ROZDZIAŁ 3 - AM I WRONG

Jego jabłko Adma poruszało się z gracją, unosząc w górę i w dół dosłownie w ślimaczym tempie. Widziałem to jak przez mgłę, zafascynowany tym jak w tamtym momencie przymyka oczy, delikatnie marszczy czoło i odchyla głowę o kilka stopni do tyłu. A on tylko upijał łyka wody. Tylko woda. Tylko on. Aż on.

Dzień spędziłem na czekaniu na wieczór. Dosłownie. W szkole nie skupiłem się na niczym, ani na Taehyungu podniecającym się nowo odkrytym serialem, ani na wściekłej na mnie Yu Lee, która na każdym kroku próbowała zwrócić moja uwagę. Ale jej starania były na nic, bo nic nie było w stanie oderwać moich myśli od wieczoru z Jiminem. A kiedy on w końcu się zbliżał, zaczynałem głupieć. Posprzątałem w pokoju, co zdarzało się od świąt, lub kiedy mieli do mnie wpaść jacyś goście. Tym razem jednak pochowałem wszystkie ubrania do szafy, wytarłem lustro, odkurzyłem nawet za tapczanem i starłem kurz z lampy. Moja mama nie mogła się nadziwić i sama zaproponowała potem bym zapraszał sąsiada częściej i na nic zdały się kłamstwa, że to nie dla niego tak tu ogarniam.

Ubrałem się starannie, niby luźno tak jak tego wypadała sytuacja. Mieliśmy w końcu grać na konsoli u mnie w domu, ale mimo to chciałem wyglądać dobrze. Przebierałem spodnie dwa razy, koszulki cztery, aż w końcu stanąłem przed lustrem w bieliźnie, załamany stanem mojej szafy. Nic w niej nie było. Nic wystarczająco idealnego. Wybranie niebieskich dżinsów i czarnej koszulki z dekoltem w serek z nadrukiem: Yess i ułożenie wystarczająco dobrze włosów zajęło mi nadzwyczajnie dużo czasu. Perfumy, krem na twarz, by tak się nie świeciła to było już końcowe stadium przygotowań. I wtedy dopiero, zerkając na zegarek, odkrywając że mój gość spóźniał się już trzynaście sekund, zacząłem się denerwować. To tylko spotkanie z kumplem, prawda? Nie. Gówno prawda. Jimin był dla mnie kimś więcej. A raczej chciałbym by był takim kimś. Chciałem go lepiej poznać, spędzić z nim dużo czasu i może nawet chciałem się do niego zbliżyć. Nie wiedziałem jak. Nie planowałem nawet czegoś szczególnego. Wiedziałem natomiast, że w moim mózgu zaistniała taka potrzeba. Potrzeba bliskości jego osoby. Egoistycznie chciałem by interesował się mną tak samo jak ja nim, by stresował się tak samo i by stroił się, wychodząc na spotkanie ze mną. Chciałem wiedzieć, że nie jestem mu obojętny.

Już poprzedniego dnia, w galerii odkryłem to, że nie boli mnie fakt odkrycia w sobie pokładów takich uczuć, w dodatku do osoby tej samej płci. Nigdy nie myślałem, że może kręcić mnie jakiś chłopak, a już na pewno nie taki chłopak, ale ta świadomość nie wyrządziła moim myślom, ani mojemu egu żadnej krzywdy. Wręcz przeciwnie. Jakby nawet trochę odżyłem. Ciągłe spotykanie się z Yu Lee, która ostatnio potrafiła tylko nudzić mnie lub grać na nerwach było uciążliwe. Koledzy pozostawali tylko kolegami, szkoła szkołą, a rodzina rodziną. Nic nowego. Nic super-ultra-ekstra. Jimin był nowością, w dodatku super ekstra nowością, bo jeszcze nikt nigdy tak na mnie nie działał.

Podczas dzisiejszych lekcji miałem dużo czasu na rozmyślanie. Mając w głowie obraz blondyna, uświadamiałem sobie po kolei wiele rzeczy. Bo niby dlaczego nigdy nie zauważałem tego, jak bardzo podobam się dziewczynom? Ani nigdy na żadną nie zwróciłem większej uwagi? Nawet na Yu, która wydawała mi się teraz zwyczajnym przyzwyczajeniem, ale na pewno nie miłością, bo ani teraz ani nigdy nie zawróciła mi w głowie tak bardzo jak ten chłopak. Może nie była to nawet do końca jej wina, tylko ja nigdy nie wpadłem na ten jakże genialny pomysł, by spojrzeć się nie na kobietę, a właśnie na mężczyznę.

