11 - Someone's prize
Did somebody touch my spaghett?!
Jeśli ktoś jestjeszcze zainteresowany otrzymywaniem powiadomień na Twitterze odnośnie Am, podajcie tutaj swoje nicki ;)
(do konfy ogólnej też mogę dodać)
5600 :D
~~~~~~~~~~~~
Jimin:
Ktoś mądry powiedział kiedyś, że co się odwlecze to nie uciecze. Dlaczego mądrzy muszą mieć cholera rację?
Choć odwlekałem moment zmierzenia się z rzeczywistością, w końcu przyszedł ten dzień, w którym wstałem rano i wiedziałem, że dłużej już nie mogę czekać. Nie jeśli naprawdę zależy mi na Jeongguku. To właśnie dzisiaj postanowiłem udać się do Taehyunga, aby z nim porozmawiać i powiedzieć, że wybrałem Omegę, z którą mam zamiar spędzić resztę życia.
Pogodzenie się z Jeonggukiem i zostanie jego Alfą, nie zwalniało mnie z przykrego obowiązku, jakim było dla mnie widywanie się z Tae. Oczywiście łamałem dane byłemu przyjacielowi słowo i nie spotykaliśmy się częściej niż raz w tygodniu. Drogo mnie kosztowało przepraszanie go, jednak jakoś mi to uchodziło na sucho. Naturalnie o każdym takim wyjściu, informowałem mojego ukochanego, starając się wynagrodzić mu później te „zdrady", ale nie mogłem już dłużej patrzeć na jego smutne oczy przy każdej takiej okazji. Dlatego poinformowałem Jeongguka o moim dzisiejszym planie, prosząc aby trzymał kciuki za to, bym wyszedł żywy z tego starcia, po czym pojechałem do domu Taehyunga. Liczyłem na to, że jego ojciec będzie nieobecny, w przeciwnym razie mogłoby się to źle dla mnie skończyć. Los był jednak po mojej stronie, gdyż na podjeździe nie było widać samochodu, a garaże były otwarte i puste. Wcześniej uprzedziłem Taehyunga o mojej wizycie, dlatego gdy zadzwoniłem do drzwi, nie otworzył mi nikt z służby, lecz sam Omega. Z miną sugerującą: „Bierz nogi za pas, bo nadciąga Armagedon".
– Zagryź tego idiotę, Miri! – krzyknął Taehyung, nim zdążyłem otworzyć usta, a jego mały, biały pies, ruszył prosto na mnie. Ale nie z zębami, lecz szczekając wesoło i merdając ogonem na mój widok. Ten zwierzak na pewno lubił mnie dużo bardziej niż jego właściciel. Dlatego złapałem go i podniosłem, głaszcząc po puchatym łebku.
– Nasikałaś Tae do torebki, Miri? Moja grzeczna psinka – wyszczerzyłem się do psa, ale zaraz spoważniałem, odstawiając pupila znów na ziemię. – Musimy porozmawiać Taehyung.
– Oho! Świetnie się zaczyna – warknął Omega i odsunął się, bym mógł wejść do środka. – Chodź, bo szczury się tu kręcą – dodał, jak zawsze odpowiednio wyrażając się o pracujących tu Betach, a po zamknięciu za mną, ruszyliśmy do jego pokoju, aby móc spokojnie porozmawiać.
Taehyung wszedł do swojej sypialni i natychmiast skierował się do biurka, przy którym zajął miejsce. Nie pocieszał mnie fakt, że w jego dłoni wylądowały nożyczki.
– Noo? Nie wytrzymałeś i przespałeś się z kimś, taa? – zapytał, bawiąc się niepozornymi ostrzami, a ja szybko starałem się przypomnieć sobie zasady samoobrony przed napastnikiem z nożem. Któż by pomyślał, że przydadzą się mi w takim kontekście.
– Nie do końca – powiedziałem, choć w sumie miał trochę racji. Tylko, że tym razem nie robiłem tego dla rozrywki, lecz po prostu z miłości...
Westchnąłem i zatrzymałem się niedaleko Omegi, szykując się na to niewielkie starcie.
– Taehyung, zakochałem się – powiedziałem w końcu, siląc się na maksymalny spokój, gotów odskoczyć, gdyby nożyczki poleciały w moją stronę. Przyglądałem się twarzy chłopaka, więc doskonale widziałem, jak mruży oczy z nienawiści.
– Mam nadzieję, że w jakimś aktorze, Alfo. Albo sobie żartujesz – wycedził przez zęby, zaciskając dłoń na nożyczkach.
– Nie, Taehyung. Znalazłem Omegę, którą kocham. Mam zamiar z nim być – oświadczyłem wprost, czekając na jego krok.
– Masz zamiar? – powtórzył, prychając zaraz po tym i podniósł się z miejsca, celując we mnie ostrzami. – Jiyong o tym wie? – zapytał z szyderczym uśmiechem, który szybko starał się zamaskować powagą.
– Mam zamiar mu powiedzieć. Ale najpierw chciałem to oznajmić tobie. Wierzę w to, że nie uprzedzisz mnie z tym faktem, bo znasz moją sytuację – odparłem, robiąc się trochę zły przez jego słowa. Nie powinien z tym wyskakiwać, a jeśli zamierzał mi grozić, pokaże tylko, iż jest takim samym dupkiem jak ja. – Nie mam zamiaru go słuchać, a skoro znalazłem moją Omegę, chcę postawić czynny opór. Zwłaszcza, że wiosną go naznaczę.
Ledwo skończyłem zdanie, a chłopak rzucił się w moją stronę, upuszczając nożyczki na podłogę. Szybko oceniłem, że chce przyłożyć mi w twarz, dlatego wiedziałem co zrobić, aby złapać jego ręce w nadgarstkach i nie dopuścić do zadania mi ciosu. Jeszcze nie. Nie, póki nie skończymy rozmowy.
