63

Chanyeol na początku musnął delikatnie moje wargi, jednak szybko zaczął być coraz bardziej natarczywy, z każdą chwilą pogłębiając pieszczotę.

Wszystko działo się tak szybko. Zaczął dobierać się do mnie przed domem, wręcz błagając o to, abyśmy poszli już do łóżka.

Nie protestowałem, w końcu był to cel, do którego dążyłem.

Od razu po otworzeniu mieszkania zostałem przyciśnięty do ściany i obsypywany pocałunkami.

Oblizałem dolną wargę, patrząc, jak mężczyzna siłuje się z guzikami swojej koszuli.

Lubiłem to, jak marszczył nos, kiedy wkurzał się, że coś mu nie idzie. Wyglądał wtedy jak szczeniaczek, efekt potęgowały loki na jego głowie.

– Zostaw ją już. – zmusiłem go do przeniesienia uwagi na mnie. Przejechałem opuszkami po twarzy młodszego, ostatecznie zahaczając palcami o wargi mężczyzny. - Chcę jęczeć twoje imię przez resztę tej nocy. Zajmij się mną w końcu. – i znów załączyliśmy swoje wargi.

Sprawnie owinąłem się nogami wokół talii wyższego, dając się prowadzić do sypialni, w której miał odbyć się nasz pierwszy raz.

Czułem, jak wali mi serce, jak oddech przyspiesza, kiedy zostałem rzucony na materac, a w momencie w którym Chan stanął nade mną z szerokim uśmiechem, dostałem mini zawału, wyciągając dłoń w jego stronę, zachęcając, abyśmy przeszli już do rzeczy.

– Zróbmy to.

– Gdzie jest mleko?

– ...Co? – zmrużyłem brwi, kręcąc głową na boki, a kiedy otworzyłem oczy, nade mną wciąż pochylał się Chanyeol, jednak jakiś taki... Bardziej zmęczony? Brzydszy?

– Gdzie jest mleko?

– Umm... Nowy karton jest u mnie w pokoju. Śmierdzi ci z buzi... – przetarłem jeszcze raz oczy, zastanawiając się, czy to jest jakiś nieśmieszny żart i Park wymyślił sobie pieprzenie się w mleku.

Romantycznie, nie powiem, ale mam tylko litr, więc może być z tym ciężko.

– Miło. Wstawaj już. Chcesz płatki?

– Co do chuja? - Uderzyłem się kilka razy w głowę. Dopiero wtedy do mnie doszło, że jest już rano, leżę na podłodze w swoim salonie, jestem cały obolały i najprawdopodobniej coś mi się pojebało w mózgu.

Halo, gdzie ta fajna nocna scena?

Odwróciłem się na brzuchu, patrząc, jak chłopak odchodzi, próbując poukładać sobie wszystko w głowie.

Dobra... Jestem u siebie. Okej.

Ale byłem trzeźwy, a teraz nie pamiętam co się działo od... rzeki Han? Ah, Yeol na mnie zwymiotował.

Fuj, jebany Yoda.

Do rzeczy, powinienem wiedzieć jak się tu dostałem, prawda?

Jongin... Nie. Chyba nie.

Kyungsoo... Też nie. Chociaż...

Luhan... Emm...

Sehun...

– Chanyeol! – wydarłem się, co nie było dobrym pomysłem, ponieważ poczułem, jakby moje gardło miało zacząć krwawić.

Kiedy się tak skończyłem?

Jak to możliwe, żebym nie wiedział jak wróciłem do domu?

– Czego? Nie masz płatków. – oparł się o futrynę drzwi, podczas gdy ja w miarę możliwości próbowałem podnieść się do siadu.

O staniu jak na razie nie było mowy, za bardzo mną kołysało.

– Nie jadam płatków. Zrobię ci kanapki za chwilę. Mniejsza, jak się tu dostaliśmy? – Podrapałem się po głowie, obserwując zaskoczoną minę Chanyeola, przez którą poddałem się w próbie siadania, lądując twarzą do parkietu. – Ty też nic nie wiesz?

*** 9 godzin wcześniej ***

– Luhan, upiłeś się.

