3 - Smiling apples

Śliczny Jeonggukie u góry <3

4700 :D

~~~~~~~~~~~~




Jimin:

Jeszcze nigdy, nawet podczas czekania na wiadomość z firmy w jakiejkolwiek sprawie dotyczącej działu, którym się zajmowałem, nie maltretowałem tak telefonu. Odkąd opuściłem cukiernię, moje myśli ciągle krążyły wokół słodkiej buzi sprzedającego tam chłopaka, a nos domagał się dostarczenia mu przyjemnego zapachu, jaki wydzielało jego ciało. Dlatego, gdy wieczorem byłem już spokojniejszy po tej durnej wymianie zdań z Taehyungiem, usiadłem z kubkiem kawy przy stole i w spokoju zjadłem zakupioną bułkę z jabłkami, która okazała się jeszcze lepsza niż truskawkowa muffina. Co prawda nie dane mi było zjeść całego ciasta, bo przypałętał się na moje piętro Jisung, który za swoje słodkie oczka dostał połowę mojego deseru, ale i tak tyle wystarczyło, aby mój humor choć trochę się poprawił.

Cały kolejny dzień czekałem na choćby krótkiego SMS-a od tego słodkiego Omegi, dając mu mimo wszystko czas na sprawdzenie sobie w Internecie, dlaczego warto wskoczyć do mojego łóżka. Niestety żadna informacja nie nadeszła, co tłumaczyłem sobie nieśmiałością, którą zapewne czuł ten dzieciak. Inaczej wkurzony wpadłbym do tej cukierni i po prostu go porwał. Ale nie mogłem działać w ten sposób, musiałem sobie zasłużyć na jego zaufanie, jeśli zamierzałem w jakiś sposób zwabić go do sypialni. A to wymagało większego zaangażowania.

Następnego dnia, gdy w firmie skończyło się zebranie dotyczące nowej kampanii promocyjnej, wyszedłem z biura, rzucając tylko mojemu asystentowi – panu Cha – karteczkę ze sprawami, które ma dla mnie załatwić w dwie godziny, w czasie których będę poza siedzibą firmy. Oczywiście miałem zamiar wykorzystać moją możliwość pracowania mobilnie z innych części miasta, więc udałem się prosto do tej uroczej cukierni, w której będę mógł sobie popatrzeć na słodkiego sprzedawcę. No i przy okazji nacieszę mój nos aromatami. Powinni takie rzeczy rozpylać w biurze, Alfom lepiej by się myślało. Zapachy Omeg owszem wyzwalały w nas pożądanie, ale te zwyczajne, pochodzące od jedzenia lub kwiatów, potrafiły działać równie korzystanie, zapewniając nam trochę relaksu.

Dotarcie do celu, zajęło mi piętnaście minut, więc naprawdę nie była to duża odległość. Zabrałem z samochodu torbę z laptopem i poprawiłem krawat, aby wyglądać jak zwykle zabójczo, po czym ruszyłem w stronę cukierni. Delikatny dzwoneczek oznajmił moje wejście, jednocześnie zwracając uwagę słodkiej Omegi, znów czekającej za ladą. Podszedłem do niego pewnym krokiem, a na sam jego widok, moje usta ułożyły się w uśmiech.

Cudowny.

Zauważyłem, że przez twarz chłopaka przebiegł cień niepewności, a w oczach pojawiła się panika. Dokończył szybko przekładanie bułek z koszyka do gablotki i podszedł bliżej, wyraźnie siląc się na trochę luzu.

– Dzień dobry. Co panu podać?

– Dwie bułki z jabłkami, poproszę – odparłem, jak gdyby nigdy nic. I ciebie w łóżku z rozłożonymi nogami. – Macie może kawę?

– Tak, już podaję – powiedział cicho, zabierając się za pakowanie mojego zamówienia. – Jaką pan sobie życzy? – zapytał, chyba trochę mniej zestresowany. Możliwe, że obawiał się jakiegoś pytania o brak kontaktu, ale nie zamierzałem o tym wspominać. Na razie.

– Mocną – stwierdziłem, szczerze zmęczony tym porannym zebraniem, przed którym postanowiłem skoczyć jeszcze na siłownię, aby choć trochę odreagować złość na Taehyunga, buzującą we mnie od czasu do czasu, bo w innym wypadku musiałbym szlajać się autem po mieście, jadąc do jakiejś Bety, których pełno miałem w kontaktach, idealnych na szybki seks. Siłownia była jednak lepszą alternatywą, bo nie musiałem potem kupować drogich prezentów kolejnym kochankom.

– Rozumiem, że można u was posiedzieć? – zapytałem, wskazując na stoliki stojące przy oknach wystawowych oraz wzdłuż ściany.

