&7&

Rano. Tord wstał jako pierwszy. Niechętnie otworzył oczy i je przetrał, cały czas czuł, że ktoś leży obok niego, ale wiedział doskonale, że to Tom i nie przeszkadzało mu to, nawet potrzebował i chciał tego.
Usiadł i spojrzał zaspanymi oczami na Toma, który spał sobie spokojnie i był przytulony do niego w pasie, mamrotał cos przez sen i lekko drygał, więc nie wiedzący co robić rogatek, położył jego głowę na swoich kolanach i głaskał. Pomogło. Tomi już nie wiercił się i nie mamrotał.

Tord z nudów siegnął po telefon i przeglądał se Facebooka. Dawno nie wchodził, więc trzeba wreszcie wrócić. Rogacz nie miał zdjęć, wiadomo z jakiego powodu, ani postów, miał tylko by sobie poprzeglądać. Scrollując ( nie wiem czy dobrze napisałam, zawsze mam z tym problem xd ) natrafił na anonimowy post, pod którym było napisane

" szukam typka, co na wózku jeździ. Podobno jest z Borkert*, jakny ktoś znał/widział to prosze o wiadomość! "

- ... dwa miesiące temu... - mruknął pod nosem. Wiedział kto i po co napisał, Edwardo. A po co to każdy raczej wie.
Tordy jeszcze pooglądał filmiki na yt i odłożył telefon, Toma głowę położył obok delikatnie i wsiadł na wózek. Popędził do łazienki a później do kuchni zrobić herbatke. Spojrzał na zegarek.
- 6:37, hmm dość wcześnie jak na mnie heh. - podjechał pod okno i spoglądał jak ludzie już IDĄ do pracy, jak BIEGNĄ bojąc się, że nie zdążą, jak KIERUJĄ samochodami. Było mu smutno, miał ciężko na sercu
-... dlaczego ja?... - wyszeptał lekko załamanym dłosem.
- dlaczego ja?... - powiedział normalnie i zacisnął ręce na podpórku.
- DLACZEGO JA?! - krzyknął na cały dom płacząc.
- Co ja takiego złego zrobiłem?! Czym sobie zasłużyłem?! Dlaczego to musiałem być ja?! Dlaczego to ja, chociaż nic nie zrobiłem?! - padł w furię... krzyczał, płakał, walił w wózek i szarpał się aż upadł wraz z wózkiem... dostał załamania emocjonalnego. Walił ręką w podłogę aż do krwi, walił głową w szafkę kuchenną, drapał sie az do ran.
Do kuchni wbiegł szybko Tom i klęknął obok Torda, złapał za ręce i przyciągnął do siebie.
- Zostaw mnie!
- Tordy spokojnie będzie dob-
- Jakie dobrze? Jakie dobrze?! Ty nie jesteś kaleką! Nie cierpisz przez to! Masz nadal rodzine! Masz przyjaciół! A ja? A ja nie mam NIKOGO!! - płakał coraz to mocniej i nie przestawał, wiercił się, próbował wyrwac ręce. Tom sam go puścił, wstał i spojrzał na mniejszego a ten zaś nie zwrócił uwagi na to, szarpał się za włosy wyrywając je.
Tom podniósł wózek, schylił sie do rogacza i podniósł go, jak małe dziecko. Tzrymał go za tyłek jedną ręką a drugą trzymał jego głowę i kołysał sie lekko na boki. Tord cały czas płakał i krzyczał cały czas to samo " dlaczego ja?!".
W pewnym momencie nastała cisza, Tord był wykończony, nie miał na nic siły, oparł wygodniej swoją głowe na ramieniu czarnookiego i szlochtał cichutko, ale na tyle, że Tomi słyszał.
- Tordy, skarbie, będzie dobrze... to, że jeździsz na wózku nie znaczy, że jesteś gorszy. Masz mnie a ja ci zawszę pomogę. - powiedział spokojnym głosem, nadal sie kołysząc.
- Ja... ja chce żyć normalnie
- Ale żyjesz normalnie, kochany... tylko jeździsz na wózku.
- Skarbie?... Kochany?... co ci?
- Nic heh
- mhm... - wzdechnął i wtulił się w Toma mocno.

   Minęła godzina. Przez ten czas Tord nic nie mówił, tak samo jak Tom, cisza ewidentnie była potrzebna. Obaj siedzieli na kanapie... znaczy Tom siedział a Tord leżał mu na kolanach.
  Czarnooki wpadł na pomysł żeby się przewietrzyć.
- Tordy?
- Hm?
- Idziemy na dwór? Do parku, może nad rzekę?
- Jak chcesz
  Rogacz podniósł sie, przyciagnął do siebie wózek i już chciał usiąść, ale Tom wpadł na pomysł, że to on posadzi bidulka na wózek. Ubrał buty sobie i mniejszemu, przez to, że na dworze było chłodno to Tom przyniósł rogaczowi czerwony kocyk w gwiazdki i wyszli.
  Było nadal wcześnie bo ledwo dochodziła 8:00, więc nikogo nie było, poza sztarszymi osobami oraz ludzi, którzy szli do pracy.

  Gdy dotarli do parku i kierowali się w stronę fontanny, nie odzywali się nadal. W parku pachniało pięknie skoszoną trawą.
  Dotarli do fontanny, Tomi usiadł na ławce obok i przyciągnął do siebie Torda. Po całej ciszy wreszczcie gadali ze sobą... i tak przez dłuższy czas.

- Ej Tord, wiesz co? Zabiorę cię w piękne miejsce, znajduje się kawałek poza miastem, ale myślę, że warto tam jechać.
- No dobrze, a gdzie to miejsce jest?
- Zobaczysz, nic więcej nie powiem🤐
- Ej noo!
- Haha, dobra to idziemy i ogarniamy sie na wyjazd, czy jeszcze siedzimy tu?
- Wiesz co? Chodźmy

  I ruszyli w strone domu. Ta podróż nie będzie za szczęsliwa....
Oj nie...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top