20 - Shaky thought

Znów nieco krótszy rozdział, bo inaczej wyszedłby jakiś kolos xd

3100 ;)

~~~~~~~~~




Jimin:

Nie wiem, czy to możliwe, ale miałem wrażenie, że z każdym dniem kocham mojego Omegę coraz bardziej. Gdy budziłem się rano i widziałem jego lekko skulone ciałko, miałem ochotę zostać przy nim przez resztę dnia i tulić do siebie. Gdy stał w kuchni, musiałem podejść i otoczyć go rękoma, kładąc dłonie na malutki brzuszek, ciesząc się z naszego rozwijającego się malucha. Wieczorem nie mogłem nacieszyć się przez trzymanie go w ramionach, kolejny raz w ciągu dnia skradając mu pocałunki, które czasem zamieniały się w kolejny stosunek. Choć z początku bałem się trochę, czy przypadkiem nie zaszkodzę naszemu wilczkowi, to Jeonggukie był pewny swojego i naprawdę chciał się kochać, dlatego niczego mu nie odmawiałem.

I choć moja rodzina wiedziała już o moim Omedze, podobnie jak przyjaciele, to pomyślałem, że mojemu najlepszemu kumplowi też wypada w końcu powiedzieć o tym, że zostanę ojcem. Dlatego zadzwoniłem do Hoseoka, proponując mu odwiedzenie naszego domu, wpadając na obiad w najbliższym czasie. Chłopak poprosił o możliwość skonsultowania tego i godzinę później ustalaliśmy konkretny termin jego wizyty. Mocno mnie zaskoczył, gdy oznajmił, że chciałby przyjść ze swoją Omegą. Skubany słowem mi wcześniej nie pisnął o tym, że kogoś ma, ale bez problemu się na to zgodziłem. W końcu Hoseok nie związałby się z byle kim, więc na pewno miło będzie powitać jego wybrankę bądź wybranka.

Jeonggukie również ucieszył się na tę dodatkową osobę w naszym gronie i obiecał postarać się w kuchni o coś naprawdę pysznego. Choć jak dla mnie, nie musiał się starać, bo wszystko co robił, było niesamowicie pyszne. Nawet zacząłem się obawiać, że jeśli nie będę regularnie ćwiczył, to mój ukochany wprowadzi mnie w stan ciąży spożywczej. Ale co mogłem poradzić, że był mistrzem w kuchni?

Oczywiście gdy przyszło co do czego, starałem się mu pomóc, nauczony jeszcze za szczeniaka, że nawet jeśli Omega doskonale sobie radzi, to nie znaczy, że ja mam siedzieć z założonymi rękami i czekać na jej usługi. Robiłem więc ile mogłem, nie chcąc niczego zepsuć, bo Jeongguk już się przekonał, że potrafię przypalić nawet kanapkę. No po prostu położyłem ją zamiast na talerzu, to na patelni, pod którą zapomniałem wyłączyć palnik i poszedłem do toalety... A potem zamiast kanapki, miałem kupkę węgla, smród i trochę dymu. Dlatego pomagałem w takich rzeczach jak krojenie warzyw czy mięsa. Tyle potrafiłem nie spaprać.

Hoseok wiedział w jaki sposób wejść do naszego domu, więc nawet się nie kłopotałem, aby zejść mu otworzyć. W pewnym momencie po prostu usłyszeliśmy, jak winda, z której korzystamy, oznajmia że zjeżdża na pierwsze piętro, więc szybko podszedłem do ukochanego i przytuliłem go, dając buziaka, by się nie stresował tym spotkaniem. W końcu ma być ono miłe. Co może pójść nie tak?

Ładny, trochę za wielki biały golf i spodnie, nieuciskające brzuszka, wyglądały na młodszym naprawdę świetnie. Nie potrzebował żadnych nie wiadomo jak wymyślnych strojów, by w moich oczach zawsze wyglądać doskonale.

Wytarł teraz ręce w ścierkę, po czym delikatnie przekręcił głowę w moją stronę, uśmiechając się promiennie.

– Nie pachnę zbyt intensywnie? Może powinienem czegoś użyć? – zapytał, trochę zmartwiony tym tematem, o czym już mi wcześniej wspominał. Przez ciążę Omegi wydzielały dużo mocniejszy zapach, które mają jakąś właściwość niezachęcającą obcych Alf do rzucenia się na niego. To tak jakby po prostu wysyłał informacje, że jest brzemienny i nie należy się nim interesować.

