21 - In shadows
Dziś 6400 :D
~~~~~~~~~~
Jimin:
Jeszcze rok temu, byłem Alfą, który z niechęcią patrzył na narzuconego mu Omegę, nawet nie myśląc o naznaczeniu. Minęło dwanaście miesięcy, a ja właśnie wstawałem z łóżka o czwartej rano, budząc przy okazji mojego śpiącego ukochanego pocałunkiem, by przygotować się do wyjazdu za miasto. Gdy nadchodziła równonoc, para musiała udać się do miejsca, które od pokoleń było uznawane za kaplicę danego opiekuna. A jako że mój tata należał do podopiecznych Tierry, nasze miejsce naznaczenia znajdowało się w lesie. To zawsze wyższy status wprowadzał niższy do swojej rodziny, dlatego Jeongguk przechodził pod opiekę mojego wilczego opiekuna, a nie odwrotnie.
Czułem się trochę zaniepokojony, ale jednocześnie szczęśliwy z faktu, iż dokładnie w tym samym miejscu, które lata wcześniej połączyło moich rodziców, ja naznaczę mojego Omegę. Jedyny minus tego dnia był taki, że musieliśmy z Jeonggukiem milczeć aż do wieczornego rytuału Spalenia. Nie mogliśmy rozmawiać ze sobą, by mieć w ten sposób czas na wyciszenie się i dokładne przemyślenie, czy na pewno chcemy być razem. Choć jak dla mnie było to zbędne. Kochałem mojego Jeongguka i naszego małego wilczka w jego brzuszku, i nie wyobrażałem sobie, abym kiedykolwiek przestał.
Dlatego prowadziłem samochód daleko za miasto, nie mogąc się doczekać nadejścia wieczora. Pojazd musieliśmy zostawić w jednym z pensjonatów, niedaleko naszej kaplicy, przez co mieliśmy do przejścia jakieś trzy kilometry.
Szliśmy, trzymając się za ręce, bez słów, choć gdy widziałem, że młodszy zaczyna się męczyć, wziąłem go na ręce, kręcąc tylko głową, by nie zaczął protestować. I tak dotarliśmy na miejsce niemal w chwili świtu. Kaplica nie była żadnym budynkiem, lecz małą polaną w środku lasu, na której wybudowano niewielką chatkę i przygotowano miejsce na ognisko. Pytałem mamę o tę lokację, gdyż znalazłem się tutaj pierwszy raz. Każda Omega w rodzinie powinna raz na kwartał doglądać tego miejsca i je wysprzątać, więc mama przyjeżdżała tutaj sama, oczywiście przywieziona przez przyjaciółkę Alfę, w tajemnicy przed ojcem. W końcu to on naznaczył ją drugi raz i teraz była pod opieką Agua, podobnie jak Jiwon i Jisung. Ale ja i bliźniacy nadal należeliśmy do Tierry, dlatego moja rodzicielka czuła się w obowiązku przyjeżdżać tutaj.
Razem z moim ukochanym, ruszyliśmy w stronę niewielkiego budynku, który po wejściu, okazał się mieć jedną izdebkę. Nie było nawet łazienki, ale mama przygotowała mnie na to, każąc zabrać miednicę oraz butelkowaną wodę, aby Jeonggukie mógł się przemyć, jeśli będzie miał takie życzenie. Jednak naszym celem było w tej chwili przygotowanie tego miejsca do nocy, w czasie której będziemy się kochać, już jako partnerzy.
Wzięliśmy się więc do pracy, zamiatając podłogę, zdejmując pajęczyny, myjąc wszystkie deski i dwa niewielkie okna. Gdy się z tym uporaliśmy, musiałem wrócić się do naszego samochodu, aby przynieść zostawione przez nas rzeczy, których nie byliśmy w stanie zabrać na raz, czyli maty i wspomnianą miednicę, a także ciepłe kołdry. Nawet jeśli ktoś z moich przodków zadbał o to, aby móc ocieplić chatkę, rozpalając w niej ogień, to nie chciałem, aby moje kochanie narażało swoje zdrowie, zwłaszcza w tym błogosławionym stanie.
Dlatego kiedy wróciłem ze wszystkim, zostawiłem to Jeonggukowi, aby poukładał jak należy, a sam ruszyłem między drzewa, w celu nazbierania gałązek oraz drwa na ogniska. Planowaliśmy rozpalić dwa – jedno, aby ugotować sobie obiad i ogrzać chatę, a drugie oczywiście rytualne.
Przynosiłem wszystko partiami, na bieżąco rąbałem i rozpaliłem pierwsze ognisko w izbie, dzięki czemu mój Omega mógł zająć się naszym posiłkiem, kiedy już skończył z obowiązkami w chatce. Upieczone kawałki ciasta, razem z mięsną wkładką dla mnie i warzywną dla niego, były naprawdę przepyszne.
Po zjedzonym obiedzie, każdy z nas powoli zaczął się szykować do wieczornych rytuałów. Jeonggukie musiał upleść swój wianek, na który składała się masa pięknych piór. Namawiałem go, by oprócz biżuterii, którą ode mnie dostał w styczniu, z okazji przygotowań do naznaczenia, wybrał sobie jeszcze jakieś ozdoby ze złota lub srebra, jednak on uparł się, że woli wyglądać skromnie, dlatego nie naciskałem na to. W końcu nic mu nie było potrzebne, skoro błyszczał jak najdroższy na świecie diament. I nawet nie chodziło o to, że ciąża mu służyła, po prostu był cudowny.
Całe szczęście, ubrania, które mieliśmy założyć na rytuał, były naprawdę ciepłe, bo niestety marcowa pogoda, nie była zbyt sprzyjająca.
Na pierwszy rzut oka, ubiór Jeongguka wyglądał bardzo zwiewnie, miał wielkie rękawy, w których gubiły się jego dłonie, a całość wyglądała tak, jak człowiek mógłby sobie wyobrazić wiatr. Jednak pomimo tej lekkości, wewnętrzna warstwa mocno przylegała do ciała i była ciepła, więc nie martwiłem się o jego komfort. Sam miałem bardziej, powiedziałbym, sztywny strój. Ciężki materiał oddawał charakter mojego opiekuna, a sama faktura była lekko nieprzyjemna w dotyku.
Przebraliśmy się w izbie, po czym zostawiłem ukochanego, aby dokończył plecenie i doglądał ognia, a sam wyszedłem na zewnątrz, rozpalić jeszcze jedno ognisko.
Słońce chyliło się już ku zachodowi, więc czas był idealny. Zresztą, ja także musiałem się przygotować. Każdy Alfa rysował krwią znaki na twarzy, symbolizujące jego wojowniczą naturę. Tak jak ta krew przypominała o naszej roli, tak wianek miał przypominać Omegom o ich niewinności i służebniczej roli.
