ROZDZIAŁ 5 - NOT TODAY
Spałem do samego południa, do czasu aż mama nie wparowała do mojego pokoju, nie odsłoniła rolet i nie ściągnęła ze mnie kołdry, krzycząc że zaraz obiad a ja jeszcze nawet nie wstałem. Dla niej nie liczyło się to, że była sobota. Ważny był rodzinny obiad, który nie mógł poczekać jeszcze pół godziny, bo wiadomo - ojciec głodny. Nim jednak zebrałem się w sobie, by podnieść się z łóżka, minęła chwila, więc mama "za karę" kazała mi wywiesić pranie na balkonie. Obiad chyba też miał być karą, bo mama zrobiła zupę. Trzeci dzień z rzędu, w dodatku tak słoną, że po zjedzeniu jej musiałem wypić z litr wody. Do stołu zasiadłem oczywiście w bokserkach i koszulce, za co dorzuciła mi jeszcze wykład, na temat tego, że powinienem wcześniej kłaść się spać. Standard. Ale mój brat nie był lepszy. Sam paradował w majtkach, w dodatku co najmniej za małych o dwa rozmiary i brudnej od ketchupu koszulce. Normalnie był bardzo porządnym człowiekiem, ale w domu zamieniał się w drugiego ojca.
W moim pokoju pojawił się kosz z mokrym praniem, więc narzuciłem szybko szlafrok, kapcie i ruszyłem na balkon, wywiesić wszystkie bluzki i bluzeczki. Na balkonie spotkała mnie jednocześnie miła i niemiła niespodzianka. Cóż, miła bo Jimin właśnie wychodził na balkon, także w szlafroku i kapciach, a niemiła, bo wychodził z papierosem w ustach i zapalniczką w ręce. Gdy mnie zauważył, wyjął peta z ust i uśmiechnął się. Nawet nie macie pojęcia, jak bardzo nie pasowała mu ta fajka.
- Dzień dobry - powiedział i zbliżył się do mnie wesoły.
- Dzień na pewno, ale czy dobry? - zapytałem, odkładając pranie koło suszarki i wlepiając wzrok w trzymanego papierosa. - Palisz? Nieładnie, wiesz?
- Ach, tak jakoś wyszło, ale nie martw się tylko czasami.
- To znaczy kiedy?
- Po przebudzeniu, po obiedzie, po ostatnim wykładzie, do alkoholu, kiedy się stresuje i czasami przed i po seksie - powiedział i puścił mi oczko.
Nie chciałem na niego krzyczeć, w końcu był dorosłym człowiekiem, mógł robić co chce, ale nie chciałem też patrzeć na to, jak się truje. Był słodki, śliczny i niewinny w moich oczach, a fajki? Och Jimin do ciebie nie pasuje wizerunek złego chłopca. I co to za tekst! Po seksie...
Nie zastanawiałem się w sumie jeszcze nad tymi kwestiami. Parę razy miałem może jakąś ulotną wizję w głowie o pocałowaniu go, ale moje marzenia ograniczały się do dotykania jego idealnego ciała, a nie kochania się z nim. Przynajmniej na razie. Moje doświadczenie było raczej średnie, bo jakby liczyć te kilka miesięcy seksu z Yu Lee, która po pierwsze mała już kilku (chyba z trzech o ile dobrze pamiętam) partnerów, a po drugie no cóż, była dziewczyną. Na samą myśl o robieniu czegoś z blondynem, zaczynałem się bać. Nie żebym nie był w tych sprawach pewny siebie, ale nie wiedziałem jak może to wyglądać. Nie wiedziałem czego się spodziewać i jak w razie czego zachować się. W końcu Jimin mógł reagować na każdą drobnostkę zupełnie inaczej niż Yu. Bałem się też, że kiedyś, w niedalekiej lub dalekiej przyszłości chłopakowi zachce się dominować, a na nie wiedziałem czy byłbym w stanie mu na to pozwolić. Znając życie, to bym się zgodził, bo w końcu był nie do odparcia z tą swoją słodką minką i dużymi oczami, ale tego także sobie nie wyobrażałem. Miałem tylko nadzieję, że on zdaje sobie sprawę, że ja będę na górze.
