rozdział 23

sobota, 6.11.2021 r. (dzień później)

Hoseok

Życie z moim ukochanym powoli toczyło się swoim torem, przynosząc nam dużo radości i niewiele zmartwień w dniu codziennym, za co byłem naprawdę wdzięczny losowi. Jednak mieliśmy jedną nierozwiązaną sprawę, która nie dawała spokoju mojemu Jimin'owi, a tym samym i mnie. Chodziło mianowicie o brata mojego narzeczonego, o którego często się martwił, zwłaszcza, że przez dość długi czas nie utrzymywali ze sobą kontaktu. Jednak od niedawna, ku uciesze Jimin'a, Jeongguk zaczął się znów odzywać, odbudowując ich relację.

Choć moje serce zrobiło się spokojniejsze, bo dzięki temu młodszy był szczęśliwy, to jednak jakiś cień niepokoju we mnie został. Chyba głównie przez to, że przecież to po części przez moje pojawienie się w życiu Jimin'a ich więź została zerwana. Co prawda była to toksyczna nitka, która wyniszczała moje słoneczko, ale wiedziałem, że rodzina jest dla niego bardzo ważna.

Biorąc pod uwagę poprawę tych relacji, prędzej czy później musiało dojść do konfrontacji, czyli spotkania. Jeongguk zapowiedział, że przyjedzie ze swoją dziewczyną w odwiedziny w najbliższy weekend. Urocza Somi, którą tych kilka lat temu poznałem przelotnie, gdy prawie rzuciłem się na młodszego Jeon'a, była idolką z mojego ulubionego girlsbandu, co tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że świat jest naprawdę mały. Oczywiście mój Jiminnie jest od niej lepszy i nie było mowy o tym, by zastąpiła ona moje największe szczęście, ale liczyłem na to, że obecność dziewczyny wyhamuje Jeongguk'a przed jakimikolwiek złymi zamiarami.

Jiminnie na wieść o gościach dostał jakiegoś kociokwiku i szalał przez dwa dni w kuchni, szykując na to małe spotkanie tony jedzenia. Próbowałem mu pomagać, ale wygonił mnie z kuchni, więc skupiłem się na posprzątaniu naszego mieszkania.

I tak nadeszła sobota, a wraz z nią jeszcze więcej stresu.

Nakryłem do stołu tak, jak mnie prosił narzeczony, a gdy odłożyłem ostatni talerz na miejsce, usłyszałem dzwonek do drzwi. Wziąłem głęboki oddech i ruszyłem otworzyć, modląc się po drodze o to, by spotkanie nie zakończyło się katastrofą.

- Witajcie - uśmiechnąłem się do nich, choć czułem, że nie jestem w stanie opanować zmieszania na ich widok. Oboje ubrani schludnie, choć nieprzesadnie elegancko, ukłonili się uśmiechnięci. Od razu uderzyło we mnie, że Jeongguk wygląda nieco inaczej niż go zapamiętałem. I nie chodziło mi tu tylko o fizyczny wygląd, bo bądź co bądź kilka lat minęło, ale przede wszystkim o aurę, którą wokół siebie roztaczał. Chyba Somi miała na niego duży i dobry wpływ.

Zaprosiłem naszych gości do środka, a Jiminnie wyszedł akurat z kuchni, poprawiając nerwowo swoją koszulę. O ile ja nie wiedziałem, jak się zachować, o tyle on był chyba kompletnie zbity z tropu. Rozmawialiśmy wcześniej co do tego, jak powinniśmy się zachowywać przy jego bracie i ustaliliśmy, że nie będziemy za bardzo okazywać sobie przy nim uczuć, by niepotrzebnie go nie ,,uruchamiać". Ale już mnie rwało do złamania tego ustalenia, gdyż bardzo chciałem go jakoś pocieszyć, najlepiej przytuleniem i całusem we włosy. Jednak ubiegł mnie w tym... jego brat. Wcześniej wręczył mi butelkę alkoholu, mówiąc, że to prezent, ale miał jeszcze reklamówkę, w której widziałem trzy inne butelki. Może jednak nie będzie tak źle. Na szczęście należałem do osób o bardzo mocnej głowie.

- Lubisz Chonam? - zapytał radośnie nasz gość, tuląc Jimin'a z radością. - Wiem, że lubisz. Ale zdołałem załatwić jeszcze kilka innych. Może na dwa wypady ci starczą - wyjaśnił chaotycznie, wręczając mojemu ukochanemu bony na zakupy, czochrając mu jeszcze ułożone na szybko włosy. Widziałem, jak oczy mu się zaświeciły na ten prezent, co wywołało również moją radość.

- Dziękuję, Jeonggukie, to kochane - powiedział, obejmując go ponownie.

Uspokojony tym wszystkim postawiłem butelki na stole i poszedłem przynieść kieliszki. Gdy wróciłem zostałem bardziej oficjalnie zapoznany z idolką, która chyba też nie wiedziała do końca, jak powinna się zachowywać. Jimin oczywiście zaraz zagonił przyjezdnych do stołu, a ja pomogłem mu poznosić przygotowane potrawy. Nawet dla swojego brata przygotował coś specjalnego, zgodnego z jego dietą. Z ciekawości skubnąłem trochę, gdy nie patrzył i stwierdziłem w myślach, że trawa, ziemia i kora wymieszane razem na talerzu z pewnością mają podobny smak...

- Sprawy ważne i ważniejsze - zaczął Jeongguk, gdy już usiedliśmy z nimi. - Somi, nie pijesz. Jiminnie, delikatny drink. - Po tych rozkazach spojrzał na mnie. - Hyung ma słabą głowę? - zapytał sięgając po jedną z butelek. - Nie umiem w rosyjski, ale po procentach widzę, że wujek przesadził - dodał zadowolony.

Odchrząknąłem, starając się nie patrzeć na mojego narzeczonego. Zdarzyło mi się wyjść kilka razy z kolegami ze studiów trochę wypić, więc Jiminnie miał już do czynienia z pijaną wersją mnie. A pijany Jung lubił mojego ukochanego jeszcze bardziej, okazując mu to na każdym kroku.

- Trochę mogę wypić - powiedziałem spokojnie, rozdając nam po kieliszku.

- A kto by cię odwiózł oppa? - Głos siedzącej naprzeciw mnie dziewczyny okazywał raczej odwrotny entuzjazm do tego pomysłu.

