1 - Transition
Prezent pod choinkę :D
KS mówiła kiedyś, że prędzej jej kaktus wyrośnie na czole, niż napisze mprega. No i proszę :) Czekamy na zdjęcia kuktasa, KS! :P
6500 ENJOY! :D
~~~~~~~~~~~~
Jimin:
To, jakie mamy miejsce w społeczeństwie, nie zależy od nas, najwyższy czas się z tym pogodzić. To pieniądze i rodzina z jakiej pochodzimy, będą wyznaczać naszą przyszłość. Im więcej cyfr na koncie bankowym, tym więcej władzy. Im lepsza rodzina, tym prostszy start. Ale nawet to nie było tak ważne, jak status. Urodziłem się Alfą i jestem z tego powodu dumny. Status, który dawał mi wszystko najlepsze, co mogło mi się trafić. Zarówno instynkt, jak i ciało wojownika, pozwalały zdobywać wszystko, co chciałem. To ja, i każdy z tym samym statusem co mój, dyktowaliśmy warunki na jakich zbudowany był ten świat. To my zajmowaliśmy najwyższy szczebel w hierarchii, byliśmy przywódcami państw, firm, czy chociażby rodzin. Władzę mieliśmy w genach. Ale bycie Alfą to też wielki obowiązek. Musieliśmy zapewnić rodzinie przetrwanie. Dawniej zdobywając jedzenie, teraz gromadząc jak najwięcej praktycznie wszystkiego. Jednak to brzemię nie było mi jeszcze znane. Nie zdążyłem założyć rodziny, choć miałem już wybraną Omegę. Niestety, nie przeze mnie i to był chyba główny powód, dla którego odwlekałem moment naznaczenia go. Omega była statusem, który w hierarchii teoretycznie był najniżej, ale to tylko ze względu na uległość tych osób wobec pozostałych dwóch grup. Jednak bez nich nie byłoby nas wszystkich, bowiem jedynie Omegi mogły rodzić dzieci. Alfy mogły je płodzić, więc nie moglibyśmy funkcjonować bez siebie nawzajem, a każda Omega wymagała opieki. Bety natomiast były statusem, który tak naprawdę nie miał nic. Wiązanie się z przedstawicielem tej grupy, było jednoznaczne z niezałożeniem rodziny. Od małego nie rozumiałem, po co w ogóle taki status istniał. Co prawda Bety były o tyle przydatne, że zajmowali stanowiska, które dla Alf lub Omeg byłyby kłopotliwe, chociażby lekarzy. Nikt nie chciałby, aby w szpitalu panowało zamieszanie przez zapach lekarzy, dlatego moim zdaniem Bety były po prostu pracownikami, służącymi społeczeństwu.
Wracając jednak do mojej niechcianej Omegi. Taehyunga znałem już dobrych kilka lat i o ile był całkiem w porządku za czasów gimnazjum, gdy chodziliśmy razem do klasy w prywatnej szkole dla dzieciaków z bogatych rodzin, tak w liceum zrobił się taką primadonną, że na samą myśl o spotkaniu z nim, miałem ochotę warczeć. I nawet jeśli w jakimś stopniu go lubiłem, to stanowczo nie chciałem zakładać z nim rodziny.
Niestety te przymusowe zaręczyny, załatwione przez naszych ojców, wymuszały na mnie zajmowanie się tym specyficznym partnerem. Dlatego choć przez kilka dni udało mi się unikać spotkania z Tae, w końcu ojciec postanowił się o to doczepić, bo Omega poskarżył się swojemu tacie, że go olewam. Dlatego po wysłuchaniu wszystkiego, co ma mi w tym temacie do powiedzenia, z piekącym od uderzenia policzkiem i wściekły, wsiadłem do mojego nowiutkiego hyundaia i ruszyłem pod dom Taehyunga, choć starałem się przy tym jechać w jak największych korkach, aby tylko opóźnić moment naszego spotkania.
Nie uprzedziłem mojego rówieśnika, że wpadnę, dlatego gdy dojechałem na miejsce, wysłałem mu zdjęcie z rozkazem zejścia do mnie, bo mam zamiar zabrać go na przeprosinową randkę. Po której mój portfel schudnie o kilka bezsensownie wydanych milionów...
Widziałem, że Taehyung odczytał moją wiadomość, ale jego zwlekanie z wypełnieniem mojego polecenia szybko sprawiło, iż zacząłem denerwować się jeszcze bardziej. Alfy z natury bywały wybuchowe, więc chłopak, jako Omega, tym bardziej powinien zdawać sobie z tego sprawę i przybiec tu w ciągu minuty, a nie dziesięciu. W dodatku z miną, jakby mu jego bichon Miri nasrał do torebki.
Czyli obrażona księżniczka na horyzoncie. Zajebiście.
– Dłużej się nie dało? – warknąłem, starając się choć trochę kontrolować, bo inaczej gotów byłem mu przyłożyć. Nie powinienem tego robić, ale wciąż widziałem w nim bardziej kumpla niż partnera, a to nie działało na jego korzyść.
– Powinienem kazać ci czekać dziesięć dni, co byłoby wprost proporcjonalne do twojego olewania mnie – stwierdził obrażony Taehyung, nadal wpatrujący się w przednią szybę.
– A według ciebie pieniądze na twoje przyszłe zakupy same się zarobią? – zapytałem, nadal trzymając się wymówki, której zawsze używałem.
– To już od ciebie zależy jak chcesz, aby wyglądała twoja Omega. Ale mimo wszystko mógłbyś znaleźć chociaż te trzy godziny dla mnie. Nie wciskaj mi kitu, że jesteś takiii zajęty, bo wiem, że tak nie jest – odburczał niezadowolony. – Gdzie jedziemy? – zapytał jeszcze znudzonym tonem, kiedy ruszyłem z miejsca, włączając się do ruchu.
– No skoro zarobiłem, to chyba kupić ci jakieś Gucci na przeprosiny – stwierdziłem, naprawdę niezadowolony z wydania kasy na kolejne jednorazowe ciuchy dla tej zasranej księżniczki. Jeśli go kiedyś naznaczę, to przysięgam, że zmuszę go do chodzenia w starych ubraniach po moich młodszych braciach – bliźniakach, którzy podobnie jak ja, górowali nad tą drobną osóbką, zajmującą miejsce obok mnie. – A potem jeśli nie wydasz wszystkiego, to może na jakąś kolację – uzupełniłem jeszcze plan, czując że akurat jedzenie by się przydało, bo nie zjadłem śniadania, spiesząc się na poranne zebranie działu marketingu, aby skontrolować sytuację. W końcu byłem nie tylko studentem kierunku marketing i social media, ale również CMO czołowej firmy kosmetycznej na rynku koreańskim, a to powodowało, iż miałem masę obowiązków.
