rozdział 19

sobota, 17.07.2021 r. (siedem dni później)

Yoongi

Czas mijał, a moje serce żyło tylko dzięki miłości do Taehyung'a. Nie było dnia, w którym nie martwiłbym się o naszą przyszłość. Będąc jeszcze nieśmiertelnym, nie posiadając uczuć, czy sumienia, moim jedynym zmartwieniem było idealne porwanie lub morderstwo. Teraz ceniłem życie nawet najmniejszego stworzenia, wiedząc, że z każdym dniem, miesiącem i rokiem zbliżam się do swojej śmierci, czego czasami już nie potrafiłem ukrywać przed resztą świata.

Od trzech lat nie byłem zdolny wykonywać większego wysiłku fizycznego, gdy po kochaniu się z Taehyung'iem otarłem się o śmierć, lądując w szpitalu, ponieważ moje serce nie wytrzymywało uczuć towarzyszącym takim zbliżeniom. I wiedziałem, że nawet zamiana pozycji lub nawet miejsc niewiele by dała. To on sprawiał, że moje serce znacznie przyspieszało. Jego dotyk, jego usta i wyznania, w które przez cały ten czas nie potrafiłem uwierzyć. Młodszy nie narzekał na brak pieszczot, powtarzając, że najmniejsze gesty i słowa wystarczą, aby czuł się przeze mnie kochany. Dlatego starałem się podwójnie, często poświęcając swoją pracę, aby spędzić z nim więcej czasu.

Oprócz mojego skupiania się na spisywaniu testamentu, Taehyung skoncentrował się na sprzedaży niepotrzebnego mieszkania z przyłączonym pomieszczeniem, w którym mieściła się jego kwiaciarnia. Oczywiście we wszystkim mu pomogłem, znajdując lepszą lokację i pozwalając zatrudnić trzy młode studentki architektury krajobrazu, o które nie byłem aż tak zazdrosny jak o wszystkich interesujących się nim facetów. Potrafiłem zaakceptować tylko jednego mężczyznę w naszym wspólnym życiu – Seunghyun'a, który od swojej sprawy z dość ciekawą aferą na skalę wręcz światową, stał się moim dobrym znajomym. Nigdy nie miałem okazji posiadać prawdziwego przyjaciela, nie licząc Tae, będącego również moim ukochanym. Dlatego nie potrafiłem odmawiać Choi'owi spotkań, niekiedy nawet zapraszając go do domu, by przez te cztery lata zdążyć go naprawdę dobrze poznać. Choć widziałem, że młodszy za nim nie przepada. Nie chciał mi zdradzić prawdziwego powodu, zawsze wyciągając temat zamiłowania Seunghyun'a do pieniędzy, w który jakoś nie umiałem uwierzyć.

Oprócz problemów zdrowotnych, męczyły nas również te związane z przeszłością. Nie wiedziałem, na czym polegała ta „łaska" Wszechmocnego, ale najwyraźniej miała jakiś swój limit, bo z każdym usłyszanym od lekarza „nie zostało panu dużo czasu", mojego ukochanego nawiedzało coraz więcej wspomnień, które przy nim starałem się przypisywać do koszmarów. Nieraz miałem ochotę wyznać mu całą prawdę i może w ten sposób uwolnić go od przeszłości, jednak w Seulu byłem jedyną osobą, która mogła się nim zaopiekować, dlatego pomimo wszelkich chęci, starałem się nie zmieniać jego myślenia i po prostu być przy nim każdej nocy, nie pozwalając, aby koszmary utrudniały mu normalne życie.

Zdążyłem przyzwyczaić swój umysł do trzymania Taehyung'a w objęciach podczas snu, dlatego gdy tylko znikał z moich ramion, automatycznie się wybudzałem. Tak było również teraz. Moje oczy zaczęły szukać młodszego u mojego boku, jednak odnalazły go dopiero na brzegu łóżka, siedzącego z podkurczonymi nogami, które obejmował. Do moich uszu dość szybko dobiegł cichy płacz, łatwo popychający mnie do działania.

Przetarłem trochę szczypiące oczy jedną ręką, przenosząc się do siadu i przysuwając do chłopaka tak, aby umieścić go między swoimi nogami, od razu obejmując rękoma. Pocałowałem go w kark, postanawiając uspokoić.

- To tylko zły sen, skarbie, nie płacz... - wyszeptałem zmartwiony.

- Hyung, to jest coraz straszniejsze – wyznał, puszczając już swoje nogi i odwracając się, aby móc przytulić do mojego torsu.

Niekiedy nie potrafiłem już znaleźć odpowiednich słów, aby go uspokoić, dlatego po prostu złożyłem pocałunek na jego włosach, zaczynając głaskać uspokajająco po plecach.

- Pójdziemy się napić czegoś ciepłego, chodź, kochanie – zaproponowałem, powoli go podnosząc i wstając razem z nim. Objąłem go ramieniem, chcąc, by poczuł się bezpieczny. Nie miałem zamiaru puszczać go przez całą drogę do kuchni, mając nadzieję, że moja obecność go uspokoi.

- Wszystko było we krwi, hyung. Całe moje nogi były we krwi. I wszystko tak bardzo bolało. I ten ktoś rozcinał mi skórę... - podzielił się ze mną swoim snem, znów wybuchając płaczem i trzęsąc się przy tym.

Nie mogłem odgonić od siebie wszystkich wspomnień z piwnicy, które teraz wydawały się koszmarem, niestety odgrywającym na jawie.

Milczałem, spuszczając wzrok na dół i starając nie myśleć o przywołanych zdarzeniach, do czego zdążyłem dojść dopiero na schodach.

- Wszystko jest już w porządku. Żaden potwór nie zrobi ci krzywdy – obiecałem cicho, przytulając go do siebie mocniej i usiłując wierzyć w swoje własne słowa, które mogły być przecież kłamstwem.

Chłopak pokiwał tylko głową w odpowiedzi, pozwalając doprowadzić się do odpowiedniego pomieszczenia, w którym włączyłem światło, sadzając go na krześle przy stole.

- Dlaczego mi się to śni, hyung... Nie rozumiem tego.

To zapewne kara za całe zło, które wyrządziłem, Tae...

- Może martwisz się czymś lub obawiasz przyszłości – stwierdziłem, wybierając najbardziej prawdopodobne powody i zabierając się już za przygotowywanie nam kakao. – Nie jestem psychologiem, Taehyungie, dlatego mogę jedynie przy tobie być i chronić przed tym wszystkim – dodałem, zostawiając mleko na kuchence i podchodząc do chłopaka, który znów podkulił swoje nogi. Pogłaskałem go po głowie, co od razu wywołało wtulenie w mój brzuch i objęcie w pasie.

- Nie wiem, jak bym się zachował, gdyby ktoś mi to zrobił naprawdę. Tak bardzo się tego boję, hyung. Wiem, że to tylko sny, ale... To się wydaje zbyt prawdziwe, jakby było wspomnieniem.

Jego słowa odrobinę mnie zmroziły, przyspieszając bicie serca, czego nie chciałem mu pokazywać, od razu odwracając się i od niego uciekając, oczywiście pod pretekstem pilnowania mleka.

