28 - Exasperation

5700 :D

~~~~~~~~~




Jeongguk:

Spotkało nas ogromne szczęście. Bo nie dość, że po tych wszystkich zmaganiach, mogliśmy być razem, to trójka naszych dzieci była całkowicie zdrowa. Tylko o to prosiłem Pierwszych Rodziców we wszelkich swoich prośbach. I po wszystkich badaniach tuż po zabiegu, dowiedzieliśmy się z hyungiem, że naszym wilczkom nic nie zagraża i muszą tylko nabrać więcej sił oraz dorosnąć.

Podczas pobytu w klinice, który trwał jeszcze trzy tygodnie, moja rana szybko się goiła, trzy śliczne bobasy, które odwiedzałem codziennie, przygotowywały się do funkcjonowania bez pomocy pielęgniarek i lekarzy, a mój Alfa był z naszej czwórki dumny, tak samo jak my z niego.

Dopiero po powrocie do domu, czego nie mogłem się doczekać, musiałem powrócić do zajmowania się naszą powiększoną rodziną. I byłem dzięki temu przeszczęśliwy, nawet jeśli oznaczało to bezsenne noce i ciągłe zmęczenie. Ale tak wyglądały pierwsze tygodnie z naszymi pociechami. Karmienie, przewijanie, kąpanie, śpiewanie kołysanek, zapewnianie im bliskości obu rodziców i uspokajanie. Choć zdecydowanie to karmienie było dla mnie największym wyzwaniem, skoro wymagało prawie co dwu-trzygodzinnego powtarzania tej samej czynności. Oczywiście tak samo jak wszystkie inne, raczej mnie uszczęśliwiała niż męczyła, w końcu mogłem się przyglądać tym spokojnym buziom przez tak długi czas. Co prawda z początku potrzebowałem przy tym pomocy, bo nie potrafiłem karmić całej trójki na raz. Ale w końcu sam postanowiłem odrobinę opóźnić jedno z karmień, aby chociaż hyung był wypoczęty.

Mama i pani Hyelin pomagały mi w czasie pierwszych dni jak tylko mogły. Słuchałem ich rad i uwag, dziękując za wyręczanie w niektórych czynnościach, bo chyba obie widziały, że brak snu powoli się na mnie odbija. Ale mogłem poświęcać całe noce, aby tylko nasze dzieci były nakarmione i szczęśliwe.

Wraz z urodzeniem naszych pociech, automatycznie straciłem na wadze prawie siedem kilo. A przez trzytygodniowy pobyt w klinice i stopniowe powracanie do poprzedniej diety, mogłem cieszyć się znacznie mniejszą liczbą na wadze, która z siedemdziesiątki czwórki spadła do sześćdziesiątki trójki. Niestety wiedziałem, że te pierwsze kilogramy łatwo było mi zrzucić, ale niektóre na pewno już ze mną pozostaną. Przynajmniej na najbliższe miesiące, bo nie mogłem wykonywać żadnych ćwiczeń.

Rujek też nadal nie wolno mi było przechodzić, nie tylko ze względu na dzieci, a również na gojącą się ranę. Jednak na razie starałem się o tym nie myśleć. Nawet jeżeli znałem zdanie hyunga na temat mojego zażywania tabletek na rujki. Ale nadal nie mogliśmy powrócić do naszej poprzedniej bliskości, bo raz – zmęczenie mi na to nie pozwalało, dwa – musiałem być prawie cały czas przy dzieciach, i trzy – musiałem być ostrożny. Mój ukochany oczywiście to rozumiał i na nic nie nalegał, chociaż czasami pokazywał mi, jak bardzo za tym tęskni. Zresztą, na pewno równie mocno jak ja.

Dwa dni przed moimi urodzinami, zdecydowaliśmy się urządzić niewielką imprezę dla rodziny i przyjaciół, abyśmy na spokojnie mogli im pokazać nasze pociechy. Moi rodzice, brat i jego partner, pani Hyelin, bracia hyunga i jego dziadkowie, oraz Yoongi z Suran, potwierdzili swoje przyjście. Dlatego miałem pełne ręce roboty z gotowaniem i sprzątaniem.

Trójka nakarmionych i śpiących bobasów, leżała na podłodze na grubym kocu, tak abym miał na nich oko podczas zajmowania się jedzeniem. Kupione dwa miesiące temu pluszaki-wilczki, leżały przy każdym maleństwie, zapewniając im spokojny sen, bo dzięki temu ciągle czuły nasze zapachy. Nie byłem pewien jak hyung na to wpadł, szczególnie kiedy cała trójka była wtedy jeszcze bezpieczna w moim brzuszku, ale musiałem przyznać, że był to genialny pomysł.

Zdążyliśmy rozstawić już wszystkie naczynia na przyniesionych przez braci Jimina stołach, do których dołączyły też krzesła z dołu, bo nasze meble nie pomieściłyby tylu gości. I nie wiem co spowodowało tę nagłą chęć bliskości u Jimina, który nie mógł utrzymać rąk przy sobie, ciągle mnie zaczepiając, ale aż miałem ochotę pokręcić na niego głową, oczywiście nie hamując przy tym uśmiechu. Bo może to przez pierwsze nałożenie makijażu od ponad trzech miesięcy? Lub założenie czegoś ładniejszego od ogromnych koszulek i bluzek z dresowymi spodniami? Ewentualnie po prostu chciał się ze mną podroczyć. A skoro tak... Zaraz odstawiłem na chwilę miskę, na którą nakładałem jedno z dań, i odwróciłem się, aby dać mu klapsa prosto w tyłek. Domyślałem się, że to go zaskoczy, w końcu podczas ostatnich miesięcy nie mógł mnie tak zaczepiać, a wcześniej zacząłbym się przez to zwyczajnie rumienić, pozwalając mu robić to, na co ma ochotę. Jednak nie mieliśmy czasu na czułości, bo goście mogli się pojawić lada chwila.