Ale by się kochać, najpierw trzeba być w związku, a do tego potrzebowaliśmy czasu, choć w mojej głowie krążyła myśl, że i tak szybko wszystko nam idzie. Jutro mijał tydzień, odkąd go poznałem, a już zdążyłem mu powiedzieć, że mi się podoba. Co się z tobą stało Jeon?
Zdanie, które powiedział Jimin w jakimś stopniu dało mi do myślenia. Pali. Po seksie. Czyli miał pierwszy raz za sobą. Nic dziwnego, w końcu ma dwadzieścia lat i no cholera, jest kurewsko przystojny. Dziwne by było, gdyby jeszcze nikt się do niego nie dobrał. Jednak myśl, że ktoś był z nim bliżej niż ja jestem, napawała mnie dziwną złością, której nie czułem nigdy wcześniej. Zazdrość, czy to ty? I swoją drogą, to znaczy, że chyba miał wcześniej chłopaka, prawda? Kiedy pierwszego dnia zapytałem, czy ma kogoś odpowiedział, że już nie. Ale to był mężczyzna, tak? Nie dziewczyna? I kto to był? Wtedy też nad nim dominował? Zajmował się nim? Zawstydzał go?
- Rak płuc. Mówi ci to coś? - rzuciłem całkiem chłodno i zabrałem się za pranie. Jimin schował papierosa do kieszeni swojego białego szlafroka i podszedł bliżej, zabierając mi podkoszulek trzymany w lewej dłoni.
- Aż tak się martwisz? - zapytał i ścisnął moją dłoń.
- Tak. Oczywiście, że tak.
- To słodkie - powiedział uśmiechnięty i powiesił ubranie.
Chciałem go zapytać o tak wiele rzeczy. Tylko, że to nie była odpowiednia chwila. Na szczęście wiedziałem, kiedy taka nastąpi i to całkiem niedługo.
- O piętnastej muszę zawieść rodziców do cioci. W drodze powrotnej chciałem wjechać do sklepu po picie na dzisiaj. Kupić ci coś, czy wolisz jechać ze mną?
- Zdecydowanie wolę jechać - odpowiedział i powiesił kolejną rzecz z koszyka. Zajęliśmy się rozwieszaniem reszty.
- Co twoi rodzice na twojego przyszłego raka? - zapytałem, a Jimin się zaśmiał.
- Nic. Oboje też palą, więc raczej im to nie przeszkadza. U ciebie nikt nie kopci?
- Tata. I kaszle przez to jak stulatek z astmą. Długo już tak się powoli zabijasz?
- Oj Jeongguk - zajęczał wręcz chłopak, podnosząc skarpetkę, która mi spadła. Powiesił ją. - Tylko mi nie wyrzyguj tego.
- Pytam tylko ile to już.
- Rok.
- I czemu zacząłeś?
- Dlaczego jest tak, że zawsze wiesz o co zapytać, hm?
Kiedy pranie się skończyło, staliśmy jeszcze chwilę naprzeciw siebie i napawaliśmy się zimnym październikowym powietrzem i swoim widokiem. Jimin miał totalnie rozwiane przez wiatr włosy i małe zaczerwienienie nad górną powieką. Jego ciemne oczy wpatrywały się we mnie, tak samo jak moje bez przerwy w niego. Chciałem być bliżej, więc nie zważając na to, że zaraz może na balkonie pojawić się sąsiadka, że ktoś może nas zobaczyć z drugiego bloku naprzeciwko, że któraś z naszych mam może wpaść w każdej chwili, złapałem go za obie dłonie i powoli zacząłem przyciągać go do siebie. Zrobił krok w moją stronę, a ja pociągnąłem mocniej, a wtedy celowo wpadł w moje ramiona. Objąłem go szczelnie, zaciskając swoje ręce na jego plecach, a on chwytał się mojego szlafroka. Jego włosy pachniały brzoskwiniowo, jak szampon mojej rodzicielki. Jedną rękę przeniosłem na te jego jasne kosmyki i przeczesałem do tyłu. Wtedy spojrzał na mnie od dołu. Jeszcze śliczniejszy. Niewiele myśląc przysunąłem się ten centymetr bliżej i szybko cmoknąłem go w odsłonięte czoło, a on wtulił się we mnie mocniej.
