Vaskles
Dwudziestosześcioletni, szczupły i niezbyt wysoki mężczyzna nerwowo chodził trzymając przy uchu swój telefon. Nie dość, że był zestresowany swoimi dzisiejszymi zawodami, to jeszcze jego chłopak nie odbierał. Drżącymi dłońmi przeczesał siwe, trochę już przydługie włosy i wypuścił z siebie powietrze.
-No dalej, odbierz!
-Erwin, za dziesięć minut wchodzisz! - krzyknął zza drzwi szatni jego trener oraz mentor, dawny zwycięzca Igrzysk Olimpijskich -Kui Chak
-Wiem! Zaraz wyjdę! - odkrzyknął mu i spojrzał w lustro wiszące na ścianie. - Będzie dobrze Erwin!- mówił do siebie
Jego chude, ale lekko umięśnione ciało pokrywał biało czarny strój, stworzony specjalnie dla niego. Dopasowane, czarne spodnie idealnie opinały jego szczupłe nogi a biała, lekko prześwitująca koszula, z ciemnymi łatkami rozpięta przy szyi nadawała mu wygląd niczym mitologicznemu Apollo. Złote, iskrzące się pod światło oczy, oceniały jego ubiór, doszukując się wszelkich mankamentów. Nie znalazł żadnych.
Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich jego najlepszy przyjaciel, także łyżwiarz -Vasquez. Ciemne włosy jak zwykle zaczesane miał do tyłu, ostre zęby ułożone w uśmiech no i te piwne oczy, które spoglądały na Erwina z podekscytowaniem.
-Jeszcze nie jesteś gotowy? I gdzie Montanha?
-Nie wiem, nie odbiera - powiedział drżącym głosem i wtedy jak na zawołanie jego komórka wydała z siebie melodię - O, czekaj, dzwoni. Grzesiu?
-Cześć Erwin, dzwoniłeś. Chciałeś coś?- mówił a w tle słychać było głośne wiwaty
-Um... ja... Gdzie jesteś?
-Mia poprosiła mnie żebym ją dzisiaj dopingował, no wiesz, jej pierwsze zawody - powiedział energicznie głos w słuchawce
-Jasne...rozumiem - wykrztusił z siebie po chwili ciszy Knuckles
-A po co dzwoniłeś?
-Nie ważne. Trzymam kciuki za Mię. - nie czekając na odpowiedź chłopaka rozłączył się.
Milczał, nadal patrząc w trzymany w dłoni telefon.
-No oczywiście, kto inny jak nie ta Żmija - prychnął pod nosem - Pieprzona prima ballerina! Wolał zawody jakiejś szmaty, niż swojego chłopaka! - irytował się
-Nie przejmuj się nim. Dasz radę. Jesteś Erwin Knuckles! - pocieszał go Sindacco a zza ściany słychać już było wiwaty publiczności dla jakiegoś zawodnika. - Twoja kolej. Wierzę w ciebie, Er. - pożegnał się i popchnął ciało młodszego w kierunku wyjścia na lodowisko.
-Proszę państwa! Teraz nadeszła kolej na faworyta większości widzów, Amerykanina Erwina Knucklesa! - mówili komentatorzy kiedy wyjeżdżał na lód - Jak zapewne państwo wiecie, w zeszłym roku stanął na drugim miejscu podium, dlatego teraz liczy na złoto! Jego program krótki będzie do utworu Quenn- "Don't stop me now"!
Melodia dobrze mu znanego utworu rozbrzmiewała w jego uszach. Wziął głęboki oddech i zaczął tańczyć. Wyłączył swoje myśli i skupił się tylko na jeździe. Nie myślał o Montanhie, Mii ani nikim innym. Był tylko on, Freddie Mercury i lód. Tak jak ćwiczył wykonywał po kolei kombinacje skoków i piruetów.
-Proszę państwa, Erwin Knuckles jest dzisiaj w wyjątkowo dobrej formie!- krzyczał jeden głos - Wykonuje właśnie kombinację skoków! Potrójny toe-loop, podwójny toe-loop i podwójny toe-loop! Wylądował i robi piruet siadany.
-Erwin idzie dziś znakomicie, ale czy to wystarczy mu to żeby zdobyć największą ilość punktów i pokonać rywali?
Nie słuchał co mówią komentatorzy, nie rozpraszał się i płynął do dźwięków piosenki. Do tej pory każdy skok wyszedł mu perfekcyjnie. Spojrzał na trybuny i zobaczył wpatrzone w siebie oczy przyjaciela. Pokazywał prawą dłonią kciuk w górę, a Erwin uśmiechnął się na wsparcie, przez co trochę się rozkojarzył
-Podchodzi do kolejnego skoku. Potrójny Axel!