– Nie rozpraszaj mnie, hyung – poprosiłem, będąc w sumie rozbawiony taką interakcją i pierwszym „ukaraniem" mojego Alfy za niegrzeczne zagrywki.

Choć bardziej niż go to zaskoczyło i zmusiło do zareagowania instynktownie na takie zagrania swojej Omegi, moje działanie wywołało jego zadowolenie. Którego źródła łatwo mogłem się domyślić.

– Od kiedy to mój Omega jest taki odważny? – zapytał, a kątem oka natrafiłem na jego uśmieszek, który nie znikał, kiedy jego ręce już lądowały na moich biodrach, a usta na ramieniu.

Odwzajemniłem ten uśmiech, choć w moim przypadku był on raczej nadal rozbawiony. A kontynuując nakładanie kolejnego już dania na półmisek, zacząłem się zastanawiać nad odpowiedzią, której miałem udzielić mojemu ukochanemu.

– Od jakichś... – zacząłem po krótkiej chwili, starając się przekalkulować wszystkie tygodnie, które o dziwo naprawdę szybko zamieniły się w miesiące. Bo nawet jeśli na początku ciąży nadal byłem potulny jak baranek, utrzymując swój łagodny i płochy charakter, już po samej rozmowie z ojczymem Jimina, mogłem zobaczyć jak bardzo on ewoluował – pięciu miesięcy, hyung – dokończyłem, oczywiście mając na to nawet przygotowane przykłady, jeśli tylko by ich potrzebował. – Jak w większości Omeg, które spodziewają się dziecka, zaszło we mnie kilka zmian – uświadomiłem go dodatkowo, zerkając na bok i lekko do góry, aby móc zobaczyć przez chwilę jego szczęśliwe spojrzenie. – Dopiero teraz je zauważasz? – zapytałem jeszcze, wracając do przekładania ostatnich warzyw, by po odstawieniu naczynia na blat obok, zerknąć w stronę śpiących maleństw. Wszystkie wilczki, ze swoimi pluszowymi strażnikami, spały grzecznie, jak zwykle nie wykonując zbyt dużo ruchów. Nawet nasze małe Alfy, w tym okresie, były mało aktywnymi bobasami, które na pewno z wiekiem zamienią się w dwa urwisy. I nadal miałem ogromną nadzieję, że Sunwoonie, pomimo swojej drobnej budowy oraz lgnięcia do swojego taty, będzie bardziej asertywny od większości Omeg, w tym swojej mamy przed ciążą.

Po oderwaniu spojrzenia od dzieci, złapałem za jeden z jeszcze gorących pierożków, najpierw karmiąc nim mojego Alfę, a dopiero po tym zabierając się za przekładanie ich do następnej miseczki. Przygotowałem naprawdę dużo jedzenia, nie chcąc, aby czegokolwiek zabrakło. I przy okazji odłożyłem trochę porcji na czarną godzinę, gdybym ze zmęczenia nie był w stanie przygotować obiadu.

Hyung chwilę przeżuwał wręczony mu pierożek, by zaraz po przełknięciu, odpowiedzieć na moje pytanie.

– Wtedy usprawiedliwiałem to hormonami, a dopiero teraz widzę, że moja Omega będzie mnie kusić jeszcze bardziej – stwierdził, dając mi buziaka prosto w policzek. Choć niepotrzebnie coś takiego mówił, skoro nadal czekał nas przymusowy celibat. – To co mam teraz zrobić? Wszystko już pokrojone – zauważył, słusznie upominając się o jakieś zajęcie, bo chętnie byłem skłonny mu je dać. ­– Swoją drogą, będziemy je karmić jak zawsze, czy wcześniej, nim przyjdą goście? – dodał, chyba jeszcze nie mając okazji nauczyć się tych dwu-trzygodzinnych pór karmienia naszych dzieci. Nie mogłem ich zmieniać, więc skoro były karmione pół godziny temu, za jakieś dwie miałem zamiar obudzić nasze Alfy, aby je pożywić. Choć skoro przychodziła do mnie mama, na pewno jeszcze w międzyczasie mogłaby do mnie dołączyć z trzecim wilczkiem. Dzięki czemu szybciej byśmy się z tym uporali. Hmmm...

– Nie, nie, o tej samej porze. Przeprosimy na chwilę gości i się tym zajmiemy... Albo zrobię to z moją mamą, aby nie zostawiać ich samych, dobrze? – zaproponowałem, łapiąc za następną miskę i wręczając ją Jiminowi. – Nałóż, proszę – dodałem, wskazując na kolejny garnek, w którym było następne danie. A sam miałem już zamiar przejść do przenoszenia pełnych półmisków na stół, jednak jak tylko się odwróciłem, mój Alfa odłożył trzymane naczynie, a jego wolne ręce objęły mnie w pasie. Nie spodziewałem się otrzymania tak namiętnego pocałunku, ale najwyraźniej ten makijaż, ubrania, tęsknota i oczywiście nasza miłość, zrobiły swoje. I przez chwilę aż nogi lekko się pode mną ugięły, bo dawno nie mogliśmy okazywać sobie tak silnych uczuć.

Jeszcze kilkanaście sekund oddychaliśmy nieco szybciej tuż przy swoich twarzach, uśmiechając się delikatnie. Choć hyung nie zapominał o mojej prośbie, dając mi jeszcze tylko buziaka w policzek i łapiąc ponownie za wręczony wcześniej półmisek.

– Dobrze, kochanie – powiedział jeszcze zanim zajął się ostatnim już daniem, a ja z szerokim uśmiechem na twarzy przeszedłem do przenoszenia jedzenia na stół.

Jednak ledwo Jimin zdążył przełożyć wszystko na naczynie, gdy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. A to skutecznie oderwało nas na chwilę od obu czynności.

– Są i nasi goście.

– Otworzysz, hyung? Dokończę to – poprosiłem, trochę przyspieszając swoje ruchy, aby zdążyć jeszcze poprzekładać wszystkie garnki do zmywarki.