– Nieprawda. – zacisnąłem usta, próbując nie zwymiotować w pierwsze lepsze krzaki, a było ich od groma.

Może trochę nie wyszło mi powstrzymanie się na imprezie, ale to nie moja wina.

Ktoś powinien mnie pilnować, a nie urządzać sobie pogaduszki z Jonginem.

Ci dwaj zdecydowanie za bardzo się lubią. Będzie trzeba to zmienić, bo wyczuwam kłopoty.

– Czujesz się już lepiej? – starszy pogłaskał mnie po głowie, odgarniając delikatnie włosy, które wchodziły mi do oczu. Pewnie w innej sytuacji uznałbym, że jest to kochane, ale marzłem od dobrej godziny i strasznie chciało mi się jeść.

– Tak, chyba tak.

– Chcesz wracać na imprezę czy idziemy po auto i jedziemy do domu? – wzruszyłem delikatnie ramionami. Nie chciałem psuć mu jeszcze bardziej tego wieczoru. – Słyszysz to?

Zmrużyłem brwi, nasłuchując jakichkolwiek niepokojących dźwięków.

Niestety, dosłuchałem się tylko jednego, bardzo dobrze mi znanego.

– Coś jakby dźwięk rodzącej kaczki połączony z-

– Baekhyun – przerwałem mu od razu, przygryzając zdenerwowany dolną wargę. To było dziwne słyszeć, jak najlepszy przyjaciel wydziera się nad rzeką Han, chociaż powinien być w tej chwili w mieszkaniu Jongina.

Coś było zdecydowanie nie tak.

Sam dzwonek telefonu i gigantyczny napis "Spierdolina życiowa" na wyświetlaczu uświadomiły mnie w tym.

– Błagam cię, powiedz, że jesteś gdzieś z Sehunem niedaleko i nigdzie nie poszliście. – Jongin był wyraźnie zmartwiony. – Błagam.

– Jestem niedaleko i słyszę jak Baek wydziera mordę. – westchnąłem, czując jak alkohol ze mnie wyparowuje. Nie mogę się w spokoju upić przynajmniej na jednej imprezie. – Co się stało?

– Błagam, zajmijcie się nimi, ja i Kyungie za chwilę przyjdziemy do was. Sprawa życia i śmierci. Tak? Kocham cię.

– Zostawiłem w ich sypialni klucze od auta, niech przyjadą – powiedział szybko Oh, co oczywiście przekazałem Jonginowi, a ten obiecał zjawić się najszybciej jak będzie mógł.

Chwila... Czy on przypadkiem nie pił?

Dobra, jebać już to.

Szybko ruszyliśmy w stronę krzyków. Serce waliło mi jakbym przebiegł maraton. Nie wiedziałem, co mogę zastać.

Zwłoki?

Poćwiartowane zwłoki?

Baekhyun gotujący poćwiartowane zwłoki Chancosia?

Cóż, na pewno nie spodziewałem się zarzyganego Baekhyuna krzyczącego jakieś niezrozumiałe słowa do dwudziestokilkulatka.

– Co tu się dzieje? – spytał mnie Sehun, delikatnie ciągnąc za rękaw kurtki. Byłem bliski odpowiedzenia mu czymś obraźliwym, ale w ostatniej chwili udało mi się powstrzymać.

Przecież nie chcę go wystraszyć.

I narazić się na karę oczywiście.

– Umm... Baekhyun? – spytałem przyjaciela na tyle głośno, aby zwrócił na mnie swoją uwagę. Cóż, mógł to nie być najlepszy pomysł z tego względu, że wyglądał co najmniej jakby chciał mnie poćwiartować.

Czyli jednak czyjeś zwłoki dzisiaj będziemy mieć.

– Czego?

– Co tu się stało? – w tym samym momencie przy ulicy niedaleko miejsca, w którym staliśmy, podjechało auto, z którego wszedł Jongin wraz z Kyungsoo trzymającym w dłoniach płaszcz.

***

– Dobra, czyli chcecie mi powiedzieć, że to Chancoś pocałowało Baekhyuna, a później zwymiotowało i zasnęło? – spytałem po raz któryś, wskazując palcem na przebudzającego się Parka, który trzymał w jednej z dłoni kieliszek soju oraz na Byuna, który w płaszczu przywiezionym przez Kyungsoo wlewał w siebie któryś z kolei kieliszek.

