18 - Hanging on
Pan z FBI wyłączał mi ssbts, żebym wstawiła rozdział, więc jest!
7000 ;)
~~~~~~~~~~
Jimin:
Czułem się źle sam ze sobą przez to, jak zachowałem się w stosunku do mojego ukochanego. Znowu. Z jednej strony naprawdę nie chciałem go dodatkowo zamęczać problemem, jakim była walka z Lee, a z drugiej, gdybym naprawdę przegrał... Aż nie chciałem o tym myśleć. Dobrze, że miałem na tyle mądrego brata, by rozwiązał tę sprawę bardziej pokojowo. Choć nadal obawiałem się, że kobieta może zechcieć ingerować w nasze życie. Liczyłem jednak na to, że jej pozycja społeczna nie pozwoli na takie wybryki. W końcu doskonale wiedziała, że złamanie prawa wiąże się z bardzo niemiłymi konsekwencjami. Nawet jeśli było ono stworzono tak, aby Alfy miały cholernie dużo przywilejów, to jednak i nas dosięgała sprawiedliwość, gdy sytuacja tego wymagała.
Odniesione przeze mnie obrażenia, nie były szczególnie groźne. Nawet usztywniona ręka, nie dawała o sobie jakoś szczególnie znać. Dzięki temu mogłem wrócić do pracy i nadal udawać, że wszystko jest w porządku. Choć gdy zdarzało mi się spotykać ojca w biurze, kłaniałem się jedynie i szedłem dalej bez słowa, nie mając zamiaru wdawać się w dyskusje, zwłaszcza przy współpracownikach. Do niczego byśmy w ten sposób nie doszli, jedynie niszcząc długo budowany wizerunek. Dlatego z wszelkimi działaniami, związanymi z możliwością powrotu do domu, na razie czekałem, zbierając powoli potrzebne mi informacje.
Poprzedniego dnia Jeonggukie wspominał mi, że musi pojechać do lekarza ze względu na problemy, które zauważyliśmy obaj z jego zdrowiem. Obawiałem się, iż mogą być one spowodowane zbyt dużym stresem, przez który chłopak przechodził, więc oczywiście podwiozłem go z rana do przychodni, po czym udałem się do pracy na kilka godzin. A gdy wróciłem do mieszkania, szczęśliwy z możliwości spędzenia czasu z ukochanym, ruszyłem do kuchni, gdzie zazwyczaj się kręcił, szykując dla nas obiad.
Tym razem pomieszczenie było jednak puste, ale szybko wyłapałem cichy płacz, więc kierowany tym dźwiękiem, ruszyłem do sypialni, skąd dobiegał. Zaskoczony poszedłem prosto do gniazda, w którym Jeonggukie zwinął się w kulkę, przykrywając ubraniami. Dlatego usiadłem obok zawiniątka i zacząłem gładzić go przez materiał.
– Moje słodkości... Co się stało? – zapytałem, zmartwiony jego stanem.
Omega podniósł na chwilę głowę, a patrząc na mnie wybuchnął jeszcze większym płaczem, trochę mnie tym strasząc. Bo cóż mogło wywołać taki atak paniki?
Chłopak zacisnął pięści na wielkim swetrze, który go otulał, i przysunął się bliżej mnie. Przygarnąłem go i przytuliłem, chcąc zapewnić poczucie bezpieczeństwa. Dodatkowo wsunąłem się do tego legowiska, gdzie było jeszcze więcej mojego zapachu, aby czuł się maksymalnie komfortowo.
– Jeonggukie, czy jakieś wyniki są złe? Na coś zachorowałeś? – próbowałem zgadnąć, wnioskując po tym, co miało dzisiaj miejsce.
Jednak jego odpowiedź była przecząca, co oznajmił pokręceniem głową i chwilę jeszcze próbował się uspokoić, usiłując wyrównać oddech. A ja dałem mu tyle czasu, ile potrzebował, nawet jeśli moje serce przyspieszyło rytm przez niepokój.
– Będziemy mieli dziecko, hyung – wyjaśnił cicho, zaraz po tym ponownie wybuchając.
Zwinął się w kulkę w moich ramionach, a ja na chwilę po prostu zgłupiałem.
– My? Dziecko? – zapytałem, naprawdę zdumiony tym faktem. Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi. Jeonggukie brał przecież tabletki. W dodatku często, choć nie zawsze, używałem prezerwatywy, więc to nie powinno się zdarzyć. Ale najwidoczniej moje plemniki wiedziały lepiej ode mnie, czego chcą. – Moje kochanie – szepnąłem, przyciągając go tak, by móc złożyć na włosach młodszego kilka pocałunków. – Kochanie, spójrz na mnie – poprosiłem, głaszcząc go po plecach i cierpliwie czekałem.
W końcu mój Omega uniósł głowę, choć jego oczy i tak uciekały w dół. Nie chciałem go naciskać, dlatego pozwoliłem sobie na dokładne przyjrzenie jego twarzy i położenie dłoni na policzku chłopaka.
– Słodkości... czy nie chcesz tego dziecka? – zapytałem bardzo cicho i niepewnie. Kompletnie nie rozumiałem, skąd ten płacz. Przecież rozmawialiśmy o tym, że chcemy założyć rodzinę. Nawet zaraz po naznaczeniu, mieliśmy zamiar się o to starać. A jednak stało się to szybciej i naprawdę nie widziałem w tym problemu. Ba, nawet się ucieszyłem, choć jeszcze nie do końca to do mnie docierało, więc raczej fala zachwytu dopiero do mnie przyjdzie.
– Chcę, hyung, ale... od czterech tygodni je krzywdzę – zaszlochał Jeonggukie, co już kompletnie mnie zdezorientowało.
– Krzywdzisz? Kochanie, nic z tego nie rozumiem. Proszę, porozmawiaj ze mną – poprosiłem cicho, tuląc go do siebie, aby miał jeszcze chwilę na uspokojenie.
Znów trochę to trwało, nim mój ukochany się uspokoił.
– O niczym nie wiedziałem... Brałem antykoncepcję, nie unikałem stresu i nie przeszedłem na specjalną dietę... Przepraszam, hyung – odpowiedział w końcu płaczliwie, choć z całej siły starał się hamować już swoje łzy.
Moja obawa o to, czy chłopak chce tego dziecka, lub podejrzenia, że może Jeonggukie boi się mojej reakcji na tę wieść, właśnie zostały rozwiane i miałem jasny obraz tego, o co chodzi.
– A ja tylko dodawałem ci zmartwień... – zauważyłem, mając teraz jeszcze większe poczucie winy przez to, jakich trosk mu przysporzyłem walką. Przecież... mógł przez to poronić.
Może i nie byłem specjalistą w zakresie ciąży i generalnie dzieci, bo to Omegi miały na ten temat dokładniejszą edukację, a nas Alfy uczono głównie tego, w jaki sposób otoczyć opieką wybranka lub wybrankę, aby ciąża była donoszona. A to oznaczało, że zawaliłem na wszystkich polach jako jego Alfa. A mimo tego młodszy nadal mnie kochał, co pokazywał lgnięciem do mojej osoby. Nie zasłużyłem na taki skarb.
Westchnąłem do własnych myśli, zaraz całując kilkakrotnie czoło chłopaka, znów poświęcając mu całą uwagę.