Yu jako pierwsza do mnie zagadała. Pierwsza zaproponowała spotkanie. Pierwsza wyznała uczucia i pierwsza mnie pocałowała. Nawet można było powiedzieć, że ona chciała mnie w łóżku, chciała mnie w swoim życiu, a ja zwyczajnie byłem zauroczony co najwyżej. Podobała mi się z wyglądu i choćby nie wiadomo jak zwyrodnialsko to nie zabrzmiało to jednak dostarczała mi przyjemności, więc może wygodnie było mi z nią być. Do czasu aż nie poznałem Jimina. Teraz Yu była problemem. Ale nie przejmowałem się nią. Teraz ważny był on. Tylko on.

Przyszedł, kiedy zegar wskazał dziewiętnastą trzy. Miał na sobie koszulkę, która była wręcz lustrzanym odbiciem mojej, bo była biała i miała ogromny napis: Nooo. Chłopak miał na sobie te same ciasne, czarne spodnie, co w niedzielę i na nogach żółte kapcie z rysunkami bananów. Uśmiechnął się do mnie na powitanie i wręczył opakowanie ciasteczek czekoladowych z bakaliami i karmelem. Od razu zanotowałem w myślach ich nazwę, gdy wspomniał, że to jego ulubione. Chwilę staliśmy w kuchni, czekając aż nasze herbaty się zrobią, a później poszliśmy do mnie. Zaczęliśmy od rozmowy, siedząc koło siebie na kanapie. Jimin nie był już tak spięty co za pierwszy razem. Opowiedział mi, jak bardzo podobały mu się zajęcia o sztuce antycznej i tragedii Eurypidesa, a ja później ponarzekałem trochę na aminokwasy, które zatruwały mi dziś całą lekcję chemii. Chłopak poprosił o wodę, bo herbata była za gorąca, dlatego wyszedłem do kuchni. Kiedy już w niej byłem, otworzyłem okno i wychyliłem głowę, by wziąć dwa porządne wdechy zimnego powietrza. Jakoś u mnie w pokoju było goręcej, albo chociaż tak mi się wydawało z wiadomych przyczyn.

Jimin wyglądał dziś równie ładnie co wczoraj i przedwczoraj. Miał na głowie artystyczny nieład, który tylko dodawał mu uroku. Zauważyłem też, że w prawym uchu ma kolczyk, brylancik. Jego cera była wręcz idealna, nie licząc delikatnych zaczerwienień na policzkach, które prezentował mi co jakiś czas, z różnych powodów. Kiedy chłopak napił się już wody, co obserwowałem chyba zbyt dokładnie, wręczyłem mu pada i włączyłem konsole, by mógł znów wybrać grę. Podając mu go, skupiłem się na jego drobnych rączkach. Były wręcz dziecięce, małe, a palce krótkie i pulchniutkie. Kiedy zauważył, że się im przyglądam, od razu zacisnął pieści, choć bardziej pasowałoby tu piąstki i spuścił głowę na dół. Kompleks?

- Co jest? - zapytałem, a on odłożył pada na swoje kolana, by móc schować dłonie pomiędzy swoje uda. - Zrobiłem coś nie tak?

- Nie to nic - odparł, odwracając głowę w drugą stronę. - Tylko tak się na nie patrzysz.

- To źle?

- Nie lubię tego.

- Dlaczego? - zapytałem i wyciągnąłem swoje ręce w jego stronę. Chwilę się wahałem, ale sięgnąłem do jego ud i najpierw delikatnie położyłem jedną z rąk na tym lewym, a potem sięgnąłem nią do palców ukrywających się nieopodal. - Chyba się ich nie wstydzisz, co?

- Nie są ładne, więc nie lubię jak ktoś je widzi.

- Głupoty gadasz.