– Tak wynika z tego, co powiedział nam Baekhyun. – Jongin wzruszył ramionami, wskazując na mięso smażące się przed nami. – Powinno być już okej, jedzcie – polecił, na co od razu chwyciliśmy pałeczki w dłonie.

Zaraz po tym, jak Byun przebrał się w płaszcz od Kyu nad rzeką Han, władowaliśmy Chanyeola do auta i zgodnie uznaliśmy, że jesteśmy głodni i wypadałoby coś zjeść. Głównie chodziło w dyskusji o mój brzuch, który bardzo głośno dawał o sobie znać, przez co nie pozostało nam nic innego jak podjechać do najbliższego baru otwartego również zimną nad rzeką, aby móc spokojnie zjeść i porozmawiać.

Cóż, z rozmową było ciężko jeżeli chodzi o Baekhyuna, który powstrzymywał się od rzucenia na Parka i sprowadzenia go do parteru. Było tak do momentu, w którym na stole nie pojawił się alkohol.

Młodszy uznał, że potrzebuje się napić, przez co jak na zawołanie przebudził się śpiący z głową na blacie Chanyeol, który obiecał mu przy tym potowarzyszyć.

Koniec końców, nim zaczęliśmy jeść, Byun skończył się bliski osiągnięcia poziomu Chanyeola.

Nikt z nas nie śmiał mu nawet odebrać kieliszka. Widzieliśmy, że był to jego sposób na pogodzenie się z wymiotami na ulubionym płaszczu.

– Jesteś chujowy. – Byun skierował palec wskazujący w stronę młodszego, dźgając go nim w policzek. – Głupi głupek.

– Mhm. – Park pokiwał twierdząco głową, pochylając się nad stołem. – Chujowy głupi głupek. – i zacisnął wargi na kieliszku, podnosząc głowę razem z nim tak mocno, że gdyby nie sprawna reakcja Sehuna, który wyciągnął dłoń aby przytrzymać głowę wyższego, zbieralibyśmy go wszyscy z ziemi.

Oczywiście Baek zaczął się z tego głośno śmiać, przez co zwróciło na nas uwagę kilka osób z sąsiednich stolików.

Pomimo później godziny ludzie nadal przychodzili coś zjeść. Było to dość dziwne, pewnie większość z nich wracała z imprez.

– Mamy jakieś plany na później? – spytał Soo, wkładając któryś z kolei kawałek wołowiny do ust. – Obawiam się, że nie starczy nam jedzenia.

Popatrzyliśmy po sobie, próbując wpaść na jakiś pomysł. Ostatecznie zawiesiłem wzrok na Baekhyunie, który...

... jak gdyby nigdy nic dobierał się do Yeola.

Najlepsze w tym wszystkim było to, że temu jakoś za bardzo to nie przeszkadzało, a nawet odpowiadał na zaczepki.

– Ej, ej, ej. – do akcji wkroczył Do, odciągając Baekhyuna za ramię od fotografa. – Nie ma macania na moich oczach. Przed ślubem takich rzeczy się nie robi. – zaczął uderzać w dłonie Baeka pałeczkami, chwilę później robiąc to samo z tymi Parka.

Sytuacja stała się komiczna, kiedy do akcji wkroczył Kai, błagając, aby chłopak pozwolił im na to co robili, za co oczywiście jemu również się oberwało.

W taki oto sposób Kyu próbował wychować trójkę przerośniętych bachorów, które nijak chciały się go słuchać, ponieważ kiedy ten dawał reprymendę swojemu chłopakowi, Chan z Byunem powrócili do obmacywania się.

Obserwowałem to wszystko będąc bliski wybuchu śmiechu. Apogeum osiągnąłem wtedy, kiedy Park przyciągnął do siebie mojego przyjaciela z zamiarem pocałowania go, jednak ten w ostatnim momencie odwrócił głowę w bok, przez co fotograf musiał zadowolić się tylko skórą na policzku. Wszyscy byli tym faktem zdziwieni, jednak tylko ja zwijałem się ze śmiechu, nie mając ochoty odciągać ich od siebie – bo najwidoczniej obojgu bardzo odpowiadała ta sytuacja – co Kyungsoo po dłuższej chwili zawieszenia miał zamiar zrobić.