– Oczywiście. Zje pan na miejscu, czy mimo wszystko zapakować? – spytał niepewnie sprzedawca, trzymając w jednej ręce papierową torbę, a drugą podkładał pod sekspres papierowy kubek.

– Na miejscu – oznajmiłem spokojnie, po czym ruszyłem w stronę upatrzonego w rogu siedzenia, nadającego się idealnie jako punkt obserwacji tego, co dzieje się przy ladach. Czyli idealnie, by widzieć słodką Omegę.

Wyjąłem i przygotowałem laptop do pracy, a następnie zabrałem porntfel i wróciłem do sprzedawcy, który wymienił papierowy kubeczek na filiżankę. Słodkie bułki już czekały na talerzyku, ciesząc oczy równie mocno, jak podniebienie, które pamiętało ich smak.

– Zaraz wszystko przyniosę – zapewnił, posyłając mi uśmiech, po czym złapał za terminal, który jednak natychmiast odłożył. – Kartą, tak? – spytał, rumieniąc się przy tym.

– Tak. Dziękuję, słodka Omego, która zignorowała moją wizytówkę – odparłem z moim wyćwiczonym, czarującym uśmiechem, aby jednak go jeszcze trochę pozawstydzać, bo bądź co bądź ten rumieniec naprawdę ślicznie ozdabiał jego twarz.

Na komplementy pewnie też tak reaguje. Zapewnię ci ich sporo w łóżku.

Chłopak przygryzł wargę i ukłonił się szybko.

– Przepraszam. Miałem naprawdę dużo na głowie – wyjaśnił, podsuwając w moją stronę urządzenie, które pozwoliło mi zapłacić za posiłek.

– Dużo na głowie... Skąd ja to znam – powiedziałem bardziej do siebie, niż do niego, przypominając sobie, że przecież dokładnie tej samej wymówki używam, kiedy nie mam ochoty spotkać się z Taehyungiem. Czyli średnio raz dziennie.

Odsunąłem się od lady i ruszyłem do zajętego wcześniej stolika, z zamiarem rozpoczęcia pracy. Wyjąłem z torby notatnik, w którym miałem zapisane wszystkie ważne sprawy związane z pracą, zaznaczone spotkania, wklejone wizytówki. Trochę staroświecko, biorąc pod uwagę rozwój technologii, który pozwoliłby mi mieć to wszystko w jednej aplikacji, ale tak było mi po prostu wygodniej.

Oczywiście moje oczy szybko oderwały się od ekranu, aby spojrzeć na krzątającą się przy sekspresie Omegę. A niecałą minutę później zjawił się przy moim stoliku, niosąc zakupione przeze mnie rzeczy.

– Używam kłamstwa tylko w skrajnych przypadkach. Najczęściej omijam prawdę, proszę pana. Jednak teraz naprawdę nie kłamałem – powiedział cicho, trochę mnie tym samym zaskakując, gdyż nie spodziewałem się, że ten nieśmiały osobnik będzie próbował się wytłumaczyć ze swojego postępowania. – Podać coś jeszcze?

– Na razie dziękuję – odpowiedziałem z uśmiechem, rozkoszując się tym słodkim głosem. – Zobaczymy więc, jak dobrze ja potrafię omijać prawdę – dodałem, sięgając po słuchawkę, którą założyłem na ucho, aby móc bez problemu prowadzić rozmowy, a na nos włożyłem okulary, ułatwiające mi czytanie.

W moich słowach nawiązałem do pracy, która na mnie czekała, bo jako CMO musiałem wiedzieć, jak umiejętnie żonglować faktami, aby je przedstawić odpowiednim osobom.

– Podejdę później po jakieś ciastko – rzuciłem jeszcze, skupiając się już na telefonie, w który wstukałem potrzebny mi numer, a dopiero po tym spojrzałem na słodką Omegę, puszczając jej oczko.

Małymi kroczkami. Powolutku.

– Życzę smacznego i miłej pracy – odpowiedział chłopak, po czym wrócił już na swoje stałe miejsce.

Półtorej godziny spędziłem pracując w tym miłym miejscu, pijąc nie jedną, lecz trzy kawy, jedząc słodkie bułki i ciasto z toffi. Jednak największą przyjemnością była dla mnie możliwość oglądania tego uroczego chłopaka. Co prawda po cukierni kręciła się jeszcze jedna sprzedawczyni, ale na nią nie zwracałem większej uwagi, zbyt zainteresowany jej ślicznym współpracownikiem. Wyłapałem, że ona również jest Omegą, gdy przechodząc koło mojego stolika, do moich nozdrzy dotarł zapach fiołków i czekolady. Ciekawa mieszanka i z pewnością miła dla nosa, jednak mój domagał się jedynie jabłek i toffi.