Kiedy wyciągnąłem spomiędzy jego ud, obie dłonie, złapałem je w swoje by go ogrzać. Mieściły się idealnie. Serce podeszło mi do gardła, kiedy zauważyłem jak bardzo czerwony stał się w tym momencie blondyn. A tylko dotykałem jego rąk. Skórę na nich miał gładką, kiedy przejechałem kciukiem po wierzchu jego dłoni. Czy wszystko w nim musiało być tak cholernie perfekcyjne?

- Przecież masz śliczne dłonie - powiedziałem na jednym wydechu, próbując opanować to co działo się w mojej klatce piersiowej. Jimin speszył się jeszcze bardziej, próbując zabrać dłonie do siebie, pewnie w celu ponownego ich ukrycia, ale trzymałem go mocno.

- Chłopak nie może mieć ślicznych dłoni - powiedział, patrząc cały czas w dół.

- Ale ty masz - powiedziałem i kiedy tylko cisza stała się bardziej wyrazista, puściłem jedną jego rękę, a drugą ustawiłem przed swoją twarzą, by dopasować do mojej. Była wręcz malutka, ginęła w porównaniu do większej, mojej i wyglądała zupełnie jakby należała do dziesięciolatka. Jimin miał delikatnie krzywego najmniejszego z palców. Był on też najgrubszy. Blondyn pewnie jego tak nie lubił. Chciał znowu uciec dłonią, ale wtedy zacisnąłem palce na tych jego. - Nie powinieneś się wstydzić niczego. Kompleksy są głupie.

- Ty nie masz żadnych?

- Chciałbym mieć lepsze mięsnie, ale pracuję nad tym.

- No właśnie. Ja mam dużo kompleksów i mogę zmienić tylko jeden. Nie zmienię moich rąk, wzrostu, mojej twarzy i kilku innych rzeczy, a mięśnie...

- Twarzy? - przerwałem mu. - Przepraszam bardzo, ale co ci się w niej nie podoba?

- Mam małe oczy, grube policzki, krzywe zęby, nieproporcjonalny nos... - zaczął wymieniać, a wtedy ścisnąłem mocniej jego rękę. Zdenerwowałem się.

- Jesteś idiotą, wiesz? - rzuciłem, a na jego twarzy wymalowało się zdziwienie, ale przynajmniej spojrzał na mnie. - Jesteś idealny. Masz śliczne dłonie, piękną twarz, odpowiedni wzrost i cały jesteś taki... - urwałem, kiedy znowu jego wzrok utkwił w podłodze. Puściłem jego rękę. Poniosło mnie. Na buzi czułem gorąco, dlatego nie miałem wątpliwości co do moich rumieńców. Ale na pewno nie były większe od tych blondyna.

- Czemu jesteś dla mnie taki miły? - zapytał zdezorientowany, trochę zdziwiony.

- Nie jestem miły, tylko ci mówię co myślę. Albo nawet nie co myślę, tylko mówię jak jest.

- Wcale nie jest. - Jimin nareszcie spojrzał mi w twarz. Jego oczy były przestraszone, ale jednocześnie chyba trochę szczęśliwe, jakby nie wierzył w to co słyszy, jakby chciał się przekonać do tych głupot, które sobie wmawiał.

- Masz mnie za kłamcę? - zapytałem całkiem poważnie. Przysunąłem się do niego. Usłyszałem jak głośno przełyka ślinę.

- Oczywiście, że nie - usprawiedliwił się od razu. Podałem mu pada, którego miał na udach.

- To nie myśl o sobie nigdy w ten sposób i pozwól mi się oglądać.

Jimin wybrał Injustice, jak poprzednio. Pierwsze kilka rund grał z nadal wymalowanym wstydem na twarzy i starał się w ogóle na mnie nie patrzeć. Wytłumaczyłem mu kilka trudniejszych ruchów na postaci, którą najczęściej grał: Jokerze. Chciałem by popróbował sobie te ruchy, więc następne kilka walk tylko stałem i czekałem aż nauczy się niektórych ciosów. Szło mu wyjątkowo dobrze zważywszy na fakt, że było to jego drugie podejście do playstation w życiu. Lubiłem, gdy uczył się nowej kombinacji. Był wtedy szczęśliwy, ale też lubiłem kiedy się skupiał. Czasami wtedy marszczył to swoje czoło, ukryte częściowo pod blond czupryną, albo przygryzał dolną wargę. Ciężko było oderwać wzrok od jego ust. Naprawdę ciężko.

