ROZDZIAŁ 2 - BEST OF ME
Poniedziałkowy poranek był przyjemniejszy. Nie mylić z "przyjemny". Nie obudziło mnie walenie w ścianę, ani wiercenie w niej dziur. Koło mojego ucha rozbrzmiała głośna, metalowa piosenka, choć trafniejsze byłoby określenie: rozbrzmiało darcie ryja lidera zespołu heavy-metalowego "Dead Cats". Nienawidziłem tego budzika, ale była to jedyna "melodia", która szybko stawiała mnie na nogi. Nie licząc oczywiście wszelakich odgłosów przeprowadzki.
Poranna rutyna zajmowała mi koło trzydziestu minut. Szybka toaleta, szybkie tosty i szybka kawa, w której przeważało mleko i cukier. Potem jeszcze szybkie szukanie torby, portfela, butów i kluczy. Prawie na czas. Ale Taehyung też się spóźniał, więc miałem chwilę by dorwać jeszcze rano mamę i wybłagać u niej jakieś drobne na seans. Zszedłem na dół, zastając przed klatką swojego przyjaciela. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Nie musiałem pytać, by wiedzieć, że jak na poniedziałkową tradycję przystało, zaspał i nie zdążył się uczesać. Koszulę w kratę miął krzywo zapiętą, pasek od spodni przewrócony na drugą stronę i resztki pasty do zębów w kąciku ust. Nim doszliśmy do kina, zdążył sobie wszystko popoprawiać i opowiedzieć mi co takiego ciekawego oglądał w nocy, że zapomniał nastawić budzika. Kolejny sezon "Pamiętników czegoś tam" skończył o trzeciej w nocy i prawie całą drogę przeżywał, że jego ulubiony bohater w końcu się przełamał i pocałował bohaterkę o durnym imieniu Mamoala.
- Odcinek kończy się sceną, kiedy Taylor mówi jej, że kocha ją już od dawna, tylko bał się jej o tym powiedzieć, bo myślał, że ta kocha Georga. Masakra. Ona w ogóle nie pasuje do Georga - nawijał Tae, wymachując rękami, jakby przeżywając scenę od nowa.
- Powinieneś mniej czasu spędzać ze swoją siostrą, stary. Niedługo zaczniesz czytać powieści Sparksa albo fanfiki o Harrym Potterze. Serial o wampirach to pierwszy stopień do zostania pełnoprawną nastoletnią dziewczynką.
- Oj zamknij się. Lubię ten serial, bo poruszają ważne tematy. No i ci aktorzy to moja miłość. Widziałeś gościa, który gra Taylora? Chciałbym mieć taką klatę jak on.
- Podziwiam cię, że możesz oglądać takie rzeczy. Przecież tam nie ma żadnej logiki. W tym serialu liczy się tylko kto kogo kocha i kto kogo gryzie w szyję. Nic więcej. - Przechodziliśmy właśnie koło sklepu, więc zatrzymałem się, myśląc czy nie potrzebuję chociażby orzeszków na seans. Taehyung jakby wyczuł nad czym się zastanawiałem, bo pociągnął mnie za rękaw kurtki i wszedł do środka budynku. - A tak swoją drogą, to pamiętam doskonale jak tydzień temu opowiadałeś, że Momo...
- Mamoala - poprawił mnie chłopak, chwytając w rękę paczkę chipsów.
- Tak, tak. Momo powinna wrócić do swojego byłego chłopaka.
- No bo wszystko wskazywało na to, że on też ją kocha. A ten idiota przespał się z Alice. Wszyscy wiedzą, że Alice to szmata i dawno powinna zostać zabita. - Tae zaszczycił mnie miną, którą lubiłem nazywać "miną najoczywistszej oczywistości Kima". Robił ją bardzo często, w sytuacjach kiedy tłumaczył coś co dla niego wydawało się jedyną prawdą, rzeczą niepodważalną.
- To w końcu kogo kocha Momo?
- Mamoala. No kocha Taylora.
