Tradycja

- Że co?!- krzyknęłam wściekła na Kirovą słysząc słowa dyrektorki.

Od śmierci Natalie Daszkow minął miesiąc i w sumie to nie wiele się zmieniło. Wciąż uczę się pod okiem Dymitr'a, aby nadrobić zaległości i nawet dobrze mi to idzie.

Jednak tzw "wszystko co dobre" musiało niestety się skończyć. Dzisiaj zamiast na trening z Belikow'em to udałam się do Kirovej i to nawet kiedy nic złego nie zrobiłam.

No chyba że dla dyrektorki mruganie albo oddychanie jest już wykroczeniem bardzo dużym przez co trzeba zawitać do jej gniazda.

Na początku miałam wrażenie że to nic szczególnego. Pogada pogada, a potem puści na zajęcia z strażnikiem.

Jednak tego co usłyszałam to się kompletnie nie spodziewałam.

- Że to panno Hathaway iż panny ojciec czeka w pokoju obok i chce z panna rozmawiać- powiedziała morojka z tajemniczym błyskiem w oku.

- Po co?- zapytałam, na co dyrektorka wzruszyła ramionami, po czym pokazała na drzwi obok.

Nie chętnie wstałam z krzesła i unikając spojrzenia mojego mentora podeszłam powoli do drzwi. Weszłam do środka, po czym przejrzałam się nie pewnie.

Był to biały pokój niczym w sali przesłuchań, gdzie na środku był stół a po oby dwóch jego stronach były krzesła. W rogach pomieszczenia stał dampir będący ochroną, zaś na krześle naprzeciwko drugiego siedział moroj o brązowych włosach. Nie musiał się nawet odzywać bo doskonale już wiedziałam kim on jest.

-Witaj córeczko. - powiedział moroj będący moim ojcem z spokojem i opanowaniem.

- Czego chcesz?- zapytałam oschle, na co ten zaśmiał się cicho.

- Usiądź.- powiedział spokojnie pokazując krzesełko naprzeciw siebie, ale widząc moje przeczące pisanie głową westchnął i  dodał.

- A więc Rose jestem Ibrahim Mazur i jestem twoim ojcem co pewnie się już domyśliłeś.  Chcę ci powiedzieć iż w naszej jest pewna tradycja, która zawsze wypełnianią córki...

- Mianowicie?- przerwałam mężczyźnie na co ten przekręcił oczami.

- Córki wychodzą za mężczyzn, których nie znają i ja wybrałem ci już  malżonka. Ślub za dwa miesiące.- powiedział Mazur, a ja o mało nie upadłam na ziemię.

- Że słucham do cholery jasnej?!- wrzasnęłam głośno z niedowierzeniem w głosie.

Jak on śmie mnie swatać  z facetem którego nawet nie znam?!

Jakim prawem?!

To kpiny jakieś!

- Spokojnie, Rose...

Nie no tego już za wiele. Wściekła szybko opuściłam pokój zamykając z hukiem drzwi. Przez to Kirova oraz Belikow i Alberta, którzy czekali na koniec rozmowy spojrzeli na mnie z zdziwieniem.

Chyba nie spodziewali się tego co zobaczyli.

- Nie ma mowy do diabła!- wrzasnęłam wściekła i nawet nie wiem jakim cudem poczułam czyjeś ręce obezwładniające mnie.

- Nie zgadzam się na to! Nie masz prawa układać mi życia z kimś kogo nawet nie znam! Nie wyjdę za nikogo za mąż!- krzyczałam szarpiąc się jak wariatka patrząc to na Kirovą to na wchodzącego do pomieszczenia ojca albo Petrovę czy też Dymitr'a.

- Nie masz nic do gadania, Rose. Tradycja to tradycja.- powiedział Mazur, po czym dodał.

- Aleksy! Sasha! Zabieranie ja do auta!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top