Rozdział 30
Poniedziałek godzina 13:36. Dzień "śmierci" Ellie.
Pov: Ellie
Powoli otworzyłam oczy nie wiedząc gdzie jestem, ani co się stało. Pamiętam tylko pędzący w moją stronę samochód... Rozejrzałam się powoli po pomieszczeniu. Była to sala szpitalna. Byłam w niej zupełnie sama. Odpiełam od siebie wszystkie rurki i inne dziadostwa. Zeszłam z łóżka stawiając pierwszy krok i odrazu wywalając się po tym na ziemię.
- Jasny chuj... co jest... - syknęłam z bólu powoli się podnosząc opierając się o łóżko szpitalne. Usłyszałam nagle głosy zbliżające się w moją stronę. Odwróciłam się do drzwi. Do pokoju w tym momencie weszło 3 typów. Dwoje z nich byli ubrani w garnitury, a po środku stał doktor.
- Wybudziła się panowie. Możecie ją przenieść gdzie chcecie. Zaraz wypisze papiery. - Skrzywiłam się na te słowa powoli cofając się do tyłu. Mężczyźni podeszli do mnie szybko łapiac mnie za ramiona. Zaczęłam się wyrywać.
- Ej! Na żadne przenoszenie się nie zgodziłam! Zostawcie mnie pierdolone bezmózgi! Wyrucham wam matki obiecuje! - Oboje trzymali mnie mocno, kiedy jeden z nich nagle przywalił mi w twarz. Obraz rozmazał mi się przed oczami, a ból roznosił się po całej mojej twarzy.
- Uśpij ją doktorku. Nie będziemy się z nią cackać. Sukowatą sobie szef wybrał. - Lekarz podszedł do mnie wyjmując strzykawkę po chwili wbijając mi ją w szyję.
- Japierdole... zajebie was... nogi wam z dupy... pourywam... - Nie zdążyłam dokończyć, kiedy zrobiłam się strasznie senna i momentalnie zasnęłam nic więcej nie pamiętając.
Teraźniejszość.
- Ty! Z blizną na brwi! Sukowata. Bierz się do roboty! Znów dostaniesz karę jak się nie będziesz nic robić. - Powiedział do mnie jeden z ochroniarzy w pobliskiej kopalni Pana Trevor'a Heromiva. Wysłali mnie do kopania w celu znalezienia jakiegoś złota. Dziad sobie umyślił, że będzie dobrym pomysłem, jak nielegalnie będzie brał do roboty neletnich. Nie jestem tu jedyna uprowadzona. Zaczęłam znów kopać kilofem w wyznaczonym dla mnie miejscu.
- Ta sukowata z blizną ma imię zjebany grubowaty debilu. - Odpowiedziałam opryskliwie rzucając kilof pod nogi strażnikowi. Ten wkurzony podszedł do mnie popychając mnie z całej siły na kamienną ścianę.
- Widzę, że znowu chcesz być przykładem dla innych co robi się z ludźmi, którzy nie słuchają co się do nich mówi. - Odczepił od pasa bicz, z którym miałam już doczynienia dużo razy odkąd tu trafiłam. Odwrócił mnie siłą twarzą do ściany, a po chwili poczułam mocne uderzenie ocierającego się o moje plecy bicza. Oparłam się o ścianę próbując nie stracić równowagi. Znów poczułam kolejne uderzenie. Tym razem już nie wytrzymałam i upadłam na twardą kamienistą ziemię zacisnęłam zęby z bólu powstrzymując się od krzyku. - To co? Przeprosisz i wrócisz do roboty, czy chcesz więcej dostać?
- Pierdol się... - Odwróciłam się powoli w stronę mężczyzny, który szykował się do kolejnego uderzenia. Wyciągnełam ręcę w jego stronę, które były zakute kajdankami. Ten uderzył prosto w nie, a ja zdołałam dzięki temu się obronić. Powoli wstając i korzystając z zdezorientowania starszego podeszłam szybko zakładając mu przez głowę ręce tak, że łańcuchem mogłam ścisnąć jego gardło. Zaczęłam go podduszać, a strażnik próbował się wyrwać. Trzymałam jednak mocno zaciskając na jego gardle jeszcze bardziej. W końcu w pewnej chwili przestał się ruszać, a ja ściągnełam mu spowrotem przez głowę swoje kajdanki przeszukując jego kieszenie w celu znalezienia kluczy. Naszczęście nie musiałam długo szukać. Uwalniając swoje ręce szybko z kajdanek zaczęłam uciekać w stronę wyjścia. Inne dzieciaki patrzyły się na mnie ze strachem, ale i nadzieją, że chociaż mi uda się uciec i sprowadzić pomoc. Dobiegając już prawie do wyjścia zauważyłam przybiegających tam strażników z bronią wraz z Trevor'em, który zaczął klaskac powoli do mnie podchodząc.
