30 - Common belief

Vhope'owy rozdział :D

3100 ;)

~~~~~~~~~~~





Hoseok:

Z utęsknieniem czekałem końca promocji dramy mojego partnera, aby móc w końcu mieć go tylko dla siebie. Co prawda zdawałem sobie sprawę z tego, iż teraz już na pewno nie będę go miał na wyłączność, gdyż ta piękna buzia, trafiła do serc wielu Alf i Bet. Fani szybko zaczęli pisać do niego tysiące listów, wiadomości i tweetów, składając mu najróżniejsze propozycje, z których młodszy się cieszył, nawet jeśli nie zamierzał przyjmować. A mi pozostało zaciskanie zębów i dopieszczanie go tak bardzo, aby nawet nie myślał o innych. Z tego też powodu wykorzystałem jego czas wolny, aby zabrać go gdzieś z dala od naszego kraju, wybierając na cel Mediolan – stolicę mody, sztuki i architektury, czyli wszystko, co mogło się młodszemu spodobać. Spędziliśmy tam czas spacerując urokliwymi uliczkami, jedząc każdy posiłek w najlepszych lokalach, a cztery giga pamięci karty poszło na nasze zdjęcia. Oczywiście oprócz takiego odpoczywania, robiliśmy masę zakupów, odwiedziliśmy kilka wystaw i nawet dwa pokazy mody, a nocą długo i namiętnie się kochaliśmy, tonąc w naszych mieszających się zapachach. Aż szkoda było wracać z tego urlopu, jednak obowiązki przywołały nas do rzeczywistości i po takim krótkim spędzeniu czasu w raju, znów musiałem chodzić do hotelu, a młodszy szykował się do kolejnej roli. Nawet jeśli oznaczało to, że znowu będę musiał widzieć, jak się męczy, oraz czeka mnie walka z zazdrością wywołaną każdym spojrzeniem w jego stronę, to cieszyłem się, że jego marzenia się spełniały. W końcu nic nie cieszy Alfy bardziej niż jego zadowolona i spełniona Omega.

Mieszkanie z moimi rodzicami, jakoś nieszczególnie nam przeszkadzało, bo na co dzień nasze ścieżki się nie krzyżowały. Ale przynajmniej raz w tygodniu jadaliśmy razem obiad, kiedy każdy znalazł na to czas.

Tym razem tematem głównym rozmowy przy posiłku, była właśnie nasza podróż. Moi rodzice nie lubili ruszać się poza Azję, jednak chętnie słuchali opowieści o zupełnie innym od naszej kultury miejscu, z którego wylecieliśmy już cztery dni temu.

Byłem tak zaaferowany opowieścią o Katedrze Narodzin świętej Marii, że nawet nie zwróciłem uwagi na zaniepokojoną minę mojej mamy. Dopóki nie przerwała mojej opowieści, patrząc przy tym na Omegę, siedzącego po mojej prawej stronie.

– Taehyung, wszystko w porządku? – spytała zatroskana kobieta, a moja uwaga momentalnie skupiła się tylko na nim, ogłaszając alarm w mojej głowie.

– Kochanie, wszystko dobrze? Boli cię coś? – zapytałem, odwracając się twarzą do niego. Chłopak siedział w lekko skulonej pozycji, a trzymane przez niego pałeczki nawet nie dotykały jedzenia. – Nie jesteś głodny? Nie smakuje ci? – dopytywałem, szukając jakiegokolwiek powodu dla jego stanu. Młodszy jednak przez chwilę nie reagował, wywołując mój mini atak serca.

– Mamo, tato, hyung, muszę was na chwilę przeprosić – powiedział w końcu cicho i wstał od stołu, prawie biegiem uciekając w stronę łazienki, trzymając się za brzuch.

Moje zaniepokojenie natychmiast nakierowało moje myśli na naszą wycieczkę i podejrzenie o zatrucie się czymś, a w pięć sekund doszedłem do wniosku, że może Tae złapał jakąś egzotyczną chorobę.