- Nie będziesz palił, bo to niezdrowe dla ciebie - powiedziałem, trzymając usta przy jego głowie i sięgnąłem do jego kieszeni po papierosa. Wyjąłem go i złamałem w pół, a chłopak nie zareagował. - Daj mi zapalniczkę - rozkazałem, a ten bez słowa, wyjął ją z drugiej kieszeni. Wtedy wylądowała w mojej. - Dobry chłopiec - powiedziałem i znowu dostał buziaka, tym razem we włosy.
Dosłownie czułem, jak jego twarz płonie, nawet gdy nie widziałem jej. Zacisnął pięści na moim szlafroku i jeszcze bardziej się skurczył. Staliśmy tak, dopóki nie usłyszałem wołania mojej mamy, a wtedy przypomniałem mu, że ma być gotowy o trzeciej i wróciłem do domu.
Ojciec oczywiście dał mi wytyczne, co do tego ile dokładnie osób może przyjść, kto ewentualnie może zostać i czego nie wolno dotykać. Podczas trwania negocjacji co do używania nowych głośników, w obawie o nerwy sąsiadki, do salonu wpadł mój brat.
- O której mam po was przyjechać na tą wioskę? - zapytał, przerywając mi w połowie zdania.
- Około północy - odparł mój ojciec i poprawił okulary. Junghyun jęknął przeciągle. Dopiero teraz zauważyłem, że trzymał telefon przy uchu. Powiedział szybko do słuchawki: zaraz oddzwonię i usiadł koło mnie na kanapie. - Co jest synu?
- A nie możecie wrócić jutro? Bo jest taka sprawa, że...
- Jung! Obiecałeś! - powiedziała mama, pojawiając się znienacka w progu pokoju. Trzymała w ręce talerz, który wycierała ręcznikiem. Na głowie miała "turban". Najwyraźniej szykowała się już do wyjścia.
- No wiem mamo, ale serio to wyjątkowa sytuacja. Zapomniałem, że koleżanka Hani ma urodziny i musimy do niej wpaść koniecznie, inaczej dziewczyna mnie rozszarpie. No i to jest kawałek za Seulem. Kumpel mówił, że rano może mnie odwieść do domu, ale no wychodziłbym za około dwie godziny i no sami rozumiecie, nie?
Mama westchnęła teatralnie i obrażona wyszła z salonu. Ojciec za to zdjął okulary jedną ręką i zaczął masować swoje czoło.
- To co proponujesz? - zapytał tata i spojrzał wymownie na Junghyuna.
- Może też byście zostali do jutra u tych całych znajomych, czy tam cioci bo już nie wiem do kogo wy w końcu jedziecie i wtedy jakoś koło południa przyjechałbym po was? Proszę tato! To moja szansa. Inaczej Hani się obrazi.
Nie zdziwiło mnie to, że rodzice ulegli mojemu bratu. Co jak co, ale miał ich zawsze okręconych wokół palca. Co prawda, mama musiała coś nazmyślać, by mogli zostać do rana, ale no chyba humorki przyszłej dziewczyny pierworodnego były dla niej ważniejsze. Ale i ja się cieszyłem. Mogłem jutro spać do której chciałem, a co za tym idzie, mogłem wypić więcej niż planowałem.