Kiedy ogień był wystarczający, poszedłem do chatki po ukochanego, by dodał do niego odpowiednie składniki, nadając w ten sposób nasze naturalne zapachy ognisku.
Przyglądałem się temu w ciszy, uśmiechając delikatnie do niego, po czym obaj spojrzeliśmy w stronę słońca, czekając na odpowiedni moment. A gdy zniknęło za koronami drzew, Jeonggukie wstał z kolan i zaczął cichym głosem recytować słowa, które Omega lub Beta kierowała do swojego opiekuna, którego miała opuścić. To była dość ciekawa część rytuału naznaczenia, bo jeśli opiekun się zmieniał, to postępowanie wyglądało tak, jak w naszym przypadku. Ale oczywiście zdarzało się, że obaj przyszli partnerzy byli od watah tego samego wilka, a wtedy obie osoby powinny poprosić o opiekę nad ich nową rodziną.
Gdy Jeonggukie zakończył recytację, zaśpiewał jeszcze cicho pieśń pożegnalną. Pierwszy raz miałem okazję usłyszeć ja to robi, przez co byłem naprawdę pod wrażeniem. Nasze dziecko będzie miało szczęście, słuchając tak pięknie zaśpiewanych kołysanek.
W końcu nadeszła pora, abym i ja się podniósł, by wziąć dłonie młodszego w swoje i poprosić Tierrę o przyjęcie mojego Omegi oraz naszych dzieci – tego, które ma się narodzić oraz każdego kolejnego – do grona swoich podopiecznych.
Po zakończeniu tej prośby, Jeonggukie zamoczył końcówkę rękawa swojej szaty w miseczce z wodą i zaczął delikatnie zmywać całą krew z mojej twarzy. A gdy skończył, zdjąłem jego wianek i wrzuciłem w ogień. On zmazywał ze mnie przeszłość samotnego wojownika, nadając tym samym miano strażnika rodziny, a ja uczyniłem go nie tylko partnerem, ale także ostoją naszej małej watahy.
Ognisko nie było wielkie, ale musieliśmy poczekać aż przygaśnie, dlatego spędziliśmy tam kilkanaście minut, po których Jeonggukie poszedł do chatki, przygotować się na najważniejszą część dzisiejszego dnia. Ja w tym czasie zająłem się paleniskiem, zabezpieczając je przyniesionym wcześniej piaskiem. Bo wodą nie można było gasić tych rytualnych ognisk.
Upewniwszy się, że nie spowoduje żadnego zagrożenia, ruszyłem za moim ukochanym, zaczynając się trochę stresować. Ciążyła na mnie naprawdę duża odpowiedzialność. Naznaczenie odbywało się poprzez ugryzienie Omegi bądź Bety w szyję, a to zawsze stanowiło pewne ryzyko związane z ich bezpieczeństwem.
Jeonggukie siedział tyłem do wejścia, z szatą opuszczoną tak, abym widział fragment jego pleców, ale przede wszystkim kark i szyję.
Ruszyłem prosto do niego, zajmując miejsce za ukochanym, opierając na chwilę czoło o jego ramię.
– Jeonggukie... Nie będzie już odwrotu. Czy na pewno chcesz, abym cię naznaczył? – zapytałem cicho, coraz bardziej przejęty tym wszystkim.
Poczułem, jak jego dłoń sięga do moich włosów, przeczesując je delikatnie, czym trochę podniósł mnie na duchu.
Uniosłem głowę, aby móc spojrzeć na widoczny dla mnie fragment jego buzi, przekonując się, iż podobnie jak w ciągu całego dnia, uśmiecha się łagodnie. Widziałem, jak bardzo hamował swoje podekscytowanie w czasie sprzątania oraz jak zawstydza się chyba przez własne myśli.
– Chcę tylko ciebie, Alfo – szepnął, cofając już dłoń, którą podobnie jak drugą, zacisnął na swoim udzie.
Naznaczenie było bolesny procesem, dlatego tak bardzo martwiłem się tym wszystkim, nie chcąc ranić Jeongguka. Ale tę jedną ranę, która będzie z nim już do końca życia, musiałem stworzyć, aby nasz rytuał i partnerstwo były ważne. Abyśmy naprawdę stali się rodziną.
Położyłem dłonie na jego bokach, jedną rękę przesuwając zaraz na zaokrąglony brzuszek, aby go pogłaskać.
– Wiem, że trochę zaboli, mój Omego. Proszę, bądź dzielny. Kocham cię – zapewniłem, pochylając się, aby najpierw ucałować miejsce, które będzie nosić ślad, a dopiero po tym zatopić w nie zaostrzone zęby.
Musiałem mocniej przytrzymać Jeongguka, aby się nie frygnął w przypływie odruchu. A jego spięcie i ciche skomlenie, wcale nie ułatwiały sprawy. Choć czułem, jak jego ręka zaciska się na mojej, bo próbował w ten sposób się uspokoić.
Szybko było jednak po wszystkim, ale i mnie wyrwał się cichy skowyt przez jego ból. Niewielka ilość krwi została przeze mnie wytarta najpierw moim rękawem, bo tak nakazywał zwyczaj, a następnie przygotowaną przez chłopaka ściereczką.
Ucałowałem fragment przy świeżym śladzie i szepnąłem mu prosto do ucha:
– Jesteś tylko mój, słodki Omego.
Tak, teraz byliśmy partnerami już na zawsze.
Jeongguk:
Już od dawna wiedziałem, że nasze naznaczenie wypadnie na czternasty tydzień ciąży, przy którym moja waga znacznie wzrosła, a hormony wcale nie pomagały przy nawet najmniejszych czynnościach. Samo dojście na miejsce rytuału naznaczenia, kosztowało mnie ignorowanie zmęczenia i zadyszki, przy czym na szczęście pomógł mi mój ukochany, poniekąd łamiąc niektóre zakazy, aby przenieść mnie chociaż te kilkanaście metrów. Ale dobrze pamiętałem, że teraz zbyt długi wysiłek, przy dużym już brzuszku, w którym rozwijało się nasze dzieciątko, potrzebujące miejsca w moim ciele, może doprowadzać moje serce do szybszego bicia, a płuca do szybszej pracy. Zwłaszcza gdy przybrałem kolejne kilogramy i już dawno przekroczyłem sześćdziesiątkę na wadze, co oczywiście było widoczne po coraz większym brzuszku. Trochę zbyt dużym jak na ten tydzień. Jednak nie potrafiłem ograniczać się do trzech posiłków dziennie, znów często podjadając między posiłkami. Choć zamiast na słodycze, decydowałem się na owoce i warzywa, dzięki czemu oszczędzałem też moje zęby, które w końcu na pewno ucierpiałyby przez taką dietę.