– Nie wiem, dlaczego się o to wściekasz. Jesteś młodą, piękną Omegą o miłym zapachu, na pewno znajdziesz masę innych kandydatów na moje miejsce, którzy będą cię adorować tak, jak na to zasługujesz. Ale ja nie jestem jednym z nich. Nie będę już grał z tobą w tę głupią grę, którą uprzykrzałeś mi życie. Oni nas do tego zmusili, ale to nie znaczy, że będę tańczył, jak zagrają – wyjaśniłem spokojnie, patrząc mu w oczy, które teraz żądały mojej krwi.
– Zapłacisz mi za to, Park. Jesteś największym szmaciarzem i najgorszym Alfą, który przy oznajmieniu mi, że znalazł sobie inną Omegę, prawi mi w końcu jakiś komplement – warknął, prychając zaraz o tym. – Nienawidzę cię.
– Przepraszam, Taehyung – odpowiedziałem, choć nadal źródło jego złości, było dla mnie niezrozumiałe. Domyślałem się, iż chodzi po prostu o jego urażoną dumę. Przecież jak ktoś ośmieliłby się go rzucić? A ja to właśnie robiłem.
Puściłem dłonie chłopaka, gotów na to, że mi zaraz przyłoży. I nie myliłem się. Jego ręce natychmiast wymierzyły mi mocne uderzenie w policzek, a następnie kilka razy oberwałem z pięści w tors. Nie robiło to na mnie dużego wrażenie, choć oczywiście trochę zabolało, jednak gdy nagle Taehyung zamiast kolejnego ciosu, po prostu oparł głowę na moim torsie, nie wiedziałem, co zrobić. Po kilku sekundach spróbowałem pogładzić go po włosach, by jakoś pocieszyć, ale odtrącił moją rękę, popychając mnie zaraz po tym w stronę drzwi.
– Wypierdalaj, Park – warknął i szybko wrócił do biurka. Zatrzymałem się więc w wejściu i odwróciłem do niego, czując że muszę coś jeszcze powiedzieć.
– Naprawdę przepraszam, że nie jestem Alfą, której potrzebujesz – powiedziałem cicho i wyszedłem już stamtąd, kierując się szybko prosto do wyjścia. I nie zatrzymałem się, dopóki nie znalazłem się w samochodzie, a następnie z dala od posesji rodziców Taehyunga. Dopiero wtedy zatrzymałem się na poboczu i złapałem za serce. Czułem, jakby jakaś część ciężaru z niego spadła, pozwalając mi cieszyć się tym małym sukcesem. Choć musiałem jeszcze zmierzyć się z ojcem. A to na pewno będzie dużo gorsze.
Wyciągnąłem telefon i wystosowałem wiadomość do Jeongguka, by jak najszybciej podzielić się z nim wesołą nowiną.
„Chyba jest w porządku. Taehyung średnio to przyjął. Cóż, już coraz bliżej do tego, abyś oficjalnie stał się moją Omegą. Choć dla mnie nią jesteś niezależnie od tego, co się wydarzy."
Wysłałem wiadomość i uśmiechałem się do ekranu, czekając na odpowiedź.
„Wszystko z nim w porządku, hyung??? :("
„Powiedzmy, że byłem bliski oberwania nożyczkami, a poza tym piecze mnie policzek. Ale jak na niego to raczej standard, więc jak go znam, to po prostu ma urażoną dumę, że wolę Ciebie" – wyjaśniłem, nie chcąc, aby młodszy czuł się w jakikolwiek sposób winny tej sytuacji. Dawno już powinienem się wyrwać z tego chorego układu. Teraz to wiedziałem.
„:O Uderzył cię, hyung? Zaopiekuję się tym policzkiem, obiecuję!"
„Myślę, że kilka buziaków go wyleczy. Jadę do ciebie ;)"
Odłożyłem już urządzenie i ruszyłem w drogę, do najbliższej memu sercu osoby, chcąc go już przytulić i powiedzieć, jak bardzo go kocham.
Taehyung:
Jiminowi należało się każde uderzenie przez moją pięść, każde najgorsze wyzwisko, które ode mnie usłyszał i każdy rodzaj zemsty, którą zdążyłem już ułożyć. Bo jako Alfa nie tylko miał mnie w dupie, nie opiekując się mną i pragnąc najchętniej po prostu się mnie pozbyć, może nawet nie ze swojego życia, a ze świata, skoro w jego oczach widziałem tylko nienawiść i chęć mordu. Jimin jako Alfa był zwykłą szmatą, która zdradzała mnie przy każdej możliwej okazji. I jeśli myślałem, że to były tylko Bety dla zwykłej uciechy, to trochę się pomyliłem, bo najwyraźniej Omegi też posuwał, chyba wybierając sobie najlepszą dziwkę spośród nich, stwierdzając że to ją woli teraz pieprzyć na dłuższą metę. I zapewne domyślał się teraz, że zamierzam powiadomić o wszystkim jego ojca, ale moje głupie serce mi na to nie pozwalało, wiedząc jakie będą tego konsekwencje. Chyba za bardzo się do tego wszystkiego przywiązałem, wierząc że Jimin naprawdę zacznie mi poświęcać więcej czasu i zacznie mnie lepiej traktować po naszej kłótni i rozmowie, podczas której usłyszałem kilka idiotycznych obietnic, których oczywiście nie dotrzymał. Zamiast zacząć się mną faktycznie zajmować, szukał sobie w tym czasie Omegi, którą teraz to ja zamierzałem znaleźć i zniszczyć. Choć nie wiedziałem jak ona wygląda, ile ma lat, czym się zajmuje i gdzie mieszka, ale z wypowiedzi Jimina wywnioskowałem, że jest chłopakiem, a w tym przypadku to i tak już dużo mi mówiło. Jednak zanim się za to zabrałem, układając jako taki plan, przeleżałem cały dzień w gnieździe, po prostu żałując wszystkich lat z Parkiem i tego, co do niego czułem. Tym razem nie pozwoliłem sobie na łzy, bo nie miałem za czym ryczeć. Park Jimin był, jest i będzie beznadziejnym Alfą, który tak samo jak mnie zdradzał, tak samo zdradzi tę swoją Omegę. Chociaż najpierw i tak miałem zamiar sprawić, że sobie mnie popamięta. Bo nawet jeżeli nie wiedział, że Jimin kogoś ma, to teraz się dowie.
