5.
– Devia błagam Cię! Wstań.. – mówiłem załamanym glosem.
– A– Aku... – otworzyła oczy i spojrzała na mnie.
– Nie chcę byś umierala! Nie możesz! Jesteś nam potrzebna.. – ona tylko wysiliła się na uśmiech, za to ja ... byłem w środku po prostu złamany..
– znaliśmy się prawie 5 lat.. nigdy bym nie myślała, że bedzie Cię obchodził kogoś los..
– Ale z Tobą to co innego, jesteś dla mnie ważna, jak i dla całego stada!proszę Cię...wstań.. – miałem już łzy w oczach, nigdy tak na prawdę nie płakałem, ale teraz.. tracę kogoś kto jest dla mnie cholernie ważny, i tu żadna magia już nie pomoże..jest na to za późno..
– Dziękuję Ci Aku za te wszystkie lata.. jak trafię tam gdzie twoj brat,to mu wszystko opowiem..
Pamiętaj o mnie Aku i nigdy nie zapominaj ..– zamknęła oczy, krzyczalem ale już nic nie powiedziała – załamałem się całkowicie..
– Nie!!! Devia nie..!
Myślałem, że los będzie inny...
Myślałem, że sie uda..
Ale niestety nie będzie już stanie się podnieść..
Wykorzystałem wszystkie swoje szansę by być przy tobie..
Zbyt wiele razy cierpiałem..
Moja dusza i serce ..
Już nigdy nie zaznają spokoju..
Nie ujrzy już światła..
Nie poczuje już ciepła jej ani uśmiechu..
Poświęciłem ci całe moje życie..
Chce abyś wiedziała iż..
Do końca swoich dni..
Będę myśleć i pamiętać o tobie..
Już nigdy nie będę mógł dawać szczęścia tobie..
Już się przy nikim nie obudzisz, nawet przy mnie..
Przy tobie myślałem, że cały świat jest tylko nasz..
Ale teraz...każdy mój dzień będzie błądzeniem bez celu...
Kilka dni później
Leżałem na kamieniu I byłem totalnie bez zycia, dalej do mnie nie dotarło, że Devii już z nami nie ma..
Odechciało mi się wszystkiego, nawet szukania Wenus, ojciec próbował ze mną rozmawiać, ale ja nie chciałem z nikim rozmawiać..
– Aku? Możemy porozmawiać?
– Nie ma zbytnio ochoty..
– Aku, nie możesz wiecznie być zły na siebie za to, że nie dało się jej uratować, widziałeś przecież..
– Luna! Mogłem ją ocalić! Gdybym tylko wczesnej przybiegl i jej pomógł.. – przerwałem I usiadłem a głowę opuściłem na dół. – Znowu straciłem osobę na której mi zależy..
– Nie twa wina , widocznie tak chciał losby Devia odeszła.. – nagle za Luną zobaczyłem Aylin.
– Aku? Możemy iść się przejść..? – zapytała się niepewnie, a Luna na nią wrogo spojrzała.
– Możemy. – wstałem i ruszyłem, Aylin chwilę późnej ruszyła, Luna jeszcze coś tam mówiła, ale niezbyt słyszałem.
10 minut późnej
– Jak się czujesz? – zapytała z troską w glosie.
– Marnie Aylin, nie wiem jak ty.
– Jakoś się trzymam, wiem jaki to ból, nie musisz nic nawet mówić. – uśmiechnąłem się lekko.
Nagle usłyszałem jakiś głośny szelest, Aylin za pewnie tez , bo sie zatrzymała i wysunęła pazury.
– Co jest grane? – rozejrzałem się, i katem oka zobaczyłem jakaś sylwetkę,
Z krzaków wysokczyly trzy lwy, lecz jeden z nich jakoś dziwnie się różnił, Aylin była w zdziwieniu ? Pewnie myślała, że chcą zaatakować heh.
– Kim jesteście? – nic nie odpowiedzieli, a tylko naskoczyli na mnie, walczyłem z Aylin dzielnie, ale jakimś dziwnym trafem uderzyłem w kamień i straciłem przytomność...
~~~~~~~~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top