Zachwiał się i upadł, podnosząc się szybko jak gdyby nigdy nic i dalej tańczył.
Muzyka zaczęła cichnąć, a on wykonał ostatni piruet kończąc swój układ. Oddychał głęboko, na twarzy jednak nadal utrzymując uśmiech.
-Erwin Knuckles proszę państwa! - krzyczeli komentatorzy, a publiczność głośno klaskała.
Zszedł z lodu, kierując się w stronę kiss and cry, gdzie czekał na niego już Kui. Pod wpływem wciąż panujących nad nim emocji po występie, nie przejmował się tym, że na trybunach nie widział Montanhy. Usiadł obok trenera, który objął go lewym ramieniem i uśmiechnął się do niego wspierająco.
-Erwin Knuckles otrzymuje 110 punktów, dzięki czemu zdobywa pierwsze miejsce, jednocześnie pobijając swój osobisty rekord!
-Tak! - krzyknął podskakując, a siedzący obok niego chińczyk tylko cicho się roześmiał.
Po udzieleniu kilku wywiadów, udał się do szatni. Czekał tam na niego Vasquez, który na jego widok, rozłożył swoje ramiona i przytulił przyjaciela.
-Jestem dumny, Erwin.
-Szkoda, że Grzesiek tego nie widział - spuścił lekko głowę, nadal utrzymując jednak lekki uśmiech.
-Powiesz mu w hotelu, jak wrócimy - pocieszył go Sindacco
-Racja. Szkoda, że ty nie dostałeś się do finałów
-Ty się lepiej ciesz, bo wtedy nie miałbyś najmniejszych szans na wygraną! - zaśmiał się, dając mu kuksańca w ramię
-Chyba śnisz, staruchu ty! - zaśmiał się - Chodź, Kui pewnie czeka w taksówce.
Przyjaciele udali się w stronę parkingu, gdzie jak przewidywali stał Chińczyk. Wsiedli do samochodu, który miał zabrać ich do kwatery i cicho rozmawiali o występie Siwowłosego. Na miejscu wszyscy rozeszli się życząc sobie dobrej nocy. Z mini salonu usłyszał dźwięki telewizora.
-Cześć kochanie, gdzie byłeś? - zapytał swojego chłopaka siedzący na kanapie Monte
-Hej, Grzesiu. Um...no...dzisiaj był program krótki- powiedział cicho, a na twarzy hokeisty zobaczył zdziwienie
-Naprawdę? Nie możliwe, nie... przecież to miało być-
-Dziesiątego grudnia - przerwał mu Knuckles - Dzisiaj
-Jezu, kochanie, tak strasznie przepraszam - podszedł do młodszego i przytulił go - Wybacz mi, byłem pewny, że to jutro, jeszcze Mia prosiła mnie żebym jej towarzyszył, to były jej pierwsze zawody. Obiecuję, że będę na programie dowolnym, w końcu mamy naszą tradycję - uśmiechnął się przepraszająco i pocałował go czule.
-Jest ok, Grzesiu. Było mi trochę przykro, ale hej, przynajmniej Vas był ze mną. - Uśmiechnął się nareszcie
-Taa...Vasquez.- przewrócił oczami szatyn- Właśnie, które miejsce?
-Pierwsze! Pobiłem swój rekord! - krzyknął szczęśliwy
-Jestem cholernie dumny, Er.
Resztę wieczoru spędzili przytuleni na sofie, oglądając jakiś film lecący obecnie w telewizji.
Następnego dnia, Erwin z samego rana udał się razem z Chakiem na lodowisko, żeby trochę potrenować przed popołudniowym występem. Stresował się też czy jego oraz Montanhy tradycja wyjdzie tak jak zaplanował. Ćwiczenia rozpoczął od zwykłych najazdów, potem przeszedł do skoków i skończył na piruetach. Około trzynastej zszedł z tafli, i razem z czekającym na niego przyjacielem, który pojawił się tam w międzyczasie udał się na obiad. Jego żołądek był zaciśnięty z powodu stresu, mimo to wmusił w siebie lekko strawne jedzenie. Miał nadzieję, że dzisiaj Gregory dotrzyma obietnicy i pojawi się na jego występie. Kiedy wybiła piętnasta zaczęli pojawiać się zawodnicy. Każdy udał się do swojej szatni, w tym Erwin.
