- Proponuję różowe róże, rumianek i paproć.

- Niech więc będą te róże, rumianek i paproć.

- Na kiedy mam go przygotować?

- Na teraz.

Przez cały ten dialog nie patrzyłem na mężczyznę, sprawie przycinając kolejne kwiaty. Próbowałem pozostać mimo wszystko profesjonalistą, bo naprawdę kochałem to co robiłem i choć zamówienie od Min'a było dla mnie niezrozumiałe, chciałem, by był z niego zadowolony. Może dzięki temu nic złego mnie nie spotka w najbliższym czasie z jego strony.

Wyszedłem zza lady, chcąc zebrać odpowiednie rośliny, a gdy dotarłem do róż, których w ostatnim czasie szczerze nie lubiłem, bo kojarzyły mi się z dniem, gdy Jimin zjawił się w naszej kwiaciarni, poczułem, jak zimne dłonie łapią mnie i odwracają w stronę adwokata. Jego wargi musnęły moje, choć tak bardzo tego nie chciałem.

- Dobrze. Teraz cię puszczę - powiedział cicho z uśmieszkiem.

Nagle poczułem mocne szarpnięcie za łokieć i między mną a mężczyzną stanął Hoseok, patrząc groźnie na gościa. Skuliłem się za nim wystraszony.

- Co pan wyrabia?!

- Całuję swojego chłopaka. Jakieś obiekcje, panie Jung?

- Chłopaka?! - Chłopak odwrócił się do mnie, a ja skuliłem się jeszcze bardziej. - Taehyungie?!

Po moich policzkach mimowolnie pociekły łzy. Hyung właśnie się dowiedział o tym fikcyjnym związku. Moje serce należało tylko do niego i chciałem mu o tym powiedzieć, lecz nie mogłem z powodu wydanego mi rozkazu. Ramiona Hoseokie'ego otoczyły mnie, odsuwając trochę od Min'a, którego twarz wyrażała wielkie niezadowolenie.

- Powinien pan stąd wyjść - powiedział, chcąc mnie osłonić przed adwokatem.

- Zostawi go pan czy mam pana zmusić?

- Proszę stąd wyjść.

- Taehyung? Chodź do mnie.

Zamknąłem oczy czując, jak moje ciało natychmiast wyrywa się z bezpiecznych ramion i złapałem wyciągniętą w moją stronę dłoń mężczyzny. Objął mnie natychmiast, przytulając do siebie i podając chusteczkę, bym mógł otrzeć łzy. Gładził też moje włosy, ale jego dotyk wydawał mi się po prostu obrzydliwy.

- A teraz proszę zająć się swoimi sprawami, panie Jung.

Hoseok również musiał zostać zaczarowany, bo widziałem, jak nagle jego postawa się zmienia i bez sprzeczek spełnia wydane mu polecenie.

- Przepraszam. Zrobię ten bukiet hyung, dobrze? - powiedziałem cicho, próbując jakoś unormować tę sytuację.

- Na pewno? - zapytał, składając pocałunek na moim czole.

- Tak.

Uwolniłem się ostrożnie, w razie gdyby nie chciał mnie puścić i dobrałem kwiaty, zabierając je na blat, gdzie przez kilka minut pracowałem nad zamówionym bukietem. Min stanął po drugiej stronie z czarnym notesikiem, z którym często go widywałem i napisał w nim coś, podsuwając mi do przeczytania.

,,Pojedziemy do mnie".

Zadrżałem, obawiając się tak bardzo tej wiadomości, że niechcący skaleczyłem się nożem, krzycząc z bólu, bo rana wcale nie była płytka, a krew wydostawała się z niej dość szybko. Trzymane przeze mnie narzędzie nagle zostało mi zabrane.

- Gdzie macie plastry?

Ledwo to pytanie padło z ust starszego, a już znalazł się przy nas Hobi hyung, nie przejmując się tym, że zmierzając do mnie trącił mocno ramieniem mojego wroga, nawet go nie przepraszając. Doskonale wiedział, gdzie pod ladą znajduje się woda utleniona i plastry, dlatego szybko sobie poradził z zaistniałym problemem.

- Dziękuję hyungie - szepnąłem.

Jego ręka wylądowała na moich włosach gładząc je uspokajająco, ale oczy patrzyły ze wściekłością na naszego klienta.

Prawie podskoczyłem, gdy nóż został nagle wbity w blat niedaleko mojej ręki. Bałem się jednak spojrzeć w stronę adwokata.

- Niech mnie pan dotknie jeszcze raz, to sam panu wytoczę proces. I ręce przy sobie.

Dłoń Hoseok'a natychmiast się cofnęła, ale po jego minie było widać, że nie zrobił tego w sposób kontrolowany. Min zaczynał na niego wpływać. Nie mogę na to pozwolić.