- Nie patrz na to w ten sposób, skarbie... to tylko sny... - powiedziałem cicho, znów go niestety okłamując, czego szczerze nienawidziłem.

- Tak... To tylko sny – powtórzył, przecierając czoło, na którym zebrało się kilka kropelek potu. – Może to przez tę pogodę szaleję – wyjaśnił sam sobie, trochę mnie tym uspokajając i pozwalając zwrócić mój wzrok z powrotem na przygotowywany napój.

Szybko zająłem się dokańczaniem go, zaraz przelewając do naszych kubków i przechodząc z nimi na stół. Przysunąłem jedno z krzeseł bliżej mojego ukochanego, siadając na nim i posyłając młodszemu uśmiech.

- Ewentualnie to przez brak pieszczot – stwierdziłem, starając się odciągnąć go już całkowicie od tych koszmarów. Przysunąłem się jeszcze bliżej, umieszczając swoje usta na jego szyi, którą zacząłem delikatnie całować, zaraz widząc jak wywołuję tym uśmiech na jego twarzy i przymknięcie oczu.

- Nie potrzebuję ich, hyung. Wiem, że mnie kochasz. I ja też cię kocham, najbardziej na świecie – wyznał, przerywając te pieszczoty, by przybliżyć się do mojej twarzy i pocałować delikatnie w usta. – I dlatego musimy uważać na twoje serducho, by jak najdłużej dla nas biło – dodał, przytulając się do mnie i niestety przypominając mi o smutnej prawdzie, od której nie potrafiłem już uciekać.

- Jeśli przestanie, Tae... Wszystko co mam będzie należeć do ciebie. Możesz zrobić z tym co zechcesz, tylko... zaopiekuj się Slippy'm – poprosiłem, odsuwając go i posyłając mu niewielki uśmiech, by skierować te słowa prosto do jego wielkich i pięknych oczu, które tak kochałem. Zaraz jednak ponownie go przytuliłem, całując raz jeszcze w głowę. – I wiedz... że zawsze cię kochałem... i kocham... nieważne co się stanie... - wyszeptałem, zaczynając obawiać się, że te koszmary mogą być naprawdę zapowiedzią mojej śmierci.

- Nie mów tak, hyung. To brzmi, jakbyś chciał mi powiedzieć, że niedługo umrzesz – zauważył, niestety trafnie, łapiąc przy tym moją koszulkę i ściskając ją w swoich dłoniach. – Proszę, nie mów tak.

Nie wiedziałem, co mógłbym jeszcze dodać, a nie chcąc fundować mu kolejnych kłamstw, po prostu postanowiłem zabrać nas z powrotem do pokoju. Odsunąłem młodszego od siebie, posyłając mu blady uśmiech i podając jego kubek.

- Wracajmy do łóżka, Tae – poprosiłem, chwytając również swoją porcję słodkiego napoju i ruszyłem razem z ukochanym do sypialni.

Kroczyliśmy w ciszy, choć oczywiście trzymałem go blisko siebie, nie wypowiadając jednak już ani jednego słowa, martwiąc się, że kiedyś może zacząć mi je wypominać, razem z wyznaniami, które usłyszał kilka lat temu, tuż po swoim przebudzeniu ze śpiączki zafundowanej przez Wszechmocnego.

Postawiliśmy kubki na swoich szafkach nocnych, wchodząc pod kołdrę i zaraz zauważając, że oprócz nas do pomieszczenia wszedł również Slippy. Wskoczył na łóżko i ułożył głowę na brzuchu Taehyung'a. Spojrzenie, które mu posyłał wprost mówiło, że ma świadomość, co się wokół niego dzieje, szczególnie teraz.

- Chodź tu, dzieciaku, będziesz szczekał na tego potwora z koszmarów – powiedział nagle młodszy, głaszcząc Slippy'ego, który jakby rozumiejąc jego słowa przeszedł od zewnętrznej strony łóżka, kładąc się tak, aby nie rozdzielać mnie z Tae.

„Potwora z koszmarów"... Powinien położyć się obok mnie, szybciej mógłby mnie zagryźć...

Moja początkowa chęć objęcia ukochanego została całkowicie odrzucona, gdy negatywne myśli wkradły się znów do mojego umysłu.

Sięgnąłem po kakao, upijając kilka łyków i dając sobie czas na zastanowienie.

- Slippy na pewno cię ochroni, skarbie – zauważyłem, starając się uśmiechnąć i wiedząc, że pies byłby zdolny mnie zabić, aby tylko ochronić swojego ulubionego „tatusia", czego oczywiście nie miałem mu za złe.

Wyciągnąłem rękę, aby pogłaskać młodszego po głowie, odstawiając już kubek. Chłopak zaczął rozkopywać się z kołdry, przybliżając do mnie i obejmując rękoma, co od razu odwzajemniłem, przyciągając go jak najbliżej siebie.

- Chodźmy spać, hyung – poprosił. – Musimy mieć dużo sił, przecież wieczorem jedziemy na wakacje.

Ah, no tak! Zupełnie zapomniałem! Za dużo pracy...

- Slippy znów będzie za nami tęsknił... Ale Seunghyun obiecał, że się nim zajmie – powiedziałem, zadowolony z tego, iż nie muszę oddawać naszego „dziecka" ponownie do hotelu.

- Slippy, tylko pamiętaj, by nasikać mu na dywan – mruknął młodszy, zwracając się do zwierzaka i posłał mu trochę przesadnie milutki uśmieszek, głaszcząc przy tym głowę Slippy'ego. – A najlepiej zrób jeszcze kupkę – dodał, na co zaśmiałem się krótko.

- Góra odnotowała nowe grzeszki, mój aniołku – wyszeptałem z uśmiechem, starając się utrzymać ten sam klimat naszej rozmowy. – Seunghyun jest dla ciebie miły, nie wiem dlaczego jesteś do niego uprzedzony, Tae.

- Nie jestem uprzedzony. To bardzo miły człowiek – powiedział ironicznie, nadal fundując mi i Slippy'emu ten „przemiły uśmieszek".

- Z jednej strony to dobrze, że za nim nie przepadasz, bo na pewno mi ciebie zazdrości, Tae – zauważyłem, ponownie śmiejąc się cicho i wywołując tym o dziwo prychnięcie u młodszego.

- Nie gustuję w kretynach, którzy najbardziej kochają swoje pieniądze – zdradził, co od razu postanowiłem mu choć trochę wyjaśnić, nie chcąc, aby nienawidził mojego jedynego dobrego znajomego.

- Wszyscy mają jakiś powód, by przeobrazić się w zły charakter, Taehyungie. Może pieniądze zastępują mu to, co stracił dawno temu? Lub pomagają zapomnieć o tragedii, którą przeżył? Nie znam dokładnych powodów Seunghyun'a, jednak warto na to spojrzeć z innej perspektywy.

Młodszy chwilę rozważał moje słowa, najwidoczniej je analizując i na pewno nie domyślając się, że dzieląc się z nim swoim punktem widzenia, mówiłem nie tylko o Seunghyun'ie, a również o sobie.

- Może masz rację, hyung... Ale i tak jest głupi – stwierdził, wzruszając ramionami i chyba nie mając zamiaru się do niego przekonywać. – Dobranoc, hyung – dodał, uciekając już z moich ramion, na co nie protestowałem, po prostu gasząc światło i również przenosząc do pozycji leżącej, by jak zwykle przyciągnąć go do siebie, przytulając od tyłu.

