Bo grunt to dobrze zacząć!
Szatynka siedziała na dużym, wygodnym fotelu w jej niewielkim salonie i przeciągnęła się leniwie. Kartki z jej kolan zsunęły się pomiędzy jej nogi, a długopis spadł na ziemię, mimo to Emilia nie zwróciła na to większej uwagi. Jedyne co zrobiła to sięgnęła po telefon leżący na małej kanapie z kompletu i sprawdziła godzinę.
— Tch, już 22... — mruknęła do siebie i przetarła oczy zmęczona. Równania reakcji chemicznych latały jej już przed oczami, a w głowie ciągle powtarzała właściwości węglowodorów. Nigdy by się nie spodziewała, że tego sylwestra spędzi w ten sposób. Miała być na nocowaniu u przyjaciółki z pozostałymi osobami z jej paczki, na którym szaleliby do samej północy i uczciliby należycie początek nowego roku. Niestety nie wszystko zawsze idzie po naszej myśli, a na świecie istnieje takie coś jak zapalenie oskrzeli i dwutygodniowa terapia antybiotykami.
Wzdychając ciężko, podniosła się z swojego siedziska, nadal ignorowała rozwalone testy konkursowe na ziemi.
— Gdzie ten pilot? — Burknęła pod nosem, szukając czarnego pudełeczka z klawiszami. Stwierdziła, że może chociaż ostatnie godziny starego roku spędzi jak przykładny Polak, oglądając koncert sylwestrowy w stolicy z TVN. Urządzenie nieźle się przed nią schowało, ale dziewczyna tak łatwo się nie poddawała i w końcu je dorwała, włączając telewizor.
Wsłuchała się w aktualnie grany utwór i powoli zaczęła ogarniać swoje stanowisko nauki. Jak nie uda jej się przejść do kolejnego etapu po takiej dawce przygotowań w dzień, który zazwyczaj poświęca się na zabawę, to nie wiedziała już co musiałaby zrobić, żeby to osiągnąć. Gdy już pozbierała wszystkie swoje materiały i wyrzuciła pozostałe opakowania po antybiotykach, postanowiła przygotować sobie wszelkie niezdrowe przekąski, które wczoraj dostarczyli jej rodzice i napić się szampana bezalkoholowego. Nie zamierzała czekać z nim do północy, bo po co? Nic niezwykłego napić się na przełomie roku w samotności, pomińmy już fakt, że nie była pewna czy wytrzyma do tej godziny. Oczy już samoistnie jej się zamykały po monotonnej nauce i przy tak obniżonych moralach.
Kieliszek już stał, teraz wystarczy odkorkować butelkę... Emilia nigdy nie była w tym dobra, zawsze obawiała się, że korek wyleci do góry, uszkadzając sufit, lampę lub ją samą. Mimo to hardo wzięła szampana dla dzieci i wyszła z nim do przedsionka. Zarzuciła kurtkę na ramiona, stopy odziała w swoje cudowne klapki pod prysznic i ruszyła na dwór, by otworzyć butelkę na schodach bez wyrządzania większych szkód w mieszkaniu.
— Może chociaż nauczę się otwierać to c-cholerstwo! — powiedziała sama do siebie, w pierwszej kolejności odbezpieczając, a następnie chwytając za korek. Skubaniec siedział w szyjce i ani drgnął! Momentalnie dziewczyna przypomniała sobie otwieranie szampana na urodzinach koleżanki, gdzie potrząsali lekkomyślnie butelką, żeby korek sam wystrzelił. Mieli wtedy więcej szczęścia niż rozumu, że nikt nie stracił oka, a butelki nie rozerwało. — Nosz w-wyjdź...!
Puf!!!
— AŁA! — wrzasnęła postać przed szatynką, która oberwała korkiem szampana w sam środek czoła.
