W twoich snach.

Gdy ja siedziałam w fotelu samochodowym, Harry opatrywał mi nogę. Był taki uroczy i przejęty.

- Ssss.- syknęłam gdy dotknął mocniej kostki. Była już opuchnięta i chyba jedynym wyjściem był najbliższy szpital. Hazz popatrzył na mnie ze współczuciem.

- Kochana skręcony staw skokowy. - wstał z klęczek. - Więc mamy dwa wyjścia. Ale w dobrej wierze tylko jedno. Trochę zaboli.- mruknoł i znowu uklękną przedemną.

- Co? Nie ma mowy.- wystraszona zabrałam nogę. Harry spojrzał na mnie tylko znudzony.

- Kochana jak chcesz mieć zdrowa nogę to mi ja z laski swojej oddaj. Masz szczęście jak nikt inny. Mogę ci wyleczyć nogę bo jestem aniołem.- podałam mu spowrotem nogę on przyglądał jej się znów.

- Można wysłać jakieś pismo do Boga o zmianę anioła stróża? - spytałam Harry spojrzał na mnie i wtedy moje ciało przeszła fala bólu. Zamknęłam powieki.

- Mówiłaś coś?- zapytał retorycznie Harry.

- Tak. Ile jeszcze muszę cię znosić?- zaśmiał się i ruszając w stronę miejsca kierowcy szepnął.

- Aż do twojej śmierci skarbie. - fuknęłam i udałam obrażoną.- Mi też to kochanie się nie podoba. Bo wolałbym walczyć niż urzerać się z dzieckiem.- uśmiechnął się podle.

- Odezwał się dorosły.Ile ty w ogóle masz lat. Hym? Sześć że zachowujesz sę jak rozpieszczony bachor.- spojrzał na mnie niby smutną miną.

- Właśnie uraziłaś tego bachora.- zaśmiałam się a on mi zawtórował.

- Jesteś niemożliwy..

- Wiem i za to mnie kochasz.- spojrzałam na niego jak na idiotę.

- Chyba w twoich snach Haroldzie.

- Serio Harold? Nie wymyslisz coś bardziej ciętego. I dla twojej wiadomości w snach również coś robisz. Ale wiesz jesteś dzieckiem i nie powinienem o takich rzeczach ci mówić.- pacnęłam go w ten jego głupi łep.

- Żebyś zaraz dorosły nie dostał w twarz.- mruknęłam.

- Och nie zrobiła byś to swojemu aniołkowi.- uśmiechnął się zwycięsko i ruszył.
---
Rozdział kiepski przepraszam.
Proszę was zmotywujcie mnie bo nie ma kto tego robić.
Potrzebuje porządnego kopa w dupę.
Przepraszam za błedy, rano poprawię. Bo już późno..
Komentujcie proszę.....

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top