- Dobranoc, kochanie – wyszeptałem, całując go w głowę. – Nie martw się już i nie pozwól, aby nawiedzały cię kolejne koszmary, Taehyungie – poprosiłem, odnajdując jedną z dłoni tę młodszego, by złączyć nasze palce i dopiero w ten sposób pozwolić nam zasnąć, mając nadzieję, że te koszmary mimo wszystko nie są zapowiedzią mojej śmierci.



poniedziałek, 20.09.2021 r. (sześćdziesiąt pięć dni później)

Taehyung

Z bólem serca musiałem przyznać, że pomimo upływu czasu moja pamięć nie chciała wrócić. Nie miałem pojęcia, jak poznałem mojego hyung'a, ale na pewno musiał być to piękny okres. Choć Yoongi chciał liczyć nasz związek od czasu, gdy poznałem go drugi raz, ja uparłem się, by za naszą rocznicę uznać datę, w której naprawdę staliśmy się parą. Ostatecznie idąc na kompromis, stwierdziliśmy, że rocznicą naszego związku powinien być dzień poznania, którego choć nie pamiętałem, to traktowałem jako jedno z cenniejszych nie-wspomnień.

W tym roku wypadała nasza piąta rocznica, przez co ekscytowałem się jak małe dziecko. Ponad rok temu mój najlepszy przyjaciel oświadczył się Jimin'owi i od tamtej pory marzyłem, by to samo zrobił mój ukochany. Uznałem, że piąta rocznica byłaby idealnym momentem, a gdy hyung zaprosił mnie z tej okazji do drogiej restauracji, w której mieliśmy zjeść romantyczną kolację, o mało nie padłem z wrażenia. To stanowczo było zamiarem Yoongi'ego! Będziemy siedzieć przy stoliku w blasku świec, obok jakiś mężczyzna przygrywający na skrzypcach, a po deserze mój przyszły narzeczony uklęknie na kolano i poprosi, bym przyjmując pierścionek przysiągł, że oddam mu swoje serce, które zresztą zawsze już będzie należeć do niego. Scenariusz idealny! Dlatego podekscytowany czekałem na ten dzień, a gdy w końcu nadszedł ubrałem mój garnitur, którego choć nie lubiłem, to czasem potrzebowałem i przeszczęśliwy siedziałem w samochodzie, gadając jak najęty o nowym pomyśle, który moje pracownice wymyśliły, by ściągnąć klientów. Wianki były naprawdę dobrym produktem, biorąc pod uwagę, że dużo dziewczyn korzystało ze sztucznych, ale ciągle chciały mieć nowe, a te z żywych kwiatów nie zagracałyby ich pokoi.

Choć czasem gdzieś razem wychodziliśmy, nie było jeszcze okazji, byśmy odwiedzili to miejsce, które cieszyło się ogromną popularnością. Nie wiem, kiedy przyzwyczaiłem się do luksusów, jakie mi przyniosło życie z Yoongi'm, choć i tak czasem uważałem, iż powinniśmy żyć skromniej, przez co powstrzymywałem hyung'a od kupna wielu niepotrzebnych rzeczy. Najważniejsze było to, że mogliśmy być razem.

W końcu zasiedliśmy do stolika, a ja czułem, jak moje serce przyspiesza z podekscytowania. Miałem tylko nadzieję, że Yoongi za bardzo się nie denerwuje, bo jego biedne serduszko mogłoby dostać za dużo złych emocji. Razem z jego doktorem czekaliśmy na jakieś wieści odnośnie możliwości przeszczepu serca, które mogłoby mu pomóc. Niestety, mniejsi pacjenci potrzebowali go bardziej i hyung musiał czekać na swoją kolej, a ja prosiłem codziennie wszystkie dobre moce, by pozwoliły mu doczekać tej operacji.

Nie chciałem tego rozważać za bardzo, bo pewnie rozpłakałbym się, dlatego skupiłem uwagę na tekście menu, które od minuty przeglądałem.

- Hyung, uwierzysz, że to już tyle lat? - zapytałem z uśmiechem przekładając kartkę. - Nawet nie wiadomo, kiedy zleciało, prawda?

- Mam nadzieję, że byłeś szczęśliwy przez te wszystkie lata, Taehyungie. Hmmm... - Mężczyzna przyglądał się pozycjom w menu, chyba nie mogąc się zdecydować. Na szczęście wyglądał na zrelaksowanego. - Deser sam nam wybiorę, dobrze? - poprosił, posyłając mi uśmiech, a ja ledwo powstrzymałem chęć zapiania z zachwytu. Moje oczy chyba zmieniły się w dwie żaróweczki z radości.

- Tylko coś lekkiego hyung, pamiętaj, co mówił pan doktor - powiedziałem, starając się zachowywać normalnie, ale mój mózg biegał w koło po ścianach czaszki drąc się wniebogłosy. - To naprawdę trudny wybór... Nie rozumiem tych nazw, które powypisywali... - poskarżyłem się, drapiąc po głowie. - ,,Siedem smaków świata"? ,,Czarna rozkosz"? ,,Kwiat pustyni"? To menu czy zgadywanki...

- Zdaj się na intuicję, zawsze można spróbować czegoś nowego, prawda? - zauważył radośnie, odkładając już kartę.

Przez chwilę oboje milczeliśmy, hyung skupiony na własnych myślach, a ja wciąż próbując zdecydować co zjeść. W końcu jednak poczułem, jak próbuje ująć moją dłoń, na co z chęcią przystałem.

JUŻ CHCE MNIE ZAPYTAĆ?!

- Mój Taehyungie... Przez te pięć lat nie tylko nauczyłem się dla ciebie gotować - zaczął śmiejąc się cicho, a motyle w moim brzuchu postanowiły urządzić sobie imprezę. - A również po raz pierwszy oddałem komuś całe swoje serce. Jesteś uroczy, troskliwy i kochany... jesteś moim największym szczęściem, Tae... jak nie jedynym. - Yoongi podniósł się, by móc przybliżyć do moich ust, które musnął delikatnie. - Chciałbym, abyś był przy mnie do samego końca, kochanie.

Nie, nie, nie, hyung! Nie mów tak! To nie brzmi jak zaręczyny, tylko pożegnanie!

- Hyung, pan doktor mówił, że wszystko będzie w porządku, proszę nie mów takich strasznych rzeczy - poprosiłem zmartwiony.

A może w ostatnich dniach czuł się gorzej i mi o tym nie powiedział?

Przesunąłem krzesło przy stoliku tak, byśmy mogli siedzieć nie naprzeciw, lecz obok siebie i sięgnąłem dłonią do jego policzka, gładząc go.

- Ale zawsze z tobą będę. Kocham cię Yoongi hyung - zapewniłem.

- Tak, wiem jak to zabrzmiało, przepraszam, nie miałem tego na myśli - wytłumaczył się szybko, łapiąc moją rękę i ucałował ją. - Też cię kocham...

Po tym wyznaniu wskazał na menu, które odłożyłem na stolik.