Moja mama wpadła raz, zapytać czy aby na pewno Jimin nie chce pić ani nie jest głodny. Zdziwiła się, gdy zobaczyła nasze w pół upite herbaty, do tego szklanki z wodą. Oczywiście zapytała jak tam malowanie kuchni i co pani Park wymyśliła odnośnie tych kafelek w łazience. Jimin był uprzejmy, odpowiadał na wszystkie pytania, uśmiechał się i moja mama chyba właśnie przez ten uśmiech, niechętnie opuściła mój pokój. Dobrze było wiedzieć, że nie tylko na mnie tak działał. Około dwudziestej trzydzieści, zadzwonił Tae.

- Ej, dlaczego mi nie powiedziałeś? - zaczął na wstępie, omijając "cześć", czy chociażby "hej".

- Czego ci nie powiedziałem?

- No, że Yu się zgodziła na imprezę? Ja tu od niedzieli układam plan namawiania jej, a ona mi pisze dziś że idzie z koleżankami. Jak to zrobiłeś?

- Nic nie zrobiłem. Nie pytałem się jej o to nawet. Dzisiaj nie zamieniłem z nią słowa.

- Aż taka afera o ten wf?

- Afera jest o coś innego, ale teraz nie mam na to czasu. Nie chce z nią gadać na razie. A w sobotę idziemy do tego klubu bez niej. Słyszałeś ją. Powiedziała "z koleżankami". No to wszystko ustalone. Swoją drogą to możemy zrobić u mnie befora.

Taehyung oczywiście się ucieszył i postanowił, że jutro w szkole mam mu opowiedzieć historię kłótni z Yu. Nie przeciągałem dłużej tej rozmowy, bo chciałem móc znów skupić się na blondynie obok mnie. Kiedy się rozłączyłem, Jimin patrzył na mnie pytająco.

- Nadal się z nią nie pogodziłeś? - zapytał, odkładając pada. Chyba zapowiadała się dłuższa rozmowa.

- Nie mam ochoty na rozmowy z nią - skwitowałem krótko.

- To chyba źle wróży waszemu związkowi.

- Sęk w tym, że ona wyjeżdża w niedzielę i wraca za miesiąc. I mam ten czas wykorzystać by powiedzieć jej co czuje. Tak sobie zażyczyła. Deklaracji - parsknąłem śmiechem.

- Czyli problem w tym, że ona chce poważnego związku, a ty nie jesteś pewny tego czy ją kochasz? - zapytał Jimin i oparł się wygodniej o tapczan, na którym siedzieliśmy. Poprawił włosy. Chyba był trochę od tego poprawiania uzależniony. W odpowiedzi na jego pytanie kiwnąłem głową. - Mi się wydaje, że skoro się zastanawiasz to chyba znak, że to nie miłość. Jakbyś ją kochał, byłbyś tego pewny. Ale to tylko moje zdanie. Nie chce wam się w nic wpieprzać.

- W sumie to zastanawiam się, czy to nie z przyzwyczajenia z nią jestem - powiedziałem i podałem nam herbaty stojące uprzednio na biurku. Już powinny być mniej gorące. Jimin podziękował i upił łyk. - Bo w sumie powinienem chyba ubolewać nad tym, że wyjeżdża, no nie? A ja się z tego cieszę. Może to głupie, ale tak jest.

- Ale to tak nagle cię wzięło, że jednak ona to nie jest to, czy coś się stało? To przez tą kłótnie, o której wspominałeś wczoraj?

- Nie. Ta kłótnia to tylko kolejny dowód tego, że chyba do siebie nie pasujemy.

- To co się takiego stało?

Jimin przyglądał mi się, oplatając palcami swój biały kubek. Trzymał nogi na kanapie, przez co wydawał się jeszcze mniejszy. Jego włosy sterczały na wszystkie strony świata, ale był to chyba bardziej zamierzony niż przypadkowy zabieg. Tak czy tak, wyglądał ładnie. No tak. Znowu to słowo. Ładnie. Ładne mogą być kwiaty. On był bardziej piękny niżeli ładny.

- Jeongguk? - zapytał Jimin, kiedy nie odpowiadałem mu przez jakiś czas.

