ROZDZIAŁ 16 - TOMORROW
Regularnie, każdego dnia dostawałem dwie wiadomości. Jedną po południu, drugą wieczorem na dobranoc. Jimin napisał, że popłakał się, jak tylko zauważył, że mu odpisałem. Ja sam przez kilka kolejnych dni walczyłem ze sobą w duchu. Przez trzy miesiące, które minęły jak z bicza strzelił nie zdążyłem o nim zapomnieć. Nie miałem ochoty na nic, bo wiedziałem, że go obok mnie nie będzie. Ale nadal byłem pełen obaw. Nie miałem pojęcia jak miałaby wyglądać moja relacja z Jiminem po tym wszystkim. Czy zaufałbym mu? Raczej nie. A co jest najważniejsze w związku? Zaufanie? No właśnie... Byłem na granicy jakiejś choroby mózgu, która na pewno nawiedziłaby mnie, gdybym nie przestał tak non stop myśleć o byłym chłopaku. Postanowiłem w końcu dopuścić do głosu Taehyunga, który przybył do mnie drugiego kwietnia.
- Cieszę się, że powoli wam się układa - zaczął i wpakował do buzi kilogram chrupków czekoladowych.
- Układa to za dużo powiedziane. Po prostu raz mu odpisałem. Ale nie wiem co dalej.
- Jak to co? Pogódźcie się i wróćcie do siebie.
Dla Taehyunga było to najoczywistszą oczywistością. Dla mnie jednak nie. Tae krótko trzymał urazy, po kilku dobach zapominał, że w ogóle był na coś zły. Nigdy co prawda nie miał sytuacji podobnej do mnie i jestem pewny, że gdyby miał to nie głosiłby teraz tak odważnych kazań.
- To nie takie proste. Nie ufam mu już.
- Ale go kochasz - stwierdził i popił sokiem to, co utworzyło się w jego buzi z przeżutych przekąsek.
- Twój sposób myślenia mnie przeraża, wiesz? - odparłem, a brunet uśmiechnął się tylko. - Pamiętasz, że to on mnie zdradził i to w dodatku z Yoongim? Mam tak po prostu o tym zapomnieć?
- Zapomnieć nie. Ale wybaczyć tak. Wiem, że tylko czekasz na to, aż ktoś powie ci, że masz to zrobić. Dlatego ja ci mówię. Idź. Leć do niego.
- Jesteś pewien?
- Oj Kooks! Czy kiedykolwiek na kimś ci tak zależało, jak na nim? Czy przez te miesiące myślałeś o kimś innym? Nawet nie wiesz, jak bardzo się zmieniłeś od zerwania! Jesteś jak robot.
- Robot?
- Jesz, śpisz, ćwiczysz, uczysz się. Nic innego nie robisz. I boję się, że niedługo staniesz się Einsteinem albo co gorsza kulturystą!
Kolejna porcja chrupek wylądowała między zębami Tae.
W tym wszystkim pojawiał się konflikt między sercem, a rozumem. I choć w jakiś dziwny sposób słowa napisane na obrazie Jimina przeważyły szalę zwycięstwa na stronę serca, to nadal miałem wątpliwości.
- A może to całe tęsknienie to dlatego, że byłem już do niego przyzwyczajony? - zapytałem i oberwałem za to z otwartej dłoni w potylicę.
- Głupi jesteś - rzucił tylko Taehyung i odpalił konsolę. - Wiem też, że dawno nie grałeś, więc mam z tobą szansę w Injustice.
- Nadal nie wiem, co mam zrobić, a ty chcesz grać.
- Nie wiesz?
Pytanie było, sam do końca nie wiedziałem czy retoryczne, czy zwyczajne, bo wypowiedziane zostało we wręcz prześmiewczy sposób. Wiedziałem. Ale się bałem. Nieważne jak bardzo bym chciał wrócić, wiedziałem, że będzie to droga kręta z licznymi przeszkodami.
Wieczór z Tae upłynął na kopaniu mu tyłka we wszystkie możliwe gry, jakie tylko sobie upatrzył. Następnego dnia w szkole, odważyłem się w końcu napisać do Jimina. Masz dziś czas? Miał. Spotkaliśmy się u niego po obiedzie. Nie wiedziałem, jak się ubrać. Sto razy zmieniałem koszulkę niewiadomo po co. No i jak idiota wyperfumowałem się tak mocno, że co chwilę kichałem. Przez to miałem czerwone oczy i wyglądałem gorzej. Uspokój się Jeon. Prawdziwy zawał serca przeżyłem, gdy Jimin otworzył mi drzwi.