- Nic mi nie będzie hyungie. Proszę idź - powiedziałem natychmiast.

- Ale Tae...

- Proszę hyungie. - Podniosłem głowę, by móc spojrzeć mu błagalnie w oczy. - Zostaw mojego hyung'a i mnie - szepnąłem, wiedząc, że tylko tak mogę go uratować przed tym potworem.

Hobi hyung patrzył na mnie przez chwilę niepewny tego, co ma zrobić, ale ostatecznie przeprosił cicho, wychodząc zaraz po tym na zaplecze. Teraz będzie bezpieczniejszy. I oby tak zostało.

Otarłem łzy, które spłynęły mi po policzkach i skruszony wróciłem do przerwanej pracy nad bukietem.

- Przepraszam panie Min - szepnąłem, choć jasne było, że to nie wystarczy.


Yoongi

Wszystko szło zgodnie z planem. Wybranie tak nierozumnego osobnika na swoją następną ofiarę było najlepszą możliwą decyzją. Wiedziałem o nim już wszystko, bo chłopak wierzył w moje kłamstwa, nie pytając praktycznie o nic. Moje sztuczki nie odbierały mu zdolności porozumiewania ze mną, dlatego obstawiałem, że nadal jest zbyt przerażony, aby o cokolwiek dopytywać. Jego spostrzeżenia oczywiście były mylne, jednak żyjąc w utwierdzeniu, że ma do czynienia z „diabłem", dodawały mi nawet więcej energii, którą wykorzystywałem głównie w pracy. Byłem zafascynowany tą aurą, starając się zrozumieć dlaczego wcześniej nie trafiłem na podobną, nie tylko doładowującą moje moce, a również zapewniającą spokój, którego nie potrafiłem dokładnie zdefiniować.

Szczęście Kim Taehyung'a było mi zupełnie obojętne. Planowałem już zabicie jego przyjaciela, w którym był wyraźnie zakochany, jednak Jung Hoseok ułatwił mi sprawę swoją miłością do tego całego Jimin'a, zapewniając mojej ofierze nawet więcej cierpienia.

Chciałem mu odebrać wszystko. Całą nadzieję, szczęście i radość, kierując się obecnie pozyskanymi informacjami o jego fobiach. Slippy, jak nazwałem zakupionego niedawno psa, miał mi właśnie w tym pomagać. A przygotowana piwnica, niezbyt oświetlona, ostatnio nieco przekształcona w mniejsze pomieszczenie, uderzała w kolejne jego lęki – klaustrofobię oraz nyktofobię. Mój plan miał na celu wyciśnięcie z niego jak najwięcej strachu i przerażenia, by następnie po prostu go zabić.

Punkt po punkcie wypełniał się bez większych kłopotów. Taehyung ich nie sprawiał, nie uciekając i nawet nie próbując mnie uderzyć lub walczyć. Nawet jeśli prawdopodobnie rozszyfrował już w jaki sposób działa moja moc, nie miał chyba siły, by się stawiać, ewentualnie nie rozumiał niektórych zasad, którymi rządziły się moje umiejętności.

Jung Hoseok zdążył zyskać sobie miano mojego wroga, narażając tym tego całego Jimin'a, do którego na pewno niedługo dotrę. Nie wiem czy skończy się na torturach psychicznych, czy może od razu przejdę do fizycznych, a następnie do śmierci. Wszystko zależało od tego dziecka i jego nastawienia do życia.

Nie mogłem nawet na spokojnie zająć się rozpisywaniem jednej ze spraw, analizując wydatki mojego klienta, bo pan, którego chłoptaś już jest dla mnie martwy, był w stanie podnieść mi ciśnienie na tyle, bym potrzebował chwili i jakiegokolwiek uspokojenia.

Wyciągnąłem ten nóż z blatu, odkładając go na niego z powrotem i przybliżając się trochę do młodszego.

- Zapłacisz za to – wyszeptałem przez zęby, mając po prostu ochotę złapać go za koszulkę i najlepiej rzucić jego ciałem przez cały ten sklep. – Wracaj do pracy – rozkazałem, podając mu odłożony przed chwilą nóż i wracając już do rozpoczętego działania.

Chłopak posłuchał się, kontynuując tworzenie tego bukietu, który już w sumie nie był mi do niczego potrzebny. Chciałem nim przekonać Jung Hoseok'a, że nie powinien ingerować w nasz związek, jednak skoro Taehyung nie potrafił się normalnie zachowywać, teraz mi za to zapłaci.

