Rozdział 20
Secret postawiła niepewnie kopyto na terenie pastwiska. Od razu skrzywiła się nie czując pod nim stałego gruntu, a rozmokłą ziemię. Ulewa, która rozpętała się dzień wcześniej, przestała szaleć dopiero następnego dnia około czwartej nad ranem.
Siwka podniosła nogę, a z kopyta oblepionego gliną zaczęło skapywać błoto. Westchnęła, zrobiła kilka kroków do przodu podnosząc wysoko nogi. Zatrzymała się przeczesując wzrokiem padok. Na odgrodzonej części nie było jeszcze żadnych ogierów, a ona sama wyszła jako druga klacz na drugą część.
Poderwała się do kłusa wyciągniętego, wysoko unosząc przy tym nogi, z ogonem uniesionym wysoko niczym arab. Biegnąc po błotnistym terenie, jej całe kopyta tonęły w rozmokłej ziemi.
Będąc w połowie pastwiska zauważyła, że była na nim również Black Shadow. Siwka doskonale wiedziała, że karuska nie przepadała za błotnymi kąpielami, więc córka Lady's Secret nie mogła darować sobie takiej okazji. Przeszła w galop i skręciła w prawo. Stawiała pewne i szybkie kroki, uderzając z impetem kopytami o ziemię.
Przebiegła niedaleko Shadow, a błoto wystrzeliło spod jej kopyt, lądując na kłodzie oraz trochę na łbie karuski. Secret przyśpieszyła, aby kara jej nie zauważyła, ale na jej szczęście na padoku pojawiło się już więcej klaczy, więc dumna z siebie galopowała w kierunku lasu.
Widząc stojącą blisko ogrodzenia sylwetkę Cold Coffee ponownie przyśpieszyła, ale będąc już niedaleko ciotki szczęście ją opuściło, bo poślizgnęła się i przejechała ślizgiem kilka metrów.
Fuknęła wściekle i z zażenowaniem.
Oby Żmija tego nie widziała.
Podniosła się patrząc na parskającą śmiechem ciotkę.
-Widzą, że masz piękne nowe podpalania i odmiany.- zaśmiała się kasztanka.
Siwka przyjrzała się sobie krytycznym wzrokiem. Całe, przednie pęciny były ubrudzone błotem, aż po staw nadgarstkowy. Szyja oraz pierś również. Pojedyncze, małe plamki znalazły się również w grzywie, na ganaszach i kłodzie.
-Hej! Musi być jakaś solidarność!- zarżała siwa, na co kasztanowata klacz bez wahania podgięła przednie nogi i wytarzała się, a jej maść zmieniła się na ciemnokasztanowatą.
-Współczuję twojej dżokejce.- powiedziała pięciolatka podnosząc się, a siwka uśmiechnęła się na te słowa. Lubiła od czasu do czasu zrobić ludziom na złość.
Secret obróciła łeb w kierunku wejścia na pastwisko. Emerytki stępowały, pojedyncze jednostki kłusowały w ich kierunku.
Przeniosła wzrok na Rosie, Dayenne i Belle, które podbiegły do Shadow. Niedaleko nich przebiegały Lemon Scent i Raspberry Tea. Powtórzyły to samo co Secret, a prawie całą karą sierść córki Californi Chrome pokryło błoto.
Rozjuszona karuska obróciła się na zadzie rzucając się z zębami na klaczki, ale te były szybsze i uciekły. Siwka była gotowa do zerwania się do galopu, ale nie było to potrzebne, gdyż Shadow szybko odpuściła, wściekle fukając.
Z uśmiechem na pysku przyglądała się jak zadowolone Tea i Scent galopują w jej i jej ciotki kierunku.
***
426 słów.
Ale nudny rozdział ;_;
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top