– Miałeś prawo nie wiedzieć – zauważyłem. W końcu obaj mieliśmy na głowie inne problemy i nie podejrzewaliśmy, aby życie zaskoczyło nas takim scenariuszem. – I nie masz za co mnie przepraszać. Na pewno nic się nie stało. Ten maluch ma moje geny, a mnie nie tak łatwo wykończyć – zauważyłem, uśmiechając się łagodnie, aby spróbować trochę rozładować to napięcie między nami.
Na szczęście mi się udało, bo Jeonggukie również posłał mi delikatny uśmiech.
– Musimy teraz bardzo o ciebie dbać. I o naszego małego wilczka – zauważyłem, powoli to sobie uświadamiając. Dałem mu jeszcze jednego buziaka, aby śliczny grymas utrzymał się na jego ustach. – Nie płacz już, proszę. Teraz wszystko będzie dobrze – zapewniłem, wycierając jego policzki.
Chłopak znów zaczął szukać możliwości ukrycia się w moich ramionach, na co z radością mu pozwoliłem.
– Dziękuję, hyung. Jesteś najukochańszym Alfą – powiedział, unosząc głowę, aby dać mi całusa. – Będę cię teraz bardzo potrzebował. Nie sądziłem, że ta ciągła potrzeba bezpieczeństwa i przebywania przy tobie, jest powiązana z ciążą – wyjaśnił, a ja zaraz zorientowałem się, że faktycznie w ostatnich kilku dniach był niczym rzep, który łapał się mnie od momentu mojego powrotu z pracy, aż do pójścia spać. Nawet krótkie rozstanie, w czasie którego chodziłem do toalety, musiało być nadrobione czułościami.
– Myślę, że już niedługo będę mógł być przy tobie cały czas – zdradziłem, uznając iż to doskonała okazja do podzielenia się z nim pewną wiadomością. – Zatrudniłem tego prawnika, który był przy walce. Okazało się, że to jeden z najlepszych w swoim fachu. Pomoże mi przejąć firmę, jeśli uda mu się znaleźć odpowiednie dowody. Dzięki niemu być może w końcu sprawiedliwość dosięgnie Jiyonga. A my będziemy mogli zamieszkać tam, gdzie nasze miejsce. Oczywiście, jeśli tylko będziesz chciał.
Dłonie mojego ukochanego powędrowały na moje policzki, a nieco szerszy uśmiech zagościł na jego twarzy, dając mi sygnał, że już jest wszystko w porządku.
– To wspaniale, hyung – zapewnił, szczęśliwy. – Bardzo chcę tam zamieszkać, w końcu to twój dom. Ale dopiero za trzy miesiące poznamy płeć naszego dzieciątka, więc mimo wszystko na razie nie będziemy dla niego niczego kupować, dobrze?
Zaśmiałem się na tę prośbę, w ogóle jeszcze nie myśląc o takich rzeczach. Bo słowa: „Będziesz tatą", co prawda krążyły po mojej głowie, ale nadal wydawały się abstrakcyjne.
– Dobrze, moje słońce. Myślę, że i tak nie przeprowadzimy się przed naznaczeniem. Prawnik też potrzebuje czasu na zebranie wszystkich materiałów – wyjaśniłem, choć naprawdę chciałem już wrócić do miejsca, które znam. I choć nie kojarzyło mi się z maksymalnym bezpieczeństwem z powodu ojca, to obawa o mamę i chęć opieki nad braćmi, zachęcała mnie do ponownego zamieszkania z nimi. – Ale teraz będę z tobą częściej – dodałem, chcąc zapewnić, że może na mnie liczyć. – Będę pracował stąd, a do biura pojadę na maksymalnie dwie godziny. Co ty na to?
– Wytrzymuję bez ciebie godzinę, hyung. Więc będziesz musiał mi dawać swoje ubrania przed wyjściem. Nie lubimy zostawać sami – wyjaśnił uparcie Jeonggukie, uśmiechając się pięknie, po czym wtulił w moją szyję, będąc dość uroczym w tym, co robił i mówił.
Przez moment pozostałem z nim w tej pozycji, dając możliwość całkowitego wyciszenia chłopaka. A następnie odsunąłem go i pomogłem inaczej usiąść, aby oparł się o mnie plecami. Dzięki temu mogłem, z pewną dozą niepewności, położyć dłoń na jego brzuchu, który jeszcze był zupełnie płaski, ale już niedługo czekało go noszenie małej fasolki, która z każdym dniem będzie kochana przez nas jeszcze bardziej.
– Chyba jeszcze nie do końca to do mnie dociera – przyznałem z uśmiechem, patrząc jak dłoń Jeongguka wędruje na moją, by spleść nasze palce razem, nie odrywając tej mojej od jego ciała.
– Jesteś szczęśliwy, hyung? – zapytał cicho, na co odpowiedziałem bez wahania:
– Mam Omegę, którego kocham i małego wilczka, który za jakiś czas będzie z nami. Oczywiście, że jestem – zapewniłem, dając mu krótkiego buziaka w policzek.
– Ja też. Tylko... muszę powiedzieć rodzicom. I bratu. I hyungowi – zauważył Jeonggukie, chyba trochę przerażony tym faktem, bo dolna warga natychmiast wylądowała między jego zębami.
– Razem im powiemy. Na pewno się ucieszą. Chociaż pewnie twój tata będzie chciał mnie zabić za zapłodnienie jego syna przed naznaczeniem. Bo jeśli nasz mały wilczek będzie Omegą i jakiś Alfa go ruszy przed naznaczeniem, to mu wyrwę co trzeba – uznałem z szerokim uśmiechem, doskonale wiedząc, jak prawdziwy ojciec potrafi dbać o Omegę, nie tylko tą, z którą jest związany, lecz także tą małą, która powstała z ich miłości.
– Dlatego dużo rzeczy musimy przed nim z mamą ukrywać. Przed tobą też czasami będziemy musieli, hyung – wyjaśnił mi ukochany, zaczynając głaskać swój brzuch, na co natychmiast udałem oburzonego.
– Jeszcze nie ma naszego maleństwa, a już konspirację z nim zawiązujesz? Nieładnie – zauważyłem, dając mu szybkiego buziaka.
Jednak nasze miłe chwile przerwało głośne burczenie, wydobywające się z mojego brzucha.
– Chyba nasz wilczek jest głodny – stwierdziłem, zrzucając winę na malucha, który pewnie nawet jeszcze nie miał żołądka, a poza tym nie znajdował się w moim brzuchu, by wysnuć takie domysły. Jednak to rozbawiło mojego Omegę, na czym najbardziej mi zależało. – Zamówimy coś, czy pomóc ci z gotowaniem, kochanie? – zapytałem, mogąc pozwolić sobie odkrywać tajemnice kuchni z Jeonggukiem. Już nawet nie przypalałem wody na kawę!
– Odpocznij, hyung. I nasz wilczek również – uznał rozbawiony młodszy i podniósł się, ówcześnie dotykając mojego brzucha. – Zaraz zrobię ci coś lekkiego do jedzenia i zabieram się za gotowanie.
