8 - Myosote

Here you go :) (wattpad się ogarnął? :D)

6100 :D

~~~~~~~~~~~~




Jeongguk:

Mój obecny problem, uczucia i wydarzenia, nie mogły wpływać już zarówno na pracę w cukierni, jak również na pracę w filharmonii. I tak nie opuszczałem lekcji z Amerykańską skrzypaczką Hilary Hahn, do których mimo wszystko się zakwalifikowałem. Kobieta była naprawdę utalentowana i mogliśmy się od niej wiele nauczyć. Zwłaszcza że jej kariera rozpoczęła się w roku moich urodzin. To dwudziestoletnie doświadczenie i naturalne umiejętności, były naprawdę widoczne podczas każdej spędzonej z nią godziny. Oczywiście starałem się jak mogłem, by podczas grania oddawać odpowiednie emocje, ale moje serce czasami za bardzo cierpiało, bym się uśmiechał i roztaczał wokół siebie pozytywną energię. I nieraz słyszałem od pani Hahn, abym się rozweselił, za co często przepraszałem, obiecując że się poprawię. Choć moje słowa i obietnice, nie mogły zwalczyć niektórych uczuć.

Po mojej czwartkowej rozmowie z Jiminem, jeszcze długo nad tym wszystkim myślałem, opowiadając też o tym mamie, która na pewno przekazała moje słowa tacie i bratu. Już nie mogłem patrzeć na to jak na kłamstwo i oszukiwanie mnie, bo hyung na pewno nie mógł postawić się swojej rodzinie, nawet jeśli naprawdę się we mnie zakochał. Dlatego gdy w sobotę, do mojego mieszkania zostało dostarczone tysiąc czerwonych róż od Park Jimina, zamiast ćwiczyć na niedzielny koncert w filharmonii, płakałem, klęcząc przy tych pięknych kwiatach, które już na naszej pierwszej randce, mówiły mi co Alfa do mnie czuje.

Nie chciałem się ich pozbywać, nawet jeśli Seokjin mi to proponował, bo za bardzo tęskniłem za tamtymi uczuciami, które towarzyszyły naszemu wyjściu na kolację. Bolało mnie zastąpienie radości, nadziei i szczęścia, obecnym zranieniem, rozczarowaniem i cierpieniem. Nadal starałem się przekonywać, że nasze uczucie powinno teraz zniknąć. Jednak jeśli hyung naprawdę nie był szczęśliwy ze swoją Omegą i ten związek został mu narzucony, może mimo wszystko była dla nas jakaś szansa? Bo znów zaczynałem mu ufać, starając się po prostu zignorować tę nadal świeżą ranę po jego ukrywaniu prawdy. W końcu po przyswojeniu takich faktów, nie mogłem dalej namawiać swojego serca do zapomnienia o nim.

Niedzielny koncert był dla mnie po prostu odtworzeniem nauczonej się partytury, po czym razem z wszystkimi, ukłoniłem się nisko przed widownią, wiedząc że niestety nie mogę jeszcze wracać do domu. Czekał nas krótki poczęstunek, na którym złapałem po prostu za jeden z napoi i sączyłem go powoli przy stole z przekąskami.

Moje myśli znów były okupowane przez srebrnowłosego Alfę, przez co nie zauważyłem, gdy ktoś do mnie podszedł. Dopiero dobrze znany mi głos, zwrócił moją uwagę na dyrektor filharmonii, przypatrującą się mojej osobie.

– Chyba coś trapi mojego zdolnego muzyka – stwierdziła, starając się dostosować swój ton do panującego w salce harmideru. Gości i muzyków było naprawdę sporo, dlatego wszyscy stali, rozmawiając w grupkach lub parach, mogąc się po prostu częstować jedzeniem z jednego stołu. Co było zdecydowanie wygodniejsze od szykowania około osiemdziesięciu lub nawet stu krzeseł, i do tego jeszcze stołów.

Mój zaskoczony wzrok, na chwilę skupił się na zjawiskowo wyglądającej Alfie, która miała na sobie długą, czarną do podłogi suknię i upięte w koka włosy, nadal o tej samej barwie poskromionych płomieni. Jej zapach palonego drewna i goździków, znów na chwilę mnie odurzył, dlatego gdy zdałem sobie sprawę z wpatrywania się w jej oczy i chęci przylgnięcia do jej ciała, jak najszybciej odwróciłem wzrok, nawet nie wiedząc co odpowiedzieć na jej słowa.

– Pani Lee – zacząłem, nadal zaskoczony, tym razem nie tylko jej zainteresowaniem się moim stanem, a również swoją potrzebą znalezienia się blisko Alfy. Mimo wszystko nie zapomniałem o niskim ukłonie, który zaraz przed nią wykonałem, zbierając w międzyczasie swoje myśli, aby odpowiedzieć na jej stwierdzenie. – To... To nic takiego – zapewniłem, ściszając głos, choć tylko odrobinę, bo nie chciałem, aby moje wytłumaczenie do niej nie dotarło przez te wszystkie rozmowy. – Mam nadzieję, że to nie wpłynęło na dzisiejszy występ. Jeśli tak, to przepraszam – dodałem jeszcze, ponownie się kłaniając, bo może właśnie przez to postanowiła do mnie podejść, stwierdzając że nie zasłużyłem na lekcje z zaproszoną tutaj Amerykańską skrzypaczką, skoro nie potrafię zostawić swoich zmartwień poza sceną.

– Występ był naprawdę cudowny, nie musisz się tym przejmować – oznajmiła, uspokajając tym samym moje zmartwione obecnie serce. – Ale pani Hahn zwróciła mi uwagę, że nie czuje, byś dawał z siebie wszystko podczas grania weselszych utworów. Stąd mój wniosek, jak widzę słuszny – stwierdziła, uświadamiając mnie gdzie zrobiłem błąd. Jednak nie sądziłem, że dotrze on aż do pani Lee. I zanim zdążyłem na to odpowiedzieć, Alfa uniosła delikatnie łokieć, proponując tym samym złapanie jej pod rękę. – Chodź – dodała, zaskakując mnie takim gestem. Bo od naszej kolacji sprzed dwóch miesięcy, nie wykonywała w moją stronę tak śmiałych ruchów, przez co już powoli zapominałem o tym, co wydarzyło się w lipcu. Nadal była mną zainteresowana? Czy po prostu chciała ze mną porozmawiać?