Z odsieczą przybył jednak Jongin, naczelny shiper Chanbaeków, pouczając swojego faceta, dlaczego nie powinien tego robić.

Sehun po prostu wgapiał się w przedstawienie odbywające się na naszych oczach, jedną dłonią podpierając podbródek, a drugą trzymając telefon, którym nagrywał rozgrywającą się przed nami scenę.

– Emm... Sehun? – zmrużyłem oczy, zaprzestając śmiechu. – Co ty robisz? – próbowałem chwycić urządzenie, ale starszy odepchnął moją dłoń.

– Zostawiam dla potomnych. – uśmiechnął się rozczulony do ekranu telefonu, biorąc łyk soku. – Kiedyś to nagranie się nam przyda, uwierz mi. – puścił mi oczko, powracając do oglądania przerośniętego ssaka zjadającego policzek mojego kumpla.

Przewróciłem oczami, szturchając Baeka nogą pod stołem.

– Stary, wystarczy. – oczywiście nie posłuchał mnie, przez co musiałem jeszcze kilka razy go uderzyć. – Hej, koniec tego. Wracacie do domu.

Obejrzałem się jeszcze kilka razy wokół. Na szczęście nikt nie wyłapał tego, co działo się przy naszym stoliku. Posłałem Sehuna, aby zapłacił za jedzenie, podczas gdy ja razem z Soo próbowaliśmy podnieść ledwo żyjącego przyjaciela. Kai zajął się Yeolem, więc kiedy Oh wrócił, my byliśmy już gotowi do wyjścia.

Zatarganie ich do auta było łatwiejsze niż się spodziewałam. Baekhyunowi załączył się tryb wyznawania miłości, więc nim doszliśmy do auta, kilkanaście razy zdążyliśmy usłyszeć, że jesteśmy najważniejsi w życiu młodszego i generalnie kocha nas nad życie. Obiecał też kilka razy postawić nam jedzenie, ale pewnie i tak nie będzie niczego jutro pamiętał.

Udało nam się wrzucić zwłoki na tylne siedzenie, a chłopcy musieli jechać ściśnięci najbardziej jak mogli. Kyung zarządził, aby Kai siedział między Chanyeolem a Baekiem, ponieważ jakoś niezbyt chciał sadzać ich aż tak blisko siebie.

– Gdzie ich odwozimy? – spytał Sehun, nim jeszcze odpalił maszynę. – Do Chanyeola i tam zostawiamy też Baekhyuna? Wtedy mógłbyś spać u mnie, Lu.

– Nie ma szans – zaprotestował od razu Kyu, wyciągając rękę między mnie a starszego. Gdyby Oh w tym momencie gwałtownie zahamował, musielibyśmy zbierać zwłoki Soo sprzed maski auta. – Nie pozwolę, żeby Baekhyun w stanie nietrzeźwości pojechał do jakiegoś obcego domu i naraził się na przymusowe współżycie z woniącym wymiocinami mini seoul sky tower. Nie pozwalam na to. Po moim trupie. A teraz odwieź nas do domu, chcę już wziąć prysznic.

– Tak właściwie, co się stało z imprezą? – spytałem, odwracając głowę w stronę tylnych siedzeń. Chan oraz Baek spali Jonginowi z głowami na ramionach, co wyglądało strasznie uroczo. Miałem ochotę zrobić im zdjęcie, ale wolałem nie narażać się wkurzonemu Kyungsoo, który jakoś przez ostatnie godziny znielubił Yeola.

– Kazałem Junmyeonowi się tym zająć. Miał wszystkich wygonić, zobaczymy jak wrócimy. – Do wzruszył ramionami, wbijając wzrok w obraz za oknem, co również uczyniłem po chwili.

Wedle życzenia odwieźliśmy parę do ich wspólnego mieszkania. Było to tylko kilka minut w aucie, podczas których żadne z nas się nie odezwało.

