4 - One little act

Witam w NOWYM ROKU! :D

5400 ;)

~~~~~~~~~~~~




Jeongguk:

Nadal nie mogłem usunąć z głowy tej niezręcznej sytuacji z mojego pokoju. Hyung nie powinien mnie oglądać w samej bieliźnie. Do tego kiedy zdecydowałem się na jakąś bardziej uroczą, z uśmiechniętymi jabłuszkami, widniejącymi na różowym materiale. Mogłem mieć tylko nadzieję, że Yoongi usunie to z umysłu. I właśnie tak założyłem, gdy po wyjściu z pokoju, gotowy na nasz spacer, nie powracałem już do tego tematu. Zresztą, moja mama mogła to usłyszeć i wtedy nie tylko ja miałbym kłopoty za niezamykanie drzwi i paradowanie po pokoju w samej bieliźnie. Może gdyby Yoongi był Alfą, inaczej by na to spojrzała, ale według niej nie powinienem pokazywać Betom, że mają u mnie jakąkolwiek szansę. Nawet jeżeli miały! Szczególnie mój przyjaciel, który przy nietaktownych, agresywnych i zaborczych Alfach, wypadał najlepiej w moich oczach. Ale nigdy nie chciałem zawieść oczekiwań mamy, która naprawdę liczyła na wnuki, skoro Seokjin hyung nie mógł jej ich zapewnić.

Wiedziałem, że powinienem odmówić hyungowi tego wyjścia na lody i zaproponować po prostu jakiś napój lub zwykły spacer. Jednak na samą myśl o dwóch kulkach czekoladowych i zimnych słodkości, aż miałem ochotę przyspieszyć kroku. Praca w cukierni już i tak była dla mnie sporym wyzwaniem, bo najchętniej usiadłbym przed sekcją z czekoladowymi smakołykami i zjadł połowę z leżących tam towarów. Byłem strasznym łakomczuchem, którego ciało postanowiło buntować się po każdej zjedzonej słodyczy, pokazując niebezpieczne cyferki na wadze. Ale dziś rano, po wyspaniu się i ćwiczeniu gry na skrzypcach przez dwie godziny, zacząłem mieć taką chętkę na coś słodkiego, że gdy hyung zaproponował te lody, bez wahania na to przystałem.

Choć zmierzając już w stronę jednej z lodziarni, patrząc na nasze złączone ręce i słysząc pytanie o moją pracę w cukierni, poczułem ogromne wyrzuty sumienia, że jeszcze niczego mu nie powiedziałem o tych dwóch dziwnych sytuacjach. Zazwyczaj od razu dzieliłem się z nim moimi rozmowami z Betami lub Alfami, które wydawały się być mną zainteresowane. Jednak nigdy nie użyłem tak nieodpowiednich słów, aby go o tym powiadomić. I widząc jak na jego twarzy maluje się smutek, szybko zamieniony na nieco wymuszony uśmiech, poczułem lekkie ukłucie w sercu.

– Naprawdę? To... to chyba dobrze... – stwierdził, na pewno nie mając tego na myśli, co mogłem łatwo rozszyfrować po jego oczach.

Zmartwiłem się jego reakcją i swoimi nieprzemyślanymi słowami, dlatego moje dłonie wylądowały na jego policzkach. Chciałem go przeprosić i temu zaprzeczyć, ale aż za dobrze wiedziałem czego oczekuje moje serce.

Pogłaskałem go kciukami po miękkich policzkach, zaraz jednak postanawiając zamienić ten gest na kolejne wtulenie się w jego ramiona. Jak zwykle otoczyłem go rękoma ponad pasem, będąc akurat na wysokości jego szyi. Wzrost Bet najbardziej mi odpowiadał, bo byłem do niego przyzwyczajony, po chowaniu się w bezpiecznych ramionach brata przez tyle lat. Omegi nigdy nie przekraczały stu siedemdziesięciu centymetrów wysokości. Te mające najmniej szczęścia, mierzyły nawet sto pięćdziesiąt centymetrów, a te mogące cieszyć się z obdarowania ich całkiem wygodnym wzrostem, właśnie sto siedemdziesiąt, lub tak jak ja – sto sześćdziesiąt osiem. Bety utrzymywały się w granicach od stu siedemdziesięciu do stu osiemdziesięciu trzech. Gdy te górne wysokości były przeznaczone dla Alf. Dlatego czasami nie dziwiłem się temu statusowi, gdy faktycznie czuł nad nami władzę, skoro przy Alfach byliśmy naprawdę niscy. Choć oczywiście od czegoś były te buty na platformach, które od czasu do czasu nosiłem.

Teraz jednak nie potrzebowałem przypływu pewności siebie, wywołanym moim wzrostem, bo miałem przy sobie hyunga, z którym zawsze czułem się najbezpieczniej. Zwłaszcza gdy byłem tak blisko niego.

– Tylko poznałem, hyung – zapewniłem, rozpoczynając precyzowanie moich poprzednich słów o „poznaniu kogoś". – Wiem, jakie potrafią być Alfy i nadal mu nie ufam. Ale on... i tak ciągle przychodzi do cukierni. Więc nie wiem, czy zależy mu na mnie, czy na... wykorzystaniu mnie – wyszeptałem, używając przy tym jak zwykle najdelikatniejszych określeń, opisujących zamiary większości Alf wobec wolnych Omeg. I może to był mój błąd, bo poczułem jak całe ciało Yoongiego nieco się spina.

