ENGAGEMENT


-Plan jest taki: schodzę ze służby, biorę Vette i jadę prosto pod Bank Główny. Wy robicie to co tam zawsze, a ja w tym czasie otwieram sejf policyjnymi kluczami i zamykam się w nim od środka czekając na Erwina. Robię klimacik, zapalam świeczki ?*puf, puf, puf* wsio, wsio. Carbo pisze mi przed tym jak będziecie mieli otwierać drzwi to ja sobie uklęknę i będę czekał. Wpuszczacie tylko jego stojąc za nim. Możecie jakieś foty walnąć. On się zgadza, fafarafa, chwilę jeszcze z wami stoję, potem włączam radio "na wasze polecenie" i mówię policji, najprawdopodobniej Capeli, który będzie negocjował, że jestem waszym zakładnikiem. Oni każą wam wypuścić mnie pierwszego, dostajecie coś tam za to, a ja zaraz po wyjściu wchodzę na służbę. Wybłagam ich o U1 i zaczynamy pościg. Potem wszystko robimy według własnych planów, co tam sobie przygotowaliście. Jasne?

-Wy naprawdę jesteście siebie z Siwym warci. A co jak nam zrobią wjazd, bo nie jesteś ze wszystkimi zakładanikami?

-Dam im znać na radiu, że wszystko ok i , że jestem z jednym z napastników w vaulcie, bo nie wiem, baliście się, że będę próbował was rozstrzelać na górze czy coś.

-No dobra... To do zobaczenia Grzechu! Czekaj na nas w lower vaulcie. Zaczynamy o dwudziestej!

****

-Dobra prąd wyjebało! Lecimy szybko zanim policja się zjedzie!

Jego przyjaciele bez słowa wsiedli do różowego elegy z naklejkami i odjechali w stronę Pacyfica. Nie minęło półgodziny a główny sejf został już zrabowany. Pastor miał już zamiar udać się do dolnego selfu. Widząc jego zamiary Carbonara oddalił się ze schodów na których stał do głównego holu banku i zadzwonił do oczekującego już Montanhy. 

Grzesiek, któremu trochę się przysneło z początku nie ogarnął gdzie i dlaczego się znajduje, jednak telefon od "najlepszego drivera w Los Santos" przypomniał mu po co tu był. Jak  najszybciej potrafił rozpalił świeczki, mając nadzieję, że nie odpalą one alarmu przeciwpożarowego, ale potem zdał sobie sprawę, że przecież nie ma prądu. Ustawił się centralnie względem wejścia, uklęknął i wyjął z kieszeni bordowe pudełeczko słysząc pikanie klawiatury, którą na pewno hackował jego chłopak. Kiedy wrota do lower vaulta się otworzyły, jego kompani wrzucili Erwina do środka. No cóż, może wrzucili to złe słowo. On wszedł pierwszy a oni się lekko wycofali. Z początku złotooki nie zauważył Gregoryego, ale kiedy nareszcie zwrócił na niego uwagę nawet jego ADHD nie sprawiło, że ruszyłby się z miejsca. Widząc zdziwienie na twarzy Knucklesa Grzesiek zaczął mówić.

-Erwin, wiem, że może nie znamy się kilka lat a zaledwie parę miesięcy, a w związku jesteśmy właściwie dopiero od września, ale wiem, że łączy nas wyjątkowa więź. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Każda chwila w twoim towarzystwie była wspaniała. W lipcu, kiedy dopiero się poznawaliśmy, wewnętrznie czułem, że coś mnie do ciebie ciągnie. Mogą mnie nazywać głupcem ale cholernie cię kocham Er. Kocham twoje siwe włosy i to jak mruczysz gdy ich dotykam. Kocham twój głos, który zawsze powoduje uśmiech na mojej twarzy. Kocham jak wykłócasz się z policją. Kocham twoją zazdrość o każdą kobietę, która usiądzie w mojej corvettcie. Kocham twój uśmiech. Kocham twoje złote oczy iskrzące się na wspomnienie czegoś niemoralnego. Zrób więc coś niemoralnego i weź ze mną ślub.

Knuckles jak zaczarowany patrzył na swojego chłopaka z otwartymi ustami, na co ponownie odezwał się Montanha.

-Więc Er - otworzył pudełko ukazując znajdujący się w nim sygnet z białego złota, który posiadał wtopiony w siebie bursztyn, wyglądający jak oczy Erwina. - Wyjdziesz za mnie?

-Ja...kurwa, tak Monte. - podbiegł do policjanta i łapiąc go za policzki namiętnie pocałował.

Ich chwila trwałaby o wiele dłużej, i może przerodziłaby się w coś innego, gdyby nie Carbo, który jako jedyny odważył się im przerwać.

-Ee! Morwin moment się skończył. Grzechu na służbę, rób to co tam ustaliliśmy, Erwin do hackowania!

Takim sposobem Vasquez i Montana zostawili uradowanego Erwina wpatrzonego tylko w swój sygnet, Carbo i wkurwionego oczekiwaniem Davida i po zgłoszeniu komunikatu udali się na górę.

