Rozdział 36

Śnieg sięgał ponad nadpęcie i mroził niemiłosiernie. Lodowaty wiatr kłuł siwkę w oczy, ale ta ani myślała ruszać się z miejsca. Mimo grubej, polarowej derki lekko dygotała na całym ciele. Tego dnia, pod koniec stycznia, Raspberry Tea i Lemon Scent, oficjalnie dwulatki, miały mieć swój pierwszy trening, a Secret nie chciała tego przegapić.

Potrząsnęła głową, a kantar z futerkowym nachrapnikiem zaszeleścił. Gniadoszka z czarnym ekwipunkiem i żółtym czaprakiem oraz kasztanka z również czarnym sprzętem i różowym czaprakiem wychodziły na tor. Teraz kilkanaście minut rozgrzewki.

Trzylatka opuściła łeb i wypuściła ciepłe powietrze z płuc w śnieg. Obróciła łeb w prawo. Niedaleko furtki można było dostrzec Rosie, Dayenne, Belle i Żmi... znaczy się Shadow. Pod lasem natomiast próbujące znaleźć chociaż źdźbło trawy, z nosem przy ziemi, emerytki. Siwej w oczy szybko rzuciła się kasztanka z pomarańczową derką w białe gwiazdki.

Cold Coffee. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nie rozmawiała z ciotką od jakichś... dwóch miesięcy?

Podniosła łeb i zarżała. Klacze zastrzygły uszami w jej kierunku, a odwrócona tyłem kasztanka obróciła głowę. Trzylatka gestem łba zachęciła Coffee, aby do niej podeszła. Ta tylko parsknęła coś do przyjaciółek i podstępowała do bratanicy.

-Witaj Secret, co u ciebie? Dawno się nie widziałyśmy.- zarżała pięciolatka. Była źrebna od sześciu miesięcy, co dobrze było widać przez znacząco zaokrąglony brzuch.

-Aaa... nawet dobrze. A ty jak się czujesz?

-Całkiem dobrze. Co tutaj tak sama stoisz? Chodź do nas!

-Chciałam obejrzeć trening Raspberry Tea i Lemon Scent. Po raz pierwszy będą się ścigać.- odparła potrząsając grzywą.

-To ta gniadoszka co kiedyś uciekła? Której później szukałaś? I ta kasztanka, jej przyjaciółka?

Secret kiwnęła głową.

-To ja też chętnie popatrzę.- obie obróciły głowy w lewą stronę.

Raspberry i Lemon powoli wchodziły do maszyny startowej. Klacz podrosły o kilka centymetrów i ładny zarys mięśni kryjący się pod niewielką warstwą zimowego tłuszczyku. 

Niedługo potem drzwiczki otworzyły się z charakterystycznym trzaskiem. Dwulatki wystrzeliły do przodu, szły równo łeb w łeb. Michael i trener, w grubych zimowych kurtach, stali przy barierce. Starszy mężczyzna mierzył czas.

Gniada i kasztanowata wybiegły na przeciwległą prostą. Raspberry lekko przyspieszyła i prowadziła o szyję. Dystans wynosił cztery furlongi, a klaczki szybko wybiegły na ostatnią prostą.

Poczuły luźne wodze. Teraz zaczęła się prawdziwa walka. Co chwilę któraś wydłużała krok i przyśpieszała, a zimny wiatr smagał ich ogony i grzywy. Tea zaczęła tracić siły i teraz biegnąca po zewnętrznej Scent zaczęła wyprzedzać kasztankę o długość. Pięćdziesiąt metrów przed celownikiem Raspberry ostatkiem sił przyśpieszyła i obie wpadły równo na celownik.

***

399 słów.

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top