rozdział 11

21.01.2017 r. (nadal dzień później)

Hoseok

Czas uciekał, a ja nadal nie mogłem skontaktować się z moim przyjacielem. Sam już nie wiedziałem, w co wierzyć. Miałem w głowie lekki mętlik. A jakby tego było mało, zaczynały się poważne problemy finansowe z kwiaciarnią, która nie potrafiła funkcjonować bez Taehyung'a.

Siedziałem w niej i piłem kolejną tego dnia kawę, próbując nie zasnąć nad rachunkami, które oczekiwały jak najszybciej spłaty. Niestety, brakowało na nie środków, a bank nie chciał udzielić kredytu na ich wyregulowanie, bo nadal spłacaliśmy ten, który zaciągnęliśmy na założenie naszej działalności. Problemy ostatnio tylko się piętrzyły. Jedyną ostoją pozostał dla mnie Jimin, który właśnie zapukał w drzwi, zwracając moją uwagę. Uśmiechnąłem się delikatnie, natychmiast podnosząc się z miejsca, by mu otworzyć. Przynajmniej ciepło się ubrał, choć tę maseczkę powinien zastąpić szalikiem.

- Cześć kochanie - przywitałem go cicho, całując delikatnie w czoło.

Chłopak natychmiast przytulił się do mnie, pozwalając mi na rozkoszowanie się jego bliskością. Miałem wrażenie, że gdy jest przy mnie, wszystko jest trochę lepsze i możliwe do rozwiązania.

- Wyglądasz na zmęczonego... nie mogłeś spać, hyungie? - zapytał, gdy już się trochę odsunął, a jego słodka łapka wylądowała na moim policzku, głaszcząc go.

- Spałem. Śniło mi się, że Tae wołał o pomoc, a my nie mogliśmy nic zrobić - szepnąłem przymykając oczy.

Jiminnie natychmiast przytulił mnie, jednak zaraz usłyszałem, jak zaczyna płakać.

- Nie płacz kochanie - poprosiłem, czując, jak moje serce pęka przez jego smutek. Naprawdę ciężko znosiłem jego łzy. - Był u mnie Min. Tae jest u niego.

- U niego? - Mój blondynek wytarł powoli oczka, łapiąc ze mną kontakt wzrokowy, który wyrażał jego zmartwienie. - Czyli... od początku tam był? Ale... policja... Zrobił mu coś? - zapytał, a do tych ślicznych patrzałek znowu napłynęły łzy.

- Nie było go tam wtedy. Był na jakiejś ,,wycieczce", bo chciał odpocząć. A potem zjawił się u niego. Ale to zupełnie niepodobne do Tae... W dodatku... - Wziąłem głębszy oddech by się uspokoić i powiedzieć mu wszystko. - Miał wypadek. I na razie musi zostać pod obserwacją. Ale Min powiedział... Powiedział, że Tae... Że on nie chce mnie na razie widzieć... - powiedziałem, łamiącym się głosem.

- Nie chce cię widzieć? Przecież... Dlaczego nie chciałby widzieć swojego najlepszego przyjaciela? On... przecież to jego chłopak zabrał go z mieszkania... Do tego po jego próbie samobójczej. Hyung... Tae na pewno by tak nie zrobił... Wycieczka? On chciał od niego uciec i chciał cię chronić...

Zmarszczyłem brwi słysząc to wszystko. Nie miałem kompletnie pojęcia, o czym mój ukochany teraz mówi.

- Min go zabrał z mieszkania? Próba samobójcza? Jiminnie, o czym ty mówisz?

Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony, marszcząc uroczo brwi.

- Przecież... rozmawialiśmy o tym, hyung... jakiś czas temu.

- Jak to... Ostatni raz, gdy widzieliśmy Tae, zaatakował cię. A gdy straciłeś przytomność, ja go odciągnąłem i wtedy uciekł. Gdy nie wracał, pojechaliśmy do Min'a myśląc, że tam jest, ale nie chciał nas wpuścić, więc zawiadomiliśmy policję... Jednak oni nic nie znaleźli - powiedziałem powoli, chcąc mu przypomnieć, jak to się stało, że Taehyungie zniknął. Ta jego depresja zrobiła się naprawdę niebezpieczna. Chyba miało to jakiś związek z tym, że mój przyjaciel... Czuł do mnie coś więcej. Ale nie sądziłem, że mógłby przez to znienawidzić Jimin'a i go zaatakować. Niestety tak się właśnie stało.

- Hyung... nie. - Jiminnie pokręcił głową powoli, nadal zaniepokojony równie mocno jak ja. - To... to nie było tak. Tae... chciał popełnić... samobójstwo, albo się skrzywdzić, po tym jak wyszedłeś i... kiedy go przed tym powstrzymywałem zjawił się pan Min... to on mnie popchnął, hyung...

- Jiminnie, nie było tam Min'a. - Położyłem dłonie na policzkach młodszego, chcąc przyjrzeć się jego twarzy. Czy to jakiś opóźniony szok pourazowy? Ale po takim czasie?

Jimin złapał jednak moje dłonie, szybko je zabierając z jego twarzy i ścisnął je.

- Hyung... byliśmy z Tae w dwójkę, a później przyszedł on... i... - Znów pokręcił przecząco głową, spuszczając wzrok. - Przecież ciebie tam nie było, hyung.

- Jiminnie, wszystko z tobą w porządku? - zapytałem wprost, nie mogąc już znieść tej niepewności. - Może przez tamten upadek coś ci się pomyliło?

Nic mi jednak nie odpowiedział, chyba samemu nie bardzo to wszystko rozumiejąc. Dlatego jedyne, co mogłem zrobić, to przytulić go na pocieszenie. Będę musiał go namówić na jakieś badania, by sprawdzić, by nic sobie wtedy nie uszkodził.

- Czyli Taehyung jest teraz bezpieczny? - zapytał w końcu cicho. - Wszystko z nim w porządku? Jaki to był wypadek? Dlaczego nic nam o tym nie powiedziano?

- Wszystko na to wskazuje kochanie. Najważniejsze, że wiemy już, gdzie jest. Mam nadzieję, że niedługo będzie chciał się z nami zobaczyć... Wygląda na to, że ktoś go potrącił, ale fizycznie nie ma większych szkód. Min nie chciał mi zbyt wiele powiedzieć...

- Bardzo... długo go nie było, hyung. Nie potrafię zrozumieć dlaczego postanowił się od nas odciąć... przecież kochał tę pracę...

Westchnąłem głęboko na te słowa.

- Właśnie... Chciałbym o tym z tobą porozmawiać. Chodź. - Złapałem dłoń ukochanego, ciągnąc go w stronę lady, gdzie ustawiłem wcześniej dwa krzesła, wiedząc, że posiedzimy na razie tutaj. Choć nie chciałem dodawać mu zmartwień, musiałem się kogoś poradzić, a w tej chwili on był jedyną osobą, która mogła mi pomóc. - Dlaczego nadal jesteś w kurtce Jiminnie? Ugotujesz się, tutaj jest dwadzieścia pięć stopni... - dodałem, dopiero teraz się orientując, że moje urocze stworzonko nadal stoi opatulone.

Powoli zdjął czapkę i kurtkę, zawieszając ją na oparciu, po czym usiadł grzecznie, składając ręce na kolanach.

- Tak, hyung?

Przechyliłem głowę i zmarszczyłem brwi, patrząc na niego trochę podejrzliwie. Zwykle nie nosił maseczki w pomieszczeniu, chyba, że miał katar jak niedawno. Jedna teraz nie smarkał co chwilę, dlatego miałem pewne podejrzenia. Pochyliłem się, szybko pozbywając sznureczka z jednego ucha, dzięki czemu zdążyłem zobaczyć opatrunek na nosie, który zaraz zasłonił, odwracając głowę.

- Kochanie, co ci się stało? - zapytałem, natychmiast przenosząc się na kucki, by móc na niego spojrzeć i delikatnie zabrałem tę dłoń z jego twarzy.

On jednak pokręcił głową, zaraz osłaniając się drugą łapką.

- Nic, hyung.

- Jiminnie, co się stało? - powtórzyłem, używając nieco karcącego tonu.

- To... to nic takiego... nie zauważyłem... drzwi - szepnął.

- Jiminnie... Dlaczego mam wrażenie, że kłamiesz? Proszę, nie dodawaj mi trosk, tylko powiedz prawdę.

- Hyung... - Blondyn spojrzał na mnie nieco smutno, przez co znów poczułem ciężar na sercu. - Nie potrafiłbym cię okłamać.

Natychmiast złagodniałem, rozumiejąc, że chyba jestem już przewrażliwiony i powinienem przyhamować. Podniosłem się, by móc musnąć delikatnie jego usta.

- Przepraszam Jiminnie. Chyba... Chyba zaczynam przesadzać. Proszę, nie chodź z głową w chmurach, bo bardzo kocham tę głowę. Tak samo jak całą resztę - poprosiłem z delikatnym uśmiechem, na co moje słoneczko zaraz się rozchmurzyło, przytulając do mojego brzucha.

- Też cię kocham, hyung... Jesteś najcudowniejszy... i najprzystojniejszy - powiedział, chowając twarz w mojej koszulce.

