24 - Malicious smile
TEAM SPAGHETT WHERE YOU AT?!
5200 :D
~~~~~~~~~~
Jeongguk:
Nadal nie pozwalałem sobie na jakiekolwiek przemęczanie. W końcu dwudziesty tydzień ciąży był już okresem, w którym było mi coraz ciężej. Ze wszystkim. Bólami pleców i kończyn, kiedy za długo stałem lub niekiedy nawet siedziałem. Myślami, nadal przypominającymi mi o braniu antykoncepcji na początku ciąży, która niestety mogła jakoś zaszkodzić naszym wilczkom. A zwłaszcza tym, co czekało mnie na początku sierpnia. Nawet jeśli jeszcze dwa miesiące temu miałem wyznaczony termin na koniec sierpnia, ciesząc się, że będę miał prezent na swoje urodziny, teraz, po otrzymaniu informacji o ciąży mnogiej, domyślałem się i oczywiście później dowiedziałem, od mojej nowej pani ginekolog, że czeka mnie cesarskie cięcie. Nigdy nie miałem nic przeciwko naturalnemu porodowi, które dla każdej Omegi było czymś zupełnie normalnym. W końcu nasze ciało było dostosowane właśnie do zapewniania potomstwa Alfom i wcześniej nie wyobrażałem sobie domagania się cesarskiego cięcia, skoro miałem na tyle sił, aby nie pozwalać na sprezentowanie mi kolejnej blizny i częstych powikłań. Przecież to nigdy nie musiało być tylko jedno dziecko i nie chciałem, aby podczas takiej operacji uszkodzono mi któryś z narządów, co zmusiłoby moje ciało do dłuższej regeneracji lub całkowitego uniemożliwienia ponownego zajścia w ciążę. Jednak skoro miała to być aż trójka wilczków, innego wyjścia nie było. Liczyło się ich zdrowie i nawet jeśli moje ciało zostanie uszkodzone, po prostu pragnę ich szczęścia i braku komplikacji.
Mimo wszystkich negatywnych objawów ciąży w tej końcówce piątego miesiąca, nie potrafiłem na nic narzekać od kiedy po raz pierwszy poczułem jak nasze dzieci zaczynają się uaktywniać. I bardzo żałowałem, że stało się to akurat wtedy, gdy hyung był na chwilę w pracy, a ja wykorzystałem ten czas do zagrania kilku krótkich utworów na moich skrzypcach. Możliwe że któryś z naszych skarbów, miał takie samo zamiłowanie do muzyki, jak jego mama, bo nigdy wcześniej nie miałem jeszcze okazji poczuć takiego „pobudzenia" w moim brzuszku. Musiałem przez to hamować swój entuzjazm aż do powrotu Jimina, po którym natychmiast opowiedziałem mu o całym zajściu, pozwalając powiedzieć kilka słów do naszych dzieci. Mój partner był równie podekscytowany aktywnością naszych wilczków, szczególnie gdy chętnie odpowiadały kopnięciami na jego głos i obecność. A taki entuzjazm nie tylko mnie uspokajał, ale i rozczulał.
I teraz nic, nawet moja waga, która wzrosła do sześćdziesięciu pięciu kilo, nie mogło mnie odciągnąć od całej tej radości – z posiadania cudownej rodziny i tak samo wspaniałych najbliższych. Teraz tylko wyjścia ukochanego do pracy, mocno mi wadziły. Jednak starałem się zawsze czymś w tym czasie rozpraszać. Na przykład tak jak dzisiaj, po raz kolejny przeglądając książkę z imionami dla dzieci, którą zakupiliśmy z hyungiem na ostatnich zakupach. Było tak dużo możliwości i tak dużo pięknych imion, że naprawdę miałem problem z podkreślaniem tych, które pokażę Jiminowi.
I już po niecałych kilkunastu minutach rozważań, zorientowałem się, że na każdej stronie mam zaznaczone przynajmniej siedem imion.
– Będę musiał to później przejrzeć jeszcze raz – mruknąłem do siebie, podkładając sobie inaczej poduszkę pod głowę, bo powoli zaczynało mi być niewygodnie na tej kanapie.
Wiedziałem, że może muszę się z tym wszystkim po prostu przespać, bo wiele matek decydowało się na jakieś imię właśnie podczas snu. I właśnie tak chciałem zrobić, na razie kontynuując podkreślanie, ale zaraz zostałem od tego odciągnięty, gdy usłyszałem wjeżdżającą na nasze piętro windę.
Hyung nie mógł tak szybko wrócić z pracy, bo mówił, że naprawdę musi tam posiedzieć przynajmniej godzinę. Bliźniacy też byli w firmie, Jiwon i Jisung w szkole, a mama Jimina na pewno odpoczywała w gnieździe, po tym jak pomagała mi cały poranek wybrać najpotrzebniejsze ubranka dla jeszcze rozwijających się w moim brzuszku wilczków. Ale pani Hyelin chyba zdążyła zauważyć, że lubię być ze wszystkim przygotowany. W końcu wiedziałem, że te ostatnie miesiące, będą bardzo wyczerpujące i nie chciałem zostawiać niczego na ostatnią chwilę.
Powoli włożyłem mazak pomiędzy kartki, na których się zatrzymałem, nie spuszczając przy tym windy z oczu. A kiedy akurat odłożyłem trzymaną książkę na pobliski stolik, drzwi windy rozsunęły się, ukazując mi jedno z największych dla mnie zagrożeń, w postaci zadowolonego pana Jiyonga.
