25 - Drawing conclusions

4600 ;)

~~~~~~~~~~




Yoongi:

Minęło już trochę czasu, odkąd miałem okazję spotkać się z moim przyjacielem. Choć dzwoniliśmy do siebie z Jeonggukiem regularnie, jego stan nie pozwalał mu już za bardzo ruszać się z domu samemu, aby móc się ze mną spotkać. Poza tym lepiej, aby odpoczywał, mając na swoich ramionach taki ciężar. A raczej w brzuchu.

Kiedy Jeongguk powiedział mi, że jest w ciąży z trojaczkami, nogi się pode mną ugięły. Z jednej strony cieszyłem się, że jest szczęśliwy i spełnia marzenie, a z drugiej... naprawdę trudno było mi się z tym pogodzić. Moje serce wciąż coś jeszcze do niego czuło i takie oddanie go komuś innemu, mocno mnie bolało. A wiadomość o tym, że będą mieli dzieci... Ale tak będzie lepiej. Ponoć jeśli się kogoś bardzo mocno kocha, to chce się jego szczęścia. A skoro jego szczęście miało na imię Jimin, to jakie miałem prawo mu je odbierać?

W czasie ostatniej rozmowy, Jeonggukie poprosił mnie, abym odwiedził go w nowym domu, do którego jeszcze nie miałem okazji zajrzeć. Nie uśmiechała mi się taka opcja, ale cóż mogłem zrobić. Zwłaszcza że bardzo chciałem go zobaczyć.

Wsiadłem więc na rower i korzystając z ładnej pogody, przejechałem się po mieście pod wskazany przez przyjaciela adres. Trochę czasu mi to zajęło, ale taka jazda pozwoliła mi na oczyszczenie umysłu ze wszystkich negatywnych myśli. Choć gdy dotarłem na miejsce... Zamurowało mnie. Wiedziałem, że Jimin jest bogaty, a to znaczyło, że Jeonggukie też miał teraz wszystko, czego potrzebuje. No ale takiej willi się nie spodziewałem. Ogromny dom mógł pomieścić ludzi z całego bloku, w którym młodszy poprzednio mieszkał. W dodatku posiadał wielkie podwórko, po którym ich dzieci będą mogły swobodnie biegać... Lepiej nie mógł trafić.

Powoli wszedłem przez furtkę, prowadząc obok siebie rower i ruszyłem w stronę wejścia do budynku. Z każdą chwilą jego wielkość przytłaczała mnie coraz bardziej. Na moment się nawet zatrzymałem, nie wiedząc, czy na pewno powinienem tam iść. Wyjąłem z kieszeni telefon z zamiarem odwołania naszego spotkania, ale kiedy zobaczyłem zdjęcie ustawione na tapecie, na nowo nabrałem pewności siebie.

Jeonggukie ułożył sobie życie. Pora, abym ja też to zrobił i był dla niego takim przyjacielem, jakim powinienem być od początku.

Resztę drogi do drzwi pokonałem żywszym krokiem. A kilkadziesiąt sekund po naciśnięciu dzwonka, otworzyła mi kobieta, która na pewno była matką Jimina. Ich podobieństwo było widoczne na pierwszy rzut oka.

Ukłoniłem się jej i wyjaśniłem cel mojej wizyty, a ona przywitała mnie jak dawno niewidzianego znajomego, za którym naprawdę tęskniła. Ten pozytywny nastrój, jeszcze bardziej utwierdzał mnie w przekonaniu, że mój przyjaciel jest w dobrych rękach.

Poszedłem za Omegą na pierwsze piętro, skąd dalej udałem się windą.

Oni naprawdę mają kasy, jak pingwiny lodu.

Ledwo drzwi się rozsunęły, pozwalając mi wysiąść na najwyższym piętrze, a w moje ramiona wpadł mój przyjaciel, choć pierwszy raz zrobił to w dość delikatny sposób. No i musiał bardziej przytulić się do mojego boku, co było zrozumiałe przez naprawdę spory brzuszek, który był doskonale widoczny, osłaniany tylko koszulką. Na pewno było mu z nim ciężko, zwłaszcza w taką pogodę.

– Yoongi hyuuung – powiedział szczęśliwy, pozwalając mi postawić te dwa kroki z windy i spojrzał na mnie swoimi pięknymi oczami, które niestety nigdy nie zabłysły niebieskim odcieniem na mój widok. Jego buzia znów była ukryta pod warstwą makijażu, zakrywającą jego bliznę, a w uszach miał kolczyki, które mu podarowałem jeszcze w zeszłym roku.

– Cześć, Jeonggukie. Widzę, że czujesz się dzisiaj doskonale – zauważyłem z delikatnym uśmiechem, przyglądając mu się uważnie. – Nie powinieneś odpoczywać?