- Mój słodki chłopak - powiedziałem szczęśliwy, gładząc go po włosach. - Zrobić ci herbaty?

- Tak, poproszę. - Jimin odsunął się i spojrzał na ladę, zaraz skupiając wzrok na moim kubku. - Jest już późno, nie powinieneś jej pić, hyung... - zauważył, przenosząc spojrzenie na mnie.

- Wiem Jiminnie... Ale mam dużo pracy... Znaczy... - Westchnąłem, szukając najprostszych słów, bez owijania w bawełnę. - Rozważam... Zamknięcie kwiaciarni - powiedziałem, puszczając go, by móc pójść przygotować mu na zapleczu napój.

- Za-zamknięcie, hyung? - Młodszy natychmiast ruszył za mną, widocznie zaszokowany tym wszystkim. - Ale... jak Tae wróci na pewno będzie chciał... Mogę ci pomóc, hyung... z czymkolwiek.

- Jiminnie... - zacząłem, szykując w międzyczasie kubek i jego ulubioną herbatę. - Nie zrozum mnie źle, bardzo doceniam, że chcesz pomóc. Ale bez Tae to nie ma sensu. To on układa najpiękniejsze bukiety. Ludzie przychodzą tu po kwiaty właśnie dlatego, że on tworzy bukiety. Już straciliśmy masę klientów, a rachunki wcale nie maleją... Nie stać mnie na utrzymanie tej kwiaciarni, a gdy Tae wróci... Może już być za późno.

- Spróbujmy się skontaktować z jego chłopakiem... - powiedział natychmiast. - Wyjaśnijmy mu sytuację, niech nam chociaż powie, jak Taehyung się czuje i czy chce... w ogóle tutaj wracać.

- Myślisz, że to dobry pomysł? - zawahałem się, naciskając przycisk na czajniku elektrycznym. - A jeśli Tae jest w jakimś szoku powypadkowym? Jeśli to tylko niepotrzebnie by go zestresowało?

- Nie wspomnielibyśmy o kłopotach. Po prostu... to było jego marzenie, a teraz... gdyby do nas wrócił, wszystko by stracił.

Patrzyłem przez chwilę, jak woda się gotuje, rozważając tę propozycję. Bardzo nie chciałem tracić tego miejsca, zwłaszcza ze względu na mojego przyjaciela. I w sumie bez niego nie mogłem podjąć takiej decyzji.

- Chyba... Chyba Min będzie wiedział najlepiej, jak się teraz czuje Tae... - powiedziałem w końcu, wyciągając telefon i wybrałem numer do adwokata, który zapisałem sobie jakiś czas temu po odnalezieniu jego wizytówki. Włączyłem go na głośnomówiący i położyłem urządzenie na blacie, by móc zalać herbatę przygotowaną wodą.

- Słucham? - Nieprzyjazny dla mnie głos niemal od razu odezwał się ze słuchawki, wywołując spięcie.

- Panie Min, z tej strony Jung Hoseok. Mam problem i dotyczy on Tae.

- Powiedziałem już wszystko, co powinien pan wiedzieć - odpowiedział natychmiast rzeczowym tonem, na co zacisnąłem zęby. Tyle co powinienem według niego, ale na pewno mógł mi zdradzić więcej. Jednak teraz musiałem załatwić coś innego.

- To nie dotyczy naszej rozmowy. Chodzi o kwiaciarnię. Rozważam zamknięcie jej, jeśli Tae nie wróci do pracy. Wiem, że jeśli to zrobię, mój przyjaciel będzie bardzo nieszczęśliwy. Dlatego jestem w kropce.

- Proszę się z tym wstrzymać jeszcze kilka dni. A jeśli chodzi o jakieś problemy finansowe, proszę po prostu podać numer konta i kwotę.

Zatkało mnie. No po prostu zatkało. Ten facet właśnie ot tak zaproponował proste rozwiązanie. No, proste z pozoru, bo oznaczałoby zaciągnięcie u niego długu, na który nie byłem szczególnie chętny.

- Chyba pan żartuje.

- Taehyung jest dla mnie ważny, nie pozwolę, aby stracił to, co tak bardzo kocha.

Uniosłem głowę, by spojrzeć na mojego ukochanego. On też robił wielkie oczy, podobnie jak ja nie mając pojęcia, jak powinien zareagować.

- Robię to dla Taehyung'a, nie dla pana - dodał, widocznie zauważając moje wahanie. - Dlatego proszę się z tym nie ociągać, a tym bardziej nie odrzucać mojej propozycji.

- Chodzi o opłatę rachunków za działalność kwiaciarni panie Min... - wyjaśniłem dokładniej, chcąc by zrozumiał, że to naprawdę poważna sprawa. - To nie są aż takie małe kwoty...

- A ja nie jestem tanim adwokatem, panie Jung. Proszę to po prostu wysłać. Do usłyszenia.

Mężczyzna rozłączył się, nim zdążyłem choćby pomyśleć o wzięciu do ręki telefonu. Z niedowierzaniem patrzyłem na urządzenie, dopiero po dłuższej chwili przenosząc wzrok na Jimin'a.

- Co... Co ja mam teraz zrobić? - zapytałem, kompletnie zbity z pantałyku.

- Jeśli... pan Min chce wam pomóc... ze względu na Tae, chyba... możesz przyjąć taką pomoc - odpowiedział ostrożnie, samemu nie będąc pewnym tej odpowiedzi. Załamany usiadłem na najbliższym stołku i ukryłem twarz w dłoniach, próbując pozbierać myśli. Jiminnie natychmiast się zjawił przy mnie, przytulając mnie do swojego ciałka, wykonując ten sam gest, co ja wcześniej, czyli głaskał moje włosy powoli.

- Hyung... nie smuć się już, proszę... Tae na pewno wróci i wszystko będzie w porządku.

- Dlaczego wszystko musiało zawalić się jednocześnie? - zapytałem, obnażając przed nim moje troski. - Jiminnie, tak bardzo się martwię, że tobie też coś może się stać... A tego bym już nie zniósł...

- Obiecuję hyung, że nic mi się nie stanie. Nie chcę abyś miał jeszcze więcej zmartwień, dlatego proszę, nie myśl o takich rzeczach. - Chłopak odsunął się, przenosząc jedną dłoń na mój policzek. Kciukiem pogładził cień pod oczami, który od kilku tygodni nie znikał, ujawniając światu moje zmęczenie. Kojący pocałunek złożony na włosach także dodał mi trochę siły. - Nie smuć się Hoseokie hyung, mój aniele - poprosił szeptem, znów mnie przytulając.

Kiwnąłem głową, przez chwilę tak jeszcze trwając przy nim. Blondyn był dość niski, a stołek, na którym usiadłem miał nieco dłuższe nogi, dzięki czemu mogłem przez chwilę wsłuchać się w uderzenia jego serca.

- Przepraszam, niepotrzebnie cię martwię. Ale póki co, muszę znaleźć kogoś do pomocy.

- Na razie musisz odpocząć, hyung - zadecydował, odsuwając się ode mnie. Poszedł po swoją kurtkę zostawioną w kwiaciarni i zgasił tam światło, po czym wrócił, łapiąc moją dłoń. Pociągnął mnie za sobą w stronę schodów, prowadzących z zaplecza do mieszkania, które znajdowało się nad sklepem. - Chodźmy do ciebie, hyung, jutro się tym zajmiesz... oczywiście tylko jeśli nie przyjmiesz mojej pomocy. Kiedyś mówiłeś, że wszystkiego nauczyłeś się dla Tae... ja mógłbym nauczyć się tego własnie dla was... chociaż na weekendy.

- A co z twoją dotychczasową pracą? Oczywiście byłbym przeszczęśliwy, że możemy pracować razem, ale... Nie stać nas na duże wynagrodzenia...

- Jakoś bym to pogodził, nie musisz mi płacić hyung, chcę ci po prostu pomóc.

- Nie kochanie, nie mogę ci dokładać obowiązków - zadecydowałem, naprawdę nie chcąc, by jeszcze on musiał się przepracowywać. - Wolę, byśmy spędzali czas na normalnych randkach - dodałem, otwierając już drzwi, które z tych schodów prowadziły prosto do kuchni.

- Ale hyung... nie chcę abyś się przemęczał - powiedział, zatrzymując nas na chwilę, aby mnie przytulić i spojrzeć mi w oczy tymi ślicznymi patrzałkami.

- Dam sobie radę, nie martw się o mnie Jiminnie. Zgaduję, że głodny nie jesteś?

Naturalnie chłopak pokręcił przecząco głową, odwieszając kurtkę na zamontowany przy drzwiach wieszak.

- Ale mogę ci coś zrobić, hyung - zaoferował.

- Nie, nie jestem głodny. Raczej mam ochotę na coś słodkiego, bo po tych trzech kawach to już mi trochę...

- Trzech? Hyung... - jęknął zrezygnowany, a ja przypomniałem sobie, że czasem powinienem się ugryźć w język. - Nie pij tyle, proszę...

- Przepraszam - przybliżyłem się i delikatnie musnąłem jego usta. - Chyba zaczynam się uzależniać od kofeiny.