Nie miałem pojęcia po co tutaj przyszedł, ale pomimo lekkiego strachu i niepewności, podniosłem się do pozycji siedzącej, aby zaraz po tym wstać i ukłonić się mężczyźnie. Bo nieważne jaki miał charakter i jak bardzo mnie nienawidził, to nadal był Alfa i osoba, która była ojcem Jiwona i Jisunga.
– Hyung jest jeszcze w firmie, panie Kwon – zauważyłem, po prostu starając się delikatnie przekazać mu, że nie mam ochoty przebywać z nim w jednym pomieszczeniu. Zwłaszcza teraz, gdy byłem w piątym miesiącu ciąży.
– Wiem. Przyszedłem porozmawiać z tobą, Jeongguk – oznajmił, specjalnie akcentując moje imię tak, aby podkreślić jego bezwartościowość. Jednak do tego zdążyłem przywyknąć, skupiając się tylko na tym, co chciał mi przekazać. Ale po co postanowił ze mną „porozmawiać"? – Chyba nie masz nic przeciwko wizycie ojca swojego partnera, prawda? – dodał, na razie nadal utrzymując między nami niewielki dystans, choć nawet takie działanie, nie odciągnęło mnie od przeniesienia obydwu dłoni na mój już naprawdę duży brzuch.
– Nie, nie mam... dopóki nie chce sprawić mi przykrości lub skrzywdzić – przyznałem spokojnie, dobrze wiedząc czego mogę się spodziewać po tym mężczyźnie. Jednak mimo wszystko, nie okazywałem strachu, wpatrując się w niego z powagą i czekając na to, co ma mi do przekazania.
– Masz o mnie bardzo złe zdanie. Niesłusznie – stwierdził, oczywiście się myląc, bo aż za dobrze wiedziałem, że muszę go unikać.
Alfa nie przejął się moją postawą i słowami, kierując się z takim samym uśmieszkiem prosto na kanapę. Przez co moje nogi od razu kazały mi od niego uciec, stając obok niej i nie zabierając dłoni z brzucha.
– Chcę ci tylko uświadomić pewne rzeczy, skoro najwyraźniej sam jeszcze do nich nie doszedłeś – wyjaśnił, siadając na meblu, do którego się skierował. Zaraz przybrał też pozę, którą podkreślał wyższość swojego statusu, nie tylko w społeczeństwie, ale i w tym domu.
– Mogę pana wysłuchać, ale na pewno nie wezmę sobie tych słów do serca – zapewniłem, w ciągu ostatnich miesięcy ucząc się, że naprawdę nie warto słuchać takich ludzi.
Mężczyzna wzruszył ramionami na moje słowa, zamieniając swój zadowolony uśmiech na bardziej drwiący.
– Cóż zrobię, skoro Jimin postanowił wybrać tak głupią Omegę. No ale chociaż spróbuję do ciebie dotrzeć – stwierdził, już na wstępie postanawiając mnie obrazić, czym starałem się nie przejmować, tak jak sobie wcześniej obiecałem. – Zacznijmy może od tego, jak bardzo mnie bawi to, że wierzysz w swoje szczęśliwe życie z Jiminem. Wywalił mnie ze stanowiska w firmie, której poświęciłem całe życie. Wiesz co to znaczy? Że to na jego głowie wszystko będzie. Teraz ma wolne, bo tak sobie wymyślił, ale firma przez takie działania zacznie upadać. Jego nieodpowiedzialność zrujnuje to, nad czym pracowało kilka pokoleń. A kiedy zda sobie z tego sprawę, będzie spędzał tam całe dnie. On w firmie, a ty tutaj, z trójką dzieci. Cóż za cudowna perspektywa – streścił mi całą naszą „przyszłość", oczywiście z jego perspektywy, prychając tuż po tym. I choć każde jego zdanie miało na celu na pewno mnie przerazić i zapewne też namieszać mi w głowie, nie przyjmowałem tego do wiadomości, bo były to totalne bzdury. – Znam Jimina dłużej niż ty. Wiem, jaki jest. Gdy jeszcze był z Taehyungiem, potrafił codziennie mieć kogoś innego w łóżku. Naprawdę uwierzyłeś, że teraz się to zmieni? Zwłaszcza, gdy będzie spędzał większość czasu w biurze pełnym Bet do wykorzystania?
Tym razem to ja miałem ochotę prychnąć i najlepiej wyśmiać to, co usłyszałem. Jednak pozostałem po prostu niewzruszony, stwierdzając że lepiej będzie, jeśli oznajmię mu jak to wszystko wygląda tak naprawdę.
– To pan go w ten sposób widzi, ale nie ma pojęcia o tym, jakim jest człowiekiem. Miał dosyć Taehyunga i życia, jakie mu pan narzucił. To o rodzinie zawsze marzył, dlatego jestem pewien, że z niej nie zrezygnuje, szczególnie po przyjściu na świat naszych dzieci – uświadomiłem go, każde słowo wypowiadając bez żadnego wahania, bo byłem tego w stu procentach pewien. W końcu teraz na pewno tylko pani Hyelin znała Jimina lepiej ode mnie, skoro nie miałem okazji widzieć jak dorasta i poznawać go od takiej strony. A jego ojczym... nie znał go w ogóle i starał się tworzyć najgorsze scenariusze, aby namieszać w naszym związku.