– Jasne.

Starszy umył tylko ręce, zaraz kierując się w stronę windy, a ja mogłem przełożyć te naczynia i uruchomić zmywarkę, która na szczęście chodziła naprawdę cicho, nie przeszkadzając naszym wilczkom we śnie oraz gościom w rozmowie. A kiedy Jimin wrócił już z moimi rodzicami, hyungiem i jego partnerem, mogłem przejść do pokazywania im naszych ślicznych pociech, ciesząc się, że wszyscy nasi bliscy spędzą z nami dzisiaj trochę czasu.



Jimin:

Powrót do domu z kliniki, razem z naszymi maluchami, był dużo większym wydarzeniem, niż można się było spodziewać. Wszyscy byli ciekawi naszych dzieci i chcieli je zobaczyć, a ponieważ Jeonggukie wciąż potrzebował odpoczynku i poświęcał masę czasu na zajmowanie się wilczkami, to postanowiliśmy zorganizować wspólny obiad dla naszej rodziny i znajomych, zamiast zapraszać każdego z osobna.

Kiedy moja rodzinka przebywała jeszcze w klinice, starałem się być jak najdłużej z nimi, siedząc od rana do nocy z moim partnerem i ucząc się przy nim, jak należy opiekować się naszymi brzdącami. Przez większość czasu i tak zajmowały się nimi pielęgniarki, aby mój Omega mógł nabrać sił po zabiegu i nie uszkodzić rany na brzuchu, ale za bardzo rwał się do trójki aniołków, aby odpuścić sobie chociażby tak proste czynności jak karmienie.

Po przywiezieniu całej czwórki do domu, musiałem pogodzić się z faktem, iż nadal będę musiał sypiać bez mojego ukochanego u boku, gdyż maleństwa wymagały sypiania z nimi przez jakiś czas w gnieździe, aby w ten sposób jak najlepiej oswoiły się z zapachem, który do końca życia miały kojarzyć z bezpieczeństwem. I gdyby Jeonggukie nie był tak uparty, aby wrócić do swoich codziennych obowiązków, to zapewne siedziałby z maluchami w szafie cały dzień. No ale miał do tego prawo, skoro tak dzielnie zniósł te ciężkie miesiące. Dobrze było go jednak znów widzieć chętnego do działania. Nawet tak bardzo zmęczonego.

Przez pierwsze lata życia dzieci, Alfy pozostawiały wychowanie w rękach Omeg, dlatego i ja starałem się nie mieszać do tego, jak funkcjonuje Jeongguk. Choć oczywiście biorąc pod uwagę, że nie miał fizycznie możliwości jednocześnie zajmować się całą trójką, to czasem bez słowa podchodziłem do nich, aby nakarmić w ciągu dnia któregoś potomka. Najczęściej małego Sunwoo, który czując mój mocniejszy zapach w pobliżu, natychmiast zaczynał piszczeć cicho, domagając się mojej uwagi. Zupełnie jak jego mama.

Nocą nie wstawałem, choć raz próbowałem, ale Jeonggukie prosił mnie, abym został w łóżku i się wysypiał, bo nie chce się martwić jeszcze o mnie. Dlatego posłusznie leżałem na materacu, obserwując czasem spod na wpół przymkniętych powiek, jak maluchy jedzą grzecznie, słuchając cichej kołysanki, kiedy ich brzuszki były już pełne. I musiałem przyznać, że choć widok ten rozczulał moje serce, to jednak tęskniło ono do bliskości z tą najważniejszą w moim życiu osobą.

Nie mogłem się jednak teraz za bardzo skupiać na moich potrzebach, zwłaszcza, że pierwsi goście pojawili się na obiedzie. Rodzice mojego Omegi, oraz jego brat z partnerem, szybko poświęcili całą uwagę maleństwom, zachwycając się nimi. A mi zostawili prezenty, które przynieśli zarówno dla wilczków, jak i Jeongguka, którego urodziny wypadały w tym samym tygodniu. Ja sam szykowałem dla niego małą niespodziankę w postaci obiecanego obiadu, który przyjedzie do naszego domu i albumu ze zdjęciami, jakie udało mi się zrobić przez ostatni rok. Miałem nadzieję, że się ucieszy, bo póki co nie mogłem zabrać naszej rodzinki na żadne tygodniowe wakacje z dala od świata. Ale i na to przyjdzie kiedyś czas.

Przysłuchiwałem się rozmowom z boku, bo nawet jeśli rodzina mojego ukochanego wybaczyła mi to, co mu kiedyś zrobiłem, to jednak z jego bratem nadal nie byłem w najlepszych stosunkach. Wolałem się więc niepotrzebnie nie narażać.

– Yah, Kookie, widać w nich nasze geny – stwierdził zadowolony Seokjin, pochylając się nad śpiącymi maluchami. – Nie spodziewałem się, że noworodki będą takie urocze – dodał, dotykając malutkiej rączki Sunmi, która poruszyła się zaraz na takie działanie.

Młodszy zaśmiał się radośnie na tę uwagę.

– Chyba naszych rodziców, bo mnie one ominęły.

– Oj kochanie, obrażasz mój gust – włączyłem się natychmiast, nie lubiąc słuchać, jak chłopak ujmuje swojej urodzie. – Jesteś najpiękniejszą Omegą, jaką znam, i musisz się z tym pogodzić – stwierdziłem, podchodząc do niego bliżej, aby móc objąć w pasie. I już miałem ucałować te śliczne, zawsze mnie kuszące usta, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi.