- Upiekę ci coś słodkiego, hyung... i chyba pozbędę się całej kawy z waszych szafek.

To co ja wspominałem o gryzieniu się w język?

- No jak tak można... - stęknąłem, po czym z uśmiechem poszedłem za Jimin'em, który natychmiast postanowił wcielić swój plan w życie, sięgając już do szafek, by powyciągać potrzebne mu rzeczy na ciasto oraz moją kawę. Przytuliłem się do jego pleców celowo utrudniając mu zadanie, by móc w ten sposób cieszyć się jego bliskością i zwrócić na siebie jego uwagę. W końcu się poddał i odwrócił do mnie, przytulając. Zauważyłem, że cały czas uważa na swój nosek. Biedactwo, pewnie nadal go boli.

Odsunąłem się w końcu i przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, rozumiejąc bez słów, a zaraz po tym pochyliłem się trochę, aby móc złączyć z nim swoje usta, tym razem na więcej niż kilka sekund. Poczułem, jak młodszy obejmuje moje ramiona i uważnie oddaje pieszczotę wzdychając z przyjemności. Wykorzystałem to, by przenieść dłonie nieco niżej, dzięki czemu podniosłem go, sadzając na blacie. Moje usta zawędrowały na jego policzek, kierując się w stronę ucha.

- Mówiłem, że chcę coś słodkiego... Ale myślę, że ty jesteś lepszy od każdej czekolady - szepnąłem, przechodząc niemal natychmiast z pieszczotami na szyję.

- H-hyung... - odpowiedział równie cicho, odchylając nieco głowę do tyłu, co pozwoliło mi lepiej się zająć jego słodką skórą w tym miejscu. Poczułem też, jak obejmuje mnie nieco mocniej. Wróciłem więc z czułościami do jego ust, chcąc ich jak najdłużej i jak najczęściej smakować. Pilnowałem, by nie sprawić mu dodatkowego bólu za sprawą uszkodzonego noska, a moje ręce ściskały delikatnie jego boki. Młodszy przysunął się bliżej krawędzi, obejmując moje ciało już nie tylko łapkami, ale także nogami. Oddawał pieszczoty, sprawiając tym samym, że moje serce zaczynało szaleć.

Ostrożnie wsunąłem mu dłonie pod koszulkę, badając jednocześnie, czy mogę sobie na to pozwolić. Zaraz po tym ucałowałem jego powieki.

- Jiminnie... Mój Jiminnie... - powiedziałem cicho, lubiąc brzmienie jego imienia. Pasowało do niego idealnie, było tak samo słodkie jak jego właściciel.

Powoli uniosłem jego koszulkę do góry, uciekając twarzą bliżej jego brzucha. Naprawdę nie miał sobie nic do zarzucenia. Ani grama zbędnego tłuszczyku, a w dodatku miał taki piękną skórę kojarzącą mi się z mlekiem z karmelem, że nie mogłem się powstrzymać, by jej nie spróbować w tym miejscu, składając tam mokre pocałunki. Zostałem jednak przed tym pohamowany, stanowczym złapaniem moich ramion.

- Hyung... proszę... nie tam... - błagał cichutko, natychmiast próbując się zasłonić. Wyprostowałem się i spojrzałem mu w oczy.

- Nie masz się czego wstydzić. Jesteś idealny Jiminnie - zapewniłem go, obiecując sobie, że będę musiał trochę z nim poćwiczyć nad jego pewnością siebie. - Ale dobrze, jeśli tego nie lubisz, to przestanę, bo chcę byś czuł się ze mną jak najlepiej.

W ramach rekompensaty oraz kolejnego strategicznego zagrania, zdjąłem swoją koszulkę. Chciałem tym samym skupić uwagę młodszego na sobie, nie przejmując się swoim zawstydzeniem, lecz pragnąłem odwrócić jego myśli od kompleksów. Chłopak zarumienił się uroczo na ten widok, jak zawsze w takich sytuacjach chowając tę piękną buźkę w rączki, a dopiero po chwili i przełknięciu śliny, powoli sięgnął do mojego torsu, badając go swoimi paluszkami. Westchnąłem z przyjemności. Niby prosty dotyk, ale ukochanej osoby działał cuda.

- Jestem cały twój Jiminnie - zapewniłem, muskając jego policzek delikatnie, by następnie położyć tam dłoń, drugą umiejscawiając na jego udzie. Kolejny pocałunek, delikatne szarpanie mnie za włosy i odrobina szaleństwa w postaci niecodziennego dla mnie pomysłu. Podczas gdy moje słonko badało me ciało, ja skupiałem się na odpowiednim dopieszczeniu go. Gdy moje uszy zarejestrowany, że Jiminnie oddycha coraz szybciej, a jego krocze zaczyna napierać na moje, uniosłem go trochę by pomóc mu zsunąć spodnie razem z bielizną, które wylądowały pod szafką. Obserwowałem go uważnie, sprawdzając, czy na pewno nie ma nic przeciwko. Z początku jak zawsze ukrył się w moich ramionach, a po kilkunastu sekundach wyszeptał:

- Hyung? Czy... mo-moglibyśmy... czegoś użyć? Kocham cię... i chcę tego, ale... muszę jutro tańczyć... a nie wiem czy... mógłbym po...

Uśmiechnąłem się delikatnie, słysząc jego zawstydzenie. Żałowałem, że nasz pierwszy raz trochę źle zniósł na drugi dzień, bo trochę ciężko mu było chodzić, ale na pewno zaliczało się to do moich najpiękniejszych wspomnień. Teraz jednak chciałem mu podarować coś innego.

- Spokojnie Jiminnie, mam dzisiaj troszkę inny plan. Zaufaj mi - poprosiłem, całując jego czoło.

Chłopak odsunął się, patrząc na mnie pytająco, a ja posłałem mu tylko uśmiech.

- Nie... nie będziemy się... kochać? - zapytał niepewnie, kładąc ręce na moim torsie.

- To taka... Inna forma kochania. - Podjąłem próbę wytłumaczenia mu okrężną drogą, co planowałem. - Chcę po prostu sprawić ci dużo przyjemności, byś wiedział, jak mocno cię kocham. Dobrze?

Z wahaniem przytaknął, a ja nie chcąc dłużej go martwić i trzymać w niepewności, pocałowałem go, gładząc jednocześnie kciukiem policzek. Znów znalazłem się niżej, omijając jednak drażliwy rejon brzucha skupiając bezpośrednio na jego kroczu. Ostrożnie rozsunąłem jego nogi na bok, choć przez chwilę stawiały delikatny upór. Nie poganiałem go jednak, dając czas na przyzwyczajenie się do tej sytuacji.

- Oprzyj się kochanie, będzie ci wygodniej - poleciłem mu, chcąc mieć pewność, że nic sobie nie zrobi.

Znalazłem się naprawdę blisko jego penisa, który domagał się uwagi, stojąc dumnie. Zebrałem się w sobie, by zrobić to, co planowałem, przez chwilę owiewając go po prostu ciepłym oddechem. W końcu jednak rozchyliłem usta i powoli wziąłem go między wargi. Słyszałem zduszony i przyspieszony oddech, czułem lekkie szarpanie się ciała, ale przytrzymałem jego uda, nie chcąc się rozpraszać. Koncentrowałem się na tym, by mojemu chłopakowi było jak najlepiej, a wydawane przez niego dźwięki tylko mnie zachęcały.

Ciągle zmieniałem coś, próbując dowiedzieć się, co podoba mu się najbardziej. Raz ssałem samą końcówkę mocno, zaraz po tym brałem prawie całego, poruszając głową w umierkowanym tempie, które co jakiś czas przyspieszało, by po chwili puścić go i po prostu polizać na całej długości. Oceniłem, że idzie mi całkiem nieźle, choć mój chłopak robił wszystko, by ograniczyć swoje dźwięki do minimum. Wiedziałem, że się krępuje i nie wymagałem do niego, aby mi tu stękał czy piszczał. Jego ciało mówiło więcej.

Cała zabawa nie trwała zbyt długo, bo gdy ssałem żołądź poczułem, jak dochodzi, wylewając się w moje usta, czego się nie spodziewałem tak szybko, jednak starałem się to ukryć, dzielnie to znoszą. Słyszałem ciężki oddech już prawie leżącego na blacie słonka, które chyba musiało się pozbierać po takiej dawce emocji. Wyprostowałem się, łapiąc go w pasie i podniosłem, chowając w moich ramionach, by móc pocałować we włosy. Dopóki zębów nie umyję, na pocałunki nie ma co liczyć.

Blondyn wtulił się we mnie, próbując dojść do siebie, a gdy mu się w końcu udało, objął mnie mocno.

- Hoseokie hyung... dz-dziękuję... to... nie był słodki deser - przyznał nieśmiało, na co zaśmiałem się serdecznie.

- Myślę, że był idealny - zapewniłem, nadal traktując go z czułością, ale w końcu otoczyłem jego ramiona jedną ręką, drugą zaś wkładając pod jego kolana, dzięki czemu mogłem z łatwością go podnieść i przenieść na krzesło. - Dziękuję, że pomagasz mi wychodzić z tego dołka, który sam pod sobą kopię. Będę się dla ciebie starał Jiminnie, byś nie musiał się już o mnie niepotrzebnie martwić - zapewniłem go, opierając głową o jego, przymykając na moment powieki.