-105 do 103, jestem już ze wszystkimi zakładnikami, wszystko jest ok.

-Dobra! Jak ustaliliśmy, wypuszczacie Montanhę i macie brak kolczatek w całym mieście. - powiedział Capela, który jak Grzesiek  wcześniej przypuszczał był negocjatorem.

Napastnicy tylko kiwnęli do Dantego głowami i pozwolili Gregoryemu wyjść z banku. Przed drzwiami napadli go medycy pytając czy wszystko z nim w porządku i czy nie potrzebuje pomocy medycznej. Odmówił i udał się w stronę Pisiceli, który był superwizorem ignorując Czarka mówiącego mu żeby udał się jak każdy zakładnik po nim na lewo. 

-Pisi, mogę na U1?

-Grzechu... nie wiem czy to dobry pomysł skoro byłeś zakładnikiem. 

-No weź! Chcę ich tak bardzo dorwać! Nawet jest tu moja corvetta!

-Właśnie, skąd się ona tu wzięła?

-Złapali mnie kiedy wypłacałem pieniądze.

Po chwili zastanowienia Janek podjął decyzję.

-Niech ci będzie, ale bez żadnych 10-50 mi tu!

-10-4. Przyjąłem. 

I tak po kolejnych dziesięciu minutach negocjacji rozpoczął się pościg. Jak zwykle uciekał Carbo, jednak dzisiaj Grzesiek, z powodu wciąż buzujących w nim endorfin wywołanych zaręczynami trzymał się ciągle na jego ogonie.. Był pewny, że dzisiaj złapie ekipę zakoszotu. Tak się stało.  Nie wiadomo w jaki sposób Nicollo uderzył o lampę stojącą na chodniku a ich samochód zaczął się kręcić. Zadowolony z siebie Gregory zakuł swoich oponentów, na czele ze swoim ukochanym. Ściągnął im wszystkim maski, udając zdziwionego faktem, kto brał udział w napadzie. Razem z Capelą i Xanderem, którzy byli U2 i U3 zabrali ich na komendę. Ze względów oczywistych, Montanha wiózł w swoim SEU Knucklesa. Nie mogli jednak ze sobą flirtować jak zwykle to robili, bo na siedzieniu pasażera siedział Marlin Slow.

-Czy zna pan swoje prawa, Pastorze? 

-Tak, panie Żurek.

-Przewieziemy teraz pana, Pastorze na komendę, gdzie zostaną panu przedstawionego zarzuty. 

Przez przednie lusterko Erwin mógł zauważyć przelotne spojrzenia rzucane mu przez jego narzeczonego. Uśmiechnął się na to zalotnie i mrugnął do niego jednym ze swoich złotych oczu. Nareszcie po pięciu minutach jazdy zjawili się na Mission Row. Zakłuty Knuckles został zaprowadzony do jego ulubionej celi - "jedynki". Bo Erwin był we wszystkim numerem jeden. Razem z Montanhą, który go przeszukiwał czekał na osobę decydującą w jego sprawie z powodów wiadomych dla policjantów i innych ludzi podejrzewających Gregoryego o korupcje.

-Czy ma pan przy sobie coś co może mnie zranić?- mówił głębokim głosem badając kieszenie na pośladkach młodszego "w poszukiwaniu" niebezpiecznych lub nielegalnych przedmiotów.

- Jestem tylko ja - wyszeptał znacząco

-Panie Knuckles, jestem na służbie.

-A ja idę do więzienia.

-Koniec tych romansów!- ryknął stojący za ich plecami Capela chcąc już wpisywać Siwemu wyrok, jednak na jego palcu zauważył sygnet, którego nigdy wcześniej ( a przeszukiwał i przesłuchiwał Erwina już tysiące razy) nie widział.

-Czy ty zajebałeś jakiś sygnet? Oddawaj.

-Ale on jest mój! Ma nawet grawer od środka! O! -zaczął zdejmować pierścień z dłoni podając go przez kraty Dantemu.

-Czy ty uważasz, że jestem głupi?- przerwał widząc rozbawienie Erwina na jego pytanie. - Nie odpowiadaj. Tu jest napisane "Montanha". Zajumałeś go Grześkowi?

-Nie! On jest mój! Mówię przecież.

-Ta, ta... Masz Grzechu - podał mu biżuterię, jednak ku jego zdziwieniu Monte od razu oddał go Pastorowi patrząc w oczy Dantemu wyczekując, aż ten zrozumie co jego kolega chce mu przekazać.

- Czy wy...?- pokiwali głowami - Morwin is real! Morwin wrócił! - wydarł się.

- Gratulację- przytulił Gregoryego, ponieważ zawsze kibicował jemu i Erwinowi, mimo bycia po różnych stronach barykady. - Ale nie myśl, że odpuszczę ci więzienie - zwrócił się do Knucklesa, który tylko pokiwał głową w potwierdzeniu.