Moja panika natychmiast zmusiła mnie do analizy wszystkiego co jedliśmy przez ostatnie dwa tygodnie, a także tego, gdzie byliśmy, aby móc znaleźć źródło ewentualnego zagrożenia. Ale dopiero cicha sugestia ze strony mamy, oderwała mnie od najstraszniejszych wniosków, nakierowując na te bardziej prawdopodobne. Jedno pytanie o rujkę wystarczyło, abym zerwał się na równe nogi i z szybko bijącym sercem, ruszył w stronę łazienki. Już sam nie byłem teraz pewien, co by było bardziej przerażające. Choroba, czy... ewentualna ciąża. Przecież Taehyung nie chciał dziecka, już o tym rozmawialiśmy. Zresztą, nawet gdyby chciał, to jeszcze nie teraz. Mieliśmy najpierw spędzić czas tylko ze sobą. Młodszy ma plany do realizacji. Ja muszę skupić się tylko na nim, a nie jeszcze małym brzdącu, który wymaga stałej opieki.

Zatrzymałem się przed drzwiami, starając się nie wyciągać pochopnych wniosków.

Może to po prostu biegunka?

– Taehyungie, jak się czujesz? – zapytałem, pukając delikatnie w drzwi, jednak zaraz usłyszałem dźwięk charakterystyczny przy opróżnianiu żołądka krótszą drogą „w górę".

– Źle – usłyszałem w odpowiedzi jęk, a zaraz po nim przyszła kolejna fala z czeluści żołądka.

Natychmiast pobiegłem w stronę kuchni, nie zwracając uwagi na dyskutujących żywo przy stole rodziców, którzy już zapewne mieli sto procent pewności co do stanu mojego partnera.

Zabrałem wodę i szklankę, z którymi wróciłem do ukochanego, tym razem wchodząc już do niego, aby móc jak najszybciej się przy nim znaleźć. Taehyungie klęczał przy muszli, starając się spokojnie oddychać, więc zająłem miejsce obok i położyłem na podłodze przyniesione rzeczy. Widząc pozostałości wymiocin na jego ustach, natychmiast sięgnąłem do mojej przypinanej do paska kolorowej kieszonki, aby wyjąć z niej paczkę chusteczek, i zabrałem się za ocieranie jego warg, nie zwracając uwagi na jego pogardliwy wzrok utkwiony w moim modnym dodatku.

– Już dobrze – zapewniłem go cicho.

– Teraz mdli mnie jeszcze bardziej – skomentował, jak zawsze niezadowolony przez widok doczepianej kieszonki. Nawet w takich momentach musiał się nią przejmować?! A jakby dla potwierdzenia swoich słów, znów pochylił się nad toaletą i zwymiotował. Na szczęście było widać, że to już resztki, dlatego wyjąłem jeszcze jedną chusteczkę, którą otarłem mu lekko skropione potem czoło, oraz kolejną do otarcia ust. Przy okazji musiałem zabrać mój dodatek z dala od rąk ukochanego, który już po nią sięgał, zapewne po to, by wrzucić do toalety. Nie pozwoliłem mu na to, podając w zamian butelkę oraz szklankę, jednak młodszy nie przyjął szkła, pijąc od razu z gwinta. Nie miałem nic przeciwko temu, patrzyłem po prostu zmartwiony na jego osobę.

Po kilku łykach opuścił butelkę i westchnął głośno, chowając zaraz po tym twarz w dłoni. Miałem wielką ochotę go teraz przytulić, bo czułem, że on również może martwić się tym, o czym byli przekonani moi rodzice.

– Zabezpieczaliśmy się, Taehyungie. To niemożliwe – powiedziałem cicho, naprawdę szukając absurdu tej całej sytuacji.

On jednak warknął na te słowa.

– Pierdolony telefon padł mi tuż po naszym przylocie. Jestem przyzwyczajony do brania antykoncepcji tylko, kiedy usłyszę powiadomienie – wyjaśnił, znów upijając kilka łyków, jednak butelka szybko wylądowała w odległej części łazienki, rzucona przez coraz bardziej zdenerwowanego chłopaka, który ponownie zaczął warczeć.

Czułem, jak moje oczy zwiększają swój rozmiar, nie mogąc w to uwierzyć.

Naprawdę przez jedną niewziętą tabletkę mogliśmy wpaść? Przecież nawet nie byliśmy w rui! Ba, jeszcze cały miesiąc do kolejnej! To po prostu niemożliwe!

– Nie, nie mogliśmy wpaść. Niemożliwe – powtórzyłem na głos, starając się wierzyć, że w ten sposób nadaję moim słowom prawdziwości i pewności.