– Nie, kochanie. Jest idealnie – uznałem, bo dla mnie, jako ojca dziecka, ten zapach był jeszcze przyjemniejszy, więc nie mogłem sobie darować możliwości upajania się nim.

Dałem mu jeszcze szybkiego całusa, bo akurat dźwięk windy oznajmił nam przybycie gości. Odwróciłem się w tamtą stronę i mina momentalnie mi zrzedła. Z windy wyszedł roześmiany Hoseok, ale to nie jego widok przyciągał mój wzrok. Bo tuż za nim wszedł nie kto inny jak Taehyung we własnej osobie.

Momentalnie przesunąłem się delikatnie, aby zasłonić ukochanego, doskonale pamiętając, co się stało przy ich ostatnim spotkaniu. Nawet jeśli mnie przy tym nie było.

– Cześć! – przywitał się radośnie mój przyjaciel, ale mój wzrok utkwiony był we wrogu, który przewrócił oczami na moją postawę.

– Niespodzianka, Park. Twój najlepszy przyjaciel ma więcej rozumu od ciebie – stwierdził na powitanie Taehyung, obejmując Hoseoka, aby móc się do niego przytulić, na co chłopak od razu zareagował, przyciągając go do siebie.

No cóż, recykling pełną gębą.

Poczułem, jak Jeonggukie trochę się przesuwa, aby było go widać i ukłonił się grzecznie. Gdybym wiedział, na jaki stres go narażam zaproszeniem tutaj mojego przyjaciela, w życiu bym na to nie pozwolił. Widocznie w ostatnich dniach było zbyt spokojnie.

– Miło że przyszliście. Siadajcie – poprosił mój Omega, zaraz uciekając do blatu, gdzie przygotowane miseczki i talerze czekały, aż nałożymy na nie jedzenie.

– Wiem, że to dla ciebie niemiła niespodzianka, Jimin, ale chciałem, abyś wiedział – wyjaśnił spokojnie Hoseok, aż za dobrze wiedząc, jakie wyzwiska kieruję teraz w myślach w jego stronę. A jego przepraszający uśmieszek, na pewno w niczym mu nie pomoże. – Co tak pięknie pachnie? Sam gotowałeś, Jeongguk? – zagadnął, kierując się w stronę stołu z Taehyungiem, którego ciągle śledziłem wzrokiem, gotów rozszarpać mu gardło, jeśli spróbuje w jakikolwiek sposób zranić mojego ukochanego. Był na tyle bezczelny, by w odpowiedzi posyłać mi milutki uśmiech, który aż ociekał jadem.

– Oczywiście, hyung – zapewnił Jeonggukie. – I zdecydowałem się dzisiaj na dania, które wszystkich zadowolą.

– Dla mnie wystarczy samo mięso – zapewnił mój przyjaciel, aż podskakując w miejscu z radości. Jemu naprawdę niewiele trzeba do szczęścia. Zresztą, widać to nawet po tym, z kim się umawia.

Aby trochę ochłonąć, odwróciłem się od gości i ruszyłem do blatu, by pomóc w nakładaniu dań do miseczek i na talerze.

– Wszystko w porządku? – szepnąłem, zmartwiony tym, co musi teraz czuć mój cudowny aniołek, musząc przebywać z moim eks, który w dodatku go zaatakował.

Ucałowałem płatek jego ucha, chcąc go trochę podnieść na duchu.

– Yhym. Nie dam się już skrzywdzić, nie martw się, hyung – zapewnił cicho, posyłając mi niewielki uśmiech, który chyba niekoniecznie mnie uspokoił.

Powoli zaczęliśmy przenosić wszystkie dania, zastawiając tym samym stół przeróżnymi pysznościami. A w końcu usiedliśmy naprzeciwko gości. Choć przez chwilę się wahałem, który z nas powinien usiąść naprzeciwko Taehyunga. Jednak to Jeonggukie jako pierwszy zajął to miejsce, a ja nie chciałem go prosić o zmianę, by nie dawać bezczelnemu Omedze możliwości dogryzania nam.

Hoseok zabrał już ręce od chłopaka, zacierając je na widok potraw.