- Brawo panienko Miller. Prawie ci się udało, lecz jednak powinnaś dobrze wiwdzieć, że stąd nie ma ucieczki. To, że pokonasz jednego z straszników nic nie zmieni. - Z przerażeniem zaczęłam się rozglądać za drugą drogą ucieczki, lecz byłam już otoczona. Chciało mi się płakać. Już byłam tak blisko do kurwy. Strażnicy złapali mnie i zakuli ponownie w kajdanki pomimo moich prób wyrwania się im. Trevor przyglądał się wszystkiemu z uśmiechem.
- Jak już ktoś sie dowie co ty tu robisz... będziesz kurwa błagał o litość. Sama wszystko powiem byle byś dostał to na co zasługujesz posrańcu! - Starszy podszedł do mnie łapiąc mnie za brodę i przyciągając moją twarz do swojej. Patrzył na mnie kpiąco, a ja nie wytrzymując naplułam mu na twarz. Ten odrazu się cofnął wyjmując z kieszeni chustkę i się wycierając. Jeden z strazników przywalił mi kolbą w ramię przez co upadłam na kolana krzycząc z bólu.
- Nikt się nie dowie bo przez twoje zidiociałe zachowanie moja droga nie wyjdziesz z tąd żywo. Ja już o to zadbam. - W tym samym momencie spojrzał na mnie nerwowo po chwili podchodząc i kopiąc mnie z całej siły w twarz. Upadłam na ziemię momentalnie tracąc przytomność.
Pov: El
Siedziałam z Max u mnie w domu przy stole spogladając na mapę całego Hawkins, którą ukradłam na chwilę tacie. Oznaczylismy wszystkie punkty, w których była Ellie i te co mogą dotyczyć jej i osoby imieniem Trevor.
- Wiemy, że w Hawkins mieszka ośmiu Tevor'ów. Ten typ jest dziany. To musi być ktoś kto ma jakąś firmę, albo zakład. - Stwierdziła Max zaznaczając kolejne punkty na mapie.
- Czyli wykluczamy już trzech, którzy pracują w jakiś firmach lub jako woźny w szkole. - Spojrzałam na rudowłosą popijając herbatkę. Ta przyglądała sie mi uśmiechając się po chwili.
- Woźny Trevor by nawet muchy nie skrzywdził moja droga. Mamy zatem do sprawdzenia pięciu różnych Trevor'ów. Wątpie, żeby to był jakiś typ co zarządza kopalnią, ani jakiś szef resteuracji. To musi być jakiś dziany prezes dużej firmy.
- Czy ty kiedykolwiek widziałaś w Hawkins jakąś dużą firmę? - Uniosłam jedną brew biorąc kolejnego łyka mojej herbaty.
- No dobra fakt, ale w Hawkins mogą być jacyś bogacze. Trzeba będzie to sprawdzić i... Możesz w końcu nie siorbać tak tej herbaty?! - Rudowłosa zaczęła nade mną gestykulować posyłając mordercze spojrzenie na co zaczęłam się śmiać.
- Po pierwsze to nie jest byle jaka herbata tylko melisa z bogatych sadów tejże meliski, a po drugie to nie bo mnie uspokaja, a trudno się nie wnerwić kiedy tak beznadziejnie szukać pieprzonych Trevor'ów! - Po wylaniu swoich żali na Mayfield ponownie wzięłam łyk herbaty tym razem specjalnie ją mocno siorbiąc.
- To jaki niby masz plan mądralo? - Spytała już mocno podirytowana.
- Poprostu sprawdzimy wszystkich po kolei rudy bezmózgu. Widać, kto w tym związku musi myśleć.
---
Tak wiem, że mogło was trochę zdziwić, że zrobiłam rozdział z perspektywy Ellie, ale pomyślałam, że to będzie ciekawe i w dodatku będę mogła ukazać wam co Tevorek z nią zrobił. Oczywiście Elmax nie mogło zabraknąć bo bym pierdolca dostała bez nich. Mam nadzieję, że się podobało. Za błędy przepraszam.
🪐🌌
Pozdrawiam <33
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top