Mój plan był naprawdę prosty. Pójść do Jisunga – najmłodszego brata Jimina – i o wszystko wypytać. Nawet jeżeli nienawidziłem tego niewychowanego i rozpuszczonego smroda, teraz musiałem być miły i przekupić go jakimiś słodyczami, aby był chętny do rozmowy, bo inaczej niczego mi nie zdradzi.
Swój plan wprowadziłem w życie, po dowiedzeniu się kiedy ten smród kończy lekcje, aby móc go zaczepić tuż po wyjściu ze szkoły, nie ryzykując w ten sposób spotkaniem Jimina i reszty jego braci-idiotów. Mały pierd mnie znał, dlatego ode mnie nie uciekał, woląc się ze mną pokłócić, co oczywiście było mi na rękę. Choć nie spodziewałem się, że gdy z najmilszym uśmiechem, na jaki było mnie stać, zechcę mu wręczyć zakupione słodycze, ten wyleci mi z odmową, bo: „Jeonggukie hyung ma pyszniejsze słodkości w swojej cukierni". A to od razu dało mi do myślenia i podpowiedziało, że ten „Jeongguk" może być właśnie tą Omegą. Bo jeszcze nigdy nie słyszałem tego imienia, a Jisung nie miał innych hyungów oprócz tych w rodzinie, których ja też doskonale znałem.
Dopytanie o wspomnianego chłopaka, natychmiast dostarczyło mi odpowiedniej informacji, bo smród od razu wyleciał z tekstem: „To Omega Jimin hyunga! I jest bardzo kochany". A gdy z nadal wymuszonym uśmiechem podpytałem go o nazwę tej cukierni, pod pretekstem chęci zakupienia jakichś słodyczy stamtąd, dzieciak wyśpiewał mi wszystko ładnie, dzięki czemu mogłem go już olać i wrócić do samochodu, od razu każąc szoferowi poszukać tego burdelu i mnie tam zawieźć.
Jeszcze w czasie drogi, ułożyłem sobie cały scenariusz naszego spotkania, który miałem zamiar zrealizować krok po kroku, dając tej dziwce to, na co zasłużyła. A widząc szyld z nazwą podaną przez brata Jimina, złapałem za wodę i jak tylko mój szofer zatrzymał się pod tą cukiernią, wysiadłem z uśmiechem, kierując się do miejsca pracy tej dziwki.
Po przekroczeniu drzwi prowadzących do środka sklepu, od razu uderzyło we mnie to typowe dla Omeg otoczenie. Jasne, przesłodzone i...
Zaraz... ten szmaciarz chyba tu kiedyś był.
Mój mózg był niezawodny nie tylko jeśli chodziło o zapamiętywanie tekstu do roli. Zawsze zwracałem uwagę na szczegóły, zwłaszcza te związane z Jiminem, dlatego pamiętałem jak raz lub dwa podjechaliśmy do tej cukierni. Tylko kiedy to było... trzy, cztery miesiące temu?
Szmaciarz i dziwka. Idealne połączenie, które teraz za wszystko mi zapłaci.
Skierowałem się do lady, za którą krzątała się jakaś dziewczyna, a że byłem wręcz idealnym aktorem, uwierzyła w mój szeroki i przyjazny uśmiech, również go odwzajemniając. Jednak i tak musiałem ją jakoś stąd spławić.
– Dzień dobry. Co panu podać?
– Szukam Jeongguka... Jest dzisiaj, prawda? – zapytałem, patrząc po tych produktach, dla których też znalazłem już zastosowanie, oczywiście mając ochotę je złapać i wsmarować we włosy tej dziwki.
– Jeongguk? – odparła na to lekko zdziwiona dziewczyna, choć kiedy pokiwałem głową, już o nic nie dopytywała, idąc po niego na zaplecze. I tak jak się domyślałem, wygląd dziwki, pasował do moich wyobrażeń, bo tak jak każda słaba i typowa dla naszego świata Omega, wyglądał jak krowa do rodzenia i zadawalania Alf.
– Miło cię widzieć, złotko – przywitałem się, nadal z szerokim uśmiechem. Lecz gdy chłopak stanął naprzeciwko mnie, tuż za ladą, zanim cokolwiek powiedział, posyłając mi lekko zdziwione spojrzenie, odkręciłem już wodę, udając początkowo, że mam zamiar się jej napić, choć zaraz wycisnąłem ją prosto na jego twarz, sprawiając w ten sposób, że chłopak stracił widoczność. A ja oczywiście miałem zamiar to wykorzystać, sięgając ponad ladę, by złapać go za włosy i szarpnąć za nie mocno do tyłu, przyciągając trochę w swoją stronę.
Uśmiechnąłem się, słysząc jego jęki i próby złapania moich rąk, choć te jego tak się trzęsły, że nie były w stanie zacząć ze mną walczyć.
– Radzę ci uważać komu dajesz dupy, głupia dziwko. Bo zajęty Alfa może mieć mściwą Omegę, która postara się o zrobienie z ciebie bezużytecznej suki – oznajmiłem mu z niemałą satysfakcją, gdy przy każdym mocniejszym pociągnięciu do tyłu, chłopak krzywił się, starając się już oderwać moją rękę od swoich włosów, choć nadaremno, bo byłem silniejszy od tych wszystkich słabych Omeg.