Zmusiło mnie to do sprezentowania ukochanemu tylko krótkiego buziaka, aby następnie ponownie udać się na parter, przywitać kolejnych gości. Tym razem byli to moi dziadkowie, którzy od progu musieli być wyściskani przez Jisunga. Jak każda Omega w rodzinie, to właśnie on był ulubionym wnukiem, więc nic dziwnego, że zaraz otrzymał wielkiego kolorowego lizaka za swoje przymilanie. Babcia i dziadek mieli już okazję poznać mojego partnera, gdy przyjeżdżali na urodziny moich młodszych braci, i na szczęście przyjęli go w rodzinie z otwartymi ramionami. Babcia co prawda miała kilka uwag co do jego sposobu czyszczenia naczyń po gotowaniu, ale chłopak nie uznał tego za krzywdzącą krytykę, lecz za dobre rady, z których chętnie korzystał.

Mama i tym razem była przy drzwiach szybciej ode mnie, dlatego poprosiłem ją, aby również weszła już na samą górę, gdyż obiad jest gotowy i zaraz siądziemy do stołu. Skierowaliśmy się więc w stronę wind, jednak razem z Jisungiem i bliźniakami, musieliśmy się pobawić w ganianego po schodach, gdy najmłodszy postanowił rzucić nam wyzwanie: „Kto pierwszy na górze". Tylko Jiwon nie brał w tym nigdy udziału, idąc spokojnie za nami, a my oczywiście dawaliśmy najmłodszemu fory, aby czuł się pewną siebie Omegą, przekonaną o swojej możliwości walczenia z Alfami, ale jednocześnie nie był takim wielkim dupkiem jak Taehyung. A propos niego – chciałem również zaprosić Hoseoka na obiad, ale ten powiedział, że nie zostawi swojego Omegi samego, więc dogadaliśmy się, iż po prostu wpadnie w innym terminie z obiecanym wózkiem. Jego mina, gdy dowiedział się, że jednak musi kupić taki dla trzech wilczków, była bezcenna. Zresztą, pozostali moi przyjaciele również zapowiedzieli odwiedziny, chcąc zobaczyć „kogo zmajstrowałem", jak to ładnie ujęli. Ale to trochę później, gdy mój ukochany nabierze już sił i zacznie się wysypiać. Bo choć makijaż, który dzisiaj sobie zrobił, trochę zakrywał całe zmęczenie, to jednak wolałem, aby nie musiał tego robić. Jednak trzeba przyznać, w takiej wersji kusił, aby go zaczepiać w czasie przygotowywania posiłku.

Kiedy dotarliśmy na trzecie piętro, Jeonggukie witał się już z dziadkami, a Jisung obejmował jego nogi, tuląc się do swojego idola. Aż za dobrze pamiętałem, gdy któregoś razu wszedł na nasze piętro z poduszką włożoną pod koszulkę i usiadł na kanapie przy Jeongguku, mówiąc mu, że będzie takim dobrym Omegą jak on. Co prawda musiałem mu tłumaczyć, dlaczego nie może już sypiać ze mną, kiedy przyśni mu się coś złego, jednak problem sam się rozwiązał, odkąd Jiyonga nie ma w domu. Mój brat chodził po prostu do mamy, w końcu mając ją dla siebie tak, jak tego potrzebował od zawsze. To było naprawdę przykre, że bał się do niej chodzić przez własnego ojca, jednak prawdą jest, że taki potwór jak mój ojczym nie zasługiwał na nazywanie go „tatą".

Jeonggukie zdążył odpakować prezenty, które leżały teraz na kanapie, ukazując masę ciuszków, których jak wiele razy powtarzał – nigdy nie było dość, gdyż maluchy szybko wyrastały z jednych, aby zaraz mieć następne. Ale najbardziej urocze były zestawy, do których był dołączony komplet ubrań dla mamusi, pasujący do tego dzieci. Już widziałem w tym całą czwórkę jutrzejszego dnia. I przeczuwałem masę nowych zdjęć w moim telefonie.

Podczas gdy wszyscy zagadywali młodą mamę, dopytując o brzdące, ja musiałem przypilnować, aby Jisung nie spróbował brać na ręce leżącego na materacu Sunwoo, który kręcił się, czekając, aż ktoś go weźmie na ręce, więc ostatecznie wylądował w moich ramionach, aby dziadkowie mogli się mu lepiej przyjrzeć.

W końcu jednak wszyscy zostali zaproszeni do stołu, a w tym samym momencie nasi ostatni goście dotarli, więc zszedłem na dół i przywitałem przyjaciela Jeongguka – Yoongiego i jego Omegę, zapraszając na nasze piętro. Nie miałem z nim praktycznie do czynienia, mój ukochany dbał o to, abyśmy sobie nie wchodzili w drogę, więc nawet nie próbowałem go zagadywać, pozwalając Jeonggukowi czynić honory w tej sprawie, a sam przejąłem od niego Sunyounga, którego położyłem koło rodzeństwa, po czym zająłem miejsce wśród Alf.

Oczywiście mój dziadek nalał już wszystkim chętnym soju do kieliszków, więc gdy tylko wziąłem swój od ręki, byłem pod baczną obserwacją mojego partnera, który dbał o to, abym nie wypił za dużo, a jednocześnie zabawiał wszystkich gości rozmową. Naturalnie w miarę możliwości.

Generalnie było to całkiem udane popołudnie. Oczywiście maluchy trochę marudziły, bo jednak nadmiar ludzi w pomieszczeniu, był dla nich dość stresujący, ale dzięki temu goście też zbyt długo nie siedzieli, więc mogłem spędzić z ukochanym spokojniejszy wieczór, kiedy wszystko już zostało sprzątnięte, goście pożegnani, a my wykąpaliśmy maluchy i po krótkich pieszczotach, którymi musieliśmy się pocieszyć, skoro nie mogliśmy jeszcze spędzać czasu tak, jakbyśmy chcieli, każde z nas poszło spać.