Taka informacja wystarczyła, aby naburmuszony Omega, nagle był cały w skowronkach.
– Mój cudowny Alfa – zaświergotał, przysuwając się, aby dać mi buziaka w policzek, co stanowczo mógł sobie darować. Nie żebym nie lubił takich pieszczot, ale w samochodzie wolałem skupić się na jeździe niż na nim.
Na szczęście Taehyung zajął się już przeglądaniem we wstecznym lusterku, które widocznie uznał za niepotrzebne mi w czasie jazdy, przekręcając je w swoją stronę, więc mogłem skoncentrować się na dowiezieniu nas do ulubionego sklepu Omegi.
Droga na szczęście szybko minęła, bo wiedziałem, w które ulice się nie pchać o tej porze. I zaparkowałem przed samym wejściem, korzystając z możliwości klienta VIP. Wysiadłem z auta i zaczekałem, aby Taehyung do mnie dołączył, a gdy zamknąłem pojazd przyciskiem przy kluczach, wsunąłem dłoń do tylnej kieszeni jego spodni, tym samym obejmując chłopaka w najwygodniejszy dla mnie sposób. Jedno trzeba było mu przyznać – miał ciało, którym chętnie się bawiło w łóżku. Ale na pewno niewystarczające, bym był mu wierny. Co to, to nie. Zwłaszcza, że gdy przychodził czas rujki, w czasie której Alfy i Omegi szalały, mając niekończące się pokłady seksualnej żądzy, uważałem za bezpieczniejsze branie do łóżka Bet, niż Taehyunga, którego w przypływie amoku mogłem zapłodnić. I choć starałem się z tym jakoś bardzo nie odnosić, to mimo wszystko zdawałem sobie sprawę z tego, że mój rówieśnik wie o moich skokach w bok.
Wnętrze sklepu jak zwykle przypominało mi garderobę mojej mamy. Wiedziałem, że szybko stąd nie wyjdziemy, dlatego rzuciłem tylko: „Wybierz sobie coś ładnego", i skierowałem się w stronę najbliższej kanapy, aby to na niej spędzić resztę czasu w tym piekle.
Taehyung oczywiście naznosił górę ubrań, oczekując ode mnie przytrzymania ich, choć jedyne co zrobiłem, to rzucenie ich na materac obok siebie i dalsze przeglądanie wiadomości ze świata biznesu w telefonie.
– Hyung, teraz musisz ocenić każdą rzecz po kolei – zadecydował Taehyung, gdy kupka przy mnie składała się już z jakichś trzydziestu rzeczy. Zabrał więc pierwszą z nich i poszedł do przymierzalni, a ja spokojnie wziąłem od sprzedawczyni kubek z kawą, który dla mnie przygotowała.
Przyjrzałem się pracownicy, ubranej od stóp do głów na czarno, z idealnie zrobionym makijażem. Musiała być nowa, bo nie pamiętałem jej twarzy, a była dość urodziwa, dlatego było to niemożliwe, bym ją przegapił.
Szkoda, byś się zmarnowała, Beto.
Zadowolony obmyślałem plan zaciągnięcia jej do łóżka w czasie najbliższej rujki, jednocześnie patrząc na kolejne stroje zakładane przez Tae, racząc go licznymi komentarzami w stylu: „Nie podoba mi się", „Średnio", „Lepiej". W końcu jednak trafiła się koszula, która stanowczo nie mogła trafić z powrotem na wieszak. Materiał podkreślał wszystko co powinien, tym samym bardzo mnie zadowalając.
– To weź.
– Pozwolę sobie podzielić się z państwem moimi obserwacjami – powiedziała stojąca przy mnie ekspedientka, wyraźnie podekscytowana faktem, że upierdliwy klient, przez którego będzie miała masę rzeczy do składania, może się na coś zdecyduje. – Ta koszula idealnie podkreśla pana niebywałą urodę.
Mów mu tak więcej, to szybciej stąd wyjdziemy.
– Widzisz, hyung? Nawet Bety bardziej doceniają moje piękno od ciebie. Phi – obruszył się Taehyung, przeglądając w lustrze, a za chwilę zniknął za materiałem, mając zamiar sięgnąć po kolejną wybraną do przymierzenia rzecz.
Wykorzystałem to, aby skinąć palcem w stronę dziewczyny, każąc jej tym samym pochylić się w moją stronę.
– Jeśli uda ci się sprzedać mu tę koszulę i w końcu stąd wyjdziemy, to jestem skłonny dać ci mój numer telefonu – powiedziałem cicho, puszczając jej oko, przez co dziewczynie zabłyszczały oczy.
Nie musiała nic mówić, wiedziałem, że moja wizytówka z numerem telefonu, była obiektem pożądania zarówno dla tych, którzy wiedzieli, kim jestem, jak i tych, którzy jedynie mijali mnie na ulicy. Byłem po prostu świetną partią i doskonale potrafiłem to wykorzystać.
Taehyung:
Poniedziałkowe popołudnie, okazało się na tyle łaskawe, aby przywiać do mnie niespodziewanego gościa, czyli mojego Alfę. Wkurwiało mnie to całe ignorowanie i wkurwiało mnie to, że Jimin nie traktował mnie poważnie. Mnie! Najładniejszego Omegę, jakiego miał kiedykolwiek okazję spotkać. Może nie ciągnęło mnie do posiadania dzieci, bo rodzenie było obrzydliwe i sprawiało dużo bólu, a późniejsze wychowywanie potomstwa strasznie męczyło. I może i nie lubiłem gotować ani sprzątać, co przypisywało się Omegom, które posłusznie spełniały wymagania społeczeństwa. Ale byłem przepiękny, czego Jimin nigdy nie doceniał.