Jej chłopak zdawał się tym jednak zbytnio nie przejmować, tworząc w czystej szklance drinka dla Jimin'a. Dopiero po tym skupił się na Somi.

- Ciesz się kochanie, że nie wziąłem grata hyung'a - stwierdził spokojnie, nalewając już do naszych kieliszków, za co mu podziękowałem, starając się zachować powagę, chociaż czułem, że mój kompan w piciu właśnie sobie grabi.

Jiminnie zaczął wyrywać się do nakładania wszystkim jedzenia, jednak Somi sama już sobie z tym poradziła, a i ja odmówiłem jego pomocy, chcąc, by odpoczął po tym maratonie gotowania i zjadł spokojnie. To poruszanie sztućcami przerwało zaskoczenie dziewczyny, która spróbowała kuchni Jimin'a.

- To jest przepyszne! - Prawie pisnęła zachwycona i z chęcią zabrała się za dalsze pałaszowanie.

- Mam w domu mistrza świata w gotowaniu, co się dziwić - pochwaliłem, posyłając uśmiech narzeczonemu i odważyłem się pogładzić go po zarumienionym policzku.

- Chyba na najbliższych wakacjach przyjadę na jakiś kurs gotowania.

- Znam trochę tajników gotowania, które chętnie ci przekażę, Somi - powiedział cicho nasz wspaniały kucharz, w końcu samemu zabierając się za konsumowanie.

- Tylko wszystko zostaje w rodzinie. Całą wiedzę przekazał ci tata, więc... jeśli Somi również ją pozyska, musi już ze mną zostać do końca życia - stwierdził Jeongguk jak gdyby nigdy nic. Widziałem jednak, że przez te słowa na jej policzkach również zagościła czerwień. - Dajesz sobie radę w pracy, Jiminnie? Uczennice i ich mamy zadowolone?

Bracia pogrążyli się w rozmowie dotyczącej ich pracy przez resztę obiadu, a ja i panna Jeon mogliśmy się lepiej poznać, prowadząc dyskusję najpierw na temat tego, czym się zajmuję, ale szybko przeszliśmy do jej kariery. Szybko wyszło na jaw, że jestem fanem jej zespołu i choć nie chodzę na koncerty oraz nie kupuję licznych gadżetów z dziewczynami, gdyż pieniądze wolę przeznaczyć na mojego ukochanego, to mocno im kibicuję. Dziewczyna wydawała się z tego powodu bardzo zadowolona, chętnie, ale bardzo ogólnie opowiadając o tym, co szykują w najbliższym czasie, oczywiście w tajemnicy przed fanami. Rozumiałem, że obowiązuje ją tajemnica zawodowa, więc nie dopytywałem, ale z chęcią słuchałem.

Prawie przy końcu posiłku naszą rozmowę przerwał Jeongguk, podnosząc kieliszek.

- Musimy przepić, hyung. Jiminnie też możesz spróbować - powiedział radośnie, widocznie szczęśliwy z tego spotkania. - Tylko małego łyczka - dodał, wypijając już swój trunek i widocznie z całych sił starał się nie krzywić.

Poszedłem w jego ślady i opróżniłem naczynko, wracając bez problemu do posiłku.

- A u was wszystko w porządku? Widzieliśmy z Jiminnie'm nową kampanię reklamową, całkiem fajnie wyszła - zagadnąłem zauważając, że moja rozmówczyni straciła chyba zainteresowanie kontynuowaniem tematu i przyglądała się naszym zdjęciom zawieszonym na ścianie. Jednak chyba to pytanie zabolało adresata, bo aż się skrzywił.

- Przeżyłem dwa urocze koncepty na comeback, sukienkę do sesji zdjęciowej w Ameryce, przebranie za dziewczynę w jednym z programów... ale ubrań inspirowanych krzesłami jakoś nie potrafię wyrzucić ze swojego umysłu.

- Są fajnie, Jeonggukie - szepnął zawstydzony Jimin. Wiedziałem, że wpadły mu w oko, gdy pierwszy raz widzieliśmy tę kampanię. - Mam zamiar kupić sobie kilka z tej kolekcji.

- Dostałem. Chcesz? Może wymienimy im twarz, chętnie na to przystanę - zaproponował młodszy Jeon, uzupełniając braki w naszych kieliszkach.

Jiminnie szczęśliwy pokiwał głową, a ja ująłem szklane naczynko.

- Z ciekawości zajrzałem na strony tego całego CEO i przyznam, że jego Instagram mnie... Zaskoczył. Jakiś fanatyk krzeseł chyba - zaśmiałem się, przypominając sobie, jak szukałem informacji o projektancie tej kolekcji, którym okazał się sam dyrektor firmy.

Reszta obiadu minęła na luźnych i neutralnych tematach oraz wypiciu całej pierwszej butelki do końca. Jiminnie zaczął sprzątać ze stołu, a Somi uparła się, że mu pomoże, dlatego oboje szybko zniknęli w kuchni. Zostałem więc sam na sam z przyszłym szwagrem, który pod wpływem alkoholu rozluźnił się już całkowicie.

- Wiem hyunh, jakie masz o mnie zdanie i zapewne szybko ho nie zmienisz... - zaczął nagle, lekko pijackim zaciąganiem. Trzeba przystopować picie. - Ale zaleszy mi teraz na jeho szczęściu. Jest tu szczęśliwy, nie okłamuje mie, prawda?

- Kocham Jimin'a z całego serca i nie sądzę, by był przez to nieszczęśliwy.

- Nie mówie o waszym zwiąsku, bo to... widze, sze jest dzięki tobie szczęśliwy. Praca, pszyjaciele? Na nic się nie skarszy? - dopytywał dalej, stukając o mój kieliszek, bym wziął go do ręki. Ja jednak uśmiechnąłem się do przezroczystego płynu, jeszcze go nie pijąc.

- Przez tę jego pracę to ja więcej nerwów tracę. Ale grunt, że ją lubi, to najważniejsze. Na towarzystwo też nie narzeka, chyba całkiem dobrze układamy to wspólne życie - wyjaśniłem, zerkając z uśmiechem w stronę wejścia do kuchni i dopiero wtedy podniosłem po raz kolejny szkło i je opróżniłem.

- Co masz na myśli z tymi ,,nerwami"? - dopytywał po wypiciu następnej kolejki, na co wzruszyłem ramionami.