Jeongguk:

Impreza dla rodziny i przyjaciół, mimo wszystko okazała się naprawdę miło spędzonym czasem. Hyung nie wypił zbyt dużo, o co zadbałem, a ja mogłem w końcu poznać Omegę mojego przyjaciela. Suran była delikatna, jak każdy przedstawiciel tego statusu, jednak nie wstydziła się ze mną rozmawiać, wyglądając na całkiem otwartą osobę. Przypominała mi trochę Jennie, z którą już nie miałem kontaktu, ale dzięki temu wiedziałem, że mógłbym zaprzyjaźnić się z Suran. Choć i tak najważniejszym dla mnie było oglądać uśmiech na twarzy Yoongiego, wywoływany przez jego Omegę. A to na szczęście często mogłem zaobserwować.

Kiedy już odpoczęliśmy z hyungiem po całym dniu przygotowań i zajmowania się naszymi skarbami, mogłem uporządkować wszystkie prezenty, kręcąc tylko głową na te dla mnie. Bo naprawdę nie chciałem żadnych upominków, szczególnie kiedy wszyscy kupili już coś dla naszych dzieci. Na szczęście większość naszych gości wiedziała co sprezentować Omedze, dlatego nowa biżuteria i kilka rzeczy do domu, oraz ładne ubrania od mamy, wylądowały w odpowiednich miejscach na naszym piętrze. A podarunki dla naszych wilczków przeprałem, kiedy te spały, wyparzając też niektóre z nich, a resztę na razie chowając, bo były jeszcze zbyt malutkie na korzystanie na przykład z nocników.

Pierwszego września oczywiście otrzymałem od mojego ukochanego prezent. I nie mogłem się nim nacieszyć, głównie przez fakt, że tak dobrze mnie znał. Bo naprawdę wolałem dostać od niego coś, co jest bliskie mojemu sercu, właśnie w postaci naszych zdjęć w albumie, niż otrzymać najdroższy podarunek z jakiejś znanej marki. Z przepysznego obiadu również się cieszyłem, oczywiście trochę przy tym narzekając, bo jednak starałem się już zrzucać zbędne kilogramy. A kopiec jedzenia w ogóle mi w tym nie pomagał. Ale obiecałem sobie, że przez najbliższe dni będę się z tym bardziej pilnował.

Powoli wdrażaliśmy się w życie rodzinne i opiekę nad trójką wilczków. Hyung pomagał mi w dzień, kiedy tylko miał czas, a ja zdążyłem się już nauczyć zasypiać gdy tylko miałem wolną chwilę. Choć bywało i tak, że nasza mała księżniczka Sunmi lub Sunwoonie, potrzebowali bliskości swojego taty również w nocy. Najczęściej pokazywali to poruszaniem swoim noskiem, który nie czuł migdałów i cedru. A kiedy zaczynali zaraz po tym płakać, musiałem przejść z nimi do śpiącego hyunga, pozwalając im leżeć przy tacie tak długo jak tego chcieli. Domyślałem się, że to moja wina, bo w czasie ciąży te najpozytywniejsze uczucia kojarzyły się im głównie z Jiminem. Więc teraz, po poznaniu jego zapachu, domagali się bliskości obu rodziców, najlepiej jednocześnie. A to z kolei tylko podkreślało, jak bardzo im ulegałem, po prostu nie chcąc, aby któryś z wilczków był nieszczęśliwy.

Nadal musiałem się oszczędzać, bo nawet jeśli szwy zewnętrzne już dawno zostały mi ściągnięte, a ból ustąpił po tych niecałych sześciu tygodniach od zabiegu, to te wewnętrzne potrzebowały aż trzech miesięcy do całkowitego rozpuszczenia. Uważałem na zszywane miejsce, nigdy nie wykonując gwałtownych ruchów i niczego nie dźwigając. Jednak to oznaczało, że nadal nie mogłem pomagać mojemu Alfie w pozbywaniu się stresu. A przecież również od tego mnie miał. I czasami chciałem po prostu zezwolić mu na przespanie się z jakąś Betą, ale wiedziałem, że w ten sposób sprawię mu zapewne przykrość, bo nasza miłość była dla niego ważniejsza od seksu.

Codziennie wieczorami miałem te dwie-trzy godziny na posprzątanie po kolacji i lekkie ogarnięcie salonu oraz pokoju dzieci, w którym teraz najczęściej robił się bałagan. Wilczki spały w tym czasie grzecznie w gnieździe w naszej sypialni, do której oczywiście miałem uchylone drzwi, aby w razie czego od razu do nich przybiec.

Hyung brał w tym czasie prysznic po swoim wieczornym treningu, dlatego kiedy już wyszedł, ubrany tylko w dresowe spodnie, ja nadal zajmowałem się przecieraniem mebli w salonie, sprzątając przy okazji naczynia ze stolika.

Zaledwie zerknąłem w jego stronę, uśmiechając się nie tylko na widok jego zmierzającej do mnie osoby, a także ponownie zarysowanego ABS-a. Miałem ogromną ochotę znów przylgnąć do niego całym ciałem i najlepiej czuć na plecach chłód ściany, o którą opierałby mnie podczas przeniesienia się do mojej ulubionej pozycji. Ale... jeszcze nie mogliśmy.

Akurat wyprostowałem się po pochylaniu nad stolikiem, gdy poczułem jak dłonie hyunga obejmują mnie w pasie. Uwielbiałem, kiedy kładł je na moich biodrach, najlepiej od razu do siebie przyciągając. A kiedy dołączył do tego dotyku delikatne pocałunki na szyi i ramieniu, miałem ochotę przymknąć oczy i poddać się jego działaniom. Ale... naprawdę nie mogliśmy.

Cichy pomruk ukochanego, oderwał mnie od moich pragnień i ściągnął z powrotem na ziemię, przywracając w stu procentach Jeongguka skupionego tylko na zapewnieniu naszym dzieciom jak najlepszych pierwszych miesięcy życia. Oraz zadbaniu o swoją bliznę, która musiała się dobrze zagoić, abyśmy mogli mieć jeszcze kiedyś czwarte dziecko.

Posłałem mu delikatny uśmiech, zaraz dając szybkiego buziaka w policzek i chcąc powrócić do porządków.

– Kładziesz się już, hyung?