Skończyłem rozmowy z kontrahentami z Japonii oraz z moim pracownikiem, który był na delegacji w Stanach, odebrałem wszystkie maile i zaakceptowałem, bądź odrzuciłem pomysły wysyłane mi od członków zespołu. Zrobiłem więcej niż w tym samym czasie zrobiłbym w biurze, przez co mój humor jeszcze bardziej się poprawił. W dodatku nie było tu wkurzających mnie managerów, przez których poziom mojej agresji za często się podnosił.

W końcu nadszedł jednak czas, bym wrócił do biura, dlatego spakowałem moje rzeczy i podszedłem jeszcze do lady, aby nie tylko nacieszyć się moim nowym, ulubionym zapachem przed wyjściem, ale również zakupić trzy ciastka z bananami i czekoladą dla Jisungiego, który po zjedzeniu ich przedwczoraj, stwierdził że po prostu musi mieć więcej. Oczywiście najchętniej kupiłbym mu nie trzy sztuki, lecz trzy kilo, by był szczęśliwy, ale wiedziałem dobrze, że zrobienie kulki z tego naszego brzdąca, nie jest dobrym pomysłem. Dlatego pozostałem przy trzech sztukach i wyszedłem.

Przez kolejny tydzień, codziennie zjawiałem się mniej więcej o tej samej porze w cukierni i mniej więcej tyle samo czasu w niej spędzałem, mogąc nie tylko bardziej efektywnie pracować, lecz co ważniejsze, przyglądać się słodkiemu Omedze. Miałem więc okazję widzieć, jak bardzo cieszy się, gdy do lokalu przychodziły dzieci i jak zawsze wybiera dla nich największe kawałki ciast, aby były szczęśliwe, zauważyłem jego nawykowe przygryzanie wargi, gdy coś go zmartwiło oraz tęskne spojrzenie w stronę półki z czekoladowymi łakociami. Z dnia na dzień widziałem coraz więcej szczegółów, zapamiętując je niczym najważniejsze informacje, od których mogłoby zależeć moje życie. I chyba nawet przestałem aż tak bardzo chcieć go w swoim łóżku. Oczywiście byłoby to wspaniałe doświadczenie, jednak dużo bardziej pragnąłem go teraz wziąć na kolana i wtulić w siebie to drobne ciałko, upajając się nie samym zapachem, lecz bliskością.

Co ty ze mną robisz, słodki Omego...

Raz tylko zdarzyło się, w przeciągu tych kilku dni, by chłopaka nie było w cukierni, więc postanowiłem jedynie kupić sobie kawę i bułki na wynos oraz ciastko dla brata, który teraz dostawał tylko jedno dziennie, skoro tak często po nie jeździłem. I wciąż czekałem, że może w końcu uparciuch zechce się ze mną skontaktować, jednak telefon milczał.

Także i tego pięknego, słonecznego dnia, w którym żar lał się z nieba, wszedłem do klimatyzowanej cukierni i od razu położyłem laptopa na moje stałe miejsce, dopiero po tym podchodząc do lady. Złożyłem standardowe zamówienie, lecz nim zdążyłem wyjąć kartę z porntfela, Omega odezwał się do mnie, zadając pytanie, którego nie kierował do mnie codziennie:

– Polubił pan tę cukiernię?

Chyba już się do mnie przyzwyczaiłeś, słodki Omego. Czas więc lepiej cię poznać.



Jeongguk:

Nie mogłem wyjść z podziwu, gdy srebrnowłosy Alfa przychodził codziennie do cukierni, nie odpuszczając sobie, pomimo mojego wyraźnego, choć nie do końca prawdziwego, braku zainteresowania jego osobą. Już raz miałem podobną sytuację z moim niedoszłym Alfą, który wysyłał mi podobne znaki, jednak okazało się, że czekał tylko do mojej pierwszej rujki, aby mnie wykorzystać i zostawić. Dlatego nie dawałem się jego zapachowi i tej wizytówce, ani nawet tym seksownie opinającym się na jego ciele koszulom. Jennie zaczęła mnie sama namawiać, abym podpytał o jego zamiary, ale nie miałem śmiałości i pomysłu jak to wszystko zacząć. Zresztą, domyślałem się, że zaraz bym się we wszystkim pogubił, bo mój umysł był zajęty nie tylko Park Jiminem, a również Lee Jieun. Kobieta nie pojawiła się już na kolejnej próbie mojego zespołu, przez co naprawdę nie rozumiałem jak miałem traktować tamten obiad. Alfy zawsze starały się choć trochę o Omegi, kiedy faktycznie im zależało. A tę, którą chciały na swojego partnera, nie tylko rozpieszczały, a również zapewniały im bezpieczeństwo i podkreślały, że są tylko ich, najczęściej zostawiając na naszych szyjach trochę swojego zapachu. Stąd wiedziałem, że Park Jimin i Lee Jieun nie miały jeszcze swoich Omeg, bo nigdy nie wyczułem od nich żadnych słodkich zapachów. Poza tym Alfy zawsze były miłe i pomocne tylko kiedy na coś od nas liczyły. Jednak pani dyrektor, w przeciwieństwie do srebrnowłosego Alfy, nawet nie wręczyła mi swojego numeru telefonu. Ale może uznała to za zbędne, skoro widziała, że mój charakter nie pozwala mi na rozmowy telefoniczne? Ewentualnie to jedyna miła Alfa na tym świecie, która zrobiła coś bezinteresownie? Już nawet takie myśli pojawiały się w mojej głowie przez tę niepewność i Jennie, próbującą mi pomóc w tej sytuacji. Jednak moja noona była skuteczniejsza i szybsza od tych wszystkich rozważań, wręczając mi kartkę z kilkoma potencjalnymi rozmowami, które mogłem przeprowadzić z Park Jiminem. I dobrze je przestudiowałem, czując się trochę, jakbym przygotowywał się do sprawdzianu w szkole. Zwłaszcza, gdy do tej kartki dołączony był opis firmy, w której pracował srebrnowłosy Alfa. Kojarzyłem ich logo, ale nie sądziłem, że to najlepsza firma kosmetyczna w naszym kraju. I nic dziwnego, bo nie naciągałem mojego taty na nic drogiego jeśli chodziło o kremy, szampony i inne tego typu produkty. Kosmetyki do makijażu mi wystarczały, szczególnie te z neutralną ceną, a nie tak drogie jak z Beaucorn.

