•Dzień 14 "Ostatnie sekundy"•

Pik-pik-pik-pik.

Monotonne udźwiękowienie, fundowane mi przez aparaturę moniturującą moje serce. Byłem w szpitalu, podpięty tu i tam do aparatury. Nie potrafiłem sobie przypomnieć, co tu robiłem, skąd się tu wziąłem, od kiedy jestem w tym miejscu.

Mrużę oczy i patrzę przed siebie. Na ścianie wisi obrazek z nieprzebytą łąką, obsypaną kwieciem. Podoba mi się. Odasaku. Widzę, może tylko mi się wydaje, ale widzę go na tej łące.

A co jeśli to wszystko jest na nic? Co jeśli nigdy go nie odzyskam?

Czemu miałbym po tej ostatniej śmierci powrócić? Niby jak bym miał to zrobić?

Czy naprawdę mogę wierzyć Kikai?

Moje myśli biegły cały czas wokół tego samego.

Nawet nie wiem, czym on jest.

Nie jestem też pewien, czy w ogóle chcę wiedzieć.

Dlaczego on milczy?

Chce mi coś przekazać?

Nie poznawałem wokół siebie kompletnie... niczego.

Nic mi nie przychodziło do głowy, na nikogo nie czekałem, a na korytarzu nie widziałem nawet sprzątaczki.

Byłem tam sam albo mi się to zdawało.

Zacząłem nagle okropnie kaszleć. Ledwo miałem siłę wstać.

Jak miałem umrzeć w takim miejscu?

Poczekać?

Po dłuższych przemyśleniach przypomniałem sobie scenę z pewnego filmu i dostrzegłem, że mogę sobie zwiększyć dawkę podawanej mi morfiny. Zaledwie kilka małych klików dzieliło mnie od kolejnej, czternastej, ostatniej śmierci. Nie poczułem nagłego przerażenia bliskością kolejnej śmierci, bo przyzwyczaiłem się do tego. Zacząłem się bać, bo przestawałem czuć, jakby ta śmierć była czymś więcej niż tylko zamknięciem oczu. Że dla mnie to bez większej różnicy, bo i tak jestem martwy w środku.

Trochę martwiło mnie też, czy w ogóle zobaczę jeszcze Odasaku.

Odasaku, Odasaku, Odasaku...

Czułem, jak łzy spływają mi po policzkach, jak nie potrafiłem ich zatrzymać, zetrzeć, cokolwiek.

Byłem kompletnie bezsilny.

Kim ja się stałem w te kilka krótkich dni?

Igraszką losu jestem, mówił Romeo w szekspirowskim dramacie, ja zaś jestem...

...igraszką szansy?

Szansy, która głównie objawiła mi jedynie mój egoizm. Zabrałem samemu sobie osoby, które są dla sprzecznego mnie ważne! I zabrałem siebie im.

Miałem nadzieję, że Akutagawa rzuci kodeinę, że ten durny ślimak i Atsushi odnajdą go na czas, tak jak ich błagałem.

Chciałem wierzyć, że dzieciaki poradzą sobie beze mnie. Ale ta nadzieja wydawała mi się płonna.

Chciałem zapomnieć o tym wszystkim, ale czy to również nie jest samolubne?

Co miałem niby zrobić, by to wszystko odkręcić? Było za późno.

Przepraszam was wszystkich, choć żadne z was nie ma najmniejszej możliwości mnie usłyszeć.

Czy nie lepiej było mi po prostu umrzeć tam, pod kołami Mercedesa?

Co się martwisz, co się smucisz?
Żywy jesteś, żywy wrócisz!

Och, wreszcie się pokazałeś.

Oczywiście, nie mogę zostawić mojego ulubionego samobójcy!

Milcz.

Haha, dwie wypowiedzi i już przestałeś chcieć mnie widzieć. Może lepiej było się nie odzywać..?

Ech, dobrze. Cieszę się, że jednak się odezwałeś.

Och, jak mi miło!

Ale dlaczego miałem się odezwać? Czyżby był problem z wyborem metody? Może coś doradzić?

Nie, nie ma takiej potrzeby. Jeszcze kilka minut i po prostu to zrobię. Będziesz wtedy zadowolony?

Trochę będzie mi smutno, że to wszystko się tak nagle kończy, ale nie do końca.

Ostatecznie będziesz mną najedzony, tak?

Haha, możemy to tak zdefiniować. Będę chciał ci coś jeszcze powiedzieć, zanim wrócisz do siebie.

To dlaczego tego nie mówisz?

Jeszcze nie czas. Ale nie będziesz musiał długo na mnie czekać, nie martw się tym.

Żegnam, ktokolwiek o mnie w tym świecie pamiętał.

Ktoś na pewno.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top