- Jestem zazdrosny, gdy kolejny raz słyszę, jak gra z jakąś nauczycielką, poza tym te wszystkie młode uczennice... - wyjaśniłem, choć podejrzewałem, że nie tylko ja borykam się z takim problemem. - Ale wiem, że to jego praca i ufam mu.

- Hyunh... to tylko maks... góra... czterdzieści osób. Ja znosze jakiś milion - jęknął niezadowolony, utwierdzając mnie w mojej tezie. Nie powstrzymało to jednak mojego rozbawienia, dlatego zaśmiałem się krótko.

- Szczerze współczuję - powiedziałem, tym razem samemu polewając naszej dwójce. - Ale długo jesteście razem, nie sądzę, by nagle się jej odwidziało spotykanie z tobą.

Jeon zmarszczył brwi usilnie się chyba nad czymś zastanawiając.

- Raczej nie - przyznał w końcu. - Ale kręcą sie pszy niej tesz inni idole. I to oni mogą mi zahrozić, tak jak tobie te nauczycielki, hyunh.

- Nie sądzę, by coś takiego ci groziło - stwierdziłem, machając ręką na jego obawy.

Akurat w tym momencie z kuchni wróciły nasze drugie połówki, a dziewczyna jakby na zaprzeczenie moich słów spojrzała na swojego chłopaka, marszcząc przy tym nos z niezadowolenia na widok jego stanu. Inna sprawa, że taki wyraz twarzy tylko dodał jej uroku i Jeongguk chyba też to zauważył, ciesząc się do niej.

- Jeonggukie, dziadek od zawsze ci mówił, że będziesz miał słabą głowę, nie powinieneś pić - zauważył Jiminnie, siadając obok mnie.

Młodszy wyglądał, jakby chciał mu coś odpowiedzieć. Pochylił głowę i pomachał parę razy palcem, ale ostatecznie porzucił chyba ten zamiar, komentując to nieco inaczej.

- Wcale was nie obhadywaliśmy - wymamrotał w końcu.

Zasłoniłem na moment usta dłonią, by pohamować wybuch śmiechu.

- Tak? A ja wcale nie zastanawiam się nad tym, czy cię nie wysadzić gdzieś w drodze powrotnej oppa - stwierdziła niezadowolona Somi, krzyżując ręce.

- Myślę, że ten poziom waszych rozmów to tylko dowód na to, jak bardzo się kochacie - stwierdziłem spokojnie, patrząc na Jeongguk'a i opróżniłem kieliszek.

Widziałem, jak dziewczyna przewraca oczami, ale na jej ustach zabłądził uśmiech, który rozpoznawałem dzięki dawnym klientkom. Zawsze udawały obrażone na swojego faceta, gdy o coś się kłócili w naszej kwiaciarni, ale ostatecznie on kupował jej kwiaty na przeprosiny, a chociaż ona mówiła, że ich nie przyjmie, to i tak to robiła, kryjąc uśmiech.

Jednak nasz gość nie miał chyba na tyle taktu po alkoholu, bo obrał bardzo ryzykowną linię żartów.

- Myślisz myszko, sze mnie ktoś nie zabiesze? Zdejme koszulke i...

- Komisariat, Jeonggukie - dokończył Jiminnie posyłając mu uśmiech, a jego brat na chwilę zamarł, ostatecznie przyznając mu rację i dodając, że inteligencję to starszy ma po nim. Ciekawe...

To nie udobruchało Somi, która złapała za leżącą w pobliżu gazetę, którą zostawiłem rano na wolnym krześle i zupełnie o niej zapomniałem. Teraz, zwinięta w rulon, nadawała się idealnie do tego, by przyłożyć nią Jeongguk'owi w łeb.

- Gdy będziesz spał posmaruję ci całe ciało klejem i założę na ciebie ciuchy, byś nigdy już ich nie zdjął - ostrzegła.

Chłopak skrzywił się nieznacznie, natychmiast się od niej odsuwając i uniósł trochę koszulę, by wskazać na jeden z malunków, zdobiących jego ciało.

- Jeśli uszyjesz mocneho... Musiałbym znowu do Ameryki lecieć. Wole, szebyś pszyszyła je do mojeho ciała - wyjaśnił zadowolony z takiego rozwiązania.

Usiadł już normalnie i sięgnął po butelkę, a ja wykorzystałem chwilę ich nieuwagi i nachyliłem się do Jimin'a, by szepnąć mu swoją uwagę. A raczej obawę.

- Też oberwę?

On jednak zaśmiał się na to, przysuwając bliżej i splótł nasze palce razem. Ignorując wcześniej ustalone reguły, oparł głowę na moim ramieniu. Ale wiedziałem już, że jego młodszemu bratu nie będzie to przeszkadzać.

- Nigdy hyung.

Pogłaskałem go po głowie i patrzyłem, jak Somi zabiera kieliszek swojemu chłopakowi, uznając, że wystarczy trunku na dziś.

- Naleje tylko hyunh'owi, Somi. I promise - mruknął, wyciągając rękę po zabrane szkło.

- I do tego jest ci potrzebny twój kieliszek?

- Jiminnieeeee, miałeś mi pokazać ten występ. Chodźmy - powiedział nagle młodszy Jeon, wstając od stołu zrezygnowany i porwał go do pokoju, w którym Jimin urządził sobie małą salę taneczną.

Przez następne dwadzieścia minut starałem się choć trochę wytrzeźwieć, prowadząc w miarę normalną rozmowę z dziewczyną. Broniłem zaciekle Jeongguk'a by nie krzyczała na niego za to picie i chyba udało mi się ją jakoś przekonać, choć zdradziła mi, że trochę musi się na niego ,,pofochać", by nie myślał, że zawsze mu wszystko tak łatwo daruje. 

O dziwo bracia Jeon wrócili przebrani, a ja i Somi zdążyliśmy w tym czasie przenieść się na kanapę. Jeongguk, który wyglądał już trochę lepiej, zajął ostatnie wolne miejsce obok Somi, a Jimin musiał wylądować w fotelu, jednak szybko wyciągnąłem do niego rękę, byśmy złączyli nasze palce i choć w ten sposób czuli swoją obecność.

- Jiminnie dobrze się ubiera. Podoba mi się - stwierdził Jeongguk, oglądając jego ubrania, ale zaraz sięgnął po kieliszki na stoliku. - Musimy dopić, a ja już wytrzeźwiałem - uprzedził szybko, nalewając tym razem do trzech naczynek i podał jedno z nich swojemu bratu.