– Ale pyszności – stwierdził, zaczynając nakładać sobie wszystko, co zawierało mięso, a przy okazji dorzucał rzeczy do miseczki Taehyunga. Siłą rzeczy wiedziałem, że te jego ulubione, jednak zająłem się własną porcją, nabierając tego, na co miałem ochotę.

Nawet nie próbowałem naśladować zachowania przyjaciela, po pierwsze wiedząc, że nie mamy ze sobą teraz rywalizować o to, kto lepiej zajmuje się swoją Omegą. A po drugie mój ukochany potrafił trzy razy na minutę zmienić zdanie na temat tego, co chce zjeść.

– Mam nadzieję, że wszystkim będzie smakowało – powiedział Jeonggukie z radosnym uśmiechem, grzecznie jedząc, a ja, aby nie dawać możliwości zabrania głosu Taehyungowi, zacząłem temat pracy, który mogłem kontynuować z Hoseokiem. Chłopak stwierdził, że słyszał jakieś plotki na temat zmiany, jaka czeka naszą firmę, bo mam ją przejąć szybciej niż zakładano. A ja z dumą mogłem potwierdzić te informacje. Powiedziałem wprost, jak do tego doszło, upajając się wręcz tym, jak udało mi się załatwić ojca. I choć czułem, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, to byłem gotowy na każdą ewentualność, jaką zaplanował. Mój nieoceniony prawnik mi to gwarantował.

Po przepysznym posiłku, pomogłem młodszemu pozanosić brudne naczynia do zmywarki, po czym usiadłem z przyjacielem i Taehyungiem na kanapie. Mój Omega przyniósł nam kawy i herbaty, abyśmy mogli spędzić jeszcze trochę czasu razem. Choć jak dla mnie mogliby już wyjść.

– Nie będziemy długo siedzieć, skoro wyraźnie czuć, że przeszkadzamy – stwierdził Hoseok, gdy Jeonggukie zajął przy mnie miejsce, a moje ręka otoczyła jego pas, aby przysunąć bliżej mnie.

– Gdyby chodziło o to, co masz teraz w głowie, zboczeńcu jeden, to już dawno byś stąd wyleciał – poinformowałem go, widząc w tym doskonałą okazję do podzielenia się z nim naszą radością. – Zaprosiłem cię nie tylko po to, żebyś lepiej poznał mojego Omegę, ale chcieliśmy podzielić się z tobą dobrą nowiną – oznajmiłem, zerkając na mojego ukochanego, który zarumienił się lekko. – Jeonggukie nosi pod sercem małego wilczka.

Ta informacja sprawiła, że szczęka Hoseoka opadła. Jeongguk szczęśliwy wtulił się w mój bok, dając tym samym wyraz temu, jak bardzo jest szczęśliwy. Oczywiście tę chwilę musiał zepsuć Kim.

– Wow. Wow. Jesteś szybki, Park – prychnął, na co miałem ochotę rzucić w niego kubkiem.

– Prawda – przytaknął z wyszczerzem Hobi, ale jego uwaga nie była podyktowana złośliwością. – Gratuluję! Musimy to opić!

– Umówimy się na to – obiecałem, wiedząc że alkohol w tej chwili nie jest najlepszym pomysłem, jeśli Taehyung chce stąd wyjść w jednym kawałku, a ja mam nie stracić przyjaciela. – Tak, trochę szybciej niż planowaliśmy, to prawda, ale obaj jesteśmy z tego powodu szczęśliwi – wyjaśniłem, patrząc na Kima, po czym znów spojrzałem na niebieskookiego Omegę.

– Zaklepuję wózek! Wujek Hobi taką maluchowi brykę załatwi, że inne wilki zawyją z wrażenia.

Nawet mi zachciało się śmiać na tę uwagę, ale pomimo dalszego słowotoku Junga, usłyszałem jeszcze, jak Taehyung mówi: „Czyli wpadka", na co posłałem mu mordercze spojrzenie.

– Dziękujemy, hyung, to bardzo miłe z twojej strony – zapewnił Jeongguk, ciesząc się przez tę żywą i radosną reakcję Hoseoka. Dlatego miałem nadzieję, że te słowa do niego nie doleciały. Bo nawet jeśli nasze maleństwo nie miało się zbyt szybko pojawić, to dla nas był po prostu największym skarbem.


