Epilog
Yuup, to już koniec. W końcu dowiecie się, czy ktoś dednął, czy jednak nie... :)))) Aleeee zanim do tego przejdziecie, chciałam podziękować jak zwykle stałym czytelnikom (AD, ama, yewon, savemin, martis, rehteaa, hachikohach, milkiepie, odkurzaczbitch, mialotakbyc, s&s, liviapad, littleprincess) oraz tym, którzy pojawili się pod tą serią i dużo udzielali (parkkuro, tsundereterror, xkukii, szpadli, sojin) ;) Dziękujemy za wszystkie komentarze i opinie <33 Iiii bawcie się dobrze przy epilogu orazzz następnej serii :)))
3300 :D
~~~~~~~~
Jimin:
Nie było dla mnie większego szczęścia na świecie, niż możliwość oglądania, jak moja rodzina jest szczęśliwa. Każdego dnia patrzyłem na dorastające dzieci, na ich pierwsze słowa, kroki, później na kolorowe rysunki, zapełniające ścianę w moim gabinecie, pierwsze rozwalone kolano w czasie zabawy na podwórku, pierwszy ząb, który wypadł w czasie walki między Alfami, pierwszy wyjazd na wycieczkę, pierwsze pójście do przedszkola. Z radością wziąłem do ręki test ciążowy z dwoma kreskami, gdy Jeonggukie oświadczył mi, że znów jest w ciąży. Kolejny raz mogłem opiekować się nim najlepiej jak potrafiłem, a po dziewięciu miesiącach na świat przyszła mała Omega. I znów zaczęły się pieluchy, karmienie, przewijanie, noce bez ukochanego, którego teraz zastępowała trójka maluchów, zazdrosna o młodszą siostrę. I znowu była masa pierwszych rzeczy, które uwieczniałem starannie, prezentując mojemu ukochanemu co pół roku kolejny album ze zdjęciami, zawierającymi wszystkie nasze wspomnienia.
Od czasu, gdy Jeonggukie dostał pierwszy album na urodziny, przybyło ich jeszcze trzynaście. Tak, nasze trojaczki miały już siedem lat, a za kilka tygodni będą świętować swoje ósme urodziny. Natomiast mała Sunhee, w tym roku, w marcu, skończyła cztery latka. I od tych siedmiu lat, nic złego się nie wydarzyło.
Kiedy lata temu udało mi się odzyskać najważniejsze dla mnie osoby, całym sercem zadbałem o to, aby byli bezpieczni. Żadne z nich nie wychodziło już beze mnie poza granice naszej posesji, nawet jeśli Jeonggukie potrzebował pójść tylko do sklepu po kilka rzeczy. Zawsze byłem przy nim ja lub inny Alfa z rodziny, czy też specjalnie wynajęty w tym celu ochroniarz, wzywany na każde skinienie.
Dzieci, które w pewnym momencie musiały zostać wysłane do szkoły, także osobiście odwoziłem i odbierałem z elitarnej szkoły, do której nikt z zewnątrz nie mógł ot tak wejść. Maluchy czasem się przez to buntowały, ale w tajemnicy przed Jeonggukiem, powiedziałem im, co się wydarzyło, kiedy były małe, oczywiście pomijając masę szczegółów, jak chociażby to, że na ich życie czyhali zmiennokształtni, ale to pozwoliło mi zapanować nad ich drobnym nieposłuszeństwem. Choć nie było z nimi większych problemów wychowawczych, ze względu na ich silne przywiązanie zarówno do mnie, jak i Jeongguka.
Nie mogłem jednak przebywać na okrągło w domu z rodziną, bo jednak zarabiać trzeba. Co prawda już dawno temu zrezygnowałem z pozycji CEO na rzecz Jihyuna, ale pozostałem w rodzinnej firmie, wracając na stanowisko dyrektora marketingu, co zawsze najbardziej mi odpowiadało. I tak miałem z tego wystarczająco dużo pieniędzy, aby nie martwić się o naszą przyszłość. Poza tym nieposiadanie na głowie całej firmy i wszystkich jej problemów, umożliwiało mi bezproblemowe godzenie pracy z posiadaniem rodziny. Trzy dni w tygodniu bywałem w biurze po osiem godzin, a resztę czasu pracowałem z domowego gabinetu, często mając na kolanach naszą małą księżniczkę, która między notesem a kubkiem z kawą, lepiła z plasteliny kolorowe kwiatki lub rysowała, śpiewając przy tym piosenki, których Jeonggukie mimowolnie uczył maluchy, co wieczór racząc ich uszy kołysankami.