– Nie chciałem... cię zranić, Taehyung... Przepra-
– Zamknij się – rozkazałem, ciągnąc go mocniej do tyłu i wywołując w ten sposób już nie tylko jęk bólu, a również krótki krzyk, który chyba przywołał tu jego kumpelę, która została na zapleczu, dlatego jak najszybciej odwróciłem go bardziej w stronę blatu i uderzyłem jego głową prosto w mebel, uśmiechając się zadowolony z siły z jaką uderzył w ten element i niestety musząc się już wycofać, bo brązowowłosa harpia już sięgała do mnie swoimi pazurami, krzycząc jakieś słowa, na których się nie skupiałem, mając to gdzieś.
Wycofałem się już do tyłu z w pełni zadowolonym uśmieszkiem, obserwując jak dziewczyna obejmuje lekko zakrwawioną dziwkę, której miałem zamiar powiedzieć jeszcze coś ładnego na odchodne.
– Baw się dobrze z tym szmaciarzem i jego hordą dziwek, do której zresztą na pewno należysz.
Dziewucha jeszcze coś do mnie krzyknęła, gdy wychodziłem, choć ja skupiłem się na wystraszonych, załzawionych oczach nowej Omegi Jimina, co w pełni mnie usatysfakcjonowało, pozwalając opuścić tę cukiernię z szerokim uśmiechem na twarzy.
Masz za swoje, idioto.
Jimin:
Uczucie ulgi, które poczułem po powiedzeniu Taehyungowi o Jeongguku, było niestety chwilowe. Wciąż przed nami jawiło się jeszcze dużo innych problemów, które stały na drodze do naszego szczęścia. Poza tym rozmawiając z moim ukochanym przez telefon, zorientowałem się, że coś jest nie w porządku. Był jakiś smutny, a niestety nie mogłem go odwiedzić z powodu problemów w firmie. Poza tym młodszy zapewniał, że to nic takiego, więc starałem się mu wierzyć. Przecież natychmiast zjawiłbym się u niego, gdyby tylko tego potrzebował.
Dopiero kolejnego dnia udałem się do cukierni, gdzie zastałem przy ladzie Jennie. Dziewczyna na sam mój widok, prawie wyleciała zza lady i dopadła mnie, wyjaśniając gorączkowo, co miało tutaj miejsce. Niewiele brakowało, bym wybuchł z wściekłości. Nie mam pojęcia, jakim cudem znalazł mojego Omegę, ale już szykowałem się na zrobienie mu krzywdy. Jednak wiedziałem, że teraz muszę przede wszystkim sprawdzić, co się dzieje z moim ukochanym, bo to on był najważniejszy.
Dziewczyna pogoniła mnie na zaplecze, zapewne nie chcąc, by jakaś scena odgrywała się w cukierni, w której teraz spędzała popołudnie rodzinka z dziećmi, co było zrozumiałe. Jednak widok uszkodzonej buzi Jeongguka, o czym świadczył plaster na jego czole, sprawił iż miałem ochotę skomleć. Szybko się przed tym powstrzymałem, przytulając mojego Omegę do siebie i zapewniając, że wszystko będzie dobrze i nigdy więcej nie dopuszczę do tego, by Taehyung do niego przyszedł, choćbym miał zatrudnić ochronę, która będzie go pilnować.
Potrzebowaliśmy naprawdę dłuższego czasu, aby moje słonko przestało płakać i wyjaśniło mi dokładnie, co się wydarzyło. A kiedy powtórzył mi słowa tej beznadziejnej Omegi, który nie zasługuje na nic lepszego niż to, co miał ze mną, wiedziałem że skończy się to jedną, wielką wojną. Oczywiście zapewniałem Jeongguka, że kocham go i nie mam zamiaru zdradzać tak ważnej dla mnie osoby, gdyż była to naprawdę inna sytuacja i nie jestem już tym samym Alfą, właśnie dzięki niemu. Obiecałem, że wrócę do niego później, ale teraz za bardzo mnie nosiło, bym nie pojechał natychmiast do Taehyunga.
Przez całą drogę warczałem i wypluwałem kolejne wyzwiska pod adresem tego śmiecia, nie mogąc się doczekać aż dorwę go w swoje ręce i po prostu rozszarpię. Niestety gdy tylko dopadłem do drzwi domu Kima, otworzył mi jego ojciec, który najwidoczniej widział mnie na monitoringu, bo nawet nie zdążyłem zmaltretować dzwonka. Odsunąłem się od niego z czystej ostrożności, bo nawet jeśli byłem silny, to młody Alfa nie mógł wyjść cało ze starcia z dorosłym. A już szczególnie z ojcem, który broni swoje dziecko.
– Chcę rozmawiać z Taehyungiem – warknąłem, zaciskając pięści, aby jakoś kontrolować swoje zachowanie.
– Nie zbliżysz się już do mojego syna, Jimin – stwierdził cholernie spokojnie, co tylko dodatkowo mnie wkurwiało.
– Ile pan wie?
– Wystarczająco, by wytłumaczyć Jiyongowi, czemu jego syn wylądował przeze mnie w szpitalu po przekroczeniu progu tego domu. Jesteś Alfą, Jimin, a nie umiesz ochronić żadnej Omegi, która jest pod twoją opieką – stwierdził ten zasraniec, kręcąc głową, jakby litował się nade mną.
CO ON SOBIE WYOBRAŻA? WYCHOWAŁ OMEGĘ NA TAKIE GÓWNO, A DO MNIE MA PRETENSJE, ŻE NIKT NIE CHCE OD NIEGO NIC WIĘCEJ OPRÓCZ TRUSKAWKOWEJ DUPY?!