- ,,Uśmiech diabła"? Brzmi smakowicie - zaproponował radośnie, chcąc już chyba wrócić do przyjemniejszych tematów, ale te słowa obudziły we mnie coś, co wywołało mocny niepokój, a nim zdążyłem się powstrzymać, z moich ust padło pytanie, które zdawało mi się, iż już kiedyś padło z moich ust.

- Jest pan diabłem, panie Min? - szepnąłem, zaraz się wzdrygając. - Chyba zdecyduję się na ,,Różę wiatrów" - powiedziałem, odczytując pierwszą pozycję, na którą trafiłem, byle już zamknąć tę kartę. Widziałem, że Yoongi przygląda mi się z niepokojem, ale akurat przyszedł do naszego stolika kelner i starszy zamówił dwa razy wskazane przeze mnie danie oraz jakiś deser. To pozwoliło mi przypomnieć sobie o powodzie, dla którego tu jesteśmy, więc zaraz na nowo się podekscytowałem, zapominając już o całej tej dziwnej sytuacji. Musiałem koniecznie zbadać, czy mam rację, więc zacząłem obchodzić temat, próbując coś wyciągnąć z ukochanego.

- Rozmawiałem ostatnio z Hoseok hyung'iem. Marudził mi, że chciałby jakoś sformalizować ich związek, ale to u nas nierealne. I zastanawia się czy nie wyjechać z Jimin'em gdzieś na uroczystość.

- To... W Las Vegas na pewno mogliby otrzymać status małżeństwa, jednak w naszym kraju nadal nie byłby on ważny - zauważył z uśmiechem, chętnie podejmując wątek, co mnie jeszcze bardziej ucieszyło.

- Ale mieliby ceremonię, więc się liczy - stwierdziłem. - Ciekawe, czy to zrobią. Gdybym ja miał wziąć z tobą ślub, to chciałbym w jakimś pięknym ogrodzie - wypaliłem, nie mogąc się powstrzymać.

Yoongi roześmiał się, chyba rozumiejąc, że domyślam się, z jakiego powodu się tutaj udaliśmy.

- Jesteś jeszcze młodziutki, Tae... I... - zaczął, jednak przerwał na moment, podnosząc się szybko. Przeprosił i powiedział coś o łazience, po czym szybko się ulotnił, a ja prawie zacząłem tańczyć na krześle, zgadując, że pobiegł dać kelnerowi pierścionek, by włożył go do deseru.

Muszę uważać przy jedzeniu!

Zaraz przy naszym stoliku zjawił się ktoś inny z obsługi i poprosił, bym wybrał wino do kolacji. Nie znałem się na tym za bardzo, a hyung nie mógł go pić w zbyt dużej ilości. Jednak dwa łyki z takiej okazji mógł wziąć, więc poinformowałem kelnera, że potrzebuję pomocy w wyborze, na co on zaproponował przejście z nim do piwniczki, gdzie można degustować alkohol przed jego wyborem. Chętnie podniosłem się z siedzenia idąc za nim.

Ze szczytu schodów widziałem, że w pomieszczeniu są też inni goście, delektując się trunkiem, a całość wygląda całkiem przyjaźnie. Zszedłem na sam dół, jednak gdy stanąłem na ostatnim stopniu, nagle poczułem się niesamowicie nieswojo. Osunąłem się na podłogę, łapiąc za głowę, w której pojawiły się wizje z moich koszmarów. Piwnica nagle stała się przerażająca, a wino w kieliszkach aż za bardzo przypominało krew. Poprosiłem towarzyszącego mi kelnera, który zaniepokojony podszedł do mnie, próbują jakoś pomóc, by poszedł po mojego hyung'a. Siedziałem na stopniu, nie zwracając uwagi na gości wokół mnie, którzy zainteresowali się moją osobą. Było mi niedobrze, krwawe wizje z koszmarów pojawiały się nawet gdy miałem otwarte oczy. Kurczowo trzymałem jedną dłonią za poręcz, jakby była moją kotwicą, trzymającą nadal w świecie rzeczywistym.

Hyung, ratunku...

Nie minęło dużo czasu, a znalazł się przy mnie mój ukochany. Widziałem ogromne zmartwienie wymalowane na twarzy mężczyzny i zrobiło mi się przykro, że jestem powodem jego trosk. Mój hyung nie może się przecież denerwować!

- Wszystko w porządku, Tae? - zapytał, pomagając mi wstać i podtrzymywał w pozycji pionowej. Rozejrzał się po pomieszczeniu, jakby szukał w nim powodu mojego nagłego stanu. - Chodźmy stąd, kochanie.

Dałem się prowadzić, przytulając do boku hyung'a. Dreszcze przechodziły przez całe moje ciało, ale skupiałem się na tym, by nie zacząć płakać.

- Hyung, chcę do domu - jęknąłem błagalnie, chcąc znaleźć się jak najdalej od tego miejsca.

- Tak, już wracamy, spokojnie - powiedział szybko, jedną ręką sięgając do portfela, by wyjąć z niej kartę i podać kelnerowi. - Zaraz wrócę, proszę pana - zakomunikował, ruszając ze mną w stronę samochodu. - Co się stało, Tae?

- Nie wiem hyung. Nie wiem... - Nie wytrzymałem i po prostu się rozpłakałem. - Boję się...

Nie byłem w stanie zrobić tych kilku kroków do auta, zatrzymując i kucając, jednocześnie obejmując ramionami. Hyung szybko znalazł się przy mnie i przytulił. To jego najbardziej potrzebowałem w tym momencie.

- Tae? Czego się boisz? - szepnął. - Jestem przy tobie, nic ci nie grozi - zapewnił, choć usłyszałem w jego głosie wahanie.

- Boję się tamtego miejsca hyung... Myślałem, że piwnice nie są straszne... Ale... Nie wiem, przypomniał mi się jeden z tych koszmarów i... - Ukryłem twarzy w dłoniach, nie mogąc dokończyć tej myśli, za bardzo panikując.

- Chodźmy do samochodu, kochanie. Tam na pewno będziesz bezpieczny.

Mój chłopak pomógł mi wstać, zabierając już na miejsce pasażera. Poprosił, bym zaczekał, po czym pobiegł wyjaśnić wszystko w restauracji, wracając niemal w minutę. Zajął miejsce za kierownicą i przybliżył się, by mnie objąć.

- Pojedziemy do domu i odpoczniesz, dobrze? - zapytał, gładząc moje ramię uspokajająco.

Skuliłem się na siedzeniu, kiwając tylko głową na znak zgody. Starszy ucałował jeszcze grzbiet mojej dłoni, po czym przesunął się i odpalił samochód, ruszając w drogę powrotną.

Przez cały czas milczałem, siedząc tam z zamkniętymi oczami, by jak najszybciej się uspokoić. Nie chodziło mi o siebie, lecz o zdrowie hyung'a, który nie powinien być świadkiem takich rzeczy. Szkoda, że pomyślałem o tym za późno. Z drugiej strony, kto inny by mi pomógł?

Yoongi ciągle dotykał mojego ciała, okazując w ten sposób swoje wsparcie, co bardzo mi pomagało. Gdy zaparkował przed garażem, wysiadł i przebiegł na moją stronę, aby pomóc mi wyjść z samochodu.