– To tylko kilka metrów, hyung – stwierdził, wciąż się do mnie tuląc. – A chciałem cię przywitać. Tęskniłeeem.

– Ja za tobą też.

Przez chwilę nie mogłem się ruszyć, naprawdę ciesząc tym spotkaniem. Tak długo nie miałem okazji widzieć tych brązowych, kochanych oczu, które patrzyły na świat z dziecięcą ufnością, nawet jeśli tyle razy były ranione przez Alfy. Oczy, które chyba zawsze wierzyły w szczęśliwe zakończenie.

Jednak nie mogłem mu pozwolić na męczenie się zbyt długo, bo pamiętałem, jak narzekał mi, że dłuższe stanie męczy go bardziej, niż powinno.

– Naprawdę dobrze wyglądasz. Ciąża ci najwyraźniej służy. Dzieci grzeczne? – zapytałem, wiedząc że one również mu czasem dokuczają, nadmierną aktywnością, z której czerpał radość. Jak zresztą każda przyszła mama.

– Rozrabiają – przyznał, odsuwając już ode mnie, abym mógł mu się całemu przyjrzeć. Jego brzuszek był naprawdę spory i choć na pewno kochał noszone pod swoim sercem dzieci, to współczułem mu męczenia się, przez które musiał przechodzić. – I dziękuję, hyung, choć to zapewne zasługa makijażu – dodał młodszy, zwieszając głowę, chyba trochę zawstydzony moimi słowami. Ale taka była prawda. Naprawdę promieniał. – Zapraszam.

Mój przyjaciel wskazał mi kanapę na środku salonu, połączonego z otwartą kuchnią, abym mógł się rozgościć. Na niskim stoliku, czekały już miseczki z przekąskami, ale nie były to teraz nasze standardowe fast foody, a bardziej zdrowe rzeczy, w stylu suszonych kawałków owoców i warzyw, czy innych podobnych rzeczy. Choć miseczka z kawałkami bekonu, też się tu zaplątała, co było już w ogóle nowością.

– Napijesz się czegoś chłodnego? – spytał Jeonggukie, który w tym czasie poszedł do kuchni.

– Szklankę wody. Dziękuję – odparłem i nie mogłem nie wykorzystać chwili, aby nie zacząć się trochę rozglądać po tym ich domu. Albo w sumie mieszkaniu, bo najwyraźniej zajmowali to piętro, a nie cały dom. Za dobrze znałem mojego przyjaciela, aby z łatwością zauważyć, że kilka elementów wystroju na pewno było jego zasługą. Nowoczesne, a zarazem bardzo przytulne wnętrze, dawało poczucie bezpieczeństwa nawet mi, Becie, który tego nie potrzebował aż tak bardzo jak delikatna Omega.

Jeongguk szybko wrócił do mnie z dwoma szklankami – jedną wypełnioną wodą dla mnie i drugą z sokiem, z której upił już kilka łyków.

– Proszę – powiedział, za co podziękowałem mu kiwnięciem głowy. – Nie krępuj się, hyung. Jesteśmy sami, na całym piętrze – dodał, łapiąc moją dłoń, którą ścisnął lekko i posłał pokrzepiający uśmiech. Specjalnie umówiliśmy się na czas, kiedy jego ukochany był w pracy. Nawet jeśli mój przyjaciel był już naznaczony, jego Alfa wyraźnie nie życzył sobie mojego towarzystwa. Dlatego wywoływanie spięć było nam niepotrzebne. – Co tam u ciebie słychać, hyung? Wiem, że niedawno rozmawialiśmy, ale czasami nie wszystko da się powiedzieć przez telefon – zauważył, chyba czując, że coś leży mi na sercu, o czym mu wcześniej nie powiedziałem. I miał rację.

Nim zdołałem zacząć temat, którym chciałem się z nim podzielić, upiłem kilka łyków wody, próbując kupić sobie trochę czasu na dobranie odpowiednich słów.

– U mnie... jak zawsze – zacząłem, odstawiając naczynie na blat między miseczkami. – Pracuję, spotykam się ze znajomymi... Jakoś leci. – Wzruszyłem ramionami, starając się grać wyluzowanego, ale mój wzrok i tak uciekł trochę na bok. – I wygląda na to, że znalazłem Omegę – dokończyłem.

Nie wiedziałem, jak zinterpretować ciszę, która między nami nastała. Z jednej strony wyznając coś takiego, chciałem mu po prostu zakomunikować, że mam kogoś i naprawdę jest ze mną wszystko w porządku, że moje życie też zaczyna się układać. Nie rozumiałem jednak, dlaczego w głębi duszy czuję się, jakbym właśnie go zdradził...

– Omegę, hyung? – powtórzył młodszy, a po samym tonie jego głosu mogłem sobie wyobrazić, że jego oczy otworzyły się szeroko w zdumieniu.