— CHFRYSTE! KISE NIC CI NIE JEST?! — zawołała spanikowana, odstawiła szampana jak najszybciej na najwyższy schodek i podbiegła do przyjaciela. Chłopak wyskoczył nagle zza ściany i chciał najwyraźniej krzyknąć do dziewczyny życzenia na nowy rok, ale oberwał rykoszetem. Teraz trzymał kurczowo rękę na swoim bolącym czole. Plan Emilii o bezkrwawym otworzeniu napoju nie powiódł się... — CO TY TUTAJ ROBISZ O TEJ PORZE?!
— Tch, r-razem z pozostałymi postanowiliśmy zrobić ci niespodziankę i przyprowadzić sylwestra do ciebie... — jęknął cierpiętniczo, mrużąc oczy z bólu. — Wyprzedziłem ich trochę, a-ale to był najgorszy pomysł na jaki mogłem wpaść... Co ja ci takiego zrobiłem Emicchi? — Chłopak spojrzał na przyjaciółkę zrozpaczony, a ona nie potrafiła wydobyć z siebie odpowiedzi na jego pytanie. Jedyną jej reakcją było wrócenie po tą nieszczęsną butelkę i przyłożenie jej do buli wypiętrzającej się na czole blondyna.
— A kiedy będzie reszta? — zapytała w końcu, gdy znowu jak na zawołanie spostrzegła sylwetki grupy chłopaków, śmiejących się i wchodzących do podwórka z siatkami w rękach. Oboje natychmiast spojrzeli w ich stronę, a nasza pogromczyni koszykarzy próbowała wychwycić kto znajdował się w ich składzie.
— Co to ma być? Pijecie już bez nas? — zagrzmiał głos Kuroo, którego uśmiech pierwszy rzucił się jej w oczy.
— Przecież do północy jeszcze daleko! — odezwał się rozbawiony Suigetsu. Białowłosy miał założone na głowie świecące we wszystkich kolorach czułki.
— N-nie pijemy — stęknął Kise. — Na powitanie Emicchi postrzeliła mnie korkiem!
— Naprawdę cię przepraszam! Nie chciałam! — Sprawczyni zaczęła się gorączkowo tłumaczyć, co spowodowało wybuch śmiechu w grupie „dżentelmenów". — Chodź do środka, mam tam apteczkę!
— A nas już nie zaprosisz? Swoją drogą, Oikawa mogłeś pobiec z nim...
— Ej!
— Jezu, Hajime wchodźcie po prostu... Tylko bez sprzeczek! Kakashi przypilnuj ich!
— Tak jest — zaśmiał się mężczyzna, przepuszczając w drzwiach poszkodowanego i szatynkę.
Długo nie zajęło jej opatrywanie ran Kise. Miała nadzieję, że skończy się tylko na siniaku, który szybko zejdzie przy pomocy regularnej aplikacji maści. Co prawda przez kilka najbliższych sesji jednak będzie trzeba mu robić pełen make up, ale mogło być przecież gorzej! Kto by zatrudnił modela bez oka?
Zostawiając koszykarza samego w łazience, aby mógł się ogarnąć już sam, Emilia weszła do salonu, gdzie chłopcy zdążyli się już rozgościć. W pierwszej chwili tylko przyglądała się, jak Kuroo razem z Oikawą starają się zachęcić Hajime do wspólnego śpiewu granej piosenki, męskiej części drużyny gromowładnych rozsiadających się właśnie na jej niewielkiej kanapie oraz Suigetsu przygotowującemu więcej kieliszków w towarzystwie Kakashiego i Obito. Jednak kiedy zauważyła, jak ktoś zaczyna przeglądać jej materiały z chemii, zareagowała w mgnieniu oka.
Zabrała zawstydzona kartki z rąk Yukio, starając się nie pokazywać tego, jak bardzo jest zażenowana przy trzecioklasistach z drużyny Kajio.
— C-cześć... — Uśmiechnęła się niepewnie w ich stronę i pozbierała z powrotem testy do żółtej teczki.