Zdążyłem zaakceptować ten brak miłości i sztuczny związek, skupiając się na własnych zajęciach i swojej przyszłości. Tatuś pozwolił mi studiować aktorstwo, bo nawet w takiej branży potrzebowano delikatnych i niższych od Alf i Bet Omeg. Zresztą, nie tylko tym różniliśmy się w wyglądzie od tych dwóch wyżej postawionych statusów. Oprócz delikatnej urody i niskiego wzrostu, Omegi miały raczej szersze biodra. Raczej, bo zdarzało się tak, że były one również węższe, tak jak moje. Nie miałem ogromnego tyłka, co tylko pomagało mi ubierać się w moich ulubionych, najdroższych sklepach, wysysających pieniążki z portfela Jimina, któremu należało się to, za obojętność z jaką traktował nasz związek. Jako dziecko zawsze marzyłem o umięśnionym i przystojnym Alfie, takim jak mój tatuś, u którego boku czułbym się bezpiecznie, otrzymując dużo miłości i uwagi. A po oznajmieniu mi, że to z moim przyjacielem mam założyć tę rodzinę, byłem przeszczęśliwy, nie mogąc uwierzyć, że trafiłem na tak dobrą partię. Srebrnowłosy Alfa, o migdałowo-cedrowym zapachu, sprawiającym że zawsze do niego lgnąłem, pasował idealnie do mojej blondwłosej osoby, o naprawdę delikatnej urodzie, przypominającej porcelanową lalkę, a nie człowieka. Mój zapach również był jedną z najładniejszych i najbardziej pożądanych kombinacji. W końcu większość Alf wolała wąchać i smakować gumę balonową z truskawkami, niż jakieś kwiaty, czy po prostu same owoce. Nasz świat nie był wypełniony tymi wszystkimi zapachami, bo tylko z bliska można je było wyczuć. Oczywiście inna sytuacja była tuż przed rujką Omegi lub Alfy, ewentualnie w czasie rujki, bo wtedy najlepsze nosy nawet z piętnastu metrów były w stanie wyczuć potencjalnego partnera na trzy noce, który miał zaspokoić po prostu żądze. Ja chyba zaliczałem się do czegoś gorszego od tych zabawek na czas rujki, bo nawet kiedy stosowałem antykoncepcję, Jimin nie chciał mnie mieć podczas tych trzech dni w ciągu dwóch miesięcy, zawsze szukając sobie jakiejś Bety do zaliczenia. Niby Alfy były silniejsze i agresywniejsze podczas tego okresu, myśląc tylko o zapłodnieniu Omegi, ale ja wcale nie zaliczałem się do słabych osobników. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie. W końcu mój przyszły zawód wymagał ode mnie sporo siły, każdego rodzaju. Nie wystarczyła ekspresyjność, ładna twarz, otwartość i pewność siebie, musiałem potrafić postawić się Alfom i Betom, co chętnie wykorzystywałem przy Jiminie, traktującym mnie jak próżną księżniczkę. Byłem zawsze gotowy na uderzenie, aby mu oddać, czy też zwykłe wyzwisko, aby wytknąć mu błędy, których popełniał naprawdę wiele. W końcu należałem do niewielkiej grupki Omeg, które nie poddawały się każdej woli Bet i Alf. Od małego wpajano nam, że mamy być ulegli wobec tych dwóch wyższych statusów, rodzić dzieci, wychowywać je i najlepiej nie pracować, ewentualnie znaleźć sobie pracę, która przyda się nam w późniejszym życiu w rodzinie. Ale nie obchodziło mnie ani jedno słowo nauczycieli o takich poglądach, bo wiedziałem swoje i żyłem według własnych przekonań. I kiedyś myślałem, że Jimin też nie jest zainteresowany posiadaniem głupiej Omegi bez studiów, bawieniem dzieci i nudnym, rodzinnym życiem, ale najwyraźniej to ja źle interpretowałem jego zachowanie i był taki sam jak reszta Alf.
Na razie miałem gdzieś to, co wyczyniało się za moimi plecami. Jimin zapewne myślał, że byłem ślepy na takie akcje, szczególnie gdy oglądałem się w lustrze. Owszem, wolałem patrzeć na swoje piękne, choć obojętne na to wszystko odbicie, ale wkurwiał mnie fakt, że szukał sobie kogoś do zaliczenia, tuż pod moim nosem. Jakby nie mógł robić tego w pracy, albo kiedy sam jest na mieście.
Tatusiu, czemu mnie wpakowałeś w ten związek?
Westchnąłem cicho, postanawiając w końcu przerwać im tę schadzkę, dlatego po ściągnięciu wybranej koszuli, opinającej się idealnie na moim smukłym ciele, i założeniu swoich ubrań, złapałem za jeszcze cztery inne, najdroższe rzeczy i wepchnąłem je tej bezczelnej Becie, popychając ją lekko w ten sposób do tyłu.
Szmata.
Kobieta chyba nie zauważyła jakie spojrzenie jej posyłałem, może nie spodziewając się tego po Omegach, ewentualnie była zbyt zajęta patrzeniem na Jimina, bo to do niego się zwróciła po złapaniu wepchniętych jej rzeczy.
– Pakować?
Nie, spalić. Siebie. Na stosie, wywłoko.
– Taehyung, trzy, albo nie jedziemy na kolację – odpowiedział na to mój Alfa, przez którego uniosły się moje brwi, podkreślające zdziwienie. Na razie. Bo wystarczyła chwila, aby to uczucie zamieniło się we wkurwienie.
Niestety widząc nastawienie Jimina i jego wzrok, postanowiłem nie wszczynać jeszcze kłótni. Zwłaszcza przy tej Becie, której na pewno dałbym w ten sposób niemałą satysfakcję.
– Proszę policzyć trzy najdroższe – oznajmiłem tej szmacie, z przemiłym uśmiechem, nawet nie kryjąc się ze swoją pieniężną zemstą.
Prawie cztery miliony won za dziesięć dni ignorowania, sypianie z innymi i traktowanie mnie jak zło konieczne? Hmmm... jeszcze muszę zamówić same najdroższe dania z karty na tej kolacji i będzie wyrównany rachunek.
Beta zastosowała się do mojego polecenia, oddając dwie pozostałe rzeczy swojej koleżance. I tak wiedziałem, że po nie wrócę, tyle że z tatusiem, który za mój uśmiech, był mi w stanie udostępnić swoją kartę z ograniczeniem do niestety trzech milionów. Ale to zawsze coś.
Skierowaliśmy się już do kasy całą trójką, a kiedy Beta naliczyła moje zakupy, Jimin wykorzystał moją udawaną nieuwagę, aby oprócz karty, podać jej swoją wizytówkę. Kobieta przyjęła ją z uśmiechem, przez co miałem ochotę zgnieść oglądane okulary. Jednak byłem zbyt dobrym aktorem, aby cokolwiek dać po sobie poznać, dlatego odłożyłem trzymaną rzecz, odwracając się już w stronę Jimina.
Chłopak wręczył mi moje zakupy, nie posyłając przy tym nawet uśmiechu, do czego byłem zresztą przyzwyczajony, bo w naszym związku wszystko było sztuczne.
I tak kłótnia cię nie ominie, Alfo.
Pozostałem bez wyrazu, poprawiając tylko swoje włosy, aby wyjść stąd z klasą, bo nawet jeśli ta Beta dostała właśnie zaproszenie na wydarzenie, z którego mnie już dawno wykluczono, to ja mieszkałem w pałacu, to ja mogłem kupować ubrania, które ona tylko poprawiała i sprzedawała, i to ja mogłem pochwalić się znajomym, że jestem z dziedzicem najlepszej firmy kosmetycznej w Korei. Zresztą, nawet jakbym z nim nie był, to i tak mój tatuś jest twarzą firmy ojca Jimina, który i tak już śpi na forsie i jest najbardziej pożądanym modelem w Korei, więc jakby go zwolnili, dalibyśmy sobie radę. W końcu mamy jeszcze moją twarz, za którą już niejedna Alfa i Beta się uganiała, nawet kiedy nie skończyłem jeszcze szesnastu lat i nie przeszedłem pierwszej rujki, podkreślającej mój status Omegi zachowaniami i zapachem.