Nie zwracałem uwagi na drżące ręce Kim'a, które starały się wykonać mój rozkaz, współpracując jakoś z tym nożem. Upajałem się po prostu jego ciemną aurą, przebijającą przez poprzednią radość, którą chyba zabiłem całkowicie swoim przybyciem do kwiaciarni.

Mógłbym tak codziennie.

Uśmiechnąłem się do siebie, kończąc już całą stronę obliczeń i pisząc kilka paragrafów, odpowiadających takim wynikom.

- Proszę, panie Min. – Cichy szept podniósł mój wzrok na różowowłosego. Młodszy chyba poczekał aż skończę, wręczając mi ten bukiet dopiero teraz. Rośliny, potrafiące umrzeć w ciągu jednej sekundy za bardzo przypominały mi ludzi, abym był w stanie je doceniać.

Odebrałem go od niego, nawet nie przyglądając tej kompozycji, a wyciągając szybko przeliczoną sumę pieniędzy, która na pewno wystarczyła na pokrycie kosztów zakupu poszczególnych elementów bukietu. Jednak za pracę nie otrzymał niczego, po prostu na to nie zasługując.

- Idziemy – oznajmiłem, rzucając już te pieniądze i zbierając swoje rzeczy.

- Panie Min, muszę pracować... - Zaczął jęczeć, znów chyba próbując zajść mi za skórę.

Ty chyba lubisz ból, głupi dzieciaku. Dobrze, zapewnię ci go.

- Chodź – powtórzyłem, robiąc kilka kroków w stronę wyjścia i czekając aż chłopak za mną ruszy.

Spojrzał po raz ostatni na niedokończony bukiet, którym wcześniej się zajmował, po czym w końcu raczył udać się po kurtkę i skierować ze mną do samochodu.

Moje spojrzenie wędrowało ciągle na trzymane nadal kwiaty, a gdy przechodziliśmy obok jednego z koszy wpadłem na pewien pomysł, uśmiechając się wrednie. Wiedziałem co zrani go najbardziej i postanowiłem to wykorzystać.

Niepotrzebne mi nawet twoje fobie.

- Beznadziejny – skomentowałem te kwiaty, oglądając je z odrazą. – Nadający się tylko do śmieci. Jak każdy wykonany przez ciebie bukiet. – Mój głos jak zwykle był całkowicie zimny i obojętny. A gdy wrzuciłem je do kosza, posyłając mu ostatnie zdegustowane spojrzenie, prychnąłem tylko, ruszając już dalej.

Chłopak jednak nie poszedł w moje ślady, o czym przekonałem się po kilku krokach, zaraz stając i odwracając, by zobaczyć nie tylko jak obejmuje się rękoma, wpatrując w śmieci, pośród których znajdował się teraz jego twór, a również powoli zalewa się łzami, uderzającymi w mój nienasycony umysł.

To był świetny pomysł, Min Yoongi. Stajesz się w tym lepszy od Song Hajun'a oraz Yeun Sungjin'a. Z każdym miejscem jest tylko lepiej.

Różowowłosy dzieciak chyba przestał na chwilę oddychać, na co westchnąłem ciężko, podchodząc już do niego.

- Mówiłem, że masz za mną iść – przypomniałem, łapiąc go w pasie i zaczynając go po prostu przy sobie prowadzić, dość szybko docierając do samochodu i wrzucając go do środka.

Zadbanie, aby ta ciemna aura się utrzymała stało się teraz naprawdę proste. Choć przez moją chwilową nieobecność, gdy obszedłem czarne auto, młodszy zdążył odzyskać swoje zmysły, kuląc się i przesuwając swoje okulary na włosy.

- Nienawidzę pana – wyszeptał, nie patrząc na mnie, wywołując tym jedynie mój uśmiech.

- Uwielbiam jak mi to mówicie – uświadomiłem go, wkładając już kluczyki do stacyjki i odpalając. Nie przejmowałem się jego bezpieczeństwem, dlatego tym razem go nie zapiąłem, wiedząc, że nawet jeśli zatrzyma mnie policja, użyję swoich sztuczek, by nie otrzymać żadnego mandatu.

Tym razem nie kierowałem się do swojego domu, a do miejsca, w którym go po prostu ukażę, odwożąc tuż po tym z powrotem do kwiaciarni, nie mając dziś czasu na żadne zabawy.

Kilka kilometrów przejechaliśmy w milczeniu, a po zjechaniu na odpowiednią dróżkę i zatrzymaniu w jej połowie, z dala od ludzi, zgasiłem samochód, od razu łapiąc chłopaka za podbródek i zmuszając do spojrzenia w moje oczy.

- Pod żadnym pozorem masz nie uciekać. Nawet gdybym zupełnie niechcący przesadził – oznajmiłem mu spokojnie, posyłając zadowolony uśmiech i wywołując tym jeszcze więcej strachu.