– Nie mam zamiaru chronić Omegi, której nienawidzę. Ale ostrzegam, że jeśli jeszcze raz zbliży się do mojego Omegi, to wróci tutaj rozczłonkowany i zapakowany w karton – warknąłem, zdając sobie sprawę, iż nic więcej tu teraz nie wskóram.
Wróciłem więc do auta i z piskiem opon wyjechałem z posesji, kierując się za miasto, aby móc się zatrzymać dopiero na jakimś pustkowiu w pobliżu rzeki, gdzie mogłem się wykrzyczeć i trochę uspokoić.
Jeszcze w drodze wysłałem zbiorową wiadomość do przyjaciół z kodem D20LO, co w naszej watasze znaczyło: „Dzisiaj o dwudziestej, w klubie Luna. Możecie wziąć Omegi".
Resztę popołudnia spędziłem na powietrzu, siedząc na niskiej gałęzi drzewa, czerpiąc trochę spokoju od Tierry, który był opiekunem mojej rodziny. Zawsze zwracałem się do tego wilka, gdy jako dziecko miałem kłopoty. Tata mnie tego nauczył, sadzając w zaplecionym własnymi dłońmi koszu i mówił, bym zwinął się w kulkę i słuchał, jak żyje ziemia, bo to ona jest źródłem mojej mocy. Wtedy jeszcze tego nie rozumiałem, ale teraz, po latach, gdy kontakt z ziemią miałem coraz rzadszy, zaczynałem tego szukać, właśnie w takich chwilach.
Kiedy udało mi się już ochłonąć i odsunąć od siebie te najczarniejsze myśli, zadzwoniłem do mojego Jeongguka, proponując mu wyjście dzisiaj na spotkanie razem ze mną. Chciałem go przedstawić przyjaciołom, a przy okazji trochę odciągnąć od naszych kłopotów.
Chłopak zgodził się, dlatego wieczorem zebrałem się znad rzeki i wróciłem do miasta, kierując się prosto pod blok młodszego.
Jeongguk zszedł po wiadomości ode mnie. Nie miał już na czole plastra, ale dostał delikatny pocałunek w rozcięcie, którego nie maskował makijażem, by nie zabrudzić tej rany.
Ruszyłem więc do klubu Luna, gdzie najczęściej umawiałem się z watahą, gdyż mieli tam sale dla VIP-ów, umożliwiające nam swobodne rozmowy. Taniec rzadko kiedy nas interesował, więc było to idealne rozwiązanie.
Przy wejściu pokazałem tylko dowód i wpłaciłem odpowiednią sumkę za nasze wejście, po czym skierowałem się po schodach, trzymając pewnie dłoń mojego ukochanego, który trochę się za mną chował.
W pierwszym pokoju już czekała cała ekipa. Wonsik błądził dłonią po udzie swojej Omegi – Hakyeona, który łasił się do niego, prosząc o jak najwięcej uwagi. Obok niego usadowił się Taemin z trójką rozchichotanych blondynek, które widziałem pierwszy raz i nie miałem zamiaru zapamiętywać, bo zostaną wymienione na nowe, tak jak każde poprzednie zabawki chłopaka. Kolejni byli Hoseok i Hyejin, którzy przyszli sami oraz Byulyi ze swoim Omegą – Jaehyunem. Ona jako jedyna z naszego grona oznaczyła już swojego partnera i cichaczem robiliśmy zakłady, kiedy oznajmi, że powiększy się jej rodzinka.
– Poznajcie mojego Omegę - Jeongguka – oznajmiłem wszystkim, przyciągając bliżej chłopaka, aby nie czuł się zagubiony wśród obcych Alf, z których każda jedna będzie miała teraz obowiązek go strzec. – Kochanie - to moi przyjaciele – dodałem i przedstawiłem każdego, odpuszczając sobie tylko harem Taemina.
– No proszę, nie mówiłeś tak nawet o Taehyungu – zauważył Wonsik, kładąc dłoń na pośladku Hakyeona. Oni jak zwykle mieli bardzo wywalone na to, gdzie obecnie są. Nie zdziwię się, gdy pewnego dnia po prostu zaczną się pieprzyć na naszych oczach. W sensie na trzeźwo, bo napici robili to już przy nas nieraz.
– Nie rozmawiamy o nim – warknąłem, nie chcąc już nawet słyszeć tego imienia.
– Dlaczego? To była taka zadziorna Omega – zauważył Wonsik ze złośliwym uśmiechem, a ja po raz kolejny zacząłem się zastanawiać, dlaczego się z nim przyjaźnię.
Jaehyun uradowany towarzystwem Jeongguka, w którym chyba zobaczył nowego przyjaciela dla siebie, przyciągnął go na wolne miejsce. Naturalnie nie zamierzałem straszyć ukochanego tą bandą, dlatego usiadłem obok.
– Ładniusi – stwierdziła Byulyi, przyglądając się Jeonggukowi, jednocześnie głaszcząc włosy swojej Omegi. Zobaczyłem też, jak mocniej zaciąga się powietrzem. – Toffi i jabłka? Co za urozmaicenie. Często konsumujesz... wasz związek, Jimin? – zapytała, przenosząc na mnie spojrzenie, na co posłałem jej tylko uśmiech i objąłem mojego ukochanego, składając na jego szyi pocałunek.
– Nie stresuj się. Są głupi, ale nieszkodliwi – zapewniłem mojego zestresowanego wilczka, ale wcale nie zniżyłem przy tym tonu, przez co moi przyjaciele warknęli, ale zaraz po tym zaśmiali się.
– To za co dzisiaj pijemy? – spytał Hoseok, sięgając po stojący na stoliku trunek.