Przybliżyłem się do chłopaka, aby móc go objąć i choć trochę pocieszyć. W końcu gdzie miał się czuć bezpieczniej, niż w moich ramionach?

Poczułem, jak Tae kuli się przy przytulaniu, nie komentując moich słów w żaden sposób. Przez chwilę siedzieliśmy więc na kafelkach, każdy pogrążony we własnych myślach.

– Pomożesz mi szukać dobrej kliniki, czy sam mam to załatwić? – zapytał w końcu cicho młodszy, a ja poczułem, jak przez moje ciało przebiega dreszcz przerażenia. Omegi, nawet jeśli nie chciały mieć dzieci, rzadko kiedy decydowały się na tak poważny krok jakim było usunięcie ciąży. Wolały ją donosić i oddać dziecko, choć często się zdarzało, że przez tyle miesięcy oswajały się z nową rolą i zaczynały kochać tę małą istotkę. A Taehyung bez mrugnięcia okiem zdecydował się na coś takiego. To było jednocześnie przerażające i naprawdę smutne. W końcu jeśli naprawdę był w ciąży, to właśnie oświadczył, że chce zabić nasze dziecko. NASZE. Stworzonko, będące częścią jego i mnie.

– Nic nie jest pewne. Najpierw pójdź do lekarza, albo zrób chociaż test – odparłem trochę wymijająco, nie będąc w stanie odpowiedzieć ani twierdząco, ani przecząco. I choć bardzo nie chciałem, aby młodszy widział, co wywołało we mnie jego pytanie, to głęboki smutek w moim tonie, był aż za dobrze słyszalny.

– To pojedź go kupić, hyung – mruknął, odsuwając się, aby móc na mnie spojrzeć. W przeciwieństwie do mnie nie wyglądał na ani trochę smutnego. Jedyne, co mogłem od niego czuć, to zdenerwowanie. Nie, to złe słowo. Wkurzenie pasuje lepiej.

– Dobrze – powiedziałem, odsuwając się powoli, aby móc podnieść z podłogi.

Podszedłem jeszcze do butelki, z której znaczna większość wody wypłynęła na kafelki, i schyliłem się w celu podniesienia jej.

– Przynieść ci coś nim pojadę? – zaproponowałem jeszcze, na co młodszy pokręcił głową.

– Dam sobie radę. Jedź już, hyung – odpowiedział, unikając mojego wzroku.

Nie pozostało mi nic innego, jak pójść po porntfel i ruszyć do najbliższej apteki.

Przez całą drogę błagałem Pierwszych Rodziców, aby na zakupionych przeze mnie testach, nie pojawiły się dwie kreski, bo naprawdę nie wiem, jak moje serce zniosłoby to, co stałoby się w przeciwnym razie.



Taehyung:

Po mojej głowie zaczęły krążyć same negatywne myśli, głównie związane z zakończeniem tego, o co tak bardzo walczyłem. Mój debiut aktorski, moi fani, obecnie kręcona drama i reszta czekających na mnie propozycji, wpisanych już w mój grafik na następny rok, przez głupi brak powiadomienia, mogły zamienić się w przymusowe siedzenie w domu i niańczenie bachora, którego nie chciałem. Dlatego mimo wszystko miałem nadzieję, że jednak te mdłości okażą się zwykłym zatruciem pokarmowym. W końcu w Mediolanie jedliśmy naprawdę dużo różnorodnych dań, a jedno z nich, którym było spaghett, trochę mi nie podeszło, smakując niezbyt świeżo, o czym zdałem sobie sprawę dopiero pod koniec jedzenia, właśnie przez pite przy tym wino, zmieniające odrobinę smak potraw.

Nie potrafiłem określić ile jeszcze czasu spędziłem na, na szczęście, podgrzewanych kafelkach, ale kiedy zdążyłem się w końcu podnieść, automatycznie przeszedłem do umywalki, aby przepłukać jamę ustną i przemyć twarz. Nadal nie było mi zbyt dobrze i czułem jak zjedzone wcześniej potrawy, ciążą mi na żołądku. Jednak postanowiłem wrócić już do rodziców Hoseoka, siadając na swoim poprzednim miejscu i pozwalając im o wszystko mnie wypytać. Raczej jeszcze nigdy nie widzieli mnie w tak opłakanym stanie, bo zazwyczaj tylko przy hyungu zachowywałem się w pełni naturalnie, przy jego rodzicach uważając na każde słowo i działanie. Oczywiście nie chciałem w ten sposób po prostu im się przypodobać, a raczej dbałem o zachowanie kultury względem starszych ode mnie osób. Dlatego odpowiadałem na każde pytanie jego mamy, starając się ignorować ogromną chęć położenia się już w łóżku.

