epilog

ilość słów: 1434


Jimin

Magiczny świat pełen jest tajemnic i niezbadanych dróg.

Choć w trakcie mojej wędrówki starałem się trzymać bezpiecznych szlaków, nie ominęły mnie przygody. Wędrówka była owocna w liczne spotkania - awanturników, którym pomagałem eskortować dzieci z wybitej przez dzikie wilkołaki wioski, czarodziejów, z którymi wymieniałem się zaklęciami i przepisami na eliksiry, a także nimfy, próbujące mnie oczarować i pożreć, czy olbrzymy gotowe zrobić ze mnie miazgę, gdybym tylko spróbował przejść zbyt blisko ich siedlisk. Miesiąc spędziłem na łodzi, z której rozmawiałem z syrenami, uczącymi mnie swojej mądrości, a w końcu, na dalekiej północy natrafiłem na wioskę yeti.

Przez cały ten czas pisałem do mojego ukochanego listy, opowiadając w nich o moich przygodach. Trochę je zmieniałem, by nie były aż tak niebezpieczne, aby się zbytnio o mnie nie martwił. Ciągle też wyrażałem moje uczucia, potwornie tęskniąc do jego ramion, ciepłego uśmiechu i mądrych oczu. Nie mogłem się już doczekać końca wędrówki. Tak, sam mogłem zadecydować, kiedy pora wracać, jednak to nie było takie proste. To się czuło. Magia we mnie sama miała mi powiedzieć, kiedy będzie czas na udanie się do domu.

Nox miał pełne skrzydła roboty, kursując ode mnie do Yoongiego. Na podstawie dostarczanych listów byłem w stanie określić, jak daleko jestem od domu. Czasem wysyłałem sówkę z dwoma listami, by jeden z nich trafił do mojej rodziny, zapewniając o moim bezpieczeństwie. Poinformowałem też, gdzie zamierzam się osiedlić po powrocie, co moja mama nieszczególnie pochwalała, gotowa wybić mi z głowy wiązanie się z elfem. Jednak nic, co powie (lub napisze), nie zmieni moich uczuć do niego, dlatego dałem jej to wyraźnie do zrozumienia.

Dziewiątego miesiąca mojej wędrówki obudziłem się z uczuciem, którego długo wyczekiwałem. Magia wzywała mnie do domu. Już nic więcej nie nauczę się od świata, pora bym zajął się doskonaleniem mojego warsztatu w jednej z dziedzin magii, które poznałem. Nie czekałem długo, zwijając mój magiczny obóz i ruszyłem w kierunku południa, aby wrócić w ramiona mojego miłego. Niestety czekała mnie dość daleka droga, a w jej trakcie trafiłem jeszcze na inferiusy, które unieruchomiły mnie na dobry tydzień, przez zranienie czarującej ręki. Na szczęście było to w pobliżu całkiem sympatycznej wioski, gdzie miejscowy medyk zajął się moją raną, lecząc ją tak, że nie został nawet drobny ślad. Zdążyłem się też zorientować, że zostało mi już niewiele do pokonania, dlatego postanowiłem skorzystać z miotły. Wysłałem jeszcze Nox z ostatnim listem do Yoongiego, by przekazać mu dobre wieści, po czym podziękowałem moim dobrodziejom, odlatując w stronę domu.

Cztery kolejne dni zajęło mi dolecenie na bagno, które od tej pory miało być moim miejscem na ziemi, razem z ukochanym elfem. Serce waliło mi z ekscytacji na samą myśl o nim. Jak mnie przywita? Obejmie mnie i pocałuje? Wyzna, że to był dla niego okropny czas, gdy nie miał mnie przy sobie i że nie wyobraża sobie życia beze mnie? A może od razu zaciągnie mnie do sypialni, by pokazać, jak bardzo mu mnie brakowało? Każda opcja mi się podobała.

Niestety, na miejscu czekało mnie coś, czego się nie spodziewałem.

