Rozdział 24

Nacisk uwiązu ustąpił, a Secret od razu ruszyła galopem. Jeszcze przed wejściem na pastwisko wypatrzyła Cold Coffee pod lasem. Ziemia dudniła pod jej kopytami.

Kątem oka zauważyła, że Dayenne, Rosie i Belle stoją przy ogrodzeniu, blisko furtki, najprawdopodobniej czekając na Shadow. Siwka prychnęłam pod nosem i przyśpieszyła.

-Cześć, ciociu!- krzyknęła przechodząc w stęp.

-Witaj, Secret.- powiedziała radośnie, podnosząc głowę i podchodząc bliżej bratanicy- I jak ci poszło na Champagne Stakes?

-Wygrałam.- oznajmiła dumna z siebie.

-Gratuluję! Opowiadaj co jeszcze?

-Kojarzysz może Winning Luck? Tą gniadoszkę, po Winning Brew i Big Brown?- kasztanka kiwnęła głową- Nie uwierzysz! Na ostatniej prostej wyprzedziłam ją o dziesięć długości!

-Naprawdę? Tą niepokonaną na, właściwie do teraz, sześć startów?! Ta co ustanowiła nowy rekord w jednej z gonitw?- kasztanowata wybałuszyła oczy.

-Tak. A u was co nowego?

-W sumie nic. Do Argentiny przyjechał weterynarz. Będzie miała klaczkę.

-To dobrze. Chyba pójdę się przejść.- Coffee uśmiechnęła się i powróciła do skubania trawy. Secret, natomiast, obróciła się i ruszyła przed siebie stępem. Pora wdrożyć plan w życie. Musi przełamać swoją nieśmiałość i zaczął rozmawiać z ogierami.

Nim się obejrzała stała przed płotem dzielącym padok na dwie części. Po jego drugiej stronie stała piątka ogierów z jej stajni.

-Em... cześć?- parsknęła niepewnie.

-Cześć, Secret.- powiedział Dortmund's Pride podchodząc bliżej ogrodzenia.- Jak tam po Champagne? Które miejsce?

-Całkiem dobrze. Wygrałam.

-Gratuluję.- odpowiedzieli w tym samym czasie First Look i syn Dortmund'a.

-Dzięki.- parsknęła siwka.

-A które zajęła miejsce moja kochana Shady?- wtrącił się Wild Life.

Secret zastanawiała się dlaczego w sumie Wild jest z Shadow. Inteligencją to ona nie grzeszyła. Po za tym za nim karuska trafiła do Royal Stable ciemny gniadosz był miły, pomocny i przyjacielski. Gdy zaczął chodzić z Shadow, kara zmieniła go- stał się wyniosły, arogancki i czasami zbyt pewny siebie.

-Ósme.

-Moja kochana Shady! Pewnie jest załamana! Muszę do niej iść! Na pewno w kole...

-Jaki jest twój kolejny start?- przerwał mu znów kasztan.

-Pride, coś ty taki ciekawski?- zapytał ze złośliwym uśmieszkiem San Diego, znacząco szturchając przyjaciela w łopatkę, jednak siwka nie zwróciła na to uwagi. Syn Pride of Nevady skarcił go wzrokiem.

-Breeder's Cup Juvenile Fillies.- odpowiedziała- A ty?- zwróciła się kasztanka.

-O! No to pojedziemy razem- ja startuję w Breeder's Cup Juvenile Turf.

-American Secret! American Secret!- wołała swoją podopieczną Rachel, a wszystkie konie spojrzały w kierunku furtki, strzygąc uszami.

-Wybaczcie, ale muszę już iść. Do zobaczenia!- powiedziała na odchodne i z gracją pogalopowała do dżokejki.

-Cześć!- krzyknęła reszta ogierów.

-Do zobaczenia w stajni!- zarżał najgłośniej Dortmund's Pride na co jego przyjaciel ponownie znacząco szturchnął go w łopatkę. Kasztan odpowiedział mu na to ugryzieniem w lędźwie.

***

406 słów.

Do następnego!

Po za tym zapraszam do mojego nowego three shots'u o Californii Pride ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top