Miał dwa razy chudsze ramiona, niż gdy widziałem go ostatnio. Jego twarz była blada, policzki zapadnięte, oczy podkrążone, a usta suche. Włosy miał brązowe, tak jak mi napisał, ale mimo tego, że widać było, że niedawno je uczesał nie lśniły tak jak przedtem, a raczej były wypłowiałe. Szary sweter, jaki miał na sobie wisiał na nim jak na wieszaku. Spodnie nie opinały się na jego szczupłych udach i łydkach, tylko zasłaniały je, nie dotykając nawet skóry. A były to jego ulubione spodnie, które jeszcze jakiś czas temu pięknie podkreślały jego brzoskwinki. Jimin wyglądał marnie. Powiedzieć, że schudł to tak jakby powiedzieć, że śmierć jest niewesoła. No kurwa co najmniej niewesoła. Tragiczna.
Staliśmy chwilę w totalnym osłupieniu. Od tego czasu widziałem go raz czy dwa, na balkonie, ale miał wtedy kurtkę i nie zauważyłem nic niepokojącego. W dodatku stał do mnie tyłem. Teraz wyglądał jak chodzący szkielet. Gdy mnie zobaczył zlustrował mnie wzrokiem pełnym żalu i nadziei. Ja też zmieniłem się, urosłem, przypakowałem. Byliśmy dla siebie teraz tak wielkim kontrastem. W oczach zebrały mi się łzy.
- Hej Jeongguk - powiedział Jimin i podniósł do góry kąciki ust, od razu spuszczając wzrok na swoje stopy.
Chwyciłem go w ramiona, nie zastanawiając się nad tym co robię. Objąłem go szczelnie, a dłońmi dotykałem jego pleców i karku. Był teraz taki mały, drobniutki, słabiutki. Rozpłakałem się jak dziecko. Trwało to jednak tylko około minuty, bo potem poszliśmy do jego pokoju. Tam znowu przytuliłem go, ale na dłużej. Tak bardzo za nim tęskniłem, tak bardzo się martwiłem, tak bardzo chciałem, by okazało się, że to wszytko to był zły sen. Potrzebowałem go. Kochałem go.
- Jeongguk - powiedział cicho Jimin, zaciskając palce na mojej koszulce, mokrej od jego łez.
- Kookie - poprawiłem go.
- Kookie - powtórzył.
Przez prawie godzinę bez słowa leżeliśmy na jego łóżku. Głaskałem jego włosy, a on płakał. Co jakiś czas mówił, że przeprasza. Czułem jak powoli emocje schodzą ze mnie. Patrzeliśmy na siebie i oboje szukaliśmy odpowiednich słów. W końcu odezwał się Jimin.
- Czy to znaczy, że mi wybaczyłeś?
- Tak - odparłem spokojnie i odgarnąłem jego spoconą grzywkę. - Przepraszam, że trwało to tak długo.
- Nie przepraszaj. Nie masz za co.
- Ale też nie czuję się z tym dobrze. Ty cały czas walczyłeś, a ja to ignorowałem.
- A co będzie teraz z nami? Czy w ogóle mogę mówić o "nas"?
- Nie wiem. - Zrobiłem dłuższą pauzę. - Bardzo dużo by się musiało zmienić. Nie wiem też jak było u ciebie przez te miesiące...
- Z nikim nie byłem! - krzyknął do razu, a jego oczy powiększyły się do rozmiarów monet. - Przysięgam! Czekałem na ciebie, nawet nie wychodziłem nigdzie, nie rozmawiałem z nikim nieodpowiednim, naprawdę!
- A nadal chcesz do mnie wrócić?
- Oczywiście - zapłakał i schował twarz w zagłębieniu mojej szyi. Złapałem go za chudą dłoń, tak kościstą i ograniczoną w tkankę tłuszczową, że przez cienką skórę dokładnie widziałem żyły, które na niej były. Palce miał zimne, paznokcie obgryzione. Zacisnął pięść, bym nie widział w jakim stanie są.
- Głodzisz się - stwierdziłem i przełknąłem gorzko ślinę. - Chcesz umrzeć?
- Nie.
- To dlaczego nie jesz?
- Jem, ale mało. Nie mam apetytu.
- Wyglądasz jak duch. Widziałeś siebie w lustrze? Skóra i kości.
- Przepraszam - wydukał przez łzy i zaczął się trząść. - Nie podobam cie się już, ale to zmienię. Jeśli chcesz, żebym był grubszy to będę ciągle jadł.
- Podobasz mi się. Przecież cię kocham. Tylko się martwię.
- Powiedz to jeszcze raz - poprosił i znów spojrzał na moją buzię. Jego była mokra, czerwona i biała od rumieńców i niezdrowego koloru jego skóry. Jego pulchne policzki, których tak nie lubił zamieniły się w coś, czego nawet nie potrafiłem określić. To tak jakby na czaszkę nałożyć płat skóry. Nic więcej. Złapałem jego ramię, które jeszcze trochę i mógłbym objąć kciukiem i palcem wskazującym.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham - powiedział z jeszcze większą ilością łez. - Prawie umarłem bez ciebie.
