Rozdział 10

(A/n jeszcze tylko epilog. Jesteście gotowi?)

*Haruka*

Z każdym dniem niecierpliwiłem się coraz bardziej. Poszukiwania stały w miejscu, a ja miałem wrażenie, że oni wiedzą gdzie zabrali Hikariego, jednak z jakiegoś powodu nie spieszy im się, aby zacząć działać, co mnie niezmiernie irytowało. Nie wiedziałam co dzieje się z Hikarim, więc to normalne, że się o niego martwiłem, w końcu był moim chłopakiem.

~*~

  — Za dwa dni nasz cel ma się pojawić w pobliżu hazardowej części miasta — powiedział Anzai wskazując odpowiednie miejsce na mapie — Naszym zadaniem będzie wybadanie sytuacji i w razie możliwości odbicie albinosa, ponieważ w ich rękach może być bardzo niebezpieczny— kontynuował patrząc kolejno na osoby zebrane w pomieszczeniu. 

Planowanie akcji ratunkowej i wyczekanie na odpowiedni moment zajęło nam miesiąc. Równy miesiąc. Przez ten czas nie wiedziałem co się działo z Hikarim, mógł być torturowany, mogliby go zabić, a ja bym o tym nie wiedział. 

 — To tyle na dzisiaj możecie się rozejść.

Wstałem z krzesła, zasunąłem je za sobą i powolnym krokiem ruszyłem w stronę wyjścia. Znowu szedłem tymi samymi długimi korytarzami, ich ściany były pokryte jasną farbą, a podłoga wyłożona linoleum. Po prawie dziesięciu minutach doszedłem do wyjścia głównego. Skierowałem się w kierunku miejsca, w którym kiedyś wszyscy razem spędzaliśmy czas nawet kilka dni pod rząd. Na miejscu czekali już na mnie znajomi, uśmiechnąłem się delikatnie, kiedy Sakura zaczęła mi machać. Cieszyłem się, że nic jej nie jest, i że wciąż stara się być pozytywna.

 — Wszystko się zmienia, co?  —powiedział Renzo popijając piwo.

Od kilku godzin siedzieliśmy przy ognisku z piwem i wspominaliśmy nasze najlepsze chwile razem. Nikt z nas nie zamierzał się upijać, dlatego wypiliśmy maksymalnie dwie butelki.

 — I pomyśleć, że jeszcze niedawno nawet nie było mowy o wzięciu kogoś z nas na jakąkolwiek misję  — szepnął Shuu.

To prawda od początku szkoły wiele się zmieniło, my się zmieniliśmy, dołączył do nas Hikari, zakochałem się, Sakura przestała być wieczną singielką.

*Hikari*

Po rozmowie z szefem gangu zabrali mnie do jakiegoś pomieszczenia. Wyglądało trochę jak pokój pielęgniarki. Posadzili mnie na krześle, a ręce przymocowali do podpórek siedzenia. Chwilę potem wszedł mężczyzna z zestawem strzykawek, położył sprzęt na stole, wybrał jedną, która była wypełniona mętnym płynem w szarawym kolorze. Nieznajomy podszedł do mnie, zdjął zabezpieczenie z igły, postukał kilka razy palcami w przedmiot i nakierował na moje przedramię. Wbił powoli igłę w moją rękę i nacisnął tłok wpuszczając płyn do moich żył. Poczułem palący ból, chciałem zrobić cokolwiek, ale nie byłem w stanie.

*Haruka*

Obudził mnie dźwięk budzika, wyłączyłem go prawie od razu, mruknąłem coś niewyraźnie przetarłem twarz dłońmi i podniosłem się do siadu. Wstałem z łóżka, rozciągnąłem się lekko, z szafy wyjąłem ciuchy, które noszę na misjach i poszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic, wysuszyłem włosy, przebrałem się w świeże ciuchy, umyłem zęby, przemyłem chłodną wodą twarz pozwalając wodzie lecieć z kranu. Zakręciłem kurek zatrzymując strumień zimnej wody, spojrzałem w lustro i zobaczyłem zmęczoną twarz z lekko podkrążonymi oczami i potarganą czupryną, przeczesałem palcami włosy, po czym zacząłem się rozglądać po małym pomieszczeniu w poszukiwaniu szczotki. Kiedy znalazłem upragniony przedmiot, chwyciłem go rozczesując szybko swoje włosy tak, aby wyglądały znośnie.

~*~

Westchnąłem podpierając brodę dłońmi, od dobrej godziny siedziałem w samochodzie z niecierpliwością wyczekując końca całej podróży. Przez całą drogę zastanawiałem się czy uda nam się odbić Hikariego. Gdy zbliżaliśmy się do celu zacząłem się coraz bardziej stresować. Zależało mi na tym, aby odbić albinosa jak najszybciej i bez większych strat.

Samochód się zatrzymał, wysiadłem biorąc głęboki oddech i ruszyłem do bagażnika po broń. Uzbrojony stanąłem z boku, czekając na innych. Byliśmy w hazardowej części miasta. Zaparkowaliśmy w ciemnej uliczce niedaleko obskurnego klubu, z którego było słychać dudnienie muzyki. Kiedy wszyscy byli uzbrojeni ruszyliśmy w stronę kasyna, w którym miał znajdować się nasz cel.