– A za co będzie utrzymywał ciebie i wasze dzieci, jeśli nie będzie pracował? Nie musi chcieć takiego życia, ale będzie zmuszony je prowadzić – kontynuował wymyślanie kolejnych kłamstw, gdy starałem się nie odrywać od niego spojrzenia. Choć jego oczy zaraz przestały się skupiać na mojej twarzy i zaczęły oglądać resztę ciała, oczywiście postanawiając je skrytykować. – Poza tym spójrz tylko na siebie. Nie mówię o tym, że jesteś w ciąży, bo dodatkowe kilogramy są normalne. Ale cały twój wygląd i jeszcze ta szpetna blizna... Nie ma w tobie nic wyjątkowego – stwierdził, niestety zaczynając uderzać w moje największe kompleksy. Miałem ochotę zasłonić policzek, którego już nie ukrywałem pod makijażem, skoro teraz był to mój nowy dom. I najlepiej schować się pod jakimś kocem, aby jego wzrok nie mógł mnie oglądać i oceniać. Nie byłem wyjątkowy i dobrze to wiedziałem, ale Jimin sprawiał, że mimo wszystko czasami tak właśnie się czułem, co jego ojczym również chciał chyba zmienić. – Zapach? Chyba tylko to przyciągnęło Jimina. Szerokie biodra... Oczywiście, jedyne, czym możesz się pochwalić. I to tylko w kontekście rodzenia dzieci. Coś czuję, że tylko do ciągłego zapładniania zostałeś wybrany – dodał, a moje ręce jeszcze bardziej objęły brzuszek, w którym były nasze wilczki, bo nawet jeśli Jiminowi głównie na tym zależało, ja również szukałem Alfy, który jest w stanie zapewnić mi jak najwięcej dzieci. Ale jego ojczym o tym nie wiedział i w ogóle nas nie rozumiał. – Ehhh... Nic się to dziecko nie nauczyło przez tyle lat. Najwidoczniej jest tak samo zepsuty, jak był jego ojciec, który nie rozumiał, gdzie jest jego miejsce – powiedział na koniec, kręcąc głową i przez chwilę nie patrząc na mnie, bo oczywiście mówił w tej chwili o Jiminie.
Wspomnienie jego prawdziwego taty, zamieniło moją niepewność w zdenerwowanie, bo po tym co zrobił, nie miał prawa przywoływać go w jakiejkolwiek rozmowie. A jego bezczelność i bezpośredniość sprawiła, że kolejne słowa wypowiedziałem prawie przez zęby.
– Pan tym bardziej nie powinien należeć do tej rodziny i skrzywdzić w taki sposób pani Hyelin. Powiedziałem, że nie mam zamiaru brać sobie takich słów do serca. I zwłaszcza teraz będę się tego trzymał. Jest pan najgorszym człowiekiem, jakiego poznałem do tej pory i nie chcę kontynuować tej rozmowy – oznajmiłem, przy ostatnim słowie odrywając od niego spojrzenie i przekręcając się lekko na bok, aby podkreślić moją niechęć do słuchania jego uwag.
– Jestem taki, jak każdy Alfa. Sięgam po to, czego chcę – stwierdził niesłusznie, na szczęście już wstając. – Pamiętaj moje słowa, Jeongguk. Jeszcze zobaczysz, że miałem rację. A póki co – miłego popołudnia z moimi wnukami – dodał, a w tonie jego głosu mogłem wyczuć ten złośliwy uśmieszek, który już kilka razy miałem okazję u niego zobaczyć. Ale nie chciałem na niego patrzeć w tej chwili, dlatego pozwoliłem mu odejść bez pożegnania lub jakichkolwiek słów z mojej strony.
I teraz musiałem się uspokoić i poczekać na powrót Jimina, aby o wszystkim mu opowiedzieć, wiedząc że nie będę ukrywał przed nim takich rzeczy.
Jimin:
Nie lubiłem zostawiać mojego ukochanego choćby na te dwie godziny, gdy musiałem udać się do biura i mimo wolnego załatwić niektóre rzeczy. I tak nie bywałem tam codziennie, co bardzo mi pasowało, jednak to wyciąganie mnie ze spokojnego domu, wiązało się nie tylko z moim niezadowoleniem, a również narażaniem na stres mojego Omegi. Wiedziałem, że potrzebuje mnie teraz najbardziej, ale moje obowiązki niestety nie mogły poczekać, jeśli chciałem, aby firma dobrze funkcjonowała. Dlatego też starałem się jak najszybciej wrócić do domu, ciesząc już w momencie parkowania w garażu.
Zabrałem marynarkę z siedzenia i ruszyłem w stronę domu, ciekaw, co pysznego ugotował dzisiaj mój aniołek. Trochę się martwiłem jego uporem, bo naprawdę wolałbym, aby cały czas odpoczywał, a wszystkim zajęła się nawet nie tyle mama, co gosposia, która na pewno ułatwiłaby ciężarnemu funkcjonowanie. Ale ten nie chciał takiej pomocy, nieprzyzwyczajony do takich udogodnień. Dlatego moja mama, lub ta jego, bardzo nam pomagały w tym czasie, za co byłem im naprawdę wdzięczny.