- Chodź, skarbie, jesteśmy w domu, już jesteś bezpieczny - zapewnił, zabierając do środka.

- Spokojnie hyung. Już jest lepiej, naprawdę - stwierdziłem zgodnie z prawdą. Im dalej od tamtej piwnicy, tym łatwiej było mi wrócić do normalnego funkcjonowania.

Poszliśmy razem do sypialni, gdzie w drodze na łóżko byle jak zdjąłem spodnie i marynarkę, zostawiając je na środku podłogi. Padłem na łóżko, sięgając po koc, z którym lubiłem spać, bo dostałem go od hyung'a na ostatnie święta. Jednak to on znowu mnie wyręczył, przykrywając, a następnie usiadł na łóżku.

- Przepraszam, że zepsułem nam ten dzień hyung - powiedziałem smutno, nie mogąc sobie darować tego zachowania.

Mężczyzna odgarnął mi delikatnym gestem włosy z czoła, po czym nachylił się i ucałował je. Jego ręka nie zniknęła z mojej głowy, ciągle ją gładząc.

- Nic się nie stało, Tae. Twoje zdrowie jest dla mnie najważniejsze, szczególnie to psychiczne. Jeśli chcesz... po prostu poleżymy w łóżku i obejrzymy film - zaproponował z niewielkim uśmiechem, ale za dobrze go znałem, by nie rozpoznać zmartwienia wymalowanego na jego twarzy.

Kiwnąłem głową, zgadzając się od razu na jego pomysł.

- Chcę hyung. Proszę, przytul mnie - dodałem, patrząc na niego smutno.

Starszy zdjął marynarkę i wszedł pod koc, obejmując i całując mnie. Jego palce miziały moje plecy, co tak bardzo lubiłem.

- Nie smuć się, kochanie, już jest w porządku. Może... powinieneś unikać takich miejsca... dobrze? - poprosił, na co ponownie przytaknąłem.

- Żadnych piwnic.

Wtuliłem się w niego, chcąc jakoś uspokoić, a w jego ramionach było to łatwiejsze.

- Hyung, jak się czujesz? - zapytałem, przytulając głowę do jego torsu, by móc usłyszeć bicie serca.

Mężczyzna od razu sprawdził swój puls i temperaturę, nie lekceważąc tego na szczęście.

- Trochę mnie zmartwiłeś, ale starałem się zachować spokój, nie bój się, kochanie, ze mną też jest wszystko w porządku - zapewnił, kładąc dłoń na moim podbródku, by unieść mi głowę do góry, a po posłaniu delikatnego uśmiechu, złożył delikatny pocałunek na moich wargach.

- Nie martw się o mnie hyung. Wiem, że mogę na ciebie liczyć, dlatego byłem pewny, że się zjawisz i mi pomożesz. Więc nigdy się o mnie nie martw, tylko po prostu bądź przy mnie, hyung.

- Jak mogę się o ciebie nie martwić, Tae, kiedy jesteś wszystkim co mam?

- Po prostu się mną opiekuj hyung, a zawsze będę bezpieczny.

- Boję się o ciebie... - przyznał w końcu bardzo cicho, patrząc w moje oczy. - Te koszmary, to... to wszystko... czasami naprawdę się boję, Tae...

- Ale czego się boisz hyung? Sam mówisz, że to tylko sny... I wierzę, że póki jestem z tobą, nigdy się nie spełnią - powiedziałem niepewnie, nie rozumiejąc, dlaczego to właśnie ta sprawa go męczy.

Jednak odpowiedziało mi milczenie, przerwane dopiero jego słowami, w których zakomunikował udanie się do kuchni w celu przygotowania kakaa. Zawołał jeszcze naszego pupila, by położył się przy mnie, po czym wyszedł, a ja zostałem ze Slippy'm, wtulając się w jego sierść. Jednak ten stan nie potrwał długo, bo wymęczony psychicznie po prostu zasnąłem.



piątek, 24.09.2021 r. (cztery dni później)

Yoongi

Po incydencie z piwnicą w restauracji, stałem się bardziej czujny, pilnując Taehyung'a na każdym kroku. Nadal nie rozumiałem, dlaczego te miejsca przywoływały jego wspomnienia. Co prawda Wszechmocny nie ustalił daty przedawnienia jego łask, jednak łudziłem się, że po prostu nie ma takowej. Żadne z sił wyższych nie nawiedzały mnie od tych kilku lat i najwyraźniej mylnie przyjąłem, że jest to spowodowane całkowitym i bezpowrotnym wyparowaniem wspomnień Tae.

Postanowiłem w końcu uprzątnąć ostatnie rzeczy z naszej domowej piwnicy, aby zamknięte przejście zamienić w kolejny składzik lub pokój, trochę go oczywiście przerabiając.

Nieprzyjemny zapach uderzył w moje nozdrza jak tylko otworzyłem drzwi prowadzące do prawie pustego pomieszczenia. Skrzywiłem się, nie mogąc przed tym powstrzymać, po prostu brzydząc tego, do czego używałem tego miejsca. Nie tylko, aby skrzywdzić mojego ukochanego, a również setki innych osób.

Zerknąłem na zegarek w telefonie, zastanawiając się chwilę nad czasem, który pozostał mi do powrotu młodszego.

- Powinienem się wyrobić... - wyszeptałem do siebie, od razu zabierając się za ostatnie rzeczy, które poprzenosiłem kiedyś z reszty pokoi, kompletnie o nich zapominając i wiedząc, że tutaj na pewno są bezpieczne i nikt ich nie znajdzie. Nie zamartwiałem się tym dopóki Tae nie odwiedził przypadkiem piwnicy w restauracji. Nie chciałem, aby po wejściu do tej naszej również miał dziwne przeczucia, wzbudzające w nim strach i będące zapewne przebijającymi się wspomnieniami przez jego umysł.

Jeśli zdążę to odremontować bez jego wiedzy i zamienię na zwykły pokój... może na kolejną bibliotekę... na pewno z niczym tego nie skojarzy.

Podniosłem jedno z cięższych pudeł, ruszając do garażu, aby schować je do bagażnika. Wiedziałem, że może nie powinienem przenosić tak ciężkich przedmiotów, bo moje serce zdążyło się zmęczyć nawet tak niewielką czynnością, jednak nie mogłem zatrudnić do tego żadnej pomocy, domyślając się, że każdy człowiek z czystej ciekawości zajrzy do pudeł, odkrywając co w nich trzymam i zapewne od razu zgłaszając mnie na policję.

Dlatego dam sobie radę.

Po powrocie do przyciemnionego pomieszczenia, zacząłem chować kolejne rzeczy z szafek, zastanawiając się, jak bardzo będę musiał złamać prawo, ewentualnie je trochę nagiąć, aby pozbyć się tych „zabawek". Zdobycie ich jeszcze z moją mocą, było dziecinnie proste, teraz, bez mojego wpływania na ludzkie działania, będę musiał oddać to komuś, kto na pewno jakoś z tego skorzysta. I na pewno nie mam tutaj na myśli tych bardziej ustawionych, moich klientów, którzy chętnie wykorzystaliby różnorodne noże z pudełek, na pewno do poćwiartowania swoich ofiar. Praca adwokata, nieposiadającego sumienia zapewniła mi prestiż, który z roku na rok, ze względu na uczucia i Taehyung'a, spadał. Nie potrafiłem już wsadzać do więzienia niewinnych osób tylko po to, aby wygrać kolejną sprawę. Oczywiście manipulacja i niekiedy czysta perswazja w sądzie mi wystarczały, nie uciekałem się za często do używania mocy, mimo wszystko mając gdzieś w głowie słowa mojej mamy o osiąganiu sukcesu na własną rękę. Co teraz, po całkowitym jej utraceniu na pewno było przydatne.