Weekendy spędzaliśmy zawsze rodzinnie. Zaczynaliśmy od śniadania i odrobienia razem zadań, które trojaczki miały pokazać nauczycielom w kolejnym tygodniu, a potem bawiliśmy się i trenowaliśmy. Tak jak zapowiedziałem mojemu ukochanemu, Alfy przeszły pod moją opiekę, abym mógł ich wyszkolić na małych wojowników. Oczywiście nie było to nic przesadnego. Wszystko odbywało się w formie zabawy, a ich ulubiona brzmiała: „Polowanie na zająca". Zawsze pomagała ich zmęczyć, dzięki czemu nadmiar energii był prawidłowo spożytkowany.
Zgodnie z prośbą mojego Omegi, do tych treningów dołączył również Sunnie, który chętnie robił to, co jego rodzeństwo, nawet jeśli nie miał ich siły i szybkości, będąc naprawdę drobniutką osóbką. Starał się jednak z całego serduszka, co widziałem doskonale, dlatego zawsze nagradzałem jego wysiłki.
Również tego ciepłego, sobotniego popołudnia, po pikniku, który urządziliśmy sobie na podwórku, w ramach obiadu, dzieciaki poprosiły o pobieganie z nimi. W naszej zabawie to zawsze ja odgrywałem rolę uciekającego zająca, a oni mieli za zadanie mnie złapać. Szło im to bardzo dobrze. I coraz rzadziej specjalnie dawałem się im złapać. Zwycięzca jak zawsze dostawał możliwość zażyczenia sobie czegoś. A najczęściej były to słodycze, do których słabość odziedziczyli najwyraźniej po swojej mamie. Byłem jednak dumny, gdy po pierwszym takim nagrodzeniu zwycięzcy, którym był Sunyoung, chłopiec podzielił się z rodzeństwem wygranymi chipsami i wszyscy razem siedzieli z miską przy kanapie, układając puzzle. Od tamtej pory zawsze dzielili się swoją nagrodą. Co prawda ani razu nie wygrał nasz mały Omega, bo mimo wszystko Alfy kochały rywalizację i nie odpuszczały słabszemu bratu, lecz miałem nadzieję, że któregoś dnia mu się uda.
Jeonggukie został na kocu, z bawiącą się lalkami Sunhee, a ja razem z siedmiolatkami, zaczęliśmy się bawić. Odliczyłem do stu, mając zamknięte oczy, aby cała trójka miała czas na zastanowienie się, co zrobić i jak się ustawić, aby złapać mnie jak najszybciej. Co prawda musieli zachować pewną odległość przed startem, aby nie było za łatwo, ale jak do tej pory, rekord złapania mnie wynosił dwadzieścia trzy minuty i siedemnaście sekund.
Kiedy gra się zaczęła, zauważyłem że Sunnie biegnie do domu, więc uznałem, że pewnie potrzebuje pójść do toalety, dlatego skupiłem się na zwinnych Alfach.
Ruszyłem w stronę naszego brzoskwiniowego sadu, aby było im trochę ciężej, a dopiero po trzydziestu minutach wyszliśmy stamtąd, nadal bez rozstrzygnięcia tej rundy.
Ze śmiechem pędziłem prosto do jabłoni, na którą planowałem wskoczyć, aby zobaczyć, które z maluchów postanowi spróbować za mną wejść te dwa metry w górę. Gdy nagle, po postawieniu kroku, poczułem jak coś oplata się wokół mojej nogi i szarpie, sprawiając że padam na trawę, a następnie zawisam głową w dół, nie rozumiejąc, co tu się właśnie wydarzyło. Wyrwał mi się przez to krzyk zdziwienia, ale kiedy zza pnia wyszedł szeroko uśmiechnięty Sunnie, przyjrzałem się pułapce, którą najwyraźniej zastawił. Ze zdumieniem patrzyłem na jakiś mechanizm, który przyczepiony był do drzewa. Poznałem w tym rękę Jihwana, który lubił w przeszłości takie rzeczy, i to prawdopodobnie od niego miał to mój syn.