Wchodząc na nasze piętro, zauważyłem siedzącego w fotelu ojca, któremu nawet nie zamierzałem się kłaniać. On zresztą też nie podniósł na mnie nawet wzroku, choć zauważyłem jego zadowoloną minę, mocno tym zaniepokojony. Odkąd został zdegradowany do roli zwykłego dyrektora, średnio angażował się w sprawy firmy. Czułem jednak, że coś kombinuje, bo na pewno nie mógł tak po prostu odpuścić sobie stołka, dla którego przecież zabił mojego tatę.
Kierowany więc najgorszymi myślami, udałem się na samą górę, chcąc sprawdzić, czy nic się nie stało mojemu ukochanemu. I gdy tylko zobaczyłem jego minę, miałem ochotę wrócić na dół i zabić Jiyonga. To był zbyt duży zbieg okoliczności, aby tamten był zadowolony, a mój Jeonggukie zasmucony, choć starał się to ukrywać.
Usiadłem obok niego na kanapie i wysłuchałem, co ma mi do powiedzenia, a z każdym jego słowem, robiłem się coraz bardziej wściekły. Oczywiście negatywne emocje musiałem hamować, mając za priorytet Jeongguka, którego najpierw pocieszyłem i zapewniłem, że wcale nie mam o nim takiego zdania, i że kocham go całym sercem. I nawet jeśli przyjdzie czas w firmie, kiedy będę musiał więcej pracować, to mimo wszystko zawsze znajdę chwilę dla niego i naszych dzieci. A poza tym te bzdury o braku wyjątkowości mojego Omegi, miałem ochotę wyśmiać, czego oczywiście nie zrobiłem, aby ukochany źle mnie nie zrozumiał. Mój aniołek był najcudowniejszą osobą pod słońcem i nikt, ani nic tego nie zmieni. Jego zapach owszem, przyjemnie pieścił mój zmysł węchu, ale to jego oczy, pogodny uśmiech, radość bijąca od każdego ruchu i delikatne ciało, sprawiały że niejeden Alfa mógł mi zazdrościć. A blizna? W ogóle mi nie przeszkadzała, poza tym miała zostać usunięta, kiedy już nasze wilczki przyjdą na świat. Zresztą, jak w ogóle można mówić takie rzeczy osobie, która niczym w życiu nie zawiniła?!
Kiedy Jeonggukie był już spokojniejszy za sprawą moich słów, zapachu i otaczających go ramion, odsunąłem się, aby oświadczyć mu, iż mam zamiar załatwić natychmiast tę sprawę. Wstałem więc z miejsca i ruszyłem w stronę schodów, z zamiarem zejścia na dół. Ale widziałem, że młodszy natychmiast za mną ruszył. Dlatego nie chcąc, aby męczył się na stopniach, przywołałem dla nas windę, którą obaj zjechaliśmy na pierwsze piętro, prosto do tego diabła. Ojciec znów nie zainteresował się moim przybyciem, więc kiedy ruchem ręki poprosiłem mojego ukochanego, aby nie podchodził bliżej, pokonałem tę dzielącą nas odległość kilku metrów, stając prawie obok zajmowanego przez mężczyznę fotela.
– Po co to zrobiłeś? – zapytałem, zaciskając pięści, aby jakoś się kontrolować i nie rzucić na niego za szybko.
– Co zrobiłem? Porozmawiałem sobie tylko z twoim partnerem. Przecież krzywda mu się nie stała – odparł Jiyong tym swoim kpiącym tonem, przez który ogień wściekłości zapłonął we mnie jeszcze mocniej. Nawet nie próbowałem hamować warkotu, który się ze mnie wyrwał.
– Powinienem od razu cię stąd wywalić. W ogóle nie powinno cię być w tym domu. Jesteś tylko zbędnym elementem, który niszczy tę rodzinę! – krzyknąłem, nie wytrzymując jego pewności siebie, która nie miała żadnego logicznego wytłumaczenia w tej chwili. To ja miałem przeciwko niemu dowody! To ja mogłem go w każdej chwili wsadzić za kratki! A on siedział tu, nawet nie przenosząc na mnie spojrzenia, gdy do niego mówiłem. I zachowywał się tak, jakby w pełni kontrolował sytuację?!
– Ja jestem? Czy ty? – spytał bezczelnie, przez co nie hamowałem się już dłużej, po prostu rzucając do ataku.
Szarpanina szybko przerodziła się w walkę, przez którą rozwaliliśmy stolik. Rozdzielili nas dopiero bliźniacy, zaalarmowani przez Jeongguka, który zaczął ich wołać, prosząc o pomoc. Jihwan szybko dał sobie ze mną radę, bo udało mi się w miarę opanować, ale Jihyun musiał dobrze złapać Jiyonga, gotowego walczyć z całą naszą trójką. Kątem oka widziałem, że Jiwon i Jisung również nie pozostali obojętni na to zamieszanie, zbiegając po schodach. Starszy z nich zatrzymał się obok Jeongguka, patrząc na to, co się dzieje zmieszany, a nasza mała Omega usiadł na schodku, tuląc do siebie swojego ukochanego pluszaka.
– Chcesz mnie zabić? Śmiało. Zrobisz z braci taką samą sierotę, jaką jesteś. Chcesz mnie wyrzucić? Rozbijesz naszą rodzinę – powiedział ojciec, posyłając mi niemal triumfalny uśmiech, na co już całkowicie przestałem walczyć z bratem o wyrwanie się z jego uścisku.