Sehun był ostro skupiony na jeździe, wolałem go nie rozpraszać.

Powiedzmy, że robiłem to dla bezpieczeństwa ludzi na ulicach, a nie tylko ze względu na siebie.

– Co teraz robimy? – spytał starszy, wskazując głową na dwójkę, która została w aucie po tym, jak druga część się ulotniła. Byli na tyle kochani, że zapieli ich jeszcze w pasy. – Gdzie ich zawozimy?

– Cóż... – westchnąłem, szukając jakiegoś dobrego rozwiązania, aby nie musieć spędzać nocy w domu Sehuna.

Nie to, że się bałem, czy coś...

Bałem się jak jasna cholera.

– Kyungsoo nie chciał zostawiać Baekhyuna w obcym domu, więc możemy odwieźć go do jego mieszkania i podrzucić mu Chanyeola, co ty na to? – odgarnął teatralnie włosy, podczas gdy ja pokazywałem mu dwa kciuki uniesione w górę. – Tyle, że nie opłaca mi się wracać do siebie, więc lepiej będzie, jeśli zostanę u ciebie na noc, zgadzasz się?

Zawiesiłem się na chwilę, ostatecznie przytakując głową. Nie mogłem mu odmówić. Daje mi pieniądze na utrzymanie, gdyby nie on, to w tym miesiącu nie miałbym za co zapłacić za czynsz.

Cała jazda zajęła nam jakąś godzinę. Po drodze musieliśmy wjechać na stację benzynową, ale przeznaczyliśmy na to co najwyżej pięć minut.

Od tego postoju Chanyeol z Baekiem się uaktywnili, zaczynając wąchać się wzajemnie. Nie wiem, czy bardziej mnie to śmieszyło czy żenowało. Gdyby zobaczyły to osoby trzecie, najprawdopodobniej pomyślałyby, że porwaliśmy znajomych z psychiatryka.

– Dobra, koniec wycieczki, wysiadamy. – Oh uderzył w kierownicę, odwracając głowę w stronę tylnych siedzeń. Akurat najmłodszy z nas jeździł Byunowi nosem po szyi, próbując chyba tym sposobem zarwać.

Nie wiem, co oni odpierdalali, naprawdę.

Udało nam się jakoś wytargać ich na zewnątrz. Położyliśmy ich na chodniku. Nie miałem zamiaru targać ich do mieszkania Baeka, póki ten nie zwymiotuje. Widziałem po jego twarzy, że za chwilę zwróci zawartość żołądka.

– Chcesz pogadać? – spytałem, przerywając chwilową ciszę jaka między nami nastała. Starszy oparł się o drzwi kierowcy, bacznie obserwując zachowanie ssaków w stanie nietrzeźwości.

– A o czym chciałbyś pomówić? – brakowało mu tylko papierosa między wargami, aby wyglądał jak groźny mafioza, albo po prostu mój ideał. Stanąłem naprzeciw niego, chcąc coś z siebie wydusić. Nie do końca wiedziałem co powinienem powiedzieć, od czego zacząć.

W momencie, w którym uchyliłem wargi z zamiarem rozpoczęcia rozmowy, zostałem niefortunnie pchnięty przez Baekhyuna, któremu nagle zachciało się wymiotować, na Sehuna. Ten złapał mnie w pasie sekundę po tym, jak nasze wargi zdążyły się połączyć.

Stałem z szeroko otwartymi oczami, próbując zrobić cokolwiek, jednak ciało odmówiło mi posłuszeństwa, pozostawiając starszemu dowodzenie nad zaistniałą sytuacją.

Ten wydawał się być tak samo zdziwiony tym faktem jak ja. Nie poruszał wargami tak samo, najprawdopodobniej poraziło go to jeszcze bardziej niż mnie.

Nie tak wyobrażałem sobie nasz pierwszy pocałunek.

No na pewno nie chciałem w tle słyszeć odgłosów wymiotującego Baekhyuna i jakiś pijackich krzyków Chanyeola.

– Chyba się zrzygam. – usłyszałem przerywnik między wymiocinami, co postawiło mnie poniekąd na nogi. Odsunąłem się odrobinę od wyższego, aby sprawdzić co dzieje się z moim przyjacielem.