Przez mój krzyk, cała piątka mojej rodzinki szybko zebrała się wokół mnie. Trojaczki zanosiły się śmiechem, Sunhee najwyraźniej nie rozumiała, co tu się stało, a Jeongguk ocenił sytuację i uśmiechnął się radośnie.
– W końcu ktoś złapał tego wielkiego, złego wilka? – zapytał, patrząc na śmiejące się rozrabiaki.
– To Sunnie, mamusiu! – wyjaśnił natychmiast Sunyoung, wskazując razem z Sunmi na dumnego z siebie Omegę, który odtańczył ich własny taniec zwycięstwa, przypominający Indian zaklinających pogodę przy ognisku.
– Mój pomysłowy skarb – pochwalił go natychmiast mój ukochany, łapiąc naszą małą dumę, aby złożyć na jego policzkach kilka buziaków. Alfy szybko uciekały od takich czułości, ale Sunnie chętnie przyjmował tak okazywane mu uczucia od rodziców.
– To jest właśnie mój dzielny syn – zauważyłem, wskazując na niego. Mnie również rozpierała duma. W końcu miał siedem lat i należał do słabszego statusu, a tak cwanie to wymyślił, że aż mi serce urosło z radości, że chłopczyk potrafi sobie poradzić. – Jestem z ciebie dumny, Sunnie! A teraz odsuńcie się.
Całe szczęście nie odpuszczałem sobie treningów, dzięki czemu mimo trzydziestu lat na karku, nie miałem problemu z podciągnięciem się do góry, aby rozplątać węzeł u mojej kostki.
Jedną ręką złapałem za ten sznurek, by nie polecieć na plecy, więc oswobodzony stanąłem na nogach, łapiąc naszego małego zwycięzcę.
– Nasz sprytny Omega. Zasłużyłeś na nagrodę – zapewniłem, przytulając go. – Co chciałbyś dostać?
– Ciasteczka! – zadeklarował natychmiast chłopiec, wtulając się we mnie szczęśliwy, że to nareszcie on mógł wybrać deser po treningu.
– No to pojedziemy wieczorem do cukierni, w porządku? – zaproponowałem, pocierając nosem o ten jego, zostawiając przez to trochę mojego zapachu. Choć maluchy i tak w pewnym momencie zaczęły pachnieć mieszanką mojego i Jeongguka zapachu, to jednak często domagały się tych naszych.
– Ja teś kce, tatusiu! – Mała Sunhee natychmiast wykorzystała okazję, aby zgarnąć coś dla siebie. A ponieważ do jej oczek miałem szczególną słabość, zaraz odstawiłem syna na ziemię, aby rodzeństwo też mogło pogratulować mu pomysłu, a sam wziąłem ją na ręce.
– A nasza księżniczka jakie chce ciasteczka? – zapytałem, od razu zmieniając się w bardzo potulnego wilka, gotowego dla swojego oczka w głowie zrobić wszystko.
– Kulećki ź tluśkafkami! – zawołała podekscytowana.
– Tata nagradza, mama robi, no tak – stwierdził rozbawiony Jeonggukie, który musiał w jej słowach rozpoznać swój wypiek.
– A gdzie my dostaniemy lepsze słodkości, niż w naszej kuchni? – zapytałem, podchodząc do niego, aby pocałować go delikatnie w policzek, na co nasza mała zachichotała, zawsze rozbawiona czułościami.
Zbliżyłem się do ucha ukochanego, aby dodać jeszcze, bardzo cicho:
– Chociaż ja dostanę najsłodsze rzeczy w sypialni.
Na mój komentarz zostałem lekko uszczypnięty, choć Jeongguk nadal się uśmiechał.
– Złe wilki nie mogą dostać nagrody. Chyba że... pomogą mi w kuchni – zaproponował Omega, biorąc ode mnie naszego pieszczoszka, a mała szybko wtuliła się w swoją mamę, zaraz interesując się kolczykami Jeongguka.