– Tak... Przychodziła do sklepu dość często, ale rzadko coś kupowała. I tak jakoś... zagadałem do niej, chcąc coś doradzić, a potem okazało się, że dobrze nam się rozmawia, więc zaprosiłem ją na randkę i trochę się o niej dowiedziałem i... i spotykamy się już prawie dwa miesiące.

To było najbardziej nieoddające rzeczywistości streszczenie, jakie mogłem stworzyć. Dziewczyna owszem, przychodziła do sklepu moich rodziców już dobrych kilka lat i często oglądała przy tym biżuterię, która tworzona była na równonoc. Trzy razy w roku robiła zakupy – zawsze w lipcu kupowała zawieszkę do swojej bransoletki, którą nosiła na nadgarstku, a w marcu spinki do mankietów oraz pasujące do nich kolczyki. Ta jej dziwna zależność, skłoniła mnie do tego, aby w końcu ją o to zapytać. I tak jakoś od słowa do słowa, dowiedziałem się o niej naprawdę smutnej prawdy. Omega zawsze kupowała prezent dla swoich rodziców, którzy oboje obchodzili urodziny w kwietniu, a ona lubiła mieć zawsze przygotowany prezent szybciej. A ponieważ zawsze prosili o to samo, toteż dostawali co chcieli. Nowy element do bransoletki, kupowała sobie sama na urodziny. Zażartowała, że skoro nie ma Alfy, który dałby jej taki prezent, to chociaż sama go sobie wręczy. Byłem trochę wścibski, pytając ją o to, dlaczego z nikim nie jest związana, a wtedy zdradziła mi, że jej kwiatowy zapach, nie był zbyt atrakcyjny, czego oczywiście nie mogłem czuć. Przez to żaden Alfa nie chciał się z nią wiązać. I tak jakoś wyszło, że postanowiłem się z nią umówić. Nie z litości, raczej z bardzo egoistycznego powodu, że skoro tak, to nikt by mi takiej dziewczyny nie odebrał. Dopiero na randce zrozumiałem, jak wspaniałą jest osobą i naprawdę chciałem się nią zaopiekować. I dobrze nam się układało, z czego naprawdę się cieszyłem. Tylko nadal nie mogłem do końca wyrzucić z serca mojego przyjaciela...

A propos – spojrzałem na Jeongguka, który słuchając mnie, położył swoje dłonie na policzki i oczy aż mu się zaświeciły z radości.

– Tak bardzo się cieszę, hyung! – krzyknął, przytulając się do mojego ramienia. – To dziewczyna, prawda? Jest starsza czy młodsza? Na pewno jest śliczna!

– Tak, dziewczyna – potwierdziłem, posyłając mu łagodny uśmiech. – Jest starsza o pięć lat. Ale bardzo kochana i miła – zapewniłem, po czym sięgnąłem po telefon, aby móc pokazać mu nasze zdjęcie, które miałem ustawione na tapecie. Zrobiliśmy je sobie w ostatnią sobotę, gdy poszliśmy do parku pojeździć rowerami, a potem urządziliśmy piknik.

Chłopak wziął ode mnie urządzenie, aby lepiej się jej przyjrzeć, a uśmiech nie schodził z jego ust.

– Tak jak mówiłem – jest prześliczna, hyung – zapewnił po chwili i przeniósł spojrzenie na mnie. – Jak ma na imię? I musisz obiecać, że kiedyś mnie z nią zapoznasz.

– Suran. Obiecuję, że was sobie przedstawię, gdy już te smyki pojawią się na świecie – zapewniłem, wskazując na jego brzuszek, po czym schowałem oddany przez młodszego telefon do kieszeni.

– Suuran – powtórzył słodko, przez co niestety moje serce znów na chwilę zgłupiało. – Mam nadzieję, że często wywołuje twój uśmiech, hyung – stwierdził, kładąc dłonie na moje policzki, abym na niego spojrzał. – I jesteś z nią szczęśliwy.

Jestem? Kiedyś na pewno będę bardziej. Teraz... wciąż za dużo do ciebie czuję, Jeongguk.

Kiwnąłem jednak głową, choć odwróciłem wzrok od tych radosnych oczu.

Będziemy szczęśliwi, Suran. Pokocham cię mocniej niż jego. Ale... Daj mi proszę czas.



