Idiota czy może Anioł.

- Matko, weźcie go zamknijcie w jakiejś budzie, bo mi głowa pęknie.- mówiąc to spojrzałam w niebo licząc na jakąś pomoc od kogoś z góry. Byłam wierząca,ale to co się teraz działo zmuszało mnie do zaprzestania wzywania istot niebiańskich o jakąś pomoc. - Człowieku mam osiemnaście lat byłam na imprezie schlałam się. Wariuje. Mam na imię Angelika , a w tym nowym roku.- wtedy mi przerwał nagle zjawiając się przy mnie.Jak on to do diaski zrobił ?
- Jak masz na imię? Powtórz?!- spytał groźnie bedąc maksimum blisko mnie. A gdzie ja się pytam przestrzeń osobista!! Był wyższy ode mnie o prawie głowę choć byłam w wysokich szpilkach. Podniosłam głowę by spojrzeć w jego oczy i utonęłam w nich,były tak magiczne i bajkowe równocześnie. Zaniemówilam z zachwytu.
-Ma...Ma...Mam na imię.- no i super jąkam się brawo Dżela 1:0 dla przystojniaka w szmaragdowych oczach.
- No wysłowisz się w końcu, bo to się robi denerwujące.-powiedział zdenerwowany. Nagle to mnie ogarnęła wściekłość, przywaliłam mu w twarz z pięści. Ups to chyba działanie alkoholu w moim organiźmie.
- A w dupie mam twoje pytanie. -odparłam i odwróciłam się. Wtedy zostałam szarpnięta za ramię i zderzyłam się z jego umięśnionym torsem.
- Grzeczniej prosze!- wysyczał.
-Bo co mi zrobisz! Hym?- spytałam pewniej.
- No nie wiem, może zaraz zrzucę z Wieży Eiffla. Co ty na to ?- powiedział poirytowany.
- Bredzisz, nie znajdziemy się w Francji w przeciągu chwili.- odparłam i chyba powinnam tego żałować,bo miał taki uśmieszek jakby coś planował.
-A chcesz się przekonać?- spytał
-Dawaj cwaniaczku.- powiedziałam stając na palcach żeby choć trochę mu dorównać wzrostem. Wtedy zostałam podniesiona na ślubny sposób i usłyszałam krótkie.
- Zamknij oczy bo zwymiotujesz.- i nagle bum, idiota dostał skrzydła. Ale to nie były zwykłe skrzydła, takie jak na przykład mają ptaki. One były ogromne i śnieżno białe aż oślepiały. I wzniósł się z niesamowitą prędkością w górę. Na co szybko zamknęłam oczy. Kim on do cholery był, Supermenem. Nie on nie miał skrzydeł. I wtedy wpadł mi pomysł do głowy. Nie możliwe nie mógłby być nim. Nie mógłby być aniołem.Wtedy wylądowaliśmy, jak się nie myliłam była to Wieża Eiffla we Francji. Serio on zwariował. Albo ja leżę pod jakimś koszem i śnie.Dopiero wtedy gdy stanęłam na równj powierzchni mnie puścił. Dziękowałam wtedy Bogu że nie mam choroby lokomocyjnej i nie wymiotuje, mimo wszystko. Oddaliłam się szybko na drugi koniec podestu.
- Nie możesz być jednym z tych z góry.-mówiąc to wskazałam na niebo.
-Mówisz o aniołach kochana?- spytał jakby był głupcem.
-Jesteś ten cały Michael, Gabriel czy może Rafał?- odparłam pytaniem na pytanie.
-Żadnym z tych nudziarzy.Ale za krótko się znamy abym zdradził ci swoje imię. I tak jestem Aniołem dokładnie Cherubinem.-rzekł. Popatrzyłam na niego jak na idiotę,oczywiście nie po raz pierwszy tego dnia.
-Muszę do psychologa.-odparłam spokojnie, na co on zaczął się śmiać.- To wcale nie jest śmieszne. Jestem pewnie na haju i leżę pod śmietnikiem.A to moja wyobraźnia.Trafię za to do piekła. Nie muszę wracać do rzeczywistości może Bóg mi wybaczy.-mówiąc to skoczylam z platformy myśląc że dzięki temu się obudzę. Ale nie, znalazłam się w powietrzu lewitując. Wyczuliście ten sarkazm, ja lewituje.Bosko, ciekawe co jeszcze mnie czeka. To są jakieś żarty czy już aż tak ze mną źle. Wzniosłam się i stanęłam znów na platformie.
-Dlaczego skoczyłaś?- spytał zaskoczony i zdezorientowany chyba anioł.-Myślałem że już nie zdążę cię złapać w powietrzu moją tarczą.
-Chce się obudzić z tego koszmaru. Chce do Los Angeles. Do ciepłego łóżka. - i rozpłakałam się jak małe dziecko, któremu ktoś zabrał lizaka. Wtedy anioł wziął mnie na ręce.
- Za dużo wrażeń jak na jeden dzień wracamy. -odparł, ale zanim wzleciał w górę dodał.- Nie trafisz do piekła księżniczko. Bóg na pewno ci wybaczy. Już ja się o to postaram.- i wtedy odpłynęłam w krainę snów otulona opiekuńczymi ramionami anioła.
---------------
Za błędy przepraszam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top