Chłopak z czułością pogładził mój policzek.

- Nie szkodzi, hyung. Każdy z nas ma jakieś problemy, a ja jako twój ukochany już zawsze będę ci z nimi pomagał, wspierając jak tylko mogę. Na razie zabiorę od ciebie kawę... i muszę cię przypilnować z odpoczynkiem, dlatego... zostanę z tobą na noc, dobrze? - zaproponował niepewnie, na co natychmiast jeszcze bardziej się rozpogodziłem.

- Lubię, gdy u mnie zostajesz Jiminnie. Lepiej mi się z tobą śpi - wyznałem, całując te blond włoski.

- Też to bardzo lubię, hyung . Kiedyś... zamieszkamy razem, prawda? - zapytał tak cicho, że przez chwilę zastanawiałem się, czy na pewno to powiedział.

- Mam nadzieję, że to ,,kiedyś" nie jest bardzo odległe w czasie.

- Zawsze... byłem blisko Jeonggukie'ego... nie wiem, jak zareagują na to rodzice, hyung... Mimo wszystko nadal się ich słuchamy...

Kiwnąłem głową, rozumiejąc swój błąd. Znowu wyskoczyłem za bardzo w przyszłość.

- Rozumiem. Przepraszam, chyba się za bardzo pospieszyłem. Na wszystko przyjdzie czas - wyjaśniłem, nie chcąc go niepotrzebnie stresować.

- Na razie mogę u ciebie zostawać tak często jak chcesz, hyung... - uznał, zaraz po tym zmieniając już temat na lżejszy. - Czy... powinienem jednak zrobić te babeczki?

- A chce ci się piec? - zapytałem ze śmiechem.

- Dla ciebie hyung zawsze.

- W takim razie chętnie. A potem pójdziesz wziąć ciepłą kąpiel, którą ci przygotuję jako podziękowania, pasuje?

- Jesteś wspaniały, hyung, dziękuję - powiedział, całując mnie szybko w policzek.

- Ja teraz skoczę się szybko umyć, dobrze? A jak wrócę... Chyba będę musiał wysłać wiadomość do Min'a... - zadecydowałem, jeszcze przez chwilę gładząc jego włosy, ale w końcu wstałem, stawiając tym samym ukochanego na nogi. Skierowałem się do wyjścia z kuchni, jednak zatrzymałem się jeszcze w drzwiach, odwracając do mojego uroczego stworzenia. - Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało Jiminnie.

Po tym wyznaniu wyszedłem.



22.01.2017 r. (dzień później)

Taehyung

Czas leciał jakoś tak powoli i nudno. Dom hyung'a cały czas wydawał mi się obcy. Może było to spowodowane zanikiem pamięci, ale o ile niektóre przedmioty wywoływały we mnie jakieś uczucia, jak na przykład kanapa w salonie, którą mimowolnie omijałem szerokim łukiem, o tyle każde pomieszczenie zdawało się sprawiać wrażenie, jakbym nigdy tutaj nie był. Ciężko mi było określić po własnych odczuciach, na jakim etapie związku byłem z hyung'iem. Może po prostu jeszcze nie zapraszał mnie zbytnio do siebie, dlatego nie było tu żadnych moich rzeczy? Naprawdę ciężko mi to wyjaśnić.

Na cały dzień zostałem sam ze Slippy'm. Psiak okazał się bardzo miłym towarzyszem, który chodził za mną krok w krok, czasem ciągnął mnie za nogawki, gdy chciałem gdzieś wejść, jakby próbował mnie przed tym powstrzymać. Było to zaskakujące, ale jakoś zaufałem mu, nie przekraczając niektórych progów. Zamiast tego zwierzak ciągnął mnie do drzwi wejściowych chyba domagając się spaceru, jednak tłumaczyłem mu cierpliwie, że nie możemy wyjść sami. Skoro jest taki mądry, to powinien zrozumieć. Chyba.

Niedługo po obiedzie usiadłem w salonie na dywanie, jak zawsze z dala od kanapy i próbowałem nauczyć mojego psiego przyjaciela jakiejś sztuczki w stylu turlania się, podania łapy, czy innej prostej czynności, ale uparty za nic w świecie nie dał się przekonać do zrobienia czegokolwiek. Po pół godzinie negocjacji ze Slippy'm zjawił się hyung, który wrócił z masą toreb. Ubrany w garnitur prezentował się naprawdę elegancko.

Może jednak poleciałem na jego wygląd?

- Jak spędziłeś popołudnie, Taehyungie? - zapytał, kładąc przyniesione zakupy na kanapie. - Jest lepiej?

- Cześć hyung - powiedziałem, gdy podszedł do mnie i wyciągnął rękę w moją stronę. Nie miałem pojęcia dlaczego, ale skupiłem się trochę, a gdy jego dłoń spotkała się z moimi włosami, wzdrygnąłem się. Sam tego nie rozumiałem, ale domyślałem się, że taka reakcja może być bolesna dla Yoongi'ego, dlatego uśmiechnąłem się, przytulając do jego nóg. - Jest już dużo lepiej. Nie martw się. Jak w pracy hyung? Wygrałeś sprawę?

Mężczyzna kucnął przy mnie, na chwilę skupiając się na Slippy'm, którego pogłaskał po głowie, zaraz jednak znów spojrzał mi w oczy.

- Sędzia spodziewał się takiego rozwiązania, więc jak zwykle nie było problemów. Próbujesz go czegoś nauczyć? Mówiłem, że jest trochę głupkowaty, ale za smakołyki na pewno zrobi wszystko - zauważył, o czym ja wcześniej nie pomyślałem, starając się to robić tak po prostu. Min podniósł się i poszedł do szafki bernardyna, skąd wyciągnął paczkę jakichś psich ciastek, które następnie mi wręczył. Sam usiadł na kanapie, zdejmując marynarkę i potarł zmęczone oczy.

- Dziękuję. Nauczyłem go tylko jednej sztuczki hyung. Cokolwiek bym nie powiedział, on liże mnie po twarzy... - Westchnąłem, rzucając przekąskę dla Slippy'ego, który radośnie pochwycił ją z podłogi. Chociaż się już go nie bałem, wystawianie ręki z jedzeniem mnie nie przekonywało. - I nie jest głupi. On chyba jest dużo mądrzejszy ode mnie. Zapomniałem założyć rano spodnie i on mi je przyniósł. A potem ciągnął mnie za nogawki, gdy miałem mu dawać jeść. - Objąłem psa za szyję, przytulając go mocno do siebie. - Zrobiłem bukiet - dodałem, wskazując palcem na komodę za hyung'iem, gdzie stał wazon wraz z moim małym dziełem sztuki. - Poprawiłbym jeszcze dużo rzeczy, ale nie mam mojego sprzętu ze sobą.

Starszy odwrócił się, by móc to zobaczyć. Uśmiechnął się na ten widok, choć nie rozumiałem, dlaczego był to uśmiech smutku.

- Jest jak zwykle piękny, Taehyungie. Zaraz chętnie mu się przyjrzę. Jednak najpierw chciałbym ci coś dać... Wiem, że niektóre moje ubrania na ciebie nie pasują, dlatego proszę. - Yoongi wyciągnął w moją stronę torby, które pochwycił z poduszki. - Kupiłem też jakąś kurtkę i ciepłe buty, bo chcę wyjść z wami na spacer.

Zaskoczony przyjąłem podarki, dziękując mu, ale gdy tylko wyjąłem pierwsze ubrania, zrobiłem wielkie oczy. Czy on to kupował w najdroższym sklepie w Seulu?! Ubrania były oczywiście przepiękne, w jasnych barwach, które bardzo mi się podobały, no ale te metki!

- Hyung! Przecież to wszystko jest bardzo drogie!

- Ale wygodne, a to jest dla mnie ważniejsze od ceny, szczególnie jeśli kupowałem to dla ciebie.

Zmieszałem się okropnie, nie mając pojęcia, jak na to zareagować. Poczułem, jak do moich oczy napływają łzy.

- Dziękuję... - powiedziałem łamiącym się głosem i rozpłakałem, chowając buzię w zgięciu łokcia. Min natychmiast znalazł się przy mnie i objął ostrożnie.

- Tae, co się stało?

- No bo... - powiedziałem w końcu, pociągając nosem. - No bo jesteś dla mnie taki dobry hyung... I tak się mną opiekujesz... A ja cię w ogóle nie pamiętam... - poskarżyłem się mu płaczliwie. Naprawdę mnie to bolało. Widziałem, jak ważny dla niego jestem, a ciągle nie potrafiłem się przyzwyczaić do jego obecności. To takie okrutne z mojej strony.

- Naprawdę nie mam ci tego za złe, a ty nie powinieneś w ten sposób myśleć. Mamy okazję na nowo się poznać, pokazać jak bardzo nam na sobie zależy. Nawet jeśli na razie nadal masz ochotę ode mnie uciec, mam nadzieję, że z czasem się to zmieni. - Starszy pogładził moje włosy, a zaraz potem wtulił w nie policzek.