Chłopak dał mi jeszcze buziaka, ale do mnie zaczęło właśnie docierać, czego się dzisiaj dowiedziałem, więc nie miałem zamiaru zostawiać ukochanego samego. Zamiast tego, ruszyłem za nim i starałem się bardziej pomagać niż niszczyć. I chyba praktyka naprawdę czyni mistrza, bo krojenie warzyw nie było już dla mnie tak straszne, jak teraz. A wszystko dzięki mojej największej miłości z czekoladowymi oczami – Jeongguka.
Jeongguk:
Dowiedzenie się o ciąży, pozwoliło mi zacząć o siebie dbać. Tak jak zaleciła pani doktor, jadłem dużo wołowiny, za którą jak każda Omega nie przepadałem. Ale jeśli to miało pomagać w prawidłowym rozwoju naszego maleństwa, po prostu się do tego przymuszałem. Na razie nawet sam zapach mięsa, potrafił wywołać u mnie mdłości, choć wiedziałem że wszystko się zmieni, gdy dziecko bardziej się rozwinie. Bo kiedy to będzie Alfa lub Beta, mój organizm sam zacznie się domagać dużej ilości mięsa. Jednak w tym momencie musiałem się jedynie martwić ciągłym bieganiem do łazienki i przyrostem wagi. Bo nawet jeśli włączałem w każdy posiłek jakieś warzywa, czerwone mięso i produkty mleczne, nie odciągało mnie to od podjadania. Kusiło mnie niestety wszystko. Od czekolady, po ciasteczka, słodkie napoje i chipsy. Dlatego zawsze coś przy sobie miałem, z każdym kęsem czując jak tyję. Choć nie miałem jeszcze wyrzutów sumienia, po ostatniej rujce zrzucając kilka kilo, które teraz mogłem w końcu nadrobić.
Oczywiście zaraz po rozmowie z moim ukochanym, podczas której powiadomiłem go o naszym dziecku, zadecydowaliśmy o odwiedzeniu moich rodziców i przekazaniu im tej dobrej nowiny. Mama była przeszczęśliwa, słysząc ją z moich ust, jednak tata potrzebował jeszcze trochę czasu na przyswojenie i zaakceptowanie tej informacji. Starał się tego po sobie nie pokazać, ale za dobrze znałem moich rodziców, aby nie wiedzieć co w tamtej chwili czuł.
Pani Hyelin i mój brat, zostali powiadomieni zaraz po moim tacie i mamie, będąc tym oczywiście zaskoczeni. Choć Seokjin powtarzał mi przy tym, że nie powinienem być z Jiminem i tym bardziej mieć z nim dziecka. Takie słowa trochę mnie zdołowały, ale mój ukochany postarał się o szybkie poprawienie mi humoru po tej rozmowie, za co byłem mu naprawdę wdzięczny.
Tylko jedna, ważna dla mnie osoba, musiała poczekać z usłyszeniem tej informacji, bo nawet nie wiedziałem jak miałbym zacząć rozmowę z Yoongim o moim i Jimina dziecku, skoro jeszcze kilka miesięcy temu tak wiele nas łączyło. Nie chciałem z tym jednak zwlekać. Zresztą, zdążyłem się za nim stęsknić. Bo nawet jeśli spotykaliśmy się raz na tydzień lub raz na dwa tygodnie, zachowując jak prawdziwi przyjaciele, to takie spotkanie i rozmowa, miały wyglądać inaczej od naszych dotychczasowych.
To nadal był tylko piąty tydzień, dzięki czemu jeszcze nie było po mnie widać, że jestem w ciąży. A to zapewniało mi możliwość delikatnego poruszenia tematu, którym nie zaskoczę Yoongiego na tyle, by jakkolwiek zranić. Dlatego umówiliśmy się na tygodniu, na dwie godziny, które wytrzymam bez mojego Alfy, z pomocą małych niezbędników. Założyłem jego koszulkę, która była na mnie trochę za duża, dokładając do tego bluzę, w której kazałem mu chodzić cały poranek. Choć wiedziałem, że te dwie rzeczy mnie nie zaspokoją, dlatego zabrałem jeszcze szalik hyunga. I tak umundurowany, zostałem przez niego podwieziony do mieszkania Yoongiego i jego rodziców. A kiedy się już pożegnaliśmy, wszedłem powoli na odpowiednie piętro w bloku, będąc nadal otoczy zapachem mojego Alfy, który zostawił go na mnie dosłownie wszędzie.
Z uśmiechem zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi mieszkania, czekając aż hyung mi otworzy. Lub jego rodzice, którzy byli równie mili jak on. Choć gdy po uchyleniu drzwi, ujrzałem czarnowłosego Betę, natychmiast podszedłem go przytulić, jak zwykle idealnie pasując do jego ramion.
– Tęskniłem, hyuung – powiedziałem na przywitanie, wtulając twarz w jego szyję i zaraz czując jak ręce starszego zaczynają mnie głaskać po plecach.
– Ja za tobą też – przyznał, jeszcze chwilę patrząc mi w oczy i posyłając uśmiech, kiedy już się od niego odsunąłem, w celu zdjęcia butów i kurtki.
Naprawdę cieszyłem się z naszego spotkania, bo żadne SMS-y i rozmowy przez telefon, nie zastąpią mi tego, co uwielbiałem w naszej relacji. Bo tylko z nim spoza rodziny, mogłem czuć się w pełni komfortowo, oczywiście nie licząc mojego Alfy, przy którym również niczego się nie obawiałem.
Kiedy pozbyłem się już butów i kurtki, hyung zaprosił mnie do kuchni, aby jak zwykle przygotować nam coś do picia. Nigdy nie miałem śmiałości go w tym wyręczyć, gdy u niego przebywaliśmy. Bo za bardzo obawiałem się, że przyjdzie do nas któryś z jego rodziców. A mój instynkt kazał mi wyręczać Alfy i Bety w takich rzeczach.
– Coś się stało, Jeonggukie? Dzwoniłem dzisiaj do Seokjina i wydawał się zdenerwowany. A ty też trochę blado wyglądasz. Usiądź proszę – powiedział z uśmiechem, niestety zauważając moje dzisiejsze zmęczenie, właśnie przez pęcherz, który męczył mnie co kilka godzin, dopiero teraz choć trochę się uspokajając.
Usiadłem przy stole, dotykając swojej twarzy, którą starałem się choć trochę upiększyć makijażem, ale najwyraźniej nawet najlepszy podkład nie był w stanie tego zrobić.
– Oh... nie spałem zbyt dobrze – wyjaśniłem, początkowo wzdychając po tych słowach. Jednak zaraz się do siebie uśmiechnąłem, gdy w mojej głowie pojawiła się myśl, że to przez moje i Jimina dziecko. Dlatego nie miałem zamiaru być o to zły.
– Rozumiem. Może chcesz coś zjeść? – usłyszałem, gdy Yoongi nalał nam już soku do szklanek i odwrócił się, by zastać mnie prawie podskakującego z podekscytowania na krześle.
– Oddałbym wszystko za jakąś przekąskę, hyung.
– Jasne. Jakieś życzenia? – zapytał, posyłając mi jeszcze uśmiech i otwierając już jedną z szafek, za którą kryły się same skarby w postaci słodyczy. – Mam jeszcze lody w zamrażarce.
Mój brak silnej woli, od razu sprawił, że wstałem od stołu, by podejść do hyunga i przyjrzeć się tym przekąskom. A moje oczy natychmiast natrafiły na jedne z chrupek, które i tak były dla mnie za wysoko, dlatego wskazałem na nie.