- I skąd to wie?
- Co wie?
Tae wcisnął mi do ręki butelkę słodkiego napoju i prażynki i ruszył od kasy. Sprzedawczyni wydała źle resztę, ale postanowiłem darować jej te kilka won. Ruszyliśmy w stronę kina.
- No skąd wie, że kocha akurat Taylora? - zapytałem. W sumie sam byłem delikatnie ciekawy, czy bohaterka o głupim imieniu miała powód by kochać wampira, czy twórcy serialu postanowili, że tak powiem olać logikę po raz kolejny.
- No ona się zakochała w nim, kiedy ten uratował ją przed wilkołakami. Rozumiesz? Wtedy pomyślała, że sam mógł zginąć, a mimo to ruszył niczym rycerz na białym koniu by jej pomóc. Opowiadałem ci już ten odcinek. Nie słuchasz mnie.
- Słucham. Czyli trzeba było aż ratować życie by się zakochać?
- Głupi jesteś - rzucił Tae i wpakował swoje chipsy do mojej torby. - Oczywiście, że nie. Uratowałeś życie Yu?
- Nie.
- A mimo to ją kochasz - oznajmił i pobiegł kawałek przed siebie. Dopiero wtedy zauważyłem, że przed kinem stała kilkuosobowa grupa moich znajomych, z którymi Taehyung zdążył już się poprzytulać. Jakiekolwiek wracanie do rozmowy nie miało sensu. Nie mogłem od tak powiedzieć chłopakowi, że co do Yu to nie jestem pewny, bo z pewnością walnąłby mnie lub coś w tym stylu. Sam powtarzał mi wielokrotnie, że jestem szczęściarzem, że ją mam. Podobała się wielu osobom. Nie było też sensu pytać o kolejny powód zakochania jakiejś innej parki z serialu, bo zapewne byłby on tak samo głęboki jak ratowanie dziewczyny przed stadem wilków. Twórcy mieli gdzieś to, że każdy normalny człowiek, albo nawet nienormalny nie miałby szans w starciu z watahą. Ale no cóż. Serialowi wybaczamy nawet imię Mamoala.
Przywitałem się z każdym po kolei, na koniec zostawiając sobie właśnie Yu Lee. Chciałem dać jej buziaka w policzek, ale kiedy przysunąłem się, ta objęła mnie rękoma za szyję i wpiła mocno w moje usta. Trwało to kilka sekund. Kilka długich sekund. Kiedy odlepiła się od mojej twarzy, spuściła wzrok, złapała mnie za rękę i odprowadziła na bok, by reszta nie słyszała naszej krótkiej rozmowy.
- Przepraszam za wczoraj - zaczęła. Wraz z pierwszym słowem, zaszkliły jej się oczy. - Po prostu boli mnie ta rozłąka. Nie zobaczymy się miesiąc, kiedy ja weekendu bez ciebie nie wyrabiam. - Pierwsza łza spłynęła po jej zaróżowionym od kosmetyków policzku. Przytuliłem ją delikatnie. - No i męczy mnie to wszystko.
- Nie płacz. W Sydney na pewno będzie super, a to wcale nie tak dugo. Nim się obejrzysz, znowu będziesz na lotnisku w Seulu.
Przytuliła mnie mocniej, a wtedy pod kinem pojawił się nauczyciel i druga klasa. Dałem Tae swoje pieniądze, by zapłacił, a w tym czasie, ciągnąc za sobą za rękę Yu, ustawiłem się w kolejce do wejścia. W końcu chcieliśmy mieć dobre miejsca. Kiedy chłopak wrócił do nas z biletami, weszliśmy na salę. Ostatni rząd. Idealnie. Nim seans się zaczął, dziewczyna po mojej prawej przybliżyła się do mnie i szepnęła na ucho: ale z tym "kocham cię" mówiłam serio, czekam do końca miesiąca.