– Mówił ci coś niestosownego? Nie powinieneś się takimi przejmować. Jeśli zależy mu tylko na zaciągnięciu cię do łóżka, to na pewno mu na to nie pozwolę – oznajmił, dzięki czemu odrobinę mi ulżyło. Bo nawet jeśli nie chciałem, aby mój brat lub przyjaciel rozmawiali z Park Jiminem, każde zapewnienie mnie o posiadaniu tak bliskich, kochających i chroniących mnie osób, pomagało mi wyzbyć się choć trochę strachu. – I Seokjin hyung na pewno też nie – dodał jeszcze, dosyć szybko, chyba chcąc podkreślić, że mam aż dwie ukochane Bety, które mnie chronią.

– Powiedział, że mój zapach jest kuszący i dał mi swoją wizytówkę przy pierwszym spotkaniu, więc inaczej tego odebrać nie mogłem – kontynuowałem zdradzanie mu tych najłagodniejszych faktów z poznania srebrnowłosego Alfy. – Ale później zapytał mnie o imię i chciał ze mną po prostu porozmawiać... Wiem, że to mogą być tylko kolejne sztuczki, dlatego nie wiem co robić, hyung. – Wtuliłem się w jego szyję jeszcze bardziej, nie przejmując temperaturą naszych ciał, bo za bardzo pragnąłem bliskości podczas poruszania takiego tematu. Szczególnie że musiałem uważać na każde słowo, nie chcąc i nie mogą zranić nimi Yoongiego.

– Jeonggukie, obawiam się, że swoim zachowaniem dał ci jasno do zrozumienia, czego od ciebie oczekuje – stwierdził, z lekką ulgą? Nie byłem pewien jakie uczucie wyłapałem w jego słowach. – Może porozmawiamy z Seokjin hyungiem, by wybrał się z Namjoon hyungiem do twojej cukierni? Damy mu do zrozumienia, że ma z nami nie zadzierać.

O nie, nie, nie. Tylko nie to.

Lekko zaskoczony, ale i wystraszony, oderwałem policzek ukryty za materiałem maski od ciała hyunga, aby podnieść głowę do góry i popatrzeć na jego przystojną twarz.

– Nie chciałbym, aby doszło do takiej konfrontacji, hyung. Po prostu nie dam mu tego, czego oczekuje.

– No dobrze, Jeonggukie. Ale pamiętaj, że masz nas. Nie pozwolimy cię skrzywdzić – przypomniał, pochylając się, by złożyć na moim czole delikatny pocałunek. Oczywiście przymknąłem oczy na ten gest, ciesząc się, że hyung jest tak wyrozumiały i kochany.

Nie mogłem sobie w tej chwili odpuścić jego bliskości, dlatego zaraz schowałem się w ramionach czarnowłosego, bo chciałem poruszyć jeszcze jeden temat nietypowych sytuacji w moim życiu.

– Nie tylko on mnie martwi, hyung – wyszeptałem niepewnie, gdy Yoongi jak zwykle mnie objął, zapewniając w ten sposób miły i przyjemny, a przede wszystkim mniej onieśmielający sposób na ciężką rozmową.

– Co się dzieje, Jeonggukie? – Jego głos znów był lekko wystraszony moimi słowami. Choć nie miałem pojęcia czego się spodziewa po poruszeniu tematu nachodzącego mnie Alfy.

– Pani dyrektor Lee... Z filharmonii... Zabrała mnie na obiad – przyznałem cicho, zaniepokojony, bo nadal nie wiedziałem jak odbierać całe to zdarzenie. – Miałem ci powiedzieć wcześniej, hyung, ale... nie potrafiłem wpleść tego w rozmowę – dodałem, nawiązując do naszych licznych, wspólnych powrotów do domu, podczas których najczęściej nie potrafiłem pozbierać myśli i przez to niczego mu nie zdradzałem.

– Pani dyrektor? – Hyung zdziwił się tą informacją, nie dowierzając w to tak samo jak ja. W końcu nawet jeśli byłem Omegą o ładnym zapachu, nigdy nie pomyślałbym, że zwabi on do mnie kogoś tak niespodziewanego. I najbardziej obawiałem się jak na tym ucierpię, jeśli Lee Jieun nie będzie chciała mnie tylko „posmakować", a może też uczynić swoim partnerem, któremu osoby wyżej od niej postawione, zabroniłyby grać w orkiestrze, nad którą dyrektorka sprawuje pieczę.

– Tak – przyznałem cicho, odsuwając się na chwilę od hyunga, kiedy wszystkie te fakty uderzyły w mój umysł ze dwojoną siłą. Martwiłem się teraz o moje hobby, któremu oddałem prawie całą duszę, nie mogąc go ot tak porzucić, przez co mój wzrok zawiesił się gdzieś na chodniku, na którym staliśmy.

– Myślę... Myślę, że o ile nic ci nie proponowała, co mogłoby ci się nie spodobać, to... to chyba ma wobec ciebie poważne zamiary... – stwierdził mój hyung niepewnie. – Ale i tak nie powinieneś dać się zwabić do jej gabinetu.

Po usłyszeniu jego końcowych słów, po prostu podniosłem dłonie do góry i schowałem w nich twarz, pozwalając sobie na ciche westchnięcie.

– Czasami chciałbym po prostu stracić ten zapach, hyung – podzieliłem się z nim myślą, która nagle pojawiała się w moim umyśle, przez co zaraz zostałem przez niego objęty, mogąc odetchnąć z ulgą, pozwalając swojej głowie spocząć przy jego obojczyku. Cieszyłem się, że przynajmniej Yoongi widzi we mnie coś więcej niż obiekt do „posmakowania".

– Chyba każdy z nas chciałby czegoś, co jest niemożliwe – przyznał smutnie. I zanim zdołałem zrozumieć co takiego ma na myśli, dodał: – Chodź, kupimy ci duże lody na pocieszenie, bo na tej ślicznej buzi nie powinno być ani grama smutku.