Na szczęście po podzieleniu się z nimi swoimi obawami, mimo wszystko obstając przy scenariuszu, w którym miało to być jedynie zatrucie, woląc nie dawać im nadziei na wnuka, mogłem pójść do siebie, jeszcze raz ich przepraszając i niedługo po tym lądując już na łóżku.

Zanim hyung wrócił ze sklepu, musiałem odwiedzić łazienkę jeszcze dwa razy, aby zwymiotować i zwyzywać pod nosem te pieprzone, ciągle szwankujące urządzenia, które miały być niezawodne w codziennym życiu, a jednak postanowiły mi je kompletnie zniszczyć. Dobrze wiedziałem, że nawet jeden dzień bez antykoncepcji, przy płodnej Omedze, którą niestety byłem, często słysząc to u mojego ginekologa, mógł przyczynić się do zajścia w ciążę. A z naszym wielogodzinnym seksem, tuż po powrocie z Mediolanu, obawiałem się, że czeka mnie szybki zabieg usunięcia tego dziecka, a nie odpoczynek i jeszcze kilka wizyt w łazience, spowodowanych chorobą.

Niestety z minuty na minutę, patrząc na uczucie łączące mnie z moim partnerem, oczekiwania jego rodziców wobec mnie i nawet jakiś cichy głosik w mojej głowie, proszący abym mimo wszystko tego nie robił, bo mogę później żałować, zaczynałem odchodzić od swojej wcześniejszej, podjętej decyzji. A kiedy leżałem znowu na łóżku, po kolejnej wizycie w łazience, wpatrując się w ścianę i obejmując brzuch, poczułem znajomy zapach, pozbywający się całego niepokoju i lekkiego strachu. Ręka hyunga zaraz zaczęła gładzić moje włosy, sprawiając że przymknąłem na chwilę oczy.

– Jak się czujesz, kochanie?

– Bez zmian – wyszeptałem, jeszcze chwilę pozwalając sobie pozostać w takiej pozycji. Jednak pragnienie bliskości i ukojenia, które zapewniał mi mój Alfa, było w tym momencie silniejsze. I dość szybko przeniosłem się do pozycji, w której mogłem położyć głowę na jego udzie, obejmując ją dodatkowo jedną ręką. Starszy nie przestawał mnie głaskać, a dzięki takiemu ułożeniu, mogłem zauważyć, że przywiózł te kilka testów, o które prosiłem. – Twoi rodzice już wiedzą. Jak zabije to dziecko, najprawdopodobniej mnie znienawidzą – podzieliłem się z nim jedną z tych najbardziej dręczących mnie myśli. I choć przymusowe urodzenie małego wilka, którego nigdy bym nie pokochał, nie tylko mnie denerwowało, ale i przerażało, w takiej sytuacji nie miałem wyjścia. W końcu to byli rodzice mojego Alfy. Nie mogłem żyć z nimi w niezgodzie.

– Po pierwsze, nic nie wiedzą, tylko się domyślają. Po drugie, nie muszą wiedzieć o usunięciu. Zawsze można powiedzieć, że po prostu poroniłeś – zaproponował, mówiąc to cichym i smutnym tonem. I choć nie widziałem w tej chwili jego twarzy, wpatrując się w jego sweter, to mogłem sobie wyobrazić jak kąciki jego ust opadają w dół, przez co moje wargi chciały je ucałować, aby mój Alfa przestał się smucić. – A po trzecie, nadal nie jest przesądzone, czy to na pewno ciąża – dodał, nie przestając głaskać moich włosów.

– Wolę zakładać najgorsze. – Westchnąłem, przysuwając się jeszcze bliżej jego ciała, aby objąć go w pasie i wtulić się w jego brzuch, chcąc być w tej chwili jak najbliżej mojego Alfy. – Jak bardzo nie chciałbyś stracić tego dziecka, hyung? – zapytałem w końcu, po prostu nie potrafiąc już patrzeć tylko na swoje potrzeby i pragnienia. Bo przecież byliśmy partnerami i teraz to było nasze życie, a nie moje życie.