Kiwnąłem na znak zgody, powoli już opanowując mój napad smutku i otarłem szybko mokre policzki.

- Chyba... Chyba idziemy na spacer, tak? - powiedziałem cicho, chcąc już zmienić temat.

- Tak. Ale jadłeś coś? - dopytywał, wstając z miejsca. Podszedł do komody, skąd wziął chusteczki i podał mi je.

Przyjąłem jedną i wysmarkałem nos, pozbywając się resztek smutku, skupiając już na moim nowym życiu.

- Tak. Odgrzałem coś z lodówki - wyjaśniłem, podnosząc się. Zabrałem torby i przeprosiłem go na moment, by móc się przebrać. Ciuchy Yoongi'ego wylądowały w koszu na pranie, a moje ciało otulił materiał z najwyższej półki - równie miły w dotyku, jak wszystkie jego ubrania.

- Są naprawdę wygodne. Jeszcze raz dziękuję - powiedziałem, gdy wróciłem już do mojego chłopaka. On także zdążył zmienić garnitur na coś mniej oficjalnego i przyglądał się stworzonej przeze mnie kompozycji. Gdy mnie zobaczył, wziął Slippy'ego, któremu przypiął do obroży smycz.

- Ładnie wyglądasz - pochwalił z uśmiechem. - A bukiet naprawdę jest piękny. Zasługujesz na każdą pochwałę, nagrodę i komplement, Tae.

Mężczyzna zostawił psa i podszedł do mnie. Jego ręce otoczyły mój tułów, a zaraz po tym usta złożyły delikatny pocałunek na moim policzku, który wywołał moje zawstydzenie. I troszeczkę niepewności, strachu, a także... złości? Dlaczego? Sam nie rozumiałem, jednak odrzuciłem to od siebie, skupiając tylko na pozytywnych odczuciach, spuszczając wzrok na moje łapki.

- Dziękuję. W końcu nie każdy wygrywa konkursy florystyczne - pochwaliłem się, zaraz coś sobie uświadamiając. - Mamy styczeń! W marcu kolejny konkurs! Muszę przygotować się na niego! Muszę utrzymać prestiż naszej kwiaciarni! - zawołałem, trochę smutniejąc zaraz po tym. - Ciekawe, jak hyung sobie radzi...

Yoongi, który wcześniej się uśmiechał, teraz spoważniał patrząc mi w oczy.

- Obiecuję, że niedługo do niej wrócisz, Tae i na pewno zdążysz na kolejny konkurs - zapewnił, gładząc pocałowany wcześniej policzek, który wtuliłem na moment w jego dłoń. Cofnął ją jednak, by móc pójść po Slippy'ego, który czekał już przy drzwiach. Wyciągnął z szafy kilka zabawek i spojrzał na mnie pytająco, a ja miałem to dziwne uczucie, którego nie potrafiłem nazwać. Yoongi już stał przy szafie. Ale... Jakiejś innej. Nic więcej mi się jednak nie nasuwało, jakby coś blokowało mój umysł.

- W sumie nie wiem, czy pozwolę wam się bawić... możesz się poślizgnąć - powiedział, wyrywając mnie z rozmyśleń i zaczął chować wyciągnięte przedmioty.

- Nic mi nie będzie hyung, proszę... - powiedziałem, robiąc słodkie oczka. Naprawdę chciałem pobawić się z psiakiem, w podzięce za to, że spędza ze mną czas. - Będziemy się grzecznie bawić tam, gdzie nie jest ślisko.

- Widzę, że już nauczyłeś się tej metody - zauważył ze śmiechem, biorąc pudełko ze wszystkimi zabawkami i poprosił mnie o wybranie.

Sięgnąłem po piłkę, która wydała mi się najodpowiedniejszą rzeczą.

- To nam chyba wystarczy.

- Nie wziąłeś kurtki, Tae? - zapytał, odkładając pudełko, a ja zdziwiony spojrzałem na siebie, zaraz klepiąc się w czoło.

- Ah, no tak. Jest przecież styczeń...

Nim zdążyłem się ruszyć, hyung już przyniósł moje rzeczy. Pomógł mi z założeniem kurtki, a gdy naciągnąłem czapkę na uszy, owinął mnie szalikiem. Niezbyt mocno, ale też nie tak, bym zmarzł. Po prostu wszystko co robił było zawsze idealnie wyważone. Zapiął mi do końca kurtkę i przez chwilę patrzyliśmy sobie oczy z niebezpiecznej bliskości, ale starszy odsunął się, podając mi smycz. Sam założył płaszcz i otworzył mi drzwi, a ja razem ze Slippy'm wyszliśmy na zewnątrz. Chłodne powietrze owiało moje policzki.

To wszystko jest naprawdę absurdalne i nie do uwierzenia.


Yoongi

Wysłane Jung Hoseok'owi pieniądze nie były dla mnie żadnym problemem. To co uzbierałem przez wszystkie lata i tak zalegało na moich kontach, dlatego cieszyłem się jedynie, że w porę zrozumiałem ich problem, nie chcąc, aby Taehyung stracił wszystko, co tak bardzo kocha.

Po pierwszym wspólnym dniu niezwykle szybko nastał drugi, który niestety w połowie spędziłem w sądzie. Nie mogłem zrobić sobie wolnego, nawet jeśli to nasze ostatnie trzy dni. Jednak starałem się cieszyć każdą rozmową z nim, każdym jego uśmiechem i wykonanym w moją stronę gestem. Choć krzywda jaką mu wyrządziłem, chcąc doprowadzić do jego śmierci, wciąż o sobie przypominała, nawet gdy wspominał o naszym „dawnym związku". Jako adwokat nie miałem problemów z okłamywaniem innych, jednak po przywróceniu mi sumienia, niekiedy czułem opór, gdy z moich ust miało po raz kolejny wylecieć coś o naszej wspólnej przeszłości.

Trzeciego, ostatniego dnia danego mi przez Patryfonę, starałem się jeszcze bardziej, pragnąc zapewnić mu życie, na które zasługiwał. Kupione ubrania miały mu służyć nie tylko dzisiaj, a również po rozwiązaniu całej sprawy, w której postaram się aby on nie ucierpiał. Nie wiedziałem czego diablica może chcieć, ale jednego mogłem być pewien – coś zostanie mi odebrane. Miłość, moc, życie, dusza. Byłem gotowy poświęcić wszystko, byle Kim Taehyung'a to nie dotyczyło.

Spacer, który obiecałem mu już wczoraj, po jego całkowitym wypoczęciu i nabraniu kolorów, w końcu mógł dojść do skutku. Oczywiście musiałem przypomnieć mu o ciepłym ubraniu, bo natura Taehyung'a, ciągle potrzebującego opieki, dawała o sobie znać na każdym kroku, powoli ucząc mnie pamiętania nie tylko o własnych potrzebach.

Jasne ubrania dobrane do wesołej i niewinnej osobowości chłopaka, należały na nim naprawdę idealnie, choć jego wymiary znałem na oko. Znów po prostu zrzuciłem to na fakt, że to wszystko zasługa marek.

Po ubraniu i przygotowaniu Slippy'ego do spaceru, opuściliśmy dom, wychodząc na zewnątrz. Nie byłem w stanie określić panującej na dworze temperatury, ufając wyświetlanym przez mój samochód liczbom. A zwykłe minus jeden na pewno nie sprawi problemów młodszemu.

Zamknąłem drzwi, kierując się już do czekającego na mnie chłopaka, który rozglądał się, zapewne podziwiając okolicę, ewentualnie nie potrafiąc się tutaj odnaleźć.

- Wiesz hyung, to bardzo dziwne uczucie obudzić się nagle w styczniu, skoro pamiętam, że jeszcze kilka dni temu było tak ciepło... - wyznał, lekko zmieszany, uświadamiając mnie, że moje domysły nie były do końca słuszne.

No tak, trochę tych miesięcy stracił. We wrześniu było ciepło i nie musiał się martwić o takie rzeczy.

Wyciągnąłem od razu z kieszeni zabrane rękawiczki, zatrzymując nas jeszcze na chwilę, by pomóc mu je nałożyć, pamiętając jak robiła to ze mną mama, opiekując się właśnie w taki sposób. Przywoływanie podobnych zachowań było łatwiejsze z każdym dniem. A powrót do mojej poprzedniej osobowości pozwalał otaczać go opieką, jakiej potrzebował.

- Zima jest w tym roku łagodna, więc na pewno szybko się przyzwyczaisz, Taehyung – zauważyłem, nie przypominając sobie, aby temperatura spadła poniżej minus pięciu, co kontrolowałem głównie ze względu na poruszanie samochodem po drogach.

Kontynuowaliśmy już naszą wędrówkę w stronę tylnego wyjścia, wyciągając do niej klucz, który wczoraj wieczorem odebrałem od chłopaka, domyślając się, że lepiej będzie jeśli to w dwójkę wybierzemy się na spacer.

- Nie przeszkadza ci mieszkanie tak daleko od centrum, hyung? – zapytał, gdy już przekroczyliśmy granicę mojej posiadłości, wychodząc prosto na ośnieżony las.