Film był niezbyt ciekawy. Tae usnął w połowie, a Yu Lee uroniła parę łez pod koniec. Ja zjadłem wszystko, co miałem pod ręką i nim się zorientowałem, wychodziliśmy. Oczywiście wracaliśmy do szkoły na kilka ostatnich lekcji, bo dyrekcja nie mogła odpuścić nam wf-u i matematyki. Mój przyjaciel przez drogę do szkoły podzielił się wrażeniami z serialu z moją dziewczyną, która była kompletnie innego zdania co do związku Głupiego Imienia z Wampirem. Pokłócili się o to, a w szkole nie odzywali do siebie. Ja natomiast przesiedziałem ten Armagedon w Internecie, szukając na stronie księgarni, jakiś przecen. Mama miała niedługo urodziny, a uwielbiała kryminały, wiec ojciec zlecił mi znalezienie czegoś ciekawego, bo zeszłoroczny prezent, który wymyślił mój brat okazał się katastrofą. Mama obraziła się za krem na zmarszczki, a oliwy do ognia dolał ojciec mówiąc, że najlepszy prezent to taki, który na pewno się przyda.
Przeglądając jedną z powieści, pomyślałem o nowym sąsiedzie. Powiedział wczoraj, że lubi czytać. Ciekawe jakie? Może akurat lubi to co moja mama i pomoże mi coś wybrać? Sam obiecał, że się odwdzięczy za pomoc z kartonami, a taka mała przysługa nie będzie go za wiele kosztować.
Wyszukałem jego numer i nacisnąłem w telefonie ikonę wiadomości. Od czego zacząć? Cześć?
Jakbym pierwszy raz esemesa pisał, skarciłem się w myślach. Kiedy już wystukałem odpowiednią treść, trzy razy sprawdziłem czy nie zrobiłem błędu w jakimś słowie. Literówki to dzieło szatana. Po wysłaniu, gapiłem się kilka sekund w ekran dopóki nie zgasł. Myślałeś idioto, że odpisze ci w dziesięć sekund?
Przy okazji dowiem się, co jeszcze lubi. Gatunek literacki. Podobno można dużo powiedzieć o człowieku na podstawie książek, które czyta. Nie wiem, gdzie to wyczytałem, ale wtedy wydawało się mądre. A co jak napisze, że lubi fantastykę? Czy to by oznaczało, że jest fantastyczny?
Słysząc swoje durne myśli, palnąłem się w czoło z otwartej dłoni. Taehyung i Yu Lee spojrzeli na mnie zaskoczeni i w tym samym momencie zapytali, czy wszystko w porządku. Nie odpowiedziałem im, bo wtedy zainteresował mnie wibrujący na moich udach telefon. "Najczęściej czytam obyczajówki, ale mam kilka fajnych kryminałów na półce. Jak chcesz to mogę iść z tobą do księgarni i pomóc ci coś wybrać :)".
Wpatrywałem się w emotikonę uśmiechniętej buźki do końca przerwy. Yu wysyłała mi dziennie, po kilkaset takich buziek. I serduszek. I obrazków kotków. Ale ta głupia buźka siedziała mi w głowie przez kolejną lekcję. Nawet narysowałem ją nieświadomie na marginesie swojego zeszytu. Odpisałem: "Byłoby super. Pasuje dziś koło 15?".
Domyśliłem się, że Jimin ma zajęcia, czy coś tym stylu, bo nie odpisywał mi już do końca matematyki. Ja sam byłem trochę w innym świecie. Przejrzałem profil chłopaka na facebooku już któryś raz. Miał mało zdjęć. Profilowe było całkiem nowe, bo zaledwie sprzed miesiąca. Wyglądał na nim wyjątkowo... niewinnie? Tak to dobre słowo. Miał włosy jeszcze jaśniejsze niż teraz, chyba że był to efekt filtru. Uśmiechał się, nie pokazując zębów, przez co widać było jego ciemne oczy. Na poprzednim profilowym miał brązowe włosy, a na jeszcze poprzednim czarne. Na tym ostatnim miał naprawdę spore policzki. Wyglądał jak mały chomik. Uśmiechnąłem się sam do siebie na tę myśl. Chomik. Niedorzeczne.