Takie komplementy od zawsze wywoływały we mnie tyle uczuć, bym od zawstydzenia i zaskoczenia, przeszedł przez lekki strach, aż do radości. Bo w końcu hyung nigdy mnie nie okłamał i na pewno mówił to, co czuł i widział naprawdę.

Znów się od niego odsunąłem, choć tym razem po to, by unieść się na palcach, podsuwając maskę odrobinę do góry i dając mu buziaka prosto w policzek. Choć w przeciwieństwie do tych pożegnalnych lub tak jak ostatnio – zastępujących zapłatę, ten nie był na tyle onieśmielający, bym próbował uciec wzrokiem od hyunga. Po opuszczeniu maski, po prostu przygryzłem delikatnie dolną wargę, ciesząc się z wykonania takiego gestu, który oczywiście zaraz wyjaśniłem:

– Dziękuję, hyung. Że przy mnie jesteś i mogę ufać chociaż tobie.

Yoongi uśmiechnął się na te słowa, mimo wszystko nie mogąc ukryć lekkich rumieńców, przez które uśmiechałem się do siebie przez resztę drogi do lodziarni, nadal trzymając przy tym dłoń hyunga i postanawiając po prostu cieszyć się tym, na co mama mi pozwala. W końcu w taki sposób uszczęśliwiałem nie tylko siebie, a również mojego ukochanego przyjaciela.



Jimin:

Biorąc pod uwagę mój nowy rozkład dnia, codziennie czekałem, aby móc już wyjść w okolicach przerwy z firmy i udać się do cukierni, gdzie Jeongguk, którego imię w końcu poznałem, cieszył moje oczy swoją słodką osobą, a nos wspaniałym zapachem. Coraz częściej przyłapywałem się jednak na tym, że chciałbym od niego czegoś więcej niż jednorazowego seksu. Nawet będąc w sklepie z Taehyungiem, moją uwagę przykuwały ubrania, które bardzo ładnie podkreśliłyby urodę chłopaka z cukierni, przez co miałem ochotę je kupić i mu podarować, aby wywołać jego radosny uśmiech takim prezentem. Lecz na taki krok nie mogłem sobie pozwolić, nie chcąc go spłoszyć. Wydawał się jeszcze bardziej delikatny, niż inne Omegi, przez co ważyłem każde słowo.

Byłem z nim szczery, przyznając się do moich początkowych zamiarów, nie chcąc próbować mu wmawiać kłamstewek, choć wizja wybielenia się była kusząca. I tak uciekłem się już do oszustwa, maskując zapach Taehyunga jakimiś preparatami, aby nie zniechęcić do siebie tej słodkiej Omegi. Za bardzo mi zależało, aby przeszkodziła w tym bliższym poznaniu woń gumy balonowej i truskawek, która już wcale nie wydawała mi się przyjemna. Ciągle pożądałem tylko jabłek i toffi.

Także i tego dnia, siedząc w biurze, ciągle zerkałem na zegarek, czekając na wybicie dwunastej. Prowadziłem telekonferencję z moimi przyjaciółmi – Alfami – zajmującymi równie ważne stanowiska jak moje. Poznaliśmy się w szkole prywatnej, a nasi rodzice oczywiście doskonale się znali, w końcu wszyscy pochodziliśmy z najlepszych rodzin. I tak w mojej watasze, której bądź co bądź przewodziłem, nawet nie będąc najstarszym spośród zgromadzonych, znalazły się takie osoby jak dziedzic sieci hoteli w całej Azji – Jung Hoseok, spadkobierca SM Entertainment, jednej z najpopularniejszych wytwórni muzycznych – Lee Taemin, córka jednego z ministrów – Moon Byulyi. Oprócz nich był jeszcze Kim Wonsik, który szykował się do roli CEO linii lotniczych, a także Ahn Hyejin – obecnie projektantka mody, a w przyszłości szefowa najdroższej marki odzieżowej. Lecz ta dwójka nie mogła się przyłączyć do naszej rozmowy. Nie było także bliźniaków, którzy jako CFO i CIO mieli teraz inne rzeczy na głowie.

– Czyli w sobotę idziemy się nachlać. Wszyscy się zgadzają? – zapytał Hoseok, zacierając ręce, podsumowujący tym jednym pytaniem naszą półgodzinną dyskusję.

Potwierdziłem, szykując się mentalnie na niedzielę spędzoną w domu, a akurat, gdy się rozłączyłem, drzwi do mojego gabinetu się otworzyły, a do środka wszedł mój asystent – pan Cha. Bardzo uczynny Beta, który pomagał mi ogarniać wszystkie formalności, odkąd zasiadłem na stanowisku CMO. Wcześniej pracował z moim ojcem, przez co jako jeden z nielicznych przedstawicieli swojego statusu, miał mój szacunek i mógł zwracać się do mnie po imieniu.

– Przywiozłeś papiery? – zapytałem spokojnie, zamykając laptopa, który przeniosłem do torby, szykując się do wyjazdu.

– Tak, ale niestety przywiozłem również mały kłopot – odparł zmieszany, a mój wzrok zaraz powędrował w stronę drzwi, w których stanął mój najmłodszy brat.

– Sungie, co ty tu robisz? – spytałem zaskoczony, nie spodziewając się takiej wizyty. Maluch jak zawsze ściskał swojego pluszaka, a na plecach miał mały plecak w kształcie smoka, który kupił mu Jihwan. Chłopiec natychmiast podbiegł do mojego biurka i wdrapał się na moje kolana, robiąc przy tym słodkie oczy. Nawet jeśli miał już siedem lat, przez swoją drobną budowę, wyglądał na zdecydowanie młodszego.