Przytulaliśmy się ile tylko mogliśmy. Chcieliśmy nadrobić chociaż trochę straconego czasu. No i od teraz musiałem zacząć bardziej dbać o jedzenie Chima i jego nałóg papierosowy. Porozmawialiśmy szczerze o tym, co powinniśmy zmienić i otwarcie przyznałem mu się, że będzie słabo z zaufaniem do niego. Chłopak chciał mi wcisnąć swoje hasła na portale społecznościowe, ale powiedziałem, że nie wiem czy na pewno chce je mieć. Wiedziałem, że będzie mnie kusić, by go sprawdzać. Z resztą usuwanie wiadomości nie było jakąś sztuką. Chciałem jakoś powoli zacząć odbudowywać to, co straciłem.
Jimin bardzo zaniedbał swoje zdrowie przez te miesiące. Nie tylko schudł, ale i zaczął więcej kopcić. Bałem się, że jego "brak apetytu" doprowadził do poważnej choroby, ale jeszcze tego samego wieczoru wepchnąłem w niego pięć kanapek z ekstra serem i innymi pysznościami. Uważnie obserwowałem, czy nie idzie tego zwymiotować. Jadł powoli, ale przez trzy godziny pochłonął całą zawartość talerza. Skarżył się na swój wygląd i zapłakał ponownie, bo był pewny, że jak zobaczyłem go w drzwiach to się "odkochałem, bo teraz jest brzydki". Nie był. Może i nie wyglądał tak, jak wcześniej, ale byłem pewny, że odzyska całą energię, jak już poczuje się lepiej. Opowiadał mi jak zjadały go wyrzuty sumienia. Cały wolny czas poświęcał na malowanie, przez co straciła jego średnia ocen. Marnie zdawał kolokwia. Jedynie zajęcia z rysunku i malarstwa szły mu lepiej przez większą praktykę. Stworzył nawet cztery obrazy, na których byłem ja. Musiałem długo go namawiać, by mi pokazał, ale obiecałem, że jak to zrobi dostanie całusa w czoło.
Pierwszy malunek był portretem z profilu. Był bardzo szczegółowy, czarno-biały. Oczywiście piękny. Był o dużym formacie i już wiedziałem, że jeśli moja mama go zobaczy będzie wisiał u nas w salonie. Na dwóch kolejnych była cała moja sylwetka. Na jednej miałem dokładnie ten outfit, w którym byłem na sylwestra u Songa, a na drugim miałem jakieś inne jasne ubrania. Oba obrazy miały więcej kolorów, były żywsze, tak samo piękne jak portret. Na ostatnim leżałem nago na pościeli. Był to szkic, niedokończony. Właściwie to tylko zarys postaci. Wiedziałem jednak, że będzie to najlepsza praca. Jimin bardzo lubił używać kredek. Farby mniej mu leżały, co nie znaczy, że nie umiał z nich stworzyć cuda. Obraz róż był namalowany akrylami właśnie. Obiecał dokończyć ten ostatni za jakiś czas.
Wahałem się, czy nie zaproponować Jiminowi wspólnej nocy, ale to on wyprzedził mnie z pytaniem.
- Jeśli to nie problem - zaczął, patrząc wszędzie tylko nie na mnie. - To może zostaniesz u mnie? Albo pozwolisz mi zostać...
- Zostanę - powiedziałem od razu.
Nie wiedziałem co robię. Z jednej strony mówiłem sobie, że potrzebujemy czasu, ale z drugiej ciągnęło mnie by go pocałować, by z nim spać. Byłem spragniony tej bliskości jak nigdy. I cieszyłem się, że znowu mam swoje szczęście w ramionach. Jednak musiałem mu powiedzieć, że daje mu tą drugą szansę, że w nią wierzę. W drugą. Trzecią już nie. Było to ostrzeżenie, które wziął sobie do serca.
Spaliśmy razem tej nocy, budziliśmy się często i zmienialiśmy sposób leżenia. Tuliłem go. Wdychałem jego zapach, który w ogóle się nie zmienił, poza wonią szamponu. W środku nocy ocknąłem się i popatrzyłem na niego przez ciemności. W moich oczach był moją czerwoną różą, której nie pozwolę już mi uciec i dać się zastraszyć chwastom. Pocałowałem go w czoło i oparłem twarz na poduszce. Delikatne cmoknięcie rozbudziło Jimina, który wspiął się wyżej i musnął moje usta swoimi. Nie wiem nawet czy był świadomy tego, co robi. Powiedział cichutko moje imię i zahaczył nosem o policzek. Złapałem jego brodę i kark ręką i wpiłem się w te słodkie, lecz suche wargi. Jęknął nadal przez sen, gdy zacząłem pogłębiać pocałunek, a gdy mój język wdarł się do jego środka, otworzył oczy i potem objął mnie mocno. Przeniosłem się na niego, przejmując kontrolę, ciesząc z każdej sekundy. Czułem bicie naszych serc, tak bardzo spragnionych siebie nawzajem. Pocałunek przerodził się w pełną namiętności grę, która skończyła się równie namiętnym, pełnym jęków i wyznań seksem.