– Mogę bananowe? – zapytałem, naprawdę je uwielbiając. A dawno nie spotkałem ich w sklepie. – I nie kuś mnie lodami, hyung, bo zjem ci wszystkie – dodałem z uśmiechem, może trochę z przyzwyczajenia głaszcząc się tuż po tym po brzuchu, bo wiedziałem że dzidziuś lubi mnie zmuszać do jedzenia lodów.
Hyung jednak trochę inaczej odebrał ten gest, śmiejąc się, gdy spojrzał na moją rękę.
– Żaden problem – zapewnił, łapiąc za chrupki, które od niego wziął i zaraz wyjmując dodatkowo lody czekoladowe. – Chyba jesteś bardzo głodny. Chodźmy – poprosił, przez co zrobiło mi się głupio. Bo przecież o niczym jeszcze nie wiedział.
Wziąłem jedną ze szklanek, aby starszy mógł sobie poradzić z drugą z nich i lodami, a po drodze starałem się wytłumaczyć swoje zachowanie. Oczywiście najdelikatniej jak potrafiłem.
– Teraz... lubię sobie niestety podjadać bardziej niż zwykle – powiedziałem, poniekąd poruszając powoli główny temat naszego dzisiejszego spotkania.
A gdy dotarliśmy do sypialni Yoongiego, zająłem miejsce na jego łóżku, wtulając przez chwilę nos w szalik owinięty wokół mojej szyi, aby nadal móc oszukiwać moją wewnętrzną Omegę, nieprzybywającą przy swoim Alfie.
– Zimowa depresja? – Hyung próbował zgadnąć. I zanim zaprzeczyłem, dodał coś, przez co się zmartwiłem, nawet jeśli próbował zatuszować to delikatnym uśmiechem. – Rozumiem. Też mam. Dlatego tata kazał mi zająć się projektowaniem biżuterii naznaczeniowej. Jeśli chcesz... mogę wam coś zaprojektować – zaproponował i niestety wyraźnie widziałem, że jego uśmiech z delikatnego, przeszedł do nieco smutnego. A to od razu zapaliło mi w głowie czerwoną lampkę, przez którą odłożyłem trzymany sok i chrupki, aby wstać i podejść do Yoongiego, siedzącego przy biurku.
– Nie, hyung. Zaprojektuj coś dla mnie i dla ciebie. Dobrze? – zapytałem z niewielkim uśmiechem, przytulając go od boku, bo na pewno nigdy nie pozwoliłbym mu tworzyć czegoś dla mnie i Jimina. Wiedziałem, co nadal do mnie czuł, nawet jeśli starał się być dla mnie tylko przyjacielem. Jednak jego oczy za dużo mi zdradzały.
– Dobrze. Obiecuję – zapewnił z uśmiechem, za który otrzymał jeszcze mocniejsze przytulenie, po którym wróciłem już na miejsce, abyśmy mogli rozpocząć konsumpcję przyniesionych chipsów. Choć po zaledwie kilku wymianach paczki, hyung sam zaczął podpytywać o „temat dnia". – Nie wiesz, co z Seokjin hyungiem? Nie chciał mi powiedzieć dlaczego jest zły – stwierdził, wywołując we mnie niewielki niepokój. Oczywiście mogłem ominąć jakoś prawdę, ale wtedy byłoby mi ciężej poruszyć ten wątek za kilka minut.
– Seokjin hyung... nadal nie popiera mojego związku z Jimin hyungiem... – zacząłem, powoli i z rozwagą dobierając słowa, aby nie powiedzieć tego wprost. – Szczególnie odkąd... – kontynuowałem, zaraz niestety wzdychając i uciekając wzrokiem na podłogę, bo nie potrafiłem ująć tego tak, aby hyung po prostu się domyślił prawdy. – Szczególnie odkąd jestem z nim w ciąży – wyszeptałem w końcu, nie będąc w stanie podnieść na niego wzroku, bo obawiałem się co wtedy zobaczę. Choć słysząc jak starszy krztusi się pitym w tym czasie sokiem, zaczynając kaszleć i klepać się po torsie, miałem ochotę wstać i mu pomóc, przyglądając się temu szeroko otwartymi oczami. Jednak nie wiedziałem co w tej chwili czuje i moja Omega kazała mi mimo wszystko uważać.
– Co... W ciąży? – zapytał, przyglądając się mojej osobie zszokowany, przez co przygryzłem wargę, znów uciekając spojrzeniem gdzieś na bok. – Ale... jak? Od kiedy?
– To dopiero piąty tydzień. Dowiedziałem się kilka dni temu – przyznałem cicho, znów głaszcząc swój brzuch, którego jeszcze nie było widać i przez najbliższe tygodnie na pewno nie będzie.
– Przepraszam na chwilę – usłyszałem, widząc jak Yoongi odstawia trzymaną szklankę i kieruje się na korytarz, zapewne do łazienki, bo napój, którym się zakrztusił, poleciał mu też nosem.
Obaj zyskaliśmy w ten sposób chwilę czasu na przetworzenie tego wszystkiego. Hyung zapewne starał się to zrozumieć i przyjąć do wiadomości, kiedy ja interpretowałem jego reakcję. Bo chyba nie była najgorsza...? Chyba...
Maltretowałem swoje palce i wargę, dopóki czarnowłosy do mnie nie wrócił, do tego z nietypowym uśmiechem na twarzy.
– To chyba dobrze, prawda? Marzyłeś o tym – powiedział na wstępie, zajmując miejsce tuż przy mnie, aby mnie przytulić. I sprawił mi tym ogromną ulgę. – Gratuluję.
– Dziękuję, hyung – wyszeptałem, obejmując go i zamykając przy tym oczy, bo czułem jak ogromny kamień spadł mi właśnie z serca. – Będę miał piękny prezent na urodziny – dodałem, pamiętając o wstępnej dacie porodu, która wypadała na koniec sierpnia lub na początek września, akurat w dzień moich urodzin. To byłoby pięknym zbiegiem okoliczności.
Hyung zaśmiał się na to stwierdzenie, zaraz jednak chcąc dopytać o na pewno równie ważną dla niego rzecz.
– Faktycznie. Jimin też jest zadowolony?
– Tak, hyung. Ucieszył się nawet bardziej ode mnie... Na początku byłem trochę tym wszystkim zaskoczony i obawiałem się... zbyt wielu rzeczy. Ale teraz obaj nie możemy się doczekać tego dzieciątka – zapewniłem, odsuwając się od niego, bo znów musiałem położyć ręce na swoim brzuchu, tak bardzo nie mogąc się doczekać aż choć trochę urośnie.
– A rodzice? Wiesz, jeszcze nie jesteś naznaczony – usłyszałem nieco zmartwionego Yoongiego, który bardzo dobrze znał moich rodziców, słusznie poruszając ten temat.
– Po tylu miesiącach, już się o to nie obawiają. Jiminnie hyung ciągle ich zapewnia, że kocha tylko mnie i pokazuje to na każdym kroku. Chyba... w pełni go zaakceptowali. Mamy tylko niewielki problem z tatą hyunga – wyjaśniłem, znów przygryzając wargę, bo nadal trochę martwiła mnie obecna sytuacja. Dobrze wiedziałem, że Jimin wolałby być blisko mamy i braci, a pan Jiyong mu to uniemożliwiał.