- Jestem samotnikiem i pracoholikiem, w centrum miasta nie wytrzymałbym ani miesiąca. Poza tym okolica jest naprawdę piękna, nie potrafiłem odmówić takim widokom – wyjaśniłem, dopiero od dwóch dni patrząc na to z tej strony. Wcześniej nie przykładałem uwagi do tak trywialnych aspektów mieszkania tutaj, patrząc jedynie na plusy w postaci ciszy i braku sąsiadów, którzy nie mogli na mnie donosić policji oraz łatwego gubienia się moich ofiar pośród tych drzew.

Ruszyliśmy już jakąś ścieżką, a Taehyung trzymał przy sobie Slippy'ego na smyczy, w drugiej ręce niosąc jego piłkę i kiwając lekko głową na moje wyjaśnienia.

- Chciałbym mieć kiedyś wielki ogród, w którym mógłbym pielęgnować kwiaty, więc rozumiem cię hyung. Ale na razie, jeśli chcę prowadzić kwiaciarnię, tak jest wygodniej.

- Na wiosnę cały mój ogród jest do twojej dyspozycji, Taehyungie – oznajmiłem mu, wiedząc, że i tak nic w nim nie robię, pozostawiając go pustym. – Nawet jeśli podejmiesz decyzję o zakończeniu naszego związku, nadal jesteś tu mile widziany – dodałem, choć moje serce lekko mnie zabolało na te słowa. Posłałem mu smutny uśmiech, naprawdę nie chcąc go w niczym ograniczać, nawet jeśli był moim jedynym ratunkiem i osobą, dla której potrafiłem porzucić swoje dawne życie.

- Zakończeniu... - powtórzył jedno z wypowiedzianych przeze mnie słów, widocznie starając się to zrozumieć. – Dlacze... - Już chciał o to dopytać, jednak nie musiał, zaraz załapując. – Nie - powiedział nagle stanowczo, łapiąc mnie pod ramię. – Hyung. Nie myśl tak. Nie sądzę, by mój zanik pamięci miał nas rozdzielić – wytłumaczył swoją reakcję, trochę mnie tym uspokajając.

- Jeśli nadal będziesz się przy mnie źle czuł, wolę abyś był szczęśliwy z kimś innym – wyznałem, trochę dziwiąc się temu zdaniu, które do tej pory nie pojawiało się w moim umyśle.

Jak duży masz na mnie wpływ Tae? Chyba za duży...

Zatrzymałem nas, postanawiając odrobinę zmienić formę tego spaceru, przekładając tę piłkę do kieszeni kurtki młodszego, aby złączyć nasze palce i włożyć ręce do kieszeni swojego płaszcza.

Chłopak uśmiechnął się lekko, zapewne nie przez sam gest, a moje słowa, kiedy ruszyliśmy już dalej.

- Jak byś się czuł hyung, gdybyś się obudził i jakiś zupełnie obcy mężczyzna powiedział ci, że minęło kilka miesięcy, a on jest twoim chłopakiem? Ty mnie znasz już dłużej, ja ciebie... tak naprawdę trzy dni... - zauważył, wzdychając tuż po tym, kiedy ja już starałem się przeanalizować jego pytanie, chcąc odpowiedzieć na nie zgodnie z prawdą. – Ale wszystko przed nami.

- Z moim charakterem na pewno nawet nie starałbym się go niestety poznać, dlatego cieszę się, że dajesz mi tę szansę – wyjaśniłem swoje spojrzenie na taką sytuację, wiedząc, że jeszcze jako człowiek zapewne byłbym zdolny do dotkliwego uszkodzenia takiego rodzaju „ukochanego".

- Sugerujesz hyung, że powinienem cię teraz uderzyć w brzuch i uciec jak najdalej? – zapytał, wyciągając nieodpowiednie wnioski z mojego wyznania, dlatego postarałem się obrócić to w żart.

- Dziękuję, że tylko w brzuch. – Zaśmiałem się krótko, w sumie i tak nie musząc się martwić jakimkolwiek bólem.

- O nie, nie wiem co musiałbyś mi zrobić, bym spróbował cię TAM uderzyć. Hobi hyung kiedyś miał TAM zderzenie z kaktusem – powiedział, krzywiąc się, na co zareagowałem pokręceniem głową z uśmiechem.

Ale zdania co do Jung Hoseok'a na pewno nie zmienię.

- Mam nadzieję, że nic mu się nie wbiło? Nawet jeśli nie przepadam za osobą, którą nazwałeś swoim „ukochanym" tuż po przebudzeniu, jako drugiemu mężczyźnie w tej kwestii będę współczuł.

Moja luźna uwaga sprawiła, że chłopak zabrał rękę, odsuwając się ode mnie odrobinę, czego nie potrafiłem zrozumieć, dopóki nie usłyszałem jego wyjaśnień.

- Przepraszam, hyung. Czuję do niego to, co czułem we wrześniu... A wtedy bardzo mocno go kochałem. Dlatego to, że jest teraz z Jimin'em... Nie może to do mnie dotrzeć. Mam wrażenie, że to wszystko jakiś sen...

Nie zdążyłem na to odpowiedzieć, ani też zareagować, bo Slippy postanowił pociągnąć niespodziewanie Tae do przodu, wyrywając smycz z jego ręki i uciekając przed siebie, przez co chłopak stracił równowagę, lądując prosto w zaspie.

Co za głupi pies... Po co ja go nadal trzymam?

Zagwizdałem dwoma palcami, przywołując go w ten sposób i kucając od razu przy młodszym, aby pomóc mu wstać, zaczynając otrzepywać ze śniegu.

- Nic ci nie jest? – zapytałem, martwiąc się czy pod tym śniegiem nie leżały jakieś kamienie, ewentualnie gałęzie, które również mogły go uszkodzić. – Aniołek chce porobić aniołki na śniegu, tak? – dodałem zaraz ze śmiechem, stwierdzając, że takie określenie najlepiej go opisuje. W końcu skoro jest ważny dla góry, może jednak jest jednym z nich... albo ma być?

Nie usłyszałem odpowiedzi, zamiast tego będąc nagle pociągnięty w ten śnieg, by wylądować na nim wraz z Taehyung'iem, który zaczął śmiać się wesoło.

- Aniołki na śniegu! – zawołał nagle, zaczynając tworzyć wspomniane istoty, kiedy sam uniosłem się od razu na ręce, woląc oglądać ten uroczy obrazek, niż dołączyć się do zabawy. Slippy również postanowił dodać mi roboty w postaci późniejszej kąpieli, aby jego zapach nie roznosił się po całym domu przez roztopiony na jego sierści śnieg, w którym obecnie się tarzał.

Moje oczy tylko na chwilę uciekły od Taehyung'a, zaraz wracając do tej roześmianej twarzy, nie mogąc przestać podziwiać jego piękna. Te kilka sekund, popchnęło mnie do całkowicie niezaplanowanego działania, by gdy tylko chłopak skończył swoje dzieło, nadal leżąc na śniegu, nachylić się nad nim i przenieść jedną z dłoni na jego policzek, przyglądając tym ślicznym oczom z radosnymi iskierkami. Mimo wszystko czekałem na jego zgodę, nawet jeśli sam tak naprawdę nie wiedziałem, jak to zrobić. Poprzednie brutalne i wymuszone pocałunki nie pasowały do tych ust i jego delikatnej osoby, dlatego gdy zaskoczony chłopak przymknął powieki, bardzo powoli pokonałem te ostatnie centymetry, początkowo po prostu złączając nasze wargi. Całkowite zamknięcie oczu i ponowne delikatne muśnięcie jego ust, przeniosło mnie na chwilę w zupełnie inne miejsce, po raz pierwszy zapewniając całkowicie odrębny rodzaj „energii", czerpanej najwyraźniej z uczucia, które do niego żywiłem.

Dwa kolejne muśnięcia i pogłaskanie go po policzku, zakończyły tę delikatną pieszczotę, wypełnioną niepewnością, a Slippy, najwyraźniej domagający się uwagi dopełnił ten pocałunek swoim językiem, którym polizał policzek młodszego, na szczęście gdy już zdążyłem się od niego odsunąć.

Chłopak leżał tak zarumieniony, dopóki nie poczuł tego liźnięcia, od razu na to reagując.

- Fuuu... - zaczął, zaraz jednak to precyzując, zapewne abym nie pomyślał, że jego słowa odnosiły się do tego pocałunku. – Znaczy, Slippy fuuu! Hyung... - Młodszy przeniósł na mnie wzrok, trochę niepewnie, zapewne jak zwykle chcąc być ze mną szczery. – To było bardzo... miłe – dokończył, gdy odgoniłem od nas Slippy'ego, krzywiąc się i wycierając polizany przez niego fragment twarzy Taehyung'a.

Nie chciałem, aby się przeziębił, dlatego zaraz przeniosłem się do pozycji stojącej, młodszemu również pomagając wstać, jak zwykle nie mając z tym żadnego kłopotu, szczególnie dzięki energii, którą mi dostarcza samym swoim istnieniem i obecnością przy mnie.

Uśmiechnąłem się, znów starając otrzepać go ze śniegu i zaraz schylając, aby pochwycić smycz Slippy'ego, obejmując przy tym Tae.