Dziewczyna westchnęła, ale nic nie dodała, więc kontynuowaliśmy nasze picie.

Nie wiem, kiedy opróżniliśmy dwie butelki z mocniejszym alkoholem, ale pewne było to, że w końcu siekło mnie do tego stopnia, bym powoli tracił kontrolę nad sobą. Aż mnie rwało do przeniesienia Jimin'a na moje kolana i wyprzytulania go z całej siły.

Nasi goście zadecydowali w końcu o powrocie do Seulu. Somi chciała pomóc wstać swojemu chłopakowi, ale on dzielnie poradził sobie sam. Co prawda trochę się chwiał, ale stał.

- Jiminnieeeee - mruknął jeszcze, przytulając się do niego. A raczej dusząc. - Ufaszaj f tej szkole, jusz ci mófiem. Bo inaszej bede musiał tu pszyjechaś - wymamrotał, a następnie spróbował jeszcze coś dodać, ale chyba miało to być szeptem. - Nie fiem, szy tfój hyunh da rade odgoniś tych adoratoróf. Śficzy szy soś? Chroni sie, taa?

- Jeonggukie... Nie mam żadnych adoratorów. Za dużo wypiłeś - powiedział zmieszany Jiminnie, przeczesując mu włosy, po czym sięgnął po jego kurtkę, pomagając mu się ubrać. Mój aniołek. - Dziękujemy, że przyjechaliście, było naprawdę miło. Wpadajcie proszę częściej.

- Ja na pewno chętnie przyjadę na ten kurs gotowania - zapewniła Somi, posyłając swój miły uśmiech do mojego narzeczonego, a następnie zwróciła się do mnie. - Wyślę ci te bilety oppa, nie martw się. Dziękujemy za gościnę.

No co? Załatwiłem mi i Jiminnie'emu wejście na koncert! Pierwszy raz!

Nasi goście opuścili mieszkanie, a ja i mój ukochany zostaliśmy sami. Jimin natychmiast znalazł się przy mnie, obejmując w pasie, a ja z chęcią przytuliłem się do niego.

Moje małe mochi.

Jiminnie pomógł mi przejść do sypialni, nie bardzo się przejmując moimi pokładami miłości kierowanymi do niego.

- Chcesz się przespać, hyung? Czy wolisz po prostu odpocząć? - zapytał, dotykając mojego nagrzanego policzka, a ja wykorzystałem to, by złapać tę malutką łapkę i wciągnąć go na siebie, obejmując mocno.

- Odpocznijmy. Razem - zadecydowałem, całując go w czoło.

Mój uroczy kurczaczek najpierw zaczął protestować, broniąc się sprzątaniem, jednak siła mojego uścisku i miłości zatrzymała go przy moim boku. Cwane kochanie postanowiło wsunąć mi łapki pod koszulę, co wywołało przyjemne ciepło.

- Hyung? Lubisz już... choć troszkę Jeonggukie'ego?

- To nie jest ten sam Jeongguk co kiedyś Jiminnie - powiedziałem, starając się skoncentrować na rozmowie, a nie przyjemnych doznaniach. - Ten jest dobry. I tak, lubię go, bo opiekuje się tobą.

- Ale upija mi ukochanego... który trochę zbyt chętnie z nim pił - zauważył, wbijając mi lekko paznokcie w skórę.

- I kto to mówi - zaśmiałem się, wspominając jego drinki, które z każdym następnym miały w sobie więcej alkoholu od coli.

- Ja... piłem delikatne drinki, nie to co hyung - obruszył się, tykając palcem mój policzek.

Urocze stworzonko.

Objąłem go w pasie i przewróciłem nas tak, bym górował nad nim. Wsunąłem też dłoń pod materiał jego odzienia, badając tę delikatną skórę, którą miałem ochotę wycałować i wypieścić.

- Nie będę więcej pił, jeśli to ci przeszkadza... - zadeklarowałem, gotów spełnić tą prośbę.

Ale i tak cię wypieszczę.

- Nie przeszkadza, jeśli hyung ma mocną głowę - powiedział, próbując uciec z łóżka, jednak nie pozwoliłem mu na to, znów przytulając.

- Później posprzątamy - zapewniłem marudnie, nie mając najmniejszej ochoty się z nim teraz rozstawać nawet na pół minuty.

- Hyuuung... - jęknął Jimin, patrząc na mnie tymi ślicznymi oczkami. - To i tak... chcę się przebrać.

Uśmiechnąłem się zadowolony, natychmiast układając w głowie własny plan.

- Mogę pomóc ci się rozebrać, mój seksowny chłopaku - szepnąłem, podnosząc jego koszulkę, by móc zacząć składać pocałunki na jego odsłoniętym boku.

- Może, hyung... ale zaraz po tym się ubiorę.

Gdy tylko udało mi się pozbyć wszystkich ubrań zasłaniających to idealne ciałko, mogłem nacieszyć się wycałowaniem jego twarzy i brzuszka. Po tylu latach nareszcie mogłem się tym cieszyć, bo jeżdżenie językiem po jego podbrzuszu mocno pobudzało wyobraźnię Jimin'a, który nigdy nie wiedział, kiedy mogę go zaatakować ustami nieco niżej. Dzisiaj jednak pozostało to tylko w sferze jego pragnień, bo zamiast tego skupiłem się na pieszczeniu szyi i twarzy mojego słoneczka. Szeptałem mu przy tym, jak bardzo go kocham, a te wyznania z moich ust w jego stronę nigdy nie były przesadzone.

Jego ciche pomruki i urywane jęki tworzyły symfonię pieszcząc uszy w najbardziej intymny sposób, a w połączeniu z alkoholem płynącym w żyłach, nie pozwoliły mi na długie pieszczenie jego ciała w delikatny sposób. Niepohamowana potrzeba wejścia w niego sprawiła, że niemal chaotycznie szukałem lubrykantu i zaraz znalazłem się w moim najmilszym. Dopiero wtedy byłem w stanie trochę się uspokoić, mimo wszystko pragnąc mu dać więcej czułości, niż pośpiesznego spełnienia. Wygimnastykowane ciało nie tylko moje, ale i kochanka, umożliwiało mi naprawdę wiele, dzięki czemu eksperymentów z pozycjami nie było końca.