– Za śmierć – odparłem spokojnie, zamawiając na dotykowym panelu jakieś bezalkoholowe napoje dla mnie i mojej Omegi. Dla niego, bo nie chciałem, by następnego dnia męczył się z kacem, a dla siebie, bo cholera wie, czy jutro nie przyjdzie mi się zmierzyć z ojcem.
– Ciekawie się zapowiada – stwierdził Wonsik, szczere zainteresowany tematem.
– Co zrobiłeś Jimin? – dopytywał Taemin.
– Zakochałem się. A ojciec na pewno już o tym wie.
Jeongguk nie spodziewał się chyba takiej odpowiedzi, bo zaraz przysunął się bliżej mnie i zaczął jeździć nosem po mojej szyi, okazując w ten sposób swoje wsparcie.
– Za śmierć! – krzyknęła Hyejin, unosząc swoją szklankę, a wszyscy razem z nią wznieśli toast, śmiejąc się cicho, choć każdy zdawał sobie sprawę z tego, z jak poważną rzeczą mamy do czynienia.
– To co zostawisz w spadku swojej wiernej watasze? – zainteresował się Taemin.
– Tobie książkę telefoniczną – odparłem natychmiast, na co obaj zaśmialiśmy się przez nasz prywatny żart. Taemin bowiem śmiał się kiedyś z mojej listy kontaktów w telefonie, która ograniczała się do numerów do Bet, które były chętne na seks i powtarzał, że powinienem wydać książkę telefoniczną ze spisem tych numerów dla wszystkich samotnych Alf.
– Przestańcie żartować. Jimin, możemy ci jakoś pomóc? – zapytał Hoseok, chyba najbardziej przejęty tym wszystkim. Ale w sumie nic w tym dziwnego. Z nim łączyła mnie najmocniejsza przyjaźń i bez wahania wskoczyłbym za nim w ogień.
– Trumnę załatwcie – powiedziałem, starając się mimo wszystko nie odpuszczać żartów na ten temat, jednocześnie gładząc uspokajająco bok Jeongguka.
– Myślisz, że cię wywali? – dopytywał Wonsik, na co wzruszyłem ramionami.
– Zobaczymy. Ale będę potrzebował sztabu najlepszych prawników.
– Załatwione.
Jeonggukie przez cały czas nie opuszczał mojego boku, wtulając we mnie i pocieszając, choć mieliśmy przecież zapomnieć tego wieczoru o naszych problemach. Nie mogliśmy więc zabawić się w klubie dłużej niż dwie godziny, bo w końcu zabrałem moją Omegę do mieszkania jego rodziców i zostałem z nim na noc, tuląc to drobne ciało do siebie. I w duchu obiecałem, że choćby nie wiadomo co się stało, nie dopuszczę, by cokolwiek złego przytrafiło się mojej Omedze.
Jeongguk:
Czasami naprawdę nie lubiłem swojego charakteru, przez który nie tylko byłem słaby, potrzebując ciągłej opieki, a również często mówiłem rzeczy, które powinienem zatrzymać dla siebie, właśnie dla dobra innych. Dlatego po przyjściu Taehyunga do cukierni, to Jennie po opatrzeniu mojej niewielkiej, choć mocno krwawiącej rany, poradziła mi, abym powiedział o tym tylko Jiminowi i co najwyżej mamie, bo znając opiekuńcze Alfy, które mają za synów i córki Omegi, Taehyung zginie na coś takiego kiedy mój tata się o tym dowie. I posłuchałem Jen, mimo wszystko naprawdę nie chcąc, aby ucierpiał jeden z członków mojej rodziny, na pewno lądując po takim zajściu w więzieniu, oraz Taehyung, który tak naprawdę nic nie zrobił. Był po prostu zły i miał do tego prawo. W końcu Jimin zdradzał go ze mną, a ja, przez uczucie jakim darzyłem mojego Alfę, nie potrafiłem z niczym poczekać. Więc to w dużej mierze była moja wina i powinienem poprosić Jimina, abyśmy poczekali. Ze wszystkim. Z planami, randkami, pocałunkami, seksem. Aby nie ranić Taehyunga i nie narażać mojego ukochanego na problemy ze swoim tatą.
Te wszystkie niezakończone i wciąż wiszące nad nami sprawy, martwiły mnie na tyle, bym znów nie potrafił się na niczym skupić i ciągle martwił nie tylko mamę, ale również Jennie, Jimina i naszego dyrygenta, który często musiał mnie upominać, gdy spieszyłem z tempem lub odlatywałem myślami i zaprzestawałem grać. Lekcje z panią Hahn już się zakończyły, dzięki czemu chociaż pani Lee nie wiedziała o moim roztargnieniu i braku profesjonalizmu. W końcu przygotowywaliśmy się już do występów końcowo rocznych, które zawsze były ogromnym wydarzeniem, a ja i tak myślałem o naszym piątkowym wyjściu ze znajomymi mojego Alfy. Bo na pewno jego poprzednia Omega lepiej potrafiła się odnaleźć w towarzystwie, mając z nimi lepsze relacje. Dodatkowo lepiej wyglądała i była bardziej pewna siebie. Dlatego po tym zdarzeniu i jego słowach, oraz po poznaniu znajomych Jimina, moja samoocena drastycznie spadła, dokładając mi tym samych problemów.
Po weekendzie, jak zwykle stawiłem się na próbę w filharmonii, której końca naprawdę nie mogłem się doczekać. Teraz pragnąłem spędzać w gnieździe każdą wolną chwilę, czując się tam najbezpieczniej. Szczególnie od kiedy hyung wręczył mi kilka swoich ubrań, przesiąkniętych cedrem i migdałami, co pozwoliło mi się uspokoić i poczuć jak w prawdziwym domu, o którego zbudowanie dopiero walczyliśmy. Teraz już tylko marzyłem o zakończeniu tego wszystkiego, naznaczeniu mnie przez Jimina i urodzeniu mu gromadki dzieci, którą wychowamy na miłe i kochane Omegi, odważne i opiekuńcze Alfy lub na pewne siebie Bety, które bez problemu stawią czoła temu światu.