– Hyung, zabierz mnie do magicznych ciastek. Prooooooszę – zaczął błagalnie, a przez te urocze ubranka, kędziorki i wielkie oczy, nie było szans, abym mu odmówił. Gdy będzie miał szesnaście lat, to Alfy oszaleją na jego punkcie...

Westchnąłem i posłałem mu uśmiech, kiwając tylko głową, na co Jisung uniósł pięści w akcie zwycięstwa i zadowolony poczekał, abym mógł spakować potrzebne mi rzeczy, po czym ruszyliśmy razem na parking do mojego samochodu.

Jisung siedział grzecznie z tyłu, opowiadając mi, co robił od rana, męcząc naszą gosposię, która pomagała naszej mamie w prowadzeniu ogromnego domu, w jakim żyliśmy. Wizja trzypiętrowej willi, w której na parterze przyjmuje się gości, na pierwszym piętrze mieszkają rodzice, na drugim czwórka chłopaków, a trzecie należy w całości do mnie, przerażała każdego, kto miał tam sprzątać. No ale cóż, mieliśmy pieniądze, więc mogliśmy sobie pozwolić na udogodnienia.

Przed wyjściem z samochodu, przypomniałem bratu, że ma być grzeczny, bo posiedzimy trochę w tej cukierni i nie może przeszkadzać innym klientom, na co on radośnie pokiwał głową i wysiadł.

Nim zdążyłem zamknąć mojego hyundaia, maluch przyciągnięty kolorową wystawą, natychmiast pobiegł prosto do naszego celu. Ruszyłem szybko za nim, przez co mogłem usłyszeć, jak krzyczy głośno: „Dzień dobry", a gdy wszedłem do środka, mały glonojad już ślinił się na szybie z deserami.

– Sungie, mówiłem byś na mnie poczekał – upomniałem go, podchodząc szybko do brata, który zrobił zamaszysty gest, zakreślając ogromne koło przed sobą.

– Hyuuung! Chcę to wszystko! – zażądał, na co się zaśmiałem.

– Jak zjesz to wszystko, to pękniesz – zauważyłem, wiedząc że i tak po piątym kawałku miałby dość.

– Ale to Chimmy chce tyle... – bronił się mały, podnosząc swojego pluszaka, na którego zawsze zrzucał winę.

Pokręciłem tylko głową i podszedłem do lady, przy której na szczęście znów stał mój ulubiony, słodki Omega.

– Dzień dobry, Jeongguk.

Poczułem, jak Jisung łapie za moją koszulkę i chowa się trochę, jak zawsze nieśmiały w bezpośrednim starciu z obcą mu osobą.

– Dzień dobry, hyung... I dzień dobry, nieśmiały skarbie – odparł chłopak, koncentrując się zaraz na Jisungu, którym widocznie był oczarowany. Zaraz przed moimi oczami pojawiły się te wszystkie razy, gdy Omega wchodził w interakcje z dziećmi, przez co przybiłem sobie w duchu piątkę, gratulując zgodzenia się na wizytę tutaj z Jisungiem.

Jeongguk pomachał do wciąż ukrytego za moją nogą chłopczyka, po czym wrócił do mnie wzrokiem, odrywając trochę od rozkoszowania się jego zapachem.

– To twój brat, hyung, czy...? – zapytał niepewny, nie kończąc pytania.

– Brat – potwierdziłem i zaraz uściśliłem. – Najmłodszy.

Poczułem, jak moja koszula jest maltretowana przez małą rączkę, która ciągnąc za materiał, próbowała zwrócić uwagę na malucha.

– Hyung, chcę ciastko... – powiedział cicho chłopiec.

– To jest ten potwór, który nałogowo pożera wasze ciastka z czekoladą i bananami – powiedziałem do Jeongguka, aby zapunktować u niego tym, komu kupuję słodycze.

– Może przywitasz się? – zaproponowałem, patrząc na Jisunga, który mocniej przytulił żółtą maskotkę.

– Mówiłem już dzień dobry...

– To może zapoznasz mnie ze swoim przyjacielem, kochanie? – zaświergotał Jeongguk, będąc w tym wszystkim jeszcze słodszym.

– To jest Chimmy. Jiwon hyung znalazł go w sklepie i Chimmy mu powiedział, że bardzo chce do mnie przyjechać. I teraz jest moim najlepszym przyjacielem – wyjaśnił chłopiec, zawsze łatwiej opowiadając o swoim pluszaku niż sobie.

– Czy Chimmy też chce ciastko? – zapytałem, chcąc trochę ożywić tę zawstydzoną kulkę, której oczy zaraz rozbłysły.

– A mogę tę babeczkę z bananem? Dla Chimmiego.

– Nie za dużo tych bananów? Przecież masz jeszcze mleko bananowe – zauważyłem, przypominając sobie, że przecież mój brat w ostatnim czasie bardzo często domagał się jedzenia tego owocu.

– Jihyun hyung powiedział, że jeśli będę jadł dużo bananów, to będę pachniał jak mleko bananowe! – wyjaśnił mały Omega, na co westchnąłem.

Jihyun ty kłamco.

– To tak nie działa, Sungie... – zacząłem, ale mały zaraz mi przerwał jednym krótkim stwierdzeniem, po którym nadymał policzki.

– Zobaczymy.

– Więc prosimy o to ciastko i babeczkę, a dla mnie dzisiaj tylko ciasto z toffi i kawa – powiedziałem do Jeongguka, posyłając mu uśmiech, który chyba dzisiaj średnio na niego działał, bo mój młodszy brat zgarniał niemal sto procent uwagi sprzedawcy.