Jimin wsunął tuż przy wyjściu swoją rękę w kieszeń moich obcisłych spodni. Był z siebie niezwykle zadowolony, zapewne myśląc, że niczego nie zauważyłem, bo przecież nic nie powiedziałem. Ale jak zwykle się mylił.
– Gdzie chcesz zjeść? – zapytał tuż przy samochodzie, którego swoją drogą już nie lubiłem.
Nie uciekałem od jego dłoni, nadal spoczywającej na pośladku, a skoro miałem dalej udawać, że wszystko jest w porządku, postanowiłem skorzystać ze swoich standardowych sposobów na podkreślanie naszej „idealnej" relacji.
– W Sabiru – odpowiedziałem jeszcze, wymieniając dobrze nam znany i najdroższy lokal w Seulu, zanim z lekko smutną i wyczekującą minką nie dodałem: – Nie przywitasz się ze mną, hyung?
Widziałem, że Jimin traktował to bardziej jak obowiązek i przymus, niż przyjemność, bo niczego do mnie nie czuł, oprócz pożądania, gdy rozkładałem już przed nim nogi.
A jednak zaraz jego ręka przesunęła się na mój pas, a gdy lekko się pochylił, złączył nasze usta, zanim zdołałem zrozumieć, że jednak nie będzie próbował się od tego wywinąć.
Różnie się czułem podczas naszych pocałunków. Czasami byłem wściekły lub zrezygnowany tym wszystkim, innym razem podsycało to moje pożądanie, razem z jego zapachem, lub tak jak dzisiaj, moje usta starały się zapewnić umysł, że ten pocałunek zawiera w sobie choć trochę prawdziwych uczuć. Ale po tylu zajęciach z aktorstwa w jednym z najlepszych, prywatnych, seulskich uniwersytetów, umiałem odróżnić prawdziwy pocałunek od tego udawanego. Nieważne jak namiętny on nie był, i jak Jimin się przy tym nie starał, niestety przyspieszając w ten sposób moje serce, wszystko było na pokaz. Dla mnie lub reszty ludzi. Ale do tego też zdążyłem się przyzwyczaić.
Musiałem wziąć kilka głębszych wdechów, gdy jego usta oderwały się już od moich warg. A podczas wpatrywania się w jego przystojną twarz, zauważyłem że mój błyszczyk trochę nieumiejętnie przeniósł się na jego usta i ubrudził mu ich kącik, co zaraz wyczyściłem ostrożnym ruchem dłoni. Bo tamta wywłoka nadal mogła się nam przyglądać zza witryny sklepowej, więc chciałem uniknąć ucieczki Jimina od mojej ręki.
– A ty pożegnasz się ładnie po kolacji? – zapytał podczas oczyszczania jego skóry.
Niestety takie zdanie sprawiło, że znów uświadomiłem sobie, dlaczego to wszystko robi i że nie mam szans na normalny związek z nim. A podczas takich momentów, tak jak każda Omega, potrzebowałem zapachu Alfy lub ukrycia się w swoim gnieździe, oczywiście czekającym na mnie w domu. Dlatego wtuliłem się w niego, chowając nos w jego szyi i specjalnie zaczynając pocierać o nią policzkiem, aby wykorzystać możliwość oznaczenia swojego terenu. Co prawda Jimin mógł w każdej chwili zablokować zarówno swój, jak i mój zapach, od czego było milion preparatów na rynku, ale przynajmniej na naszej kolacji, będzie pachniał tylko migdałami, cedrem, gumą balonową i truskawkami.
– Zaraz po kolacji mam się z tobą pożegnać, hyung? – wyszeptałem smutnie, czując jak jego ręce zaczynają znów odnajdywać drogę do moich pośladków.
– Zawsze możesz mnie przenocować – stwierdził, gdy przysunąłem się do jego ciała jeszcze bardziej, przez ten dotyk na moim tyłku.
– Ale zostaniesz na całą noc – zarządziłem, już układając plan nie tylko naszej nocy, ale i poranka, kiedy to „porozmawiamy" sobie o wręczeniu wizytówki tej szmacie ekspedientce i ignorowaniu mnie przez tak długi czas.
– Zostanę. A teraz do auta – oznajmił, puszczając już moje ciało i odsuwając się ode mnie, przez co jego zapach też przestał być dla mnie aż tak wyczuwalny, rozczarowując moją wilczą stronę. Choć ta ludzka była oczywiście zadowolona, skoro zaraz będziemy dalej kontynuować grę o nazwie „zemsta na moim ukochanym Alfie", który jak zwykle zasłużył na każdą z tych kar.
Yoongi:
Życie Bety nie było proste. Każdy miał cię za popychadło i niepotrzebny element społeczeństwa, często zepchnięty na margines. Bo co taka Beta jak ja mogła? Nie byłem w stanie zapewnić tego, czego wiele Omeg pragnęło – czyli potomstwa, ani nie spełniałem wymogów Alfy, nie mając zapachu, który byłby w stanie zapewnić wierność osoby, która mnie naznaczy. Z tego powodu zawsze cierpiałem i miałem pretensje do świata, że uczynił mnie przedstawicielem właśnie tego statusu. Jednak tak jak każda Beta, musiałem odnaleźć swoje miejsce w świecie. Miałem o tyle szczęścia, że moja rodzina z pokolenia na pokolenie przekazywała sobie fach, jakim było złotnictwo, więc moja mama Omega, nauczyła mnie, jak tworzyć biżuterię. I to właśnie tym się zajmowałem, tworząc razem z rodzicami piękne dzieła sztuki, które następnie sprzedawaliśmy w małym sklepiku. Nie zarabialiśmy na tym jakoś szczególnie dużo, bo „zwyczajni" śmiertelnicy, rzadko kiedy przychodzili coś kupować. A bogatsze sfery wolały biżuterię od znanej marki. Dawaliśmy sobie jednak radę, więc nie narzekałem na ten stan.