Szybko poczułem jak oboje twardniejemy. Było koło trzeciej w nocy, panował mrok. Badałem strukturę skóry kochanka i całowałem jego wrażliwą szyję. Zdjąłem jego koszulkę do spania, rzucając ją poza łóżko. Przygryzałem jego sutki, na co ten wzdychał. Przyciągnął mnie znowu do pocałunku, podczas którego zakradłem się rękoma niżej, zsuwając powoli jego bokserki. Czułem jego wystające kości biodrowe, jego żebra, jego ciepły dotyk. Tęskniłem za nim. Chciałem go. Uśmiechałem się do siebie, bo wiedziałem, że jest tu pode mną. Czeka na mój ruch. Nie robiliśmy tego w jego łóżku jeszcze, pomyślałem. Nie mieliśmy też tu żadnych pomocy, więc skorzystałem znowu ze śliny. Specjalnie omijałem członka Jimina, zjeżdżając od razu do jego wejścia, masując je długo, bardzo długo zanim zacząłem go rozciągać. Ciasny był, zaciskał się, ale im dłużej go drażniłem, tym bardziej się rozluźniał. Jęczał, gdy trzy palce mocno wbijały się w niego. Poleciało mu nawet kilka łez, które poczułem, jak pochyliłem się by zasmakować jego ust.
- Boli? - zapytałem, czując mokre policzki.
- Nie - odparł. - Cieszę się po prostu. Wiem, że nadal mnie chcesz i to mnie...
- Chcę i zawsze będę cię chciał. - Starłem łzy i ucałowałem jego gorące czoło. - Jesteś nadal tak samo idealny kochanie.
Mruknął z przyjemności, bo po tych słowach polizałem jego szyję, a potem zassałem się na niej na moment. Podniosłem się z niego i przekręciłem go na brzuch. Odgłos klapsa rozniósł się po pokoju. Nachyliłem się nad jego brzoskwinkami i ugryzłem jedną delikatnie. Potem ucałowałem to miejsce i przystąpiłem do naznaczania go. Malinki w tym miejscu robiło się całkiem ciężko, przez dużą ilość tkanki tłuszczowej, więc zajęło mi to trochę. Zrobiłem dwie obok siebie. Ugniatałem je, a on wił się z przyjemności czując moje palce. Odsunąłem się po jakimś czasie i rozebrałem.
- Odwróć się na plecy - powiedziałem i tak się stało. Jimin rozłożył nogi, między którymi się znalazłem. - Pamiętasz, co masz robić, jak zaboli?
- Jakby bolało mam mówić - odparł i położył swoje małe ręce na moich łopatkach.
- Dobry chłopiec.
Wsunąłem się w niego powoli, pamiętając że nie mam prezerwatywy i żelu. Sapnąłem, gdy przyjął mnie całego. Nie czekałem długo i zacząłem się poruszać. Powoli. Nie odrywaliśmy od siebie swoich ust. Pchnięcia były we wręcz ślimaczym tempie, ale za to były pełne, głębokie. Odgłosy, jakie wydawał Jimin były muzyką dla moich uszu. Co jakiś czas, gdy odrywaliśmy się od siebie, by zaczerpnąć tchu, szeptałem mu do ucha: kocham cię, jesteś piękny, jest mi z tobą dobrze i wiele innych. Wiedziałem, że się rumieni. Zmieniliśmy potem pozycję na taką, by to Jimin był u góry. Kiedyś seks uprawialiśmy dosłownie pięć razy o ile dobrze pamiętam, ale trzy z nich były właśnie w tej pozie. Nadal miałem nad nim pełną kontrolę. Pozwalałem tylko na to, na co chciałem, a on robił co kazałem. Mówiłem szybciej - przyspieszał. Wolniej - zwalniał. Mówiłem wejdź do końca - siadał tak, że wszystkie moje centymetry się w nim mieściły. Zaspokajałem go w tym czasie ręką. Doszedł tej nocy dwa razy. Gdy ja byłem bliski spełnienia, chciałem kazać mu wstać, odsuwając go lekko od siebie, ale wtedy cicho powiedział między jęknięciami: chce w środku. I wtedy nie wytrzymałem. Przytrzymałem jego biodra i rozlałem się w jego wnętrzu. Opadliśmy zmęczeni na łóżko. Zasnęliśmy w pięć minut, przedtem mówiąc sobie jeszcze, że się kochamy.