– Nie – stwierdził, nie pozwalając mi od siebie uciec, co nieco mnie zaskoczyło, bo myślałem, że chce się ze mną tylko pożegnać, ewentualnie namówić do zdrzemnięcia. – Chciałbym spędzić trochę czasu z moim słodkim partnerem – dodał, a jedna z jego dłoni zaczęła wędrować pod moją koszulkę. I nieważne jak bardzo pragnąłem jego dotyku, a zwłaszcza tak dużej bliskości, musiałem złapać ją jak najszybciej, przytrzymując nieco mocniej niż zazwyczaj, bo obawiałem się, że Jimin może nie rozumieć jak nawet najmniejszy, nieodpowiedni ruch, może przeszkodzić w zagojeniu mojej rany.

– Ostrożnie, hyung – poprosiłem, używając przy tym stanowczego tonu, który też był nowością w naszych interakcjach. Jednak nie chciałem z nim przesadzać, zaraz łagodniejąc i puszczając rękę hyunga, by dodać: – Proszę...

Wycofanie się dłoni mojego ukochanego też pasowało do mojego wcześniejszego tonu, dlatego wiedziałem, że na pewno nie był zadowolony z takiej reakcji swojej Omegi.

– Chcę się z tobą kochać – wyszeptał zaraz, tuż przy moim uchu, zaczynając też składać delikatne pocałunki w tych wrażliwych okolicach.

Mój wzrok od razu przeniósł się na uchylone drzwi sypialni, a umysł ciągle podpowiadał jak sam bardzo tego pragnę. I wiedziałem, że jeśli Jimin będzie kontynuował te pieszczoty, a gdzieś u dołu swoich pleców poczuję jego twardego penisa, zaraz sam zacznę prosić, aby już się we mnie zakleszczył.

Nie, Jeongguk. Nie możecie. Dzieci i zdrowie są w tej chwili najważniejsze.

Z ciężkim sercem odchyliłem głowę tak, aby usta hyunga nie mogły dotykać mojej skóry. Zresztą, miałem już gęsią skórę na wszystkich odkrytych fragmentach ciała, walcząc z potrzebą bliskości a potrzebą bycia zdolnym do opiekowania się naszymi wilczkami.

– Będę strasznie zmęczony, hyung... – zacząłem, tym razem cichym i skruszonym tonem. A jedna z moim dłoni wylądowała na ręce ukochanego, lekko ją ściskając. ­– A jeśli któreś maleństwo się obudzi, na pewno mnie do niego nie puścisz, kiedy będziemy już w trakcie – zauważyłem, dopiero teraz na to wpadając. Przez co zaczynałem widzieć, że tych powodów niestety jest znacznie więcej. – I nadal... boję się o moją ranę – dokończyłem, tłumacząc przy okazji swoje poprzednie, stanowcze działanie, które nie spodobało się Jiminowi.

Ciche skomlenie sprawiło, że spuściłem lekko głowę, bo naprawdę nie chciałem rozczarowywać w taki sposób mojego Alfy. I zmuszać go do takich uczuć i stresu.

– Ile będzie się goić... Tęsknię za moim Omegą... – przyznał, powoli zabierając dłonie z moich bioder, co lekko zabolało, ale i pozwoliło mi zacząć nieco trzeźwiej myśleć.

Złapałem za końcówkę swojej koszulki, podnosząc ją do góry, aby odsłonić fragment wiszącej skóry. Zdążyłem przyzwyczaić się do takiego widoku, wiedząc że nie jest on powodem do wstydu, skoro dzięki niemu mamy z Jiminem trójkę ślicznych dzieci. Z czasem na pewno się tego pozbędę, tak jak blizny, zarówno tej na policzku, jak i brzuchu, ukrytej pod plastrem pomagającym zblednąć trochę temu białemu, wypukłemu fragmentowi.

– Nie wiem, hyung... Może jeszcze dwa tygodnie, a może miesiąc – odezwałem się po chwili, woląc nie mówić mojemu ukochanemu, że to może potrwać aż trzy miesiące. I w sumie powinno. Ale możliwe, że wcześniej po prostu odważę się z nim kochać, oczywiście powoli i ostrożnie. W końcu obaj nie chcemy tyle czekać. – Pragnę... urodzić ci jeszcze kiedyś choć jednego wilczka, dlatego musimy być ostrożni – dodałem, już któryś raz mu o tym wspominając. Najwyraźniej pomimo zmęczenia i braku czasu dla siebie, byłem szczęśliwy mogąc opiekować się naszymi dziećmi.

Opuściłem w końcu koszulkę na dół, odwracając się do mojego partnera, aby po posłaniu mu delikatnego uśmiechu, podejść i wtulić się w jego ramiona. Oczywiście zaraz zostałem objęty, a moje czoło otrzymało buziaka. I na razie tyle mi wystarczyło.

– Najpierw niech te podrosną. Ale masz rację. Nie mogę cię narażać dla własnych zachcianek. Posprzątamy i idziemy się zdrzemnąć, nim maluchy znowu wstaną.

„Dla własnych zachcianek", hyung? Ojj, żebyś ty tylko wiedział... Ale dobrze, milczę.

– Spokojnie, hyung, poradzę sobie. Idź już do łóżka – poprosiłem, stając na palcach i cmokając go prosto w policzek.

Jednak kiedy odwróciłem się z powrotem w stronę stolika, Jimin już zabierał położone przy nim naczynia, które chciałem włożyć do zmywarki. Podziękowałem mu za to, nie mogąc już uniknąć tej pomocy. Zresztą, we dwoje poszło nam znacznie szybciej i sprawniej. I zaraz po niecałych dziesięciu minutach zostałem zabrany przez niego do sypialni i zaniesiony prosto do gniazda, w którym spały nasze śliczne maleństwa. Mogłem ucałować każdego wilczka, kładąc się przy nich ostrożnie. A kiedy zobaczyłem jak mój partner przenosi kołdrę pod szafę, robiąc sobie tutaj tymczasowe legowisko, pokręciłem głową z uśmiechem, prosząc go, aby wziął jeszcze jedną kołdrę i dzięki temu zyskał w miarę komfortowe warunki na tej podłodze. A dzięki jego pomysłowi, po raz pierwszy od sześciu tygodni mogliśmy przespać choć kilka godzin, będąc tak blisko siebie i trzymając się za dłonie.