Po piętnastej, poszedłem po Jimina. Moi rodzice ruszyli już do samochodu. Przywitałem się z nim szybkim uściskiem, bo jego mama stała w drzwiach i potem wyszliśmy na zewnątrz. Ojciec usiadł z przodu, a mama i blondyn z tyłu. Rozmawiali głównie o tym, jak to im się mieszkało w Busan, ich poprzednim mieście, w którym swoją drogą ja też się urodziłem, a potem mama opowiedziała mu jakąś historię o tym, że kiedy my się wprowadzaliśmy, panicznie bałem się jednej z sąsiadek z drugiego piętra. Podobno na jej widok, chowałem się, uciekałem, a raz (podobno!) nawet się rozpłakałem, gdy się ze mną chciała przywitać. Bałem się, że mama zacznie opowiadać chłopakowi jeszcze jakieś kompromitujące sytuacje z mojego życia, więc przyśpieszyłem. Ojciec nie odzywał się dopóki nie przegapiłem jednego ze zjazdów. Zaczął marudzić, ale ja znałem szybsza drogę, bo przedtem zdążyłem już odwozić Yu i jej siostrę na jakieś zawody, które były w tę samą stronę. Ostatni tylko odcinek byłem kierowany przez GPS. Na miejscu mama jeszcze raz przypomniała mi żebym "był grzeczny" i ucałowała mnie w czoło, a ojciec tylko wsadził do ręki kilka banknotów i ostrzegł bym nie przepił wszystkiego. Jimin przesiadł się na miejsce pasażera, a wtedy udaliśmy się w drogę powrotną do stolicy.
- Twoja mama jest bardzo gadatliwa - powiedział, a ja ściszyłem radio, by żadne z jego słów mi nie umknęło. - Ale jest naprawdę miła.
- Polubiła cie.
- Serio?
- Gdyby było inaczej, zadawałaby ci same durne pytania, aż nie zadałaby ci takiego, które dosłownie rozwaliłoby ci mózg i zniszczyło światopogląd.
- Aż tak? - zaśmiał się Jimin, a wtedy wjechaliśmy na drogę ekspresową. Przyspieszyłem.
- Oj widziałbyś jaki chrzest bojowy przeszła jedna z dziewczyn mojego brata. A to tylko dlatego, że mamie nie podobało się to jak wygląda. Może i jest to miła kobieta, ale uwierz, potrafi zabić.
- A tata?
- Tata odzywa się tylko, kiedy musi.
- Mój ma podobnie.
- Tak w ogóle to czym się twoi zajmują?
- Ojciec jest policjantem. Awansował i stąd ta cała przeprowadzka. Pewnie już ci to mówiła twoja mama. Jest trochę jak taki zły glina - powiedział i zaśmiał się. - A mama jest tłumaczem. Zna chiński i rosyjski.
- Rosyjski? Nieźle. U nas w rodzinnie z językami krucho. Sam w ogóle nie ogarniam angielskiego.
Jechaliśmy jeszcze trochę, a później, gdy już byliśmy w Seulu, postaliśmy trochę w korkach. Na jednym z rond miał miejsce wypadek, więc staliśmy dobre piętnaście minut, zanim usunęli przeszkody z jezdni.
- Upiłeś się kiedyś? - zapytałem, gdy przed nami była jeszcze cała wieczność czekania w godzinach szczytu. Nawet w weekend, przejechanie około szesnastej przez centrum w szybkim tempie, było niemożliwe.
- Tak. Nawet parę razy. Nie mam zbyt mocnej głowy, więc jakby coś było dziś nie tak to mi powiedz.
- Opowiedz mi o tym. O tym jak pierwszy raz zaliczyłeś zgon - rzuciłem. Ruszyłem się w korku o pół metra do przodu.
- Ty pierwszy.
- No dobra. Hm... To było w pierwszej liceum. Poszedłem z Taehyungiem do jego kuzyna na parapetówkę. To był chyba trzeci raz w moim życiu kiedy w ogóle piłem alkohol, ale pierwszy raz kiedy posmakowałem wódki. Tak to tylko sake, sake. U domu u mnie też pije się tylko to. A ten gość miał wódkę. Tae zasmakowały drinki, ale mnie podpuścił gospodarz i walnąłem z nim kilka szotów bez popity, bo naiwnie uwierzyłem w to, że to się pije co najmniej pięć pod rząd. - Zaśmiałem się, a zaraz po tym Jimin zrobił to samo. - Masakra. Nie potrzebowałem dużo. Po tych pięciu szotach, wypiłem może jeszcze dwa, a potem runąłem koło kibla. Wyrzygałem kolacje, obiad i jeszcze nachosy. Tae musiał mnie u siebie nocować. Gdyby mama mnie takiego zobaczyła, wypominałaby mi do teraz i pewnie jeszcze opowiadała wszystkim znajomym.