Dzisiaj zdecydowałem się na te nieco łatwiejsze pozycje, z uwagi na procenty, które nie pomagały w utrzymaniu równowagi. Raz pozwoliłem Jimin'owi poruszać się samodzielnie, gdy siedział tyłem do mnie, dzięki czemu miałem okazję podziwiać jego kształtne pośladki, zaraz znajdował się pode mną, a jego nogi opierały się o moje ramiona, to znowu leżał na mnie plecami, jęcząc przez mocne uderzenia i poruszanie moją ręką na jego członku.

Do wieczora nie pozwoliłem mu na założenie choćby jednej skarpetki, ciesząc się jego bliskością i kochając w jeszcze kilku pozycjach, pozwalając mu dojść tyle razy, by w końcu zasnął wtulony we mnie.



Jungkook

Gdy wizyta u mojego kochanego braciszka dobiegła końca, trochę nie byłem w stanie iść o własnych nogach. Oczywiście nie pozwoliłem Somi mnie prowadzić, bo byłoby to naprawdę nie na miejscu.

Wciąż myślałem o poprawie moich relacji z Jimin'em, z czego o dziwo się cieszyłem, nie przywołując już do umysłu słów mamy, która kiedyś przekonywała mnie do mojej wyższości nad bratem. Potrzebowałem dopiero odpowiedniej kobiety, w postaci mojej kochanej Somi, aby zmienić swoje zachowanie i nastawienie, oczywiście na lepsze.

Pomimo chłodu panującego na dworze, tuż po wyjściu z bloku i skierowaniu się do samochodu, musiałem rozpiąć nie tylko kurtkę, a również swoją koszulę. Parking nie znajdował się daleko, dlatego jedynym co zrobiłem to objęcie mojej widocznie niezadowolonej myszki i przyciągniecie jej do swojego boku. To trochę pomagało mi w utrzymywaniu równowagi, choć dla osób postronnych wyglądało jak zwykłe przytulanie swojej dziewczyny, na czym mi zależało. Pomimo upojenia alkoholowego, objawiającego się również w bólu głowy, która nie była przyzwyczajona do zagranicznych trunków, jako tako kontaktowałem i utrzymywałem świadomość, mając jedynie niewielkie problemy z mową. Pamiętałem o zakryciu twarzy maską i przykryciu włosów, aby nikt nas tutaj nie rozpoznał, szczególnie w moim rodzinnym mieście, w którym teraz nie powinienem przebywać.

Gdy już dotarliśmy pod mój samochód, wygrzebałem z kurtki kluczyki, przekazując je trochę niechętnie Somi, tuż po ówczesnym otwarciu wszystkich drzwi. Po dostaniu się na miejsce pasażera od razu zająłem się zdjęciem kurtki i szalika, maskę po prostu zsuwając pod brodę. Przeczesałem włosy palcami, przeglądając się w bocznym lusterku i stwierdzając, że dziś wyglądam wyjątkowo przystojnie, co wywołało zadowolony uśmiech na mojej twarzy.

Nawet nie zorientowałem się kiedy młodsza zajęła miejsce obok, dlatego zdziwiony patrzyłem jak jej ręce zapinają mój pas, to samo robiąc ze swoim, by zaraz po tym ruszyć powoli.

Nie mogłem przez chwilę oderwać wzroku od mojego pasa, mrużąc przy tym oczy i wiedząc, że sam powinienem to zrobić.

Następnym razem... nie pozwolę.

Znów się uśmiechnąłem, odchylając już głowę do tyłu i zaczynając nucić jedną z melodii, która krążyła mi obecnie po głowie.

Nie zwracałem uwagi na otoczenie, patrząc się po prostu na dach samochodu i starając nie myśleć o oddaniu kierownicy mojej myszce.

- Somiiii, aishite imasu – powiedziałem przypadkowe słowa, które przyszły mi do głowy i które chyba miały nawet jakiś sens. Choć niestety nie usłyszałem na nie odpowiedzi, dlatego ponowiłem próbę nawiązania interakcji z kierowcą mojej Golden Treasure.

Tym razem odkleiłem głowę od siedzenia, przysuwając się do młodszej i całując ją w ramię.

- Sugoi desu-chan, kawaii – wyszeptałem kolejne kilka słów, będąc już w stu procentach pewnym, że nie mają jakiegokolwiek sensu.

- Jeongguk oppa, prowadzę. – Moja ukochana o dziwo nie była zadowolona z moich wyznań, choć jedno na pewno zawierało w sobie: „Kocham cię".

Albo mnie już nie lubi... albo... jest zła? Ale o co? Bo to, że mnie lubi jest pewne!

Uśmiechnąłem się, przez chwilę patrząc na jej twarz, by zaraz ukąsić ją lekko w to ramię i wrócić na swoje miejsce, skoro aż tak nie chciała mojego towarzystwa.

- Jiminnie jest uroczy, no nie? – Zacząłem inny temat, stwierdzając, że może Somi nie lubi japońskiego... bo kto lubi? – To taka moja siostrzyczka, Somi – dodałem zadowolony, uśmiechając się szeroko. – Już to zrozumiałem.

- Dobrze, że nie powiedziałeś tego przy Hoseok oppie – odpowiedziała mi zaraz, biorąc głębszy oddech, na co nie zwracałem uwagi, kontynuując swoje wyznanie i dzieląc się wnioskami, do których doszedłem.

- Gdybym wiedział od razu, to byłbym ze wszystkim delikatniejszy – oznajmiłem jej, dobrze pamiętając, że niektóre moje metody nauki były trochę zbyt ostre. – I... dlaczego nie mógłbym powiedzieć? Mógłbym, bo czemu nie?

- Bo Jimin oppa nie jest dziewczyną – podkreśliła.

- Jimin unni – poprawiłem ją, podtrzymując żart i zaraz po tym chichocząc.

- Oppa, idź proszę spać – powiedziała spokojnie, choć przez zęby, czym jeszcze bardziej mnie rozbawiła.

- Spać? – Zdziwiłem się, nigdy nie mając zwyczaju zasypiać, nawet w takim stanie.

Zamiast tego postanowiłem znaleźć sobie inną rozrywkę, zmuszając swoją rękę do powędrowania na czwarty guzik od mojej koszuli, by powoli kontynuować rozpinanie jej, tym razem do końca. A gdy tylko ten zabieg dobiegł końca, wyciągnąłem telefon, znów opierając głowę o siedzenie i robiąc sobie kilka selek właśnie w takim stanie, oczywiście starając się przy tym ująć jak najwięcej odsłoniętego ciała.