Moje wewnętrzne przygotowania i przestudiowanie kartek od Jennie, przydały się dopiero po tygodniu odwiedzania naszej cukierni przez przystojnego Alfę. Mogłem się do tej pory wydawać trochę nieosiągalny. I właśnie takie chciałem sprawiać wrażenie. Jednak po prawie codziennym podziwianiu go przy stoliku, ciężko pracujący biznesmanem z okularami i słuchawką w uchu, aż za bardzo mnie w sobie zauroczył. Często nie rozumiałem o czym rozmawia z innymi ludźmi, ale uwielbiałem jego japoński, w takich momentach skupiając się tylko na tym niskim głosie. Jennie śmiała się ze mnie, gdy przyłapała mnie na przygryzaniu wargi i wpatrywaniu w Park Jimina, szepcząc mi zaraz po tym, żebym po prostu dosiadł się do jego stolika i stamtąd na niego patrzył. Ale potrzebowałem czasu na przygotowanie się do tej rozmowy. I dzisiaj chyba nadszedł ten moment.

Trzymałem terminal w jednej dłoni, przyglądając się temu niewielkiemu urządzeniu przez chwilę, bo po pierwszym pytaniu, nie miałem śmiałości podnieść na niego spojrzenia.

– Owszem. Macie bardzo miłą atmosferę. I przyjazną obsługę – przyznał na szczęście, wywołując tym mój niewielki uśmiech. I znów postarałem się na niego zerknąć, napotykając dość pewny siebie, choć zarazem łagodny i przyjazny wzrok Alfy, dzięki któremu trochę się uspokoiłem.

– Lubi pan takie spokojne i ciche miejsca, w których może pan chwilę popracować, tak? – zadałem ostrożnie kolejne pytanie, obawiając się, że w każdej chwili z czymś przesadzę. Ale na razie kierowałem się wskazówkami Jennie, więc nic nie mogło pójść źle.

– Większość czasu muszę spędzać w biurze, gdzie mam swój gabinet, więc nie narzekam na brak cichego i spokojnego miejsca. Ale jeśli mogę coś załatwić z dala od biura, to po prostu stamtąd wychodzę i korzystam z wolności. A tutaj jakoś lepiej mi się pracuje – oznajmił, od razu wprawiając mnie w zażenowanie, głównie przez pierwsze zdanie, zaprzeczające mojej teorii. – Czy jestem niechcianym klientem?

Ouuu, Jeongguk. Wskazówki nie działają. Nie działają...

Starałem się nie panikować, znów przyglądając swoim pierścionkom na prawej dłoni i starając pozbierać szybko myśli, aby mu odpowiedzieć.

– Nie, nie. Przepraszam jeśli tak to zabrzmiało. Staje się pan po prostu stałym klientem, dlatego... – Przerwałem, przygryzając wargę i nadal przyglądając się małej róży na moim palcu serdecznym, choć takie uciekanie wzrokiem, w ogóle mi w tej chwili nie pomagało. – Przepraszam, że zadaję tyle pytań. Proszę usiąść, zaraz wszystko panu przyniosę – zapewniłem, podsuwając do Alfy terminal, aby zapłacić za swoje stałe zamówienie, jednak on wolał się we mnie wpatrywać, co zauważyłem po zerknięciu na jego twarz i kolejnej, szybkiej ucieczce moich oczu na moją dłoń.