Hyung najwyraźniej potrzebował chwili na zastanowienie się nad odpowiedzią na moje pytanie. Możliwe że po prostu go ono zaskoczyło, ewentualnie chciał dobrze dobrać każde słowo.

– Jeśli ono naprawdę istnieje, to... to nasze dziecko, Taehyungie. Instynktownie drżę na samą myśl, że coś miałoby mu się stać. Ale... nie będę cię powstrzymywał, to do ciebie należy decyzja.

Nieprawda...

Tym razem to ja przez chwilę milczałem, zaczynając patrzeć na tę sytuację od innej strony. Na pewno nienawidziłbym każdego miesiąca spośród tych dziewięciu, podczas których rozwijałoby się we mnie to dziecko. Z obrzydzeniem oglądałbym swój powiększający się brzuch i nie mógł doczekać, aż w końcu wyjdzie ze mnie ten mały wilk. Ale... na pewno tylko ja miałbym takie odczucia...

– Sam musiałbyś je wychowywać, hyung. Tak jak mój tata zrobił to ze mną – odezwałem się w końcu, nadal nie puszczając ciała ukochanego, dzięki któremu byłem teraz spokojniejszy.

– Nie myślałeś nigdy o tym, aby stać się kiedyś inną mamą, niż była twoja? – zapytał, dobrze wiedząc jaka relacja łączyła mnie z moimi rodzicami. Mama była przy mnie tylko do pewnego roku życia, po którym całym wychowaniem zajął się już mój tata. Jednak wiedziałem, że nie potrafiłbym się zmusić do czegoś takiego. Szczególnie mając zaledwie dwadzieścia trzy lata.

– Nie pokochałbym nigdy tego dziecka tak bardzo, jak kocham ciebie, czy właśnie tatę. Nie jestem stworzony do posiadania dzieci, hyung. Jednak... – Zamilkłem na chwilę, znowu wzdychając, bo sam nie wiedziałem jak rozwiązać tę sytuację. – Zrobię najpierw test – dodałem, zaczynając się już podnosić, z lekką pomocą hyunga, bo może niepotrzebnie się martwiliśmy i to faktycznie było tylko zatrucie pokarmowe?

– Wolisz, abym tu poczekał?

– Tak, poczekaj hyung – poprosiłem, gdy już przeniosłem się na podłogę, łapiąc szybko wszystkie testy i przechodząc zaraz do łazienki.

Nigdy nie miałem bliskiej styczności z takimi produktami, dlatego starałem się skupić na dobrym zrozumieniu instrukcji. Ale oczywiście nie marnowałem czasu, zabierając się tuż po tym za wykonanie pierwszego z nich. A później drugiego. I trzeciego.

Każdy wynik wywoływał we mnie szok i strach. A przez stres mój żołądek znów zaczynał się domagać opróżnienia go, najlepiej wielokrotnego. Nie byłem w stanie zawołać do siebie Hoseoka, siadając na toalecie ze wszystkimi testami w ręku i zaczynając wpatrywać się tępo w posadzkę. Choć po pewnym czasie, mój natłok myśli i pragnienie schowania się w gnieździe, przerwało pojawienie się hyunga, który wszedł trochę niepewnie do łazienki, kucając tuż przy mojej siedzącej osobie.

– Kochanie? – powiedział łagodnie, próbując mnie ściągnąć z powrotem na ziemię. Jednak w tej chwili byłem w stanie powiedzieć tylko dwa słowa, nadal nie odrywając wzroku od podłogi:

– Wszystkie pozytywne.

Oczywiście spodziewałem się, że Hoseok też nie będzie w stanie nic na razie powiedzieć, dlatego obaj początkowo milczeliśmy, a ja znów miałem te kilka minut na zastanowienie się nad swoją decyzją.