Wrzuciłem do pudła ostatnią rzecz, powoli je zamykając, jednak gdy tylko schyliłem się by je podnieść, w wejściu zauważyłem osobę, której nie powinno tutaj być.

- Taehyungie? Dlaczego tu przyszedłeś?


Taehyung

Chyba się starzeję. Pół dnia w kwiaciarni, a ja już marzę o tym, by wrócić do domu. No dobra, chciałem po prostu jak najszybciej zobaczyć mojego hyung'a. Nie żebym przestał kochać moją pracę! Wręcz przeciwnie, kwiaty cieszyły mnie jeszcze bardziej. Wracając do domu mogłem przynieść świeży bukiet, który zawsze robiłem z myślą o moim ukochanym, a także zajmowałem się naszym ogrodem. Jakieś dwa lata temu oprócz kwiatów, pojawiły się w nim także warzywa oraz drzewka owocowe, o które zawzięcie dbałem, chcąc, by hyung jadł jak najmniej chemii. Po prostu robiłem co mogłem, by choć trochę dbać o jego serduszko.

Udało mi się zrealizować zamówienia szybciej, niż się spodziewałem, a ponieważ Hana zajęła się wiankami, w których była najlepsza, mogłem zrobić niespodziankę Yoongi'emu i wróciłem do domu szybciej. Chciałem mu zaproponować, byśmy wyszli dzisiejszego wieczora do teatru, bo dawno nigdzie nie bywaliśmy, oprócz wyjścia feralnego dnia naszej rocznicy. Teraz chciałem to jakoś naprawić i miło z nim spędzić czas. Dlatego wysiadłem z samochodu z uśmiechem, biorąc jeszcze z siedzenia obok bukiet, który po przekroczeniu przeze mnie progu, wylądował w wazonie na komodzie. Dzisiaj postanowiłem stworzyć kompozycję z naszych ulubionych kwiatów, czyli niezapominajek i orlików błękitnych, które nadal widniały na mojej bransoletce, podarowanej mi wiele lat temu. Jeśli nasza miłość była kolorem, to na pewno była to barwa tych kwiatów - taka sama, jak bezkresny ocean, wypełniony naszą miłością.

Slippy chyba czuł, że się zbliżam, bo zaraz wypadł z kuchni, kręcąc się wokół moich nóg, domagając się uwagi. Hyung widocznie odpoczywał, skoro nasz pieszczoch tak bardzo chciał się miziać za uszami.

Powinienem zrobić mu jakiś napar.

Poszedłem do kuchni i przygotowałem szybko mieszankę ziół, która miała choć trochę wzmocnić organizm Yoongi'ego, po czym razem z czworonożnym towarzyszem ruszyłem do sypialni. O dziwo nie było go w niej, więc odstawiłem kubek na szafkę, udając się na poszukiwania. Sprawdziłem jego gabinet, a gdy i tam nie zastałem żywej duszy, skierowałem się do biblioteki. Jednak po drodze zatrzymałem się, po prostu głupiejąc. W naszym domu był korytarz, wzdłuż którego były pozamykane drzwi, a przez te wszystkie lata hyung ani razu mnie do nich nie wpuścił, twierdząc, że nic tam nie ma, a ja mu wierzyłem. Jednak teraz dostrzegłem, że ostatnie są uchylone, co z kolei spowodowało mój mocny niepokój. Nawet nie rozumiałem, skąd on się brał.

Moje zawahanie sprawiło, że Slippy zaskomlał i złapał za nogawkę, zaczynając za nią ciągnąć, jakby chciał mi powiedzieć, bym się zatrzymał i tam nie wchodził. Jednak nie mogłem tego tak zostawić. Skoro drzwi były otwarte, zapewne był tam hyung

 A jeśli coś mu się stało? Nie mogę tak obojętnie przy tym przejść!

Jednak z każdym krokiem, który stawiałem w głąb tego korytarza, czułem się coraz gorzej. Miałem dziwne wrażenie, jakbym już tędy szedł. Nie. Nie szedł. Był niesiony. Czułem dziwną pustkę, której nic nie potrafiło wyjaśnić. Ale nie zatrzymałem się, dopóki nie dotarłem pod drzwi i pchnąłem je lekko, wcześniej wahając się przez moment. Jednak, gdy moim oczom ukazało się pomieszczenie, nogi mało się pode mną nie ugięły. Moje ciało jakby skamieniało, a przez głowę przeszło tornado, które siało spustoszenie. Nagle, tak po prostu, wszystkie utracone wspomnienia wróciły i to z taką siłą, że nie mogłem wprost uwierzyć w ich prawdziwość. Nagle koszmary, które nawiedzały mnie nocami, odsłoniły przede mną twarz mojego kata.

Kata, który naprawdę istniał.

Kata, który naprawdę robił mi te wszystkie straszne rzeczy.

Kata, który obecnie był moim ukochanym.

- Taehyungie? Dlaczego tu przyszedłeś? - Jego cichy głos ledwo do mnie dotarł. Wcześniej nawet nie skupiłem się na tym, że Min w ogóle znajduje się w pomieszczeniu.

Widziałem tylko, jak rusza w moją stronę, a ja natychmiast cofnąłem się o kilka kroków, bojąc go z całego serca. Nie miałem pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Czułem się jak oszukane dziecko, które ktoś porwał, dając cukierka jako łapówkę. Małe, biedne, naiwne stworzenie. Całe moje ciało zaczęło trząść się z przerażenia, a w oczach pojawiły się łzy, których nawet nie próbowałem hamować. To jednak nie powstrzymało mężczyzny przed podejściem do mnie.

- Tae? - zapytał cicho, obejmując mnie jedną ręką, na co natychmiast zareagowałem gwałtowną ucieczką, uderzając plecami w ścianę, po której się osunąłem.

- Nie dotykaj mnie! - wrzasnąłem ze strachu, podciągając nogi do klatki piersiowej i osłoniłem głowę, obawiając się uderzenia, które mógł mi sprezentować w każdej chwili przez to, że odkryłem jego sekret.

Krótką chwilę nic się nie działo, a to tylko podpowiadało kolejne czarne scenariusze, w których byłem znów karany poprzez rozcinanie ciała, wbijanie we mnie igieł, czy podpalanie w niektórych miejscach.

- Tae, skarbie... Chodźmy stąd, proszę. Mówiłem ci, abyś nie wchodził do takich pomieszczeń... obiecałeś że nie będziesz tego robił - powiedział, chyba się do mnie zniżając, bo słyszałem jego głos bardzo blisko mnie, przez co tylko mocniej się osłoniłem. Jednak nie potrafiłem sobie poradzić z nawet najmniejszym jego dotykiem, więc gdy tylko spróbował mnie objąć, odepchnąłem go mocno, rozpłakując się jeszcze bardziej.