Tym razem jego ubranie składało się z czarnej, satynowej koszuli na której tyle, srebrzystą nicią wyszyte były skrzydła. Do tego skompletowane miał identyczne co wczoraj spodnie. Przejrzał się w lustrze i wypuścił drżący oddech. Postanowił nie spędzać tyle czasu w garderobie, i wyszedł obejrzeć występy innych zawodników. Programy dowolne oficjalnie się rozpoczęły. Po pięciu popisach nadeszła pora na niego.
Lekkim krokiem udał się na taflę, na twarzy mając szeroki uśmiech.
-A teraz pora na wczorajszego zwycięzcę - Knuckles zatańczy do "Bring me to life" Evanesence.
-Ciekawi jesteśmy, jak dzisiejszego wieczora zaskoczą nas łyżwiarz i jego chłopak - hokeista Gregory Montanha. Jak zapewne wiecie, tradycją Knucklesa jest zakończenie układu z jego partnerem podczas schodzenia z lodu.
-Ale spójrz, nie widać go na trybunach! Czyżby coś się pomiędzy nimi stało? Gdzie jest Montanha?
Nie chciał słuchać komentatorów, ale nie mógł ich długo ignorować. Zastanawiał się jak szybko zmienić układ, żeby zejść z lodu bez wykonywania jego choreografii z Grześkiem. Przecież mu obiecał! Gdzie on w takim razie jest?
-Potrójny Axel, a po nim podwójny toe-loop!
Jego występ zbliżał się ku końcowi, a jego chłopaka dalej brak. Stresowało go to lekko, ale dalej tańczył, jak gdyby nigdy nic
-O, spójrz! To Montanha! - wykrzyknął jeden z komentatorów do drugiego
Erwin, dalej wykonując swój układ, spojrzał w stronę widowni i zauważył tam zasapanego szatyna. Jego obcisła koszula była krzywo zapięta, na co Siwowłosy tylko na sekundę uniósł brew. Rozbrzmiewały ostatnie dźwięki piosenki, a on zaczął kierować się w stronę zejścia. Jednak zanim w jego stronę zdążył skierować się Greogry, zobaczył Vasqueza, który przemieszczał się do bandy. Co on robi?
-Czy to nie przypadkiem Vasquez Sindacco? Najlepszy przyjaciel Erwina a także łyżwiarz?
-Tak! Czy to on dzisiaj zajął miejsce hokeisty? Co na to Montanha, który zawsze był obok Knucklesa, kończącego układ?
Sinacco zaś ignorując świdrujący go wzrok Greogrego dalej szedł w stronę Erwina, który uśmiechał się do niego ciepło. Wykonał ostatni piruet i schodząc z lodowiska skoczył w ramiona przyjaciela, niczym w Dirty Dancing, a ten złapał go i obrócił wokół siebie. Na widowni rozbrzmiały brawa, a oni z uśmiechami udali się w stronę szatni, żeby po chwili Siwy, mógł przejść na Kiss and Cry. Czekał tam na niego już Kui, który dumny ścisnął go za ramiona, i razem wyczekiwali na ostateczny wynik.
-Erwin Knuckles otrzymuje za występ dowolny...211 punktów! Sumując to i jego wczorajszy wynik, daje tu to 321 punktów, co przekłada się na złoty medal!
-Tak! Udało się! - Krzyczał Siwowłosy. W jego stronę udali się reporterzy, którzy przekrzykiwali się zadając pytania
-Jak się teraz czujesz?
-Dlaczego wczoraj nie widzieliśmy na trybunach Gregorego?
-Czy to ma coś wspólnego z baletnicą Mią Clark?
-Czy zdradzasz Gregorego z Vasquezem?
-Czy słyszałeś o spotkaniu Clark i Montanhy dzisiejszego popołudnia? Widziałeś zdjęcia?
-Słyszałeś o pocałunku Mii i Gregorego wczorajszego wieczora?
-Pan Knuckles, nie będzie udzielał teraz wywiadów, ma do odebrania złoty medal - powiedział za niego trener i pociągnął go w stronę lodowiska gdzie stało już podium.
Ustawił się na najwyższym stopniu z szerokim uśmiechem patrząc się w kamery przed nim. Po jego prawej stanął San Thorinio, a po lewej Ivo, młodszy brat zeszłorocznego zwycięzcy- Nicollo Carbonary, a zarazem jego fan.
-Pokażcie medale i uśmiechnijcie się do zdjęcia - poinstruował ich fotograf. Aparat pstryknął a flesz lekko oślepił jego złote oczy.