- To widzę, że naiwne dziecko byłeś.
- Oj już wtedy nie takie dziecko, ale no niestety dałem się podpuścić. Teraz twoja kolej.
Chłopak poprawił pasy i założył nogę na nogę. Wyglądał ładnie, jak zawsze, ale nie miał na sobie jeszcze ubrania na imprezę. Teraz miał zwykłą bluzę i dżinsy. Nareszcie wydostaliśmy się z ronda. Ruszyłem w stronę supermarketu.
- Upiłem się ze starszym kumplem. Miał doła, bo zdradziła go dziewczyna i chciał się wyżalić. Właściwie to tyle.
- Oj Jimin, na pewno nie. Chce usłyszeć historię.
- Ale to już wszystko. Nawaliłem się piwem i sake, ale nie wymiotowałem ani nic nie zniszczyłem. Nie ma co opowiadać - powiedział spokojnie i rzucił mi krótki uśmiech.
Dojechaliśmy do sklepu. Nie trzeba było długo szukać, by znaleźć alejkę z alkoholami. Wzięliśmy sobie po dwa piwa i pół litra czystej, by wypić wspólnie. Dokupiłem jeszcze sok, uprzednio pytając chłopaka o jego ulubiony smak. Jabłkowy. W sklepie spotkaliśmy Jina, kolegę Jimina z uczelni. Był sam. Przybił piątkę najpierw z blondynem, potem ze mną. Mówił, że śpieszy się, bo jest już spóźniony, więc szybko pobiegł w stronę kas i tyle go widzieli. Jimin później powiedział mi, że chłopak tu pracuje, bo przeprowadzał się na studia z Gwacheonu i musi utrzymać mieszkanie. Podobno wynajmował z jakimś kolegą, który całkiem mu się podoba, więc Jimin był święcie przekonany, że będzie z tego coś więcej. Wróciliśmy do samochodu, a potem pojechaliśmy prosto do mnie. Zaparkowałem pod klatką. Zanieśliśmy butelki i karton z sokiem do lodówki, kiedy wybiło dwadzieścia po piątej. Jimin skoczył jeszcze się przebrać, a tedy ja zdążyłem wyprasować swoją czerwono krwistą koszulę i zmienić spodnie na czarne. Chłopak wrócił i pojawił się przede mną w moim pokoju, gdy chowałem do szafy koszulki, zostawione przez mamę na moim łóżku.
Miał włosy zaczesane do tyłu, by kosmyki nie wpadały mu w oczy, ale nie były ulizane. Po prostu musiał je ułożyć suszarką, bo gdy podszedłem do niego i przejechałem po nich palcami, nadal były miękkie i puszyste. Koszulę miał dopasowaną, ale nie opinała się na jego ciele. Satyna połyskiwała w świetle lampy i idealnie komponowała się z resztą stroju: butami, spodniami, zegarkiem. Był piękny. Naprawdę wyglądał wspaniale. Koszula dodawała mu nie tyle co samego uroku, lecz mnóstwo seksapilu. Wyglądał teraz na te swoje dwadzieścia lat, jak młody mężczyzna, a nie jak uroczy chłopiec. Nadal starszy ode mnie, ale w moich oczach chłopiec. Choć byłem święcie przekonany, że nieważne jak bardzo elegancko i schludnie by się nie ubrał, nadal pozostanie esencją słodyczy.
- Może być? - zapytał, jak moje palce wysunęły się z jego włosów.
- Idealnie - powiedziałem i wtedy chwyciłem jego twarz w obie dłonie. Podniosłem ją trochę do góry. Widziałem jego ciemne oczy, tak cudownie rozmarzone. Przesunąłem kciukiem po jego gładkim policzku, a Jimin złapał moje ręce. Wtedy puściłem jego buzię, a on nadal mnie trzymał. Spuścił głowę. - Patrz na mnie - powiedziałem, a wtedy z lekkim strachem podniósł z powrotem wzrok na mnie. - Jesteś naprawdę piękny.