– Dlaczego? Nie akceptuje cię? – Yoongi przejął się tym tematem, siadając bokiem na łóżku, by móc mnie wysłuchać z uwagą. Naprawdę ucieszyłem się z takiego działania, bo zachowywał się jak prawdziwy, najukochańszy przyjaciel, umożliwiając mi w ten sposób zwierzanie się z niektórych rzeczy.
– Wolał Taehyunga – wyjaśniłem szeptem pokrótce, nie mogąc się w to zagłębiać. I miałem nadzieję, że hyung to zrozumie. A czując jak znów mnie obejmuje, zaraz się w niego wtuliłem.
– Nie martw się... Ważniejsze jest zdanie Jimina, prawda? – stwierdził, oczywiście mając rację, choć nie spodziewałem się, że kiedykolwiek usłyszę od niego takie słowa.
– Jimin hyunga, rodziców, Seokjin hyunga i twoje – sprecyzowałem, bo nawet jeśli mój Alfa ucieszył się z naszego dziecka, nie zapominałem przy tym o Yoongim i mojej najbliższej rodzinie, którzy na szczęście przyjęli to dość łagodnie.
I już chciałem dodać coś jeszcze, ale w tym samym momencie poczułem jak bardzo chce mi się siku. Dlatego pisnąłem cicho, od razu odskakując od czarnowłosego.
– Muszę do łazienki – powiedziałem, zanim trzymając się za podbrzusze, pobiegłem do wspomnianego pomieszczenia. A gdy już załatwiłem potrzebę i wróciłem do hyunga, rozpocząłem operację: „Pozbywanie się zimowej depresji przyjaciela", którego starałem się uszczęśliwiać nawet najdrobniejszymi gestami, naprawdę nie chcąc, aby się smucił. A co najważniejsze – znalazł ukochaną lub ukochanego, na których tak bardzo zasługuje.
Jimin:
Minęły dwa tygodnie, odkąd dowiedziałem się, że będę ojcem. To już chyba wystarczająca ilość czasu, aby się przyzwyczaić, dzięki czemu mogłem cieszyć się coraz bardziej z tego faktu. Naprawdę nie spodziewałem się tak radosnych wieści, które oznajmił mi mój ukochany. A teraz, gdy codziennie rano wstawałem, musiałem dodać do porannego buziaka w policzek, także drugi w brzuszek, który bardzo nieznacznie urósł przez ten czas. Domyślałem się, że to raczej wina pochłaniania przez Jeongguka tony jedzenia, którego sobie teraz nie odmawiał, ale nie miałem nic przeciwko temu. Najważniejsze, by dobrze się czuł, a nasz mały wilczek rozwijał się prawidłowo.
Jednak ta radosna nowina, choć ogłoszona najważniejszym nam osobom, nadal była tylko jedyną dobrą w tym całym morzu problemów jakie mieliśmy. A jeden z głównych, w postaci mojego ojca, miał się już niedługo rozwiązać.
Prawnik, który był świadkiem mojej przerwanej walki z Lee, okazał się naprawdę niesamowity i tych kilkanaście dni wystarczyło, aby udało mu się dokopać do informacji pomocnych w naszej sprawie. Musiałem co prawda również podziałać, między innymi udając się do dziadków, którzy spędzali sobie spokojnie czas na przedmieściach Seulu, żyjąc bez zmartwień związanych z firmą, aby prosić ich o współpracę z prawnikiem, w celu zebrania jak największej ilości dowodów przeciwko Jiyongowi. Z początku nie byli zbyt chętni do tego, ale gdy przedstawiłem im całą historię o tym, jak ich córka powoli zaczyna popadać w depresję oraz jak wygląda sytuacja z moim Omegą (którego obiecałem im niedługo przedstawić), zgodzili się na opowiedzenie tej starej historii. Dzięki temu „śledztwo" sprawnie się posunęło i mogliśmy zrobić to, do czego zmierzałem – przejęcia firmy i powrotu do domu. Oczywiście nie ukrywałem już niczego przed Jeonggukiem, dlatego zabrałem go na spotkanie z prawnikiem, na którym mężczyzna wyjaśnił nam, co udało mu się zgromadzić i w jaki sposób to pomoże. Co prawda mój ukochany nie był pewien tego, czy powinien brać w tym udział, jako osoba niezwiązana z tematem, ale stwierdziłem, iż ojciec może go w jakiś sposób atakować – nawet jeśli nie fizycznie, to słownie. A zawsze lepiej, by wiedział wtedy, jakie są fakty.
Umówiłem się z moim przedstawicielem prawnym na kolejny dzień, w którym miał przyjechać do mojego domu. A później skontaktowałem się z bliźniakami, aby podjechali z samego rana pomóc nam przetransportować rzeczy z mieszkania, które już nie będzie nam potrzebne.
Jeszcze tego popołudnia, zaczęliśmy z Jeonggukiem pakować do pudeł i toreb rzeczy, jakie kupiliśmy przez ten czas. Nie było tego aż tak mało, jak się spodziewałem, bo mój Omega dbał o to, by czuć się komfortowo, dlatego mieliśmy trochę doniczek, obrazków, poduszek i innych tego typu rzeczy. Nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie – takich dodatków zawsze brakowało na moim typowo alfim piętrze, więc bardzo dobrze, że dzięki temu nabierze domowego charakteru. A już za jakiś czas, stanie się jeszcze bardziej przyjazne, gdy moja siłownia zmieni się w pokój dla naszego małego wilczka.
Po nocy spędzonej na pieszczotach i spaniu w swoich ramionach, zabraliśmy się za pakowanie rzeczy do samochodu. Oczywiście Jeonggukie miał zakaz dźwigania czegokolwiek, dlatego raczej skupiał się na tym, by przejść po mieszkaniu i sprawdzić, czy wszystko co nasze, zostało zabrane. A ja na spółkę z bliźniakami, którzy stawili się na parkingu o wyznaczonej godzinie, ładowaliśmy wszystko do dwóch aut.
W końcu mogliśmy opuścić lokum i po odwiezieniu kluczy do właściciela, pojechaliśmy do domu. Po drodze przypominałem jeszcze Jeonggukowi, że nie musi się niczego bać, bo prędzej rozszarpię ojca, niż pozwolę mu dotknąć mojego ukochanego. A poza tym dodałem, by nie przejmował się, jeśli skieruje w jego stronę jakieś niemiłe słowa, bo na pewno nie będą one prawdą. Ponadto z asami w rękawie, które miał nasz prawnik, nie było opcji, by to Jiyong stawiał warunki.
Gdy zaparkowałem już w garażu, bliźniacy zaczęli już wypakowywać samochód Jihwana i poszli do domu, a po chwili przybiegł też Jiwon, aby nam pomóc. Zabrałem póki co torbę z rzeczami na gniazdo mojego Omegi i ruszyliśmy do domu po odśnieżonym chodniku.
Ledwo weszliśmy do środka i zdjęliśmy buty, gdy usłyszałem, jak ktoś idzie po schodach. To zabawne, że po latach wspólnego mieszkania, jesteś w stanie po sposobie chodzenia rozpoznać, kogo diabli przynieśli. No a w tym wypadku, naprawdę miałem do czynienia z krewnym szatana.