Nie odmówiłem jej tego, powoli się do niej przysuwając, by objąć jej ramię dłonią, tuż nad łokciem. Było to dla mnie niezwykle stresujące, przez co moja warga zaraz wylądowała między moimi zębami, szczególnie gdy ten przyciągający mnie zapach Alfy, sprawiał że miałem ochotę oprzeć głowę o jej ramię i zostać po prostu objęty. Jednak nie mogłem wykonywać takich gestów, zwłaszcza do pani dyrektor.

– Naprawdę przepraszam, pani Lee. Poprawię się, obiecuję – zapewniłem, nie patrząc w jej stronę, a na moją lekko drżącą dłoń, obejmującą jej ramię.

– Porozmawiamy o tym później. Chodźmy pospacerować – postanowiła, ruszając ze mną powoli w stronę wejścia do pomieszczeń, obejmujących część zamkniętą filharmonii, do której na razie nikt nie miał wstępu. Oczywiście oprócz personelu, którego w tej chwili i o tej godzinie, na pewno tu nie było.

I nieważne jak bardzo Lee Jieun sprawiała wrażenie osoby taktownej i łagodnej, obecnie obawiałem się każdego nieodpowiedniego ruchu ze strony jakiejkolwiek Alfy. A zabieranie mnie do takich miejsc, przyprawiało mnie o szybsze bicie serca i lekki strach. Dlatego starałem się zapewnić swój umysł, że pani dyrektor chce naprawdę po prostu porozmawiać na osobności, nic więcej.

Przez chwilę kroczyliśmy w ciszy, a moje kroki starały się dopasować do tych Alfy, która na szczęście nie przyspieszała tempa, podczas przemierzania pięknie wyglądającego, choć oświetlanego jedynie przygaszonym światłem, korytarza.

Moje oczy skupiały się już tylko na wiszących na ścianach obrazach, starając się oderwać umysł od myśli o miejscu docelowym naszego spaceru, którym mogła być jedna z pustych sal.

– Bardzo chciałabym wiedzieć, cóż takiego się stało i jak mogę ci pomóc – usłyszałem po tej dłuższej chwili ciszy i wolnego spacerowania.

Odważyłem się podnieść na nią wzrok, by zobaczyć, co w tej chwili czuje, jednak jej twarz była zwrócona ku jednemu z obrazów po stronie Alfy, nie pasując w ten sposób do skierowanych do mnie słów. Bo kobieta nie wyglądała na zmartwioną i przez chwilę znów nie wiedziałem, co mam na to odpowiedzieć.

Jednak nie chciałem dzielić się jakimkolwiek faktem z mojego życia prywatnego, skoro to nadal była tylko pani dyrektor, wyrażająca nietypowe zainteresowanie moją osobą, które znów mogłem zaliczyć do tego standardowego wszystkich Alf.

– Po prostu... zaufałem komuś, komu nie powinienem ufać, pani Lee. I teraz próbuję o tym zapomnieć – wyszeptałem, mogąc sobie pozwolić na zniżenie tutaj głosu, bo zamknięcie drzwi od tej części filharmonii, odcięło nas od całego harmideru.

Jednak nie spodziewałem się, że przez moje słowa, kobieta zwróci nagle głowę w moją stronę i pośle mi spojrzenie, jakbym właśnie czymś ją uraził.

– Umawiałeś się z jakimś Alfą? – zapytała, dość ostrym tonem, przez który tym bardziej nie mogłem uspokoić mojego wystraszonego serca.

Nie uciekałem wzrokiem od tych zdenerwowanych oczu, starając się pokazać jej swoje niezrozumienie i zaskoczenie, przez które nawet nie mogłem dopytać co ma na myśli.

Kobieta prychnęła w końcu, odwracając ode mnie spojrzenie i chyba niedowierzając w to, co przed chwilą powiedziałem.

– W takim razie masz nauczkę, by nie rozglądać się za innymi Alfami – dodała, nie pomagając mi tym w zrozumieniu jej słów.

– Za innymi Alfami? – powtórzyłem cicho interesującą mnie część, do której potrzebowałem jakiegoś rozwinięcia.

– Dowiesz się w swoim czasie. A póki co, bądź po prostu grzeczny – oznajmiła, ruszając w dalszą wędrówkę, przez co od razu za nią ruszyłem, aby mimo wszystko nie stawiać się jej w takiej sytuacji.

Kroczyliśmy dalej, długim korytarzem, zakręcającym w kolejny korytarz, który już nie przykuł mojej uwagi swoimi elementami wystroju, bo usiłowałem pozbierać wszystkie informacje i zrozumieć tę Alfę. Bo nawet jeśli jeszcze w lipcu uważałem, że tamta kolacja lub obiad, coś oznaczało, po tak długiej przerwie, uznałem że to naprawdę był to jednak akt troski o jednego z muzyków. W końcu Alfa nie interesowała się mną przez dwa miesiące. Ale może jednak z jej perspektywy wyglądało to inaczej?

– Mam tego nie robić z powodu... tamtego obiadu, pani Lee? – zapytałem, po prostu nie widząc innej przyczyny takich słów.

– Tak. Bardzo ładnie kojarzysz fakty – przyznała, potwierdzając poniekąd moją teorię.

– Jednak nadal nie rozumiem dlaczego dokładnie – zacząłem cicho, znów przygryzając swoją wargę, choć teraz nie tylko przez lekkie zdenerwowanie i niepewność, a również przez zdanie, które zaczęło formować się w moim umyśle. – Należę... do pani? – dodałem takim samym tonem, naprawdę obawiając się odpowiedzi na to pytanie, co podkreślało moje nadal szybko bijące serce.

– Zadajesz za dużo pytań, Omego. Jeśli jeszcze tego nie zrozumiałeś, to radzę ci dobrze pomyśleć nad wszystkim, co dla ciebie robię. Wracajmy już – zarządziła, zaczynając kierować nasze kroki z powrotem na salę z gośćmi i muzykami, gdy moje myśli skupiły się wokół „wszystkiego, co dla mnie robi". Choć oprócz tych lekcji i obiadu, nie widziałem innych zdarzeń, świadczących o zainteresowaniu mną Alfy. – Jeśli jesteś zmęczony, wróć już do domu i odpocznij. Zasłużyłeś, po swojej ciężkiej pracy na scenie – dotarło do mnie po jakimś czasie, przez co zorientowałem się, że jesteśmy już pod odpowiednimi drzwiami, a głosy ludzi przebijają się na nasz pusty korytarz.