Nie poszliśmy następnego dnia do szkoły/na uczelnię. Zostaliśmy w łóżku. Rano Jimin zamknął się w łazience, by wyczyścić się po nocy. Zjedliśmy śniadanie, które przygotowała dla Chima pani Park i ułożyliśmy się na kanapie przed telewizorem. Mieliśmy dużo seriali do nadrobienia.
Mój strach nie nasilał się, ale też i nie malał. Jimin pisał mi dużo wiadomości, na które w końcu mogłem odpowiadać i miałem wrażenie, że tłumaczy się z każdej rzeczy. Nawet pytał, czy może iść z Jinem na okienku do knajpki lub czy może wysłać Songowi życzenia na urodziny. Dawał mi dokładne informacje, o której kończy i zaczyna, kiedy wsiada i wysiada z autobusu. Moje narzucanie większej kontroli było niepotrzebne, bo sam zdawał relacje z wyjść. Gdy siedzieliśmy u niego w pokoju i akurat przychodził do niego esemes, dawał mi telefon i kazał sobie czytać. Chciał odzyskać moje zaufanie, chciał pokazać, że jest grzeczny. Ale i sam chciał wiedzieć wiele więcej niż kiedyś. Pytał ile mam lekcji, jak długo wracam ze szkoły i czy nie poznałem kogoś nowego. Potem mówił, że widzi moją zmianę. Uważał, że wszyscy na ulicy się na mnie gapią, dziewczyny pożerają wzrokiem. Bał się tak samo jak ja. Ale nie dawałem mu powodów do zazdrości. W moim sercu był tylko on. I choć zauważyłem większe zainteresowanie moja osobą, nie chciałem nikogo innego. Byłem zajęty.
Planowaliśmy udać się na domówkę do Jina, na którą zaprosił kilku znajomych. Po niej mieliśmy iść się do klubu, ale Jimin w ostatniej chwili się rozchorował. Spędziliśmy wtedy wieczór z chusteczkami. Idiota nie ubierał się ciepło.
Cieszyłem się, że (znowu mój) chłopak bardzo się poprawił. Jadał normalnie przez co i wyglądał zdrowiej. Szybko przytyły jego policzki, ku jego niezadowoleniu i potem brzoskwinki odzyskały swój idealnie okrągły kształt. Pakowałem w niego sporo słodkości. Rzucił papierosy całkowicie w ciągu dosłownie dwóch tygodni, co było co najmniej niesamowite. I choć przyznawał się, że czasami jest ciężko, to gdy miał gorszą chwilę dzwonił, a wtedy przekupywałem go, że jeśli nie zapali to dostanie coś. Zazwyczaj dawałem mu słodkości, ale i raz pokusiłem się o ekstra prezent. Wręczyłem mu bilet do wesołego miasteczka.
Pojechaliśmy do miasta Nuran, około sto kilometrów od Seulu. Zabraliśmy Taehyunga obecnie przeżywającego długą rozłąkę z Hoseokiem. Sam Hobi jednak postanowił zrobić Tae niespodziankę i czekał już na nas przy bramkach koło wejścia na teren parku. Gdy brunet go zobaczył, rzucił się na starszego prawie powalając go na ziemię. Mój Jiminie cieszył się całą drogę jak dziecko, nie wspominając już o jego radości, gdy zobaczył bilet. Był podekscytowany. Hoseok był nastawiony sceptycznie, bo sam mówił, że bał się kolejek, ich wysokości i szybkości, ale wiedziałem, że Tae i tak go przekona.