Jeongguk:

Stawienie czoła demonom przeszłości, nawet jeśli niedalekiej, trochę mnie stresowało. Naprawdę nie spodziewałem się, że Omegą najlepszego przyjaciela Jimina, okaże się jego były, czyli Kim Taehyung. Ten sam Kim Taehyung, który kilka miesięcy wcześniej zaatakował mnie w cukierni. Nie mogłem zapomnieć o tym zdarzeniu, bo należało ono do jednego z tych przykrych, przez co od jego wejścia, starałem się nie dawać żadnym negatywnym emocjom, które w głównej mierze były dyktowane hormonami. Ten jedenasty tydzień ciąży był naprawdę nietypowym okresem, podczas którego byłem skłonny uszkodzić Taehyunga jeśli tylko by się do mnie zbliżył. Mogłem również zaobserwować jak z każdym dniem, nie tylko mój charakter się nieco wyostrza, pozwalając mi w ten sposób chronić nasze dziecko. Nie rozumiałem do końca jak mój organizm teraz funkcjonuje, ale oprócz częstych zmian decyzji, głównie dotyczących jedzenia, ubrań lub zwykłego uczesania, czasami wydawałem się po prostu ładniejszy. Intensywny zapach, który wydzielało moje ciało, jak najbardziej był wytłumaczalny, jednak za zmiany w wyglądzie, mogłem jedynie dziękować, mając nadzieję, że będą trwać jak najdłużej. Na szczęście nie przybierałem już zbyt dużo na wadze, bo masa mojego ciała wahała się ciągle między pięćdziesięcioma siedmioma a pięćdziesięcioma ośmioma kilogramami. I była w tym okresie jak najbardziej odpowiednia, czego dowiedziałem się nie tylko od mamy, a również od doktor KaeSun, z którą konsultowałem się telefonicznie.

Brzuszek również odrobinę mi urósł, podkreślając że rozwija się we mnie mały wilczek. Choć nadal nie był widoczny na pierwszy rzut oka i tylko po zobaczeniu go pod odpowiednim kątem, wiadomo było, że to nie od przejedzenia lub przytycia. Uwielbiałem na niego patrzeć, głaskać go i czasem też coś do niego mówić, nawet jeśli w tym tygodniu dzieciątko nadal nie mogło mnie usłyszeć.

I nawet teraz, kiedy Hoseok zaczął nam mówić o swojej przyszłej roli wujka, którą chciał pełnić jak najlepiej, moja dłoń spoczywała na brzuchu, gładząc go kciukiem przez materiał golfu. Widziałem kątem oka, jak Taehyung, trochę znudzony, popija zieloną herbatę. Byłem w stu procentach pewien, że nie odpuści sobie swoich złośliwości i niestety miałem rację, bo zdążył już powiedzieć kilka krzywdzących słów, którymi co prawda starałem się nie przejmować. Po raz kolejny zresztą. I od kolejnej osoby.

– Wyhamuj, Hoseok, zamęczysz mi dziecko. O własne się postaraj. – Uspokoił go w końcu Jimin, niestety zaraz uruchamiając w ten sposób swojego niemiłego, byłego Omegę. Taehyung w ogóle nie szanował Hoseoka jako swojego Alfy, skoro postanowił odpowiedzieć na stwierdzenie skierowane prosto w jego stronę.

– Potrafimy być ostrożni i nie marnować sobie młodości, Park. Teraz dzieci i tak rodzą się przez wpadki albo słabe Omegi, które nie potrafią się bronić. A skoro ja nigdy nie zaliczę się do żadnej kategorii, cóż... powodzenia Park w niańczeniu dzieciaka. Hyung, możesz przychodzić i mu w tym pomagać – stwierdził blondyn, chyba chcąc w ten sposób podkreślić, że nie ma zamiaru posiadać na razie dzieci. Lub w ogóle? Za mało go znałem, aby wyciągać takie wnioski, ale tak to zabrzmiało.

Mój Alfa zawarczał na te słowa, przysuwając mnie mocniej do swojego boku, abym mógł się czuć bezpiecznie w tej sytuacji. A moja determinacja i bliskość Jimina, pomogła mi nie zagłębiać się w inne znaczenia tych słów.

– Ależ kochanie. – Hoseok jednak skupił się tylko na jednej części wypowiedzi Taehyunga, przytulając go i patrząc na niego lekko rozanielonym spojrzeniem. – Przecież wiesz, że najbardziej uwielbiam spędzać czas z tobą – oznajmił mu, przysuwając nos do policzka Omegi, aby go po nim pomiziać, na pewno przenosząc w ten sposób swój zapach na ciało chłopaka.