Nie zostało mi nic innego, jak puszczenie jej ramienia i ciche podziękowanie z wykonanym przed nią ukłonem. Byłem znów skołowanymi tymi słowami i działaniami, musząc to po prostu przeanalizować i znaleźć te „inne rzeczy", które dla mnie robi. Choć z jej postawą i traktowaniem mnie jak zwykłego muzyka z zespołu, którym poniekąd kierowała, nie uważałem, abym je odnalazł. W końcu w naszym świecie było wiele rodzajów Alf, grających niekoniecznie czysto, aby otrzymać to, czego chcą.



Jimin:

Minęło kilka tygodni, odkąd Jeongguk poznał prawdę o moim niechcianym związku z Taehyungiem, a ja nadal nie mogłem tak po prostu odpuścić sobie tej skrzywdzonej przeze mnie Omegi. Robiłem wszystko, aby go przeprosić. Wysłałem do jego mieszkania kuriera z (dosłownie) tysiącem czerwonych róż. Codziennie przyjeżdżałem do cukierni tylko po to, aby zostawić mu na blacie mały bukiet złożony z lilii, tulipanów, niezapominajek lub fiołków, nie wiedząc nawet, czy je przyjmuje, czy po prostu wyrzuca do kosza. Robiłem co mogłem, aby widział, że naprawdę go kocham i zależy mi na nim. Choć jednocześnie wciąż zachowywałem się jak prawdziwy dupek, umawiając nadal z Taehyungiem.

Jednak taki stan rzeczy nie mógł trwać długo, bo rzeczywistość znów narzuciła na mnie masę niechcianych obowiązków. Praca, bardzo mocno zaniedbana przez moje zbyt częste wizyty w cukierni i troszczenie się o odzyskanie choć odrobiny zaufania Jeongguka, w końcu przypomniała o sobie, zwalając mi na głowę pokaz mody, który miał przy okazji promować nową linię kosmetyków naszej firmy. A do tego kampania reklamowa i inne bieżące problemy to zdecydowanie było za dużo.

W końcu ktoś doniósł ojcu, jak często znikam z biura, choć teoretycznie miałem do tego prawo, więc po otrzymaniu kazania i kilku ciosów, musiałem pokornie schylić głowę i zacząć bardziej przejmować się firmą. Z tego powodu moje wizyty w cukierni były rzadsze, ograniczając się raczej do dwóch-trzech w tygodniu, ale nawet, gdy mnie tam nie było, wysyłałem chłopakowi kwiaty z liścikami, które pisałem własnoręcznie, przepraszając go i wymieniając kolejne powody, dla których go kocham i czemu mi na nim zależy.

Był wieczór, tydzień przed pokazem i startem kampanii, a mi wszystko uciekało z rąk. Od kilku dni siedziałem zamknięty albo w gabinecie w firmie albo w domu i pracowałem, pochłaniając hektolitry kawy, aby jak najdłużej trzymać się na nogach.

Kubki, razem ze stertą papierów, zagracały cały blat, bo nie miałem czasu iść ich myć, a przestałem już nawet wzywać gosposię, by to zabrała. Sekspres miałem w gabinecie, więc o brak wspomagacza nie musiałem się martwić.

Opierałem właśnie głowę na oparciu i obserwowałem zmęczonym wzrokiem ekran laptopa, pełen wykresów i planów przebiegu pokazu, gdy usłyszałem, jak drzwi do pomieszczenia otwierają się dość szybko, co było charakterystyczne tylko dla jednej osoby. Widziałem blond włosy nawet w tym słabym świetle, jednak na dłużej niż pół sekundy nie spojrzałem w jego stronę.

– Pracujesz? – zapytał dość spokojnie jak na niego.

– Jak widać. Co tu robisz? – zapytałem niechętnie. Nie widziałem się z nim już dobrych kilka dni, a gdy dzwonił, mówiłem tylko o nawale pracy, czym pierwszy raz nie kłamałem. Jednak ta wymówka zdecydowanie musiała mu się przejeść.

– Jak długo? – zapytał, podchodząc bliżej biurka, czym lekko mnie drażnił, bo rozpraszał moją uwagę, która i tak miała już problemy z koncentracją.

– Taehyung, nie mam czasu na zagadki. Zadawaj konkretne pytania.

– Jak długo tu siedzisz i jak długo mnie ignorujesz? – zapytał zirytowany. – Jednak stwierdziłeś, że nie warto dotrzymywać obietnic, co?

– Od tygodnia? – mruknąłem, uświadamiając sobie, iż to rzeczywiście sporo czasu. – Mamy pokaz z firmą Hyejin. A ja jestem kurwa ze wszystkim w tyle. Gdy to zamkniemy, będę miał czas dla ciebie – mruknąłem, nie podnosząc nawet na niego wzroku.

– Czemu niby nie miałeś na to czasu? Skoro pracowałeś całymi dniami, hmm? – dopytywał, opierając się o moje biurko, przez co jego zapach pojawił się bliżej, skutecznie odwracając moją uwagę od ekranu. I nie dlatego, że był dla mnie obiektem pożądania. Po prostu przeszkadzał.

– Taehyung, jeśli przyszedłeś tutaj tylko po to, by się kłócić, to wyjdź już. Zajmiemy się tym, gdy w końcu wszystko się ułoży – poprosiłem, próbując dotrzymać chociaż obietnicy dotyczącej lepszego traktowania go. Chociaż kusiło, by złapać go za szmaty i wyrzucić.

– Nie mam dzisiaj humoru na kłótnie. Może innym razem – stwierdził, zaczynając przeglądać leżące na biurku rzeczy. – Tylko naprawdę się zastanawiam, jakim cudem pracowałeś całymi dniami, przez dziesięć dni – drążył dalej, nie dając spokoju. – Chyba że jednak miałeś czas dla innych osób, a nie dla mnie – powiedział oskarżycielskim tonem, mrużąc przy tym oczy.