Jednak ten dawał sobie radę. Jedną ręką trzymał włosy wpadające do oczu, drugą trzymał się śmietnika, a lewą nogą próbował odgonić od siebie Parka, który przytulał się do niej.

– Chyba powinniśmy zaprowadzić ich do domu, nie uważasz? – zwróciłem się do jedynego trzeźwego, spotykając się z natychmiastowym poparciem z jego strony.

Jakimś sposobem udało nam się to zrobić. Od razu po otwarciu drzwi kazałem Hunowi położyć fotografa w łóżku, podczas gdy Baeka ułożyłem na podłodze w salonie, ściągając z niego płaszcz.

Nie siliłem się na poduszkę ani na nic. Spierdolił mi pierwszy pocałunek z Sehunem, niech zdycha na panelach.

– Możemy jechać – oznajmiłem, kiedy Oh wrócił.

Raczej nikt ich nie okradnie. Za bardzo śmierdzi w tym mieszkaniu trupem i wymiocinami.

***

– To... Ja już będę jechał. – uśmiechnął się starszy, wsiadając do maszyny.

Sehun uznał, że lepiej będzie, jeżeli dzisiaj wróci do domu. Wykręcał się jakimś spotkaniem, ale doskonale wiedziałem, że była to zwykła ściema. Chciał dać mi odrobinę odetchnąć po tym, co miało miejsce kilkadziesiąt minut wcześniej. W duchu dziękowałem mu za to, chociaż czułem małe wyrzuty sumienia.

Baek spierdolił moją historię miłosną, którą nijak mogłem teraz uratować.

Stało się, nic nie można zrobić.

Następnym razem to ja jego popchnę na tego pierdolonego Yodę, chociaż u nich gorszego pierwszego i drugiego pocałunku być nie mogło...

Uniosłem dłoń, aby móc pomachać starszemu, jednak nagle coś mnie tknęło.

Szybko przemierzyłem odległość dzielącą mnie od maszyny, chwytając za drzwi, które Oh miał właśnie zamknąć.

– Zaczekaj! – krzyknąłem, kierując tym zdziwione spojrzenie mężczyzny prosto na moją osobę.

Przygryzłem dolną wargę, znów nie umiejąc poruszyć się chociażby o milimetr.

To głupie, wycofaj się – mówiłem w myślach, unikając jak ognia spojrzenia Sehuna.

Pozwolić mu odjechać?

– Coś się stało? – spytał z zamiarem zamknięcia drzwi, jednak przytrzymałem je mocniej.

Tak, zrób to.

Usiadłem okrakiem na kolanach mężczyzny, zamykając za sobą drzwi.

Starszy patrzył na mnie zdziwiony, ale również zaciekawiony tym, co planowałem.

Nie pomagało mi to w odważeniu się.

– Luhan, co ty masz zamiar zrobić? – podniósł brew w górę, czekając na następny ruch z mojej strony.

Odetchnąłem głęboko, mierząc się ze spojrzeniem mężczyzny. Ułożyłem dłonie wygodnie na karku wyższego, niezauważalnie przejeżdżając po nim paznokciami, aby zaraz później uśmiechnąć się niewinnie.

– Zamknij się, tatusiu. – przyciągnąłem go szybko do siebie, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.

Musiałem przyznać, że umiał całować. Od razu wpuściłem jego język do środka. Smakował jak moja ulubiona czekolada, jednak mogła to być tylko błędna ocena pod wpływem alkoholu.

Pozwoliłem jego dłonią wtargnąć pod moją koszulkę, samemu wplatając palce między kosmyki włosów, za które niezbyt delikatnie szarpałem przy każdym mocniejszym dotyku mężczyzny.

Wydawane przez załączone usta dźwięki ekscytowały mnie, pchały coraz dalej, tak samo jak nierówne oddechy.

Poddawałem mu się, mógł w tym momencie zrobić ze mną wszystko, na co tylko miał ochotę.

Miejsca, w których mnie dotykał, paliły. Miałem nadzieję, że odczuwa to wszystko tak samo jak ja. Chciałem wpływać na niego tak samo jak on na mnie.