Jeongguk:

Mój organizm nadal nie dodawał mi męczących objawów w postaci nudności lub częstego oddawania moczu. I nawet jeśli miewałem huśtawki nastrojów, potrafiąc siedzieć na fotelu w pokoju dzieci i płakać bez powodu, lub rzucać ubraniami, gdy któreś źle złożyłem, Jimin, a teraz również Yoongi, zapewniali mnie, że przynajmniej mój wygląd jest przyjemny dla oka. Dawno już nie słyszałem komplementów z ust mojego przyjaciela, dlatego nawet te kilka słów, potrafiło mnie zawstydzić. Choć w przeciwieństwie do moich poprzednich odruchów, nie zarumieniłem się lub nie powracałem do swoich tików nerwowych, po prostu mu za to dziękując i znajdując też logiczne wytłumaczenie mojego stanu. W końcu kiedy minie ta końcówka szóstego miesiąca, wszystko zapewne wróci do normy. A mnie będą boleć już nie tylko plecy i nogi, dodając do tego ogólne zmęczenie i osłabienie.

Umawiając się z Yoongim na spotkanie, upewniłem się, że mój partner będzie zmuszony zostać dzisiaj nieco dłużej w pracy. Nie chciałem popsuć im humorów, wiedząc że nadal mając do siebie takie samo nastawienie i dlatego nie powinni się spotkać. Po prostu za bardzo potrzebowałem zobaczenia mojego ukochanego przyjaciela, bo nasza relacja od kilku miesięcy ograniczała się do rozmów przez telefon i przez SMS-y. A to znacznie różniło się od naszych poprzednich konwersacji, najczęściej prowadzonych twarzą w twarz.

Oczywiście tęskniłem nie tylko za oglądaniem jego reakcji na moje słowa, a również za naszą bliskością, nawet jeśli odkąd związałem się z Jiminem, starałem się mocno ją ograniczać, aby nie ranić uczuć Yoongiego. Jednak po usłyszeniu informacji o jego dziewczynie, wiedziałem że w końcu będziemy mogli powrócić do tego, co łączyło nas przed zakochaniem się w moim partnerze. Bo jeśli hyung obdarzył tak silnym uczuciem swoją Suran, nie musiałem się obawiać, że niektóre gesty będą go ranić. I znów mogłem porzucić tę przesadną ostrożność, zazwyczaj ograniczającą się do przytuleń.

Mój umysł jeszcze przez chwilę przyswajał tę radosną informację o znalezieniu przez Yoongiego swojej Omegi. Po zdjęciu, które mi pokazał i temu dwumiesięcznemu randkowaniu, wiedziałem że hyung w końcu dostał od życia to, na co tak bardzo zasługiwał. Jednak nie mogłem pozbyć się też myśli, nakierowujących mnie na nieco inną perspektywę. Możliwe że to przez ciążę lub po prostu nadejście nowego etapu w życiu, tworzącego dla nas dwie oddzielne ścieżki, którymi kroczyliśmy ze swoimi ukochanymi, nie mogąc spędzać już ze sobą tyle czasu co kiedyś. Bo w mojej głowie pojawiły się nieco inne scenariusze, w których nie wyzbywam się tego, co czułem do Yoongiego, a świat jest dla nas łaskawszy, pozwalając zaadoptować kilka dzieciaczków i ułożyć sobie wspólnie życie. Ale to były tylko gdybania, które szybko wyrzuciłem ze swojego umysłu, nie widząc teraz już innej opcji, jak związanie się z Jiminem. W końcu pomimo wszystkich problemów, które jeszcze nie do końca zostały rozwiązane, to on był mi przeznaczony, skoro los postanowił wysłać go do cukierni, w której pracowałem i po tak wielu trudach, pozostawić u mojego boku, dając nam dodatkowo największy skarb, o jakim od dawna marzyłem, właśnie w postaci trzech rozwijających się we mnie wilczków.

Jeszcze przez chwilę trzymałem dłonie na ciepłych policzkach hyunga, patrząc mu w oczy i nie mogąc nacieszyć się jego szczęściem. Jednak kiedy jego wzrok uciekł gdzieś na bok, bo zapewne już zbyt długo się w niego wpatrywałem, zabrałem ręce, łapiąc po prostu za najbliższą przekąskę, która zawierała w sobie jak zwykle dużo mięsa. Ale nadal nie wyobrażałem sobie dnia bez odpowiedniej dawki tego produktu.

– A jak tam wam się układa, Jeonggukie? Jimin dobrze się tobą opiekuje? – Hyung postanowił zmienić trochę nasz temat, zaraz otrzymując złapane przeze mnie jedzenie, którym rozpocząłem karmienie nas na przemian. A widząc jak starszy chętnie przyjmuje każdy kęs, uśmiechnąłem się, czując jak od tej dzisiejszej radości przez przyjście mojego przyjaciela, zaczynają mnie już boleć policzki.