Koniec końców, Siwy trafił do więzienia na dwieście pięćdziesiąt miesięcy. Zaraz po zakończeniu odsiadki, pod budynek podjechał po niego jego narzeczony. Na przywitanie pocałował go czule, przeciągając buziaka aż nie zabrakło im tchu. 

-Gdzie mam cię zawieźć? Do mnie, czy jedziemy jeszcze gdzieś indziej?- spytał Gregory trzymając prawą dłoń na kolanie młodszego lekko zataczając na nim kółka.

-Chłopaki przygotowali imprezę otwarcia Arcade'a. Powiedzieli, że powinienem cię ze sobą zabrać.

-No to jedziemy!

Impreza skończyła się około pierwszej, ponieważ był to pierwszy dzień kiedy Arcade był otwarty, przez co mało osób wiedziało o jego istnieniu. Skończyła się jednak tylko oficjalna część. Potem na miejscu zostali tylko niektórzy z zakszotu, Monatnha i o dziwo zaproszony przez Carbo Capela, który był jedynym trzeźwym tu gościem. W ich pijanych głowach zrodził się pomysł gry w "nigdy przenigdy". Jako, że niektórzy z nich nie znali zasad gry Davidek zaczął tłumaczyć

-Okey, no to ktoś mówi np. Nigdy nie kierowałem po narkotykach, no i jak ktoś inny to robił to pije shota. 

Mimo jego bełkotu, każdy zrozumiał główny zamysł tej zabawy. Wszyscy bardzo dobrze się bawili, jednak Dante był jedynym, który zamiast wypicia kieliszka jadł paluszki, ponieważ jako abstynent miał zamiar porozwozić niektórych pijanych do ich domów. Najwięcej wypił Erwin i Carbonara, bo robili to prawie w każdej rundzie.

-Dobra, może kończmy już i wracajmy do domów. - zaproponował Capela.

[uwaga tutaj zaczyna się Syberia]

-No dobra, ale ostatnia runda! Hik!- powiedział Nicollo, który już dostał pijackiej czkawki. - To ja zadaję. Nigdy przenigdy nie uprawiałem seksu z chłopakiem.

Wtedy wszyscy jakby zaklęci spojrzeli wyczekująco na Montanhę i Erwina. Na trzeźwo może trochę by się zawstydzili gdyby ich przyjaciele wspomnieli o ich życiu intymnym, ale mając we krwi tyle promili jedynie podnieśli po raz kolejny kieliszki stukając się i wlewając sobie gorzki płyn go gardeł. Jakie było zdziwienie każdego kiedy nie tylko oni napili się wódki. 

-David?!

Ten nie odpowiedział tylko wzruszył ramionami, widocznie nie mając już siły rozmawiać. 

-Dobra, mam cztery miejsca w samochodzie, mogę zabrać na początku Davida, Carbo i Labo. 

Wspomnieni mężczyźni jak jeden mąż podnieśli się i udali za Capelą do jego auta. W Arcade zostali tylko narzeczeni, Kui i Vasquez. Jako, że w piwnicy lokalu znajdowała się prywatna sypialnia Erwina, razem z Gregorym postanowili tu zostać na noc. Niecałe półgodziny później wrócił "szofer" i odwiózł do domów Chińczyka i Whiskasa.

-Idziemy spać, chodź Grzesiu. - powiedział o dziwo w miarę trzeźwo Knuckles.

-Yhym - zignorował Montanha i zaczął całować młodszego. 

Z początku było to tylko lekkie ocieranie wargami, jednak z czasem pocałunki stawały się coraz szybsze i namiętniejsze. Po chwili walki o dominację język policjanta wkradł się do ust Siwego. Ich zęby czasami uderzały o siebie nawzajem, ale oni nie zwracali na to uwagi, zbyt pochłonięci czynnością. Kiedy odchylili się żeby złapać oddech pomiędzy ich wargami pojawiła się strużka śliny. Czarne źrenice obu mężczyzn zajęły całą powierzchnię należącą normalnie do tęczówek. Montanha złapał swojego narzeczonego za pośladki dając mu znać, że chce go podnieść. Knuckles automatycznie zaplątał swoje nogi wokół bioder starszego. Kierował Gregoryego do sypialni, bo ten szedł tyłem. Mimo, że byli ciągle w ruchu ich usta co chwilę się spotykały. Kiedy nareszcie znaleźli się pod drzwiami pokoju Erwina, Grzesiek otworzył je nadal całując Pastora. W pośpiechu zaczęli zdejmować z siebie krępujące ich ruchy ubrania. 

***

Rano obudzili się nadal nadzy przytuleni do siebie. Kiedy Erwin zobaczył, że Montana już nie śpi powiedział

-Nigdy przenigdy nie miałem tak wspaniałej nocy jak z Gregorym Montanhą.


~~~

1785 słów.

PRZEPRASZAM ZA TĄ SYBERIĘ NA KOŃCU! Kusiło mnie żeby dać tu taką scenę, jednak nie chciałam jej pisać. Mam nadzieję, że nie jest AŻ tak cringowa. 

Dajcie znać, czy było ok.

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top