- Ach, chyba nie wiem - odparłem powoli, skupiając się na chwilę na swoim napoju. Ale czy aby na pewno nie znalem odpowiedzi na pytanie blondyna? - Yu Lee wkurzała mnie od samego początku naszej znajomości, ale jakoś tak chyba nie przejmowałem się tym za bardzo. Byłem czasami na nią zupełnie obojętny, a tak nie powinno być. I w niedzielę, jak dzwoniła, zrobiła aferę, że nie powiedziałem jej jeszcze, że ją kocham.

- Ja na jej miejscu też wolałbym się upewnić. No wiesz, może miała wątpliwości?

- Może.

Patrzyliśmy się na siebie w ciszy rzez kilka minut. Nie było niezręcznie, wręcz przeciwnie. Potrzebowałem chwili ciszy, zastanowienia. Podobało mi się, że Jimin mnie nie oceniał. Pytał o moje zdanie, potem próbował zrozumieć jej stronę.

- Kochasz ją? - zapytał w końcu, zaraz po upiciu kolejnego łyka herbaty miętowej.

Nie wiedziałem kiedy otworzyłem usta. Nawet do końca nie kontrolowałem ruchów moich warg, mojego ciała, mojego głosu. Usłyszałem tylko słowo, wypadające z moich ust.

- Nie.

- To dlaczego z nią jesteś?

- Nie wiem.

Znowu cisza. Jimin zmienił w tym czasie pozycję, na siedzenie na krzyż i umiejscowił sobie kubek między nogami.

- Muszę z nią zerwać zanim wyjedzie - stwierdziłem bez większego entuzjazmu. Przed oczami już miałem jej wściekłą minę, słyszałem jej płacz i czułem te uderzenia słabych rączek na klatce piersiowej lub twarzy. Będzie ciężko. - Tak będzie najlepiej. Z resztą to byłoby nie w porządku, gdybym myślał ciągle o kimś innym, będąc nadal jej chłopakiem.

- Czyli jednak myślisz o kimś.

- Czy to nie oczywiste? - zapytałem, a wtedy twarz chłopaka bardzo się zmieniła. Znów był jednocześnie zdziwiony, speszony, lekko szczęśliwy, ale i przestraszony. Ta cała mieszanka sprawiła, że do końca nie wiedziałem co tak naprawdę czuł. Jego myśli były dla mnie zagadką.

- Nie dla mnie. Nie znam cie aż tak dobrze - powiedział dużo ciszej i spuścił głowę by znów wlepić wzrok w kubek.

- Ja cie też nie. A chciałby cię poznać.

Na dźwięk tych słów uśmiechnął się. I wtedy jak na zawołanie zadzwonił znowu mój telefon. Dlaczego zawsze wszyscy dzwonili, jak akurat siedziałem w jego towarzystwie? Na wyświetlaczu oczywiście napisane było: Yu Lee. Nawet to wydało mi się w tym momencie tylko potwierdzać tezę, że nie zależało mi na niej. Chłopacy maja zazwyczaj zapisane swoje drugie połówki jakoś słodko, a ja ograniczyłem się do jej pełnego imienia. Ona miała przy mojej nazwie ze sto serduszek i oczywiście jakieś urocze zdjęcie. Przez chwilę chciałem odłożyć telefon z powrotem na biurko, ale Jimin rzucił mi karcące spojrzenie, więc z głośnym westchnieniem odebrałem.

- Kookie? - zaczęła dziewczyna dość niewyraźnym głosem. - Już myślałam, że nie odbierzesz.

- No hej. Co jest? - odparłem obojętnie. Patrzyłem na Jimina. On na mnie. Przygryzł wargę, a ja przełknąłem ślinę.

- Znowu się do mnie nie odzywasz. Nawet w szkole.

- Bo jestem zły.

- Ty jesteś zły? - zapytała wściekle, jakby nie dowierzając. - A ja to co? Obraziłeś mnie i to przy całej klasie!

- Powiedziałem ci co myślę. Zasze chciałaś bym mówił ci co mi się nie podoba.

- Ale przesadziłeś. Bardzo mi było przykro, wiesz?

Może i kiedyś działały na mnie jej sztuczki, ale teraz byłem pewny że zwyczajnie chce mnie zmusić do przeprosin. Mała manipulantka.

- Nie byłoby ci przykro, gdybyś miała trochę rozumu i ubierała się normalnie do szkoły i nie prowokowała mnie.