– Oh, już się wszystkim zajmuję. Ciasteczka bananowo-czekoladowe dla Sungiego i babeczka bananowa dla Chimmiego – odparł chłopak, podając zaraz te rzeczy malcowi, zapakowane w papierowy woreczek, aby łatwiej mu było je wziąć. – Smacznego, skarbie.

– Idź tam usiąść, dobrze? – poprosiłem brata, który zaraz uciekł do wskazanego stolika w rogu, gdzie wdrapał się na krzesło i zabrał za jedzenie.

Obserwowałem, jak wyciąga z plecaka buteleczkę z mlekiem bananowym, na co miałem ochotę się roześmiać.

Ale mu kit wciskasz, Jihyun.

Skupiłem już uwagę na słodkiej Omedze, która szykowała moją część zamówienia, uśmiechając się do niego.

– Mam nadzieję, że nie będzie przeszkadzał, bo gdy się rozkręci, to zacznie gadać z pluszakiem. I przepraszam za wnoszenie własnych napojów – powiedziałem, wskazując głową na bananowego potwora.

– Zakaz dotyczy tylko dorosłych, hyung. I tylko, kiedy Jennie noona ich obsługuje – wyjaśnił Jeongguk, uśmiechając się do mnie jeszcze piękniej, niż zwykle, przez co moje serce nagle zabiło mocniej. Jak nic moje oczy musiały być przez chwilę bordowe.

– Mam nadzieję, że będziesz chciał jutro znów wypić ze mną herbatę? – zaproponowałem, próbując wykorzystać ten dobry humor, który działał na moją korzyść.

– Oczywiście, hyung. Otworzyć wam na razie rachunek? – zapytał trochę niepewnie, na co kiwnąłem głową.

– Tak, dziękuję. Czuję, że to nie jedyne, co ten pluszak pochłonie – stwierdziłem, dziękując za moje zamówienie i poszedłem już z nim do stolika.

Miałem rację z zachowaniem mojego brata, który po zjedzeniu ciastka i babeczki (oczywiście na spółkę z pluszakiem, żeby nie było), zaczął się nudzić, dlatego zaproponowałem mu, aby poćwiczył trochę czytanie, przez co wyjął z plecaka małą książkę i z pluszakiem na kolanach czytał bajki. Oczywiście na głos, ale na szczęście nie było w cukierni nikogo, kto by się tym przejął. Wszyscy raczej posyłali uśmiechy w stronę mojego brata, a sam Jeongguk rozpływał się z radości, gdy Jisungie podszedł do niego jeszcze trzy razy, prosząc o kolejne słodkości, oczywiście wcześniej uzyskując na to moją zgodę. Ja natomiast po prostu skupiłem się na pracy, jak zawsze korzystając też z możliwości podziwiania słodkiej Omegi w tym uroczym otoczeniu.



Jeongguk:

Park Jimin zaskoczył mnie przyprowadzeniem dziś pięknego, małego aniołka, od którego uroczej buzi i kręconych włosków, nie mogłem oderwać spojrzenia. Każde dziecko otrzymywało dużo uwagi w naszej cukierni, czy to ode mnie, czy od Jennie, która również uwielbiała takie słodkie, niewinne i małe osóbki. Jeszcze przed ujawnieniem statusu brata Jimina, wiadomym było, że chłopczyk zostanie Omegą, co nie tylko wykryto testem, zrobionym tuż po urodzeniu Jisunga, a także można było to wywnioskować po krótkich obserwacjach.

Rozczulałem się każdym jego słowem i uroczym gestem, mając ochotę po prostu zostawić na razie swój obowiązek i dołączyć do Jimina i jego braciszka przy stałym stoliku srebrnowłosego Alfy. Oczywiście przyłapałem się na tym, że w pewnym momencie moje myśli uciekły do scenariusza, w którym Jisung faktycznie byłby dzieckiem Park Jimina, co prawda adoptowanym, ze względu na wiek Alfy. I zastanawiałem się, czy z naszym dzieckiem też by tak wyglądał, uderzając tą ogromną dawką słodyczy prosto w moje serce. Już nawet zapędziłem się tak bardzo, że wymyśliłem kilka imion dla naszego potomstwa, uspokajając się z tym dopiero, gdy Jennie odgoniła moją rozmarzoną osobę od kasy, bo pojawił się jakiś klient. To mnie jednak nie powstrzymało od obserwowania Jimina i Jisunga, podczas przeglądania partytury na kolejny występ w filharmonii, bo i tak teoretycznie miałem przerwę, mogąc sobie na to pozwolić. Moje myśli zmusiły mnie nawet do powrócenia do czasów mojego dzieciństwa, gdy miałem nieco dłuższe włosy, zawsze ładnie uwiązane i przyozdobione przez sprawne ręce mamy. Wtedy miałem jeszcze delikatniejszą urodę niż teraz, po prostu z wiekiem dojrzewając i wyrastając z niektórych rzeczy. Choć miałem nadzieję, że brat Jimina nigdy nie wyrośnie z takich kręconych włosków i przeuroczej buzi.

Noona oczywiście postanowiła w końcu wyszeptać mi na ucho krótki monolog o posiadaniu z Jiminem dzieci, które byłyby na pewno przepiękne dzięki genom swoich rodziców, co oderwało mnie całkowicie od przeglądania partytury na próby. Zawstydzony, starałem się już nie przyglądać aż tak Jisungowi i Jiminowi, zajmując się przekładaniem produktów w witrynach. I dopiero nagłe poruszenie przy jedynym zajmowanym stoliku w cukierni, zwróciło znów moją uwagę. Alfa zbierał się już ze swoim bratem, przez co od razu zaczęło mi być smutno, bo nie wiedziałem kiedy następnym razem zobaczę tego małego, uroczego Omegę.