– Bardzo chętnie. Mogę pozmywać naczynia – zadeklarowałem, doskonale wiedząc, że nawet pomimo upływu lat, nadal gotów byłem przypalić wszystko, co robiłem. – Dzieciaki, wracamy do domu! Mama będzie robić kulki z truskawkami, a my pomożemy!
– Czyli przełożyć je do zmywarki? – zapytał Jeonggukie kręcąc głową i zaśmiał się radośnie. – Dodatkową nagrodą dla wszystkich dzielnych wilczków, będzie dzisiaj umalowanie taty! – zawołał, gdy trojaczki otoczyły nasze nogi, a na ten komentarz cała czwórka zrobiła głośne: „Yaaay!". Ja wiwatowałem trochę mniej entuzjastycznie, bo ostatnio prawie wydłubały mi kredką oko, no ale czego się nie robi dla tych urwisów.
Dostałem jeszcze szybkiego buziaka od mojego ukochanego i razem ruszyliśmy do naszego najbezpieczniejszego miejsca na świecie, abyśmy mogli nadal cieszyć się chwilami spędzonymi wszyscy razem.
Jeongguk:
Przez całe dwadzieścia osiem lat życia, los ukazywał mi naprawdę wiele kierunków, które mogłem obrać. Jednak żaden Alfa, ani nawet mój ukochany przyjaciel, nie potrafił wywołać we mnie tak prawdziwego uczucia, jak Park Jimin. Kiedyś chłopak, który przypadkiem pojawił się w cukierni, w której pracowałem, a teraz mężczyzna, opiekujący się naszą piątką.
Przez wszystkie wspólne lata, uczyliśmy się rodzinnego życia. Choć z naszym zamiłowaniem do posiadania dzieci i odnajdywania w tym szczęścia, nie było to dla nas trudne. Szczególnie gdy nasze mamy chętnie przychodziły pobawić swoje wnuki, często też zabierając je do siebie – głównie na czas naszej rujki. Bywało też tak, że obie kobiety razem bawiły się z czwórką wnuków, bo w ciągu tych ośmiu lat, zdążyły się zaprzyjaźnić. Dodatkowo mama Jimina naprawdę odżyła odkąd jej partner wylądował w więzieniu. A oglądając prawie codziennie jej szczery uśmiech, jeszcze bardziej cieszyłem się, że mój hyung postanowił mu się postawić i cała nasza rodzina mogła być teraz wolna od jego tyranii.
Jiwon, jeden z przybranych braci Jimina, zaczął studiować medycynę, aby tak jak wszystkie Bety, przysłużyć się społeczeństwu i wykorzystywać swoje naturalne talenty, które w jego przypadku były po prostu łatwym przyswajaniem informacji. Jisungie natomiast, powoli zbliżał się do swojego wielkiego dnia ujawnienia statusu. Choć i tak już wszyscy dobrze wiedzieliśmy, że na sto procent będzie Omegą, skoro jeszcze te kilka lat temu zachwycał wszystkich swoim urokiem, a obecnie przyciągał wzrok Alf, Bet oraz Omeg, które podziwiały lub zazdrościły mu urody. Teraz tylko mogliśmy czekać, aż przejdzie swoją pierwszą rujkę, o której razem z mamą Jimina zdążyłem mu już sporo powiedzieć, chcąc jak najlepiej przygotować. I tak wszyscy obstawialiśmy, że jego marzenie z dzieciństwa się spełni i zapewne będzie do siebie przyciągał wszystkie Alfy słodkim zapachem mleka bananowego, pomieszanego z czymś kwiatowym lub równie słodkim.
Jiwon i Jisung niedługo przestaną też dzielić piętro z Jihyunem i Jihwanem, którzy budują własny dom bliźniak, tuż obok naszego. Obaj znaleźli już swoje partnerki, z którymi nie mogli mieszkać na jednym piętrze. Szczególnie kiedy zdecydują się już na powiększenie rodziny. Nawet jeśli w przypadku Jihyuna i jego Bety, będzie to jakiś pies, ewentualnie kilka.