– Słodko – stwierdził z uśmiechem, który był po prostu słyszalny w jego głosie, bo na razie odpuściłem sobie patrzenie w jego stronę. – Może w ramach rewanżu ja zadam kilka pytań?

Pytań? No tak, pytań. Ale proszę, aby nie były one niemiłe. Proszę, proszę, proszęęę...

Nasze oczy na chwilę się spotkały, dzięki czemu Alfa mógł zauważyć moją lekką niepewność odnośnie przystania na tę prośbę. Jednak skoro było to pytanie, a nie rozkaz, pokiwałem głową, ciesząc się, że srebrnowłosy na nic nie nalega.

– Jak ma na imię ta słodka Omega, która tak uroczo się rumieni?

Takie zdanie znów mnie zmieszało, bo po pierwsze – mogło chodzić o Jennie, a po drugie – po raz kolejny usłyszałem z jego ust komplement. I nawet jeśli na pewno dotyczył on mojego zapachu, to i tak było w pewnym stopniu miłe.

– Jeongguk – odpowiedziałem z delikatnym uśmiechem, czując jak stres choć trochę mnie puszcza.

– Jeongguk. Bardzo ładnie. A pytanie numer dwa – co zrobić, by słodki Jeongguk zechciał ze mną wypić kawę i zjeść coś słodkiego? – Posłanie mi naprawdę czarującego uśmiechu, wraz z zadaniem takiego pytania, wywołało chwilowy mętlik w mojej głowie. Bo w końcu jakie były moje „warunki"? O ile w ogóle miałem prawo jakiekolwiek stawiać?

– Zapytać o moje imię i być miłym, co już pan spełnił. Iii... – Moja dłoń zostawiła już ten terminal, lądując na mojej szyi, by szybko dotrzeć do jednego z kolczyków i zacząć się nim bawić. Starałem się ułożyć w głowie jakiś scenariusz, na który Alfa by przystał, ale bardziej skupiłem się na naszym pierwszym spotkaniu, mając odnośnie tamtego dnia jeszcze jedno pytanie. – Odpowiedzieć, co by mi pan zrobił, gdybym zadzwonił do pana tuż po otrzymaniu wizytówki i zapewne późniejszym spotkaniu się? – dodałem niepewnie, tym razem patrząc mu prosto w oczy, aby zobaczyć jakie emocje wywołam takim pytaniem. Jednak Alfa dobrze się kontrolował, bo jedynie spoważniał przez moje słowa.

– To, co pewnie proponował ci już niejeden Alfa – potwierdził moje domysły, na co miałem ochotę westchnąć i po prostu poprosić go, aby przyłożył kartę do terminala i udał się na swoje stałe miejsce. Ale kim ja byłem, by kazać mu cokolwiek robić? – Jednak nie zadzwoniłeś. I dobrze się stało. Bo teraz już nie mam wobec ciebie tych samych planów, Jeongguk. Ale oczywiście rozumiem twoje obawy. Uspokoję cię jednak, że obecnie mój plan obejmuje najwyżej randkę. Ale póki co, chciałbym po prostu napić się kawy i zjeść ciasto w miłym towarzystwie.

Nie byłem tym zaskoczony, ani też do końca zadowolony. Chyba przyzwyczaiłem się do taktownych Bet, które kochały w Omegach inne ich cechy, choć Alfy też miały swój urok, do którego może musiałem się po prostu przyzwyczaić i wyzbyć wszelkich uprzedzeń?

Pokiwałem delikatnie głową, postanawiając przystać na jego propozycję, bo tutaj byłem bezpieczny.

– W takim razie mogę się na to zgodzić, proszę pana – oznajmiłem, chyba po raz pierwszy posyłając mu swój nieco szerszy i całkowicie szczery uśmiech, przyglądając się przy tym jego ciemnym oczom, pod którymi dość szybko pojawił się tak samo szeroki i radosny grymas. A z takim uśmiechem, Park Jimin wyglądał na tyle atrakcyjnie i onieśmielająco, abym spuścił znów wzrok.

Ojej... Gorąco mi.

– W takim razie czekam przy stoliku. Oczywiście nie zapomnij o kawie i cieście dla siebie. Na mój koszt. Tylko bez dyskusji w tej sprawie – usłyszałem jeszcze od Alfy, który na razie powstrzymał się od płacenia, co było całkowicie zrozumiałe.

Odłożyłem terminal na swoje miejsce, przez chwilę obserwując jak srebrnowłosy kieruje się do stolika, przy którym czekał już na niego laptop. I zaraz poczułem jak atakuje mnie moja podekscytowana koleżanka z pracy, postanawiająca krzyczeć bezgłośnie i lekko trzepać przy tym moim ciałem. Posłałem jej na to tylko szeroki uśmiech, po którym pozwoliła mi zacząć przygotowywać zamówienie Park Jimina.