- Zostaw! - krzyknąłem chcąc uciec, jednak za bardzo się trząsłem, by spróbować podnieść na nogi. Ratowałem się więc ucieczką na czworaka, mimo wszystko zaraz próbując stanąć na nogach. Niestety zachwiałem się niebezpiecznie, bo nagle moją głowę przeszył taki ból, że nie byłem w stanie nic zrobić. Złapałem za nią i krzyknąłem, a kolejna fala wspomnień, które jeszcze gdzieś tam we mnie tkwiły przypomniały mi, kim tak naprawdę jest mężczyzna, który przez ostatnie lata wodził mnie za nos. A teraz próbował jakkolwiek... pomóc? Czy złapać i uwięzić?

- Co się dzieje, Tae? Powiedz, proszę. - Mówił do mnie, ale skupiałem się tylko na tym, by znaleźć już jak najdalej od niego. Szarpanina, którą z nim prowadziłem skończyła się tym, że wylądowałem na kolanach, bo przez zawroty głowy nie byłem w stanie ustać.

- Pamiętam. Wszystko pamiętam! - krzyknąłem, płacząc z bezsilności. - Jesteś Obrzydlistwem.

Momentalnie mnie puścił, a mimo tego nie byłem w stanie uciec. Jedyne co robiłem to zanoszenie się głośnym płaczem.

Dlaczego to wszystko okazało się prawdą? Dlaczego on mi to robił? Dlaczego w ogóle ze mną był? Kim ja byłem? Co to za chora gra, którą prowadził tak długo?!

Nie miałem pojęcia, ile czasu spędziłem na podłodze, szlochając. W pewnym momencie nawet nie miałem już czym płakać, a z nosa wyciekło chyba wszystko co mogło. Nawet nie wiem, kiedy zostałem sam, bo Min zniknął z mojego pola widzenia. Dopiero Slippy, który przyszedł do mnie i położył się obok, skomląc i szturchając mnie głową, był w stanie mi pomóc się pozbierać. Złapałem jego obrożę tak jak dawniej, gdy pomagał mi odnaleźć się w świecie po utracie pamięci. Teraz jednak traktowałem go jak mojego ochroniarza, który mógł w każdej chwili rzucić się na potwora z koszmarów. Chociaż przypomniało mi się nawet to, jak biedne zwierze było wykorzystywane przez mężczyznę do tego, by mnie jeszcze bardziej straszyć, po tylu latach nie wierzyłem, by mógł mi zrobić jakąkolwiek krzywdę. Zaufałem mu, powierzając życie w te cztery łapki i jakoś udało mi się podnieść, podtrzymując ściany, po czym ruszyłem z nim. A zaprowadził do drzwi wyjściowych, jakby chciał powiedzieć, że powinienem jak najszybciej uciekać.

Ale nie mogłem. Gdybym teraz spróbował wyjść, prawdopodobnie zemdlałbym kilka kroków od drzwi. Potrzebowałem w jakikolwiek sposób się uspokoić. Dlatego siedziałem pod ścianą tuż przy wyjściu, by w razie czego móc szybko uciec i zbierałem siły. Miałem czas, by się trochę wyciszyć, a Slippy czuwał przy mnie, opierając łeb o moje nogi.

Ale jak mam pogodzić się z faktem, że osoba, którą kocham ciągle karmiła mnie kłamstwami? Jak mogę w dwie minuty naprawić swoje życie? A przede wszystkim... Dlaczego nadal go kocham?

Jednak nie potrafiłem sam sobie na to odpowiedzieć, po prostu siedząc. Nie zrobiło na mnie wrażenia to, że starszy się zjawił w pomieszczeniu. Był przecież taki słaby. Podupadł na zdrowiu.

Czy to dlatego, że już nie karmił się moimi złymi emocjami? Czy teraz nie powinien odzyskać pełni sił?

- Dlaczego okłamywałeś mnie przez te wszystkie lata? - zapytałem wprost, chcąc to zrozumieć.

Przecież to go niszczyło. A może to miało zniszczyć mnie, by ostatecznie w jakiś sposób pozyskać jeszcze więcej energii? Może mój zanik pamięci był spowodowany przez niego i miał jakieś większe znaczenie?

Nie doczekałem się jednak odpowiedzi, a przynajmniej nie takiej, jak oczekiwałem. Zamiast tego usłyszałem płacz i dopiero wtedy przeniosłem spojrzenie ze ściany na Min'a. Nieczęsto się zdarzało by płakał. Nie powinien tego robić, jego serduszko...

Jego serce mnie nie kocha. To tylko gra.

Dzięki tej myśli powstrzymałem chęć przytulenia i uspokojenia go. Choć bardzo się martwiłem, nie mogłem tego zrobić. Pocieszanie własnego kata było w tej chwili czymś, co nie mieściło mi się w głowie. Jedyne, co mogłem zrobić, to wstanie z podłogi i ze łzami w oczach opuściłem dom, który już nigdy nie będę potrafił nazwać ,,naszym".

Resztę dnia błądziłem po Seulu, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca. Kwiaciarnia odpadała, bo nie chciałem się tam w takim stanie nikomu pokazywać. Dlatego chodziłem bez celu, a gdy zrobiło się ciemniej, szedłem do pierwszego napotkanego baru mając zamiar zapić wszystkie smutki. Zamówiłem więc sobie kieliszek jakiegoś mocnego alkoholu i siedziałem przy ladzie, próbując zrozumieć, dlaczego ten dzień postanowił mi przynieść tak wielki zawód.

Nie mam pojęcia, ile czasu tam spędziłem z towarzyszącym mi kieliszkiem. Nikt mnie nie zaczepiał, nikt o nic nie pytał. Byłem tylko ja i moje problemy.

- Nie spodziewałem się spotkać tutaj tak delikatnego okruszka.

Znajomy głos wyrwał mnie z tego stanu pustki. Przeniosłem spojrzenie na sąsiednie miejsce, gdzie siedział Seunghyun, o dziwo nie ubrany w idealnie wyprasowaną koszulę jak zawsze, gdy miałem okazję go widywać. Zaśmiał się, wyciągając dłoń w moją stronę i palcami musnął mój policzek. Normalnie bym się wkurzył, ale teraz było mi już wszystko jedno.

Przecież i tak jestem brudny.

- Coś się stało? Co cię tu sprowadziło?

- Zawsze, gdy facet w filmie ma problem, siedzi w jakimś obskurnym barze i pije na umór, topiąc smutek w alkoholu. Też chciałem to zrobić - oświeciłem go. - Ale po wzięciu pierwszego łyka, natychmiast to wyplułem. Jest obrzydliwe. Tak samo jak on.

Ostatnie wyszeptane zdanie sprawiło, że poczułem rosnącą gulę w gardle, a oczy zaczęły szczypać.

Mój hyung, którego tak mocno kocham, okazał się Obrzydlistwem.

- Jak on... - powtórzył mój rozmówca, na co nieszczególnie zwróciłem uwagę. I tak nie rozumiał, co takiego się wydarzyło. Zresztą nigdy się nie dowie. Czułem, jak przy próbie powiedzenia na głos, co mi zrobił, moje usta jakby się zawiązywały.