— Mogę zapytać co to jest Emi-san? — zapytał grzecznie Kobori, patrząc na dziewczynę zmartwiony.
— Um... Chemia, 2 s-stycznia mam konkurs... – Starała brzmieć jak najbardziej naturalnie, mimo to ciągle towarzyszyło jej nieprzyjemne poczucie wstydu. Kto normalny uczy się w sylwestra? Gratulacje Emilia popisałaś się właśnie, jaka to rozrywkowa potrafisz być...
— Naprawdę? Kto wymyśla takie terminy? — Moriyama był widocznie zaskoczony odpowiedzią, ale ona tylko wzruszyła ramionami. Kilka brązowych kosmyków osunęło się jej na twarz.
— Nie chcesz słyszeć w takim razie o innych datach — zaśmiała się nerwowo, poprawiając włosy za uchem, ukradkiem patrząc na rumianego Kasamtsu. Chłopak nawet jeśli miał zmarszczone brwi, wyglądał w jej mniemaniu uroczo.
Już miała się go zapytać kto wpadł na ten pomysł, gdy nagle uświadomiła sobie, że stoi przed nim w różowych klapkach, mocno wzorzystych spodniach w odcieniach błękitów, które kompletnie nie pasowały do bluzki z Disneylandu kupionej w pobliskim lumpeksie. Chyba nie trzeba wspominać o tym, że stanika też nie miała?
Emilia marzyła o tym by zapaść się pod ziemię, już chciała zrobić szybki zwrot i pobiec do pokoju, żeby ubrać się w coś przyzwoitego, ale drogę zagrodził jej Oikawa i Kuroo.
— Emi-chan chodź z nami pośpiewać! Jeszcze godzina! — zaśmiał się siatkarz, a dziewczyna zaskoczona nagłym pociągnięciem na kanapę do reszty chłopców, nie zdążyła wyrazić żadnego słowa sprzeciwu. Ten sam los czekał też Kasamatsu, którego Kakashi z premedytacją posadził obok jedynej damy w całym towarzystwie.
— Liczymy, że będziesz głównym wokalem Yukio — powiedział swoim szorstkim głosem Hatake, a pod maską dało się dostrzec jego uśmiech. Co jak co, ale uwielbiał obserwować jak Emilia i koszykarz zachowują się w swoim towarzystwie, można było nie raz nieźle się uśmiać.
— C-co? — zapytał nieprzytomnie czarnowłosy, czerwieniąc się jak wiśnia przez tak bliski kontakt z dziewczyną. Byli do siebie mocno ściskani przez resztę towarzystwa na kanapie, które najwidoczniej cudownie się bawiło przez tą nieporadną parkę.
— Z tego co mi wiadomo jako jedyny masz jakieś większe obycie muzyczne z naszego grona — odezwał się Hajime, a reszta pokiwała zgodnie głowami.
Kasamatsu w tym momencie zawstydził się jeszcze bardziej i zaczął się jąkać, co chwilę spoglądając na Emilię obok, która uśmiechała się tylko delikatnie. Najwidoczniej próbowała dodać mu otuchy, mimo to cała grupa musiała zepsuć kilka dobrych piosenek zanim ten uspokoił się na tyle by zacząć z nimi śpiewać. Całe towarzystwo tak się rozhulało, że nie zauważyli co raz to wyraźniejszego znużenia ich jedynej damy w towarzystwie. To nie tak, że nudziła się z przyjaciółmi, wręcz przeciwnie bawiła się z nimi doskonale, ale jednak zmęczenie wywołane wcześniejszą nauką było silniejsze od niej. Dopiero kiedy Yukio poczuł, jak coś ciężkiego opiera się o jego ramię spojrzał w bok i zobaczył śpiącą przyjaciółkę.
Na policzkach znów poczuł uporczywe pieczenie, które musiał zignorować, żeby uciszyć resztę towarzystwa.