Kawa dla niego i herbata dla mnie, jako pierwsze wylądowały na stoliku z laptopem Alfy. Dopiero po tych dwóch filiżankach, doniosłem nam jedzenie, dla siebie wybierając niewielki kawałek ciasta czekoladowego, a dla pana Parka bułkę z jabłkami. Choć i tak wiedziałem, że zjem tylko połowę tego idealnego deseru, bo wszystkie słodycze za szybko szły mi w biodra, które już i tak były za duże.

A kiedy zająłem w końcu miejsce prawie naprzeciwko pana Parka, bo stoliki były okrągłe i mogłem siedzieć po prostu pod kątem, postanowiłem wyjaśnić dlaczego nie zastosowałem się do jego polecenia.

– Przepraszam, że nie piję kawy, ale chciałbym pozostać w pełni zdrowy – oznajmiłem, nawiązując w ten sposób do chęci posiadania w przyszłości dużej ilości dzieci, przy których muszę mieć zdrowy organizm.

– W porządku. Przecież nie każdy musi być kawoholikiem – stwierdził z uśmiechem, sięgając po swoją filiżankę, aby upić łyk kawy, potwierdzając w ten sposób swoje słowa. – Chyba bardzo o siebie dbasz, prawda?

Utkwiłem już wzrok na swoich dłoniach, zaczynając bawić się pierścionkami na palcach, które spoczywały na moich udach. Bo nie potrafiłem patrzeć na niego w czasie takiej konfrontacji.

– Za bardzo lubię dzieci, aby tego nie robić, proszę pana – przyznałem w końcu, nie będąc do końca pewnym, czy w ogóle powinienem dzielić się z nim moimi marzeniami. Ale skoro zechciał mnie poznać, może jest w stanie je spełnić? Jennie w to wierzyła i ja chyba... też zaczynałem.

– Dziwnie się czuję, gdy tak do mnie mówisz. Nie jestem aż tak stary, by każdy nazywał mnie panem... Jestem Jimin. Możesz mi mówić hyung, bo zgaduję, że raczej nie masz jeszcze dwudziestu dwóch lat. Chyba, że się mylę? – zapytał, zmieniając trochę temat, za co byłem wdzięczny, głównie przez zawstydzenie tak śmiałym wybieganiem w przyszłość, oczywiście tylko w mojej głowie.

– Nie, nie. Mam dwadzieścia lat. I postaram się używać tego zwrotu, choć mogę się czasami pomylić, za co od razu przepraszam. Nie mam... zbyt wielu hyungów. I przyzwyczaiłem się, że tylko do nich tak mówię – ostrzegłem, bo przez ten tydzień aż za bardzo przywykłem do tego, że był dla mnie kimś całkowicie obcym.

Srebrnowłosy Alfa pokiwał na to głową, a ja sięgnąłem po swoją herbatę, której upiłem niewielki łyk. Oczywiście zaraz kontynuowaliśmy naszą rozmowę, schodząc na bardziej „delikatniejsze" tematy, skupiające się na moich zainteresowaniach, czy też powodzie, dla którego tutaj pracuję. Starałem się opowiedzieć mu o moich marzeniach dotyczących założenia rodziny, a przez to wybraniu takiego profilu w szkole, jak również o muzyce i pracy w cukierni. Park Jimin także zdradził mi kilka faktów o sobie, które od razu starałem się zapamiętać. Skupiały się one głównie na firmie, siłowni, dbaniu o siebie i ogólnie typowym dla Alf, aktywnym życiu.

I przez tę niecałą godzinę, zdążyłem się choć trochę do niego przekonać, nadal oczywiście nie ufając mu na tyle, by dać się gdziekolwiek zabrać. Bo w mojej głowie pozostało nasze pierwsze spotkanie, wywołujące zbyt dużo niepewności i strachu. Jednak z każdą minutą i każdym jego miłym gestem, powoli, bardzo powoli się tego wyzbywałem. Może dla tego szczerego i szerokiego uśmiechu, który przyprawiał mnie o szybsze bicie serca i przygryzanie wargi?



Yoongi:

Lato raczyło nas moją ulubioną, ciepłą pogodą, dlatego z ulgą schowałem na dno szafy wszystkie ciepłe bluzy. Taka wspaniała pogoda aż się prosiła o to, by z niej korzystać, dlatego postanowiłem pójść do moich przyjaciół i wyciągnąć ich na zewnątrz, abyśmy mogli razem cieszyć się latem.

Jeszcze przed południem pożegnałem się z rodzicami, mówiąc dokąd idę, bo choć miałem na karku dwadzieścia cztery lata, mama nadal wolała mnie pilnować, a skoro z nimi mieszkałem, nie wykłócałem się o danie mi większej swobodny. I tak miałem naprawdę wielkie szczęście urodzić się w rodzinie, która mnie nie odrzuciła ze względu na status. Często się zdarzało, że rodzice nie byli zachwyceni pojawieniem się w ich domu Bety, ale moi kochali mnie równie mocno, jak siostrę, więc w podzięce starałem się być dobrym synem.