- Chłopak nie może...
- Może - przerwałem mu i pociągnąłem jego ręce tak, by objął mnie w pasie. Lewą ręką przytrzymałem go za plecy, by wymusić jego przytulenie. Schował się w zagłębieniu mojej szyi.
- Ładnie pachniesz - powiedział.
- Dziękuje - odparłem i zacząłem masować go po karku. Skubałem jego włoski i przejeżdżałem paznokciami po delikatnej, jasnej skórze. Zataczałem małe kółeczka, czasami wchodzące kilka centymetrów za jego kołnierzyk. Zadrżał i spojrzał na mnie od dołu, tak jak gdy tulił mnie na balkonie. - Musze na ciebie znaleźć jakieś przezwisko, które będzie tylko nasze, wiesz?
- Tylko nasze? Och szkoda, bo myślałem, że niedługo będę mógł wołać na ciebie Kookie - zaśmiał się i przechwalił głowę bardziej w lewo, by pokazać mi że tam chce być teraz głaskany. - Twoja była dziewczyna tak do ciebie mówiła, słyszałem przez telefon.
- Tae też tak mnie nazywa. Ale ja musze znaleźć dla ciebie jakieś urocze.
- Urocze! - krzyknął rozbawiony i odsunął się kawałek, nadal jednak pozostając w moich objęciach. - Nie jestem dziewczyną. Mówisz ciągle do mnie takie rzeczy...
- Mówię co myślę. A co do nazwy to coś wymyślę, nie martw się. - Puściłem mu oczko.
- Tak swoją drogą to ty też wyglądasz super. Kolor koszuli to coś pięknego - powiedział i dotknął materiału. Ja przysunąłem go do siebie, do poprzedniej pozycji i ponownie zacząłem bawić się jego szyją. Raz nawet dmuchnąłem mu delikatnie w ucho. Znowu przeszedł go dreszcz.
- Nie rób tak - powiedział, chcąc mi znowu uciec, ale przytrzymałem go.
- Dlaczego? Nie podoba ci się?
- No właśnie podoba. A nie mogę ulec ci tak wcześnie. Z resztą, zaraz będą tu twoi znajomi.
- Ulegniesz mi? - zapytałem, napierając na jego kark trochę mocniej, drapiąc go, czując kolejne dreszcze i opór z jego strony. - Oj i jak ja w takiej chwili nie mam mówić, że jesteś słodki?
- Jeongguk - powiedział cicho chłopak, wprost w moją koszulę, zaciskając na niej swoje pięści.
- Kookie - poprawiłem go i zbliżyłem się do jego ucha. Przygryzłem bardzo lekko jego płatek, bo byłem pewny że tak krucha istota zaraz rozpadnie się w moich ramionach od tego małego kąsania.
- Kookie proszę... - powiedział, zawstydzając się, wierzgając nogami i chowając się jeszcze bardziej. - Przestań.
- Nie chce.
Złapałem go mocniej za szyję. Odsunąłem od siebie i chwilę jeszcze patrzyłem w te zamglone, piękne oczy, w jego rozchylone usta, różowe policzki i zgrabny nosek. Zetknąłem swoje czoło, z tym jego i wtedy spojrzał w moje oczy. Wystraszony? Trochę. Ale przede wszystkim, był teraz bardzo pociągający. Ta mała pieszczota, pozwoliła mu na chwilę odpłynąć, skupić się na tej malutkiej przyjemności. Co z nim będzie, gdy dam mu tą największą z rozkoszy, hm? Roztopi się? Rozpłynie?
Chciałem go pocałować. Całować te jego usta, wyglądające jak miękka poduszeczka, poczuć że on też mnie pragnie. I w niekontrolowany sposób, nawet zbliżyłem się do niego, ale wtedy usłyszałem dzwonek do drzwi i cała atmosfera poszła się jebać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top