Czyli ten czar, czy cokolwiek to było, który wtedy na mnie rzucił, nadal działa...

- Masz problem, tak? - zapytał, ale po samym tonie dało się słyszeć, że nie jest tym szczególnie zmartwiony. - Chętnie ci z nim pomogę, Taehyung. Może na ciebie ta metoda nie działa... ewentualnie wybrałeś nieodpowiedni trunek.

Nie odpowiedziałem, patrząc tylko, jak starszy prosi barmana o przygotowanie jakiegoś słodkiego drinka, który za chwilę został przede mną postawiony. Patrzyłem na napój z uśmiechem, w którym nie było ani cienia wesołości. Raczej kpina i niechęć.

- Masz mnie za idiotę hyung? - zapytałem, nawet na niego nie patrząc. - Jeśli chcesz mnie po prostu upić i przelecieć, to możemy pominąć pierwszy punkt tego planu.

Jestem brudny. To nie będzie nic znaczyć.

Tak jak myślałem, Choi zadowolony wyciągnął portfel, z którego wyjął banknoty i położył je na ladzie, po czym złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą, zmuszając do ruszenia w stronę wyjścia. Nie stawiałem najmniejszych oporów. Tę noc spędzę z nim, dając mu jeszcze bardziej zbrukać moje ciało.

- Zerwaliście, tak? To wszystko ułatwia... - powiedział usatysfakcjonowany. Jeśli przez te lata znajomości z nim zdążyłem wyhodować w sobie choć zalążek szacunku do niego, to w tym momencie przepadł on bezpowrotnie.

- Już myślałem, że romantycznie zrobimy to w toalecie - zakpiłem, widząc, że kierujemy się do jego samochodu, ale zaraz po tym spoważniałem. - Nie zerwaliśmy. Chyba nie.

- Tak mogę wziąć swoją sekretarkę, a nie ciebie, Taehyung - rzucił niemal obojętnie.

Fantastycznie, jestem wyżej niż sekretarka, zasługuję na pieprzenie mnie w samochodzie.

- Nie zerwaliście? - zapytał, gdy już wsiedliśmy do jego sportowego wozu, którym jeździł zapewne tylko po to, by szpanować.  - To dlaczego jest dla ciebie ,,obrzydliwy"? Coś ci zrobił?

- To nie jest twoja sprawa. Przeleć mnie po prostu i tyle. Brudniejszy już i tak nie będę - mruknąłem, opierając łokieć o drzwi i patrzyłem na boczną szybę. Jednak nie dostrzegałem nic, co się znajdowało za nią i wcale nie było to podyktowane późną porą, bo to w mieście żaden problem. Po prostu łzy rozmazały mi obraz.

Poczułem, jak moja ręka jest otaczana przez jego. Ścisnął ją delikatnie, ale nie mam pojęcia, co chciał tym osiągnąć, bo na pewno jego dotyk nie był dla mnie żadnym pocieszeniem.

- Jeśli mam cię przelecieć, musisz uważać na słowa. I pogodzić się z tym, że będziesz uziemiony przez kilka dni.

Odwróciłem się do niego, powstrzymując z całych sił słone krople, byle tylko nie spłynęły po policzkach. Wyszarpałem dłoń z jego uścisku, nie chcąc mu pozwolić na takie rzeczy. Nie był dla mnie nikim ważnym, by rościł sobie prawo do zachowywania się jakbyśmy się przyjaźnili.

- Ostrzegam, że masz nawet nie próbować mnie całować. Inaczej to ty się nie wyprostujesz przez kilka dni hyung.

Odpowiedział mi śmiechem, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało.

- Nawet o tym nie myślę - uściślił, ale nie odmówił sobie dotykania mnie, przez co zaraz położył łapę na moje udo ściskając je lekko.

- Tak samo obrzydliwi - stwierdziłem bardziej do siebie, kręcąc przy tym głową.

Widocznie dla wszystkich jestem tylko brudnym chłopczykiem do pieprzenia. Yoongi robił mi to wtedy, a teraz stworzyłem jego zastępstwo.

- To tylko seks, Taehyung. I mówiłem, że masz uważać na słowa - dodał, ściskając trochę za mocno moją nogę. Jednak czy ta namiastka bólu mogła być porównywana do tego, co już zdążyłem przeżyć?

- Nie wiem, co Yoongi ci zrobił, ale jeśli moje scenariusze mają wywoływać w tobie jakiegoś rodzaju smutek, czy też obrzydzenie, to od razu wypuszczę cię ze swojej sypialni, bo nie na tym mi zależy. Przyjemność, Taehyung, przyjemność. - Ten uśmieszek Seunghyun'a zawsze mnie wkurzał, ale nie skomentowałem tego.

Przecież wszyscy mnie okłamujecie. Min też mówił, że mnie zabije. A zamiast tego...

- Nie umiesz szybciej tym jechać, hyung? - zapytałem, łapiąc go bezczelnie za krocze, by zmotywować do dociśnięcia gazu.

- Mówiłem, abyś uważał na słowa, maleńki - powiedział, nie dając się wyprowadzić z równowagi.

- Ależ przepraszam. - Prawie warknąłem, mając w nosie jego i jakieś bzdurne zasady.

Ciągle je narzucali. Ciągle ograniczali. Nie jestem nic wart.

Mężczyzna prowadził dalej, nie przejmując się moją prowokacją. Resztę drogi milczeliśmy, ale gdy w końcu dotarliśmy na jakiś parking podziemny, zadowolony kazał mi się nie ruszać z miejsca, choć sam wyszedł na zewnątrz pojazdu. Patrzyłem, jak okrąża samochód i otwiera drzwi po mojej stronie, schylając się, by wyciągnąć mnie ze środka. Objął mnie w pasie i nacisnął jakiś przycisk przy kluczu, którym zamknął auto. Zaraz po tym skierował nas do windy, gdzie włożył kartę i wpisał kod.

- Nie będziemy marnować czasu, mały - stwierdził, gdy znaleźliśmy się w metalowej klatce, mającej nas zawieźć na odpowiednie piętro. Złapał moje ręce i zablokował je za plecami, dodatkowo przyszpilając do ściany. Poczułem przez moment panikę, ale zostało to rozproszone masażem mojego krocza, który mi zafundował.

To nie Obrzydlistwo Taehyung. On cię nie będzie bił. Spokojnie.

- Masz mówić kiedy jest ci ze mną dobrze, kiedy chcesz więcej i kiedy mam przestać, bo nie jest przyjemnie. Zrozumiałeś? - powiedział Seunghyun cicho, tuż przy moim uchu.

- Zrozumiałem - potwierdziłem, przymykając oczy, by skupić się tylko na przyjemności, która nie trwała zbyt długo, bo winda się zatrzymała i wysiedliśmy bezpośrednio w mieszkaniu mężczyzny. Nie zwróciłem większej uwagi na wystrój, widząc tylko pobieżnie to, że Choi uwielbia wydawać kasę i pławić się w luksusach, a skupiłem się na sypialni, do której nas prowadził.

To tylko seks Taehyung. Pamiętaj, że nikt cię nie kocha, by to kiedykolwiek znaczyło coś więcej.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top