Odwiedziny u braci Jeon, wiązały się z podróżą do zupełnie innej dzielnicy, więc spędziłem pół godziny w metrze, a potem jeszcze kilkanaście minut w zatłoczonym, gorącym autobusie, ale nic nie mogło mi zepsuć humoru, który był naprawdę dobry nie tylko przez słońce, lecz także fakt, do kogo właśnie jadę. Oczywiście cieszyłem się na spotkanie z Seokjin hyungiem, ale to Jeonggukie stanowił dla mnie ważniejszą osobę z ich dwójki.

Po tej wycieczce, znalazłem się w końcu pod blokiem, w którym mieszkali bracia z rodzicami, więc czym prędzej wjechałem na odpowiednie piętro i nacisnąłem dzwonek.

Po kilku sekundach drzwi się uchyliły, a mama chłopaków zaprosiła mnie z uśmiechem do środka. Przywitałem się z kobietą, jak zawsze zachwycony jej urodą. Obie panie, które były rodzicami chłopaków, przekazały im najlepsze geny.

Po zdjęciu butów, ruszyłem w stronę pokoju Seokjina. Drzwi były otwarte, a brak starszego przyjaciela mógł sugerować, że siedzi u swojego brata, dlatego to tam ruszyłem i wszedłem po delikatnym zapukaniu w uchylone drzwi.

– Cześć! Seokjin hyunga nie ma? – zapytałem zaskoczony, nie widząc poszukiwanego przeze mnie chłopaka. Jednak zamiast niego, mój wzrok napotkał na Jeongguka, który stał przy biurku w białej koszulce i... majtkach.

Omega napotkał moje spojrzenie i zarumieniony szybko złapał za najbliżej leżący zeszyt, aby się zasłonić, a ja szybko odwróciłem wzrok, czując, jak moje policzki płoną.

– Hyung – jęknął, wyraźnie zmieszany tą sytuacją.

– Przepraszam, Jeonggukie... – powiedziałem cicho, zamykając oczy, aby go jeszcze bardziej nie peszyć.

– Seokjin hyung wyszedł ze swoim Alfą na randkę – poinformował mnie młodszy, a po jego krokach zorientowałem się, że musiał podejść do szafy, więc dałem mu chwilę, aby zdążył założyć na siebie jakieś spodnie i dopiero wtedy otworzyłem oczy.

– Oh... No w sumie nie pomyślałem... W sensie czasem zapominam, że przecież on ma z kim wychodzić. Znaczy nie to, żebym był zazdrosny. Cieszę się, że hyung ma swoją drugą połówkę. – Nawijałem co mi ślina na język przyniosła, za bardzo się gubiąc w moich myślach przez ten słodki widok, który zastałem. – A ja powinienem zadzwonić szybciej. Ale cieszę się, że ty jesteś, Jeonggukie – dodałem, uznając że to może i lepiej, bo będę mógł z nim spędzić trochę czasu sam na sam.

– Zawsze możemy razem wyjść na spacer, hyung – powiedział, wyraźnie zaskoczony moimi słowami i zamknął drzwiczki szafy, w której środku zawsze panował idealny porządek. Jeonggukie był naprawdę dobrą Omegą, która pilnie uczyła się swojej roli przyszłej opiekunki ogniska domowego, przez co trochę posmutniałem, bo mimo, że bardzo go pragnąłem, nie byłem w stanie dać mu tego, czego najbardziej chciał. Ale do końca wierzyłem, że jeszcze będziemy razem szczęśliwi.

– Nooo... To może masz ochotę wyjść? Do lodziarni na przykład? Chyba jest ci bardzo gorąco, prawda? – zaproponowałem z delikatnym uśmiechem, wskazując na jego krótkie spodenki, które ukazywały chudziutkie nogi.

– Pogoda dopisuje – mruknął cicho, ale zaraz posłał mi radosny uśmiech, znów napełniając moje serce ciepłem. – To przebiorę się, hyung – dodał, łapiąc znów za drzwiczki szafy, ale zamiast cokolwiek zrobić, nadal na mnie patrzył.

Potrzebowałem chwili, aby załapać o co chodzi.

– O... To ja poczekam na zewnątrz – powiedziałem szybko i wyszedłem, zawstydzony moim zachowaniem.

Stałem grzecznie w miejscu, starając się nie myśleć o widoku, jaki zastałem w pokoju, gdyż mogło się to źle dla mnie skończyć. Ale na szczęście moje trzeźwe myślenie, jak zawsze uratowało mi skórę.