I może przez moje kolejne zamyślenie, ledwo zauważyłem, że próba się skończyła, bo grałem z automatu, śledząc nuty i odtwarzając kolejne sekwencje. Dopiero dyrygent, który oznajmił mi, że mam przyjść do gabinetu pani Lee, skutecznie odciągnął mnie od tych myśli, sprawiając że otworzyłem szerzej oczy zaskoczony, ale i trochę wystraszony. Bo w końcu znów zdążyłem zapomnieć o poprzednich słowach tej Alfy, zbyt zajęty obecnymi problemami.
I nie mając pojęcia co tym razem mi zaproponuje, oznajmi lub na mnie wymusi, po schowaniu skrzypiec do futerału, skierowałem się do miejsca, które mijałem już kilka razy, chodząc po filharmonii. Pamiętałem przy tym słowa mojego ukochanego przyjaciela, który przestrzegał mnie przed przychodzeniem do jej gabinetu, ale nie sądziłem, aby mogła mnie teraz skrzywdzić. Nie w miejscu jej pracy.
Zapukałem, czując jak moje serce już przyspiesza, a przez zdenerwowanie zaczynam gryźć swoją już i tak poranioną wargę. Zaraz usłyszałem damski głos, który zaprosił mnie do środka, dlatego gdy otworzyłem powoli drzwi, ujrzałem za nimi panią Lee, jak zwykle ubraną naprawdę elegancko i pijącą kawę z filiżanki. Miałem ochotę się wycofać, gdy w mojej głowie pojawiły się jej ostatnie słowa o posiadaniu Alfy. Bo przecież byłem teraz związany z Jiminem, przez co jeszcze bardziej obawiałem się każdego jej ruchu.
– Pani mnie wzywała? – zapytałem cicho, tuż po niskim ukłonie i przywitaniu, nadal przytrzymując drzwi, jakby licząc, że pani dyrektor jednak stwierdzi, że wzywała kogoś innego i mam sobie pójść.
– Owszem. Siadaj, Jeongguk – poprosiła jednak, a ja nie miałem innego wyjścia jak zamknąć za sobą delikatnie drzwi i skierować się w stronę krzesła stojącego przy biurku, tuż naprzeciwko Alfy. I dopiero gdy zająłem na nim miejsce, zawieszając wzrok na dłoniach podtrzymujących futerał z moimi skrzypcami, kobieta znów się do mnie odezwała. – Jak próba? Wszystko gotowe na zakończenie roku?
– Nadal ćwiczymy, pani Lee. Ale dajemy z siebie wszystko – zapewniłem, nawet nie próbując zgadywać, czy tylko to będzie dzisiaj naszym tematem. Bo zapewne pytała o to przy okazji.
– Bardzo dobrze. Napijesz się czegoś? Co prawda mogę ci tutaj zaproponować tylko coś bezalkoholowego, ale zapewniam, że kawę mam z najwyższej półki – oznajmiła, a moje spojrzenie nadal błądziło gdzieś po biurku, tylko sporadycznie na nią zerkając, aby nie uznała mnie za niegrzecznego.
– Nie, dziękuję. Nie piję kawy. I... tata już na mnie na pewno czeka, pani Lee – powiedziałem, patrząc na nią dłuższą chwilę, sugerując swoimi słowami, że powinienem już iść. W końcu po naszej ostatniej rozmowie, chciałem jej unikać, nie dając się nigdzie zabierać, czy też spędzać z nią czasu. Nawet jeśli ograniczała go zawsze do krótkiej rozmowy.
– W sumie dobrze się składa, że tu jest. Możesz zadzwonić, by do nas przyszedł. Od razu omówimy sprawę twojego naznaczenia – stwierdziła, a moje spojrzenie, spoczywające do tej pory na rękach, początkowo wyraziło szok, a zaraz po tym zdezorientowanie, gdy już znalazło się na jej twarzy. Kobieta wyglądała na względnie życzliwą, choć mówienie o takich rzeczach do jednego ze swoich muzyków, nie zaliczało się do podobnej kategorii.
Wie o moim Alfie? Ale... dlaczego by o to pytała?
– Naznaczenia? – powtórzyłem to jedno słowo, woląc nie tworzyć na razie żadnych teorii, a usłyszeć po prostu co miała w ten sposób na myśli.
– Co to za mina, Jeongguk? – Kobieta sama się zdziwiła moim pytania, odstawiając filiżankę z kawą i w jednej chwili poważniejszą, co jeszcze bardziej mnie zmartwiło. – Wiosną mam zamiar cię naznaczyć.
Te kilka słów wystarczyło, bym początkowo posłał jej zaskoczone spojrzenie, nie wiedząc, czy sobie żartuje. Ale zaraz przypomniałem sobie o naszej rozmowie po jednym z koncertów, kiedy była zła o to, że zadawałem się z jakimś Alfą.
– Pani? Mnie? Przecież... w ogóle się nie znamy – zauważyłem szeptem, szybko uciekając wzrokiem z powrotem na moje ręce, bo nie byłem w stanie dalej jej obserwować. Naprawdę się nie znaliśmy, a kobietę nie obchodził mój los. Nie wiedziała czym się zajmuję poza filharmonią, co lubię, gdzie mieszkam. Nie znała moich przyjaciół, mojej rodziny, marzeń i pragnień. Nawet nigdy mnie nie przytuliła, nie pocałowała lub nie powiedziała tych dwóch, równie ważnych dla mnie słów, które często słyszałem od Jimina. I choć wiedziałem, że naprawdę sporo Omeg po prostu jakoś by się dopasowała do tej sytuacji, woląc życie w dobrobycie, niż miłość, ja nie byłem jedną z nich, na pewno nigdy nie będąc w stanie zgodzić się na taki układ. Jednak teraz nie mogłem jej o tym powiedzieć. Nie, kiedy widziałem jaka potrafiła być, gdy ktoś ją czymś uraził lub cokolwiek jej odmówił.