- Jeśli to udostępnisz Goldens, to obiecuję, że wrócisz na piechotę. – Usłyszałem po wykonaniu ostatniego zdjęcia i grzebaniu już w telefonie.

- Nieeee, wysyłam na czat – oznajmiłem jej, uśmiechając się i wrzucając kilka fotek na konfę ze znajomymi z mojego rocznika. Nawet przez myśl mi nie przeszło, aby pokazać je Goldens, które chyba poumierałyby przez moją mimikę, wzrok i roznegliżowanie. No i była jeszcze kwestia CEO, który stanowczo zabronił mi wstawiania takich zdjęć na jakiekolwiek SNS-y.

Moje skromne zdjęcia zaraz były komentowane nie tylko przez Yu, ale i Mingyu, Yuju, czy Eunhę. Nawet otrzymałem odpowiedź zwrotną w podobnej formie, wykonanej przez Mingyu, który oczywiście wykorzystał to do namawiania dziewczyn do takiej samej sesji. Nie ingerowałem w to już, pozwalając chłopakom męczyć nasze znajome, z którymi nigdy nie przekraczałem tej granicy, będąc całkowicie wiernym Somi.

Kiedy w końcu oderwałem się od telefonu, chowając go jako tako do kieszeni kurtki, spojrzałem w końcu na moją ukochaną, uśmiechając się i wspominając tę niewielką scenę zazdrości sprzed sekundy, czy tam iluś.

- Już nie mogę pokazywać swojego ciała Goldens? – zapytałem, przysuwając się do jej ramienia i mając nadzieję, że tym razem nie zostanę odtrącony.

- Wiesz, że nie lubię, gdy to robisz.

- Ale od razu „wracać na piechotę"? – wspomniałem jej słowa, chyba wyprowadzając ją powoli z równowagi, bo aż zjechała na pobocze, włączając awaryjne światła i niestety dalej wpatrując się w przednią szybę.

Jest zła? O co? Eh... mogłem nie pić, może bym to zrozumiał i nie pakował się w kłopoty...

- Oppa, prowadzę. Daj mi się skupić na drodze – wyjaśniła, chyba nie zwracając uwagi na lekkie łamanie w ten sposób prawa.

Niech nas nie zobaczą... jesteśmy niewidzialni! Jesteśmy niewidzialni, okej, Boże?

- Nie potrafisz jechać i rozmawiać? – zapytałem na spokojnie, tuż po wysłaniu apeli do nieba.

- Nie, jeśli mnie denerwujesz – zdradziła w końcu.

Czyli jednak...

- Czym cię denerwuję? – dopytywałem, zdziwiony.

- Swoim zachowaniem.

- Przecież zachowuję się normalnie – zauważyłem, marszcząc lekko brwi i nadal przypatrując się złej, choć nadal ślicznej, Somi.

- A rób sobie co chcesz – mruknęła jedynie, wyłączając już awaryjne i ponownie wyjeżdżając na drogę, kiedy ja wróciłem na swoje siedzenie, myśląc o tym co do tej pory robiłem i czym mogłem ją urazić.

Chyba... będę musiał jakoś ją udobruchać?

Pokiwałem głową na swój pomysł, niestety czując już jak alkohol powoli mnie puszcza, a co za tym szło miałem lekkiego kaca, od zawsze nawiedzającego mnie tak szybko, właśnie przez szybką przemianę materii.

Kiedy już opróżniłem jedną małą butelkę wody, sięgnąłem do schowka, wyciągając płytę EXO, którą otrzymałem niedawno od Sehun'a. Ich muzyka jakoś za specjalnie nie wpadała mi w ucho, jednak tytułowe piosenki zawsze mieli chwytliwe, dlatego chętnie ich słuchałem, teraz również się na nie decydując.

Specjalnie wybrałem jeden z tych miłosnych utworów, śpiewając go tylko i wyłącznie dla Somi i po raz kolejny podkreślając, że jest moją jedyną i żadnej innej już nie chcę.

Dziewczyna początkowo na to nie reagowała, nieważne jak bardzo się starałem, jednak po czterech-pięciu piosenkach przyłączyła się do mnie ze śpiewem, wywołując tym mój szeroki uśmiech.

Dość szybko z normalnych płyt przeszliśmy na troty, które miałem tu od moich urodzin, podczas których otrzymałem całą kolekcję tych piosenek, właśnie od śmieszka Yugyeom'a. Oczywiście nie miałem nic przeciwko trotom, tak samo jak Somi, dlatego przez następną godzinę spędziliśmy czas właśnie na śpiewaniu tych utworów.

Niestety, moje usilne starania w pozbyciu się kaca, zmusiły mnie do wypicia jeszcze dwóch małych butelek wody, co doprowadziło do wysyłania próśb do dziewczyny, aby zatrzymała się w jakimś lesie po drodze.

Nie wiem dlaczego, ale tuż po wyjściu z samochodu, zamiast stanąć pod pierwszym lepszym drzewkiem, z uśmiechem skierowałem się trochę dalej, ruszając leśną ścieżką i robiąc przy tym kilka zdjęć otoczeniu, które zachwyciło mnie swoim urokiem. Kolejne stawiane kroki i kolejne wykonywane fotografie zawiodły mnie naprawdę daleko od samochodu.

Moje lekkomyślne zachowanie zaraz zostało „nagrodzone". Zanim zorientowałem się o niewielkiej zmianie podłoża, zsunąłem się po dość stromej skarpie, nawet nie mając możliwości, aby jakkolwiek uratować się przez upadkiem.

Pojedynczy krzyk wydobył się z mojego gardła, gdy po próbach złapania jakichś korzeni i wyrywaniu ich jeden po drugim, zorientowałem się, że mam naprawdę przejebane. Somi nie mogła mnie usłyszeć, do tego dzieliło mnie dobre kilkanaście metrów od ziemi i nikt nie byłby już w stanie mnie złapać, dlatego starałem się zmienić pozycję, aby upaść na bok i oszczędzić tym samym nogi.

Ostatnie przebłyski światła, przebijające się między czubkami drzew były jedynym widokiem jaki zapamiętałem przed zamknięciem oczu i zaciśnięciem pięści, by tuż po runięciu na twarde podłoże zacisnąć dodatkowo zęby, modląc się i prosząc Boga o wybaczenie mi tej lekkomyślności i zostawienia Somi samej przy tej drodze.

- Nie mogę stracić przytomności... - wyszeptałem, chyba bezgłośnie, rozprostowując palce u jednej z dłoni i łapiąc zaraz po tym liście, na których wylądowałem.