Wszystkie ceremonie tuż przed naznaczeniem, zarówno cieszyły mnie, wywołując uśmiech, jak również zawstydzały. Bo z każdym krokiem i każdą kolejną częścią rytuału, zbliżaliśmy się nie tylko do sprezentowania mi śladu, który pozostanie na mojej szyi do końca życia i będzie zapewniał choć niewielką ochronę, odganiając ode mnie większość Alf. Czekała nas także pierwsza noc, spędzona już nie jako Omega i Alfa, a jako partnerzy, którzy od dzisiaj tworzyli prawdziwą rodzinę.
Zazwyczaj, podczas tej wspólnej nocy, zakochane dwoje osób starało się po prostu o dziecko. Jednak skoro nasze miało już czternaście tygodni, mogliśmy jedynie zechcieć obdarować się czułościami i miłością. I nawet jeśli to niezbyt odbiegało od naszych normalnych zbliżeń, całe otoczenie, całkowita cisza i nowa, łącząca nas relacja, sprawiały że było to coś magicznego. Tak jak całe naznaczenie.
Teraz jednak moje oczy nie mogły oglądać drewnianej ściany chatki lub palącego się ognia w kominku, który jako jedyny ogrzewał nasze schronienie. Nadal miałem zaciśnięte powieki, nie potrafiąc poradzić sobie z bólem, wywołanym ugryzieniem mojego Alfy. Tylko jego bliskość i zapach, pozwalały mojej wewnętrznej Omedze uspokoić się i nie panikować, chcąc obronić swoje dziecko przed zagrożeniem, które zawsze wiązało się z bólem. Ale to był jego tata, który na pewno nigdy nie będzie chciał go skrzywdzić, tak samo jak Omegi, która go w sobie nosiła.
Moja zaciśnięta dłoń na ręce Jimina, powoli poluźniała mocny uścisk, opadając na jedno z ud. Musiałem wziąć kilka głębokich i szybszych wdechów, aby uspokoić swój organizm, któremu jeszcze przez chwilę ciężko było zaakceptować ten ból. Zaraz jednak, z nadal zamkniętymi oczami, sięgnąłem po przygotowany kawałek materiału, aby lekko drżącą dłonią, przyłożyć go do nowopowstałej rany.
Powoli zacząłem przyzwyczajać się do tego szczypania, dlatego przechyliłem głowę w stronę nadal będącego za mną ukochanego. Napotkałem te same oczy, o bordowym kolorze, które tak często miałem okazję oglądać, i które tak bardzo kochałem. Wiedziałem, że moje tęczówki też zapewne zmieniły w tej chwili swój kolor, właśnie przez uśmiech, który posyłał mi mój przystojny partner, oraz przez jego dłonie, obejmujące moje ciało tak, abym czuł się w tej chwili całkowicie bezpieczny.
Łagodny wyraz jego twarzy i przyjrzenie się jej każdemu detalowi, również wywołało mój uśmiech, bo nic się w nim nie zmieniło. Nadal był tym samym idealnym Alfą, o którym marzyłem już od pierwszej wizyty w cukierni. I nie mogłem nie podzielić się z nim tymi przemyśleniami, drugą dłoń powoli przemieszczając na jedną z obejmujących mnie rąk.
– Nie wiem jak mam ci dziękować, że mnie wybrałeś, hyung. Spośród tylu pięknych Omeg. Miałem ogromne szczęście, że postanowiłeś wejść do cukierni, w której pracowałem – zacząłem szczęśliwy, a na samo wspomnienie tego wydarzenia, mój delikatny uśmiech zamienił się w naprawdę szeroki i szczery, którego nie byłem w stanie kontrolować, patrząc na Jimina. – Już wtedy układałem sobie naszą wspólną przyszłość... Jeszcze zanim się przywitałeś – przyznałem się, śmiejąc cicho, choć nigdy nie sądziłem, że będę w stanie mu to powiedzieć. Ale skoro byliśmy partnerami, a mój charakter nadal dostosowywał się do wszelkich zmian, to czemu nie. – Dlatego to wszystko nadal jest dla mnie jak piękny sen. Bo jesteś dla mnie idealny, hyung. Idealny Alfa i idealny partner – dodałem, nawet nie wiedząc kiedy mój wzrok zaczął się skupiać na jego ustach, bardziej niż na oczach. Jednak nie mogłem się temu dziwić. Mój umysł przyzwyczaił się już do faktu, że zostałem naznaczony i teraz przypominał o innej, ważniejszej dla niego sprawie, związanej z moimi ciążowymi hormonami.
– Ja dziękuję, że dałeś mi szansę. Nie wierzyłem, aby na całym świecie żyła Omega, która będzie dla mnie definicją ideału. A jednak znalazłem ciebie – odpowiedział na to mój ukochany, dobierając równie piękne słowa. Choć zanim zdołałem na nie jakkolwiek zareagować, początkowo chcąc się znów uśmiechnąć, jego dłoń przeniosła się na mój policzek, a usta prosto na moje wargi.
Nie miałem problemu z szybką reakcją na okazanie mi tej czułości, bo zaledwie obdarował mnie tym ciepłym i delikatnym cmoknięciem, a moja ręka już porzuciła przytrzymywanie kawałka materiału przy ranie. Dodatkowo z mojego gardła wyrwał się nieco zdesperowany, ale i przepełniony ulgą jęk, bo w końcu miałem go przy sobie. I mogliśmy nie tylko rozmawiać, a również dotykać się, całować, pieścić...
Odwróciłem się całkowicie do tyłu, klęcząc tuż przed Jiminem, aby zapewnić nam nie tylko bliskość, ale i wygodę, zwłaszcza z moim dużym już brzuszkiem. Hyung objął mnie w pasie, gdy moje usta zaczęły pogłębiać pocałunek, przechodząc od nieco zachłannych muśnięć, do namiętnej i równie intensywnej pieszczoty. Cały dzień nie mogłem być aż tak blisko niego, nawet nie marząc o pocałunku, dlatego teraz nie zamierzałem się oderwać od ukochanego, dopóki nie stracę tchu.
Niestety w moim stanie i z obecnymi dolegliwościami, którymi znów był przyspieszony oddech i potrzeba uspokojenia szybko bijącego serca, zaraz musiałem się od niego oderwać. Nie otwierałem jednak oczu, a uśmiech nie znikał z mojej twarzy, gdy starszy pomógł mi wtulić się w swoje ramiona i wdychać jego zapach tuż przy szyi.