Kiedy zeszło z niego początkowe podekscytowanie, doszły do niego pytania zadane wcześniej przez reporterów. Jego chłopak zdradza go ze Żmiją? To nie możliwe, ale z drugiej strony... dlaczego spóźnił się na program dowolny. I do tego jego cała koszula była krzywo?
-Witam mistrzunia! - Przywitał go Vasquez, przytulając go. - Zajebiście ci wyszedł ten występ! Nie jesteś zły, że to ja podszedłem a nie Montanha? Bałem się czy on się pojawi, więc nie chciałem żebyś się stresował - przyznał drapiąc się po karku.
-Nie, oczywiście, że nie! Jak dobrze, że byłeś na treningach i wiedziałeś jak zakończę - zaśmiał się, a wtedy zza ich pleców pojawił się omawiany szatyn.
-Kochanie, wyszło ci wspaniale! - zignorował rękę Sindacco wyciągniętą w jego stronę. - Szkoda, że ktoś zepsuł naszą tradycję - mruknął lekceważąco w stronę najwyższego z towarzystwa
-Szkoda, że ktoś nie potrafi wspierać swojego, jeszcze, chłopaka od początku - odpowiedział mu
-Nie kłóćcie się! - stanął pomiędzy mierzącymi się wzrokami mężczyznami. Następnie zwrócił się w kierunku Monte - Dlaczego się spóźniłeś? I co z twoją koszulą? Wyglądasz jakbyś dopiero co się z kimś obściskiwał, a nie przypominam sobie całować się z tobą w ciągu ostatnich kilku godzin.
-Ja...
-Co ty? Nie okłamuj go - wtrącił się Vasquez- Przynajmniej to możesz dla niego zrobić
Montanha tylko westchnął i spuścił wzrok, zbierając się na odpowiedź
-Okej, spóźniłem się, bo zatrzymała mnie Mia.
-Czyli to prawda? - zapytał łamiącym się głosem Siwowłosy - Reporterzy mieli rację, kiedy wspominali, że mnie z nią zdradzasz?
-Ja...tak Er, ale to było raz! Ona się na mnie dzisiaj rzuciła! - tłumaczył się gorączkowo - Wybacz mi, tylko ciebie kocham! Przecież wiesz!
-Przestań pieprzyć! Wszędzie są zdjęcia jak całujecie się pod jej hotelem, nie widać jednak na żądnym z nich, że próbujesz ją jakoś odrzucić. Chodź Erwin, idziemy
-Er! Musisz mi uwierzyć! - krzyczał za odchodzącymi mężczyznami
-To koniec, Monte...-obrócił głowę ostatni raz spoglądając na hokeistę i odszedł w stronę swojego tymczasowego miejsca zamieszkania razem z przyjacielem.
Vasquez zarzucił lewe ramię na barki młodszego, przytulając go do swojego boku w pocieszającym geście.
-W czym ona jest ode mnie lepsza? Jestem tak samo szczupły jak ona! Zdobyłem pieprzony złoty medal na Grand Prix! No dobra, nie mam cycków, ale no - jęknął cierpiętniczo Knuckles
-Posłuchaj mnie Erwin - Zatrzymał się i złapał twarz Siwego w swoje ciepłe ręce -On po prostu na ciebie nie zasługuje. Jeżeli nie docenił takiej wspaniałej osoby, jak ty to niech się pierdoli! -wykrzyczał swoim niskim głosem patrząc w rozbiegane złote oczy. Niesiony emocjami młodszy zamknął oczy i szybko przybliżył swoje wargi do tych starszego.
Całowali się powoli, nie trwało to długo, bo po kilku sekundach Erwin odsunął się od Vasqueza patrząc na niego przepraszającym wzrokiem.
-Sorry, poniosło mnie. - zwiesił głowę, jednak palce dłoni brązowowłosego złapały za jego podbródek i podniosły jego twarz, żeby ponownie patrzyli sobie w oczy. Uśmiechnął się lekko i tym razem to on zainicjował pocałunek. Teraz jednak był on o wiele odważniejszy i przekazywał wszystkie uczucia, które ukrywał w sobie Sindacco. Kiedy nareszcie się od siebie oderwali zapytał
-Chcesz spróbować?
Erwin jednak nie odezwał się i przyciągnął starszego z powrotem do siebie, wpijając się w jego usta.
~~~~~~~~~~
2059 słów
Vasklesik, o którym ostatnio wspominałam. Nie do końca podoba mi się jak wyszedł, ale jest jak jest.
Dajcie znać jak się podobało.
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top