- Przesadził? – powtórzył przerażony to jedno słowo, a gdy już go puściłem, zaczął rozglądać się niepewnie po okolicy, w której się znaleźliśmy.

- Wysiadka – rozkazałem, nie mając zamiaru mu niczego wyjaśniać, samemu również opuszczając samochód i przechodząc na jego drugą stronę.

Chłopak wyszedł na zewnątrz, wyraźnie walcząc z moją mocą, co teraz było zupełnie bezsensowne, bo nic i nikt nie był w stanie przebić się przez stworzoną tarczę.

- Zostawi mnie pan tu? – zapytał, stając już na nieco ośnieżonym podłożu i słabo interpretując moje działania.

- Nie. Lepiej – zacząłem, podchodząc już do niego i łapiąc go za koszulkę, by od razu wymierzyć mu mocny cios w brzuch, wiedząc, że na nic więcej nie mogę sobie pozwolić przez jego „obrońcę", z którym w najbliższym czasie się uporam.

Rzuciłem jego słabe ciało na ziemię, znów się uśmiechając i obserwując jak zwija się w kulkę, trzymając za uderzone miejsce, próbując przy tym złapać oddech.

- Pokażę dlaczego nie warto mi się stawiać – mówiłem dalej, spokojnie. – I choć preferuję krzywdę psychiczną, to fizyczną również będę ci zapewniał – stwierdziłem, robiąc niewielki krok w jego stronę i kucając przy ciele chłopaka. Był to naprawdę satysfakcjonujący widok, jednak nie w pełni zadowalający. – Gwałt też jest jednym z punktów w moim planie – uświadomiłem go jeszcze, nie mając zamiaru tego omijać, bo sprawiało mi to naprawdę dużo przyjemności.

- Nie, proszę... - Cichy szept trzęsącego się chłopaka oraz jego zapłakana twarz odebrały mi na chwilę jedną z umiejętności, czego kompletnie nie rozumiałem.

- Jesteś naprawdę nietypowy... - stwierdziłem, zrzucając całą winę na ten natłok myśli i ciągłych analiz, przez które odczuwałem coś podobnego. Złapałem już jego twarz, przekręcając ją w obie strony i zastanawiając się, czy mógłbym sobie pozwolić na przyozdobienie jej choć kilkoma strużkami krwi. – Nie wiem nawet dlaczego – dodałem, wracając jeszcze na chwilę do poprzedniego spostrzeżenia, przenosząc rękę na jego włosy i łapiąc za nie mocno. Nie chciałem mu ograniczać tego bólu, dlatego wolną dłonią przytrzymałem jego ciało, oczywiście kontrolując swoją siłę, aby nie wyrwać mu po prostu tych włosów. – To za zachowanie w kwiaciarni – wyjaśniłem, gdy chłopak jęknął z bólu, znów zaczynając płakać.

- Panie Min, proszę – wyszeptał słabym głosem, jeszcze przez chwilę musząc wytrzymywać te tortury.

Dopiero ostateczne podniesienie go za te włosy, zakończyło ciche piski.

- Uroczy jak kwiatek – powiedziałem sarkastycznie, cytując słowa Jung Hoseok'a i prychając tuż po tym. – Kwiaty szybko usychają. I to właśnie stanie się z tobą w najbliższym czasie... Jeszcze raz zmusisz mnie do marnowania na ciebie każdej cennej dla mnie sekundy i przyjeżdżania w takie miejsca, obiecuję, że zgwałcę cię na jego oczach – wywarczałem, starając nie odrywać wzroku od jego oczu, które wciąż zapełniały się nowymi łzami.

Czekała mnie jeszcze dzisiaj rozprawa, dlatego wrzuciłem go już do samochodu i z uśmiechem zająłem miejsce kierowcy, zerkając tylko na niego i każąc choć trochę poprawić, aby Jung nie domyślił się prawdy.

Jednak wytarcie twarzy drżącymi dłońmi nie niewiele się zdało, bo jego roztrzepane włosy i wymięta koszulka wraz z rozsuniętą kurtką, wprost oznajmiały całemu światu co go przed chwilą spotkało.

Nie miałem ochoty z nim rozmawiać, dlatego po wyjechaniu na asfalt wysunąłem mu lusterko z osłony przeciwsłonecznej, dzięki czemu zajął się poprawianiem, by po dotarciu na miejsce wyglądać w miarę jak człowiek.

- Nie mam dzisiaj czasu, dlatego wracaj już. Niedługo się spotkamy – oznajmiłem tylko na pożegnanie, słysząc w odpowiedzi ciche „do widzenia" i zaraz widząc jak moja nowa ofiara opuszcza samochód, zostawiając mnie z szerokim uśmiechem na ustach.