Hyung zrobił jeszcze niewielkie zakupy słodyczowe tuż przed wyjściem. I nawet jeśli starałem się posyłać mu swój szeroki uśmiech podczas pakowania, a następnie wręczania produktów, i tak moje oczy częściej lądowały na Jisungu.

Chłopczyk tuż przed zbliżeniem karty przez swojego brata do trzymanego przeze mnie terminala, pociągnął go za koszulkę, domagając się wyręczenia go w tej czynności. Tak jak się tego spodziewałem, Jimin uległ tym uroczym oczom i wziął chłopca na ręce, pozwalając mu zapłacić za zakupy. A kiedy szczęśliwy maluch wylądował stopami z powrotem na podłodze, srebrnowłosy Alfa postanowił przypomnieć mu tuż przed wyjściem o manierach, choć nic z jego zachowania ani trochę mi nie przeszkadzało.

– Chyba trzeba podziękować panu sprzedawcy – oznajmił hyung, zatrzymując tym samym swojego brata tuż przed drzwiami, bo kiedy maluch to usłyszał, odwrócił się i zamiast po prostu się do mnie uśmiechnąć i podziękować, skierował się w stronę przejścia za ladę, podchodząc do moich nóg i się do nich przytulając. – Jisung... – Jimin znów próbował go upomnieć, choć zupełnie niepotrzebnie, bo moje serce cieszyło się na ten uroczy widok.

– Dziękuję za pyszne słodkości – usłyszałem od chłopca, gdy moja ręka już delikatnie głaskała go po głowie.

– Proszę, skarbie – zacząłem, niestety długo nie mogąc się nacieszyć tym przytuleniem i podziękowaniami, bo maluch zaraz uciekł z powrotem do Jimina. – Możesz częściej przychodzić ze swoim przyjacielem, Sungie. Zawsze chętnie wam sprzedam bananowe ciasteczka – zapewniłem go z uśmiechem, stając już bliżej lady, aby móc jeszcze popatrzeć na ten uroczy uśmiech brata Jimina, posyłany w moją stronę.

– Zabierzemy kartę hyunga i przyjdziemy – oznajmił, przenosząc zaraz po tym wzrok na Jimina, aby dodać: – A ty, hyung?

– Co ja?

– Chyba trzeba podziękować panu sprzedawcy – stwierdził, próbując wyjaśnić srebrnowłosemu Alfie co takiego ma na myśli. Jednak już nieraz słyszałem podziękowania z ust Jimina, dlatego po prostu kontynuowałem posyłanie im szerokiego uśmiechu.

– Dziękuję za pyszne ciasto i kawę, Jeongguk.

– A przytulas?

Przytulas? Ale... Od kogo? I dla kogo?

Stałem naprzeciwko nich, lekko zdezorientowany. I dopiero śmiech Alfy i jego pytanie, skierowane prosto do mnie, uświadomiły mi, co takiego Jisung miał na myśli.

– Mogę?

Rozbawiony Jimin patrzył w moją stronę, kiedy ja dosłownie się zawiesiłem. Mój system chyba nie wytrzymał przeciążenia i padł na dobre kilka sekund.

To tylko... zapach. I jego umięśnione ciało i szerokie ramiona, do których będę pasował... LUB NIE! Nie mogę panikować, nie mogę panikować. To tylko przytulenie... Od Alfy, który jest zbyt atrakcyjny!

W porę się opanowałem, nie dając po sobie poznać, że cokolwiek dzieje się w tej chwili w moim umyśle. Szczególnie gdy doszedłem do wniosku, że od początku o tym marzyłem.

– Chyba... Chyba tak – powiedziałem odrobinę ciszej, zaraz spuszczając głowę, aby ukryć choć trochę niewielki uśmiech.

Razem ruszyliśmy w swoją stronę, kierując się do przejścia za ladę, przed którym się spotkaliśmy. Byłem już mocno zarumieniony, a serce biło mi tak głośno, że aż obawiałem się usłyszenia tego przez hyunga.

Tak jak się tego spodziewałem, nigdy wcześniej nie będąc blisko niego i nie mogąc się upewnić, czubek mojej głowy znajdował się na wysokości jego brody, przez co nie miałem śmiałości, by podnieść na niego w tej chwili wzroku, wpatrując się prosto w jego tors. Mój oddech już dawno przyspieszył, choć starałem się nie pokazywać tego po sobie, oddychając trochę przez lekko rozchylone usta i trochę przez nos.

Hyung nawet nie dał postawić mi ostatniego kroku w jego stronę, bo już mnie do siebie przyciągnął, a ja wprost utonąłem w zapachu migdałów i cedru. Duże dłonie wtuliły moje ledwo trzymające się na nogach ciało w tors Alfy. A ja miałem po prostu ochotę cicho jęknąć, bo już od bardzo dawna nie znajdowałem się w tak przyjemnym i bezpiecznym miejscu. Mój nos oczywiście korzystał z okazji i zaciągał się tym zapachem, a ręce trochę nieśmiało przeniosły się na jego boki, obejmując je delikatnie. Wyczuwałem jego mięśnie, których tak samo jak reszty cech Alfy, odrobinę się bałem. Choć w tej chwili nie był to strach przed atakiem, a strach przed niechęcią puszczenia go i błagania, aby został moim Alfą. Jednak wiedziałem, że w ten sposób tylko bym się wygłupił i ponownie rozczarował, bo nikt z najwyższego statusu nie był zainteresowany naznaczeniem mnie jako swojego partnera. Tym bardziej ktoś taki jak Park Jimin.