– Przepraszam, Taehyungie. Powinienem się lepiej zabezpieczać. To moja wina. Przepraszam. Znajdę dla ciebie klinikę, jeśli tego chcesz. Nikt się nie dowie. Rodzicom skłamiemy, powiemy że to była zwykła grypa żołądkowa... Proszę, nie smuć się – powiedział, przenosząc dłonie na moje nogi, które głaskał delikatnie, zapewne starając się dodać mi w ten sposób otuchy. Jednak jego słowa, zwłaszcza te cztery końcowe, jeszcze bardziej mnie zaniepokoiły. Bo przecież nie powinien w tej chwili patrzeć tylko na moje samopoczucie.

– Teraz już sam nie wiem, czy chcę go zabijać, hyung – przyznałem cicho, podnosząc powoli wzrok z podłogi, prosto na jego oczy, które tak samo jak moje, były w tej chwili smutne. – Jesteśmy partnerami, kochamy się, i wiem jak bardzo lubisz dzieci... Poza tym wolałbym nie marnować takich genów. – Pod koniec mojej wypowiedzi starałem się lekko zażartować, uśmiechając do niego delikatnie. Bo nie chciałem już martwić go moimi słowami i przekonaniami.

Starszy nic na to nie odpowiedział, biorąc mnie jedynie na ręce i zaczynając kierować się z powrotem do sypialni. Nadal trzymałem wszystkie testy, ale kiedy mój Alfa usiadł już na łóżku, sadząc mnie sobie na kolanach, pozwoliłem im upaść na podłogę, aby na razie móc się w niego wtulić.

– Cokolwiek postanowisz, będę cię w tym wspierał. Wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko i z niczym samego nie zostawię – przypomniał, przygarniając mnie do swojego ciała, dzięki czemu znów mogłem pozwolić sobie na zamknięcie oczu, starając się przywołać pozytywne strony tej sytuacji.

– Na pewno będziesz dla niego dobrym rodzicem, hyung.

– A ty dasz mu najlepsze geny – zauważył, a w jego głosie mogłem wyłapać niewielki uśmiech. – I kto wie, czy nie pokochasz tego malucha. W końcu na pewno będzie małą kopią ciebie.

Zaśmiałem się cicho na to stwierdzenie, choć temu dźwiękowi daleko było do jakiejkolwiek radości. Nadal byłem na to zbyt zmartwiony.

– Charakter pozwalam mu odziedziczyć po tobie – odezwałem się zaraz, podnosząc powoli głowę, aby pocałować go lekko w usta. – Kiedyś bez żadnego zawahania usunąłbym dziecko, ale teraz za bardzo cię kocham, aby tak nas zranić – przyznałem, wyjaśniając mu w końcu swoją decyzję, która była fair wobec niego i zapewne też mojego sumienia, które na pewno dość szybko by się odezwało po usunięciu tego dziecka.

– Zobaczysz kochanie, wszystko będzie w porządku – zapewnił posyłając mi jeszcze nieco pewniejszy uśmiech, po którym ponownie mnie w siebie wtulił.

I nie wiem, czy zaczynałem przyzwyczajać się do myśli o uszczęśliwieniu mojego Alfy, który tak bardzo chciał mieć jakiegoś potomka. Czy może sam chciałem mieć małą kopię naszej dwójki. Ale kiedy po kilku dniach udałem się do mojego ginekologa i dowiedziałem, że jednak nie jestem w ciąży, a to faktycznie była jakaś grypa żołądkowa, połączona z pozytywnym testem ciążowym, przez silną antykoncepcję, a nie dziecko, nie czułem już ulgi, a rozczarowanie. Bo nawet jeśli przed całym tym zdarzeniem nie chciałem być w ciąży, teraz chyba zmieniłem zdanie, widząc jak z każdym dniem spędzonym z Jung Hoseokiem, naprawdę się zmieniam. I może kiedy już zagram w kilku dramach i znowu jakimś filmie, zrobię sobie kilkuletnią przerwę, aby spełnić jego marzenie i zobaczyć, czy naprawdę jestem w stanie być lepszym rodzicem dla naszego dziecka, niż była dla mnie moja mama? Park Jimin na pewno nigdy nie wyeliminowałby we mnie tej negatywnej cechy, dlatego tym bardziej nie żałowałem zakończenia naszego związku, nawet jeśli tak mocno mnie przy tym zranił. Ale to dzięki niemu poznałem tak wspaniałego człowieka, jakim był Jung Hoseok, z którym teraz mogłem spędzić resztę życia, nie żałując ani jednego dnia i ani jednej podjętej decyzji.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top