Serce o mało mi nie stanęło, gdy z przerażeniem patrzyłem na ruiny domu. Wszystko wyglądało, jakby Yoongi od dawna już tu nie mieszkał, a gruzowisko mogło być wynikiem jakiegoś nieudanego eksperymentu! Przecież mój ukochany mógł...! Mógł... Mógł zginąć...

- Yoongi?! YOONGI! - wydarłem się, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.

To tylko sen. Koszmar, z którego zaraz się obudzę. Pewnie tak naprawdę mam jeszcze dzień drogi. Mój elf musi być bezpieczny!

Z przerażeniem wylądowałem w miejscu, gdzie powinno być wejście. Ze łzami w oczach przekroczyłem próg, popychając drzwi wiszące na jednym zawiasie i znów spróbowałem zawołać ukochanego. Nagle coś poruszyło się w kącie, więc od razu tam ruszyłem i machnięciem różdżki sprawiłem, że śmieci rozsunęły się, ukazując mi pochrapującego cicho chochlika!

Od razu wziąłem go na ręce, nie mogąc zrozumieć, co tu się dzieje. Dlaczego on sobie spokojnie śpi, podczas gdy jego domu i opiekuna nigdzie nie ma?!

- Hobi? Hobi! Obudź się!

Lekkie potrząsanie sprawiło, że istota od razu otworzyła zaspane oczy i nieco zdezorientowany przyglądał się mojej twarzy. Nagle zamachał skrzydłami i uniósł się, wymachując w moją stronę pięściami oraz warcząc, jednak w końcu zorientował się, kto go zbudził.

- O. Jimin! - zawołał zaskoczony, jak gdyby nigdy nic.

- Hobi, co tu się stało? Gdzie jest Yoongi? Co z domem? - pytałem, chcąc uzyskać odpowiedź natychmiast. Jednak chochlik, jak to miał w zwyczaju, nawet w momencie zagrożenia, machnął tylko niedbale ręką i wylądował na moim ramieniu.

- Aaaa... Dłuuuuuuuuuuuuugo cię nie było - stwierdził, jakby to miała być odpowiedź na wszelkie moje strachy. W dodatku zamiast potraktować sprawę poważnie, po prostu zaczął tulić się do mojej szyi!

Powoli traciłem cierpliwość, a łzy płynęły już po moich policzkach.

- Hobi, błagam cię, odpowiedz.

- Yoongi wyszedł - odparł obojętnie, przenosząc się na moje włosy, gdzie od razu zrobił sobie gniazdo.

- Ale dokąd? Kiedy? Odszedł? Musimy go znaleźć?

- No wróci niedługo - wymruczał, memłając już w ustach kępkę moich włosów. - Nox! - wydarł się nagle, startując do sowy, która zleciała spokojnie z jednej z gałęzi pobliskiego drzewa. Chochlik od razu zerwał się i ruszył za moim chowańcem, skupiają na zabawie, a ja zacząłem szlochać.

Co to wszystko miało znaczyć? Gdzie jest mój Yoongi?

Kilka minut stałem bezradnie i starałem się pozbierać. Dopiero po tym czasie postanowiłem, że nie pozwolę, by tak to wszystko zostało. To miał być nasz dom. Przywrócę go do normalnego stanu i wyruszę na poszukiwania elfa.

Zamknąłem oczy i zebrałem w sobie całe pokłady magii, jakie miałem, chcąc przywrócić to miejsce do normalności. Jednak... moje zaklęcie zostało zablokowane? Ale jakim cudem?

Uniosłem powieki, by rozejrzeć się i spróbować znaleźć jakieś magiczne ślady, które wskażą mi, o co chodzi, gdy moją uwagę zwróciła zakapturzona postać, idąca powoli w moją stronę. Patrzyłem na obcego, zaciskając palce na różdżce, gotów zaatakować w każdej chwili. Dopiero, gdy nieznajomy był kilka metrów ode mnie, stając w miejscu dawnego ganku, zrzucił kaptur, ukazując mi twarz ukochanego.