Mojego najlepszego przyjaciela – Seokjina – poznałem na letnim obozie, na który wysłali mnie rodzice, gdy miałem czternaście lat. Byłem wtedy mocno zbuntowany i nie mogłem się pogodzić z rolą, jaka przypadła mi w społeczeństwie, dlatego zostałem wysłany do lasu, aby razem z innymi, odnaleźć spokój, i pod czujnym okiem opiekunów, zrozumieć że choć inne statusy mogą o nas mówić złe rzeczy, to tak naprawdę nie powinniśmy się tym przejmować, bo bez Bet świat dawno pogrążyłby się w chaosie. Trochę górnolotne słowa, ale nastolatkowi, którym wtedy byłem, dały dużo nadziei na normalne życie. Choć i tak najważniejszym, co mi ten obóz dał, był przyjaciel. Seokjin, starszy ode mnie o rok, opiekował się mną lepiej, niż moja siostra Alfa, która wolała mieć ze mną raczej niewiele do czynienia. Dlatego bywałem stałym gościem w domu hyunga, czując się tam naprawdę mile widzianym. Jednak nie tylko ze względu na Seokjina przychodziłem tam tak często. Bo choć bardzo ceniłem sobie naszą przyjaźń, to młodszy brat chłopaka – Jeongguk, przyspieszał moje serce, odkąd stał się już na tyle dojrzały, by jego status Omegi został w pełni ukazany światu. Nie miałem pojęcia, jak pachnie, gdyż Bety nie dość, że nie wydzielają zapachu, to jeszcze go nie czują od innych statusów, ale wierzyłem, iż jest to naprawdę cudowny aromat. W końcu zapach toffi i jabłek był mi znany, a to właśnie taką wonią Jeongguk odurzał przebywające w jego otoczeniu Alfy. Co niestety sprowadzało na niego kłopoty w postaci licznych adoratorów, chcących go wykorzystać. Dlatego razem z jego bratem starałem się go chronić przed takimi osobnikami. Ba, obiecałem nawet, że jeśli nie znajdzie się Alfa, która będzie go odpowiednio szanować przed jego dwudziestymi piątymi urodzinami, to w dzień równonocy po tych urodzinach, naznaczę go jako mojego partnera. I choć nie powinienem mu tego życzyć, bo wiedziałem, że chłopakowi bardzo zależy na założeniu rodziny, to jednak miałem nadzieję, iż nie znajdzie się Alfa, która będzie godna takiego skarbu. Bardzo kochałem Jeongguka i wierzyłem, że będziemy razem szczęśliwi.
Jak już wspominałem, na co dzień pracowałem jako złotnik, a dwa razy w tygodniu również jako jubiler. Tego dnia musiałem zajmować się sklepem na popołudniowej zmianie, ale nie było to dla mnie uciążliwe z bardzo prostego powodu – po zamknięciu mogłem jak zawsze iść do cukierni, w której pracował Jeongguk i pod pretekstem spotkania z Seokjinem, odprowadzić go do domu. A dzisiaj miałem ku temu bardzo dobry powód, który bezpiecznie zapakowałem do torby, jeszcze przed wyjściem ze sklepu, który zamykałem godzinę przed zakończeniem dnia pracy w cukierni.
Tuż po przekręceniu klucza i upewnieniu się, że dobrze zamknąłem sklep, zasunąłem zamek bluzy. Przez szybę wydawało się, że jest nieco cieplej, ale jak na lato, pogoda dzisiaj mocno zawiodła. Czekałem już na powrót tych upalnych dni, w czasie których będę mógł pić litry mrożonej kawy.
Marząc o moim ulubionym napoju, ruszyłem do cukierni, która mieściła się zaledwie kilkadziesiąt metrów dalej, i wszedłem do środka, od razu ciesząc się słodkimi zapachami, które się w niej unosiły. W tak przyjemnym miejscu naprawdę chciało się spędzać czas. Zwłaszcza, że za ladą stał Jeongguk, ubrany w swoje śliczne, jasne ciuchy, które jeszcze bardziej podkreślały jego urodę.
– Cześć, Jeonggukie! – przywitałem się radośnie, po drodze kłaniając jeszcze staruszce, która spędzała czas z wnuczką na jedzeniu słodkości.
Chłopak podniósł wzrok znad kasy i posłał mi swój promienny uśmiech, przez który moje serce oszalało.
– Yoongi hyung. Już skończyłeś? – zapytał zaskoczony, odwracając się w stronę wiszącego na ścianie zegara. – Oh, czas szybko mi dzisiaj leci – przyznał, skupiając wzrok na mnie.
– Chyba masz dobry dzień – zauważyłem, sięgając do torby. – Pamiętasz projekty nowej kolekcji, które ci pokazywałem w zeszłym tygodniu? – zapytałem, a gdy kiwnął głową, wyjąłem płaskie pudełko, które położyłem na ladzie, i otworzyłem ostrożnie, ukazując jego zawartość. – Ta daaam!
Z wyłożonego gąbeczką wnętrza, migotała biżuteria, którą skończyłem obrabiać dzisiejszego poranka. Byłem szalenie dumny z tego delikatnego wzoru, używając kwiatów jabłoni jako motywu. Oczywiście miały one przede wszystkim pasować do osoby, dla której była projektowana, a moja muza stała właśnie dokładnie naprzeciwko mnie.
Jeongguk zdumiony przyglądał się pierścionkom, bransoletkom, zawieszkom i kolczykom, układając usta w idealnie okrąglutkie „o", a jego oczy wyrażały szczery zachwyt pokazanymi mu cudeńkami.
– Jakie śliczne, hyung. Mogę obejrzeć? – zapytał, wyciągając dłoń w stronę pudełka.
– Możesz nawet coś sobie wziąć. Pierwszy raz robiłem je wszystkie całkowicie sam i chciałbym podzielić się tym z moimi przyjaciółmi – zapewniłem z uśmiechem, bojąc się, że gdybym mu powiedział, iż chciałbym mu podarować całe te pudełko, odmówiłby. Dlatego postanowiłem pozwolić mu wybrać coś dla siebie, inna rzecz trafi do jego brata, a cała reszta do mamy, która na pewno zadba o to, by jej młodszy syn nosił tę biżuterię.
– Po pierwsze – należy ci się długie przytulenie za tak ciężką pracę, hyung – stwierdził Jeongguk, biorąc ostrożnie do ręki parę kolczyków z drobnymi kwiatuszkami. – A po drugie – na pewno? – dodał, niepewnie przyglądając się biżuterii. – Ile by mnie one kosztowały, hyung? Bo nie mogę przyjąć takiego prezentu.
– Myślę, że za trzy buziaki w policzek, mogę ci je sprzedać. I może jakąś słodką bułkę, bo nic nie jadłem od rana – odparłem, choć moja praca była warta ponad sześćdziesiąt tysięcy wonów. Jednak o tym Omega nie musiał wiedzieć, dlatego pochyliłem się i nadstawiłem policzek, chcąc dostać zapłatę. Nawet jeśli powiedzenie tego i zrobienie, trochę mnie zawstydziło, wywołując niewielkie rumieńce.