– Potrzebowałem cię, hyung. Zakaz wchodzenia w jakiekolwiek interakcje, był naprawdę... frustrujący – przyznałem, nadal próbując złapać oddech, choć w międzyczasie upajałem się już moim ukochanym aromatem, lgnąc jak najbliżej do cedru i migdałów.
– Prawda? Nawet nie wiesz, ile razy miałem ochotę rzucić to wszystko i przyciągnąć cię do siebie – usłyszałem w odpowiedzi, poniekąd spodziewając się takiego wyznania. W końcu przez ostatnie trzy miesiące przyzwyczailiśmy się do ciągłego spędzania czasu blisko siebie, choć najczęściej po prostu w swoich ramionach. – Ale teraz będziemy już na zawsze razem. Będę miał jeszcze dużo okazji, aby to zrobić.
Zmieniłem nieco położenie swojego nosa, aby mieć możliwość dalej z nim rozmawiać. Choć moja dłoń, zacisnęła się przy tym na jego ubraniach, podkreślając w ten sposób, że nie wolno mu się teraz ode mnie odsuwać. I nie miałem nad tym żadnej kontroli, bo moja Omega wiedziała swoje, chyba obawiając się, że znów zostanie zmuszona do trzymania się z daleka od swojego ukochanego.
– I każdy Alfa będzie wiedział, że należę tylko do ciebie – stwierdziłem, będąc naprawdę szczęśliwy z tego faktu. W końcu teraz raczej nikt obcy nie ośmieli się położyć na mnie ręki, w obawie o reakcję mojego Alfy i jego zemstę. Kiedyś tak bardzo marzyłem o podobnej ochronie, mając za sobą zbyt dużo przeżyć, których nigdy nie chciałem doświadczyć. Jednak teraz nie musiałem się już o nic martwic, szczególnie przez następne miesiące.
– Nie tylko Alfa. Każdy, kto cię zobaczy – sprecyzował, nawet jeśli specjalnie wymieniłem tylko najwyższy status. W końcu nie chciałem ranić mojego przyjaciela takimi widokami i wiedziałem, że zawsze będę to przy nim ukrywał. – Chociaż wolałbym, aby nie patrzyli na mojego najpiękniejszego na świecie partnera. Zwłaszcza teraz, bo po prostu lśnisz, kochanie – skomplementował mnie, odrobinę zaskakując tymi słowami. Choć tak jak każde miłe słowa, które głównie skupiały się w takich momentach na moim wyglądzie, wywołały natychmiastowe zawstydzenie. Wiedziałem, że mój umysł od razu je zanotował i będzie się nimi cieszył naprawdę długo, tak jak robił to z każdym poprzednim komplementem od hyunga.
Czułem, jak moje policzki robią się cieplejsze, a hyung schyla się, aby ucałować jeden z nich i złożyć jeszcze kilka buziaków na innych miejscach mojej twarzy. Uśmiech nadal nie znikał z moich ust, a serce cieszyło się każdym całusem.
– To dzięki naszemu maleństwu – zauważyłem, nieco ciszej, podnosząc powoli spojrzenie do góry, prosto na twarz Jimina, oświetlaną tylko przez palący się w kominku ogień. Oczywiście nadal mogłem na niej widzieć wszystkie ukochane detale. – Jeszcze chyba nigdy nie miałem tak gładkiej skóry... i ładnych włosów – dodałem, nawet nie wiedząc co w tej chwili czuję przez te dwa fakty. Zwłaszcza że tych cechy było znacznie więcej. Zdążyłem się domyślić, że to jakiś okres prób, podczas których hyung musiał mnie chronić przed innymi Alfami, skuszonymi tymi wszystkimi atutami. Jednak ciągłe przebywanie w domu i pokazywanie się w tych tygodniach tylko Jiminowi, jego braciom lub naszym mamom, nie zmuszało go do dodatkowej czujności, po prostu będąc jedną wielką zaletą noszenia w sobie dziecka. – Naprawdę nie sądziłem, że ciąża przyniesie aż tak dużo radości. Mam naszego wilczka cały czas przy sobie... i mojego ukochanego Alfę... i nawet jeśli mam czasami zmiany nastroju albo bywam rozdrażniony, to i tak kocham ten stan – podsumowałem na sam koniec, otrzymując za to pocałunek prosto w czoło, bo hyung na pewno cieszył się równie mocno z naszego dzieciątka.
– Jeszcze nie raz do niego doprowadzę – zapewnił rozbawiony, w co oczywiście nie wątpiłem, bo również chciałem, aby nasz wilczek posiadał jakieś rodzeństwo. Co najmniej dwójkę. – Czy moja błyszcząca i słodka Omega, pozwoli mi na docenienie każdego centymetra jej ciała? Chciałbym zasypać cię dzisiaj pocałunkami – dodał, nie dając mi możliwości kontynuowania rozmowy o kolejnych dzieciach. Jednak moje ciało nie miało mu tego za złe, natychmiast przypominając mi jak bardzo nie mogłem doczekać się tej nocy i zbliżenia z moim Alfą. Bo moje jedyne ubranie pod szatą, oczywiście w postaci bielizny, od razu zostało pobrudzone obrobioną mojego naturalnego nawilżenia.
– Tak, hyung – wyszeptałem, zaciskając dłoń na jego ubraniu jeszcze mocniej, bo z każdą sekundą zaczynałem go pragnąć coraz bardziej.
Mój ukochany na szczęście z niczym nie zwlekał, zaraz obdarzając mnie kolejnym pocałunkiem, po którym rozpoczął długie pieszczoty. Choć moja Omega mocno się niecierpliwiła i szybko uprosiła u hyunga połączenie gry wstępnej z poruszaniem się już we mnie. I dzięki temu następne dwie godziny mogliśmy spędzić na szeptaniu sobie obietnic i wyznań, używając nowego, równie pięknego określenia, które jeszcze bardziej podkreślało nasze uczucia i wspólną przyszłość.
Jimin:
Dawno już nie obudziły mnie promienie słońca, wpadające przez okno. Choć ostatnio i tak nie mogłem narzekać na niemiłe pobudki, gdyż mój ukochany dbał o to, abym każdy dzień rozpoczynał uśmiechem.