– Tak, tak. Hyung jest ze mną cały czas. Tylko teraz musi czasami jeździć do firmy na dłużej niż dwie godziny – zdradziłem mu, wzdychając, bo te niekiedy cztery godziny bez Jimina, zmuszało mnie do ukrywania się w gnieździe, w którym starałem się uspokoić nasze dzieci i moją wilczą stronę, potrzebującą bezpieczeństwa zapewnianego przez Alfę. – Ale powoli się do tego przyzwyczajam. Razem z naszymi wilczkami – dodałem, przekładając miseczkę z przekąskami do jednej ręki, aby tą drugą móc pogłaskać swój brzuch. A czując nagłe pobudzenie w postaci kopnięć, uśmiechnąłem się, wiedząc że to przez moje samopoczucie i zapewne też głos. – Jeszcze nie znacie wujka Yoongiego, prawda moje skarby? – zapytałem, nie odrywając wzroku od głaskanego brzucha. A patrząc na nową relację, która nas łączyła z moim przyjacielem, zaraz odłożyłem trzymaną miseczkę, łapiąc jego rękę i kładąc ją tuż obok tej swojej. Chciałem, aby również mógł poczuć aktywność tych rozrabiaków, które uwielbiały przypominać mi o swojej obecności. – Są coraz bardziej aktywne, szczególnie kiedy słyszą mój głos. A po mojej ostatniej diecie, wzbogaconej o prawie takie same ilości mięsa, jakie spożywa Jiminnie hyung, zaczynam podejrzewać, że to przez status któregoś z nich. Sunwoo? Sunyoung? Sunmi? Który mój skarb jest Alfą, hmm? – Pod koniec zwróciłem się prosto do moich dzieci, śmiejąc cicho przez takie pytanie. Bo przecież wiedziałem, że na razie nie dowiem się prawdy i mogę tylko gdybać. W końcu mój organizm mógł się domagać mięsa przez fakt, że jeden z naszych wilczków był Betą. A takie domysły mocno mnie niepokoiły, bo nadal pamiętałem naszą rozmowę z hyungiem o ciężkim życiu tego statusu. Zresztą, widziałem go od kilku lat na przykładzie mojego przyjaciela, który naprawdę nie zasługiwał na taką pozycję w świecie. A spotkanie mojej osoby wcale mu tego nie ułatwiało.

– Bardzo ładne imiona – przyznał z delikatnym uśmiechem, któremu zacząłem się przyglądać po dłuższej chwili obserwowania naszych dłoni na moim brzuszku. Choć dopiero kiedy powoli ją z niego wycofał, a ja podziękowałem za te miłe słowa, dodał coś jeszcze: – Ciągle się zastanawiam, co powinienem kupić maluchom. Jin hyung mówił, że kupi im różowe nocniki, każdy w innym odcieniu, no ale to wam się jeszcze długo nie przyda. Może jakieś butelki? – zapytał niepewnie, chyba potrzebując jakiegoś naprowadzenia w kwestii kupna prezentu. Choć potrzebowałem na to kilkunastu sekund zastanowienia, dlatego ponownie chwyciłem za jedną z miseczek i kontynuowałem karmienie naszej dwójki, w międzyczasie starając się przypomnieć rozmowę z moim bratem i innymi bliskimi nam osobami.

– Hmm... Jinnie hyung proponował mi już strasznie dużo rzeczy... Sam nie wiem na co się zdecydował. Chyba muszę zacząć to zapisywać – powiedziałem, w sumie bardziej do siebie, bo wolałbym uniknąć sytuacji, w której musieliśmy odmówić jakiegoś podarunku, właśnie przez brak wcześniejszego ustalenia kto jaką niezbędną rzecz sprezentuje naszym maluchom. – A jeśli chodzi o butelki... Dobry pomysł, hyung. Dziękuję – dodałem, szczęśliwy z jego słów i gestu, łapiąc go przy tym wolną dłonią za rękę, aby ją delikatnie ścisnąć, posyłając przy tym uśmiech. – Urządziliśmy już pokój naszym skarbom. Chcesz zobaczyć? – zaproponowałem zaraz, nie mogąc się przed tym powstrzymać, bo na razie tylko moja mama i rodzina Jimina go widziała.

– Bardzo chętnie. Będę wiedział, jakie butelki wam dobrać – stwierdził, odpowiadając na mój radosny uśmiech, by tuż po tym podnieść się z miejsca i wyciągnąć w moją stronę rękę.

Oczywiście odłożyłem najpierw trzymaną miseczkę, jedną ręką się podpierając, a drugą korzystając z pomocy Yoongiego, który objął mnie dodatkowo w pasie, widząc że nawet podniesienie się z miejsca jest teraz dla mnie nie lada wyczynem.

Podziękowałem mu za taki gest, łapiąc jeszcze za swoją szklankę, z której upiłem kilka łyków soku, gdy kroczyliśmy już do pokoju moich dzieci.

