Rozdział 21

-Udusić to za mało.- westchnęła po raz kolejny Rachel próbują doczyścić sierść siwki. Przychodząc po klacz na pastwisko nie spodziewała się, że czeka ją tak trudne zadanie. Miała nadzieję, że przyjdzie jak zawsze po klacz z czystą sierścią, ewentualnie małymi, pojedynczymi plamkami, zaklejkami i kurzem... A jej podopieczna niemalże zmieniła maść!

-Dość!- oznajmiła rzucając zgrzebło pod boks Secret, po czym wzięła do ręki papierowy kubek, który położyła w żłobie. Biorąc łyk zimnej kawy od razu się skrzywiła. Gdy wzięła ją ze sobą, idąc po Secret, była jeszcze gorąca.

Odwiązała biało-szary uwiąz siwki i skierowała się z nią w kierunku myjki, wyrzucając po drodze kubek do kosza na śmieci.

***

Rachel wpięła klacz w rozpinki, a sama poszła po sprzęt. Siwka opuściła głowę do podłoża. Cały budynek był sporych rozmiarów, a posadzka wyłożona była błękitną matą antypoślizgową, a ściany białymi i niebieskimi kafelkami. Po lewej stronie wejścia znajdowały się dwie myjki, obok nich dwa solaria, a na ścianie na przeciw myjek- półki obładowane gąbkami, szamponami i zbierakami do wody.

Blondynka wróciła  do siwki, po czym zabrała się za mycie jej, stopniowo polewając wodą kolejne części ciała. Gdy klacz była już cała mokra, Rachel wzięła szampon i gąbkę.

Czemu ten szampon tak śmierdzi? Siwa skrzywiła się czując jego zapach. O fu, to aloesowy!
Rachel, głupia, jak mogłaś?

Secret cofała się do boku, na daremne, próbując unikać gąbki.

-Secret! Jak ty się zachowujesz?!- krzyknęła zielonooka rzucając gąbkę na posadzkę.

Szampon znajdował się akurat blisko prawej, przedniej nogi córki American Pharoah, więc siwka wykorzystała okazji i kopnęła butelkę, która poleciała metr dalej.

Dżokejka przeszła pod rozpinką i podeszła do butelki. Wzięła ją do rąk i spojrzała na swoją podopieczną.

-O co ci chodzi?- zapytała patrząc na szczurzącą się na szampon klacz. Dziewczyna przyjrzała się dokładnie preparatowi- Secret przepraszam! To nie twój szampon! To szampon z aloesem, dla karych koni.- przepraszała podchodząc do szafki i odstawiają butelkę.

Po chwili wróciła z odpowiednim preparatem. Siwka dokładnie go obwąchała.

Tak, ten jest mój. Dla siwych koni.

Rachel spłukała poprzedni szampon i nałożyła właściwy, a w pomieszczeniu rozniósł się zapach lawendy.

Kilka minut później Rachel spłukała również lawendowy szampon, a plamy zniknęły. Wypięła klacz z rozpinek i wprowadziła do solarium. Ściągnęła nadmiar wody zbierakiem, a gdy siwka była już sucha wyprowadziła ją z pomieszczenia i ruszyły w kierunku stajni.

Oj, Rachel, nie wybaczę ci tego. Jak mogłaś chcieć mnie umyć szamponem, którego używa ta Żmija? Przygotuj się na ciekawy trening... Jeździłaś kiedyś westernowo?

***

392 słowa.

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top