Ten przypadek będzie chyba moim ulubionym.



wtorek, 8.11.2016 r. (osiem dni później)

Hoseok

Początek listopada przyniósł ze sobą ochłodzenie i przymrozki. A to znaczyło rozpoczęcie okresu chorób, które bardzo lubiły się trzymać Tae. Dlatego by nie mieć na głowie dwóch chorych nosków, pilnowałem także Jimin'a, aby chodził ciepło ubrany.

Tego dnia postanowiłem zrobić mu małą niespodziankę i odwiedzić mojego chłopaka na uczelni. Nie mieliśmy żadnych specjalnych zamówień, a Taehyung sam zaproponował, bym poszedł na obiad z moim słoneczkiem. Chętnie skorzystałem z wolnego, zabierając ze sobą prezent w postaci bukietu róż, które stały się symbolem naszego związku.

Stałem przed głównym wejściem na uczelnię Jimin'a trochę zestresowany. Przechodzący obok studenci zwracali na mnie uwagę, zaciekawieni ogromnym bukietem czerwonych róż. Starałem się nie myśleć o byciu w centrum uwagi, skupiając na wysyłaniu ukochanemu wiadomości.

,,Jiminnie, mam nadzieję, że założyłeś na uczelnię czapkę, bo jest bardzo zimno."

,,Nie mogłem jej rano znaleźć, hyung. Ale mam kaptur :)"*

,,W takim razie dobrze, że mam ją dla Ciebie. Czekam przy głównym wejściu. Tylko powoli, byś się nie poślizgnął po drodze <3"

,,Przyszedłeś tutaj, hyung? Już mi chyba ciepło, nie potrzebuję nawet kurtki (/∇\*)"

Uśmiechnąłem się do siebie, chowając urządzenie do kieszeni, choć miałem nadzieję, że z tym brakiem kurtki żartował. Zauważyłem go dość szybko. Wyszedł z przyjaciółmi, z którymi się pożegnał i zaczął rozglądać. Gdy jego spojrzenie wyłapało czerwone kwiaty, chyba na moment go zamurowało. Posłałem mu zadowolony uśmiech, ciesząc się sprawieniem radości, która przejawiała się w zarumienionych policzkach, szybko osłanianych przez jego malutkie rączki.

- Dzień dobry mój słodki Jiminnie - powiedziałem cicho, gdy znalazł się w końcu przy mnie. - Chciałbym dać ci buziaka na dzień dobry, ale nie wiem, czy mogę przy twoich znajomych.

Moje słonko patrzyło na mnie przez palce, nadal chyba nie dowierzając w to, co widzi. W dodatku wielki szalik, którym był opatulony zasłaniał go dość szczelnie, dlatego ledwo się zorientowałem, że kiwnął głową. Odczytałem to jako zgodę na pocałowanie go, dlatego też pochyliłem się w jego stronę, osłaniając nas bukietem przed ciekawskimi spojrzeniami i ucałowałem jego nosek.

- Mam w torbie czapkę. Proszę ją założyć - powiedziałem zaraz po tym, naprawdę nie chcąc, by zmarzł.

Widziałem jedynie radosne oczy mojego chłopaka przez ten jego ogromny szal, w którym zresztą wyglądał uroczo, ale na szczęście posłuchał mojej prośby, wyciągając zaraz czapkę i założył ją dziękując cicho.

Jaki on śliczny...

- Witaj, hyung, bardzo cieszę się, że cię widzę - powiedział cicho, kołysząc się lekko. - Musisz gdzieś dostarczyć? - zapytał, zerkając na trzymany przeze mnie bukiet.

- Nie, są dla ciebie. Pięćdziesiąt siedem róż. Tyle, ile dni się znamy. Mam nadzieję, że ci się podobają - odpowiedziałem, a młodszy zrobił wielkie oczy.

- Hyung... To... to... to przecież... dużo... i... - Więcej już z siebie nie wydusił, po prostu wtulając się we mnie. - Dziękuję - szepnął, trochę łamiącym się głosem.

Natychmiast objąłem go wolną ręką, wiedząc już, jak łatwo mój mały skarb potrafi się wzruszyć.

- Mam nadzieję, że będzie ich tylko coraz więcej.

Jeszcze chwilę staliśmy tak, ciesząc się sobą, ale w końcu młodszy odsunął się, ocierając szybko małe łezki i przyjął róże, przyglądając się im uważnie ze swoim uroczym uśmiechem i rumieńcem. Otworzył usta, chcąc chyba coś powiedzieć, ale nagle się zawahał i cofnął swój zamiar. Jednak nie ze mną te numery.

- Coś nie tak Jiminnie?