Niestety to było ostatnie działanie, które byłem w stanie wykonać, tuż po tym powoli odpływając. 

Na kilka sekund, minutę, może nawet kilkanaście... ewentualnie godzinę, bądź dwie, bo gdy ponownie otworzyłem oczy, tuż po przygryzieniu wargi i wypowiedzeniu jednego z przekleństw, zorientowałem się, że wokół mnie panuje ciemność.

Chwilowo zignorowałem ból, nawet gdy po uniesieniu się na ręce poczułem jak jedno z miejsc na moim brzuchu zaczyna niemiłosiernie szczypać.

- Kurwa, nie... Najgorzej... - wywarczałem, przenosząc się do siadu i na razie kładąc po prostu rękę na swoim boku, które zdążyło już ubrudzić moją koszulę krwią. – Tatuaże... - Westchnąłem, wspomagając się drugą ręką i w końcu podnosząc, aby stanąć na równe nogi.

Na szybko obejrzałem resztę ciała, na szczęście niczego poza niewielkimi zadrapaniami nie znajdując. Choć moja twarz ewidentnie została przyozdobiona kilkoma zadrapaniami. I znów modliłem się, aby nie były one zbyt głębokie.

Jeszcze tylko zerknąłem na ten spadek, przez który tutaj wylądowałem, wyklinając go i ruszając już na jakąś ścieżkę, by jak najszybciej dotrzeć do mojej Somi.

Przez kilka minut błądzenia i szukania choć jednej żywej duszy, która może doprowadziłabym mnie na odpowiednią ścieżkę, zastanawiałem się nad konsekwencjami tego wypadku, wiedząc, że na najbliższe audycje się nie wybiorę, a o comeback'u mogę pomarzyć.

W końcu usłyszałem czyjeś nawoływania, które szybko dopasowałem do Somi. Nie mogłem niestety biec, czując, że rana na brzuchu by tego nie wytrzymała, dlatego wyszedłem jej na spotkanie dopiero po przekroczeniu kilkudziesięciu metrów dość powolnym krokiem.

Nie mogłem dokładnie ujrzeć twarzy mojej myszki, jednak po jej głosie słyszałem jak bardzo się zmartwiła tą sytuacją.

Super. Świetnie. Jestem najbardziej zjebanym chłopakiem na świecie. PO CO MI BYŁY TE CHOLERNE ZDJĘCIA?!

- Bang mnie zamorduje, Somi – powiedziałem jak tylko znalazłem się blisko niej, widząc już zaschnięte łzy na jej twarzy, których niestety nie mogłem się pozbyć, bo młodsza wystrzeliła do mnie jak strzała.

- Oppa, coś ty narobił? – wyszeptała przez łzy, ściągając swój szalik i zaczynając oczyszczać moją twarz, zapewne z krwi, której nie byłem w stanie ujrzeć.

Nie mogłem pozostać spokojny w tej sytuacji. Oboje byliśmy tym wszystkim przerażeni. Mój strach szczególnie wzrósł, gdy uniosłem trochę swoją koszulę, widząc tam rozciętą skórę.

- No chyba załatwiłem sobie przerwę w aktywnościach... - wymruczałem, opuszczając już materiał i wzdychając. – Kurwa mać – dodałem, nie mogąc się przed tym powstrzymać i niestety widząc, że zwróciło to uwagę również mojej myszki, obecnie zasłaniającej sobie usta dłonią.

- Musimy jechać do szpitala. Natychmiast – zarządziła, łapiąc mnie za wolną rękę, gdy drugą nadal tamowałem tę krew.

Dziewczyna skierowała nas do samochodu, sadzając mnie na miejscu pasażera, by sama, tak jak poprzednio, przejąć całkowicie stery i ruszyć do wspomnianej lokacji.

Miałem w końcu okazję przyjrzeć się swojej twarzy, która teraz posiadała kilkadziesiąt małych zadrapań i dwa większe.

Będą blizny, jak nic...

- Świetnie, naprawdę świetnie. Przez tyle lat co najwyżej nabiłem sobie siniaka na nodze, a teraz... - zacząłem się wyżalać, zaraz jednak przypominając sobie o telefonie, który przecież trzymałem w dłoni, gdy zmierzałem ku tej całej skarpie. Sprawdziłem jeszcze wszystkie kieszenie, mając nadzieję, że jednak włożyłem go do kurtki, ewentualnie zostawiłem w samochodzie. Niestety nigdzie go tutaj nie było. – Zgubiłem telefon, Somi – wyszeptałem, zaciskając zęby i przymykając na chwilę oczy, aby się uspokoić.

- Jakoś to wyjaśnimy oppa... - obiecała dziewczyna, choć moje myśli już krążyły wokół kolejnych konsekwencji KOLEJNEGO niefortunnego zdarzenia.

- Telefon, Somi, telefooon – podkreśliłem to, otwierając już oczy i zaczynając raz jeszcze sprawdzać wszystkie miejsca, w których mógł mi tutaj wypaść. – Jak ktoś go znajdzie będę miał większe kłopoty niż przez te rany – wyjaśniłem, wiedząc, że jeśli ktokolwiek będzie na tyle uparty, odblokuje go i wydobędzie z niego wszystkie informacje, nie tylko o mnie, ale i o reszcie idoli, w tym mojej kochanej Somi.

- Teraz najważniejsze jest, byś trafił do szpitala – oznajmiła, przecierając oczy, kiedy porzuciłem już szukanie telefonu i zacząłem jej przyglądać.

Szpital! Właśnie, rana!

Szybko oderwałem wzrok od Somi, przenosząc go na swoją rękę, nadal przytrzymującą uszkodzony bok. Powoli oderwałem ją od koszulki, podsuwając materiał do góry i przyglądając uszkodzonemu miejscu.

- Goldens mnie zjedzą jak to kiedykolwiek zobaczą. Chyba nie trzeba będzie szyć, no nie? – zapytałem cicho, sięgając po chusteczki i wodę, aby jakkolwiek ją przemyć i nie ubrudzić przy tym tapicerki. Skrzywiłem się, jednak nie przez sam zabieg, a również przez następne konsekwencje, tym razem ze strony Goldens.