- Jimin? - zapytał niepewnie, jakby nie wierzył własnym oczom.

- Yoongi.

Obaj patrzyliśmy na siebie, jakbyśmy w ogóle nie spodziewali się tego spotkania. Moje serce powoli już wracało do normalnego rytmu, a wolna dłoń zaczęła ścierać łzy z policzków, starając się nie zasłaniać mi postaci ukochanego.

- Wróciłeś - powiedział w końcu.

- Dlaczego miałbym nie wrócić? Co tu się stało?

Na moje pytanie elf machnął ręką. Nie zbył mnie jednak w ten sposób, lecz zdjął swoją magię, która okazała się iluzją. Nagle stałem znów w dobrze mi znanej kuchni, w której pod sufitem suszyły się zioła, kominek czekał na rozpalenia, a schody prowadziły do biblioteki, która dawniej była moim pokojem oraz do sypialni i pracowni elfa. On sam stał teraz w progu, nie odrywając ode mnie oczu.

- Tak jest bezpieczniej, kiedy wychodzę - wytłumaczył się.

Położyłem dłoń na sercu, masując delikatnie to miejsce, bo chyba naprawdę nie byłem gotowy na takie niespodzianki po powrocie. Pokonałem też tych kilka dzielących nas kroków, by zacząć delikatnie okładać pięściami tors Yoongiego.

- Wiesz, jak mnie wystraszyłeś?! - krzyknąłem, nie wierząc, że tak mnie załatwił!

JA TU PRAWIE ZAWAŁ MIAŁEM! NIE TAK TO MIAŁO WYGLĄDAĆ!

Mój elf uśmiechnął się lekko i pozwolił mi na atakowanie go, choć po chwili cofnął się o pół kroku, by rozmasować swój tors.

- Nie wiedziałem, że dzisiaj wrócisz, Jiminnie - wytłumaczył się, po czym w końcu objął mnie, przytulając mocno. Chętnie z tego skorzystałem, również oplatając go ramionami.

- Pisałem w ostatnim liście, że jestem już niedaleko.

- Dostałem ten list wczoraj, więc nie spodziewałem się, że już dzisiaj wrócisz.

- Nie cieszysz się?

Starszy odsunął mnie nieco, aby najpierw spojrzeć mi w oczy z uśmiechem, a potem dał delikatnego całusa.

Zdążyłem zapomnieć, jak miękkie są jego wargi. I jak miło się je całuje.

- Nie cieszę się? W końcu będę miał po co tu wracać. Bez ciebie ten dom... przestał być moim domem.

Uśmiechnąłem się delikatnie. Nie chciałem, by tak myślał o tym miejscu, ale cieszyłem się, że myślał o mnie.

- Tak bardzo za tobą tęskniłem... ta wędrówka to był jakiś dramat - jęknąłem, znów się w niego wtulając.

- To po co ci to było? - zapytał rozbawiony.

Chwilę później jego dłonie puściły mnie, by ująć moje policzki. Ciemne spojrzenie uważnie badało moją twarz, nieco przybrudzoną, podobnie jak szaty, które miałem na sobie.

- Zresztą, to już za nami - stwierdził bardziej sam do siebie, składając na moich wargach kolejny motyli pocałunek. - Jesteś głodny? Zjemy obiad i wszystko mi opowiesz.

Kiwnąłem chętnie głową, ale nie pozwoliłem mu się jeszcze ruszyć, za bardzo chcąc trzymać ukochanego w ramionach.

- Yoongi... mogę tu z tobą zostać? - zapytałem cicho. - Już zawsze?

- Oczywiście, że tak. Już zawsze, mój mały czarodzieju - zapewnił ciepłym, kojącym tonem, który działał jak miód oblewający moje serce.

- Kocham cię Yoongi - szepnąłem, obejmując go za szyję, by przyciągnąć do dłuższej pieszczoty.

- Ja ciebie też, Jiminnie - zapewnił, nim nasze usta połączyły się w gorącym tańcu, przepełnionym tęsknotą i miłością.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top