No tak. Tego nie przemyślałem.
Choć bardzo chciałem wyrzucić z życia mojego i Jeongguka tego potwora, który od początku był tylko problemem, niszcząc wszystko, co kochałem jako dziecko, to jednak Jiyong nadal był ojcem moich dwóch najmłodszych braci. Jak mieliby mi darować odebranie im tak bliskiej osoby? Nawet jeśli był złym człowiekiem, to nadal ich najbliższą rodziną.
Naprawdę poczułem się bezsilny, patrząc na zaczynającego płakać Jisunga, którego Jeonggukie objął ramieniem, przytulając do swojego boku, kiedy tylko zajął miejsce na stopniu obok niego. Jiwon też wyglądał na bliskiego płaczu, kuląc nieco ramiona, jakby się bał, że za chwilę podejdę do niego i wymierzę mu policzek.
– Co zrobisz, Jimin? – To jedno pytanie, wypowiedziane tym kpiącym tonem, zawisnęło w ciszy, która zapanowała w pokoju.
No właśnie. Co zrobisz?
– Wyrzuć go, hyung.
Nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem. Moje spojrzenie, podobnie jak wszystkich w pomieszczeniu, skierowało się prosto na nadal lekko skulonego Jiwona, który niepewnie trzymał dłoń na swoim przedramieniu, obserwując podłogę. Jisungie zaczął płakać nieco głośniej, chowając buzię w bluzce Jeongguka, który wyciągnął rękę do Bety i złapał jego dłoń, ściskając delikatnie.
Ciszę przerwał dopiero powoli narastający warkot, wyrywający się z piersi ojca. Jihwan natychmiast mnie puścił, aby pomóc swojemu bliźniakowi w utrzymaniu go w miejscu, bo teraz to jego własny syn mógł stać się celem.
– Jiwon... – zacząłem, chcąc z nim spokojnie porozmawiać, ale chłopak mi przerwał.
– Wiem, hyung. Wiem, o czym mówię. To mój tata. Ale... byłbym szczęśliwszy, gdyby już żadnego z nas nie krzywdził. I aby nigdy więcej nie zbliżał się do mamy – wyznał.
– Bezczelny bachor! – wrzasnął Jiyong, nadal szarpiąc się z dwoma Alfami, którzy ani myśleli go puścić. – Jak śmiesz tak mówić! Do mnie! Swojego ojca!
– Nie potrzebuję ojca, który mnie nie kocha – powiedział cicho mój brat, a przy ostatnich słowach, głos mu się załamał, sygnalizując wybuch płaczu u kolejnej osoby.
Patrzyłem na wszystkich po kolei. Jeonggukie nadal przytulał Jisungiego, teraz przyciągając na schody również Betę, który oparł głowę o jego ramię, szukając odrobiny pocieszenia. Jihyun i Jihwan siłowali się z warczącym Jiyongiem, nie pozwalając mu na choćby centymetrowe przesunięcie się w stronę swoich dzieci, które najwyraźniej nie chciały spędzać życia z takim ojcem. Żaden z nas tego nie chciał. Ale mimo wszystko... Czy mogłem rozbić rodzinę?
Ku mojemu zaskoczeni, to mój partner zabrał głos, będący chyba moim żywym głosem rozsądku.
– Jesteś dla nich lepszym opiekunem od swojego ojczyma, hyung – powiedział spokojnie, patrząc prosto na mnie. – Tak będzie lepiej. Dla Jisunga i Jiwona, twojej mamy, hyungów i dla ciebie.
– Nie możesz mnie wyrzucić. Jeśli ja odejdę, moja Omega razem ze mną! – wrzasnął Jiyong, będąc już chyba zdesperowany. Najwyraźniej postawił wszystko na jedną kartę i myślał, że jego dzieci się za nim wstawią, tym samym wytrącając z moich rąk wszystkie asy. Przeliczył się z tym jednak, dlatego łapał się brzytwy, jak tylko mógł.
– Nie. – Głos mamy dobiegał od strony sypialni, więc teraz to tam wszyscy spojrzeliśmy.
Kobieta stała w drzwiach, wyglądając na naprawdę zdenerwowaną i nieszczęśliwą. Coś jakby w niej pękło. Przez te wszystkie lata coraz bardziej traciła swój blask, który zawsze od niej bił, a teraz jakby na nowo wrócił.
Jisungie natychmiast przebiegł przez pomieszczenie, dopadając do niej, aby wzięła go na ręce i przytuliła.
– Prawo stanowi wyraźnie co należy czynić w takim przypadku – kontynuowała swoją myśl, patrząc prosto na swojego Alfę, którego wcale nie chciała. – To mój najstarszy syn jest głową tej rodziny. A ja, jako jego matka, mam obowiązek pozostać przy nim, skoro mój Alfa nie żyje. A moje dzieci razem ze mną.
– Zgadzasz się na to, mamo? – zapytałem cicho, naprawdę nie mogąc uwierzyć w to, jak wszyscy chcą skończyć ten koszmar. Naprawdę mogliśmy to zrobić? Byliśmy gotowi na pozbycie się największego zła, jakie dotknęło naszą rodzinę?
– Jeongguk ma rację. Tak będzie dla wszystkich najlepiej.
– Jak śmiesz mi się sprzeciwiać!
– Jeonggukie, zadzwoń proszę po policję. Czas zakończyć ten cyrk – zadecydowałem w końcu, prostując się.