To było magiczne, uzależniające i... Cholera, w tym momencie czułem, że mógłbym posunąć się do czegoś więcej.

Pozwoliłem odpiąć mu pierwsze trzy guziki koszuli, jednak samemu prawie ją z niego zerwałem.

Odsunęliśmy się na chwilę od siebie. Nawet nie zauważyłem, kiedy starszy zdążył zniżyć oparcie siedzenia, przez co leżał wygodnie, obserwując każdy mój ruch.

Pierwszy raz widziałem klatkę piersiową Sehuna i musiałem przyznać, że podobała mi się bardziej niż jakikolwiek obraz wcześniej.

Był lepszy od każdego modela, idola, kogokolwiek. Był pode mną, patrzył się na mnie, skupiał tylko na mojej osobie i to było to, czego zawsze chciałem.

Uśmiechnąłem się delikatnie, czując, jak pieką mnie policzki.

– J-Jest dobrze? – spytałem odwracając wzrok, aby nie musieć patrzeć na chłopaka.

Czy ja się pocę? A co, jeżeli śmierdzę? Cholera...

Nie otrzymałem odpowiedzi. W zamian za to głowa Sehuna znalazła się pod moją koszulką. Czułem delikatne pocałunki na brzuchu, które nakręcały mnie jak cholera. Zacisnąłem zęby na wierzchu dłoni, aby nie wydać z siebie żadnego kompromitującego dźwięku.

Niestety, nie mogłem się powstrzymać, kiedy mężczyzna zacisnął wargi na sutkach. Wydałem z siebie głośny, niekontrolowany jęk, odchylając głowę do tyłu.

– Skończ – sapnąłem, obserwując jak starszy wyjmuję głowę spod mojego ubrania, całując odkryty skrawek klatki piersiowej.

– Coś nie tak? – spojrzałem na niego z góry, co było ogromnym błędem.

Następna fala gorąca uderzyła we mnie, przez co musiałem mocniej przytrzymać się ramion mężczyzny aby nie odlecieć.

– Wszystko jest w po-orządku. – chwyciłem go za podbródek, aby podnosił głowę na wysokość mojej. – Wszystko jest w porządku – zapewniłem, obdarowując mężczyznę uśmiechem.

Znów złączyliśmy wargi, jednak po krótkiej chwili niekontrolowanie jęknąłem, kiedy wyższy ścisnął moje pośladki, powodując tym samym także ruch z mojej strony, przez co,

kurwa, czy ja się właśnie o niego otarłem?

Chciałem się odsunąć, jednak nie dał mi tej możliwości, przyciskając mnie jeszcze mocniej do strategicznego miejsca.

Oh Sehun, jeżeli mi przez ciebie stanie to... Kurwa.

– Powiedz to – szepnął, składając pocałunki na mojej żuchwie.

I przysięgam, że był to najbardziej męski, władczy i erotyczny szept jaki kiedykolwiek słyszałem.

– C-Co?

– Moje imię. Powiedz je – oblizał usta, odpinając jeszcze jeden guzik koszuli, aby mieć lepszy dostęp do moich sutków, na których się zassał.

Na początku nie chciałem tego zrobić, jednak kiedy poczułem język mężczyzny uległem, zgadzając się na wszystko, o co mnie poprosił.

– Sehun... Sehun-ah... Sehunnie... Sehi... Umh, Hunnie... Tatusiu! – jęczałem, wzdychałem, wiłem się w jego ramionach, mając ochotę na jeszcze więcej.

W opanowaniu pomógł mi partner, zaprzestając dogadzania mi, co oczywiście spotkało się z zawiedzionym jękiem.

– Chyba pora już kończyć, prawda? – spytał, na co tylko przytaknąłem. Nadal byliśmy pod moim blokiem, nadal ktoś mógł nas zobaczyć.

Nie mogłem być na tyle samolubny, aby kierować się tylko swoimi potrzebami.

Sehun pracował w dużej firmie, zawsze istniało ryzyko, że ktoś go rozpozna, a skandal z mężczyzną w roli głównej raczej nie pomógłby mu w biznesie.