– Dziękuję za pyszności, które codziennie mi sprzedajesz – dotarł do moich uszu jego niski głos, którym nie zdążyłem się nacieszyć, bo już zostałem puszczony.

Nie wiedziałem, jakie uczucia pojawiły się w tej chwili na mojej twarzy, ale srebrnowłosy zareagował na to ciepłym uśmiechem.

– Idziemy, hyung? – ponaglił go jego braciszek, o którego obecności przypomniałem sobie dopiero teraz, bo aż za bardzo byłem zajęty wpatrywaniem się w ten atrakcyjny uśmiech Jimina, na chwilę wyrzucając z umysłu dosłownie wszystko, by zrobić miejsce tylko na tego Alfę.

– Tak. Idziemy – potwierdził, nadal nie pozbywając się ze swojej twarzy tego uśmiechu, za którym moje oczy zaczęły podążać, gdy starszy skierował swoje kroki do wyjścia, pod którym czekał na niego Jisung. – Do jutra, Jeongguk – powiedział, a ja mogłem jeszcze zarejestrować jak jego braciszek macha mi na pożegnanie.

Trochę z lekkim opóźnieniem, odpowiedziałem na ten gest, czekając aż drzwi się za nimi zamkną, abym oparł się o podniesione do góry przejście za ladę i przymknął na chwilę oczy, czując jak po takim rozluźnieniu trochę mojego naturalnego nawilżenia, wylewa się z mojego wnętrza.

– Jeonggukie! – Jennie od razu na to zareagowała, na pewno wyczuwając, że zapach toffi i jabłek jest zbyt wyraźny, dlatego pomogła mi ustać na nogach, obejmując w pasie. – Aż tak? Jeonggukie... to nie rujka, prawda?

Zaskomlałem cicho, nie zamierzając jednak tego zrobić, ale dotarł do mnie zapach Jennie, którego nie chciałem w tej chwili czuć.

­– Nie... Ale chyba jestem przed rujką – wyszeptałem, od razu wtulając nos w moje ramię, aby wyłapać choć trochę mieszanki migdałowo-cedrowej.

– Pójdziemy do łazienki, ogarniemy cię, kochanie, i odprowadzę cię do domu – zarządziła dziewczyna, używając całej swojej siły, aby pomóc mi stanąć prosto i ruszyć z nią do wspomnianego pomieszczenia. – Chyba jeszcze nie ma u ciebie nikogo w domu, prawda? Będziesz mógł odpocząć i zająć się sobą, Jeonggukie. A później weźmiesz tabletki, tak?

­– Tak, noona – obiecałem, oczywiście nie mając zamiaru obudzić się jutro lub pojutrze z nieprzyjemnym wręcz pragnieniem Alfy, który mógłby mnie zaspokoić. Zresztą, gdyby stało się to w nocy, to nie byłoby aż takie złe. Najgorsze były rujki, które nadchodziły w ciągu dnia, do tego bez żadnych wcześniejszych znaków, w postaci choćby szybkiego podniecenia się przez zbyt wyraźny zapach Alfy.

Jennie pomogła mi w łazience, przynosząc też trochę wody i starając się uspokoić tę szalejącą we mnie Omegę, która miała ochotę wstać i pobiec za Jiminem, lub chociażby do niego zadzwonić i prosić, aby mnie wykorzystał, jak zamierzał to zrobić na początku. W tej chwili taka opcja wydawała się dla mnie niezwykle korzystna i podniecająca, przez co Jennie musiała trzymać moje myśli z dala od srebrnowłosego Alfy.

Dziewczyna zadzwoniła jeszcze do naszego szefa, ogłaszając stan wyjątkowy, który mężczyzna doskonale znał, rozmawiając już na ten temat podczas przyjmowania nas do pracy. Może gdyby był Alfą, nigdy nie przystałby na takie wychodzenie, kiedy dopadnie nas rujka. Zresztą, trochę byśmy się bali w ogóle go o tym powiadamiać.

Kiedy się zebraliśmy, ruszyliśmy szybkim krokiem do mojego domu. Ja starałem się nie myśleć o Jiminie, a Jennie starała się mnie zagadać najdziwniejszymi tematami. I na szczęście daliśmy radę dotrzeć pod mój blok, a następnie pod moje mieszkanie w jednym kawałku. Dziewczyna jeszcze przypomniała mi o tabletkach i dała buziaka na pożegnanie, upewniając się, że wszedłem do mieszkania, po czym przeszła do windy, machając mi i posyłając swój uroczy uśmiech.

Jednak wystarczyło bym zamknął za sobą drzwi od mieszkania, by zorientować się, że w domu chyba faktycznie nikogo nie ma.

– Mamo?! Tato?! Hyuung?! – krzyknąłem, zwracając się do wszystkich członków mojej rodziny, a kiedy nie otrzymałem żadnego odzewu, zrzuciłem szybko buty z nóg i pognałem do siebie. Na wszelki wypadek zamknąłem też drzwi od swojego pokoju, po czym rzuciłem torbę na podłogę i w sekundzie przeniosłem się na łóżko.

Cicho zaskomlałem, zniecierpliwiony, kiedy po uklęknięciu na materacu, złapałem za dół mojej koszulki, jednak moje drżące ręce nie chciały ze mną współpracować. Nawet w łóżku byłem strasznie nieporadny w sytuacjach, które wywoływały te najsilniejsze emocje. Obecną z nich było oczywiście pożądanie, które zmusiło mnie do tymczasowego wąchania swoich ramion, wywołując w ten sposób ciche jęki.