Tak. Pora to skończyć.
Godzinę później policja zabierała już Jiyonga z naszego domu, a mój adwokat przekazywał funkcjonariuszom cały materiał dowodowy, który pozwoli na zajęcie się tą sprawą. Wiedziałem, że minie kilka dni, nim mój ojczym wyląduje tam, gdzie powinien znaleźć się już lata temu, a my będziemy wzywani na komendę w celu składania zeznań, ale może w końcu w tym domu zapanuje spokój i staniemy się taką rodziną, jaką zawsze powinniśmy być. Bez strachu.
Mama zabrała najmłodszych do gniazda, gdzie miała z nimi spędzić trochę czasu, a bliźniacy zaszyli się w pokoju, musząc sobie jakoś poradzić z tą zupełnie nową sytuacją. Natomiast ja i Jeonggukie wylądowaliśmy w moim gabinecie, patrząc przez okno, jak radiowóz wyjeżdża z naszego podwórka i znika za bramą. Mój Omega trzymał mocno moją dłoń, a kiedy moje serce biło już w miarę spokojnie, odwrócił się w moją stronę i wyciągnął wolną rękę, aby położyć ją na moim policzku, głaszcząc go delikatnie.
– Dobrze się spisałeś, hyung. Jako opiekun i jako Alfa – zapewnił mnie z delikatnym uśmiechem, na co kiwnąłem głową.
– Teraz wszystko już będzie dobrze – szepnąłem i złożyłem delikatny pocałunek na jego czole, zabierając go już do naszej sypialni, bo zdecydowanie obaj potrzebowaliśmy odpoczynku i swojej bliskości.
Jeongguk:
Znów rozpoczął się spokojniejszy okres w moim życiu. Nie tylko dzięki dwudziestemu drugiemu tygodniowi ciąży, a również zakończeniu sprawy z ojczymem Jimina. Wiedziałem, że pomimo spokrewnienia Jiwona i Jisunga z panem Jiyongiem, chłopcy raczej bez niego odetchną, niż mieliby tęsknić za takim człowiekiem. W końcu nigdy nie zapewniał im bezpieczeństwa, dążąc tylko do posiadania jak największej władzy i jak najwięcej pieniędzy. I to mój ukochany, oraz jego bracia bliźniacy, byli lepszymi Alfami-opiekunami dla ich przybranego rodzeństwa. Dlatego teraz wszyscy mogliśmy odetchnąć i żyć w znacznie mniejszym stresie, skupiając się na tym, co było dla nas ważniejsze od wartości, którymi kierował się pan Jiyong, czyli na rodzinie i miłości.
Po naszych zakupach i wyborze mebli ponad dwa tygodnie temu, mój partner ściągnął ekipę remontową, która zmieniła zarówno podłogę w pokoju naszych dzieci, jak również pomalowała wszystkie ściany według pokazanego im projektu. Teraz pozostało nam tylko poskręcanie zamówionych mebli i ustawienie ich według mojego konceptu. Oczywiście hyung zadeklarował, że się tym zajmie, dzięki czemu mogłem przez chwilę posiedzieć jeszcze nad moimi notatkami, dotyczącymi kolejnego ważnego wyboru przed narodzinami naszych dzieci. W międzyczasie przygotowywałem obiad, składający się nie tylko z łagodnej i ostrej wersji zupy z wołowiną, na którą miałem ogromną ochotę, a także kurczaka z przystawkami w postaci warzyw. I w sumie sam sobie zaczynałem się dziwić, bo coraz bardziej ciągnęło mnie do mięsa. A to oznaczało tylko jedno – wśród naszych wilczków na sto procent znajduje się Alfa. Bo teraz nie wyobrażałem sobie dnia bez mięsa.
Po przejrzeniu jeszcze raz książki z imionami i upewnieniu się, że nie przeoczyłem żadnego ciekawego i ładnego imienia, zmniejszyłem ogień pod gotującą się zupą, aby wykorzystać te ostatnie kilka minut przygotowania obiadu, na rozmowę z hyungiem.
Skierowałem się zaraz do pokoju naszych dzieci, nie musząc otwierać drzwi, które były oczywiście uchylone. I wystarczyło, abym przekroczył próg pomieszczenia, a na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech, zadowolony z ostatecznego efektu.
Popielate ściany nie nadawały ponurego charakteru całemu pokojowi, właśnie dzięki gęsto namalowanym, białym chmurkom, w różnych rozmiarach, które miały między sobą co najwyżej dziesięć centymetrów odstępu. A białe listwy podłogowe i tuż przy samym suficie, idealnie pasowały do reszty domu, elegancko urządzonego i wykończonego. Również same meble, w kolorach bieli, brudnego różu i beżu, ładnie się ze sobą komponowały. A klęczący przy nich hyung, który nadal je skręcał, także pasował do tego wszystkiego, nie tylko dzięki srebrnym włosom, a samej aurze i byciu tak bliską dla mnie osobą. Dla mnie i naszych dzieci.
Tylko biały fotel, stał na razie w kącie pokoju, abym mógł tutaj przychodzić, kiedy tylko chciałem. W końcu każda Omega uwielbiała przygotowywać się w ten sposób psychicznie na przyjście jej wilczków na świat.