— H-hej...! — Zwrócił uwagę pozostałych na dziewczynie. Kakashi, siedzący po jego drugiej stronie, od razu stuknął go w ramię.
— Zanieś ją do pokoju — powiedział ściszonym szeptem i mrugnął do niego, na co Kasamatsu spojrzał na niego zaskoczony.
— J-ja?! — pisnął cicho, kręcąc głową. Bał się, że obudzi dziewczynę przy przenoszeniu, a potem jeszcze by ją upuścił...! Nie, nie! To bardzo zły pomysł... – zaczął gorączkowo rozglądać się za kimś chętnym w wyręczeniu go, ale wszyscy odwrócili wzrok.
— Kasamatsu-senpai dasz radę — zaśmiał się Kise, któremu najwyraźniej już się polepszyło.
— Nabić ci kolejnego guza?! — zagroził blondynowi widocznie nieco za głośno, bo dziewczyna poruszyła się niespokojnie, co od razu sprowadziło go na ziemię. Teraz już nie miał po prostu wyboru...
Yukio wziął szatynkę na ręce i podniósł się z kanapy, ostrożnie wychodząc z pokoju przez futrynę drzwi, kierując się do sypialni.
*****
—...TRZY, DWA, JEDEN...! — Odliczali wszyscy razem, a Suigetsu otworzył szampana z hukiem, od razu rozlewając napój do wcześniej przygotowanych kieliszków.
— Wszystkiego najlepszego w 2018 roku koledzy! — zawołał wesoło, podając wszystkim ich napoje. Całe grono było w wyśmienitym humorze do czasu, gdy nie zorientowali się, że na stole został jeden kieliszek. — Hej kto nie dostał szampana? Tylko bez oszukiwania proszę! — Mężczyźni wymieniali spojrzenia między sobą, ale nie zauważyli, aby któryś z nich nie mógł wznieść toastu.
— A gdzie Kasamatsu-senpai? — odezwał się nagle Kise, jakby olśniony. Ale żeby nie było... To on pierwszy na czele z Moriyamą i Koborim polecieli do sypialni Emilii, o mało co nie zabijając się o własne nogi. Zahamowali dopiero przy drzwiach, które ostrożnie uchylili.
Gdy zajrzeli do środka o mało co się nie przewrócili.
Dziewczyna oparta o wnękę okienną, siedziała razem z Kasamatsu na parapecie, mając nogi owinięte dookoła jego pasa. Kolorowe petardy za oknem oświetlały ich twarze, dzięki czemu przyjaciele mogli dostrzec, jak Emilia namiętnie całuje ich kapitan. Yukio natychmiast ujął jej policzki i nie pozostał dłużny w okazywaniu czułości, co potwierdziło ciche mruknięcie ze strony szatynki.
Moriyama, Kobori i Kise chcieli obserwować dalszy rozwój sytuacji, kiedy nagle ktoś przymknął im drzwi przed nosem.
— No drodzy państwo, czas wracać do salonu... Szampan sam się nie wypije. Zgodzicie się ze mną, prawda? — stwierdził Kakashi, uśmiechając się uprzejmie zza maski w stronę tej trójki.
Kto wie jakie jeszcze niespodzianki przyniesie ten rok?
*****
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO W NOWYM ROKU KOCHANI!
Życzenia nie będą długie, bo zostało mi zaledwie 8 minut do północy... ALE!
Przede wszystkim chcę nam wszystkim życzyć dużo sukcesów w 2018 roku, więcej wspaniałych przeżyć z przyjaciółmi, mniej chorób i przeziębień, aby niczego nie tracić oraz przede wszystkim, żebyśmy dostrzegali dużo drobnych, ale bardzo dobrych rzeczy, które inni robią dla nas! Doceniajmy to i cieszmy się tym cały czas!
Wracam razem z nowym rokiem!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top