Jimin:

Ból, który towarzyszył mi przez niemożność spędzania czasu z Jeonggukiem w taki sposób, do jakiego byłem przyzwyczajony jeszcze przed jego zajściem w ciążę, był dla mnie niemal fizyczny. Choć był blisko mnie, zdawało mi się czasem, że jest między nami jakaś niewidzialna ściana, która trzyma go z dala ode mnie, pozwalająca skupić się tylko na naszych dzieciach. I choć dla mnie również były one bardzo ważne, w końcu rodzina była moim marzeniem, to jednak mój Omega pozostawał dla mnie najważniejszy. Z tego też powodu bywałem coraz bardziej sfrustrowany.

Czas mijał, a ja znów musiałem pojawić się w siedzibie Beaucorn. Niestety kłopoty, które rozpoczął incydent ze szkodliwymi substancjami, nadal nad nami ciążyły. Co chwilę wychodziły na światło dzienne jakieś nieczyste zagrania, za które, mogłem się założyć, odpowiadał Jiyong.

Przekręty z jakością produktów i nieprawidłowości w księgach rachunkowych, to był tylko czubek góry lodowej, ku której najwyraźniej płynęła nasza firma. Dlatego też jako prezes musiałem zareagować, wydając razem z zarządem kolejne uchwały, naprawiające naszą sytuację, oraz składać przeprosiny i obiecywać wyjaśnienie wszelkich wątpliwości.

Już nawet strach było patrzeć, jak duże odszkodowania do wypłacenia nas czekały. Na szczęście nie byłem z tym wszystkim sam, gdyż mogłem liczyć na moich braci, którzy równie dobrze jak ja, potrafili się odnaleźć w tym wszystkim. A w sumie nawet lepiej, bo zawsze byli bardziej zaangażowani w firmę. Dlatego ich zaciętość, perfekcyjna współpraca i znajomości, które udało im się zdobyć przez swoje lata szkolne, obracając się w bogatym towarzystwie i pełniąc rolę gwiazd szkoły, bardzo nam się przydały. Byłem naprawdę zadowolony z tego, jak sprawnie udawało im się nie tyle tuszować, co po prostu wyjaśniać każdą kolejną sprawę, kończącą się dla nas co najwyżej kolejnymi odszkodowaniami. Wiadomo, że opinię publiczną o naszej firmie, najtrudniej było naprawić, ale ta dwójka doskonale zadbała o to, aby pojawić się na kluczowych imprezach w Seulu, Tokio, Pekinie, Hongkongu, czy innych ważnych miastach, dzięki czemu wiązano nas na przykład z wydarzeniami charytatywnymi. A takie zagrania również zasługiwały na pochwałę. Zwłaszcza, że mnie – prezesa – rzadko kiedy widywano gdziekolwiek. No, teraz coraz częściej trafiałem na okładki gazet, ale niestety tylko z kolejnymi krzykliwymi nagłówkami dotyczącymi firmy i jakiegoś przekrętu. Szkoda tylko że obwiniano mnie za winy Jiyonga.

Stres, który przez to wszystko się gromadził, był czasem nie do zniesienia, a nie mogłem liczyć na mojego Omegę, który nadal sypiał w gnieździe z dziećmi i pilnował, aby jego zszyta rana zagoiła się jak najlepiej. Nie miałem jednak zamiaru go zdradzić, nawet jeśli zabawa z własną ręką przestała mi już wystarczać. Dlatego chodziłem jak tykająca bomba zegarowa, sam będąc ciekaw, kiedy w końcu wybuchnę.

I stało się. Siedziałem w gabinecie w siedzibie firmy, odpisując na ostatniego pilnego maila w sprawie zawieszenia produkcji linii kosmetyków dla dzieci. Postanowiłem pójść do Jihyuna, aby dowiedzieć się, co z kolejnym krokiem, jakim miała być kontrola wszystkich fabryk, dlatego ruszyłem na drugi koniec piętra.

Jakoś nawet nie pomyślałem o tym, aby zapukać, więc po otwarciu drzwi, mogłem co najwyżej unieść brew, widząc jak jakaś Beta siedzi na kolanach chłopaka, podskakując na nim rytmicznie. Normalnie bym się wycofał i dał im kontynuować, jednak sprawa, z którą przyszedłem, potrzebowała jego natychmiastowej opinii, dlatego po prostu odchrząknąłem.

– Pięć minut, hyung – powiedział Jihyun, wychylając się zza swojej kochanki. – Przyjdę do ciebie.

Westchnąłem ciężko na jego prośbę i wycofałem się.

Pięć? Braciszku, obaj wiemy, że zajmie ci to piętnaście, jak nie lepiej...

Trochę zły poszedłem do Jihwana, aby to z nim zamienić kilka słów, a po piętnastu minutach wróciłem do mojego gabinetu, w którym siedział już grzecznie drugi bliźniak. Nawet nie zaczynałem od tematu jego zachowania w biurze, po prostu przechodząc do najważniejszej kwestii, ale to nie znaczyło, iż nie zostawiłem sobie tego na koniec.

– Wiem, że wszyscy jesteśmy teraz zestresowani, ale szybkie numerki, albo sobie daruj. Ewentualnie pamiętaj o zamykaniu drzwi, bo mamy już chyba wystarczająco dużo problemów, nie uważasz? – zapytałem, otwierając klapę mojego laptopa.

– Wiem, hyung. Przepraszam.

– Poza tym, polecam stałe związki – dodałem pół żartem, pół serio. – Inwestowanie w Bety nie ma większego sensu.