– No cóż, może to i lepiej, że niektóre Omegi nie zamierzają się rozmnażać. Mniej zła będzie chodzić po świecie – usłyszałem nagle od mojego Alfy, nie spodziewając się, że postanowi aż tak się odgryźć. A jego słowa oderwały Taehyunga od głaskania karku Hoseoka i uśmiechania się do swojego ukochanego, aby mordercze spojrzenie Omegi wylądowało na Jiminie.

– Lepiej by było, gdyby niektóre Omegi nie zachodziły w ciążę, aby nie rodzić kolejnych ofiar losu, niemogących poradzić sobie w życiu bez Alfy. Następnym razem się zabezpieczajcie, Jeonggukie – powiedział, przy ostatnim zdaniu patrząc prosto na mnie i specjalnie mówiąc to w bardzo przesłodzony sposób, co sprawiło, że moje ciało samo zmusiło moją rękę do zaciśnięcia się w pięść. Nie chciałem się jednak denerwować, na pewno nie będąc w stanie go uderzyć, dopóki sam by mnie nie zaatakował. Ale ta wzmianka o „ofiarach losu" i „niezachodzeniu w ciążę", aż za bardzo zaczęła podnosić mi ciśnienie. Bo nawet jeśli nie planowaliśmy tego dziecka i naprawdę była to „wpadka", jak Taehyung to określił, będę potrafił zapewnić mu wszystko, czego będzie potrzebowało i codziennie obdarzać miłością. Razem z moim ukochanym. I nie miałem zamiaru tłumaczyć tego Taehyungowi.

– Hoseok, spotkamy się w przyszłym tygodniu, co ty na to? – Jimin słusznie zaproponował, wiedząc do czego zmierza ta rozmowa. Bo może on też się hamował, nie potrafiąc już znieść obecności swojego byłego.

– Jasne. Będziemy się już zbierać – odpowiedział na to Hoseok, dobrze interpretując słowa mojego ukochanego, bo zapewne też zauważył, że Taehyung powoli przekracza granicę. – Chodź, kochanie. Pojedziemy jeszcze na małe zakupy – dodał, wstając i wywołując swoimi słowami uśmiech u Omegi. Ale z tego co pamiętałem, to było ulubione zajęcie Taehyunga, więc nic dziwnego.

Pożegnaliśmy już naszych gości, a ja po raz kolejny podziękowałem im za odwiedziny, machając dłonią aż nie weszli do windy i nie zaczęli zjeżdżać w dół. Jimin warknął głośno, jak tylko zostaliśmy sami, przez co wzdrygnąłem się lekko, po prostu tego nie spodziewając. Zwłaszcza gdy w naszym salonie, połączonym z kuchnią, panowała całkowita cisza.

– Gdybym wiedział... Hoseok dostanie opierdol wszechczasów – stwierdził, na co starałem się posłać mu niewielki uśmiech, który miał podkreślić moje słowa:

– Jest w porządku, hyung – zapewniłem, a przynajmniej starałem się to zrobić, bo mimo wszystko nic mi się nie stało. Taehyung zranił mnie tylko słowami... choć te potrafiły czasami zadawać więcej cierpienia niż ból fizyczny.

Starałem się przejść już do posprzątania wszystkich szklanek po napojach, aby czymkolwiek zająć i nie myśleć o tym, co usłyszałem. Jednak hyung objął mnie w połowie drogi do kanapy, nie pozwalając postawić już żadnego kroku.

– Później. Teraz ja potrzebuję mojego Omegi – oznajmił, prawie szeptem, bo pochylił się tak, aby opierać swoim czołem o moje, mogąc w ten sposób patrzeć mi prosto w oczy. Jego ręce spoczywały na moich biodrach, a te dwa gesty sprawiły, że sam się do niego przysunąłem, będąc wdzięczny, że tak po tym wszystkim zareagował. – Nie przejmuj się tym głupim gadaniem. Planowane, czy nie – i tak będziemy kochać naszego malucha. A poza tym jesteś cudownym Omegą i nie chcę żadnego innego – dodał, wywołując tym mój lekki, choć tym razem szczery uśmiech, bo cieszyłem się, że nawet po tylu miesiącach, on nadal zapewniał mnie o takich rzeczach.