Nie tylko na mojej twarzy zagościła czerwień, również Jeonggukiego onieśmieliła ta prośba. Ale po szybkim zerknięciu w stronę siedzącej przy stoliku starszej klientki oraz na drzwi od zaplecza, zbliżył się trochę.
– Zamknij oczy, hyung. Proszę? – szepnął, a ja posłusznie wykonałem polecenie, zaraz czując, jak na moim policzku dwa razy na pół sekundy lądują ciepłe usta, by za trzecim razem zatrzymać się na nich całe dwie sekundy.
Gdy otworzyłem oczy, znów się prostując, młodszy pakował już dla mnie dwie słodkie bułeczki z czerwoną fasolą, przez co mój brzuch poczuł się w końcu zauważony i wdzięczny za zdobycie dla niego pożywienia.
O dziwo, Jeonggukowi trochę zeszło z wbiciem odpowiedniego kodu na kasę, bo co chwilę się mylił i skomlał przy tym cicho, stając się tym samym jeszcze bardziej uroczym.
Skorzystałem więc z okazji i złożyłem pudełko, chowając je ponownie, a następnie zabrałem się za pyszne bułki.
– Chcę jeszcze dać coś w prezencie Seokjinowi, więc poczekam aż skończysz pracę, dobrze? – powiedziałem, na co chłopak kiwnął głową, w końcu poprawnie wprowadzając kod.
– Smacznego, hyung. I dziękuję... za prezent – powiedział, przygryzając wargi.
Jego delikatne dłonie, natychmiast powędrowały do uszu, zdejmując drobne kółka, które zastąpiły kwiatuszki. Wiedziałem, że będą mu pasować, ale efekt był dla mnie naprawdę niesamowity.
– Są naprawdę piękne, hyung – powiedział szczęśliwy, przyglądając się swojemu odbiciu w telefonie.
– Cieszę się, że ci się podobają. Myślałem o tobie, projektując je – przyznałem, za późno się gryząc w język, przez co moje policzki ponownie zapłonęły.
– O mnie, hyung? – zapytał zaskoczony, ale widząc moją minę, szybko odwrócił wzrok, także się rumieniąc.
O tobie, bo jesteś najśliczniejszym Omegą, jaki stąpa po tym świecie, kwiatuszku.
– Pójdę usiąść – mruknąłem tylko, zabierając bułki i torbę do stolika w rogu pomieszczenia, skąd mogłem obserwować zarówno ulicę, jak i ladę.
Aby choć trochę oderwać moje myśli od ciągłego zerkania na Jeongguka, wyjąłem szkicownik i zabrałem się za poprawki do kolekcji, która miała wyjść dopiero na jesień. Choć i tak co chwilę mój wzrok odrywał się od papieru i zamiast rysować świecidełka, powstał mały portret chłopaka, krzątającego się przy ladzie.
Jeongguk:
Wybranie zawodu cukiernika, było dla mnie nie tylko najlepszą, ale i jedyną opcją. W naszym świecie tego typu profile nie skupiały się na nauce wyłącznie zawodu i ogólnej wiedzy z każdego przedmiotu. Tylko Bety i Alfy miały łatwy dostęp do takiej edukacji. Nas zawsze traktowano inaczej, przygotowując do życia w rodzinie, a nie wykonywania zawodu. Dlatego nawet jeśli w szkole posiadłem podstawową wiedzę na temat świata i wybranej profesji, większość przedmiotów i tak skupiała się na wychowywaniu dzieci, opiece nad swoim Alfą lub Betą, rodzeniu dzieci lub radzeniu sobie ze stresem i zmartwieniami. Na razie jednak nie mogłem wykorzystywać tych informacji, bo nawet po skończeniu dwudziestu lat, byłem dla wszystkich Alf jedynie zdobyczą do wykorzystania, przez mój ładny zapach. I chyba nikt poza moim ukochanym przyjacielem, Yoongim, nie zwracał uwagi na moje uczucia. Nie miałem zaufania do Alf, szczególnie tych, które tylko czekały, aby natrafić na Omegę podczas rujki. Dlatego od ostatniego incydentu, kiedy jako nastolatek za bardzo ufałem najwyższemu ze statusów, nieraz będąc przez to wykorzystanym, nie rozstawałem się z tabletkami powstrzymującymi rujki. Oczywiście miały one kilka skutków ubocznych, ale dawałem sobie z nimi radę, w przeciwieństwie do pożądających mnie Alf, których nie chciałem już nigdy prowokować do krzywdzenia mnie.
Niestety moje ciało postanowiło nie tylko wydzielać zapach toffi i jabłek, a również obdarzyć mnie szerokimi biodrami, które wszystkie Alfy uwielbiały u Omeg. Ta cecha płodności sprawiła, że jeszcze na początku, czułem się po prostu jak obiekt do rodzenia dzieci, słysząc o tym od wszystkich Alf, którym udało się wykorzystać mnie podczas niespodziewanych rujek. Jednak teraz, gdy wszystko się już unormowało, mogłem nie tylko unikać tego nieprzyjemnego okresu do wykorzystywania nieświadomych i oszołomionych pożądaniem Omeg, a również ukrywać swoje biodra pod długimi swetrami i koszulkami, dzięki którym nie eksponowałem żadnych krągłości. Oczywiście robiłem to tylko po to, aby podczas powrotu do domu, jakiś Alfa znów się mną nie zainteresował, chcąc jedynie wykorzystać. Byłem za niski i za słaby, aby któremukolwiek z nich się postawić i pragnąłem po prostu odnaleźć Alfę, który będzie mnie kochał, tak samo jak nasze przyszłe dzieci. Marzyłem o posiadaniu prawdziwej rodziny, a jej definicją w naszym społeczeństwie była Alfa, Omega i ich dzieci. Tak wpajano mi od małego i taką ścieżkę próbowała obrać dla mnie mama. Nie sprzeciwiałem się jej woli, bo sam tego pragnąłem, od zawsze kochając dzieci i nie mogąc przejść obok nich obojętnie. Dlatego tak bardzo żałowałem, że mój przyjaciel nie jest Alfą. Miał wszystko, czego szukałem w przyszłym partnerze i byłem w nim już od dawna zauroczony. W końcu jak miałoby mnie nie ciągnąć do Bety, który zapewniał mi bezpieczeństwo w swoim towarzystwie, był przystojny, od zawsze skupiając na sobie mój wzrok, oraz wysłuchiwał każdego mojego zmartwienia, próbując mi zaraz po tym pomóc, a co najważniejsze – nie pożądał mnie w taki sposób jak wszystkie Alfy, bo nie czuł mojego zapachu. Oczywiście nigdy nie zastanawiałem się nad tym, czy choćby chciałby mnie pocałować, a co dopiero robić ze mną coś więcej. Nie miałem śmiałości i serca, by to sprawdzić, nawet jeśli nieraz wpatrywałem się w jego różowe usta, zastanawiając czy potraktowałyby mnie z taką delikatnością, jak jeszcze nikt inny tego nie zrobił.