Był piękny dzień. Termometry wskazywały ponad dwadzieścia stopni. Uzbrojeni byliśmy w kolorowe napoje, przekąski i ruszyliśmy na podbój parku Joyland. Pierwszą atrakcją, z której skorzystaliśmy była kolejka górska o oznaczeniu 2/4, co w parku oznaczało poziom ekstremalności. Czwórka była poziomem "ultra extreme". Krzyczeliśmy, gdy kolejka zrobiła obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni. Hoseok zdarł sobie całe gardło. Był w tym swoim strachu tak zabawny, że Jimin i Taehyung słysząc jego wrzaski prawie się posikali ze śmiechu. Na drugiej kolejce Tae zgubił okulary przeciwsłoneczne, bo była ona wyjątkowo szybka. Hobi z niej zrezygnował. Potem poszliśmy na lody. Zamówiłem nam sobie i Chimowi po dwie gałki truskawkowych i zabrałem go na mały spacerek po parku, w którym swoją droga było mnóstwo rzeźb i kwiatów. Zrobiliśmy mnóstwo zdjęć, także na śmiesznych planszach, zjedliśmy lody i stanęliśmy w kolejce do rollercoastera o nazwie "Kraken" (4/4 na poziomie ekstremalności, przez co Hoseok prawie zszedł na zawał). Nastaliśmy się ponad pół godziny, zanim wsiedliśmy do wagoników, ale było warto. Jechaliśmy prawie dwadzieścia metrów w górę i kawałek do góry nogami. Na końcu czekał nas wjazd w basen, przez co byliśmy częściowo mokrzy. Jimin świetnie się bawił, ale czasami bał się tak mocno, że trzymając moją rękę prawie łamał jej kości. Byliśmy na jeszcze kilku mniejszych atrakcjach, na karuzeli i ciuchci, która wyjątkowo spodobała się Taehyungowi. Wydaliśmy pieniądze na trenie z grami. Rzucając do celu piłeczką pingpongową wygrałem przytulankę różowego królika dla Chima. Nie było to wcale trudne. Za to na stoisku ze strzelaniem z procy nie zdobyłem ani jednego punktu. Hoseok okazał się w tym mistrzem, dzięki czemu i Taehyung dostał maskotkę - rekina. W kolejnych konkurencjach, takich jak rzuty do kosza, czy gra pamięciowa, Jimin wygrał karnety na darmowe lody, które spałaszował, gdy czekaliśmy w kolejnej kolejce, tym razem do domu strachów. Czekaliśmy sami, bo Tae stwierdził, że i tak się nie przestraszy, a Hoseok nie chciał tracić życia. Poszli więc przejechać się jeszcze raz jedną z mniejszych atrakcji, która ustrojona była w stylu indiańskim. Dom strachów był naprawdę duży. Siadaliśmy w dwuosobowych wagonikach i jechaliśmy przez wszystkie piętra. Na jednym z nich były straszaki w postaci wyskakujących szkieletów, potem zawitaliśmy do komnaty piratów, na sabat czarownic, na cmentarz i do sali z wampirami. Gdy coś zlatywało z sufitu lub pojawiało się przed nami, Jimin chował swoją twarz w mojej szyi. Krzyczał, ale nie tak jak kobieta jadąca przed nami, bo ta chyba serio została zaciągnięta tam siłą.
Ostatnim elementem naszego pobytu w miasteczku był diabelski młyn. Widok na samej górze zapierał dech w piersiach. Idealnie się złożyło, że obserwowaliśmy jak słońce powoli chowa się za drzewami. Ta piękna chwila zasługiwała na odrobinę romantyzmu, więc pokusiłem się o pocałowanie swojego chłopaka. Było idealnie. Był to dzień, który postawił mnie na nogi. Obserwowanie tylu emocji które co chwila targały brunetem, było cenną lekcją. Bał się, a ja go broniłem. Śmiał się i to ja byłem powodem jego uśmiechu. Widziałem tą determinacje, gdy grał o te drobne prezenty. Widziałem w jego oczach ogromną wdzięczność, za ten bilet. Taehyung prawie pół godziny żegnał się z Hoseokiem, a potem wróciliśmy do domu. W Seulu padało. Po odwiezieniu Tae zabrałem Jimina do siebie, by znów tulić go całą noc. Problemy, które męczyły moją dusze i ciało nie miały już znaczenia. Krzywdy nie istniały, dopóki był tu ze mną. I chciałem by został już na zawsze.
W maju podszedłem do egzaminów kończących moja szkołę. Nadszedł czas wyboru dalszej drogi. Oczywistym było, że zostanę w Seulu. Martwiłem się o wyniki, bo mimo tego, że uważałem, że jestem dobrze przygotowany to jednak nie mogłem pozbyć się niepokoju. Znalazłem pracę na okres wakacji. Właściwie to mama mi ją znalazła, bo jej koleżanka szukała zastępstwa za jedną z pracownic w swoim małym biznesie. I tak oto zostałem barmanem na nocki i kelnerem na dzionki. Restauracja miała to do siebie, że serwowano tylko kilka dań. Wieczorem zlatywali się klienci zainteresowani tylko alkoholem, który im serwowałem. W "Sunrise" pracowało kilka osób. Szefową kuchni i zarazem jedną z trzech kucharek była właśnie znajoma mojej mamy. Kelnerem byłem ja i jeszcze dwie studentki - Ami i Hyuna. Barman, którego