Jakbym miał porównać Yu do zwierzęcia, zapewne zostałaby kotkiem, bo miała swoje humorki i nigdy nie wiedziałem co jej chodzi po głowie. Jimin nie był chomikiem. No oprócz tego jednego zdjęcia. Też bardziej pasował do kota, tyle że bardziej ułożonego niż Yu Lee.
Ostatnia lekcja była zbawieniem. Wyjątkowo nudna matma, prawie mnie zabiła, więc wychowanie fizyczne było idealne by się rozbudzić. Obyśmy zagrali w koszykówkę, albo chociaż siatkówkę, modliłem się w duchu. Niestety. Naszego nauczyciela nie było i mieliśmy połączone grupy. Skutkiem tego była zbyt duża liczba uczniów na jakąkolwiek grę. I wtedy wuefistka wypowiedziała magiczne zdanie: dzisiaj gimnastyka. Zabijcie mnie.
Lubiłem sport, ćwiczenia, bieganie, czy gdy zespołowe. Niestety, gimnastyki nie lubiłem. Może dla tego, że byłem niczym kłoda? Ani w lewo ani w prawo. Im bardziej próbowałem się zginąć, tym mocniej strzelały mi kości i bolały mięśnie. Taehyung był tego samego zdania. Próbował jeszcze namówić nauczycielkę by pozwoliła nam iść na siłownię, ale ta pozostawała nieugięta. Wymieniłem z przyjacielem tylko zawiedzione spojrzenia i usadowiliśmy się na końcu sali, by móc trochę polenić się na niektórych ćwiczeniach. Yu Lee postanowiła chyba dać mi mały pokaz na lekcji, bo ustawiła karimatę tak, bym miał na nią idealny widok. Nie była może jakąś wybitną gimnastyczką, ale starała się. Do tego miała na sobie lekko prześwitujące legginsy i opinającą jej biust koszulkę na ramiączkach, więc gdybym tylko chciał mógłbym zajrzeć jej w sam stanik i zgadnąć jej kolor stringów. No właśnie. Gdybym tylko chciał.
Zacząłem poważnie się martwić, kiedy jej skłon, ukazujący jej dwa, okrągłe pośladki, które przykryte były teraz tylko cienkim materiałem, nie zrobił na mnie wrażenia. Jej tyłek był zawsze jedną z tych rzeczy w jej ciele, które wyjątkowo na mnie działały. Nie miałem aż takiego parci na piersi, ale za to uda, pośladki, szyja, to było to, czemu lubiłem poświęcać najwięcej uwagi. Nie powiem, że nie zadziałało to na mnie w ogóle. Zadziałało. Ale tylko trochę. Wypięła dupę i tyle, pomyślałem, bo w tej chwili wydało mi się to wyjątkowo niestosowne. Byłem jej chłopakiem, ale jednak byliśmy na lekcji, a robiąc te wszystkie ćwiczenia w wyzywający sposób, którego nie dało się po prostu nie odnotować, ściągała na siebie uwagę innych. I to co mnie najbardziej zdenerwowało, to to że kiedy odwracała się by zobaczyć moją reakcję, automatycznie sprawdzała reakcje innych. I cieszyła się, kiedy widziała ich śliniące się na widok jej majtek twarze. Kiedy nauczycielka zaczęła pokazywać inne ćwiczenie i chwilowo zniknęła z zasięgu mojego wzroku, Yu pojawiła się kilka centymetrów przed moją twarzą. Jej uśmieszek zirytował mnie.
- Podoba ci się lekcja? - zapytała, oblizując górną wargę, puszczając mi oczko. Ścisnęła łokciami piersi, niby przypadkiem, by sprawdzić gdzie powędruje mój wzrok, ale ja nie chciałem dać jej tej satysfakcji.
- Zawsze się tak ubierasz na wf? - zapytałem, odchrząkając i zmieniając pozycję na leżącą.
- A co? Ładnie?
