Świetnie,cudownie po prostu najlepiej.

Spojrzałam na Hazze. Był wyczerpany. Ale uśmiachnął się.

-I jak ?- spytał.
Nie czułam różnicy prócz spokoju wewnętrznego. Ale chyba o to chodziło.

- Chyba dobrze. - odparłam.
I stało się coś czego bym się nie spodziewała. Hazz mnie przytulił.

- Harry.- mruknął do mojego ucha.

- Hym? - nie wiedziałam o co mu chodziło.

- Mam na imię Harry. Nie wiem skąd wzięłaś tego Hazze.- zaśmiałam się. Miał poirytowaną minę gdy wymawiał Hazza. Był taki słodki.

- Liam tak cię nazwał . - anioł tylko wstał i pokręcił przecząco głową.

- Zawsze mnie tak nazywa. Ale moje prawdziwe imię to Harry. -chłopak próbował przejść do samochodu ale nie mógł i upadł zaraz koło ławki.

- Co się dzieje?- spytałam stojąc obok niego. Harry spojrzał na mnie swoimi maślanymi oczami i odparł.

- Muszę odzyskać energię. Daj mi piętnaście minut.- przytaknęłam i rozglądnęłam się po okolicy. Nie była ona za ciekawa. Stacja była zaniedbana i opuszczona. Las rozciągał się wokół drogi. A tam gdzie zmierzliśmy błyskały światła. Zerwał się silny wiatr. Spojrzałam na Harrego a on na mnie.

- To nie ja.- pisnęłam widząc jego zabójczą minę. Zastanowił się chwilę patrząc na drogę którą jechaliśmy. Zerwał się z ziemi i stanął przedemną.

- Wsiadaj do samochodu Angi. - mruknął. Posłuchałam go natychmiast. Podbiegłam do samochodu i usiadłam w miejscu pasarzera. W lusterku widziałam jak pięciu mężczyzn zbliża się do nas . Harry stał za samochodem a w jego dłoni błyszczał w świetle księżyca miecz. Napastnicy podbiegli do nas i rzucili się na mojego aniołka. Harry walczył zaciekle. Zadawając jak i omijając ciosy. Był w tym dobry. Żaden z owych mężczyzn nie miał prawa dostać się do przodu samochodu. Ale niestety mój opiekun był zbyt zmęczony i wykorzystał to demon. Raniąc go w brzuch i odpychając na przód pojazdu. Przestraszona o jego życie wysiadłam i podbiegłam do cierpiącego chłopaka.

- Uciekaj, już!- krzyknął gdy mnie zobaczył. Był w fatalnym stanie. Dostrzegłam miecz który leżał na ziemi kawałek od cierpiącego.

- Nie zamierzam cię zostawić.- pisnęłam i chwyciłam miecz w dłoń. Nie był ciężki, wręcz zdumiewająco lekki.

- Angi nie.- powiedział z bólem mój anioł. Ale ja już go nie słuchałam tylko stanęłam w naszej obronie.

- Jeśli chcecie nas dopaść. Musicie pokonać mnie.- moja mina mordercy zmierzyła mężczyzn. Ci tylko popatrzli po sobie.

- Jak chcesz mała.- ruszyli w moją stronę a ja z diabelskim uśmiechem czekałam na nich.

---;
Napisałam.
Komentujcie i od razu mówię że nie sprawdzony...
Następny jak napisze zaraz dodam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top