Nadal widywałem się z moim przyjacielem, zapraszając go często do siebie, lub odwiedzając go niekiedy w mieszkaniu, które dzielił ze swoją ukochaną. Ograniczałem jednak wszelkie wyjścia do minimum, i tak woląc przebywać w domu i zajmować się naszymi dziećmi. A dodatkowo po tym, jak naraziłem Yoongiego na niebezpieczeństwo i sprezentowałem mu blizny na ciele, widziałem że Suran przestała mnie traktować tak jak na początku. Możliwe, że po prostu miała do mnie żal o to, że jej ukochany musiał się aż tak poświęcić dla innej Omegi, która nie była z nim jakkolwiek spokrewniona. Ewentualnie Yoongi w końcu jej powiedział, co nas kiedyś łączyło i jaką obietnicę mi złożył. Każdy z tych powodów rozumiałem i nie starałem się na siłę poprawić naszej relacji, upewniając tylko czy nie wpływa ona negatywnie na ich związek.
Zarówno mój przyjaciel, jak i Hoseok, byli dla naszych dzieci wspaniałymi wujkami. Jimin nie miał już nic przeciwko oglądaniu Yoongiego w naszym domu, będąc już chyba w stu procentach pewnym, że kocham tylko jego i żaden inny Beta lub Alfa na to nie wpłynie. Seokjin także zmienił swoje nastawienie do Jimina, przyznając że nie wyobraża sobie, abym miał innego partnera, nawet Yoongiego, w którego ramiona tak bardzo mnie pchał. Jego związek z Namjoonem, tak samo jak mój z Jiminem, był naprawdę szczęśliwy. I nie potrzebowali do tego gromadki dzieci, odnajdując radość po prostu w swojej miłości. Jednak w moim przypadku, za bardzo brakowałoby mi tego ciągłego harmideru, energii i szczęścia, które zapewniała nasza czwórka wilczków. Nawet nasza mała Omega, Sunhee, była bardziej piskliwa i pewna siebie od Sunniego. Przez co wiedziałem, że przynajmniej w jej przypadku nie będziemy musieli dmuchać na zimne, kiedy już dorośnie.
Wszystkie dzielne i kochane wilczki, chętnie umyły rączki i zaczęły pomagać mi w kuchni, kiedy już wróciliśmy z dworu. Co prawda Sunhee, bardziej niż tworzeniem kulek z ciasta, zajmowała się lepieniem jakichś wymyślnych kształtów, jednak nie miałem nic przeciwko temu, chętnie jej na to pozwalając. W końcu te duże, brązowe oczka, sprawiały że nie tylko Jimin zbyt łatwo jej ulegał, zezwalając na wszystko.
Dzięki pomocy dwóch srebrnych główek, jednej blond i jednej brązowej, szybko uwinęliśmy się z upieczeniem zamówionych przez Sunhee kulek. A kiedy nasze maluchy zajęły się konsumowaniem gotowych już ciastek, usadziłem Jimina na środku dywanu w salonie, idąc po moje kosmetyczki, które już nieraz trafiły w ręce Sunniego lub Sunhee. Alfy niezbyt interesowały się malowaniem, co na szczęście ograniczało niszczenie lub zawieruszenie produktów.
Przeniosłem obie kosmetyczki na kanapę, stając jeszcze przez chwilę przy hyungu, aby popatrzeć na niego z nieco niegrzecznym uśmiechem.
– Niektóre ciężko zmyć... Hmmm... – zacząłem się z nim droczyć, wykorzystując te kilka metrów oddzielające nas od dzieci, i tak zajętych jedzeniem.
Choć po przyjrzeniu się jego radosnemu spojrzeniu, obróciłem się i już chciałem pójść po nasze maleństwa, ale jego ręka była szybsza, łapiąc tę moją i ciągnąc w jego stronę. Na pewno straciłbym równowagę i upadł, gdyby nie silne ręce mojego partnera, które przytrzymały mnie i usadziły na jego nogach. Trochę wątpiłem, aby nawet te pięćdziesiąt kilka kilogramów nie wywołały jakiegoś dyskomfortu lub bólu, dlatego początkowo starałem się usiąść choćby obok ukochanego. Jednak kiedy jego ręce objęły mnie w pasie i mocno przy sobie przytrzymały, poddałem się i rozluźniłem, mając ochotę westchnąć. Bo nawet jeśli taka bliskość i przebywanie w jego ramionach zawsze sprawiały mi ogromną radość, chciałem aby czuł się przy tym komfortowo.