- Nie uważasz, że twój dekolt jest za głęboki? Albo twoje legginsy zbyt prześwitują? Widziałaś się w lustrze? - zapytałem, chyba trochę za ostro, bo dziewczyna odsunęła się kawałek.
- Tak wyglądam seksownie - odparła i położyła się koło mnie. Zaczęły się brzuszki.
- Tak wyglądasz wulgarnie - odpowiedziałem. Jej mina mówiła wszystko. Obraziła się. Obraza majestatu. Jak to? Jej chłopakowi nie podoba się jej ubiór? Niedopuszczalne.
Absolutnie zignorowałbym fakt, że przychodzi ubrana na salę gimnastyczną jak na imprezę, gdyby nie ta jej akcja. Chciała mnie podniecić? Jeśli tak to coś nie wyszło, bo robienie czegoś takiego w obecności całej klasy było co najmniej nieodpowiednie, żeby nie powiedzieć, że obrzydliwe.
Yu nigdy jakoś szczególnie mnie nie zdenerwowała. Zazwyczaj to ona chodziła wściekła z mojego powodu. Tylko, że ten powód zazwyczaj okazywał się być jakąś błahostką, lub czymś co sobie dopowiedziała. Ale chyba nadal miałem do niej lekki żal przez ten szantaż emocjonalny. Albo powiesz, że mnie kochasz albo z nami koniec. Kobieto, czasu...
Po lekcji, razem z Taehyungiem poszliśmy na autobus. Nie czekałem aż moja dziewczyna wyjdzie z szatni, po prostu ruszyłem na przystanek. Tae dopytywał o co chodziło z Yu, ale skwitowałem to krótkim: jest nieznośna. Po drodze odczytałem wiadomość od Jimina: "Pasuje 15. Do zobaczenia :)". I znowu ta buźka. Chyba jestem przewrażliwiony.
Po powrocie do domu, rzuciłem się na obiad, bo zdążyłem zgłodnieć jak wilk. Tata pytał coś o plany na weekend, bo sami chcieli jechać do cioci i szukali kogoś, kto będzie mógł ich zawieść. Junghyun miał jakaś randkę, o której nikomu nie chciał nic powiedzieć, więc ustaliliśmy, że ja rodziców zawiozę, a on wieczorem po nich pojedzie. Oznaczało to, że miałem dom dla siebie. Chyba szykował się before przed klubem. Taehyung będzie zachwycony.
Po obiedzie szybko ruszyłem do pokoju, by przebrać się w coś świeżego. Nie miałem czasu na kąpiel po wfie, ale dziś nic takiego nie robiłem, więc mogłem ją sobie darować. Perfum uratował sprawę.
Ubrałem nową, dżinsowa koszulę i czarne spodnie z niskim (ale nie za niskim!) krokiem. Telefon, portfel w kieszenie i prawie gotowy. Zmieniłem jeszcze zegarek, by bardziej pasował do koszuli i rzucając rodzinie krótkie: wychodzę, stanąłem pod drzwiami Jimina. Była punkt trzecia. Zapukałem dwa razy. Nie czekałem długo, bo w progu pojawił się uśmiechnięty blondyn w białej koszulce, skórzanej kurtce i jasnych spodniach. Uśmiechnął się. Przybiliśmy trochę niezręczną piątkę, bo każde z nas nie wiedziało jak mocno "uderzyć" drugiego. Jimin zakluczył drzwi od domu i ruszyliśmy na dwór.
- Jak w kinie? - zapytał pierwszy, poprawiając włosy, gdy rozwiał je wiatr.
- Trochę nudno, ale do przeżycia. Gorzej w szkole. Najlepsza lekcja okazała się być dziś najgorszą.
- A co się stało? Oberwałeś w zbijaka? - zaśmiał się słabo. Spojrzałem w jego stronę. Teraz nasza różnica we wzroście była bardziej widoczna. Widziałem czubek jego głowy.
- Gimnastyka. Nie zostałem do tego stworzony, więc nie podobało mi się. Jeszcze Yu coś odwalała.