Miałem ochotę prychnąć na to, bo doskonale wiedziałem, gdzie w hierarchii ważności jest dla mnie mój przymusowy partner, a gdzie moja wymarzona Omega, więc oczywistym było, że gdybym tylko znalazł chwilę, to zaraz udałbym się do cukierni.

– Myślisz, że z takimi worami pod oczami, któraś Beta by mi wlazła do łóżka? Chyba tylko po to, bym na niej zasnął – stwierdziłem, wracając do pracy. – Oprócz tego pokazu, mam kampanię, zebrania zarządu i obowiązki wobec braci – przypomniałem, omijając oczywiście wizyty u Jeongguka. – Jeśli nadal masz na mnie naskakiwać, bo mi nie ufasz, to sobie daruj, bo to twój problem, a nie mój.

Zaufaj mi, chociaż cię okłamuję. O co ja w ogóle proszę...

– Nie ufam ci, bo tobie nie da się ufać. Ale skoro już tu jestem, to zrobisz sobie przerwę – uznał, obchodząc mój fotel, po czym złapał za oparcie i odsunął mnie od biurka, przez co o mało nie poleciałem do przodu.

Warknąłem niezadowolony na to zachowanie i złapałem za blat, przyciągając się do niego z powrotem.

– Chyba tylko po to, by przespać godzinę. Nie mam czasu i siły na seks z tobą – odparłem, naprawdę nie mając zamiaru się z nim teraz pieprzyć. I tak wymigiwałem się od tego, nie chcąc go w swoim łóżku. Za bardzo pragnąłem Jeongguka, aby byle Taehyung miał go zastąpić.

– Ja też nie. Więc idź się położyć – zażądał, znów mnie odsuwając, przez co odwróciłem się do niego z groźnym wyrazem twarzy. Ale naprawdę nie miałem już siły i poddałem się, podnosząc z miejsca. Po czym skierowałem się w stronę kanapy, gdzie planowałem uciąć sobie drzemkę. Ale i w to musiał ingerować blondyn, łapiąc mnie za przedramiona, by skierować w stronę drzwi.

– Do łóżka.

– To wtedy już nie wstanę, a muszę tę część dzisiaj dokończyć – wyjaśniłem w miarę cierpliwie, walcząc z chęcią wydarcia się na niego.

– Obudzę cię.

Spojrzałem z powątpieniem na chłopaka, bardziej obstawiając opcję, iż wyjdzie stąd znudzony po piętnastu minutach, ale moje nogi same podążały grzecznie do sypialni. Były może ciągnięte nie tylko chęcią odpoczynku, ale także tęsknotą za zapachem, który tam rozpyliłem. Zwykle mój pokój pachniał mną lub neutralnie, ale ostatnio udało mi się zdobyć odświeżacze, choć w niewielkim stopniu przypominające zapach słodkiej Omegi, które rozpyliłem w ogromnych ilościach.

– Tylko nie ruszaj komputera, bo jeśli cokolwiek zniknie, to dostanę szału i wyproszę cię oknem – oznajmiłem, otwierając drzwi do mojej małej oazy spokoju.

– Co to za smród? – zapytał natychmiast Taehyung, który szedł za mną i też mógł poczuć zapach toffi i jabłka, słabo naśladujący utęskniony oryginał.

– Jest przyjemny. Potrzebowałem zmiany, by się trochę odprężyć. A ten zapach przypomina moją mamę. Nie chciałem dokładnie jej, ale podobny – wyjaśniłem. Moja mama, pachnąca karmelem i gruszką, faktycznie miała trochę wspólnego z Jeonggukiem i czasem leżąc w łóżku, zastanawiałem się, czy to nie właśnie z tego powodu zapach Jeongguka wydawał mi się tak atrakcyjny. Jednak teraz była to po prostu świetna wymówka. Omegi w swoich gniazdach bardzo często miały ubrania matek, jeśli nie miały jeszcze swojego Alfy, lecz Alfom takie zachowanie nie przystawało. Dlatego mogłem uciec się do czegoś podobnego i było to w pełni usprawiedliwione.

– Już się nie będę kłócił o to, że masz najpiękniejszy zapach tuż pod nosem. Do tego naturalny – mruknął Taehyung, zatykając sobie demonstracyjnie nos, podczas gdy ja ułożyłem się już wygodnie na materacu i ledwo chwilę poleżałem, a już zasnąłem.

Dopiero jakieś półtorej godziny później, Taehyung obudził mnie i przez kolejną godzinę siedział przy moim biurku, jakby chciał się upewnić, że naprawdę pracuję, a nie tylko siedzę i udaję. Po tym czasie wrócił do siebie, a ja znów walczyłem z sennością i myślami krążącymi przy Jeongguku, aby dopiąć wszystko na ostatni guzik.



Jeongguk:

Nadal było mi ciężko z tym, co wydarzyło się między mną a Jiminem. Dlatego odmówiłem Yoongiemu naznaczenia mnie jesiennej równonocy, opowiadając mu też wszystko, czego dowiedziałem się od srebrnowłosego Alfy, i na pewno znów go w ten sposób rozczarowując. Niestety po prostu czułem tę różnicę w biciu mojego serca przy Jiminie a przy Yoongim. To już nie było zwykłe niespełnienie marzenia o posiadaniu dzieci, gdybym został partnerem mojego ukochanego przyjaciela. Przystojny Alfa zdążył mnie w sobie rozkochać. Każdym gestem, każdym słowem i tym, czym mnie darzył. W końcu czasami miłość nie potrzebowała wielu miesięcy albo nawet lat, a kilku tygodni lub dni, podczas których człowiek sobie uświadamiał, że życie z tą drugą osobą, byłoby idealne. I tak było z nami. Wystarczyło kilka tygodni, po których wypatrywałem Jimina, czekając na niego w cukierni każdego dnia. I nawet teraz nie potrafiłem powiedzieć mu, aby po prostu odpuścił i dał mi spokój, mogąc się w ten sposób w pełni zająć swoją Omegą. Bo przecież go nie kochał. I nie chciał, zapewniając że pragnie o mnie walczyć. A ja, jak każda zakochana osoba, oczywiście w końcu w to uwierzyłem. Dlatego kiedy przychodził do mnie, zawsze przyjmowałem od niego kwiaty, symbolizujące miłość, tęsknotę, chęć podkreślenia, że jestem dla niego ważny lub tego, że o mnie pamięta. Co prawda jedynie cicho za nie dziękowałem, bo nie potrafiłem jeszcze zdobyć się na normalną rozmowę. Sprzedawałem mu wszystko, co sobie zażyczył, skupiając wzrok na wyjmowanych wypiekach, a nie na jego twarzy, widząc tam ciągły smutek i zmęczenie. Jednak nie mogłem się zdobyć na poruszenie tego tematu, nie wiedząc do czego to doprowadzi. Przez co kazałem nam czekać naprawdę długo, bo była już prawie połowa października, a ja skupiałem się po prostu na poprawieniu na lekcjach z panią Hahn, kolejnych koncertach, pracy w cukierni i relacjach z najbliższymi. A widząc jak trzynastego października, do naszego sklepu wchodzi mały chłopczyk z kędziorkami, lekko zaskoczony, zamieniłem się od razu z Jennie, wręczając jej moje rękawiczki, by dokończyła układanie ciastek w jednej z witryn.