– Cały czas o tym pamiętam, hyung. I nigdy nie zapomnę o twoich słowach, ale... – Urwałem, spuszczając na chwilę wzrok, gdy znów przypomniałem sobie każdą sytuację, podobną do dzisiejszej rozmowy z Taehyungiem. Przymknąłem przez to oczy, zaciskając też lekko wargi, starając się zebrać w sobie siłę, aby móc kontynuować. – Kiedy słyszę na każdym kroku, że to za wcześnie, że nie damy sobie rady, lub że to zwykła wpadka, czasami... nie potrafię zignorować takich słów i one na długo zostają w mojej głowie – przyznałem, znów otwierając oczy i powoli przekładając dłonie na ramiona Jimina, aby szczególnie w tej chwili, nie odsuwał się ode mnie.

– Na pewno damy sobie radę. Wiesz dlaczego? Bo obaj o tym marzyliśmy – przypomniał, jak zawsze używając lepszego argumentu od wszystkich ludzi przeciwnych tej ciąży, co powoli zaczynało mnie odciągać od niepotrzebnych zmartwień. – Oczywiście rozsądniej byłoby, gdybyśmy postarali się o maluszka, kiedy cała sytuacja już się unormuje, ale dzięki temu ten wilczek będzie z nami jeszcze szybciej. Już za kilka tygodni cię naznaczę, a za kilka miesięcy przejmę firmę i nie będzie już żadnych problemów oprócz tego, że będę musiał biegać z workiem pełnym zużytych pampersów, do kosza na zewnątrz – stwierdził, uśmiechając się szeroko i choć na chwilę mnie rozweselając, bo taki scenariusz był zarazem piękny, ale i trochę okrutny, dla mojego ukochanego oczywiście. – Niczym nie będziesz musiał się martwić. Nikt nam nie zagrozi. Nie pozwolę, by ktokolwiek zniszczył naszą rodzinę – zapewnił, mówiąc to znów nieco ciszej i przekładając jedną z ciepłych dłoni na mój policzek.

Przez moment mogłem po prostu cieszyć się tą chwilą, wtulając początkowo w jego rękę. Choć zaraz przeniosłem się w jego ramiona, bo potrzebowałem jeszcze więcej bliskości, aby podzielić się z nim wszystkimi moimi obawami.

– Boję się, hyung. Nadal tak wielu rzeczy się obawiam – zacząłem cicho, robiąc wszystko co w mojej mocy, aby mój głos nie zadrżał, a łzy nie zaczęły formować się pod moimi zamkniętymi powiekami. Bo wtedy na pewno nie będę w stanie przekazać mu tych słów. – Sytuacji z twoim tatą, pani Lee, konsekwencji brania antykoncepcji... Jeśli nasze dziecko na tym ucierpiało... Boję się tego, hyung – wyszeptałem, nadal nie mogąc pozbyć się tej myśli. Zwłaszcza tej myśli. Miewałem przez to koszmary, z których na szczęście budziłem się tylko z szybko bijącym sercem, dzięki czemu mogłem po prostu wtulić znów w hyunga i pójść dalej spać. W końcu mieliśmy teraz na głowie ważniejsze sprawy i musiałem jedynie czekać na to, co powie mi moja pani ginekolog przy następnych wizytach.

– Nie ma się co martwić na zapas. Na razie musimy zająć się tym, co tu i teraz – stwierdził słusznie mój ukochany, zaraz postanawiając poruszyć inny temat, aby nie skupiać się tylko na naszych problemach. – A czy na następną wizytę u pani doktor, mogę pójść z tobą?

– Oczywiście, hyung – zapewniłem, usiłując się rozweselić, bo ten wątek uwielbiałem poruszać, chcąc już od jakiegoś czasu zabrać ze sobą mojego Alfę na wizytę. – Obejrzysz naszego wilczka na żywo, a nie tylko na zdjęciach. – Ucieszyłem się, odsuwając na chwilę, aby unieść na palcach i dać mu całusa.

Wymieniliśmy się w końcu szczęśliwymi uśmiechami, które od początku starały się zatrzeć wszelkie problemy, których nie byliśmy w stanie się pozbyć. Jednak miałem nadzieję, że już za kilka tygodni usłyszę od pani doktor wiadomość, że nasze dzieciątko jest zdrowe, co teraz było moim priorytetem, na równi ze zdrowiem moim i hyunga.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top