– Jasne – odpowiedziałem, szybko zapinając koszulę. Poprawiłem włosy, próbując uspokoić bijące serce i pobudzoną erekcję. – To... Do zobaczenia?

– Najszybciej jak tylko się da. – złożył na moich ustach pożegnalny pocałunek, obserwując jak trochę nieudolnie wychodzę z jego auta. O mały włos nie zabiłem się o własne nogi, ale to nic.

Poczekałem, aż starszy odjedzie, dopiero wtedy odwróciłem się i skierowałem do bloku, w myślach dziękując Bogu, że podjąłem taką, a nie inną decyzję.

Bogu i Baekhyunowi, do którego od razu napisałem wiadomość.

Zaraz po jej wysłaniu mój entuzjazm po sytuacji sprzed chwili jednak uległ ostudzeniu, kiedy dostałem powiadomienie z banku o zaksięgowaniu wpłaty dwóch milionów won na moje konto.

Przygryzłem dolną wargę, wpatrując się w wyświetlacz.

Luhan, o czym ty myślałeś? Przecież jesteś tylko i wyłącznie prostytutką...

Nie chciałem jednak długo o tym myśleć. Odgoniłem to od siebie, próbując zająć umysł czymś innym.

Chwila...

Jest kurwa środek nocy! Jak to możliwe, że zaksięgowali wpłatę?!

***

Nie chciałem nawet myśleć o tym, jak dostałem się do domu.

Dobrze, że w ogóle w nim wylądowałem.

Jedyne, co wpadło mi do głowy, to przejrzenie telefonu.

Na szczęście nigdzie mi nie wypadł po drodze, więc po kilku minutach wicia się na podłodze niczym dżdżownica, udało mi się wyciągnąć urządzenie, na którego wyświetlaczu dostrzegłem wiadomość wysłaną w środku nocy przez Luhana.

SoGood : NIENAWIDZĘ CIĘ TY PIERDOLONY SKURWIELU, DEBILU, PRZEGRYWIE ŻYCIOWY, ALE WIEDZ, ŻE CIĘ KOCHAM JESTEŚ ŚWIETNY I GDYBY NIE TO, ŻE TYLE CHLEJESZ TO--- WIELBIĘ CIĘ!!!!

– Chyba Hunhany nam dupy uratowały! – krzyknąłem resztkami sił, próbując podnieść się do siadu.

Jest lepiej, ale gdzie jest moja woda...

– Hun... Co? – mężczyzna zmrużył brwi, patrząc na mnie dziwnie, kiedy przechodziłem obok niego. W kuchni od razu chwyciłem za klamkę od lodówki.

– Hunhany. Sehun i Luhan. Ty naprawdę ich nie shipujesz?

Po wyjęciu sera i ostatnich kawałków szynki zająłem się robieniem kanapek dla wielkoluda.

– Ship... co? – patrzył się na mnie jak na zjawisko paranormalne.

– Shipować. Dobra, nie mam z tobą o czym rozmawiać. Masz i się zamknij. – rzuciłem talerzem z kanapkami na stół, z lodówki wyjmując zmrożoną wodę gazowaną.

Chwilę siłowałem się z odkręceniem butelki, ale kiedy już się udało, przycisnąłem usta do niej.

Czułem się jakbym doszedł do ziemi obiecanej, przysięgam.

Podczas picia przejechałem dłonią po moim policzku, szybko odkrywając, że jest on w lepszej kondycji niż drugi.

– Ja pierdolę, mam jakiś dziwnie nawilżony policzek – mruknąłem, przez co Yeol spłonął rumieńcem, zajmując się jedzeniem przygotowanym przeze mnie.

Czy ja chcę...?

***

Rozdział miałam dodać wczoraj, ale uznałam, że na ten poczekacie do czwartku.

I to wcale nie tak, że chciałam was dobić po comebacku mamamoo, bo ja nie wiem co mam powiedzieć o tym, jak mnie zniszczyły po raz któryś.

Tak btw, ja też umierałam pisząc ten rozdział, bo ten hunhan, no błagam.

Cóż mogę więcej powiedzieć, czeka nas coraz więcej opisowych rozdziałów~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top