- Twoja dziewczyna? - zapytał, a ja kiwnąłem głową na potwierdzenie. - Związki bywają ciężkie. A co zrobiła?
- Ach, szkoda gadać. Lepiej powiedz jak na uczelni.
- Wyobraź sobie, że równie nudno co u ciebie. Dzieje bizantyjskie to koszmar. No i mam dość słuchania o Van Goghu i jego przeklętych słonecznikach, choć to akurat na innym wykładzie. Tylko jedna lekcja była całkiem całkiem.
- Tak w ogóle to malujecie coś tam czy coś w tym stylu?
- Są takie zajęcia. Czasami chodzę, ale to bardziej by trochę się sprawdzić, pomóc sobie ogarnąć jakiś kontekst. Wiesz, kiedy sam próbujesz coś namalować, zaczynasz dostrzegać różnice w niektórych stylach, które starasz się odtworzyć. Na pierwszy rzut oka wydają się one oczywiste, ale nie jest to wcale takie łatwe. Dzięki temu zaczynasz rozumieć autora. O czym sam musiał myśleć, tworząc pracę. Jakie mógł mieć trudności. Czemu takie barwy, a nie inne? Czemu widok z tej strony? Czemu takie proporcje? Gra światła? - Jimin spojrzał w moją stronę, posyłając mi kolejny uśmiech, w który wpatrywałem się zdecydowanie zbyt długo. - Ale mój kierunek to nie tylko historia malarstwa. Literatura jest bardzo ciekawa, chociaż wiadomo, obraz do nas łatwiej trafia.
- Serio cię to kręci, co? Mówisz o tym z takim przejęciem.
- Staram się. Jak już mówiłem, historię lubię, a sztuka to wyzwanie, ale chyba idzie mi całkiem nieźle. Tylko dużo materiałów. Mam pamięć pełną obrazów, tytułów, nazwisk i epok. Straszne.
- Raczej niesamowite. - Kiedy Jimin znowu spojrzał na mnie uśmiechnięty, z przymrużonymi oczami, ugryzłem się w język. Nie mogłem przestać się patrzeć. I nachodziła mnie straszna myśl, że coś w tym chłopaku jest, co mnie interesuje.
- Niesamowite to jest to, że chcesz iść na studia chemiczne. To jest dopiero kosmos.
- Chemia przynajmniej jest logiczna. Wszystko w niej ma swój porządek i swój sens. W sztuce tak to nie działa. Kiedy zapytasz atom tlenu dlaczego łączy się z dwoma atomami wodoru, ten ci odpowie, że to dlatego, że potrzebuje dwóch atomów do oktetu. To jest logiczne i uzasadnione. A jeśli spytasz Van Gogha dlaczego namalował słoneczniki to albo ci nie odpowie albo cie wyśmieje. A prawdopodobnie sam nie będzie wiedział, dlaczego to zrobił. Chciał tak i już.
- Czyli sztuka jest dla ciebie serią nielogicznych przypadków?
- Trochę tak. Wierzę w to, że wiele prac zostało napisanych w jakimś celu, ale nie każda. Z kolei w przyrodzie wszystko ma swój porządek.
- Nie wiedziałem, że jesteś takim fanem porządku. Po widoku twojego biurka raczej myślałem, że wolisz się nie ograniczać.
Pozom mojego zawstydzenia osiągnął maksimum w ułamku sekundy. Czyli jednak zauważył mój syf w pokoju? Ale Jimin nie dał mi w spokoju płonąć, bo zaczął się śmiać. A ja razem z nim. Niech sobie nie pozwala. Teraz moja kolej by go czymś zawstydzić.