Nie mogłem się niestety powstrzymać, aby nie przyjrzeć dokładnie temu rozdarciu i uszkodzonemu tatuażowi, przez co Somi kazała mi przestać się tym bawić i po prostu zacisnąć. Oczywiście zaraz to zrobiłem, jadąc w ten sposób przez pozostałe kilka minut, by gdy tylko znaleźliśmy się pod szpitalem, przełożyć wolną ręką portfel do kieszeni kurtki i wyjść, kiedy moja myszka zatrzymała się tuż przed wejściem do budynku.

Będziemy mieli kłopoty...

Dziewczyna jako pierwsza opuściła pojazd, gdy ja założyłem maskę na twarz, naprawdę nie chcąc, aby ktokolwiek mnie rozpoznał, szczególnie w takim stanie. Kiedy poszedłem w jej ślady, młodsza już czekała na mnie z jednym z lekarzy, dlatego od razu udałem się w ich stronę.

- Somi, zamknij samochód, daj mi proszę swój telefon na chwilę i wróć tu zaraz, dobrze? – zarządziłem, wchodząc do budynku i wyciągając po drodze swój dowód.

- Zadzwonię do twojego managera oppa, ty tylko idź z lekarzem – poprosiła dziewczyna, jak zwykle nie słuchając moim próśb i uciekła ze szpitala.

Westchnąłem, zerkając jeszcze za nią i opowiadając już mężczyźnie, co sobie zrobiłem. Niestety była konieczność szycia, a przez wypity alkohol nie mogłem przy tym dostać żadnego znieczulenia, dlatego po udaniu się do jednej z sal i szybkim zdjęciu kurtki oraz koszuli, zacisnąłem po prostu zęby, pozwalając lekarzowi zająć się tym szyciem. Grzecznie wytrzymałem te kilkadziesiąt minut, myśląc w tym czasie o mojej równie lekkomyślnej Somi, która na pewno nie odpuściła sobie powrotu w tamto miejsce.

Jeśli cokolwiek się jej stanie... Jeśli zobaczę choć jedno zadrapanie...

Nie potrafiłem jednak dokończyć swojej obietnicy, za bardzo bojąc się wniosków, do których bym doszedł. Zresztą, nawet po tylu latach nie potrafiłem odejść od nieustannej walki i nieustępliwości, dlatego nie było mowy o odejściu od Somi właśnie dla jej dobra.

Po zszyciu rany na moim brzuchu zajęto się resztą mojego ciała, oczyszczając je i przebierając również w tę śmieszną, szpitalną piżamkę, która przy moich tatuażach wyglądała naprawdę komicznie.

Przez następną godzinę myślałem tylko o Somi, co przerwał dopiero manager hyung, przybywający do mnie i uświadamiając, jak bardzo mam przejebane. Nie szczędził ostrych słów, mówiąc to, czego się domyślałem i kontaktując przy tym z Bang'iem, który nie tylko zawiesił moje aktywności, a także oznajmił, że czeka mnie kilkumiesięczna przerwa od czegokolwiek, bo on i tak skupia się teraz na swoim głównym zespole, rozważając późniejsze wysłanie mnie na pół roku za granicę, co teraz przyjąłem po prostu do wiadomości, za bardzo nad tym nie rozmyślając, bo ważniejsza była Somi.

Zmusiłem hyung'a do wykonania do niej kilku telefonów, choć zapewne przez lokalizację, w której się znajdowała, skontaktowanie z nią nie było możliwe.

Ostatecznie odesłałem starszego do hotelu, pozostając na pustej sali po prostu z własnymi myślami. Po godzinie, albo dwóch swoją obecnością zaszczyciła mnie zapłakana dziewczyna, która od razu przysunęła krzesło obok mojego łóżka, siadając na nim i zaczynając płakać jeszcze bardziej.

- Przepraszam, oppa. Nie znalazłam twojego telefonu... Próbowałam, naprawdę, ale się zgubiłam i nigdzie go nie było... I to moja wina... Mogłam wyjść z tobą... Jestem okropną dziewczyną... - Zaczęła mi lamentować, co chciałem jej jak najszybciej przerwać. – Bardzo cię boli, oppa?

- Somiii. – Jęknąłem, chwytając jej rękę i lekko ściskając. Przyglądałem się jej zmartwiony, po prostu dziękując w myślach, że wróciła do mnie cała i zdrowa. – Kto ci pozwolił tam jechać? Tak, jesteś okropna, bo w ogóle tam wróciłaś. Martwiłem się... - oznajmiłem, podnosząc przy tym lekko głos, ale zaraz oczywiście starałem się uspokoić, pamiętając, że jest już środek nocy i na pewno nie chcę tu przywoływać żadnej z pielęgniarek. – Nie powinnaś tam wracać, szczególnie o takiej godzinie i aż na całą noc. Do tego sama. Somi... Nawet nie wiesz, gdzie upadłem. Po co tam poszłaś, niemądra dziewczyno? – zapytałem, marszcząc brwi i czekając na jakieś logiczne wyjaśnienia.

- Bo martwiłeś się o ten telefon... i chciałam go znaleźć... - wyjaśniła, wyrywając lekko ubrudzoną rękę z mojego uścisku i nie przestając przy tym płakać. – Zostaw, oppa... - poprosiła, choć moja dłoń miała inne plany, chwytając ją tylko mocniej.

- Nie płacz, myszko. A teraz jedź grzecznie do hotelu i prześpij się. Dobrze? – poprosiłem, robiąc to już niezwykle łagodnie, na co młodsza i tak pokręciła głową.

- Nie chcę spać. Chcę zostać z oppą...

- Wieem, każdy by chciał – zażartowałem, śmiejąc się i próbując ją tym żartem rozweselić, choć niestety niezbyt mi to wyszło. – Musimy odpocząć, dlatego proszę, spełnij moją prośbę. Po południu do mnie przyjdziesz, dobrze? I przepraszam, że narobiłem nam tyle problemów, bo to tylko i wyłącznie moja wina, Somi.

Dziewczyna początkowo zgodziła się z moimi słowami, choć zaraz pokręciła przecząco głową, na co zmarszczyłem znów brwi.

- Nie. To moja wina. Proszę, śpij, oppa – powiedziała tylko, wstając i pochylając się nade mną, by pocałować mnie delikatnie w skroń.

Nie odzywałem się tylko dlatego, bo chciałem, aby odpoczęła i już się nie wracała. Jednak tuż po cichym westchnięciu obiecałem sobie, że nigdy więcej nie będę aż tak lekkomyślny, martwiąc przy tym ukochaną osobę. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top