Drzwi były uchylone, dlatego popchnąłem je tylko ręką pokazując starszemu wykończone już wnętrze z poskładanymi meblami i dobranymi dodatkami. Na razie nie było tutaj zbyt wiele zabawek, z którymi woleliśmy jeszcze poczekać, ale urocze poduszki w kształcie gwiazdek i chmurek, zdobiły nie tylko mój fotel, a również łóżeczka dzieci.

Klimat tego pomieszczenia sprawiał, że naprawdę miałem ochotę przebywać tutaj przez większość dnia, wyobrażając sobie niedaleką przyszłość, w której będę usypiał, karmił i przewijał nasze trzy wilczki.

– Starałem się zaprojektować coś przytulnego i pasującego do reszty domu. Ładnie? – zapytałem po krótkiej chwili przyglądania się wnętrzu, zaraz przenosząc spojrzenie na Yoongiego, aby zobaczyć też jego reakcję. A przez swoje myśli, moja dłoń znów zaczęła gładzić mój brzuszek. Choć nie miała okazji robić tego zbyt długo, zaraz będąc ujęta przez rękę mojego przyjaciela. A takie działanie sprawiło, że moje oczy przeniosły się na te hyunga, który posyłał mi radosny uśmiech.

– Będą tu miały raj na ziemi. Jeonggukie, bardzo się cieszę, że znalazłeś Alfę, który dał ci wszystko to, o czym marzyłeś – oznajmił, przytulając mnie od razu po tych słowach, z których mimo wszystko nie mogłem się w pełni cieszyć, właśnie przez to, co nas kiedyś łączyło, i wszystkie obietnice, które sobie złożyliśmy.

Objąłem go powoli jedną ręką, tak jak podczas naszego przywitania, wtulając się w niego bardziej bokiem. Musiałem też uważać na trzymany sok, nie chcąc go rozlać na Yoongiego.

– A ja się cieszę, bo w końcu obaj możemy być szczęśliwi, hyung – powiedziałem, niestety znów nie mogąc się pozbyć tej jednej myśli, która podpowiadała mi, że nasze życie wyglądałoby inaczej, gdybym od razu zdecydował się na pozostanie partnerem mojego przyjaciela.

Oczywiście znów musiałem wyrzucić to z mojego umysłu, aby móc kontynuować pokazywanie pokoju moich dzieci, a następnie rozmowę z hyungiem. W końcu byliśmy teraz szczęśliwi ze swoimi ukochanymi, nie mogąc powracać do przeszłości, która napisała dla nas całkowicie inny scenariusz.



Jimin:

Nigdy nie byłem wybitnie dobrym uczniem. Nie żebym miał jakieś problemy w szkole, moje oceny trzymały się po prostu na przeciętnym poziomie. Bardziej byłem zainteresowany życiem szkoły, otaczaniem się znajomymi, niż tym, co nam tłuką do głów. Tylko na zajęciach dotyczących naszej natury, starałem się uważać, wiedząc że to akurat przyda nam się wszystkim w życiu. I jak każdy Alfa, najbardziej skupiony byłem na tematach związanych z rują. Natura obdarzyła nas tymi magicznymi dniami tylko w jednym celu – aby Alfom łatwiej było zapłodnić Omegi. O ile sam seks był naprawdę przyjemny, tak w tym krótkim okresie, przychodzącym raz na dwa miesiące, liczył się tylko zwierzęcy instynkt, który kazał nam ze sobą kopulować. Ogień, który wtedy czuliśmy, był nie do ugaszenia, nawet gdybyśmy uprawiali seks dwadzieścia cztery godziny na dobę. To było porównywalne do gaszenia pożaru szklankami wody. Po prostu niemożliwe do zaspokojenia. Według tego, jak powinien wyglądać wzorowy związek, po naznaczeniu, organizmy Alfy i Omegi zaczynały się synchronizować. Seks bez żadnych zabezpieczeń, w takich dniach, był po prostu stuprocentową gwarancją zapłodnienia. A nawet zabezpieczenie nie zawsze spełniało swoją rolę. Jednak w przypadku moim i Jeongguka, nie mogliśmy na razie liczyć na taką synchronizację, gdyż mój partner został już przeze mnie szybciej zapłodniony. Oczywistym więc było, że przez okres ciąży, nie będzie miał rujki. Ale mnie to nadal dotyczyło.

Choć nie popierałem brania tabletek, które hamują ten naturalny cykl i są częścią naszego życia, to nie chciałem tak jak kiedyś, spędzać tego czasu zamknięty w sypialni. Nawet nie chodziło o to, że musiałbym być sam. Po prostu mój Omega potrzebował teraz opieki, a takie wyłączenie się z codzienności, przez ciągłą chęć zaspokajania się, nie miało sensu. Lepiej było zażyć tabletki i móc zajmować się ukochanym.