– Czy nasza wczorajsza rozmowa jest aktualna? – zapytał, łapiąc moje spoczywające do tej pory na udach dłonie, aby złączyć je z tymi swoimi i kontynuować obejmowanie mojego ciała.
Zerknąłem jeszcze tylko w stronę jedzących dzieci, po czym pozwoliłem sobie na przymknięcie oczu i przekręcenie głowy, która teraz zaczęła spoczywać tuż przy jego szyi.
Idealnie.
– Tak, kochanie. Tylko musimy znaleźć odpowiedni termin – zacząłem dość cicho, nie chcąc aby nasze dzieci to usłyszały. Bo wyjazd do Disneylandu w Japonii, na razie miał być dla nich niespodzianką. – Trojaczki będą miały wolne za tydzień... – dodałem, starając się przywołać do umysłu ich plan zajęć na sierpień. – Dasz radę wziąć sobie urlop?
– Bez problemu. Więc chyba możemy im powiedzieć, prawda? A czy dostanę trochę jabłek i toffi w nagrodę za dobry pomysł? – usłyszałem zaraz, poniekąd się tego spodziewając. A puszczenie jednej z moich dłoni, aby zacząć miziać mnie palcami po plecach, wykorzystując moje ułożenie i lekkie przekręcenie na bok, chyba miało mnie do tego dodatkowo zachęcić. – Na przykład dzisiaj w nocy?
Oh, mój wiecznie napalony Alfo...
– Zbliża ci się rujka, hyung? Przecież mamy dopiero za trzy tygodnie – przypomniałem, nieco rozbawiony tym ciągłym wspominaniem o sypialni. Oczywiście nie mogłem przy tym odpuścić sobie nadstawiania się jego palcom, które mnie relaksowały i sprawiały niewielką przyjemność.
– To moja wina, że mam takiego seksownego Omegę, który kusi mnie na każdym kroku? – zapytał, najwyraźniej zrzucając całą winę na mnie, a nie na swój testosteron. Ale to zapewne przez ciągłe podglądanie mnie przy wieczornych ćwiczeniach, których sobie nie odpuszczałem. Szczególnie teraz, kiedy spędzałem tyle czasu w domu.
Zanim Jimin pozwolił mi udzielić jakiejkolwiek odpowiedzi na to pytanie, jego usta już wyrwały się w moją stronę, początkowo łącząc je z tymi moimi naprawdę delikatnie. Nadal miałem zamknięte oczy i nie chciałem ich teraz otwierać, rozkoszując się bliskością mojego ukochanego. Ukochanego, który chyba chciał mi pokazać, że gdyby nie dzieci, już zdejmowałby ze mnie spodnie i bieliznę. Bo ten delikatny pocałunek, będący zwykłym ocieraniem się naszych warg, zamienił się w namiętne muskanie mojego języka, przez ten Jimina. A to zaczęło nie tylko wywoływać coraz więcej gorąca na moich polikach, a również przyspieszać moje serce i powoli przenosić moje ciało na dywan obok ukochanego. Jednak jego ręce mocno mnie trzymały, nie pozwalając oderwać się od jego twardego torsu, na którym zaraz wylądowała jedna z moich rąk.
Nasze umysły chyba aż za bardzo były nastawione na potrzebę bliskości i pożądanie, bo dopiero głośny pisk, sprowadził mnie z powrotem do salonu, zabierając z sypialni, w której już wyobrażałem sobie jak hyung zakleszcza się w moim wnętrzu.
– Mamusia i tatuś się ćałują! – dotarło do nas, przez co natychmiast oderwałem się od ust Jimina, zakrywając swoje wargi, które na pewno były już nieco podrażnione.