– Mmm, hyuung – wyszeptałem dość błagalnie, z zamkniętymi oczami, jak gdyby to on się teraz ze mną droczył, nie chcąc pozbyć się moich ubrań, a drażniąc jedynie moją Omegę swoim zapachem. – Alfo – dodałem, gdy w końcu złapałem za materiał koszulki i podsunąłem go do góry, aby pozbyć się go całkowicie. Nie miałem jednak zamiaru go odrzucać, bo teraz posiadałem tylko tę koszulkę, która mogła zapewnić mi ulgę.

Rzuciłem się razem z nią na kołdrę, wtulając twarz w przyjemnie pachnący materiał, który przy każdym zaciągnięciu się nim, zmuszał mnie do wydawania z siebie tłumionych przez koszulkę pomruków, a czasami też jęków.

Jedną ręką nadal podtrzymywałem ubranie blisko swojej twarzy, gdy druga jak najszybciej zsunęła się na dolne partie mojego ciała, by rozpiąć moje spodnie i zsunąć resztę ubrań do połowy ud.

– Mój Alfo... Tak cudownie pachniesz – wyszeptałem trochę niewyraźnie, w koszulkę pachnącą migdałami i cedrem, czując że jestem już wystarczająco mokry, by kontynuować moją symulację, która była mi w tej chwili naprawdę potrzebna.

Moje palce szybko dotarły do mokrego wejścia, a gdy zaledwie go dotknęły, z cichym jękiem jeszcze bardziej wtuliłem twarz w trzymane ubranie. Nie pozwoliłem swojej wewnętrznej Omedze zrozumieć, że jest w tej chwili oszukiwana i to nie Alfa zaraz ją pokryje, bo od razu wypiąłem się trochę bardziej i wsunąłem dwa palce do mojego wnętrza, które było już wypełnione moim naturalnym nawilżeniem. Na pewno w całym pokoju dało się wyczuć mój zapach, dlatego nie odsuwałem się od mojego skarbu, jakim była koszulka z zapachem Jimina, pozwalając w tym samym czasie swoim palcom zacząć powoli poruszać się w moim wnętrzu.

Moje myśli krążyły wokół widoku, jaki zapewniałbym poruszającemu się we mnie Alfie. Wyobrażałem sobie jak jego dłonie zaciskają się na moich biodrach, chwaląc je i komplementując, by przy każdym, nieco agresywnym pchnięciu, czuć jak przyciąga mnie jeszcze bliżej siebie, mówiąc że uwielbia mnie oglądać w takiej pozycji.

Mój umysł dawał się oszukać, a pośladki w pewnym momencie same zaczęły współpracować z palcami, dodatkowo się na nie nabijając. I dopiero teraz sobie uświadomiłem, że moje wnętrze faktycznie przygotowywało się do rujki, czego musiałem nie zauważyć przez te wszystkie ostatnie wydarzenia. Końcówka układu rozrodczego i układu pokarmowego męskich Omeg łączyła się ze sobą, mając dwa zastosowania i przez to zawsze oczyszczając się przed rujkami, aby bez problemu przyjąć nasienie Alf i pozwolić zajść nam w ciążę. I kiedy mój umysł zdał sobie z tego sprawę, zapragnąłem czegoś więcej od trzech palców i koszulki z zapachem Jimina. Przez co musiałem już całkowicie skupić się na poruszaniu w swoim mokrym wnętrzu, które produkowało coraz więcej cieczy o smaku i zapachu toffi i jabłek, znów powracając do moich wyobrażeń o srebrnowłosym Alfie, któremu oddałem w końcu swoje ciało.

– Jestem tylko twoją Omegą, mój Alfo. Tylko twoją – jęczałem w zapach cedru i migdałów, przyspieszając swoje ruchy i ignorując przy tym lekki ból ręki, który przegrywał z pożądaniem.

Słyszałem tylko i wyłącznie swoje pomruki i jęki, pracujące w moim wnętrzu palce, które wsuwały się i wysuwały ze mnie bardzo szybko, oraz głośny oddech, nad którym nie mogłem zapanować. I przez dość długi brak takich przyjemności i niedopieszczenie, byłem już naprawdę blisko jednego z najlepszym orgazmów, jakie do tej pory przeżyłem. Wszystkie inne, utrzymujące się na wysokich pozycjach, też zaliczały się do moich palców, bo nawet jeśli Alfy były tym, o czym marzyła każda Omega w łóżku, niekoniecznie spełniały one nasze oczekiwania i wyobrażenia dotyczące zbliżeń między naszymi statusami. Zwłaszcza dla mnie, ich brutalność była po prostu krzywdząca. Jednak mój wyimaginowany, idealny, srebrnowłosy Alfa, który nazywał się oczywiście Park Jimin, potrafił mnie zadowolić, przyspieszając ruchy tuż przy końcu, by zaraz usłyszeć mój ostatni, cichy jęk i zobaczyć jak dochodzę na swoją kołdrę i fragment podbrzusza.

Nie chciałem się ruszać, wyjmując jedynie palce ze swojego wnętrza, bo byłem zbyt zmęczony, zbyt szczęśliwy i zbyt rozmarzony, aby psuć ten piękny moment. Nie miałem pojęcia, co zrobiłby Park Jimin tuż po wszystkim – oczywiście gdyby już zdołał ze mnie wyjść – bo nie chciałem powracać myślami do rzeczywistości. Nawet jeżeli dobrze wiedziałem, że od dzisiaj to Jennie zajmie moje miejsce za ladą, gdy na horyzoncie pojawi się Alfa z moich seksualnych fantazji.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top