Ojciec zatrzymał się w połowie schodów, patrząc na nas dumnie z góry, a na rękach trzymał śpiącego Jisunga. Dla osoby postronnej, mogło to wyglądać słodko, ale nie dla mnie. Mój najmłodszy brat był jedynym, którego Jiyong traktował jak swoją rodzinę. Jiwon z racji statusu był ciągle pomijany, a ja i bliźniaki... wiadomo. Jisungie, jak każda mała Omega, lgnął do swojego taty, potrzebując jego zapachu. Choć biorąc pod uwagę częstotliwość, z jaką mężczyzna bywał w domu, mały przyzwyczaił się dużo bardziej do mnie. To w moim łóżku lądował, gdy czegoś się w nocy bał, bo ojciec nie lubił, gdy mu się przeszkadzało w czasie snu. Nie lubił czytać mu bajek, wszelkie zabawki dostawał z łaską, bo były według niego zbędnymi śmieciami, a za słodycze, które tak kochał, często był karcony.
Kątem oka widziałem, jak Jeongguk kłania się mężczyźnie, ale zaraz po tym schował trochę za mną, na pewno czując dzięki temu większe bezpieczeństwo. Zwłaszcza że ojciec warknął niezadowolony.
– Chyba nie mieliście jeszcze okazji się poznać. Jeonggukie, to mój ojciec. A raczej tylko ojczym – powiedziałem spokojnie, ale tak, by mężczyzna mnie usłyszał. Specjalnie zwróciłem się najpierw do ważniejszej dla mnie osoby, aby tym bardziej podkreślić, jak bardzo mam w dupie pseudo autorytet Alfy. – Ojcze, to mój Omega – dodałem, przenosząc wzrok na Jiyonga, uznając że więcej i tak nie warto mówić.
– Widzę, że jesteś głupszy, niż mi się wydawało – odparł mężczyzna i choć pozostawał spokojny, widać było, że najchętniej rzuciłby się na nas.
– Nie wydaje mi się. A teraz zejdź nam z drogi, bo idziemy zanieść rzeczy na nasze piętro.
– Nie będziesz tu mieszkał z tym utrzymankiem. Co to niby za Omega? Zero klasy, zero jakiegokolwiek uroku. W sumie jest tak samo beznadziejny i bezużyteczny jak ty, więc widzę, że znalazłeś sobie kogoś na swoim poziomie.
Miałem wielką ochotę zmazać pięścią ten złośliwy uśmiech z jego gęby, ale wiedziałem, że to do niczego nie doprowadzi. Dlatego mogłem jedynie warknąć, hamując swoją żądzę krwi.
– Obrażaj sobie mnie do woli, ale nie pozwalam ci na znieważanie mojego Omegi!
Całe to zamieszanie obudziło Jisunga, który podniósł głowę z ramienia swojego taty i zamrugał zaspanymi oczami. Nawet jeśli był już trochę duży, to wciąż zachowywał się jak wtedy, gdy miał cztery latka, co naprawdę było rozkoszne. Zwłaszcza z jego drobną budową.
– Tato? – zapytał cicho, zaraz przenosząc wzrok na mnie i Jeongguka. – Hyungowie! – krzyknął radośnie, natychmiast się rozbudzając i zaczął wiercić, aby mężczyzna odstawił go na stopień i pozwolił do nas podbiec. Jednak zgodnie z moimi przypuszczeniami, jedyna reakcja, z jaką się spotkał chłopiec, było groźne warknięcie, na które zaskomlał cicho, zwijając się w kulkę.
Zauważyłem, że Jeonggukie przesunął się obok mnie, jakby czekał na mojego brata, ale nie dane im było się póki co przywitać.
– W każdym razie wynocha – stwierdził Jiyong, unosząc dumnie głowę, ale moje spojrzenie powędrowało od niego trochę wyżej, gdyż dźwięki wydawane przez Jisunga, ściągnęły do nas mamę, która szybko przyszła z pierwszego piętra, by zabrać swoje dziecko od Alfy.
Jisungie wtulił się w nią, płacząc cicho. Zawsze bardzo się bał tak groźnego zachowania, kierowanego w jego stronę, zwłaszcza ze strony ojca, który przecież powinien dawać mu największe poczucie bezpieczeństwa w tym wieku.
– Nie – powiedziałem ostro, obejmując Jeongguka w pasie, aby przysunąć bliżej siebie. – Wróciliśmy do domu i mamy zamiar mieszkać tutaj tak, jak nam się to należy.
Akurat kończyłem mówić, gdy rozbrzmiał dzwonek, oznajmujący że przybył gość. Doskonale wiedziałem, kogo się spodziewać, dlatego bardzo pewny siebie otworzyłem drzwi, zapraszając prawnika do środka.
Mężczyzna przywitał się ze mną i moim Omegą, a następnie ukłonił ojcu i mamie.
– W samą porę. Myślę, że mój prawnik wszystko wyjaśni – powiedziałem z triumfalnym uśmiechem.
Jiyong zszedł do nas i przez chwilę mierzył wzrokiem Betę, ale ostatecznie zaproponował rozmowę w gabinecie, aby zapoznać się ze sprawą. Ja natomiast szybko nachyliłem się do Jeongguka, aby szepnąć mu do ucha krótką prośbę.
– Kochanie, idź proszę na górę.
Przez chwilę patrzyłem, jak młodszy zmyka po schodach, aby zaraz pogłaskać Jisunga, który szybko chciał się do niego przytulić, a po tym ruszyłem za prawnikiem, prowadzonym do gabinetu.
To, co działo się w pomieszczeniu, przypominało dramę, którą kiedyś oglądałem z mamą, nie mając nic lepszego do roboty. Ojciec oczywiście wściekł się tym wszystkim, chcąc na mnie rzucić i usłyszałem kilka słów na temat tego, że mógł mnie zabić dawno temu, ale w ten sposób dawał tylko kolejne argumenty mojemu prawnikowi.
Oczywiście nie miał innego wyjścia jak zgodzenie się na moje warunki i podpisanie przygotowanego dokumentu, który zapewniał nietykalność mojego Omegi i naszych dzieci (nie tylko tego, które ma się narodzić, ale także każdego kolejnego). Nie udało się tylko załatwić sprawy natychmiastowego przekazania mi firmy, bo po dłuższej, agresywnej wymianie zdań, uznaliśmy że musi dostać przynajmniej trzy miesiące czasu, aby jej nie zaszkodzić. Oczywiście wykorzystałem okazję do poinformowania go o brzemienności Jeongguka, co skończyło się rzuceniem na mnie i chwilową szarpaniną, szybko zakończoną przez Betę, mającego naprawdę duże jaja, skoro nie miał problemu z rozdzieleniem dwóch Alf.
Widziałem jednak oprócz wściekłości, panikę w oczach mężczyzny, więc z satysfakcją zakończyłem rozmowę. A po odprowadzeniu prawnika, zabrałem z bliźniakami ostatnie kartony z samochodu, by w końcu udać się do dawno nieodwiedzanego przeze mnie piętra.
Mama siedziała na kanapie z Jisungiem na kolanach, który wycierał dłońmi mokre policzki i kiwał głową na jakieś ciche tłumaczenia naszej rodzicielki, a Jeongguk i Jiwon ustawiali doniczki na meblach. Jednak gdy tylko odstawiłem karton, mój ukochany znalazł się przy mnie, najpierw przytulając, a następnie kładąc dłonie na moich policzkach, aby móc mi się przyjrzeć.