– Dzień dobry – przywitał się chłopiec, kłaniając kilku ludziom, jedzącym na miejscu zakupione bułki, a mój wzrok przyglądał się jego uroczemu, żółtemu ubranku i trzymanemu pluszakowi, Chimmiemu, którego zapamiętałem z tej poprzedniej wizyty z Jiminem.

Jest sam? Dlaczego? Nie powinien tutaj przyjść z hyungiem?

Zmartwiłem się, bo brat Jimina, był jeszcze za mały na samodzielne wędrówki po mieście i byłem gotowy poprosić Jennie o pozostanie w sklepie, gdybym musiał odprowadzić malca do jego domu.

– Dzień dobry – przywitał się również ze mną, posyłając swój radosny i szeroki uśmiech, a skoro był malutki, pochyliłem się do niego, opierając łokciami o ladę.

– Dzień dobry, Sungie. Dawno u nas nie byłeś. Przyszedłeś sam? – zapytałem, nie ukrywając swojego lekkiego zmartwienia.

– Tak. Znaczy pan Cha mnie przywiózł. Ale on czeka w samochodzie, a ja przyszedłem sam – przyznał, dumny z siebie, więc po posłaniu mu uśmiechu, mój wzrok powędrował za witrynę naszego sklepu, aby zobaczyć, czy faktycznie przed cukiernią stoi jakiś samochód. A skoro tam był, uznałem że chłopiec mówi prawdę. Choć jeszcze zamierzałem przyjrzeć się temu, gdy będzie odchodził.

Jisung odłożył swojego misia na ladę, tuż obok moich rąk i zdjął plecaczek ze smokiem, z którego wyjął powoli mały portfelik. Uśmiech nadal nie znikał z mojej twarzy, bo każdy gest dziecka, strasznie mnie rozczulał. A ten malec był wyjątkowo uroczy.

– Czy mogę kupić ciastka? – zapytał, na co moja dłoń przeniosła się na jego włosy, głaszcząc je delikatnie.

– Jaki samodzielny z ciebie chłopiec, Sungie – pochwaliłem go, wiedząc jak każdy, nawet najmniejszy komplement na temat działań dziecka, może wpłynąć na jego przyszłe decyzje i charakter. A bardzo chciałem, aby ten malutki Omega wyrósł na pewnego siebie młodzieńca. – I oczywiście, już ci podaję – dodałem, wracając do poprzedniej pozycji, by złapać za foliowe rękawiczki i torebkę i skierować się do sekcji z ciasteczkami bananowo-czekoladowymi.

Jednak ledwo zdążyłem wsypać ich trochę do papierowej torebki, gdy usłyszałem:

– Ale nie te, proszę pana! – Krzyk chłopca sprawił, że zaprzestałem wkładać kolejne ciasteczka do trzymanego przeze mnie woreczka i spojrzałem na niego, czekając na decyzję. – Bo ja chcę ciastka dla Jimin hyunga. Ale nie wiem które...

Dla Jimin hyunga?

– Oh... – powiedziałem cicho, zaraz przesypując je z powrotem do odpowiedniej sekcji, zaczynając się zastanawiać co takiego chciałby otrzymać Jimin. I dlaczego? Poprosił Jisunga, aby tutaj przyjechał? Czy może nie ma o tym pojęcia, a chłopiec po prostu uczy się samodzielności? Nie znałem odpowiedzi na te pytania i nie miałem śmiałości dopytywać o to jego braciszka, który nie rozumiał co mnie łączy z jego hyungiem. Dlatego wskazałem na witrynę z ciastami, posyłając uśmiech tym zaciekawionym oczom, przyglądającym się wszystkim słodyczom i czasami też mnie. – To, kochanie? Zazwyczaj hyung właśnie to kupuje – oznajmiłem, wskazując mu na ciasto o smaku toffi, które wiedziałem, że konsumuje z mojego powodu. I jeśli tylko miało ono wywołać dziś jego uśmiech, chciałem, aby Sungie mu je kupił.

– A jak dużo mogę kupić? – zapytał malec, odsuwając swój portfelik, z którego wysypało się na ladę kilka monet. Choć niestety trzysta wonów z jakimiś drobniakami, nie wystarczyłoby nawet na jeden kawałek. Ale posłałem chłopcu ciepły uśmiech, nie pokazując swoim zachowaniem, że to za mało.

– A ile Jimin hyung zje? Dwa kawałki? – Próbowałem dopytać, łapiąc już za opakowanie na ciasta i łopatkę, aby przełożyć do niego dwa kawałki, słuchając w międzyczasie odpowiedzi chłopca.

– Chyba tak. Bo dzisiaj hyung dostanie dużo słodyczy, bo ma urodziny i hyungowie kupią duuuuuży tort – zdradził mi szczęśliwy, właśnie uświadamiając, że nie poznałem nigdy daty urodzin srebrnowłosego Alfy. I nawet teraz, gdy nasza relacja jest nadal niepewna, postarałbym się coś mu wręczyć.

Jisung posmutniał jednak po tych słowach, przez co sam się zmartwiłem, nie tylko tymi urodzinami, a również kontynuacją wypowiedzi braciszka Jimina.