– Jestem już w stałym związku.

Takiej odpowiedzi się nie spodziewałem. I nawet nie dane mi było dopytać, bo mój brat sam wyjaśnił.

– Ta Beta, którą widziałeś... Umawiam się z nią, hyung. Już dłuższy czas. I... prawdopodobnie wiosną ją naznaczę.

– Czyś ty oszalał?!

To, co działo się przez kolejne minuty w gabinecie, przypominało istną walkę, choć bez użycia pięści. Znaczy nie okładaliśmy siebie nawzajem, ale większość rzeczy na moim biurku leżała na podłodze, kiedy Jihyun wychodził, warcząc głośno. Ja sam nie mogłem się uspokoić przez resztę czasu pracy, i postanowiłem wyjść z biura godzinę szybciej, niż początkowo planowałem.

Po drodze kląłem pod nosem, nie mogąc uwierzyć w te rewelacje. Nawet nie próbowałem udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy już wjechałem na nasze piętro.

Natychmiast skierowałem się do lodówki, luzując po drodze krawat. A kątem oka zauważyłem, że z sypialni wychodzi mój Omega.

– Coś się stało w pracy, hyung? – zapytał cicho, przecierając zaspane oczy.

– Nic – mruknąłem, otwierając lodówkę, z której wyjąłem butelkę wody.

Usłyszałem jeszcze, jak drzwi od sypialni zamykają się, dlatego założyłem, iż Jeonggukie wrócił do dzieci, ale on okazał się kierować w moją stronę.

– Ktoś cię zdenerwował na drodze? – Młodszy próbował dalej zgadywać, niestety nie pomagając tymi pytaniami. Ale co miałem przed nim ukrywać? Prędzej czy później pozna powód mojego zdenerwowania. A lepiej, aby wyszło to ode mnie, choć mogłem się spodziewać jego reakcji na tę wieść.

– Jihyun twierdzi, że zakochał się w Becie – powiedziałem, tylko na chwilę zerkając na ukochanego, który w odpowiedzi najpierw zmarszczył brwi, a następnie skrzyżował ręce na torsie.

– I stąd to zdenerwowanie, hyung? – zapytał, a w jego tonie dało się słyszeć pierwsze nuty zdenerwowania.

Zacisnąłem szczękę, nie chcąc mu na to odpowiadać, ale nie mogłem sobie na to pozwolić zbyt długo, gdyż mój partner złapał mnie za rękę, aby zwrócić na siebie moją uwagę.

– To jest powód twojego zdenerwowania, tak? – nadal drążył, choć jeszcze robił to łagodnie.

Na nasze nieszczęście moje zszargane nerwy postanowiły znaleźć ujście, dlatego warknąłem na niego, zabierając rękę.

– A dziwi cię to? Bety są bezużyteczne w stałych związkach. Co najwyżej będzie mógł uprawiać z nią seks – zauważyłem, w ogóle nie mogąc zrozumieć decyzji brata. Bety powinny być tylko z Omegami i Alfami, które nie nadają się do tego, aby tworzyć stałe związki. A mój brat do nich nie należał! W ogóle najlepiej by było, gdyby Bety mogły dobierać się w pary, zawsze to byłby mniejszy problem!

– Alfy i Omegi mogą być równie „bezużyteczne", jeśli zwiążą się ze sobą tylko ze względu na dzieci lub ruje – odparł Jeongguk, mrużąc przy tym oczy. – Zresztą, jak możesz nazywać ich „bezużytecznymi", jeśli to tacy sami ludzie jak my, hyung? A jeśli twój brat kogoś takiego pokochał, powinieneś go w tym wspierać – wytknął mi, bardzo stanowczym tonem. Oczywiście jeszcze bardziej mnie rozjuszając, bo oto mój Omega, który powinien być mi posłuszny, właśnie stawał przeciwko mnie!

Warknąłem jeszcze głośniej, zaciskając pięści, przez co wciąż trzymana butelka zatrzeszczała w mojej dłoni.

– Też masz zamiar być przeciwko mnie? Znam mojego brata. Prędzej czy później skoczy w bok, aby zapłodnić jakąś Omegę – oświeciłem go, nie wyobrażając sobie innego scenariusza. Bliźniacy mieli w swoim życiu więcej kochanek i kochanków, niż byłbym w stanie zliczyć. Nawet ja się przy nich mogłem chować, jeśli chodziło o takie sprawy! – A mamy dość problemów w rodzinie, by jeszcze mieć na głowie jego wybryki!

Ku mojemu zdumieniu, które szybko przerodziło się w kolejny warkot, Jeongguk nie ugiął się przede mną, zostając w miejscu, wyprostowany i też coraz bardziej zły.

– Ale na razie pozwól mu być szczęśliwym. Gdyby twoi bracia ingerowali w twoje decyzje, na pewno nie bylibyśmy ze sobą, bo nasz związek też narobił problemów twojej rodzinie, hyung.

– Ale ty jesteś Omegą! – przypomniałem mu, wiedząc iż ten niby „szczegół", jest najbardziej istotną różnicą. – Nie porównuj naszej sytuacji do tej Jihyuna!

– Nie podnoś na mnie głosu, hyung – warknął młodszy. – I nie krzycz już. To życie Jihyuna, nie twoje.

Gdyby to był ktoś inny, już bym zaatakował. Ale nawet pomimo mojej wściekłości i poczucia zdrady, jedyne co mogłem, to ciśnięcie butelką przez pokój i rozwalenie nią rzeczy stojących na komodzie. A zaraz po tym warknąłem.

– Wychodzę – rzuciłem tylko, kierując się w stronę schodów, po których prawie zbiegłem, a moje kroki zaprowadziły mnie na siłownię, zorganizowaną w części garażu, abym mógł tam wypocić moje zdenerwowanie i choć trochę wyżyć na czymś, co nikomu nie zrobi krzywdy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top