Odkąd firma powoli była przekazywana w moje ręce, dzięki czemu widziałem, jak szlag trafia ojca, nie musiałem w niej zbyć często przebywać. Oczywiście każdy Alfa miał prawo do wzięcia wolnego, aby opiekować się swoją Omegą, i nikt nie mógł go z tego powodu zwolnić, choć i tak starałem się pracować mobilnie z domu. Czasem wymagało to ode mnie dwugodzinnej wizyty w biurze, aby coś sprawdzić i przypilnować pracowników. Ale generalnie miałem wolną rękę w moich poczynaniach, dzięki czemu przebywałem przy Jeongguku prawie cały czas. To oznaczało, że rano budził mnie kubek gorącej kawy przy łóżku, razem z buziakiem w policzek, a gdy zdarzało się, że to ja pierwszy otworzyłem oczy, mój Omega był przyciągany bliżej, abym mógł obsypać jego buzię pocałunkami. Potem jedliśmy razem śniadanie i rozmawialiśmy o... praktycznie wszystkim. Chłopak pytał o sytuację w firmie, prawdopodobnie martwiąc tym, czy ojciec na pewno nie wytnie nam jakiegoś numeru. Ale starałem się unikać takich tematów, aby się niepotrzebnie nie stresował, i próbowałem naprowadzić go na przyjemniejsze wątki, w postaci przygotowań na przyjście naszego szkraba. Choć było na to jeszcze za wcześnie, to powoli zaczynaliśmy zastanawiać się, jak urządzimy pokoik, jakie ubranka kupimy, jakie imię nadamy wilczkowi.
Po śniadaniu zaczynałem pracę, więc szedłem do mojego biura, w którym zawsze zostawiałem otwarte drzwi, aby móc widzieć, co się dzieje w pomieszczeniu obok, i załatwiałem pewne kwestie przez telefon, odpowiadałem na maile, wydawałem polecenia lub sprawdzałem jak się mają kampanie. Potem wspólny obiad i spędzanie czasu z moim ukochanym w taki sposób, jaki sobie zażyczy. Czasem seks, czasem film, innym razem zakupy, bo trzeba było uzupełniać lodówkę. Długie rozmowy na kanapie, sprzątanie, zabawa z Jisungiem, który uwielbiał przebywać na naszym piętrze. Rozmowy z mamą, czy też odwiedziny rodziców Jeongguka... Naprawdę podobało mi się takie życie. Jednak ciężko było nie zauważyć pewnych minusów tej sytuacji. Jeśli młodszy miał akurat zawirowania hormonów, to musiałem znosić każdy humorek ciężarnego i spełniać jego życzenia w postaci bardzo dziwnych połączeń smaków, czasem nawet obrywając za położoną krzywo poduszkę na kanapie, a przez następną godzinę uspokajać go, zapewniając że nie jestem na niego zły, bo na mnie nakrzyczał. Ale bądźmy szczerzy – to naprawdę niewielka cena za to, że spełnią się nasze marzenia. Zwłaszcza że to Omega miał dużo więcej problemów niż ja. W końcu to on musiał dźwigać ten dodatkowy ciężar w swoim brzuszku i martwić się za siebie i tego szkraba, oraz pilnować odpowiednio bogatej diety, dla prawidłowego rozwoju wilczka. Moją rolą była pomoc, dlatego starałem się dawać z siebie jak najwięcej i grzecznie kiwałem głową i przepraszałem za zostawioną na podłodze skarpetkę. A także scałowywałem każdą łzę, którą uronił w chwilach zwątpienia. Tak powinno być. W końcu kochałem go całym sercem.
Naznaczenie było teoretycznie dniem, w którym takie wspólne życie powinno się dopiero zacząć. Kiedyś, po powrocie z miejsca rytuałów, Omega (lub Beta) wprowadzał się do Alfy, ale od tego już dawno się odeszło. Dlatego na pierwszy rzut oka równonoc niczego nie zmieniała w naszym życiu. Choć tak naprawdę zmieniała wszystko. Teraz szyję Jeongguka będzie do końca życia zdobił ślad pozostawiony przeze mnie, który będzie trzymał z dala wszystkich potencjalnych kandydatów, chcących się do niego zbliżyć. Oczywiście to dawało mu pewną ochronę, ale nie taką stuprocentową. Jednak co najważniejsze – teraz prawnie byliśmy już rodziną, a po powrocie z chatki, czekało nas tylko odwiedzenie urzędu, aby ze strony prawnej, młodszy został wpisany do odpowiedniego rejestru rodzinnego. Tak, w końcu staliśmy się rodziną.
Wracając jednak do poranka – tym razem obudziły mnie drażniące w zamknięte oczy promienie, dlatego przekręciłem się, mrucząc niezadowolony. Jednak zaraz sobie przypomniałem, gdzie i dlaczego jestem, dlatego z uśmiechem otworzyłem oczy. Rozpoznałem izbę, w której poprzedniego wieczora doszło do naznaczenia oraz naszego pierwszego seksu jako partnerów. Jednak brakowało najważniejszego elementu tego obrazka – leżącego obok Jeongguka.
Podniosłem się do siadu i przeciągnąłem, lekko telepiąc z zimna. Wyjście spod kołdry, nie było teraz tym, czego bym pożądał, ale skoro nie widziałem nigdzie mojego ukochanego, to powinienem poszukać go na zewnątrz.
Szybko złapałem za ubrania zostawione w kącie i wciągnąłem je na siebie, by następnie ruszyć w stronę drzwi. A widząc dziwny ślad na klamce, natychmiast poczułem niepokój. Bo krew stanowczo nie powinna się na niej znaleźć.
Otworzyłem drzwi i wyszedłem na zewnątrz. Jednak i tutaj było pusto.
– Jeonggukie! – zawołałem głośno, lecz nie spotkałem się z żadną odpowiedzią. Usłyszałem za to szelest, a następnie śmiech. Śmiech, którego nie znałem, nawet jeżeli sam głos wydawał się znajomy.
Odwróciłem się w tamtą stronę, choć niczego nie zobaczyłem. Śmiech nadal się roznosił. To jednak był mój jedyny trop w tej chwili, dlatego ruszyłem w tamtą stronę. Ale nie zdążyłem zrobić kroku, gdy moją uwagę przykuły kolejne czerwone ślady, tym razem przyozdabiające trawę. I kolejne. I kolejne. I kolejne.
– Jeongguk! – wrzasnąłem ponownie, wbiegając między drzewa, a wtedy do moich uszu dobiegł mrożący krew w żyłach krzyk. Krzyk bólu. Krzyk rozpaczy. Krzyk mojego partnera.
Nawet nie myślałem o tym co robię. Po prostu pędziłem.
Drzewa z każdym krokiem rosły coraz gęściej. Ich korony zaczynały zasłaniać niebo, przez co zdawało się, jakby nagle dzień zamienił się w noc. A ja nadal słyszałem ten krzyk, który powoli już cichł. I zastępowało go wycie.