- Myślałam, że ci się spodobają takie widoki - rzuciła teraz kompletnie innym tonem niż przed chwilą. Nie daj się Jeon. Widok Jimina dodawał mi trochę odwagi, zwłaszcza, że w głowie miałem myśl, że chciałbym być znowu singlem. Chociaż chciałbym nim być tylko po to, by móc bez przeszkód starać się właśnie o względy nowego sąsiada.

- Nie podobały mi się. Tak swoja drogą to dobrze, że dzwonisz, bo musimy porozmawiać i to poważnie. Jutro po lekcjach przejdziemy się do parku, okey?

W słuchawce nastała wroga cisza. Dosłownie czułem jak dziewczyna po drugiej stronie wstrzymuje oddech.

- Chcesz ze mną zerwać - powiedziała w końcu prawie płacząc. - O boże nie. Chcesz mnie zostawić! Co ja ci zrobiłam! Miało być inaczej. Kiedy w końcu do ciebie dotrze, że powinieneś mnie kochać. - Yu ciągle płakała. Jimin patrzył na mnie smutny, ale bezradny.

- Uspokój się Yu. Porozmawiamy o tym jutro. Przez telefon nie powinniśmy poruszać tak ważnych...

- Czyli jednak zerwiemy! - przerwała mi z jeszcze większym szlochem. - Dlaczego?

- Jutro pogadamy - syknąłem, bo powili sytuacja robiła się nieciekawa. - Do jutra Yu.

- Nie nie nie! Teraz mi powiedz, ja nie mogę czekać do jutra. Jak możesz mi to robić Kookie? Przecież ja cie kocham.

- Jutro. Cześć - rzuciłem i rozłączyłem się.

Przez chwile siedzieliśmy naprzeciwko siebie z Jiminem i nie odzywaliśmy się ani słowem. Co chwilę dzwonił mój telefon. Yu nie chciała chyba dać za wygraną i postanowiła dowiedzieć się wszystkiego teraz. Ale wyciszyłem komórkę i schowałem do szuflady, by nie wibrowała mi koło ucha co pięć sekund. Kiedy w końcu oba nasze kubki były puste, odezwałem się jako pierwszy.

- Będzie ciężko jutro.

- Zastanów się, czy to na pewno to czego chcesz.

- Tak - odparłem bez zastanowienia. - Nie mogę być z kimś takim. Sam się sobie dziwię, że nie zauważyłem tego wszystkiego wcześniej.

- Miłość jest ślepa - powiedział i posłał mi delikatny uśmiech, dzięki któremu zwęziły się jego oczy.

- Wiesz coś o tym?

- Kiedyś ci opowiem - powiedział tylko i znów zaczęliśmy grać.

Rozmawialiśmy jeszcze trochę, podczas kopania sobie nawzajem tyłków, o Yu, a potem zeszliśmy na bezpieczniejsze tematy, jak przeprowadzka czy uczelnia. Gdzieś tam w rozmowie wspomniałem nawet o Tae, a wtedy do mojej głowy wpadł pomysł.

- Chcesz iść ze mną i kilkoma znajomymi do klubu w sobotę? Otwierają jakiś nowy i Taehyung nie da mi żyć, jak nie pójdę.

- Chyba nie zaszkodzi, ale musisz wiedzieć że w klubach nie mam za dużego doświadczenia. Byłem w nich dosłownie parę razy.

- Nie szkodzi. Napijemy się najpierw u mnie, bo musze wcześniej wywieść gdzieś rodziców. Nie planuję też długo siedzieć. To jak?

- Możemy iść. - Jimin znowu uśmiechnął się. - Tylko nie wiem jak się ubrać.

- Włóż cokolwiek. I tak będziesz wyglądał świetnie.

- Dla wszystkich jesteś taki miły, czy to tylko...

- Tylko dla ciebie - dokończyłem za niego. Nie wiedziałem skąd u mnie taka nagła odwaga, ale chyba motywowały mnie najbardziej rumieńce chłopaka.

- Dlaczego?

I tu nastąpił moment kulminacyjny, bo nie miałem pojęcia co odpowiedzieć. Znaczy, wiedziałem co chciałbym by usłyszał, ale nie do końca pewny byłem czy to odpowiednie. Nadal nie miałem pewności, czy Jimin nie ucieknie ode mnie, jak tylko trochę się zbliżę. A ja lubiłem być pewny, inaczej panikowałem. Jednak zebrałem się w sobie. Postawiłem wszystko na jedną kartę i odpowiedziałem najbardziej opanowanym głosem na jaki było mnie stać.