– Ale hyung jest bardzo smutny i wczoraj poszłem do hyunga spać, bo śniły mi się duchy i hyung nie spał i powiedział, że nie może spać, bo bardzo tęskni za słodkościami. Ale nie pamiętam smaki jakie mówił... Więc chcę hyungowi kupić to, by już nie był smutny. To jest na pewno słodkość hyunga? – zapytał na koniec wyjaśniania mi tej sytuacji, jeszcze bardziej nakierowując moje myśli na to, co wydarzyło się między mną a Jiminem. W końcu te „słodkości hyunga". Przecież nie mógł tęsknić za ciastem. I nieważne jak bardzo mój umysł próbował znaleźć na to inne wyjaśnienie, odpowiedź na pewno była łatwiejsza niż sądziłem. Ale nie dopuszczałem tego do siebie.

– Jimin hyung ma urodziny? I jest smutny, Sungie? – Ton mojego głosu również brzmiał na niego przygnębiony, choć zaraz postanowiłem ostrożnie dodać jeszcze jedno pytanie, nie wiedząc, czy w ogóle powinienem je zadać. – Nie ma przy sobie... swojej Omegi?

Naprawdę nie miałem pojęcia, jak wygląda ich relacja. Czy Jimin mieszka z Taehyungiem. Lub czy gdzieś razem dzisiaj wychodzą. Na jakąś kolację lub w inne, ich ulubione miejsce. Nie chciałem przekraczać pewnej granicy, która wchodziła na ich prywatne sprawy, o których może nie powinienem wiedzieć?

Chłopiec zmarszczył czoło na moje pytania, robiąc zaraz naburmuszoną, choć uroczą minę, przez którą musiałem powstrzymywać uśmiech, bo jednak rozmawialiśmy na dość poważny temat, dotyczący jego smutnego brata.

– Taehyung hyung jest głupi. On ciągle krzyczy i brzydko mówi na Jiwon hyunga. I mnie nie lubi. Ale ja go też nie lubię. I Jimin hyung powiedział, że nie chce go na urodzinach. Ale on na pewno przyjdzie, bo on nigdy nie słucha Jimin hyunga – stwierdził, chyba opisując mi w ten sposób całą relację Jimina z jego Omegą, która nie wyglądała na szczęśliwą. A sam blondwłosy chłopak nie wyglądał na kogoś miłego. Choć nie rozumiałem, jak on potrafi krzyczeć przy tym niewinnym dziecku i dodatkowo go nie lubić. Bo ja już od pierwszego spotkania z Jisungiem, miałem ochotę się z nim pobawić i utrzymać uśmiech na jego twarzy, choćbym miał przy tym wykupić wszystkie bananowo-czekoladowe ciastka z cukierni.

– W takim razie dopilnuj, aby chociaż to ciasto wywołało uśmiech twojego hyunga, kochanie – poprosiłem, ważąc oba kawałki i zaraz dokańczając pakowanie, by podać chłopcu jego zakup. Oczywiście nie zignorowałem tych drobnych pieniędzy, które zsunąłem sobie na rękę, wrzucając do kasy, bo dobrze pamiętałem jak bardzo dzieci chcą być samodzielne, co Sungie podkreślał mi od wejścia do cukierni.

Na tym jednak nie zakończyłem zakupów chłopca, łapiąc mimo wszystko za ten papierowy woreczek, do którego wsypałem kilka ciastek, ważąc je i również nabijając na kasę, aby dać zaraz po tym maluchowi. I znów pochyliłem się do przodu, by lepiej się nam rozmawiało.

– Daj jedno panu Cha, Sungie – poprosiłem z uśmiechem, wyciągając rękę, by jeszcze raz pogłaskać te urocze loczki. – I Chimmiemu – dodałem, pokazując na misia, którego chłopiec zdążył już wziąć do jednej ręki.

Poprawiłem jeszcze pasek jego plecaczka na jednym z barków chłopca, po czym po radosnym pożegnaniu, mogłem już oglądać, jak Sungie biegnie z powrotem do samochodu. Na szczęście do samochodu, czemu się uważnie przypatrywałem.

Na tym jednak nie skończyłem interakcji z Parkami, wymieniając się ponownie z Jennie, aby pójść na chwilę na zaplecze, układając po drodze jakieś ładne zdania, które mógłbym skierować do hyunga w jego dniu. W końcu jeśli ten Omega naprawdę był taki, jak opisywał go Jisung, chciałem okazać Alfie choć trochę uczuć w jego urodziny, zapominając w tej chwili o tym, co się między nami wydarzyło.

„Twój braciszek powiedział mi, że masz dzisiaj urodziny, hyung. Mam nadzieję, że mimo wszystko spędzisz miło ten dzień i będziesz dużo się uśmiechał. Wszystkiego najlepszego, hyung :) I smacznego ;)"

Naciskając przycisk wysyłający wiadomość, już przygryzałem swoją wargę. Jednak kiedy odpowiedź nie nadeszła po minucie wpatrywania się w ciągle dotykany ekran, aby mi nie zgasł, zacząłem odczuwać lekki smutek. Bo może nie życzył sobie moich SMS-ów w tym dniu? Albo był ze swoją Omegą, który to zobaczył i jest na niego zły?

Dlaczego to napisałem? Dlaczego?

Akurat gdy zacząłem panikować, dokładnie po czterech minutach, odpowiedź w końcu nadeszła, a na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech.

„Dziękuję. Ale bez Ciebie nie wiem, czy jakikolwiek dzień jest choć trochę miły. Przyjadę jutro do cukierni."

Jutro?! Jutro?! Przecież jest sobota! Nie przychodzę w sobo... Od dzisiaj przychodzę!

Z zaplecza powróciłem do Jennie z szerokim uśmiechem na twarzy, którego chyba dawno u mnie nie widziała, a przynajmniej tak szczerego i przepełnionego radością. Dzięki czemu od razu wiedziała, że coś się święci. I oczywiście to ze mnie wyciągnęła, obiecując że jutro znów pozwoli nam siedzieć przy naszym stoliku, ile tylko będziemy chcieli, bo woli mnie oglądać w takim stanie, niż z ciągłym smutkiem wymalowanym na twarzy.