Zawsze miałem bardzo regularny cykl rui, dlatego wiedziałem doskonale, kiedy powinienem ją mieć. Nie wziąłem jednak poprawki na jedną rzecz – przymusowego celibatu. Uprawianie seksu w ciąży, nie było przez jakiś czas zakazane, ba, nawet ponoć dawało Omegom jeszcze więcej przyjemnych doznań. Ale niestety w przypadku trójki dzieci, nie mogliśmy sobie z Jeonggukiem pozwolić na takie ryzyko. Więc dłuższy czas nie miałem okazji zaspokajać swoich samczych potrzeb, co niestety zaczynało się na mnie odbijać, czyniąc trochę bardziej drażliwym. Już wtedy powinienem się zorientować, że coś jest nie tak. Ale niestety, za bardzo się tym nie przejąłem. A dzisiejszego ranka mogłem przez to ponieść okropne konsekwencje.

Nawet sny tej nocy, miałem bardzo niespokojne. Ciągle próbowałem złapać uciekającego królika, który chował się między drzewami, wskakując w ukryte między korzeniami nory.

Ze snu wyrwałem się tak nagle, że przez chwilę myślałem, że wciąż jestem w lesie. Ale moja świadomość niestety nie miała zamiaru się uspokoić. Ruja się zaczęła.

Nie musiałem nawet mocniej zaciągać się powietrzem. Pachniało niesamowicie intensywnie, jabłkami i toffi, odurzając mnie niczym narkotyk.

– Omega – wymruczałem, wybudzając się już całkowicie ze snu i zbliżyłem się do wciąż śpiącego chłopaka, leżącego do mnie tyłem.

Moja dłoń szybko wylądowała na jego lekko wypiętych pośladkach, zaciskając się na ich pięknych kształtach.

Posiądę cię.

Moje usta zbliżyły się do szyi, która zawsze wydzielała najwięcej zapachu, kiedy Omega nie był jeszcze podniecony, dlatego zatraciłem się w tej woni, całując odsłonięty fragment ciała.

Poczułem, jak Jeongguk zaczyna się wiercić, co sugerowało jego pobudkę.

Idealnie.

Nadal pobudzałem go moim dotykiem, aby jak najszybciej mógł mnie zaspokoić, kiedy chłopak zaśmiał się cicho.

– Dzień dobry, hyung. Daj mi jeszcze chwilkę – mruknął, chowając twarz w poduszkę, przez co moje działania stały się jeszcze intensywniejsze.

Wstawaj, Omego. Mam zamiar długo i intensywnie z tobą kopulować.

Moje działania szybko przyniosły rezultat, bo w końcu usłyszałem jego w pełni przytomny głos.

– Hyung? Wszystko... w porządku? – zapytał, a ja złapałem go mocniej za udo, aby mi nigdzie nie uciekł.

– Chcę cię, Omego – warknąłem, starając się zsunąć jego bieliznę drugą ręką.

Chłopak najwyraźniej w końcu zrozumiał, do czego zmierzam, gdyż odwrócił w moją stronę głowę, a w jego oczach zaczął czaić się niepokój. Widziałem, jak zerknął w stronę drzwi, a to z kolei wywołało moje niezadowolenie, wyrażone warknięciem.

– Nie uciekniesz, Omego – ostrzegłem, zsuwając ten przeszkadzający mi kawałek materiału. I już miałem pozbyć się własnego, gdy poczułem, jak młodszy kładzie dłoń na mojej ręce, która wciąż pozostawała na jego udzie.

– Hyung... Hyung. Noszę twoje dzieci, bądź delikatny, proszę. Alfo... Uważaj na nie... proszę. – Spokojny i opanowany ton głosu, przedarł się przez mój warkot i powoli, powoli docierał do mojej uśpionej świadomości, którą zagłuszał instynkt. Warczenie powoli ustawało, a ja jakby obudziłem się ze snu.

– Jeonggukie... – szepnąłem, odsuwając się trochę od niego, zabierając przy tym ręce z jego ciała.

Uświadomiłem sobie, co właśnie się stało i aż zaskomlałem. Rujka pojawiła się, choć nie powinna. Ba, nawet nie docierało do mnie, że leżący obok Omega już jest w ciąży! Tak bardzo potrzebowałem zaspokojenia. I ten zapach...

Zapach.

Mój nos szybko znów zatracił się w tej silnej woni, odbierając logiczne myślenie i przywracając głośny warkot.

– Nie sprzeciwiaj mi się, Omego.

Jeongguk wyciągnął do mnie rękę, nim zdążyłem cokolwiek zrobić, i złapał tę moją, niezwykle delikatnie i ostrożnie, przykładając ją do swojego okrągłego brzuszka, który mój umysł nie wiązał z faktem bycia przy nadziei.