– Nie musimy. Jesteś ładny. I masz przyjemny zapach. Tyle mi wystarczy. Zresztą, sam doskonale wiesz, że nie powinieneś mi się sprzeciwiać. A ja już podjęłam decyzję – potwierdziła moje domysły, co sprawiło, że nie tylko przygryzłem znów swoją wargę, a również przez te wszystkie emocje i bezsilność, byłem bliski płaczu.
– Nic przecież dla pani nie znaczę... – starałem się jej przypomnieć lub po prostu uświadomić, bo dla mnie nadal była tylko panią dyrektor filharmonii, a ja byłem dla niej najwyraźniej Omegą, którą chciała przymusić do partnerstwa.
– Gdybyś nic nie znaczył, to nic bym dla ciebie nie robiła – stwierdziła na moje słowa, dlatego postanowiłem spróbować jej uświadomić, że to nadal nie było podkreślenie, że do niej należę i w ten sposób o mnie zabiega lub o mnie dba.
– To tylko lekcje, pani Lee.
– Tylko lekcje? – Alfa oburzyła się moimi słowami, prychając, przez co jeszcze bardziej obawiałem się tego, że nie wybrnę z tej sytuacji, bo najwyraźniej większość moich słów wywoływała u niej takie reakcje. – Gdybym kilka lat temu nie widziała w tobie potencjału na piękną Omegę, nawet nie zostałbyś tutaj przyjęty. Myślisz, że jesteś jedynym zdolnym muzykiem, który chce u nas grać? – zapytała rozbawiona, chyba postanawiając mi uświadomić, że dostałem się tutaj tylko przez wygląd, a nie przez talent, dodatkowo będąc przez nią wybrany jeszcze zanim w pełni ujawnił się mój status?
Skuliłem się, nie mogąc nic na to odpowiedzieć, bo wiedziałem, że w każdej chwili mogę wybuchnąć płaczem, a nie chciałem tego robić przy całkowicie obcej mi osobie, która właśnie oznajmiła mi, że do niej należę. Dlatego zacząłem powoli podnosić się z krzesła, postanawiając wyszeptać jeszcze kilka słów, mocno drżącym głosem.
– Powinien już pójść.
Nie było mi jednak dane skierowanie się do wyjścia, bo tuż po wypowiedzeniu tego, zauważyłem, jak Alfa podnosi się ze swojego miejsca, idąc prosto do mnie.
Wystraszyłem się, mając ochotę zasłonić lub od niej uciec, myśląc że czymś ją uraziłem i zaraz mnie uderzy. Bo nawet jeśli Alfy nie krzywdziły swoich Omeg, chcąc je chronić, pani Lee we wszystkim różniła się od przedstawicieli tego statusu, których zdążyłem do tej pory poznać.
Na szczęście jej ręka po prostu objęła mnie w pasie, choć w takiej sytuacji, zarówno jej dotyk, jak i zapach, który dotarł do moich nozdrzy, jeszcze bardziej mnie zestresował, nie będąc w stanie uspokoić. Bo to nie był cedr i migdały, które tak dobrze znałem i tak bardzo kochałem.
– Jeongguk, nie zrozum mnie źle. Masz talent, ale twoje pochodzenie nie jest najlepsze. Powinieneś się cieszyć, że ktoś taki jak ja się tobą zainteresował – oznajmiła mi, a ja nie miałem zamiaru i nie chciałem się z nią o to sprzeczać, po prostu pragnąc stąd wyjść i znaleźć się w bezpiecznych ramionach taty.
Pokiwałem głową, bo było to najbezpieczniejszą opcją, a po mocniejszym złapaniu mojego futerału, znów postanowiłem się odezwać.
– Chcę... Chcę już pójść, pani Lee. Proszę – wyszeptałem, słysząc jak mój głos drży jeszcze bardziej niż poprzednio, bo bałem się jej reakcji na te słowa.
– Dobrze – zgodziła się o dziwo, choć gdy już myślałem, że mnie po prostu puści i pozwoli odejść, Alfa pochyliła się w moją stronę, docierając do boku mojej szyi, by zacząć zostawiać na niej swój zapach. Zacisnąłem przy tym powieki, tak bardzo mając ochotę ją w tej chwili od siebie odepchnąć i powiedzieć, że tylko mój Alfa może to robić i tylko jego zapachu potrzebuję. Jednak wiedziałem, że to rozpętałoby burzę i pani Lee mogłaby zakończyć tę rozmowę potarciem mojego karku, całkowicie mnie unieruchamiając i poddając jej woli. Dlatego jakoś to wytrzymałem, czując jak pod moimi zaciśniętymi powiekami formują się już łzy, którym jeszcze nie pozwalałem wypłynąć.
Kobieta zakończyła to po dłuższej chwili, odsuwając się ode mnie, dlatego natychmiast się rozluźniłem.
– Wrócimy jeszcze do tej rozmowy – usłyszałem jeszcze, zanim pożegnałem się cicho i szybkim krokiem skierowałem do wyjścia. I dopiero na zewnątrz pozwoliłem sobie na łzy, ścierając ten zapach ręką, nawet jeśli było to bezcelowe, bo nie mogłem się tego pozbyć w taki sposób.
Nie chciałem nic mówić tacie, nawet kiedy zapłakany wpadłem w jego ramiona, prosząc jedynie o zabranie mnie do Jiminnie hyunga, bo teraz tylko on mógł mi pomóc w tej sprawie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top