Jimin:

Na nic nie miałem już siły. Nie dość, że moje szanse u Jeongguka z każdym dniem najwyraźniej malały, to jeszcze pracę przerwała mi ruja, przez co straciłem trzy dni. Pierwszy raz spędziłem jednak ten czas zupełnie sam, zamykając się w pokoju i nie sprowadzając żadnych Bet. I nie miało to nic wspólnego z Taehyungiem, lecz słodką Omegą, za którym moje serce szalenie tęskniło. Nie mogłem pojawiać się w cukierni codziennie przez nawał obowiązków, a każde odwiedziny były dla mnie jak uderzanie głową w ścianę. Chłopak nadal nie poświęcał mi choćby odrobiny więcej uwagi, niż każdemu innemu klientowi, przez co zaczynałem wierzyć, iż czas najwyższy sobie odpuścić i po prostu pozwolić mu zapomnieć o osobie, która go tak bardzo zraniła.

Wszystko się zmieniło w moje urodziny. Bracia załatwili tort, z którym wpadli do mojego gabinetu po powrocie do domu, a mały Jisung wręczył mi pudełeczko z ciastem, które tak dobrze znałem. Oczywiście wypytałem go, w jaki sposób się dostał do cukierni, więc słysząc, że znalazł na Internecie zdjęcie tego miejsca i pokazał je panu Cha, zamiast samemu błądzić po mieście w poszukiwaniu witryny, pochwaliłem go za samodzielność i podziękowałem za prezent. Choć nawet ten mój ulubiony smak ciasta, nie podniósł mnie tak na duchu, jak otrzymana wcześniej wiadomość od Jeongguka, która nabrała większego sensu, gdy już Jisungie dotarł z tą paczką do mnie. Moje nadzieje na nowo odżyły i chyba tylko one pomogły mi zwlec się z łóżka w sobotę, aby zamiast na uczelnię, udać się do cukierni, gdzie miałem nadzieję spotkać chłopaka.

Po drodze wstąpiłem jeszcze do kwiaciarni, aby odebrać zamówiony dzień wcześniej mały bukiecik fiołków, i z tym skromnym prezentem, ruszyłem w dalszą drogę.

Będąc już na miejscu, musiałem wziąć kilka głębszych oddechów w samochodzie, pierwszy raz tak bardzo bojąc się tego, co mogę usłyszeć. Z jednej strony żywiłem nadzieję, iż ten SMS był dla mnie jasnym znakiem, iż chłopak chce mi wybaczyć, a z drugiej... Co, jeśli będzie chciał mi oznajmić, że woli, bym już tu nie przychodził?

Dopiero po opieprzeniu samego siebie, że jestem Alfą i nie czas na podwijanie ogona, wysiadłem i ruszyłem w stronę drzwi. Cichy dzwoneczek jak zawsze oznajmił przyjście nowego klienta, przez co gdy postawiłem stopy na kolorowej podłodze, oczy Jeongguka już na mnie powędrowały. I zdecydowanie nie mogły zobaczyć najlepszej wersji mnie, gdyż byłem niedługo przed pokazem, z prawie zakończonymi projektami i po rui, a lustro wyraźnie mówiło, że na tak zmaltretowany wygląd, nie przyciągnę niczyjej uwagi.

Podszedłem bliżej i wyciągnąłem rękę w stronę sprzedawcy, podając mu w ten sposób bukiet.

– Dzień dobry, Jeongguk – powiedziałem cicho, patrząc w jego zmartwione oczy.

Chłopak jak zawsze przyjął kwiaty, lecz zamiast je odłożyć na bok, jak zwykł to robić, po wypowiedzianym przywitaniu, zanurzył nos w fiołkach, rozkoszując się ich zapachem.

– Dziękuję. Są śliczne, hyung, jak zawsze. I nigdy nie mam serca ich wyrzucać. Mama chyba niedługo sama to zrobi – powiedział, naprawdę zaskakując mnie tymi słowami. Nie chodziło o to, iż kolekcjonował kwiaty ode mnie, lecz po prostu zaczął rozmowę, której w ostatnim czasie unikaliśmy, ograniczając ją do złożenia mojego zamówienia. – Też mam coś dla ciebie, hyung. Z okazji twoich urodzin – dodał, wyjmując spod lady kartonik, który przesunął w moją stronę. – Mam nadzieję, że ci posmakuje – dodał, rumieniąc się słodko, przez co moje serce natychmiast przyspieszyło.

Szybko zamknąłem usta, które przez zdumienie rozchyliły się lekko.

– Dziękuję. Czy... – zacząłem, wahając się przez chwilę, ale zaraz stwierdziłem, iż drugiej szansy mogę nie dostać. – Czy chcesz dzisiaj ze mną usiąść? – zapytałem, na co młodszy kiwnął głową, uszczęśliwiając mnie jeszcze bardziej.

– Przygotuję hyungowi herbatę, dobrze? – zaproponował, na co westchnąłem, wiedząc iż nawet kawa już nie była w stanie dodać mi energii, a co dopiero napar z jakichś listków.

– Nie wiem, czy herbata utrzyma mnie na nogach – przyznałem, sięgając po pudełko. – Ale dobrze. Zjemy razem? – upewniłem się jeszcze.

– Yhym. Usiądź, hyung, zaraz wszystko przyniosę – powiedział z uśmiechem Jeongguk, po czym uciekł na chwilę na zaplecze, a ja poszedłem zająć mój stały stolik, który był świadkiem wszystkich naszych rozmów w tym magicznym miejscu.

Obserwowałem, jak Jeongguk szykuje kubki z napojami, a następnie przyszedł do mnie, tłumacząc iż przygotował yerba mate, aby mnie trochę rozbudzić. Oczywiście miał również dwa widelczyki. To, co mnie jednak najbardziej zaskoczyło, to fakt, iż zajął miejsce tuż obok mnie.

– Hyung nadal wygląda na bardzo zmęczonego – powiedział smutno, przyglądając się mojej twarzy.

Nie mogłem zareagować inaczej, niż uśmiechem, bo po pierwsze – wyglądał na naprawdę przejętego tym, a po drugie... NO ROZMAWIAŁ W KOŃCU ZE MNĄ. Jak miałbym się nie cieszyć?!