– Jestem twój, Jiminnie hyung. Tylko nie rób tego szybko... i agresywnie. – Jeongguk nadal zachowywał zimną krew i przysunął się bliżej, zaczynając miziać nosem mój policzek. Jednak to nie to zmusiło mój instynkt do ponownego wycofania się, lecz ruch, który wyczułem pod moją dłonią.

Nasze dzieci.

– Uciekaj – szepnąłem, zatykając sobie od razu nos, aby odciąć się od tego zapachu. W tej chwili byłem przerażony tym, co jeszcze minutę temu kazała mi zrobić moja wilcza część umysłu. – Szybko – dodałem, starając się odsunąć od niego jak najdalej, skomląc z bólu, bo czułem, jak mój penis domaga się zaspokojenia go jak najszybciej.

Jednak młodszy nie posłuchał mnie od razu, najpierw zbliżając się, aby sprawdzić, co ze mną. Choć w końcu jego matczyny instynkt wziął górę i postawił bezpieczeństwo naszych maluchów ponad moje zadowolenie.

Widziałem, jak zabiera z ramy łóżka szlafrok i stara się jak najszybciej dotrzeć do drzwi, ale nie udało mu się, bo zamroczenie znów wzięło górę. Głośny warkot zatrzymał go w miejscu, przez co dopadłem go niemal przy samych drzwiach, znów próbując rozebrać, ale teraz coraz bardziej moja świadomość walczyła z instynktem, co pozwoliło mi osunąć się na kolana.

– Zamknij... na klucz – powiedziałem jeszcze, zwijając się w kulkę na podłodze, a kiedy znów zapragnąłem posiąść Omegę, jego już nie było.

Kolejne minuty były męką. Zewsząd czułem przyjemny zapach mojego partnera, który musiał mi wystarczyć do zaspokajania się. W tym amoku ledwo dotarło do mnie, jak Jihyun i Jihwan wchodzą do pokoju i jakimś cudem unieruchamiają mnie, aby podać tabletki, mające to zahamować. Niestety nie podziałały natychmiast, przynosząc spokój dopiero jakieś dwie godziny później, gdy cała pościel na naszym łóżku lepiła się od mojej spermy.

Po krótkim odpoczynku po takiej ilości doznań, zabrałem się za posprzątanie bałaganu, jaki zrobiłem, zdejmując brudne poszewki i zwijając je w kulkę, aby później zanieść do pralni na parterze. Razem z nimi wylądowało na podłodze kilka ubrań mojego ukochanego, które również posłużyły mi do zaspokojenia się. A na koniec poszedłem się umyć.

Dopiero odświeżony i skruszony moim zachowaniem, zapukałem do drzwi, prosząc aby Omega już mnie wypuścił.

Jeonggukie zjawił się przy nich w kilkanaście sekund, otwierając i niepewnie przytulając się do mojego boku.

– To przez mój zapach, prawda? – zapytał od razu, patrząc mi w oczy niepewnie. – Twoi bracia powiedzieli, że jest dzisiaj intensywniejszy... Przepraszam, hyung – powiedział tak samo skruszonym tonem, jakiego ja użyłem wcześniej, prosząc o otworzenie drzwi.

– To nie twoja wina, kochanie. Taka już nasza natura – szepnąłem, całując go w czoło i tuląc do siebie. – Dobrze że nie spanikowałeś i nie zacząłeś sam uciekać – dodałem równie cicho, naprawdę przerażony taką wizją. Wiedziałem, do czego byłem zdolny, gdy odmawiano mi seksu w czasie rui. – Oszalałbym, gdyby stała wam się krzywda. Zwłaszcza z mojej winy... Jak się czujesz? Wszystko w porządku? – dopytywałem, nie mogąc się do końca uspokoić przez strach.

– Wiedziałem, że nic nam nie zrobisz, hyung – zapewnił młodszy, stając na palcach, aby sięgnąć moich ust, dlatego szybko się pochyliłem, chcąc mu to bezproblemowo umożliwić. Wtedy Jeongguk położył dłonie na moje policzki i zaczął je delikatnie gładzić. – Musiałem ci tylko przypomnieć o naszych wilczkach. Otrzepałem się już z tego lekkiego szoku. I spokojnie, hyung, niczego się nie bałem – zapewnił.

Moja dłoń automatycznie zaczęła gładzić jego plecy, gdy nosek Omegi wylądował na mojej szyi, znacząc ją swoim zapachem. Tej bliskości nigdy nie miałem dość. A dzisiaj potrzebowałem jej jeszcze więcej.

– Chodź, usiądźmy, mój dzielny Omego – zaproponowałem, zaraz prowadząc go na kanapę, gdzie spędziliśmy kolejną godzinę, okazując sobie czułości, dopóki mój żołądek nie przypomniał, że jednak on też zasługuje na trochę przyjemności w postaci jedzenia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top