XXX

Jestem żywa. Słyszę co do mnie mówią. Widzę na tyle by dostrzegać i złe, i dobre rzeczy. Chwytam się wszystkiego czego jestem w stanie dotknąć... Ale dlaczego nic nie czuję?

Każdy kolejny dzień wyglądał tak samo. Po kiepskiej nocy, trzeba wstać. Żeby wstać, trzeba się zmotywować. Motywuje się wyobrażeniem jego ciała obok niej. Tym, że budzi ją pocałunkiem... Wstaje. Idzie do łazienki i zaczyna płakać.

Bezsensu to wszystko.

Śniadania nie je, bo gardło zaciśnięte z bólu. Rodzice zbiegani, nic nie zauważą, dopóki nie pozwoli znowu uciec łzom z oczu. Mama odstawia ją na przystanek i odjeżdża do pracy. Ona za to stoi i przypomina sobie, jak go odprowadzała na ten przystanek i przytulała na pożegnanie. Prosił o to by napisała jak dojdzie do domu. Martwił się... Już nie. Podjeżdża autobus, a kierowca odwraca wzrok od zapadniętej i mokrej twarzy dziewczyny, podając jej bilet ukradkiem.

Dlaczego nie potrafię tego opanować?

Szkoła, nauczyciele, znajomi – wszyscy zgodnie powtarzają z entuzjazmem „schudłaś!". Bo w końcu Ona ma nadwagę, która kiedyś była znacznie większa. Zawsze dziękuję za 'komplement', bo w końcu nie wiedzą, w jaki sposób to zrobiła. Nie mają prawa wiedzieć, skoro w ich mniemaniu schudnąć można tylko poprzez „jedzenia mniej" bądź „ruszania się więcej". Co z tego, że najlepszym odsysaczem tłuszczu jest wykończenie emocjonalne... Po tych komentarzach przypomina sobie, jak On na jakąkolwiek odmowę zjedzenia słodyczy, pytał z obawą o to czy aby na pewno nie wpakowała się w niezdrową dietę. Potem mimo jej zapewnień, że nic takiego nie ma miejsca, zapewniał ją że jest dla niego „w sam raz".

Czy dla kogoś jeszcze będę taka?

Powrót do domu po ponownym spotkaniu z kierowcą w autobusie. Kolejny bilet podany ukradkiem i zasmarkany rękaw kurtki od płaczu. Droga do domu na nogach tylko po to by uspokoiła się przed spotkaniem z rodzicami. W końcu nie może im pokazać, że ich córka ma problem. Problem ze swoimi emocjami... Przecież oni sami mają z tym problem.

...

A potem dzień jej mija na leżeniu i wspominkach. Cały czas spogląda niecierpliwie na zegarek, błagając czas aby przyśpieszył do nocy. Krótka chwila wytchnienia w całej dobie... A raczej tylko szansa na tą chwilę, bo ile razy już budziła się zlana potem, gdy śnił się jej On z inną...

Katorga. Po prostu mnie zabij, błagam... To tak cholernie boli.

Pieprzę to pisanie... Ani trochę nie pomaga!

***

Brunetka trzasnęła laptopem o stolik, pozbierała szybko swoje rzeczy i ruszyła pod prysznic, a łzy znowu lały się strumieniami po jej policzkach.

— Emilia...

— Dajcie mi spokój... Nic nie napiszę, nic się nie klei... — syknęła boleśnie przez zęby w stronę koszykarza i minęła go w drzwiach pokoju.

Yukio patrzył na nią przez chwilę, a potem na drzwi, po czym westchnął ciężko i wyszedł z pokoju, bez pomysłu jak jej pomóc.

Bo w tym jej się nie da pomóc...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top