– Niestety mam dużo pracy. Mamy pokaz za kilka dni, na którym nasza firma zaprezentuje kosmetyki i muszę wszystkiego dopilnować – wyjaśniłem, otwierając pudełeczko z dość sporym kawałkiem ciasta, które nigdy wcześniej nie rzuciło mi się w oczy w gablotach, więc możliwe, iż był to jakiś nowy produkt.

– Mam nadzieję, że ze wszystkim się wyrobisz, hyung. I zaraz po tym będziesz długo odpoczywał. Bo naprawdę martwią mnie te cienie pod twoimi oczami – powiedział cicho, podając mi widelczyk, przez co zrozumiałem, że mam spróbować wypieku.

– Obym nie zasnął na pokazie, a będzie dobrze – uspokoiłem go, po czym nabrałem kawałek ciasta i spróbowałem.

Jeśli myślałem, iż to już koniec niespodzianek jak na jeden dzień, to byłem w błędzie. Ciasto o smaku migdałowo-jabłkowym, było niesamowite. A kombinacja smaków po prostu mnie nie tyle rozbawiła, co niesamowicie ucieszyła. Czy to jakiś przekaz podprogowy od młodszego?

– Pyszne. To jakaś nowość w ofercie? – zapytałem, starając się zachować powagę, ale uśmiech sam cisnął mi się na usta.

– Tylko na zamówienie i tylko u mnie. Ale hyung ma mój numer i w każdej chwili może o to poprosić – wyjaśnił chłopak, rumieniąc się lekko.

Nie mogłem już dłużej wytrzymać tej niepewności, dlatego odłożyłem sztuciec i przyjrzałem się uważnie chłopakowi, próbując zrozumieć, do czego zmierzamy.

– Czy to znaczy, że... wybaczyłeś mi, Jeongguk? – spytałem w końcu ostrożnie.

– Tak, hyung. Moje serce już i tak jest tylko twoje. I nie słucha żadnych logicznych argumentów, które powinny je odciągać od tych uczuć – wyznał, patrząc na swoje dłonie złożone na stoliku. Zaraz jednak podniósł wzrok, który niestety przepełniał smutek. – Czy twoja Omega... cię kocha, hyung? Czy ona chce z tobą być?

– Z tego co widzę, to chce tylko po to, by mi uprzykrzać życie – odparłem z westchnieniem. – On kocha pieniądze, Jeongguk. I naprawdę go nie chcę – zapewniłem, pozwalając sobie na wyciągnięcie w jego stronę dłoni, która spoczęła na jego policzku, naprawdę delikatnie. I na szczęście nie została odtrącona. – Tęskniłem za tobą – wyznałem cicho.

Spodziewałem się, iż młodszy zastygnie w miejscu i się nie ruszy, lecz on ostrożnie przysunął się bliżej i po prostu ukrył w moich ramionach, dlatego przyciągnąłem go jak najbliżej.

– Ja też, hyung. I... też cię kocham. Dlatego nie potrafiłem powiedzieć ci, żebyś przestał tu przychodzić – przyznał, a moje serce oszalało z radości. Mogłem się założyć, iż bordo długo nie zniknie z moich oczu.

– Gdy będzie już po pokazie i to wariatkowo się skończy, chciałbym przedstawić cię moim braciom i mamie – powiedziałem, nie do końca myśląc nad tą propozycją. Wiedziałem jednak, że chłopak jest teraz zbyt ważną częścią mojego życia, aby odkładać jakiekolwiek plany z nim związane na dalszy czas.

Odsunąłem go trochę, aby móc spojrzeć w te piękne oczy i pogładziłem jego włosy.

– Potem powiem Taehyungowi. Z ojcem nie będzie tak łatwo, więc małymi krokami, dobrze? Będę walczył o nas. Przysięgam, Jeongguk – zadeklarowałem, naprawdę będąc już gotowy w każdym aspekcie do tej nierównej walki.

Przymknięte oczy i kiwnięcie głową, były jak miód na moje serce. Chłopak pokazywał tym sposobem, że znów ma do mnie zaufanie, nawet jeśli jest ono na dużo niższym stopniu, niż przed poznaniem przez niego prawdy.

Wtulił się jednak we mnie znowu, dlatego aby było nam wygodniej, a przy okazji byśmy mogli cieszyć się jeszcze bardziej swoją bliskością, przeciągnąłem go na swoje kolana.

– Dziękuję, hyung, że postanowiłeś mimo wszystko przy mnie zostać. I że mnie wybrałeś. Choć... oprócz twojego taty, będziemy mieć niestety jeszcze jeden, niewielki problem – wyznał cicho, przez co skupiłem się na jego słowach, nie wiedząc, do czego pije.

– Co masz na myśli, Jeonggukie?

Nim usłyszałem odpowiedź na moje pytanie, do moich uszu doleciało westchnięcie, które brzmiało raczej jak zadowolenie niż zmartwienie, co chyba go na chwilę zawstydziło.

Cierpliwie jednak czekałem, aż wyjaśni mi wszystko.

– Pani dyrektor filharmonii, która jest Alfą... powiedziała mi kilka tygodni temu, że... nie powinienem interesować się innymi Alfami. Byłem z nią tylko raz na obiedzie, bo nie mogłem jej tego odmówić... ale to było w lipcu i myślałem, że mimo wszystko nic nie znaczyło – powiedział powoli, wyraźnie zmartwiony.

Spiąłem się na moment, widząc w tej sytuacji faktyczne zagrożenie. Dyrektor filharmonii była chyba jakąś znajomą mojej mamy, ewentualnie obracały się w tym samym towarzystwie. Na pewno była to jednak osoba wpływowa, dlatego nie mogłem lekceważyć jej jako przeciwnika, jeśli faktycznie jest zainteresowana Jeonggukiem. Ale takie problemy spoczywały na barkach Alf, więc nie chciałem, aby słodki Omega się tym zamartwiał.

– Poradzimy sobie z nią. Jeśli odwzajemniasz moje uczucia, nie pozwolę jej zabrać mi ciebie – obiecałem, dając mu krótkiego buziaka w czoło na przypieczętowanie tych słów.

Przez kolejną godzinę rozmawialiśmy spokojnie, nadal będąc blisko siebie, ale niestety musiałem już wracać, dlatego umówiłem się tylko z młodszym, że w najbliższy weekend zabiorę go do mojego domu, na co miałem nadzieję naprawdę będzie czekał.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top