- Dziękuję, że mi na to pozwoliłeś – powiedziałem, obejmując go i patrząc mu jeszcze przez chwilę w oczy, kiedy jego twarz powoli ukrywała się za szalikiem.

- Chyba... chyba masz mój pierwszy pocałunek hyung. Innego nie pamiętam... - wyznał, o czym niestety zdążyłem zapomnieć, teraz mając przez to pewne obawy.

- Nie masz nic przeciwko, że ci go skradłem, Taehyungie? – zapytałem, przybliżając do niego jeszcze bardziej, by przejechać czubkiem nosa po odsłoniętym fragmencie jego twarzy, gdzieś przy skroni.

Młodszy początkowo pokręcił tylko głową, zaraz jednak dodając:

- Nie. Naprawdę. Nawet... nawet mi się podobał – wyznał, wywołując tym miłe ciepło w moim sercu, do którego jeszcze nie potrafiłem przywyknąć.

Szybkie naciągnięcie przez niego czapki na głowę i tym samym całkowite ukrycie twarzy, sprawiło, że zaśmiałem się, od razu próbując pozbyć tych materiałów, bezczelnie zasłaniających mi jego uroczą buzię.

- Mogę cię wziąć na ręce, Taehyungie, ale obawiam się, że znowu się wywrócimy... - zauważyłem, znajdując i na to jakąś alternatywę, która zmusiła młodszego do osłonięcia chociaż oczu, niestety szybko uciekających od mojego spojrzenia.

- Hyung... A... A jak bardzo... mnie lubisz? – zapytał cicho, poruszając tym samym dość ciężki temat, na który od razu starałem się znaleźć odpowiedzi.

- Mam być romantyczny czy całkowicie szczery? – dopytałem, potrafiąc rozdzielić to na aż dwie kategorie, uśmiechając się i poprawiając odrobinę rękę na jego talii, aby trzymać go trochę pewniej, wiedząc, że w ten sposób jest bezpieczniejszy.

Śmiech, który wywołałem tym pytaniem u Taehyung'a, nie pasował do mojego pytania, dlatego poczekałem na wyjaśnienia, nadal po prostu starając złapać z nim kontakt wzrokowy.

- Szczery, hyung. Nie lubię kłamstw.

- Pierwsza opcja również nie byłaby kłamstwem, Tae – uściśliłem, łapiąc go wolną ręką za ukryty w szaliku podbródek, by przekręcić jego twarz w swoją stronę, w końcu mogąc patrzeć mu prosto w oczy, nie mając oczywiście zamiaru używać na nim swojej mocy. – Jestem w stanie oddać za ciebie życie, a oprócz rodziców nie spotkałem jeszcze osoby, dla której potrafiłbym się aż tak poświęcić – wyznałem, nie mając pojęcia czy nie słyszy ode mnie takich słów po raz ostatni.

Najwyraźniej kocham cię równie mocno jak ich... chociaż nie rozumiem dlaczego.

Zawstydzony wzrok chłopaka, ponownie uciekający od tego mojego, wraz z brakiem odpowiedzi lub chociaż niewielkiego przytaknięcia, zasmucił mnie odrobinę, do czego starałem się nie przyznawać, zagłuszając to innymi, racjonalnymi myślami.

To pies uratował tę sytuację, nagle domagając się uwagi Taehyung'a.

- Tak, Slippy, już się bawimy – powiedział tylko, wyciągając piłkę z kieszeni, na którą włochata kula zareagowała podekscytowaniem.

Nie zmuszałem go już do poruszania tego tematu, zabierając ich w głąb lasu, aby Slippy nie myślał wracać do domu. Dopiero tam, młodszy rozpoczął zabawę ze zwierzakiem, kiedy moje oczy jedynie ich obserwowały, starając się zrozumieć powody, dla których akurat ten chłopak stanął na mojej drodze. Wszechmogący był jeszcze bardziej zagadkowy od Patryfony, nie odpowiadając na połowę moich pytań, dlatego miałem mu to za złe, obwiniając o podrzucenie mi osoby, której przeszłość była podobna do mojej.

Po godzinie spaceru zdążyło się ściemnić na tyle, abym podczas powrotu oświetlał nam drogę latarką w telefonu, pamiętając o strachliwym Taehyung'u, trzymając go przy tym jak najbliżej swojego ciała.

Po dotarciu do domu pierwszym co zrobiłem było szybkie rozebranie i umycie Slippy'ego, a gdy tylko kazałem mu siedzieć na podłodze w salonie, której temperatura zawsze była najwyższa, udałem się już do Taehyung'a, przeglądającego gazety w przedpokoju.

Podszedłem do niego, od razu łapiąc za rękę i uśmiechając się łagodnie.

- Może tym razem coś zamówić? – zaproponowałem, nie chcąc już gotować i truć go kolejnymi nieudanymi eksperymentami.

- Może... wołowinę? – zapytał, trochę niepewnie, jednak jeśli martwił się o cenę, albo chociaż moje upodobania, robił to zupełnie niepotrzebnie.

- Co tylko chcesz – powiedziałem, głaszcząc go kciukiem po ręce i zaraz wyciągając wolną dłonią telefon, by szybko wybrać numer do jednej restauracji i zamówić dla nas kolację składającą się jak zwykle z mięsa i jakichś zestawów obiadowych.

Ruszyłem w tym samym czasie do kuchni, sadzając chłopaka przy stole, gdy sam udałem się pod szafki z herbatami, włączając przy okazji wodę.

- Jaki kolor? – zapytałem, tuż po zakończeniu połączenia i odłożeniu telefonu do kieszeni, patrząc na otwartą przede mną szafkę, nie mając pojęcia jaką herbatę tak właściwie lubi.

- Kolor? – Zaśmiał się, od razu wstając z miejsca i podchodząc do mnie, przyglądając mojemu zbiorowi herbat. – Masz bardzo ubogi wybór smaków, hyung – zauważył, sięgając po kilka pudełek, z których wyciągnął po jednej torebce i wrzucił do kwiatowego kubka, chyba chcąc w ten sposób stworzyć równie ciekawy bukiet ze zwykłej herbaty. – Chyba nie zdążyłem ci namieszać w szafce z herbatami przez tyle czasu.

Starałem się temu nie dziwić, uśmiechając tylko i zaraz sięgając po jedną torebkę zielonej, zamykając tuż po tym szafkę.

- Bardziej niż na kuchni, skupiam się na swojej bibliotece. To tam wolę urozmaicać półki – zdradziłem mu, nie wiedząc czy natrafił na drzwi prowadzące do tego pomieszczenia i przy okazji przedstawiając mu trochę bardziej swoją osobę.

- Czysto teoretycznie hyung, w ogóle do siebie nie pasujemy – zauważył, znów mnie trochę zasmucając swoim stwierdzeniem, kiedy zalewałem już herbaty, zaraz przechodząc do stołu i siadając naprzeciwko młodszego. – Nie widzę miedzy nami wspólnego mianownika. Ale to nic złego, skoro mimo to mogliśmy być razem – dodał, uśmiechając się radośnie i przenosząc dłonie na kubek.

Nie mogłem się powstrzymać od zerknięcia na górę, mając nadzieję, że Wszechmogący na nas patrzy i widzi jaki błąd popełnił, oddając swojego anioła, tak bardzo niepasującego do mojej osoby.

- Czasami to nie my decydujemy na kogo w swoim życiu trafimy. I na pewno wchodząc do twojej kwiaciarni nie sądziłem, że obdarzę cię tak silnymi uczuciami – stwierdziłem, starając się jakoś odejść od jego słów.

- Dlaczego zostałeś adwokatem, hyung? – zapytał nagle, najwyraźniej postanawiając przeskoczyć na inny temat, unikając tego o uczuciach.

Uśmiechnąłem się, nieco smutno, przenosząc wzrok na kubek, który tak jak młodszy objąłem rękoma, niestety nie czując jego ciepła.

- Chciałem, aby rodzice byli ze mnie dumni, niestety nie zdążyli nawet zobaczyć mojego dyplomu... - wyznałem, nawet nie pozwalając wspomnieniom znów zalać moich myśli.

- Oh... Przykro mi, hyung. Naprawdę mi przykro. – Usłyszałem zaraz, czując jak jego dłoń zaczyna gładzić mnie trochę niepewnie po włosach. – Nie wiem, czy ci mówiłem, ale ja też zająłem się kwiatami dla mojej mamy. Chciałem dla niej tworzyć piękne bukiety. Ale... Też nie zdążyłem. Myślę... myślę, że mimo wszystko patrzą na nas z góry i cieszą się, że spełniamy nasze marzenia – wyznał, uśmiechając się pokrzepiająco, dzieląc ze mną swoją historią, za co byłem mu naprawdę wdzięczny.

- Na pewno jest dumna z każdego, który do tej pory stworzyłeś, Taehyungie – powiedziałem z uśmiechem, odsuwając już trochę od stołu i pokazując na swoje kolana, chcąc go znów mieć jak najbliżej siebie.

Chłopak nie miał żadnych oporów z przeniesieniem się na wskazane miejsce, obejmując mnie za szyję i ciesząc nie tylko moje oczy, a również serce, które znów radowało się z tej bliskości.