– Wszystko w porządku, hyung? – zapytał, dokładnie przyglądając każdemu centymetrowi mojej twarzy, szukając najwyraźniej jakichś uszkodzeń.
– Nic mi nie jest – zapewniłem go, biorąc jego dłonie w swoje, aby następnie je ucałować, patrząc mu w oczy. – Musimy się rozpakować. Zajmij się najpierw robieniem gniazda, dobrze? – zaproponowałem, starając się znajdować mu jak najlżejsze zajęcia.
Bliźniaki i Jiwon już zabrali się za wyciąganie zastawy, którą chowali po szafkach, a Jisung, który najwyraźniej już się opanował, podbiegł do nas, aby przytulić nogi mojego Omegi.
– Jeongguk hyung, mogę też robić gniazdo? – zapytał słodko, na co mój ukochany od razu poświęcił mu całą uwagę, głaszcząc te jego niesforne loczki.
– Chcesz mi pomóc, kochanie?
– Tak! – zapewnił najmłodszy i pociągnął Jeongguka w stronę sypialni.
Mama pożegnała się już z nami, mówiąc że powinna sprawdzić co z Jiyongiem, a ja z resztą braci, zajęliśmy się pozostałymi pakunkami. Oczywiście podziękowałem za to całej trójce i obiecałem męski wypad w ramach podziękowania. No i oddanie im moich sprzętów z siłowni, których i tak będę musiał niedługo się pozbyć, aby zrobić miejsce dla mojego i Jeongguka dziecka.
Gdy chłopcy zeszli do swoich pokoi, ruszyłem w stronę sypialni, aby sprawdzić, co tam się dzieje. Jeonggukie wybrał sobie na gniazdo dostosowaną do tego szafę. Producenci wiedzieli, że niektóre Omegi czują się bezpiecznie w takim miejscu, dlatego dopasowywali projekty mebli w taki sposób, aby przedstawiciele tego statusu mogli czuć się komfortowo.
Absolutnie mi to nie przeszkadzało i uśmiechnąłem się tylko na ten widok, po czym dołączyłem do mojego ukochanego i najmłodszego brata, bawiąc się z nimi. A gdy Jisung uciekł już do siebie, w końcu mogłem przytulić Jeongguka i powitać go w naszym domu.
Jeongguk:
Czułem, że mimo wszystko każda minuta, godzina i dzień mijały bardzo szybko. Może to przez nową sytuację i nowe miejsce, do którego musiałem się przyzwyczaić. A może przez ciągłe towarzystwo, którego zdecydowanie brakowało mi w poprzednim, wynajętym mieszkaniu. Codziennie mogłem bawić się z Jisungiem, rozmawiać z Jiwonem oraz sporadycznie z bliźniakami. Z panią Hyelin również próbowałem spędzać choć trochę czasu, szczególnie gdy odwiedzała mnie moja mama i znów mogliśmy porobić coś w trójkę. Choć takie odwiedziny zawsze musiały się odbywać pod nieobecność pana Jiyonga, któremu nie chciałem się narażać. Na szczęście mężczyzna nie odwiedzał w ogóle naszego piętra, dzięki czemu czułem się w miarę bezpiecznie, nawet kiedy od czasu do czasu Jimin musiał gdzieś na chwilę pojechać, zostawiając mnie samego.
Nasz mały wilczek, którego znów mogłem zobaczyć na ponownej wizycie u doktor KaeSun, przestał mnie już ganiać ciągle do łazienki, zmuszając za to do ograniczenia słodyczy i niektórych potraw, po których miałem zgagę. Ciężko mi było odzwyczaić się od początkowego luzu i konsumowania wszystkiego, czego tylko chciałem. Ale dla dobra naszego dziecka, byłem w stanie odmawiać sobie większości słodyczy, zazwyczaj po prostu się w tym czasie czymś zajmując, aby nie myśleć o czekoladzie i innych pysznościach. Bo choć każde dziecko w łonie matki, lubiło słodkie jedzenie, nie oznaczało to, że powinienem się objadać, o czym musiała przypomnieć mi moja mama. Bardziej treściwe, słodkie potrawy, były dobrym zamiennikiem wszystkich słodyczy, które do tej pory jadłem.
W ósmym tygodniu, który dopiero rozpoczynałem, nie tylko męczyłem się ze zgagą, a również musiałem dużo się nawadniać. Miałem też sporo sprzecznych myśli i obaw, o których rozmawiałem z Jiminem, potrzebując jego bliskości i wsparcia, jako mojego ukochanego i Alfy. Jednak starszy zawsze przy mnie był, kiedy go potrzebowałem, starając się zapewnić, że moje przybranie na wadze, zupełnie mu nie przeszkadza. Choć mnie trochę przerażały te dwa nowe kilogramy, bo niebezpiecznie zbliżałem się do sześćdziesiątki, której nie chciałem oglądać na wadze dopóki nie będę w dwudziestym tygodniu ciąży. Dlatego ograniczenie słodyczy wychodziło mi na dobre.
Hyung zadbał o to, abym nie musiał się martwić o robienie jakichkolwiek zakupów, zatrudniając dla mnie szofera. Nie czułem się z tym dobrze, będąc przyzwyczajony do podróżowania autobusami lub podwożenia mnie przez tatę. Jednak w moim stanie, samotne poruszanie się po mieście pełnym Alf, nie było bezpieczne. Zwłaszcza kiedy dowiedziałem się od mamy, kto pojawił się w ich mieszkaniu. Pani Lee chyba nie chciała sobie odpuścić, starając się przekonać moich rodziców do nakłonienia mnie, abym zmienił decyzję odnośnie wyboru Alfy. Ale sami jej powiedzieli, że jestem już w ciąży i teraz nie ma odwrotu. Dlatego miałem nadzieję, że po tych wszystkich słowach, w końcu da mi spokój i pozwoli ułożyć sobie życie z Jiminem, bo na pewno nigdy nie zmienię zdania.
Starałem się wykorzystywać jakoś tę godzinę lub dwie, gdy hyunga nie było w domu. Dlatego dziś postanowiłem wybrać się na zakupy do sklepu odzieżowego. Wiedziałem, że muszę się powoli przygotowywać do późniejszych miesięcy ciąży, aby nie rozciągać i nie męczyć się w swoich ubraniach. Bo nawet jeśli większość była duża, to na dość spory brzuszek, nadal wszystkie ciuchy były za małe.
Z tego powodu wylądowałem w kilku sklepach, kupując trochę ubrań. I ostatnim moim przystankiem było H&M, czyli mój ulubiony sklep. Bo oprócz prostoty i niskich cen, charakteryzował się dobrą jakością wszelkich ciuchów i dodatków.
Choć gdy przeglądałem wieszaki ze swetrami, dobiegł mnie znajomy głos, który trochę mnie sparaliżował, bo nie wiedziałem jak się zachować i jak zareagować. A fakt że dochodził on zza moich pleców, niczego nie ułatwiał.
– Czyżby Park nie chciał ci dawać pieniędzy, że kupujesz w takim miejscu?
Głos pani Lee brzmiał dość szyderczo. Jednak nosząc moje i Jimina dziecko, nie mogłem pokazywać swoim zachowaniem, że będę jej ulegał. Nieważne jak szybko biło w tej chwili moje serce.