Czułem się dziwne będąc ubranym w garnitur z bronią pod marynarką.

W środku budynku na pierwszy rzut oka można było zauważyć drogie żyrandole, dywany i kanapy. Wszędzie panował przepych, a ludzie za wszelką cenę starali się pokazać swój majątek czy to przez kosztowną biżuterię, suknie i garnitury, czy przez stawki pieniędzy stawiane w grach.

Szedłem spokojnie obok mojego brata rozglądając się po całym pomieszczeniu. Przy jednej z kanap zauważyłem dobrze zbudowanych mężczyzn z bronią przyczepioną do biodra. Lekko stuknąłem Anzaia w ramię pokazując mu to, co zauważyłem. Starszy zaraz rozpoznał osoby z gangu i przez mały komunikator poinformował resztę o lokalizacji wroga. Dyskretnie staraliśmy się podejść bliżej szukając w między czasie białowłosego.

Nagle gdzieś w oddali mignęła mi biała czupryna, a moje serce zaczęło bić szybciej. Zacząłem kierować się do miejsca, gdzie zauważyłem białe włosy. Stanąłem obok ogromnej kolumny i rozejrzałem się, po chwili dostrzegając cel naszej misji. Przez chwilę zapomniałem jak się oddycha przez to, jak Hikari wyglądał w garniturze, ciemna koszula idealnie kontrastowała z odcieniem jego skóry. Zamknąłem na chwilę oczy wziąłem kilka głębszych wdechów i przez komunikator przekazałem, że znalazłem nasz cel.

Poczułem lekkie dotknięcie w plecy, wzdrygnąłem się przez nieoczekiwany dotyk, po czym odwróciłem się i zobaczyłem chłopaka, który też brał udział w misji. Jego obecność trochę mnie uspokoiła. Dostaliśmy polecenie, żeby czekać na rozwój akcji.

~*~

Przez około dwadzieścia minut stałem przy kolumnie i rozmawiałem z chłopakiem kątem oka obserwując wrogów. Nagle usłyszałem strzał. Odruchowo spojrzałem w miejsce wystrzału i delikatnie schyliłem głowę. Ludzie wokół zaczęli się rozglądać, a kiedy padł kolejny strzał kobiety zaczęły panikować prosząc swoich partnerów, aby je zabrali w bezpieczne miejsce. Ktoś włączył alarm ewakuacyjny. W słuchawce usłyszałem polecenie. Mieliśmy zabić obstawę szefa gangu i odbić Hikariego.

Wyjąłem pistolet zza paska, przeładowałem go, wychyliłem się zza kolumny i wymierzyłem w jakiegoś mięśniaka, który trzymał karabin.

~*~

Martwe ciała padały coraz częściej niekiedy byli to niewinni cywile, którzy nie zdążyli uciec. Stałem pod ścianą szukając wzrokiem kolejnych wrogów, kiedy nagle poczułem tępy ból w okolicy łopatek. Padłem na kolana starając się zaczerpnąć powietrza i odwróciłem głowę w stronę mojego napastnika. Nade mną stał białowłosy mierząc do mnie bronią. W moich oczach pojawiło się przerażenie i smutek, bo kiedy spojrzałem w jego oczy były one puste, a jego tęczówki znowu miały ten przerażający krwistoczerwony kolor. Przed pociągnięciem za spust powstrzymał go cios z tyłu, który zadał mój brat.

— Haruka! — krzyknął Anzai wyrywając broń z dłoni albinosa. — Na ziemi leży ampułka ze środkiem usypiającym — mówił broniąc się przed kolejnymi ciosami. — Weź ją i zaaplikuj dożylnie. Obok powinna też leżeć igła.

Szybko zrobiłem to, o co poprosił mnie brat i w kilku próbach wbiłem białowłosemu igłę w rękę wstrzykując płyn do jego krwiobiegu. Chłopak po chwili zaczął słabnąć, a Anzai wraz z innym dobrze zbudowanym mężczyzną wzięli Hikariego i ruszyli w stronę wyjścia z budynku. Szedłem tuż za nimi z kilkoma osobami kryjąc tyły, nagle usłyszałem huk, jakby ktoś rzucił bardzo mocną petardą. W moich uszach zaczęło piszczeć, ale ja wciąż szedłem do wyjścia. Wybiegłem z budynku wychodząc z oszołomienia, które spowodował wcześniejszy hałas, wsiadłem do samochodu, a kiedy pojazd ruszył odetchnąłem z ulgą.

(A/n cieszmy się i radujmy ten rozdział ma około 1200 słów. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze jest. Napiszcie czy podobał wam się rozdział bo kocham czytać komentarze. Napiszcie mi wątki, które muszą zostać wyjaśnione, żebym nie zapomniała o niczym przy epilogu i żebyście nie czuli, że ta historia ma niezakończone wątki, bo zawsze mogę coś pominąć. Jeśli widzicie błędy napiszcie mi o nich. Kocham was pamiętajcie o tym)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top