Wsiedliśmy do autobusu, który zawiózł nas pod samą galerię. Wylądowaliśmy w dziale Ksiąg Zakazanych, to znaczy w kryminałach. Chłopak pokazał mi kilka tytułów, komentując przy tym wygląd okładki, czy wtrącając czasami, że czytał już coś tego autora. Postanowiłem całkowicie zdać się na jego intuicję, więc ostatecznie wylądował z dwoma powieściami w ręku. Nie mógł się zdecydować. Stanąłem za nim, spoglądając na książki znad jego zamienia. Kiedy poczuł mój oddech na swojej skórze, momentalnie spiął się. Ale i mi przyśpieszyło bicie serca. Tak nie zachowują się zwykli sąsiedzi, czy nawet kumple...
- Która? - zapytał chłopak, delikatnie odwracając głowę w stronę mojej twarzy. Był tak blisko, że mógłbym dosłownie policzyć jego brwi, rzęsy i delikatne piegi, których miał swoja drogą tylko trzy.
Wyciągnąłem rękę, przez przypadek trącając jeden z jego palców i przybliżyłem do siebie twór Linwooda Barclaya. Przeczytałem opis z tyłu i nie poświęcając większej uwagi drugiej książce, ruszyłem w stronę kasy.
By nie wracać od razu do domu, usiedliśmy jeszcze przy jednym ze stolików w strefie z jedzeniem. Byłem w sumie po obiedzie, ale jakaś przekąska na pewno nie zaszkodzi, pomyślałem.
- Może weźmiemy coś słodkiego? - zaproponował Jimin i zerknął w stronę kawiarni. - Koleżanki z roku chwaliły musy owocowe stamtąd.
- Może być - odparłem, choć wolałbym wziąć coś w rodzaju frytek.
- Pójdę zamówić. Jaki chcesz smak?
- Zdam się na twój gust. Znowu.
Jimin uśmiechnął się po raz tysiąc czterdziesty drugi tego dnia i już teleportował się do kasy by złożyć zamówienie. Stanął na palcach, by przyjrzeć się tablicy owoców, wywieszonej za plecami sprzedawczyni. Był cholernie uroczy. Tak. Uroczy. Facet był uroczy. Już nawet nie kryłem się przed samym sobą z tym, że serio patrzyłem na niego zupełnie inaczej niż na przykład na Taehyunga. Pomijając fakt, że Tae był moim przyjacielem od dawna i nie umiałbym spojrzeć na niego w inny sposób niż właśnie w ten przyjacielski, to jakoś nie podobał mi się. Był całkiem przystojny, miał powodzenie u dziewczyn i zawsze dobrze się ubierał, ale po prostu był Taehyungiem. Ta samo inni koledzy, czy to z klasy czy skądkolwiek indziej. Byli może i przystojni, czy nieźle zbudowani, ale nie podobali mi się i o żadnym z nich nie pomyślałbym, że jest uroczy. A Jimin był słodki niczym cukierek. Nie był też w ten sam sposób uroczy co Yu, która czasami tylko udawała nieporadną, by podkreślić tym swoją dziewczęcą naturę.
Musiałem otwarcie przyznać, że ten chłopak był dla mnie czymś zupełnie nowym. I chyba nawet, troszeczkę, ociupinkę... spodobał mi się?
Zaskakujące jak szybko dopadła mnie ta myśl. I nawet jakoś szczególnie nie przeraziła. Znałem go od wczoraj, a już zdążył postawić pod znakiem zapytania moją orientację seksualną.
- Ja pierdolę - syknąłem, kiedy zauważyłem, że chłopak idzie w moją stronę z dwoma długimi szklankami z musami. Jednym zielonym, drugim czerwonym. Coś ty mi zrobił, dodałem w myślach. - Wyglądają pysznie - rzuciłem, wyjmując portfel. - Ile?
- Daj spokój, to za pomoc w pokoju.
- Za pomoc w pokoju miałeś pomóc mi z prezentem. A więc ile?
- Nie powiem ci - rzucił wesoło i postawił przede mną dwa deserki. - Który chcesz?
- A jakie to smaki?
- Musisz zgadnąć.
- To niech będzie czerwony.
Umoczyłem czarną słomkę w musie i pociągnąłem. Owoce były bardzo słodkie dodatkowo przez bitą śmietanę, ale smakowały dobrze. Jimin zrobił to samo ze swoją porcją.