Po kilku minutach, mój mały przyjaciel wyszedł z pokoju, ubrany w nieco dłuższą koszulkę, która miała mu pomóc ukrywać szerokie biodra, będące istnym wabikiem na Alfy, a także długie, choć przewiewne spodnie. Jako że nie miał makijażu i jego blizna była doskonale widoczna, założył na buzię maskę z kwiatami, która ukryła tę drobną niedoskonałość. Biedaczek naprawdę się nią przejmował, choć moim zdaniem wcale nie odejmowała mu urody.

Ledwo przyswoiłem te fakty, a młodszy zaraz zniknął w moich ramionach, ciesząc tym samym moje serce swoją bliskością. Jednak na tym się nie skończyło, bo po odsunięciu się, uniósł dłoń prawie pod mój nos.

– Kupiłem niedawno krem o moim zapachu. Hyung też go może dzięki temu poczuć – wyjaśnił z szerokim uśmiechem, a ja zaskoczony, ale i naprawdę szczęśliwy, że przyszło mu coś takiego do głowy, ująłem tę rączkę i przyłożyłem do niej delikatnie nos, aby móc poczuć ten słynny zapach jabłek i toffi, który wydzielało jego ciało. Chemiczna mieszanka zapewne nijak się miała do tego, czym ta Omega wabiła do siebie niebezpieczne Alfy.

Zamiast puścić jego dłoń, nie mogłem się powstrzymać i ucałowałem jej grzbiet, zawstydzając się trochę swoimi poczynaniami.

– Myślę, że to nie jest tak ładne, jak twój oryginalny zapach – podzieliłem się z nim moimi domysłami, ale zaraz szybko dodałem: – Chociaż ten też jest bardzo przyjemny – zapewniłem, nie puszczając już jego dłoni, choć opuściłem je niżej.

Oboje wsunęliśmy na nogi klapki i nadal trzymając się za ręce, ruszyliśmy na spacer. Jeongguk jeszcze poinformował mamę o naszym wyjściu, a potem przejażdżka windą i znów mogłem cieszyć się pięknym słońcem.

– Jak tam w pracy, hyung? – zagadał młodszy, gdy ruszyliśmy chodnikiem w stronę lodziarni, mieszczącej się w pobliżu parku, po którym chciałem z nim pospacerować.

– Dobrze. Nowa kolekcja bardzo się spodobała i dużo Alf przyszło kupić pierścionki dla swoich partnerów – odpowiedziałem, naprawdę dumny z tej informacji, gdyż zaprojektowana przeze mnie biżuteria, sprzedawała się bardzo dobrze, stając się niemal hitem naszego zakładu. – Ale to w sumie nic dziwnego. Latem zawsze dużo z nich myśli o naznaczeniu w najbliższą równonoc, więc chcą przekonać do tego partnerów błyskotkami – dodałem, a chłopak pogratulował mi, przytulając mocno. Przez tyle lat pracy mogłem zauważyć, że właśnie to chodzi po głowie masie Alf, które z pomocą takiego droższego prezentu, chciały oznajmić, iż chcą związać się już na zawsze z tą jedną osobą. Do dziś pamiętam, jak Seokjin maltretował mnie o to, który pierścionek mam polecić Namjoonowi, gdyby chciał zadeklarować mu gotowość do naznaczenia, a już kilka dni później, ta sama błyskotka znalazła się na jego palcu. Hyungowie planowali naznaczenie na wiosenną równonoc, ale Seokjin za bardzo się martwił o Jeongguka i nie chciał jeszcze opuszczać domu, przez co trochę się pokłócili i ostatecznie przesunęli ten termin na równonoc jesienną. To pokazywało tylko, jak chłopak dbał o swojego młodszego brata i martwił się o niego. Nieraz powtarzał mi, że chciałby, bym już naznaczył Jeongguka, ale naprawdę wahałem się z tym. W końcu ani razu, przez tyle lat, nie widziałem w jego oczach niebieskiego odcienia, który sugerowałby silniejsze uczucia, kierowane do mojej osoby. A to raniło, jednocześnie oddalając mnie od wizji naszej ewentualnej wspólnej przyszłości.

– A co w cukierni? – zapytałem, odganiając od siebie te smutne myśli. Co prawda bywałem tam tak często jak mogłem, aby móc odprowadzać chłopaka do domu, wymawiając się chęcią opieki nad nim, ale nie zawsze rozmawialiśmy o tym, co aktualnie się działo.

To pytanie go chyba mocno zmieszało, nie wiedzieć czemu, bo przez chwilę milczał, a gdy zerknąłem w jego stronę, nie zaprzestając marszu ku lodziarni, wydawał się niezdecydowany.

– Dobrze, hyung – odpowiedział ostrożnie. – Ale... poznałem kogoś – dodał bardzo cicho, a ja momentalnie stanąłem jak wryty.

W jednej sekundzie poczułem, jakby moje serce pękło na miliard kawałków.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top