- Twoi też się cieszą, że mają tak zdolnego syna, hyung – zauważył, choć niesłusznie, bo teraz wiedziałem, że zasługuję jedynie na piekło i wieczne męczarnie.

- Jako adwokat popełniłem trochę grzeszków, Tae, na pewno przymykają na to oko, ale miejsca tam u góry nie mam zagwarantowanego. – Zaśmiałem się, dobrze pamiętając, że nawet Bóg trzymał mnie na dystans, wiedząc, że jedyną duszę jaką może uratować jest ta należąca do Taehyung'a, kiedy moja znajdzie sobie miejsce w ścianach i suficie piekła lub będzie się tułała po jego korytarzach i pomieszczeniach.

Nie mogłem się powstrzymać od niewykorzystania obecnej pozycji, składając delikatny pocałunek na szyi młodszego.

- Myślę, że twoi rodzice będą to negocjować – stwierdził, odpowiadając zarówno radosnym śmiechem, jak i szybkim cmoknięciem mojego policzka.

- Wolę, aby starali się o miejsce dla ciebie. – Tym razem moje usta wylądowały na jego podbródku, rozpoczynając tym samym pewnego rodzaju grę.

- Ja jestem grzeczny, więc na pewno ich zobaczę! Ale to kiedyś. Teraz musimy żyć – podkreślił, na pewno nie wiedząc, że dzisiejszej nocy będę walczył o niego naprawdę zaciekle.

- Możesz się kiedyś zdenerwować na jakiś kwiat... i powiedzieć przekleństwo, i już grzeszek trafi na twoje konto. – Wymyśliłem jakieś sytuacje, które nie miały oczywiście miejsca, nie chcąc powracać do tych prawdziwych powodów, przez które jego usta wypuszczały podobne słowa.

Nastawiłem drugi policzek, niepocieszony nagłym zakończeniem tej przyjemnej gry, czekając aż otrzymam ten dodatek do każdej odpowiedzi.

- O nie, ja nie przeklinam. – Chłopak zrobił naburmuszoną minę, jednak cmoknął mnie zawstydzony w oczekujący na jego wargi fragment twarzy.

Jeszcze zanim kontynuowałem tę rozmowę, obdarowałem go kolejnym szybkim pocałunkiem prosto w usta, uśmiechając się przez taki gest.

- Nawet kiedy coś potłuczesz, albo się czegoś wystraszysz? Trochę zdążyłem tego usłyszeć podczas tych wspólnych czterech miesięcy – zażartowałem, choć to nie do końca był żart. Nie rozumiałem tylko dlaczego w to brnę.

- Przeklinałem? – Zdziwił się, chyba niedowierzając moim słowom. – Nigdy mi się to nie zdarzyło!

- Mówisz przez sen, Taehyungie – sprecyzowałem, ratując jakoś tę sytuację, dobrze pamiętając jak jednej nocy, jeszcze w piwnicy miałem okazję być tego świadkiem.

- Nie! Mamo, tato, to nieprawda! – powiedział szybko, trochę przerażony, zwracając się prosto do góry. – Ja was muszę znowu zobaczyć! – dodał, dlatego postanowiłem go jak najszybciej uspokoić.

- Spokojnie, takie grzechy nawet nie są brane pod uwagę – powiedziałem zgodnie z prawdą, podając mu jeszcze ciepły kubek. – Nie jestem w stanie cię rozgrzać, Taehyungie, dlatego pij póki ciepłe – poprosiłem, nie chcąc aby po tym spacerze nagle się rozchorował. Moja śmierć pozwoli mu wrócić do kwiaciarni jeszcze następnego ranka, dlatego nie mogłem go zostawiać z przeziębieniem.

- Jest mi ciepło, nie martw się, hyung. – Uśmiechnął się, przez co złapałem jego rękę, pragnąc sprawdzić temperaturę jego ciała. Jednak jak mogłem to zrobić, skoro sam byłem lodowaty i odporny na ciepłotę ciała?

- No tak. Przepraszam, najwidoczniej jestem już zmęczony – wyszeptałem, odstawiając ten kubek, trochę uspokojony przez jego odpowiedź.

- Hyung... - zaczął nagle, zmieszany, gdy znów przeniosłem na niego wzrok. – No bo chodziłem po domu, gdy cię nie było... I zauważyłem, że nie ma drugiego pokoju z łóżkiem... Sypiasz na kanapie, prawda? Proszę... śpijmy dzisiaj razem. Nie chcę, byś musiał się męczyć – zaproponował, widocznie zawstydzony, zmuszając mnie do szybkiej analizy.

Zamykałem tamte pokoje? A górny korytarz...? Najwyraźniej o nim też nie zapomniałem.

- Na pewno chcesz? – zapytałem, nigdy nie mając okazji dzielić z nikim łóżka, o czym młodszy na pewno nie wiedział. Złapałem przy tym jego rękę, całując delikatnie i zaraz otrzymując odpowiedź w postaci lekkiego pokiwania głową. – To zjemy i pójdziemy spać – zakomunikowałem, zaraz niestety widząc, że zbliża się do nas dość spory obiekt, w postaci Slippy'ego, podbiegając do Tae i po chwili ciągnącego do zapewne w stronę salonu. Chłopak pozwolił mu zabrać się do tego pomieszczenia, chętnie z nim bawiąc aż do dostarczenia nam jedzenia. A po skonsumowaniu naszych porcji, posprzątałem wszystko, kierując się z młodszym na górę.

- Umyjemy się i pójdziemy spać, tak? – zapytałem, trzymając jego rękę i ciesząc się, że spędzę z nim tę ostatnią noc.

- Ale... Ale sam się umyję... Nie gniewaj się hyung, nie wiem, jak blisko byliśmy, ale... wstydzę się... - Jak zwykle bezpośredni Taehyung nie ukrywał żadnej prawdy, zdradzając mi swoje obawy.

- Nie miałem tego na myśli, Tae, pójdę do drugiej łazienki – uściśliłem, zaraz widząc, że go tym zawstydziłem.

- A... Aha... - powiedział cicho, puszczając już moją rękę i biegnąc do łazienki dołączonej do mojej sypialni, kiedy sam udałem się prosto do jednego z pokoi dla moich ofiar, aby to tam skorzystać z łazienki, jak zwykle nie mając w niej za wiele roboty. Nie miałem okazji się ubrudzić, dlatego moje ciało było całkowicie czyste, a jama ustna jak zwykle utrzymywała ten sam neutralny zapach, którego nawet skonsumowane jedzenie nie było w stanie zmienić, w sekundzie znikając z mojego żołądka. Umyłem jedynie włosy, aby zmienić ich zapach na ten szamponu, wiedząc, że w nocy i tak zdąży całkowicie się ulotnić, po czym przebrałem się w luźną koszulkę i długie spodnie dresowe, kierując do odpowiedniego pokoju.

Taehyung już na mnie czekał, siedząc pod kołdrą. Jedynym źródłem światła w tym pomieszczeniu była lampka, którą kupiłem specjalnie dla niego.

Uśmiechnąłem się pod nosem na ten widok, kierując do gniazdka, by podłączyć tam swój telefon, wiedząc, że rano może być potrzebny młodszemu. A gdy tylko to zrobiłem, trochę niepewnie usiadłem na łóżku, wchodząc pod kołdrę i postanawiając zapytać go o to raz jeszcze.

- Na pewno nie masz nic przeciwko temu?

Chłopak pokręcił przecząco głową, zaraz chowając się pod ciepłym i delikatnym materiałem. Jednak zanim wykonałem w jego stronę jakikolwiek gest, przybył do nas Slippy, nagle postanawiając zająć miejsce między nami.

Nie musiałem nic mówić, po prostu na niego spojrzałem, a zwierzak przeszedł w nasze nogi, pozwalając mi przybliżyć się do Taehyung'a, którego od razu objąłem, przytulając do siebie.

- Dobranoc, hyung – wyszeptał, wtulając się we mnie, nadal niepewnie.

Moje serce bolało na myśl, że trzymam go w swoich ramionach po raz ostatni. Jak okrutnym było zapewnienie mi szczęścia tylko na trzy dni, po których już nigdy go nie zobaczę? Nawet po zakończeniu świata, będę znajdował się po innej stronie, z duszami, które zasługują jedynie na cierpienie, kiedy on, jako istota niczym nieskażona, może nawet anioł, wyląduje w niebie, ze swoimi rodzicami, na co w pełni zasługuje.

Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy.

Nie potrafiłem pożegnać się z nim w taki sposób, zaraz odrobinę zniżając, by znów dosięgnąć jego ust, muskając je delikatnie, z czułością, której nigdy nie zapewniałem żadnemu człowiekowi.

- Dobranoc, Taehyungie. Jesteś dla mnie najważniejszy... i nigdy, przenigdy nie chciałbym cię stracić – powiedziałem, obejmując go ponownie i całując tuż po tym w głowę, by przymknąć oczy, usiłując oderwać się jak najszybciej od tych uczuć i „wywołać" swój odpoczynek.

Kocham cię. I nigdy o tobie nie zapomnę, nawet po tamtej stronie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top