Moje zauroczenie chyba się ze mnie wylewało, bo gdy hyung zajął miejsce przy jednym ze stolików, z zaplecza przyszła do mnie Jennie, Omega, która również została tutaj zatrudniona. Dziewczyna była równie delikatna i wątła jak ja, pachnąc fiołkami i czekoladą. I nawet jeśli należała do tego samego, uległego statusu, miała cięty język i potrafiła przegadać niejedną Alfę i Betę.
Ostatnia godzina upłynęła mi na męczeniu mnie przez Jennie o nowe kolczyki, przez które nadal miałem wyrzuty sumienia, wiedząc że były warte więcej niż trzy buziaki i dwie bułki. Szatynka nie dawała mi spokoju nawet przy ostatnich klientach, specjalnie ciesząc oczy niektórych Alf, gdy dawała mi znienacka buziaka, chwaląc nową biżuterię i pytając flirciarskich klientów o opinię na ich temat. Byłem do tego teoretycznie przyzwyczajony, a jednak za każdym razem na moich policzkach i tak pojawiał się rumieniec, bo bycie w centrum czyjejś uwagi aż za bardzo mnie peszyło.
Dziewczyna dała mi spokój dopiero gdy przekręciła tabliczkę, oznajmiającą wszystkim, że już zamknięte, abyśmy mieli czas na posprzątanie. Zajmowanie się blatem dało mi dobry widok na mojego czarnowłosego hyunga, skupionego na rysowaniu czegoś w swoim szkicowniku. Miałem już ochotę go przytulić i jeszcze raz podziękować za ten prezent.
Jennie chyba zauważyła mój nieśmiały uśmiech, który pojawiał się za każdym razem gdy po wpatrywaniu się w Yoongiego przez dłuższą chwilę, spuszczałem głowę, bo po kilku minutach takich działań, zostałem lekko załaskotany.
– Idź już z nim, dokończę – wyszeptała starsza ode mnie Omega, jeszcze raz poruszając jednym z moich kolczyków i trochę przy tym chichocząc.
Podziękowałem jej, wkładając jeszcze pieniądze do kasy za te dwie bułki i po pożegnaniu dziewczyny pocałunkiem w policzek, udałem się po mojego przyjaciela zabierając go już na zewnątrz, by dopiero przed cukiernią w końcu się w niego wtulić.
Miałem ochotę westchnąć, gdy jego ręce również szybko mnie objęły, bo nawet jeśli hyung nie posiadał żadnego kuszącego mnie zapachu, jego ciepło, wzrost i zaufanie jakim go darzyłem, sprawiały że czułem się w jego ramionach najlepiej na świecie.
– Lubię z tobą wracać, hyung. Czuję się bezpieczniej – przyznałem, jeszcze tylko przez chwilę pozwalając sobie na tonięcie w tym przyjemnym uczuciu, które wywoływało wtulanie się w drugiego człowieka, zwłaszcza takiego, do którego czułem tak naprawdę coś więcej.
I dopiero po odsunięciu się od jego torsu, podniosłem powoli spojrzenie do góry, natrafiając na jego łagodny wzrok, posyłający w moją stronę kilka znanych mi, pozytywnych uczuć oraz tych, których trochę się obawiałem. Bo nawet jeśli nie byliśmy parą, a po prostu przyjaciółmi, nasza obietnica i spędzanie tak dużej ilości czasu razem, dawała mu nadzieję, którą z jednej strony tak bardzo chciałem zamienić na miłość. Ale niestety nie mogłem.
Moje dłonie i ciało nie chciały od niego uciekać, dlatego abyśmy mogli kroczyć bez problemu w stronę mojego domu, objąłem jego ramię rękoma, przytulając się do niego na chwilę.
– I dziękuję jeszcze raz za prezent – dodałem, przymykając na chwilę oczy, choć zaraz po tym w końcu powoli ruszyliśmy. Moje ręce jednak pozostawały na swoim miejscu, ciesząc się z bliskości Yoongiego, przy którym każdy mijany Alfa na pewno uznawał nas za parę i nie miał zamiaru wdawać się w bójkę przez niestosowany komplement posłany w moją stronę, nawet z Betą.
– Chyba będę częściej cię odprowadzał – stwierdził z łagodnym uśmiechem, który zauważyłem dzięki obserwowaniu przez chwilę jego twarzy. Hyunga chyba też cieszyła moja bliskość. Nigdy nie dopytywałem dlaczego, ale po niektórych naszych rozmowach łatwo mogłem to wywnioskować. – I naprawdę nie ma za co. W końcu to nie tylko moja praca, ale też hobby – przypomniał, choć mój umysł nadal nie mógł zaakceptować myśli o otrzymaniu od mojego przyjaciela tak drogiego prezentu. Oczywiście nie wiedziałem, ile był on warty, ale kupiłem w życiu naprawdę dużo biżuterii i nauczyłem się, że wszystko, co piękne, zawsze jest drogie. A te dwa delikatne, kryształowe kwiaty, zdobiące teraz moje uszy, na pewno zaliczały się do tych nieco droższych ozdób.
Przez następne kilka metrów, cieszyliśmy się tym spacerem w ciszy. Czasami wystarczała nam po prostu nasza obecność, bo i tak wiedzieliśmy już o sobie naprawdę dużo. A teraz, po tak wielu intymnych gestach i spojrzeniach z ostatniej godziny w cukierni, byłem dodatkowo lekko zawstydzony, dlatego ciężko mi było poruszyć jakiś temat.
Dopiero to hyung uznał po minucie lub dwóch, że to najwyższa pora, aby przerwać tę ciszę.
– Nie jest ci zimno? Mam szalik w torbie – oznajmił, nawiązując do obecnej pogody, która pomimo lata, nie była zbyt ciekawa dzisiejszego wieczoru.
Faktycznie, zauważyłem że moje odkryte przedramiona pokryły się gęsią skórką, ale nie przypisywałem jej dzisiejszej pogodzie, a bliskości mojego przyjaciela.
– Nie, hyung, dziękuję. Jest w porządku – zapewniłem, choć nie minęło kilka sekund po moim stwierdzeniu, a przez poruszenie głową lub dotknięcie swojej chłodnej ręki, musiałem szybko podnieść jedną dłoń do góry, ukrywając w niej buzię i kichając cicho.
Hyung natychmiast na to zareagował, zatrzymując się i sięgając do swojej torby. I zanim zapewniłem go, że wszystko jest w porządku, moja szyja już była otulana ciepłym i dużym szalikiem w kratkę, przypominającym koc. Przyglądałem się przy tym najpierw dłoniom hyunga, układającym odpowiednio materiał, by zaraz po tym skupić wzrok na jego ciemnych oczach. Pięknych, ciemnych oczach, którym bezgranicznie ufałem.