Nagle ujrzałem coś, przez co serce we mnie prawie umarło. Na powalonym pniu, siedział wielki, brązowy wilk, który wyglądał, jakby szykował się do skoku. Patrzył na mnie swoimi wielkimi oczami. Nawet z tej odległości mogłem ocenić, że jest ode mnie przynajmniej dwa razy większy. Ale nie on był powodem mojego przerażenia. Najstraszniejsze było to, co leżało u jego stóp. Twarz Jeongguka była zastygnięta w wyrazie bólu. Ogromnego bólu, którego nie mógł znieść.
– Jeongguk – wyszeptałem i nie przejmując się w ogóle zwierzęciem, natychmiast ruszyłem w jego stronę, wiedząc że prawdopodobnie zaraz na mnie skoczy.
Nie zdążyłem tam jednak dobiec. Wilk skoczył, ale nie na mnie, lecz na mojego ukochanego i wgryzł się w jego brzuch. Wrzasnąłem, jednocześnie wyjąc z całych sił, próbując go dopaść, ale moje nogi jakby wrosły się w ziemię. Mogłem nimi przebierać, pędzić ile tylko mogłem, ale wcale się do nich nie przybliżałem. Patrzyłem, jak bestia unosi łeb i na moich oczach rozszarpuje jeszcze nienarodzone dziecko.
Jeongguk milczał. Był martwy, co dopiero teraz zrozumiałem. Właśnie patrzyłem, jak umiera dwoje najważniejszych dla mnie osób.
Upadłem na kolana, nie mogąc wytrzymać ogromu tego bólu. Nie byłem nawet w stanie płakać. Ale krzyczałem. Teraz las mógł słyszeć mój skowyt, który prawdopodobnie też za chwilę zostanie urwany.
Wilk się na mnie nie rzucił. Wypuścił z pyska resztę tego, co zostało po naszym maleństwie i uśmiechnął się mściwie. Tak, ten wilk się uśmiechnął. A potem zaczął zmieniać. Kurczył się, a cichy warkot zmienił w śmiech, który już dzisiaj słyszałem. Kobiecy śmiech, który tonem przypominał mi jeden, znajomy głos.
Lee.
Dyrektorka filharmonii stała właśnie nad moim martwym ukochanym oraz rozszarpanym wilczkiem i śmiała się. A ja przestałem krzyczeć. Teraz chciałem ją tylko zabić.
– Hyung?
Już wstałem, aby ją dopaść i rozerwać tę sukę tak, jak ona to zrobiła z tym, co było dla mnie najcenniejsze.
– Hyung?
Zabiję cię.
Zerwałem się z miejsca i z głośnym warkotem, wydobywającym z mojego gardła, rzuciłem w stronę tej morderczyni. I naprawdę o włos nie doprowadziłem do tragedii. Przede mną nie stała Lee, lecz skulony Jeongguk, który obejmował swój brzuch, chroniąc nasze maleństwo. Prawdziwy Jeongguk. Nie część ulotnego snu. A ja właśnie miałem zamiar zrobić mu krzywdę.
W jednej sekundzie odczułem cały wachlarz emocji. Zagubienie. Niepokój. Ulgę. Radość. Przerażenie. Smutek. Wyrzuty sumienia. A wszystko to podsumowało przytulenie, gdy to prawdziwe, ciepłe ciało, znalazło się w moich objęciach, tulone tak mocno, jak byłem w stanie, nie robiąc mu przy tym krzywdy.
Zacząłem skomleć żałośnie, wykazując w ten sposób moją skruchę. Ale Jeongguk żył. To było najważniejsze.
– Miałeś zły sen, hyung? – szepnął zmartwiony chłopak, obejmując mnie i głaszcząc po plecach.
Pierwsza Matko, przecież prawie się na niego rzuciłem. A on się o mnie martwi.
– Tak – zaskomlałem i zacząłem pocierać nosem jego policzek, aby dzięki temu zapewnić go, że nic mu nie grozi i naprawdę nie zrobię mu nic złego. Sam siebie musiałem w tym upewnić. – Nic ci nie jest? Nie zrobiłem ci krzywdy? – zapytałem, odsuwając się trochę, aby móc ucałować kilka przypadkowych miejsc na jego buzi.
Omega uśmiechnął się lekko i przysunął bliżej. Ufność w jego oczach najbardziej mnie w tej chwili uspokajała, choć nadal czułem wyrzuty sumienia.
– Nigdy byś nie zrobił, hyung – zapewnił, a ja chciałem w to wierzyć.
Nigdy bym mu nie zrobił fizycznej krzywdy świadomie. Ale przypadkiem? Tego nie mogłem być pewien.
Przytuliłem mojego partnera i przez chwilę zostałem przy nim, dopóki całkowicie nie ochłonąłem.
Obrazy, które podsuwały mi koszmary, nie chciały zblednąć dobrych kilka minut, więc dopiero, gdy zastąpiłem je innymi myślami, odezwałem się:
– Chyba czas powoli wracać – zauważyłem, odsuwając się w końcu i mając zamiar wstać, abyśmy mogli zacząć się ubierać. Bo cóż, nadal byliśmy nadzy po naszej wieczornej dawce czułości.
Ale Jeonggukie miał najwyraźniej inne plany, wykorzystujące nasz brak ubrań, i przyciągnął mnie za rękę do pocałunku, który skończył się godzinę później, po dwóch orgazmach.
Stanowczo kocham mojego partnera. Jest największym szczęściem, jakie mogłem otrzymać od losu.
Jeongguk:
Nasze życie po naznaczeniu, nie uległo prawie żadnym zmianom. W końcu mieszkaliśmy razem, a dzieciątko było już w drodze. Nie musieliśmy niczego planować, ustalać i o czymkolwiek decydować. Jedynie nasz status różnił się od poprzedniego, a na mojej szyi widniało nieco bolące naznaczenie, którym w pełni zająłem się dopiero po powrocie do domu.
Po nocy spędzonej prawie na łonie natury, dodatkowo będąc w ciąży, potrzebowałem długiego i gorącego prysznica. Tak samo jak wypielęgnowania swojej twarzy oraz wysmarowania mojego brzucha kremem na rozstępy. Bo niestety oprócz zadyszek i standardowych humorków oraz zmęczenia, musiałem walczyć ze zmianami skórnymi. Oczywiście byłem na nie przygotowany, tak samo jak na resztę dolegliwości wywołanych działaniem hormonów, więc po prostu o to dbałem, na razie nie mogąc narzekać na swój wygląd. Szczególnie gdy nadal nie minął okres, podczas którego „błyszczałem", jak nazywał to mój ukochany.
Pod koniec tygodnia, czekała nas pierwsza wspólna wizyta u mojej pani ginekolog. I nie mogłem się tego doczekać, bo miałem coraz więcej obaw związanych z przebiegiem mojej ciąży. Bo w czasie ostatniego tygodnia, a zwłaszcza kilku dni, zauważyłem parę niepokojących zmian, które wiedziałem, że nie powinny się tak szybko pojawić.