Sunhee dość szybko do nas dotarła, kładąc rączki na swojej buzi i ciesząc się widokiem obejmujących rodziców, którzy jeszcze przed chwilą całowali się zbyt niegrzecznie jak na oczy dzieci.
– Skończyliście jeść, skarbie? – zapytałem, chcąc odciągnąć ją od tego tematu i udawać, że niczego takiego nie robiliśmy. I nawet kiedy uwolniłem się z objęć Jimina, przechodząc na dywan obok niego, hyung najwyraźniej postanowił utrudnić mi życie i utrzymywać, że jednak to, co widziała, naprawdę miało miejsce.
– A co smyku, zazdrosna? – zapytał, pokazując jej język i zaraz ją łapiąc, aby przytulić. – Też dasz tacie buziaka? – dodał, robiąc w jej stronę dzióbek, który jak zwykle chętnie ucałowała, śmiejąc się cicho.
– Lubie jak mamusia i tatuś się ćałują – przyznała szczęśliwa, o czym bardzo dobrze wiedziałem. Sunnie również to lubił, ale wolał przyznawać się do tego tylko na ucho, nie chcąc aby jego brat i siostra to usłyszeli. Wiedziałem przez to, że będę musiał jeszcze popracować nad jego nieśmiałością i niestety trochę poczekać aż cała trójka zrozumie dzielące ich różnice w statusach. – A Śunyoungie i Śunmi nie lubieją – powiedziała jeszcze nasza śliczna Omega, wydymając przy tym wargę i patrząc przez chwilę Jiminowi prosto w oczy. Choć oczywiście zaraz ponownie się w niego wtuliła, starając się to robić najmocniej jak tylko potrafiła.
– Naprawdę? – zapytał mój ukochany, kierując swój wzrok w stronę dwóch srebrnych główek, które teraz również były zwrócone w naszą stronę. – Jeszcze trochę i sami będą biegać, aby dać buziaka swojej Omedze lub Becie. A póki co, chyba ktoś miał umalować tatę, aby mógł jechać z Sunnim po ciastka – przypomniał, sprawiając tym, że cała trójka oderwała się od jedzenia i popędziła prosto w stronę kanapy, aby dorwać się do kosmetyków.
Jak zwykle to Sunnie mówił im co takiego trzeba użyć jako pierwsze, pozwalając przy tym młodszej siostrze nakładać to na twarz hyunga. A ja przeniosłem się na kanapę, obserwując wszystko z boku.
– Hyung chce tak pojechać do cukierni? – zapytałem, kiedy początkowe podekscytowanie dzieci zmalało i wiedziałem, że nie będę zagłuszony przez ich chichoty. – Przynajmniej żadna Omega nie pomyśli, że mogłaby mieć dzieci z tym srebrnowłosym przystojniakiem – zauważyłem ze śmiechem, nie musząc się dzięki temu obawiać podrywania mojego partnera.
– Żartujesz? Z tym makijażem każda Omega będzie moja. No ale ja już mam trzy, plus dwie Alfy, więc nikogo więcej nie potrzebuję – uratował się, łapiąc nagle wszystkie wilczki, aby przytulić je do siebie. A to sprawiło, że dłoń Sunniego, nanosząca hyungowi cień do powiek, umalowała mu również brew i fragment czoła na czerwono.
– Przytulaski~! – krzyknęła nasza podekscytowana Omega, dusząca już swojego tatusia. A widząc, że jest to dość długie obejmowanie, zaraz do nich dołączyłem, dając dodatkowo całusy w głowy wszystkich naszych dzieci i ukochanego.
– No. To przygotujcie ładnie tatę do wyjścia, skarby – powiedziałem jeszcze, kiedy już skończyliśmy to grupowe przytulanie i mogłem powrócić na kanapę, oglądając jak mój wymarzony Alfa pozwala zakrywać swoje męskie rysy twarzy makijażem. Jednak wiedziałem, że tak jak dla mnie, tak i dla naszych dzieci, był w stanie zrobić wszystko, kochając nas naprawdę mocno. A dzięki temu rozumiałem, że żadna inna droga nie byłaby słuszna, nie mogąc dać mi tyle szczęścia i radości, które dzieliliśmy całą szóstką.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top