pomocnikiem byłem nazywał się Seokjin, tak jak kolega Jimina, na którego mówiono Jin, przez co sam złapałem się na przezywaniu go tak. Był to facet po trzydziestce o bardzo czarnym humorze i długich włosach wiązanych w kucyk. Dwie kucharki, które tam pracowały były na zmianę i nie pamiętałem ich imion, a w dodatku jedna była bardziej nieśmiała od drugiej, więc i tak z nimi nie rozmawiałem. Pracowałem codziennie po osiem godzin. Jeden dzień w tygodniu miałem wolny i mogłem go sobie wybrać. Dostawałem dobre pieniądze. Jimin często mnie tam odwiedzał, aż w końcu wszyscy dookoła przyzwyczaili się do jego obecności. Pomagał mi w soboty nosić jedzenie, gdy było więcej ludzi. Pani Kami, szefowa zaproponowała mi pracę na weekendy, gdy już zacznę studia. Szkoda byłoby odmówić, więc zgodziłem się. Pod koniec czerwca, podczas którego ciągle pracowałem, a Jimin ciągle uczył się do sesji, przyszły wyniki egzaminów i wtedy zająłem się składaniem podań. Wybrałem w końcu studia analityczne, typowo biologiczne, na które udało mi się dostać już w pierwszym naborze. Tae startował do szkoły aktorskiej i z początku go nie przyjęli, ale w końcu wywalczył swoje na drugim castingu. Jimin cieszył się. Gdy powiedziałem mu, że dostałem się na pierwszą akademię popłakał się. Mówił, że ciągle miewał koszmary, w których wyprowadzam się do Busan i go zostawiam. Teraz nie musieliśmy się o to martwić. Jakby szczęścia było mało - Hoseok do końca lipca miał przeprowadzić się do stolicy. Tae zajął się szukaniem im mieszkania, w czym pomogli mu rodzice. Znalazł dwupokojowe, gdzieś na obrzeżach miasta, z niskim czynszem. Jeździłem z nim przez bite dwa tygodnie non stop po meble, bo nie miał siły sam ich nosić i jeszcze nie miał prawa jazdy. Jimin pomógł mu w wystroju, czyli w tym co najbardziej go interesowało. Po co komu stół, najważniejsze są firanki.
Wszystko układało się aż za dobrze. W myślach łapałem się na tym, że mówiłem sobie, że jest to cisza przed burzą, ale nie mogłem przeć się wrażeniu, że jest po prostu idealnie. Z Jiminem wszystko było dobrze. Był zdrowy, w końcu normalnie jadł, tańczył i nie palił. Zdał sesję bez większych problemów. Rysunki pooddawał w czasie. Podczas wakacji skupił się na występach w teatrze. Zbliżał się też jakiś ważny festiwal, więc mówił, że trochę dorobi na tym. Hoseok przygotowywał się do tego samego wydarzenia, w końcu dopiero co skończył studia na tym kierunku. Obecnie szukał wymarzonej pracy w Seulu. Chciał dostać się do studia, jako choreograf, ale sporo było kandydatów na takie stanowisko. Jego marzenie spełniło się, gdy jedna z wytwórni postanowiła wydąć na świat nową grupę idoli, których ktoś musiał czegoś nauczyć. Taehyung dostał małą rolę w jednej z dram i choć miał być to występ tylko w dwóch odcinkach to i tak był to już jakiś krok do przodu.
Humor skutecznie popsuł mi się pewnego lipcowego wieczoru, kiedy po powrocie z "Sunrise" zastałem przed drzwiami Jimina, dokładnie na wycieraczce bukiet białych lilii. Przed oczami miałem już jednego człowieka. Zapukałem do drzwi, które otworzyła mi pani Dami. Pozwoliła mi iść do syna, któremu pokazałem bukiet.
- To nie od ciebie, prawda? - zapytał. Pokręciłem głową, wyraźnie zdenerwowany, a ten rozpłakał się. Tak bardzo mnie tym zdziwił, że na początku nawet nie zareagowałem. - Ja nie wiem od kogo to, przysięgam! Nie widziałem się z Yoongim od wielu miesięcy, nie pisze z nim i... i... naprawdę nic nie zrobiłem - szlochał i kulił się na łóżku. Podskoczyłem do niego, jak trochę oprzytomniałem. Przylgnął do mnie i zaczął moczyć mi koszulkę. - Kookie, naprawdę musisz mi uwierzyć ja nic nie zrobiłem...
- Jiminie uspokój się - powiedziałem i pogłaskałem go po plecach. - Przecież nie jestem na ciebie zły.
- Ale na pewno myślisz, że znowu coś, ale nie! - odparł trochę bez ładu i składu i znowu wybuchnął płaczem. - Ja kocham tylko ciebie.
- No dobrze, kochanie wiem o tym. Nie denerwuj się.
Gdy Jimin trochę ochłonął, poprawił swoje blond włoski (dzień wcześniej farbowane) i zaczął przyglądać się liliom. Pamiętałem, że gdy byliśmy w "separacji" też dostał takie. Myślał wtedy, że to ode mnie. Jedyną opcją, która przychodziła mi do głowy był oczywiście Min Yoongi. Jednak nie pasowało mi do końca to do jego osoby. Krzywdził Jimina i go wykorzystywał. Po co teraz kwiaty? Jimin nic z tego nie rozumiał. Kazałem mu odblokować numer Mina i zapytać, czy to od niego. Zrobił, jak kazałem.