Dlatego gdy w piątek jechaliśmy do doktor KaeSun, starałem się ułożyć sobie wszystko w głowie, aby przekazać jej wszelkie obawy. Oczywiście nie mogłem przy tym zignorować mojego stresującego się partnera, swoją pierwszą tego typu wizytą, dlatego kilka minut poświęciłem również jemu, zapewniając że nie ma się czego obawiać, bo pani doktor to bardzo miła kobieta.
Wiedziałem czego się spodziewać po tej wizycie, dobrze znając każdy etap rozwoju dziecka i każde możliwe badania, dopasowane do tygodnia ciąży. Jednak wszystko zachowałem dla siebie, nie chcąc zestresować swojego ukochanego jeszcze bardziej.
Kiedy już znaleźliśmy się pod odpowiednim pokojem, czekając na swoją kolej, tuliłem się do ramienia Jimina, mówiąc mu cicho, że dzisiaj zobaczymy po prostu nasze dzieciątko i nie musi się o nic martwić. Głównie właśnie po to go zabierałem, oprócz chęci posiadania przy sobie tak dużego wsparcia i pokazania mu jak to wszystko wygląda. Ale dzisiaj mogliśmy jeszcze posłuchać bicia serca naszego wilczka, czym najbardziej się cieszyłem.
Bo kilku minutach, przyszła nasza kolej, dlatego zaraz wstaliśmy z krzeseł, by wejść do dobrze znanego mi gabinetu i przywitać się z krótkowłosą panią doktor. Kobietę oczywiście lekko zdziwił widok Jimina, bo przez wszystkie poprzednie wizyty przychodziłem tutaj sam, wspominając jedynie sporadycznie o moim ukochanym.
– Dzień dobry, panie Jeon. I panie...? – zaczęła, patrząc na początku w moją stronę, choć zaraz przeniosła wzrok na Jimina.
– Park. Alfa Jeongguka – przedstawił się, sprawiając w ten sposób, że pani KaeSun podniosła się ze swojego miejsca i ukłoniła wyższemu statusowi, jak na naszą kulturę przystało. Zresztą, hyung nie wyglądał na swój wiek, więc kobieta mogła równie dobrze pomyśleć, że jest dużo starszy.
– Zapraszam – powiedziała tuż po tym, siadając z powrotem na swój fotel i wskazując nam na krzesła przed biurkiem, które zaraz zajęliśmy.
Hyung złapał moją dłoń, jak tylko postawiliśmy pierwszy krok w ich stronę. Nie mogłem się na to nie uśmiechnąć, drugą ręką gładząc ukryty pod grubym swetrem brzuch. Oczywiście miałem na sobie również kurtkę, ale musiałem rozpinać ją podczas siedzenia, dlatego tuż przed gabinetem się rozsunąłem.
– Jak się czujecie, panie Jeon? – usłyszałem, gdy zajęliśmy miejsca, co dało mi możliwość opowiedzenia pani doktor o swoich obawach.
– Mieliśmy lekkie zadyszki na początku tygodnia, ale zdołaliśmy się do nich przyzwyczaić – zacząłem, wiedząc że to na pewno jest normalne, jednak chciałem jest pokazać co nowego pojawiło się w tym tygodniu. Choć zaraz przeszedłem do ważniejszej rzeczy. – Martwi mnie tylko moja waga, pani doktor... Podczas pierwszego miesiąca nie potrafiłem odmawiać sobie słodyczy, ale szybko z tym przestałem. Dlatego nie rozumiem przez co już w czternastym tygodniu przekroczyłem sześćdziesiąt kilo. Staram się nie podjadać... A jeśli już muszę, zawsze ograniczam się do owoców i warzyw... Powinienem jakoś zmodyfikować moją dietę? Jem czegoś za dużo? Lub może powinienem coś sobie odpuścić? – zapytałem na koniec, będąc tym mocno zmartwiony, bo miałem całą rozpiskę mojego przybierania na wadze przez całą ciąży, oczywiście dopasowaną do mojego wzrostu, wyników i wagi. A jednak te cztery kilo więcej pojawiało się za każdym razem, gdy przez ostatnie dwa dni stawałem na wadze.
– Myślę, że najpierw sprawdzimy, co u maluszka, a zaraz będziemy się tym martwić, dobrze? – poprosiła, na co pokiwałem głową, pozwalając jej sprawdzić coś w komputerze, zaraz mogąc przy tym zaobserwować jak uśmiecha się delikatnie. – To już czas, gdy będziemy mogli określić płeć. Chcą ją panowie poznać? – dodała, przenosząc na nas wzrok i czekając na odpowiedź.
Choć zanim do tego przeszedłem, spojrzałem na mocno zdumionego hyunga, który przecież o niczym nie wiedział. O co również zadbałem, nie chcąc pozbawiać go niespodzianki.
– Możemy? Jeonggukie... – Ten błagalny ton i takie samo spojrzenie, patrzące prosto w moje oczy, wywołało mój uśmiech i pogładzenie jego dłoni kciukiem. Bo i tak już wcześniej o tym myślałem i wiedziałem jaka będzie decyzja hyunga.
– Tak. Będziemy mieli czas, aby przygotować pokój – zauważyłem, skupiając się właśnie na tym aspekcie, ponieważ w późniejszym okresie, mogło być mi ciężko z urządzaniem pokoju dla naszego wilczka oraz kupowaniem mu ubranek i wszelkich akcesoriów.
– Zapraszam na badanie – usłyszeliśmy od pani doktor, który zaraz wstała i poszła przygotowywać aparat USG.
Ja również podniosłem się zaraz z miejsca, odkładając torbę na krzesło i zdejmując kurtkę, którą także tam umieściłem, nie dając jej hyungowi, aby mógł w pełni skupić się na dzisiejszym oglądaniu naszego dzieciątka.
Po tych działaniach, przeszedłem jak zwykle na kozetkę, kładąc się na niej i rozpinając sweterek. Starałem się, aby wszystko było naprawdę luźne, dlatego żadna warstwa ubrania się na mnie nie opinała, zapewniając pełen komfort.
A kiedy zdołałem już odkryć mój dobrze widoczny brzuszek, uśmiechnąłem się, nie mogąc powstrzymać przed pogładzeniem fragmentu skóry. Choć zaraz umożliwiłem już pani KaeSun naniesienie na niego żelu i rozpoczęcie sunięcia głowicą po wysmarowanym miejscu.