– Musisz o siebie dbać, Jeonggukie. Pracujesz z ludźmi, nie możesz na nich kichać – stwierdził mój przyjaciel z delikatnym uśmiechem, a ja przez oczarowanie jego troską o mnie i tymi oczami, wtuliłem się w niego, jak tylko skończył układać ten ogromny szalik.
– Dziękuję i przepraszam. Myślałem, że mam gęsią skórę, bo... – zacząłem, zanim tak naprawdę się nad tym zastanowiłem.
Hyung niestety szybko zrozumiał co miałem na myśli, bo zanim do moich policzków dopłynęła krew, wywołując na nich rumieńce, Yoongi podzielił się ze mną swoją teorią na temat rozpoczętego przeze mnie zdania.
– Bo jestem blisko ciebie? – Jego uśmiech, który zobaczyłem po niepotrzebnym odsunięciu się od mojej kryjówki w ramionach czarnowłosego, zaraz został zamieniony na lekkie zawstydzenie, objawiające się zmieszaniem wymalowanym na jego twarzy, a nie rumieńcami, tak jak u mnie. – Przepraszam... – dodał, gdy moje ręce już pomagały mi podnieść trochę ten szalik do góry, aby ukryć w nim choć odrobinę twarzy. Niestety i tak już było za późno na zasłanianie, bo mój przyjaciel zdążył zobaczyć moją reakcję. – Chodźmy, bo twoi rodzice będą się martwić – poprosił, a gdy opuściłem już ręce, mocno zaskoczył mnie swoim kolejnym działaniem.
Jego dłoń trochę nieśmiało złapała tę moją, na której znajdowało się kilka pierścionków. Ruszyliśmy, ale początkowo próbowałem pozbierać myśli, gdy po raz pierwszy od bardzo dawna ktokolwiek inny od Seokjina lub Jennie, trzymał moją dłoń. Ciągle zerkałem ukradkiem w stronę naszych złączonych rąk, widząc jak ta moja znika pod jego dużą dłonią. I zawstydzałem się nawet tymi prostymi cechami Bet, posiadających wyższy status od Omeg, a przez to będących idealnymi partnerami zarówno dla Alf, jak i Omeg. I Yoongi byłby dla mnie idealny, gdyby nie ta jedna, brakująca cecha.
Z każdym krokiem, moja dłoń zaczynała się odrobinę pocić i dopiero kilkaset metrów przed moim domem, uświadomiłem sobie, że nie odwzajemniam jego uścisku, co natychmiast zrobiłem, przepraszając go za to w myślach, bo nie byłem na razie w stanie się odezwać.
Kiedy w końcu dotarliśmy do mojego bloku i weszliśmy na odpowiednie piętro, gdy tylko otworzyłem drzwi od mieszkania, dopadł mnie mój braciszek, również będący Betą, tak jak mój przyjaciel. Seokjin jednak zdążył już poznać swojego Alfę – Namjoona, który niedługo oznaczy go jako swojego partnera, bo po prostu zakochał się w moim bracie, nie zwracając uwagi na minusy, którymi wypełniony był taki związek.
– Przyprowadziłeś Jeonggukiego, Yoongi? – wykrzyknął zaskoczony, ale i szczęśliwy, od razu do mnie podchodząc, by przytulić i pocałować w czoło na przywitanie. Seokjin od zawsze namawiał rodziców, aby zgodzili się na mój związek z Yoongim, dlatego za każdym razem cieszyły go wszelkie interakcje, w jakie wchodziłem z naszym wspólnym przyjacielem. – Nie masz gorączki? – Usłyszałem zmartwiony głos brata, a jego ręce rozpoczęły sprawdzanie moich policzków i czoła.
Szybkie wytłumaczenie! Muszę znaleźć jakieś wytłumaczenie!
– To przez hyunga szalik. Jest... naprawdę ciepły – spróbowałem skłamać, nawet jeśli bardzo nie lubiłem tego robić. Zresztą, byłem w tym naprawdę słaby i widziałem po twarzy Seokjina, że się na to nie nabrał i wiedział swoje. Jednak nie chciałem się przyznawać, że to przez trzymanie mojej dłoni przez tę Yoongiego.
Jeszcze tylko przez chwilę wpatrywałem się w brata, który uśmiechał się do mnie zadowolony, bo aby potwierdzić swoje słowa, zacząłem ściągać szalik czarnowłosego, składając go bez problemu w powietrzu i oddając idealną kosteczkę.
– Dziękuję, hyung – powiedziałem dość cicho, zaledwie zerkając w oczy Yoongiego, dzięki czemu zobaczyłem, że Beta, tak jak Seokjin, posyła do mnie uśmiech.
– Żaden problem. Zawsze dobrze mieć pod ręką coś ciepłego, pogoda jest przecież zmienna – stwierdził, tak samo zmieszany jak ja, skupiając zaraz uwagę na swoim przyjacielu. – Seokjin, chcesz zobaczyć nową biżuterię? – zaproponował.
– Pewnie, wchodź. – Mój brat wskazał rękoma na resztę mieszkania, zapraszając tym samym naszego gościa do środka. A ja zacząłem się uwijać ze zdejmowaniem butów, widząc w tym idealną okazję do odwdzięczenia się Yoongiemu za dzisiejszy prezent.
– Zrobię hyungom coś do picia – zapowiedziałem. – I jedzenia – dodałem, posyłając mojemu przyjacielowi niewielki uśmiech.
Uciekłem szybko do kuchni, aby móc trochę tam ochłonąć, opierając się o zimną ścianę i kładąc dłonie na policzkach. Choć wystarczyło kilka sekund, by moje myśli o dzisiejszych interakcjach z Yoongim wywołały nieśmiały uśmiech, szybko zamieniający się w szeroki i lekko rozmarzony. I to był mój niewielki błąd, bo gdy do pomieszczenia weszła mama, nie zdążyłem się uspokoić i tylko pokręciła na to głową, dobrze znając powód tego uśmiechu.
Hyung został z nami do samego wieczoru, dając w prezencie kilka zrobionych przez niego ozdób mojej mamie, z którą i tak dzieliliśmy się biżuterią. Seokjin również wybrał sobie jakąś bransoletkę, bo i tak nie mógł w urzędzie przesadzać z ozdobami, dlatego ograniczał je do minimum.
A kiedy po spędzeniu w trójkę kilku godzin na rozmowie i żartach, Yoongi zaczął się zbierać, w ramach podziękowań za odprowadzenie, co oczywiście było tylko zwykłym pretekstem, dałem mu na pożegnanie kolejnego buziaka w policzek, po którym zasnąłem z radosnym uśmiechem na ustach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top