- Truskawkowy - powiedziałem, biorąc jeszcze jednego porządnego łyka.
- To pomieszanie trzech smaków - odparł, opierając łokcie na stoliku. Znowu wziąłem łyka.
- Malina? - zapytałem niepewnie.
- Tak. Co jeszcze?
- Jakaś podpowiedź?
- To owoc, który w środku jest pomarańczowy, a na zewnątrz zielony.
Przez chwilę nic nie przychodziło mi do głowy, ale kiedy nareszcie na to wpadłem, zaczęło się wydawać takie oczywiste. Trzecim smakiem było mango. Jimin uśmiechnął się (cóż za niespodzianka) i podstawił mi pod nos swoją szklankę. Czekał aż posmakuję. Pomyślałem, że wypadałoby chyba zamienić słomki, ale uznałem to za niepotrzebne. Wziąłem łyka. Kwaśne.
- Kiwi, pomarańcza i arbuz?
- Arbuz źle. To poziomka.
Teraz ja podstawiłem mu pod buzię swój napój. Nie zamienił słomek. Bądź normalny Jeongguk. Normalny. Słomka to nic takiego.
- Słodziutki -stwierdził i powoli odstawił szklankę na miejsce.
- Chcesz się zamienić?
Jimin ucieszył się, choć starał się nie dać po sobie tego poznać. Od razu wiadome było, że będzie wolał słodkie. Można było to wyczytać z gwiazd. Albo z jego czoła, na którym napisane było niewidzialnym markerem: WSZYTSKO CO SŁODKIE, ZAPRASZAM.
Nie czekając na jego odpowiedź, podmieniłem nasze musy, tak że sam zająłem się zielonym. Nim dopiłem, zadzwonił mój telefon. Yu Lee. Wyciszyłem, odkładając urządzenie do kieszeni.
- Możesz przecież odebrać - zaśmiał się blondyn, ale machnąłem ręką na to.
- Zajęty jestem - dodałem i zaraz po tym dokończyłem swój deser.
- Och naprawdę? Czym?
- Tobą - strzeliłem i spojrzałem na niego. Niby znowu się uśmiechnął, ale było w tym coś jeszcze. Jakby nie do końca pojął, że to nie był żart. Albo może on, tak samo jak ja, nie chciał doszukiwać się czegokolwiek na siłę. Albo to było tak, że teraz się zbłaźniłem. W końcu to, że interesował mnie, nie musiało oznaczać, że ja musiałem interesować jego. Już miałem sobie w myślach przybijać ostatni gwóźdź do trumny, kiedy zauważyłem jak chłopak się rumieni. Delikatnie, oczywiście starając się to ukryć, ale nie można było pominąć faktu, że zadziałało to na niego w jakiś sposób.
Po skończeniu jedzenia, przyjrzeliśmy się jeszcze kilku ubraniom, ale dosłownie tylko rzuciliśmy okiem na to, co mają na wystawach. Wróciliśmy do domu. Stojąc przed drzwiami do swojego mieszkania, czekając aż ktoś mi otworzy, odwróciłem się by ostatni raz spojrzeć na Jimina. Przyłapałem go na tym, że on sam też patrzył na mnie. Jednak nie uciekł wzrokiem, tylko zapytał:
- Masz jutro wolny wieczór?
I wtedy już wiedziałem, że cokolwiek by się jutro nie działo, tak, będę miał wolny wieczór.
- Jasne - rzuciłem, słysząc jak ktoś powoli podchodzi by otworzyć mi drzwi i okrzyczeć za zapominanie kluczy.
- Chcesz mnie nauczyć grać w jeszcze jakąś grę?
I choć przez chwilę widziałem na jego twarzy nutkę strachu, nieśmiałości i niezdecydowania, zaraz została ona zastąpiona szerokim uśmiechem, kiedy niemal natychmiast odparłem:
- To będzie dla mnie zaszczyt.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top