Kobieta chwilę przyglądała się obrazowi na ekranie aparatu USG, uśmiechając się i na pewno szukając odpowiedniego kąta, pod którym zobaczy nasze dzieciątko. A ja starałem się przyzwyczaić do chłodnego żelu, przyglądając głowicy i również nadal delikatnie uśmiechając.
– Kogo byście woleli, panowie? Tata chyba bardziej synka? – zapytała, sprawiając w ten sposób, że moje oczy od razu przeniosły się na szczerzącego ukochanego, któremu na pewno podpasował ten pomysł. Syn, do tego Alfa, byłby dla niego najlepszym potomkiem. Dobrze o tym wiedziałem i miałem zamiar spełnić jego marzenie. Jak nie przy tej ciąży, to następnej.
– Z córki też będę zadowolony – przyznał, naprawdę uszczęśliwiając moje serce taką odpowiedzią.
Zabrałem jedną rękę z boku swojego brzucha i sięgnąłem po dłoń Jimina, aby złączyć nasze palce i posłać mu delikatny uśmiech, pełen wdzięczności i na pewno też dobrze widocznej miłości. Bo patrząc na niego, a zwłaszcza dotykając go, zawsze towarzyszyły mi te same, pozytywne emocje, wymalowane na mojej twarzy.
– Najpierw córeczka. A następny synek? – zaproponowałem, przypominając o mojej szczerej chęci posiadania większej ilości dzieci.
Jednak hyung nie zdołał na to odpowiedzieć, bo pani KaeSun postanowiła nas o czym uświadomić.
– Obawiam się, że będzie pan musiał poczekać, panie Jeon. Póki co mamy tu dwóch słodkich chłopczyków – oznajmiła, manewrując lekko głowicą na moim brzuchu i przekręcając już aparat USG w naszą stronę, aby pokazać co ma na myśli.
A widząc lekko rozmazane, choć nadal widoczne dwa małe wilczki, poruszające się odrobinę, aż uniosłem się na łokciach, nie dowierzając w taką wiadomość.
– Dwóch? – Jimin jako pierwszy wyraził swoje zaskoczenie. Jednak oczywiście zaraz do niego z tym dołączyłem.
– Dwóch, pani doktor?
Ale przecież... to nie powinno być wcześniej wykryte? I... dwa wilczki? Nie jeden, tylko dwa...? Ojej...
– Podejrzewałam to, bo na pierwszym zdjęciu było już widać. Ale czasem dzieje się tak, że jedno dziecko znika i jeśli powie się Omedze zbyt szybko, są potem smutne. Ale tutaj mamy właśnie powód dodatkowych kilogramów. Po prostu nosi pan pod sercem dwa mniejsze – wyjaśniła wszystko pani doktor, jeszcze raz przyglądając się temu, co widniało na ekranie.
– Dwa? – Do hyunga, tak samo jak do mnie, nadal to nie dotarło. I potrzebowałem jeszcze chwili, aby przyzwyczaić się do tej informacji. Zdecydowanie radosnej informacji.
– Dwójka synów... – wyszeptałem do siebie, uśmiechając się delikatnie i przenosząc dłonie na brzegi brzuszka, w którym rozwijały się te dwa skarby. Nasze dwa największe skarby i szczęścia, którym zapewnimy dużo miłości i opieki. – Możemy posłuchać bicia ich serc, pani KaeSun? – dodałem, nie potrafiąc przestać się uśmiechać, bo po tej wiadomości, nie mogłem się już doczekać, aż będę ich trzymał w swoich ramionach i tulił do siebie, będąc przy tym obejmowany przez mojego ukochanego.
– Oczywiście. Tylko momencik, jeszcze obejrzymy te aniołki – odpowiedziała pani doktor, wylewając jeszcze trochę żelu na moją skórę, aby móc krążyć głowicą aparatu również po innych częściach mojego brzucha.
Razem z moim ukochanym, mogliśmy wysłuchać opisu rozwoju naszych dzieci, oglądając poszczególne partie ich rosnących dopiero ciałek. Każdy ich ruch wywoływał mój uśmiech, a zapewnienia pani doktor o tym, że na razie wszystko jest z nimi w porządku, uszczęśliwiały moje zmartwione serce.
Dodatkowo, kiedy już obejrzeliśmy maluszki i mogliśmy być pewni, że zdrowo się rozwijają, pani KaeSun umożliwiła nam posłuchanie pracy ich serduszek. Było to dla mnie tak ogromne przeżycie, aby to moje przyspieszyło swoje bicie, gdy dłonie przytulały rękę ukochanego do twarzy, nie mogąc nacieszyć się tym dźwiękiem.
Pani doktor pozwoliła nam posłuchać go tak długo, jak tego chcieliśmy. A kiedy już podziękowałem jej za wszystko i mogłem wyczyścić swój brzuch z żelu, przeszedłem z powrotem na krzesło, ubierając się powoli.
– Chyba musimy zmienić tę dietę, panie Jeon. Musi pan jeść za waszą trójkę – oznajmiła, wywołując we mnie tymi słowami jeszcze więcej radości.
– Dla moich skarbów jestem w stanie zrobić wszystko – przyznałem, głaszcząc jedną dłonią swój brzuch, gdy drugą trzymałem już rękę Jimina, posyłając mu kolejny szeroki uśmiech.
Oczywiście wysłuchaliśmy wszelkich zaleceń pani KaeSun, dowiadując się również, że niestety zostanę odesłany do innej pani doktor, która bardziej specjalizuje się w ciążach mnogich. Trochę mnie to zaskoczyło i zasmuciło, ale wiedziałem, że muszę się przyzwyczajać do obcych lekarzy i obcych ludzi, którzy będą się mną opiekować. Czy to w szpitalu przed i po porodzie, czy też na wizytach jeszcze przed nim.
W drodze do domu, mogliśmy na spokojnie przyjąć tę wiadomość, oswajając się z nią w ciszy, której zdecydowanie potrzebowaliśmy na przemyślenie tego wszystkiego. Dopiero gdy znaleźliśmy się już na swoim piętrze, a hyung zabrał mnie na kanapę, kładąc na niej, mogłem obserwować jak z uśmiechem podwija mój sweterek i bluzkę, tuląc się do brzucha i zaraz zaczynając pocierać go nosem. Nie potrafiłem przestać się uśmiechać przez taki gest, nie mogąc napatrzeć na ten cudowny widok mojego ukochanego partnera, cieszącego się z naszych maleństw. Choć już za kilka miesięcy, będę mógł oglądać jak trzyma je w swoich ramionach, radując w ten sposób moje serce jeszcze bardziej. Bo zdrowa i szczęśliwa rodzina, nadal była moim priorytetem w życiu. I to na pewno nigdy się nie zmieni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top