- Pójdziemy... pójdziemy gdzieś razem? Tylko... muszę... zrobić projekt. I... Jeonggukie wraca dzisiaj późno... dlatego chciałem skorzystać z sali... i... może... - Ponowne zawahał się i dla zwiększenia pewności siebie, ukrył się przed moim wzrokiem za kwiatami. - Pójdziemy do mnie, hyung?

Poczułem, jak moje policzki robią się cieplejsze. Zaproszenie do domu Jimin'a było dużym krokiem w naszym związku!

Ale czy on nie chce... Nie! Na pewno nie! Hoseok, ogarnij się!

- Jasne. Chciałem cię właściwie zaprosić gdzieś, by coś zjeść, ale chyba możemy u ciebie coś ugotować, prawda? Ewentualnie coś zamówimy, bo nie jestem w tym najlepszy, a nie chcę ci dodatkowego problemu robić, skoro masz projekt, dobrze? - zapytałem, sięgając po jego dłoń. Na te słowa wyłonił się zza bukietu i spojrzał na nasze splecione palce z delikatnym uśmiechem.

- Ja coś ugotuję, hyung. Bardzo to lubię. Jeszcze w Busan dużo pomagałem przy tym tacie, dlatego nie powinienem cię otruć.

Zaśmialiśmy się razem, łapiąc w końcu kontakt wzrokowy.

Ah, jak ja kocham te piękne oczy.

- Więc chodźmy. Prowadź kochanie.

Ruszyliśmy powoli, ale zauważyłem, że mojemu słonku jest trochę ciężko, dlatego zaproponowałem pomoc i nie czekając na zgodę, której pewnie i tak bym nie dostał, przejąłem jego torbę z zeszytami, zawieszając ją sobie przez ramię.

- Hoseokie hyung... - zaczął trochę marudnie, ale poznał już mój upór, dlatego nie kontynuował nagany, po prostu dziękując i kierując nas na stację metra.

W czasie drogi poruszaliśmy neutralne tematy dotyczące mojej pracy i jego uczelni. Opowiadałem o ostatnich namolnych klientach, którzy chcieli wiedzieć nawet to, ile czasu każdy z kwiatków w ich bukiecie rósł, a najlepiej, gdybym jeszcze to podał w centymetrach na godzinę.

Niedługo po wyjściu na powierzchnię, Jimin momentalnie się spiął i nawet swobodna rozmowa zaczęła mu sprawiać trudność. Pogładziłem kciukiem jego dłoń, przerywając swoją wypowiedź w połowie.

- Jiminnie, nie denerwuj się - poprosiłem, posyłając mu uśmiech.

Chłopak zerknął na mnie, ale zaraz zainteresował się mijanymi wystawami.

- Nieczęsto kogoś przyprowadzam. Jeonggukie tego nie lubi. Kiedyś zaprosiłem Hwannie i... był o to zły... bo dba o naszą prywatność... - wyjaśnił cicho.

Zatrzymałem się, poważniejąc od razu.

- Jiminnie, jeśli będziesz miał przeze mnie problemy, to mogę cię tylko odprowadzić, a spotkamy się po prostu innym razem, skoro i tak musisz zrobić projekt - powiedziałem, naprawdę nie chcąc być źródłem jego problemów. Co prawda zawsze mogłem go zaprosić do siebie, ale zauważyłem, że Tae nie był zbyt szczęśliwy, gdy widział swojego rówieśnika. Chyba był zazdrosny, bo teraz cała moja uwaga skupiała się nie tylko na nim, lecz także moim ukochanym. A nie chciałem go w żaden sposób dodatkowo ranić, nawet jeśli musiał zrozumieć, że nie tylko on jest teraz na szczycie mojej hierarchii.

- Nie! - Jimin zareagował od razu, lekko wystraszony taką opcją i zaraz po tym przytulił się mocno do mnie, jakby bał się, że mu ucieknę. - Za bardzo... tęskniłem - powiedział cicho.

- Jesteś pewny? - zapytałem, składając pocałunek na jego włosach.

Młodszy kiwnął głową i jeszcze przez chwilę nie pozwolił się ruszyć, co zupełnie mi nie przeszkadzało. Cieszyłem się możliwością bycia z nim blisko.

W końcu jednak ruszyliśmy w dalszą drogę, która skończyła się niecałe sto metrów dalej przed jednym z jakichś burżujskich budynków. Dopiero wtedy zorientowałem się, że jesteśmy w bogatszej części Seulu, co wprawiło mnie w niemałe zaskoczenie. Czy Jiminnie nie wspominał, że mieszka tylko z bratem? Skąd ich stać na mieszkanie w tej dzielnicy?