Pogłaskałem tylko mojego ukochanego po włosach, kierując się od razu na wygodny fotel, w który mogłem się zapaść i pozwolić odpocząć zarówno swoim plecom, jak i nogom. Bo pomimo łagodniejszego okresu ciąży, podczas którego nie męczyły mnie żadne obawy, zbyt wielki apetyt lub pragnienie, noszenie dodatkowego ciężaru, odbijał się on na moim ciele, nie tylko w postaci większej ilości rozstępów, a także właśnie spuchniętych stóp i bólu pleców.
Coraz ciężej było mi sięgać do moich dolnych kończyn, przez co musiałem odłożyć notatnik pod udo i pochylić się bokiem, docierając w ten sposób do jednej z obolałych stóp.
– Dużo ci zostało, hyung? Może odpoczniesz? – zapytałem zaraz po rozpoczęciu lekkiego masażu, bo w końcu mój Alfa siedział tutaj już ponad godzinę, muszą zapoznać się z instrukcjami i pozbierać wszystko do kupy. Na razie i tak złożone meble stały w przypadkowych miejscach, czekając na ustawienie ich według moich wskazówek.
– Nie, spokojnie. Jeśli dobrze pójdzie, to po obiedzie zostaną już tylko przewijaki – zapewnił, podnosząc na chwilę głowę znad skręcanego mebla, aby posłać w moją stronę uśmiech. Choć widząc moje nieudolne działania, zaraz odłożył wszystkie narzędzia i przybliżył się do moich nóg. – A może jednak przerwa na masaż – dodał, tłumacząc w ten sposób co zamierza. A zastąpienie moich dłoni, tymi jego, zapewniło mi ulgę i rozluźnienie, których naprawdę w tej chwili potrzebowałem. Nie lubiłem na nic narzekać i wymigiwać się od swoich obowiązków, ale stanie ponad półtorej godziny w kuchni, naprawdę mnie zmęczyło. Nawet jeżeli robiłem sobie niewielkie przerwy.
Jego dłonie naprawdę delikatnie obchodziły się z moimi obolałymi stopami, odprężając i pozwalając zauważyć co jego bliskość i zapewne też głos, zrobiły z naszymi dziećmi.
Przeniosłem jedną rękę na brzuch, głaszcząc go delikatnie z uśmiechem, bo mimo wszystko uwielbiałem nawet tak mocną aktywność maluszków.
– Dziękuję, hyung. Za pobudzenie naszych wilczków również. – Zaśmiałem się przy tych słowach, patrząc przez chwilę na jego bordowe oczy, które były zapewne efektem radości z ogólnych przygotowań do przywitania bobasów w naszym domu.
– Wilczki, proszę grzecznie, bo będzie szlaban na zabawki – ostrzegł je ich tata, całując brzuszek tuż pod moją spoczywającą na nim dłonią. To również wywołało mój uśmiech. Choć kiedy wyjąłem z powrotem swój notatnik, biorąc go do ręki, Jimin od razu skupił na nim swoją uwagę. – Co tam masz, kochanie?
– Cieszą się, że cię słyszą, hyungie – wyjaśniłem jeszcze, zanim przeniosłem spojrzenie na trochę zapisaną i pokreśloną kartkę z różnymi opcjami. – Nadal nie mieliśmy okazji wybrać imion dla naszych skarbów. Spisałem ich trochę... Przeczytać? I coś wybierzemy? – zaproponowałem, wiedząc że to dobra okazja do wybrania idealnej trójki, skoro ten okres ciąży nadal mnie oszczędzał.
– Zamieniam się w słuch – odpowiedział na to hyung, nie przestając sprawiać mi ulgi i przyjemności delikatnym masowaniem moich stóp.
– Nie wiem, czy decydujemy się na takie same człony w imionach całej trójki, bo... wiem, że twoi rodzice się tego trzymali, ale moi nie bardzo. Dlatego stworzyłem sześć podobnych zestawów i wypisałem osiem imion, które po prostu wpadły mi w oku i ładnie brzmią... Od czego zacząć? – zapytałem, lekko podekscytowany tym wyborem, bo mimo wszystko była to naprawdę piękna część stawania się nie tylko partnerami, a również rodzicami.
– Po kolei. Chociaż przyznam, że podoba mi się opcja, aby mieli ten sam człon imienia – oznajmił mój ukochany, na co pokiwałem głową, wiedząc że jeśli hyung bardzo tego chciał, na pewno również będę się skłaniał ku tej opcji.
Ponownie przeniosłem spojrzenie na trzymany notatnik, aby zabrać się za czytanie pierwszego zestawu wypisanych imion.
– Baekhee dla dziewczynki oraz Baekhyeon i Baekhan dla chłopców? Ładnie brzmią, ale Baekhyeon jest dość długie... i sam nie wiem... – przyznałem, jakoś samemu nie będąc do tego przekonany, bo nie przepadałem za zbyt długimi imionami, zwłaszcza gdyby okazało się, że wszystkie wilczki są jednak Omegami. A do Omeg bardziej pasowały te krótsze i bardziej urocze imiona.
– Baekhee, Baekhan, Baekhyeon... – Hyung od razu powtórzył te trzy propozycje, przekładając jedną z dłoni na mój nadal głaskany brzuszek. Choć oczywiście zaraz wyjaśnił to działanie. – Nie czuję entuzjazmu z ich strony – dodał z uśmiechem, wywołując tym mój chichot, bo nie spodziewałem się, że to nasze wilczki o tym zadecydują.