Odłożyłem powoli oglądane ubranie, odwracając się i od razu kładąc rękę na brzuchu, aby chronić naszego wilczka, który w tej chwili był najważniejszy. Kobieta mogła mnie znaleźć właśnie po to, aby się zemścić i zrobić wszystko, bym poronił. Alfy były okrutne, nawet dla Omeg, których pragnęły, o czym już nieraz zdążyłem się przekonać.
Patrzyłem szeroko otwartymi oczami na elegancko ubraną kobietę, bo nadal byłem zaskoczony jej obecnością tutaj.
– Nie potrzebuję drogich ubrań, pani Lee – przyznałem spokojnie, nie spuszczając z niej oka ani na sekundę.
– To, że nie potrzebujesz, nie znaczy, że nie powinieneś ich nosić. Ja zadbałabym lepiej o to, w co się ubierasz – stwierdziła, jak zwykle pokazując swoimi słowami, że w ogóle mnie nie zna.
– Chcę się czuć komfortowo i wyglądać skromnie. Bogactwo naprawdę nie jest dla mnie – wyjaśniłem, kątem oka starając się obserwować jej ręce, aby nie miała możliwości nagłego uszkodzenia mnie. Jednak jej początkowe pytanie i moje obserwacje, zmusiły mnie do dodania czegoś jeszcze: – Chociaż... nie rozumiem w takim razie jak pani tutaj trafiła.
– Wystarczyło dostać telefon od osoby, która cię śledzi – oznajmiła z zadowolonym uśmiechem, który wraz z tą wypowiedzią, mocno mnie przeraził. – Zapewne twoi rodzice już ci mówili, że złożyłam im wizytę.
Śledzi? Ale... po co? Naprawdę chce mnie skrzywdzić? Tylko... po kilku miesiącach? Na pewno na to nie pozwolę!
– Tak. I nie rozumiem dlaczego pani jeszcze próbuje mnie do czegoś przekonać. Jestem w ciąży, z której naprawdę się cieszę. Poza tym kocham Jimin hyunga i nie chcę już nikogo innego – przyznałem stanowczo, starając się brzmieć na pewnego siebie, bo nie mogłem pokazywać już strachu, gdy za niedługo przyjdzie mi chronić nasze dziecko.
Jednak całkowite zniknięcie uśmiechu z twarzy pani Lee, sprawiło że już chciałem zrobić krok do tyłu, bo wyglądała na mocno niezadowoloną z moich słów.
– Naprawdę? A wyobraź sobie, że ja nadal cię chcę – powiedziała, nie dając mi okazji do choćby niewielkiej ucieczki, bo zaraz się do mnie przybliżyła, kładąc dwa palce pod moim podbródkiem. Miałem ochotę wzdrygnąć się przez ten dotyk i jak najszybciej uciec, ale wiedziałem, że to byłby błąd, za który przyszłoby mi srogo zapłacić.
Nie zabierałem dłoni z brzucha, nadal starając się ochraniać miejsce, w którym znajdowało się dziecko, aby ewentualne wbicie mi jakiegoś noża lub uderzenie, trafiło w rękę, to ją raniąc. Bo nawet jeśli miałbym stracić kończynę, wolałbym stać się kaleką, niż narazić naszego wilczka na śmierć.
– Dziecko można usunąć. A ja dam ci nowe – zaproponowała, szokując mnie taką propozycją i jeszcze bardziej zniechęcając do swojej osoby. Nie mogłem w tej chwili patrzeć jej prosto w oczy, dlatego uciekłem spojrzeniem, na razie nie wykonując żadnego ruchu, bo tak było bezpieczniej. – Będziesz miał wszystko, czego potrzebujesz. Będziesz spędzał czas nie tylko w domu, ale też w filharmonii. Przecież kochasz muzykę i to miejsce. Założę się, że twoje skrzypce są nieruszane odkąd odszedłeś. A teraz? Park zamknął cię w klatce – stwierdziła, na pewno specjalnie poruszając dość bolesny dla mnie temat. Jednak mimo wszystko miałem teraz inne priorytety. I mogłem na zawsze porzucić grę na skrzypcach, aby tylko chronić swoją rodzinę.
– To pani zamknęłaby mnie w klatce, nie dając niczego poza pieniędzmi – powiedziałem, tym razem dość cicho, choć jak na mnie, te słowa były naprawdę odważne. Tak samo jak ich kontynuacja. – Na początku nawet się cieszyłem, że jest pani mną zainteresowana, ale teraz jest już za późno. Poznałem pani prawdziwe intencje i charakter... z którym nie chciałbym żyć na co dzień. Przepraszam – dodałem, usiłując jej to wszystko zakomunikować naprawdę łagodnie. Dodatkowo nie widziałem sensu w drążeniu tych tematów, dlatego moja dłoń postanowiła bardzo delikatnie dotknąć ręki pani Lee, aby ją ode mnie odsunąć. Choć nagłe złapanie mnie za szczękę i przyciągnięcie do siebie bliżej, sprawiło że uciekłem obiema dłońmi na brzuch, patrząc przy tym prosto w oczy Alfy, którą zdecydowanie zdenerwowałem.
– Jeszcze nie rozumiesz, jak złą decyzję podjąłeś – warknęła, zaciskając mocno palce na złapanym fragmencie mojej twarzy, przez co miałem ochotę pisnąć, bo zaczęło naprawdę boleć.
Bądź silny, Jeongguk. Wytrzymaj to!
Nie spuszczałem z niej wzroku, oddychając nieco szybciej i patrząc na nią lekko przerażonym spojrzeniem, bo obawiałem się jej następnego kroku.
– To nie jest moje ostatnie słowo w tej sprawie – oznajmiła, warcząc cicho, co z kolei negatywnie wpływało na moją wewnętrzną Omegę, która chciała się skulić lub poddać woli Alfy.
Na szczęście w tym samym momencie, zostałem w końcu puszczony, od razu stawiając kilka kroków do tyłu i o mało nie wpadając na wieszaki. Jedną dłoń zaraz przeniosłem na bolącą szczękę, którą zacząłem lekko pocierać, mimo wszystko starając się przy tym obserwować stojącą metr ode mnie kobietę.
– Proszę nas zostawić w spokoju, pani Lee – powiedziałem dość błagalnie, otrzymując w odpowiedzi jedynie prychnięcie, po którym kobieta odwróciła się już ode mnie i ruszyła bez słowa do wyjścia ze sklepu.
Zanim zdołałem przejść do uspokajania swojego szybko bijącego serca i przyspieszonego oddechu, jakaś Beta, pracująca w tym sklepie, znalazła się przy mnie, pomagając ustać na nogach. Wiedziałem, że wcześniej na pewno nie chciała narażać się Alfie. Nikt nie chciał się narażać, dlatego byłem jej wdzięczny, że chociaż teraz pozwoliła mi na chwilę usiąść, po czym odprowadziła do czekającego na mnie samochodu z szoferem. A po podziękowaniu jej i całkowitym wyciszeniu, aby nie wpływać negatywnie na nasze dziecko, poprosiłem, aby kierowca zabrał mnie z powrotem do domu. Bo wiedziałem, że nie jestem już bezpieczny poza naszym mieszkaniem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top