Bez słowa szedłem przy moim słoneczku, które po wpisaniu kodu do budynku, wprowadziło mnie do środka, a następnie do windy, która zawiozła nas na dość wysokie piętro. Widziałem jego wahanie we wszystkim co robi, jednak nie byłem w stanie tego skomentować, za bardzo będąc w szoku. Dopiero, gdy otworzyły się przed nami drzwi mieszkania, nie wytrzymałem.

- Jiminnie, czy ja powinienem o czymś wiedzieć? - zapytałem niepewnie, gdy weszliśmy do środka.

- Pamiętasz... jak mówiłeś hyung... że mój brat jest... na pewno równie utalentowany jak ja? On jest... naprawdę utalentowany... i jest... idolem... - Urywane tłumaczenie Jimin'a uderzyło we mnie z taką siłą, że aż szczęka mi opadła.

- Żartujesz... - wydukałem w końcu, a moje słonko podniosło swoją łapkę w stronę półki w głębi korytarza. Dopiero teraz zauważyłem, że cała jest zapełniona licznymi pucharami z różnych programów muzycznych i gal.

- Resztę ma w swoim pokoju - powiedział cicho, ściągając już buty i próbował sobie poradzić z płaszczem, co było dość ciężkie, gdyż trzymał nadal róże. Szybko znalazłem się przy nim, pomagając mu z odzieniem, po czym sam się rozebrałem, a dopiero wtedy ruszyłem obejrzeć nagrody.

- Jesteś bratem Jeon Jenongguk'a?! - Mojemu zdumieniu nie było końca. Ten idol miał w ogóle rodzeństwo? - Znaczy, nie jestem jakimś wielkim fanem twojego brata, ale jest... dość popularny...

- Tak. I zasługuje na wszystko - stwierdził, przyglądając się świecidełkom razem ze mną. Widać było po nim, że jest dumny z tych osiągnięć.

- Oczywiście w to nie wątpię, bo znam jego piosenki i kilka układów, ale... no naprawdę, aż to do mnie nie dociera. - Objąłem go niepewnie, opierając zaraz po tym czoło o jego czoło, by trochę go rozproszyć. - Ale widziałem też, jak ty tańczysz i jestem pewien, że też powinieneś mieć swoją półkę z nagrodami - dodałem ciszej.

Mój ukochany wyraźnie się zmieszał, uciekając wzrokiem w dół i delikatnie położył mi dłonie na bokach.

- Chciałbym tylko... zostać nauczycielem, hyung. To zdecydowanie zbyt dużo jak dla mnie...

- Nie wiem, czy dobrze rozumiem, ale nie trać pewności siebie przez wzgląd na brata. Jesteś wyjątkowy i dla mnie zawsze będziesz najlepszy ze wszystkich - zapewniłem go, przenosząc dłonie na jego policzki, by móc złączyć z nim na chwilę usta. Niestety tę romantyczną chwilę przerwało głośne burczenie w moim brzuchu. - Przepraszam, nie jadłem dziś śniadania

Młodszy oderwał się ode mnie i zaśmiał uroczo, a następnie pociągnął za sobą w głąb korytarza.

- Hyung? Tutaj jest kuchnia. Zaraz przyjdę - powiedział, kierując się do innego pomieszczenia z bukietem ode mnie.

Wszedłem więc do kuchni, która bardziej niż miejsce do gotowania przypominała laboratorium.

- Na co masz ochotę, hyung? Coś szybkiego, prawda? - zapytał młodszy, pojawiając się ekspresowo w pomieszczeniu i już pobiegł do lodówki wyciągając z niej składniki.

- Spokojnie, nie musisz się spieszyć. Czasem, gdy mamy za dużo pracy nie jadam cały dzień, bo nie ma czasu. A zjem obojętnie co, pod warunkiem, że będzie mięsko.

Chłopak kiwnął głową, wyciągając coraz więcej rzeczy.

- Mieliście dziś dużo pracy, hyung? A... jak się czuje Taehyungie? Ostatnio... nie chce ze mną rozmawiać... - zapytał, stając przy jednej z szafek i podskoczył kilka razy, chcąc chyba ściągnąć stamtąd miskę. Spojrzał w moją stronę błagalnie, a ja natychmiast przestałem patrzeć na to urocze zjawisko i podszedłem bliżej, by mu pomóc. Jednak zamiast sięgnąć po to samemu, po prostu podniosłem go, aby zrobił to samodzielnie. Chłopak zarumienił się aż po uszy i podziękował cicho, a następnie założył na siebie uroczy fartuszek. No po prostu słodycz dla moich oczu!