Tak to ode nie. Podobają ci się?
Wiadomość jaką otrzymaliśmy nie tyle co mnie zdenerwowała to zszokowała. Czy to na pewno ten sam Yoongi?
Dlaczego mi je wysłałeś?
Łoo wgl odblokowałeś mnie. oj chimie, jak to dlaczego. mówiłem ci już w październiku że mi na tobie zależy. Nie żartowałem. a nie wiem czy zauważyłeś że wysyłam ci je w konkretne dni. mam nadzieję, że pamiętasz co kiedy się działo.
Jimin był załamany. Był pewny, że przez to znowu stracę do niego zaufanie które powoli znów stawało na nogi. Jednak nie mogłem go obwiniać za coś, co nie działo się z jego winy. Pytałem o co chodzi z datami. No cóż, pierwszy raz Jimin dostał lilie w lutym. Drugie teraz w lipcu.
- W lutym pierwszy raz mnie pocałował. A w lipcu powiedział, że zależy mu. Dziś właśnie, kilka lat temu oznajmił też, że wyjeżdża - wyjaśnił Jimin i rzucił telefon w kąt. - Nie chce ich.
- Napisz mu. I nie psuj komórki głupku - upomniałem starszego i przyniosłem mu urządzenie. Jimin wystukał wiadomość.
Nie wysyłaj mi ich. Wystarczająco mnie skrzywdziłeś. Zostaw mnie w spokoju.
Yoongi odpisał błyskawicznie.
Nie zostawię cię. wiem że zrobiłem kilka błędów ale naprawie je. chce być z tobą.
Krew we mnie zawrzała. Zabrałem blondynowi telefon i wybrałem numer. Po dwóch sygnałach Min odebrał.
- Jimin jest zajęty idioto - warknąłem, gdy usłyszałem jego "halo". - Zostaw go w spokoju, nie wysyłaj kwiatków ani innych pierdów, bo on ich nie chce, rozumiesz?
- Och Jeongguk - odezwał się głos po drugiej stronie słuchawki. - Myślałem, że już nie jesteście razem, skoro Jimin ten... ach nieważne. Chyba nie jesteś dla niego wystarczająco dobry. Przyleciał do mnie dosłownie kilka dni po naszym spotkaniu w Sugar, pamiętasz je?
- Ostrzegam cie. Zostaw go, bo inaczej się policzymy.
Jimin patrzył na mnie wystraszony, gotowy wyrwać słuchawkę w każdej chwili.
- Kocham go i z niego nie zrezygnuje - powiedział spokojnie szaro włosy.
Już miałem na niego nawrzeszczeć, gdy blondyn chwycił moją dłoń. Przełknął ślinę i powiedział, że sam z nim porozmawia. Niechętnie oddałem mu telefon, uprzednio włączając tryb głośnomówiący.
- Yoongi - zaczął Chim. - Nie wysyłaj mi nic.
- Jimin kochanie! - ucieszył się Min. W jego głosie było coś jadowitego. - Dlaczego mnie zablokowałeś?
- Słyszysz Yoongi? Nie wysyłaj nic. Jestem z Kookiem. Nie pisz i nie dzwoń.
- Chim Chim, ale mi zależy. Naprawdę. Jesteśmy razem w Seulu, tak jak chciałeś. Dlaczego by z tego nie skorzystać.
- Skorzystać - powtórzył cicho Jimin i zacisnął żeby. - Już ze mnie nie skorzystasz. Myślisz tylko o sobie. Zostaw mnie. Lilie i tak wylądują w koszu.
- Chce ci je wysyłać.
- To wysyłaj kurwa - zaśmiał się. Jimin rzadko przeklinał, więc chyba serio był zły. - Przez ciebie prawie straciłem Kooka. Nie pozwolę ci...
- Chim to nie przeze mnie. Po prostu on musi zrozumieć, że należysz do mnie.
Przysięgam, że gdyby stał tu przede mną, dostałby w łeb. Bawił się znowu. Manipulował. Ale tym razem Jimin był silny.
- Zostaw mnie, ostatni raz ci to mówię.
- Jimin... - zaczął znowu Yoongi, ale blondyn rozłączył się.
Przytuliłem go i ucałowałem każdy milimetr jego twarzy. Po kilku minutach by go rozweselić, zacząłem go łaskotać. Nie chciałem by przez tą żmiję niszczył sobie humor.
- Kocham cie - powiedział, zaraz po przegranej walce na gilgotki. - Nigdy już nie popełnię tego błędu. Obiecuję.
- A róże?
-Róże nauczyły się odróżniać ziarno od plew. Nawet, gdy jest całkowicie ciemno.
| ♡ostatni rozdział w niedzielę♡ |
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top