– W ten sposób będziemy to sprawdzać? – zapytałem, czysto retorycznie, bo zaraz przeszedłem do następnego zestawu, kierując go prosto do naszych dzieci, przez co mój głos zamienił się w bardziej uroczy. – Chanhyeok, Chanseong, Chanmi~?
– Chanmi jest urocze, ale pozostałe... Coś innego kochanie – skomentował to Jimin, dlatego to również porzuciłem.
– Eunjae, Eungwang, Eunha?
– Eunwang? – powtórzył jedno z imion, marszcząc przy tym nos. – Zbyt poważne. Poza tym nasze słonka milczą – stwierdził, trafnie zauważając, bo również zarejestrowałem ten całkowity spokój w brzuszku.
– To teraz przejdę do moich dwóch ulubionych zestawów. Ładne i krótkie – zakomunikowałem szczęśliwy, uwielbiając taką prostotę i zaraz zabierając się za czytanie: – Inbok, Inae, Inhye? Taehui, Taeil, Taehee?
– Tylko nie „Tae"... Proszę... – Użycie tego członu, wywołało niezadowolenie w głosie i na twarzy hyunga, który skrzywił się po tych słowach. Całkowicie to rozumiałem, też nie będąc pewnym przy tworzeniu tego zestawu, ale postanowiłem zaryzykować.
– A pierwszy zestaw?
– Inbok, Inae, Inhye – powtórzył moje ulubione trzy imiona, nadal trzymając dłoń na fragmencie mojego brzucha, tuż przy mojej dłoni, przez co musiał dodać: – Ładnie, ale nasze wilczki nadal milczą. Jeśli nie zdecydują się na żadne, to chyba przy tych zostaniemy – zaproponował, uzyskując na to moją aprobatę w postaci pokiwania głową. Po czym mogłem przejść do ostatnich trzech imion.
– Sunwoo, Sunyoung, Sunmi? To ostatni zestaw. Mam jeszcze... – Ledwo rozpocząłem to zdanie, gdy obaj poczuliśmy jak któryś z dzieci się uaktywnia, chyba chcąc nam powiedzieć, że właśnie ten zestaw wybierają. – Chyba już nie muszę czytać tych pojedynczych – zauważyłem z uśmiechem, głaszcząc palcami fragment brzuszka, który odczuł te kopnięcia. I oczywiście nie miałem nic przeciwko tym trzem imionom, skoro nasze wilczki je chciały.
– Sun... Nasze małe słońca – powiedział, mój tak samo radosny ukochany, przytulając się do naszych dzieci i trochę inaczej interpretując ten wybrany przeze mnie człon. Ale takie znaczenie było nawet piękniejsze od tego koreańskiego. W końcu te trzy wilczki były naszymi słońcami i całym naszym światem. – Tatuś zaraz wam poskręca komodę na pampersy. I dostaniecie całą masę zabawek – obiecał Jiminnie prosto do brzuszka, gdy moja wolna dłoń zaraz przeniosła się na jego włosy, aby rozpocząć ich głaskanie. Odłożyłem już zeszyt z powrotem pod moje udo, wiedząc że nie będzie mi już potrzebny. A wolałem mieć wolne obydwie dłonie, mogąc sprawić trochę przyjemności ukochanemu delikatnym drapaniem po głowie.
– Jeszcze nie przyszły na świat, a hyung już chce je rozpieszczać – zauważyłem z krótkim śmiechem.
– Bo je kocham. Tak samo, jak mojego Omegę – wyznał, jak zwykle wywołując takimi słowami jeden z moich najszczerszych uśmiechów. I zanim zdołałem jakkolwiek na to odpowiedzieć, mój Alfa podniósł się z klęczków, pochylając nade mną, aby ująć moją twarz w swoje dłonie i początkowo po prostu złączyć delikatnie nasze usta. Jednak obaj tęskniliśmy za swoją bliskością i takimi pieszczotami po tej niecałej godzinie rozłąki, dlatego nasze wargi szybko zamieniły to w namiętny pocałunek, przez który miałem ochotę wstać, aby znaleźć się w jego ramionach.
Moje krótkie westchnięcia i sięgnięcie dłonią do jednej z jego rąk, aby delikatnie ją masować podczas tego pocałunku, szukając po prostu jego ciepła, niestety zamieniły się zaraz w lekkie niezadowolenie. Hyung chciał już powrócić do skręcania reszty mebli, jednak taka pieszczota i jego bliskość, podziałały na mnie jak magnes. Bo kiedy starszy próbował się ode mnie odsunąć, od razu za nim ruszyłem, nie pozwalając postawić choćby jednego kroku w stronę mebli. Znów złączyłem nasze usta, mogąc również cieszyć się delikatnym objęciem. Chociaż w tym tygodniu ciąży, dość ciężko było mi znajdować się w jego ramionach, dlatego hyung przytulił mnie jak zwykle od tyłu, obcałowując jeszcze całą szyję i pozwalając na kolejne pocałunki, których w tej chwili tak bardzo potrzebowałem. I dopiero po kilku minutach i powtórzeniu wybranych przez nas imion dzieci, pozwoliłem mu powrócić do poprzedniego zajęcia, samemu udając się do kuchni. Lecz teraz nie mogłem przestać się uśmiechać przez taki ogrom szczęścia i jeszcze niecałe trzy miesiące do zobaczenia naszych cudownych dzieci.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top