- Taehyung... Nie mam pojęcia Jiminnie... - przyznałem, wzdychając ciężko. - Prawie w ogóle ze mną nie rozmawia. Ciągle układa bukiety, nawet gdy nikt ich nie zamawia. Raz słyszałem przechodząc obok jego pokoju, jak powtarzał sobie ,,potrafię je robić, one nie są brzydkie". Nie wiem, czy jakiś klient przyszedł do niego ze skargą i wpadł w depresję, czy co się stało... Ale tak to wygląda. On bardzo poważnie traktuje swoją pracę. Jeszcze ten cały Min...

- Hyung? Czy... to możliwe... bo ja zauważyłem... Taehyungie nigdy ci nie mówił o tym, co do ciebie czuje? - zapytał niepewnie. Taka opcja kompletnie mnie zaskoczyła.

- A co miałby czuć? Jiminnie... - Oparłem się o szafkę dla wygodny i przygryzłem wargę, zbierając przez chwilę myśli. - Mówiłem ci, że Taehyung uciekł z domu w Daegu do Seulu. Poznałem go przez przypadek, gdy wpadliśmy na siebie w parku. Wierz mi lub nie, ale jako mały smarkacz kłócił się z jakimś strażnikiem, że kwiaty były źle posadzone i chciał to naprawić. - Uśmiechnąłem się do siebie na to wspomnienie. - Zabrałem go stamtąd do domu, a gdy dowiedziałem się, że uciekł i nie ma co ze sobą zrobić... Po prostu z nami został. Moi rodzice, gdy poznali powód jego ucieczki zadecydowali, że go przygarnął. W dodatku nikt go nigdy nie szukał. Dlatego jest dla mnie jak brat. Myślę, że on czuje to samo.

- Jeśli również stałeś się jego aniołem... jak mógłbym mu odebrać teraz całe jego szczęście? - Jimin opuścił głowę smutny. - Zobaczyłem ich kiedyś razem... i pomyślałem, że naprawdę jest zakochany, a ja się po prostu pomyliłem. Jednak... teraz już wiem, że... chyba miałem rację. On cię kocha, hyung... i cię potrzebuje.

Chłopak odwrócił się ode mnie i zabrał znów za przygotowywanie jedzenia. Jego słowa wprawiły mnie w niemałe osłupienie. 

Taehyungie miałby mnie kochać? To niemożliwe... Na pewno nie.

Od tych przemyśleń oderwały mnie dopiero łzy płynące po policzkach mojego ukochanego, dlatego wiele nie myśląc znalazłem się przy nim, by móc go objąć i scałować te słone krople.

- Jiminnie, nie mów tak. Jestem jego przyjacielem. Nigdy nie spojrzę na niego inaczej. I to w tobie się zakochałem. Jeśli uważasz, że powinienem cię zostawić i być z Tae... Nie mógłbym. Możesz mnie nazwać dupkiem i egoistą, ale jeśli masz rację i on coś do mnie czuje, to nie jestem i nie będę w stanie go pokochać tak, jakby tego chciał. - Wyznałem Jimin'owi wszystkie moje myśli, chcąc, by zrozumiał, że miłość nie działa w taki sposób. Młodszy wtulił się we mnie, ocierając szybko pozostałe łezki, ale nie spojrzał mi w oczy.

- Nie potrafię być szczęśliwy... gdy moi przyjaciele cierpią. Proszę, zróbmy coś hyung, porozmawiajmy z nim jakoś...

- Na pewno to zrobimy. I to jak najszybciej. Ale proszę Jiminnie, nie odtrącaj mnie z tego powodu. Kocham cię - powiedziałem cicho, troszkę zawstydzony tymi słowami. Wbrew pozorom nie jest łatwo je wypowiedzieć.

- To... to... ja... ja... - Moje słoneczko zaczęło się jąkać, wyraźnie zbyt zszokowane usłyszanym wyznaniem. Jego twarz zrobiła się cała czerwona, nawet końcówki uszu nie zostały oszczędzone.

Ah, zepsułem to, powinienem mu powiedzieć te słowa, gdy będziemy na jakiejś randce i będzie atmosfera i w ogóle... Zepsułeś wszystko Jung!

- Ja też cię kocham, hyung. Bardzo... bardzo - wyszeptał, wtulając się we mnie. Nawet gdyby ich nie wypowiedział, wiedziałem o tym. Takie stworzonko jak on nie umawiałoby się z osobą, do której nic nie czuje. Ucałowałem kilka razy jego włosy szczęśliwy, po czym pociągnąłem nosem.

- Czy coś się nie pali? - zapytałem, udając przerażenie.

- Hyung! - Młodszy wystraszony natychmiast mnie puścił, biegnąc do kuchenki, a ja ruszyłem za nim śmiejąc się. Objąłem go w pasie i zaglądałem przez ramię, jak gotuje.

- Spokojnie Jiminnie, żartowałem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top