- Bo podobasz mi się.

Jeśli myślałem, że wcześniej się wstydził to byłem w błędzie. Teraz dopiero oblała go fala czerwieni i gorąca, bo dosłownie widziałem, jak zrobiło mu się duszno. Zdziwił się, ale chyba całkiem pozytywnie. Może nie spodziewał się od razu takiej szczerości, ale nie wydawał się bardzo przestraszony.

- Krótko cię znam - mówiłem dalej. - Ale nie mogę się tobie oprzeć. Może to ty jesteś powodem, dla którego dotarło do mnie, że nie kocham Yu? Bo od tych trzech dni myślę tylko o tobie i cieszę się jak idiota, kiedy mogę cię zobaczyć. Ale nie wiem, czy masz tak samo. Jeśli nie, to wolałbym wiedzieć od razu.

- Zaskoczyłeś mnie - odparł zdenerwowany, podkurczając kolana aż pod sama brodę. - Nie wiem co powiedzieć.

- To co czujesz.

Chłopak spojrzał mi w oczy. Oddychał głęboko, jego różowe policzki dodawały mu mnóstwo uroku. Wtedy znowu wydał mi się taki niewinny. Taki jasny, zupełnie jak w niedzielę. Był teraz zupełnie bezbronny.

- To chyba dla mnie za szybko - odparł powoli. - Za szybko by stwierdzić czy to coś poważnego, ale... ale nie jesteś mi obojętny. - Moje serce i żołądek zrobiły po dwa salta, a ręce zaczęły się pocić. Ale byłem szczęśliwy.

- Chcę się postarać o ciebie - powiedziałem, obracając w dłoniach pusty kubek. Potem odgarnąłem włosy z czoła.

- Też chcę żebyś się starał - powiedział już z uśmiechem, czym roztopił moje serce. - I ja też będę się starał. Ale będę potrzebował trochę czasu.

- Ja też - odpowiedziałem, czując jak schodzi ze mnie ciśnienie. - Nigdy nie myślałem o żadnym chłopaku w ten sposób. W sumie o dziewczynie też nie. I serio nie sądziłem, że to takie stresujące, te całe uczucia. - Chłopak zaśmiał się trochę głośniej i odsunął swoje kolana spod brody. - Twoi rodzice wiedzą? Że jesteś... gejem?

- Mama wie. Już nawet zdążyła mi podokuczać, jak dziś do ciebie wychodziłem. Pytała czy wrócę na noc. - Chłopak pokręcił głową i znowu się uśmiechnął. - Tata nie wie, ale myślę, że się domyśla. Chociaż nie wiem jakby zareagował, gdybym mu to powiedział wprost.

- Rozumiem - odparłem i zmieniłem pozycje na kanapie.

Zagraliśmy jeszcze trzy razy. Jiminowi coraz lepiej szła rozgrywka. Parę razy udało mu się nawet mnie pokonać, gdy grałem jedną ze słabszych postaci. Wieczór minął mi naprawdę bardzo dobrze. Nie zamartwiałem się teraz rozmową z Yu ani szkołą. Ważny był tylko on.

Wyszedł ode mnie po dziewiątej, tłumacząc się tym, że ma do dokończenia jeszcze referat no impresjonizmie. Zanim jednak opuścił mój pokój, złapałem go za rękę. Odwrócił się w moja stronę i uśmiechnął. Pogładziłem kciukiem wierzchnią część jego dłoni, ścisnąłem trochę mocniej i dopiero wtedy pozwoliłem mu iść.

Tej nocy spałem krótko, bo większą część wieczoru zajęło mi słuchanie muzyki i myślenie, jak to w zwyczaju miałem przed snem. O drugiej w nocy dostałem esemesa, który pozwolił mi w końcu zasnąć. Pisał, że skończył prace na wykład i że idzie spać. Oczywiście dołączył do tego uśmiechniętą minkę. A ja olałem wszystkie esemesy od Yu, których było swoją drogą ponad dwadzieścia i odpisałem tylko na tego jednego: dobranoc :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top