•Dzień 12 "Na zawsze razem"•

Naprawdę chciałem go już ujrzeć. Chciałem być z Odasaku. Jeszcze tylko trzy śmierci, tak niewiele mnie od niego dzieli!

Okropieństwo, tak blisko, a tak daleko.

Znów nie byłem sam, tym razem jednak dziwnie się czułem. Nie zacząłem myśleć o sposobie samobójstwa, znałem go od początku.

Czyżbym wszedł sobie samemu w trakcie?

Otworzyłem oczy i spostrzegłem, że nie sobie samemu.

Przy mnie siedział Akutagawa, a z naszych nadgarstków niespiesznie skapywała krew. Jego głowa spoczywała na moim ramieniu, czułem, że się uśmiecha.

Dlaczego? Dlaczego on też? Ja... ja jednak nie chcę podwójnego samobójstwa, gdy mam to robić z kimś, kogo nie kocham.

To wykorzystanie. Nie jestem okrutnikiem, ale nie miałem pomysłu, jak przemówić do rozumu Ryuu.

Byliśmy w jakiejś łazience, którą po dłuższej chwili rozpoznałem. To jego mieszkanie.

W pewnym momencie on zaczął cicho chichotać, a ja od jego śmiechu dostałem gęsiej skórki.

— Dlaczego ludzie umierają, Dazai? Ilu z nich tego chce, a ilu pragnie żyć? — pytał całkiem spokojnie.

— Trudno na to odpowiedzieć, Ryuu, nie potrafię wejść innym w umysły i po prostu odczytać ich odpowiedzi. Nie mam zielonego pojęcia, Ryuu.

— A dlaczego ty umierasz?

— Powód nigdy nie jest jeden. Mógłbym ci zadać to samo pytanie.

— Tylko z tobą mogę być szczęśliwy, Dazai. Jeśli ty nie chcesz żyć, ja też nie.

Przełknąłem ślinę i znów przyjrzałem się naszym rękom. Były różne od siebie, bo całe ramię Akutagawy było drobniejsze, bledsze i ogólnie mizerniejsze. Splótł palce z moimi i znów się uśmiechał. Zmrużyłem oczy i rozejrzałem się po innych częściach pomieszczenia.

Dostrzegłem leżący z boku telefon, więc gdy Ryuu znów leżał mi na ramieniu, ja wziąłem urządzenie i wszedłem w wiadomości.

Poza kilometrową konwersacją z nim samym nie było zbyt wiele rzeczy do przeczytania, kilka reklam, przypomnienia o rachunkach, pomyłki...

Spojrzałem w listę kontaktów, gdzie na samym dnie dojrzałem zapis nazwany "ślimak i tygrys". Uśmiechnąłem się nieznacznie. Nim się obejrzałem, brałem się już za pisanie do nich wiadomości, ale jednak przerwałem to.

Na co ja to wszystko chcę zrobić?

Jaki ja mam w ogóle cel?

Czy pcha mną cokolwiek?

Tak.

Sumienie.

Zastanawiało mnie, czy ten numer jest w ogóle aktywny. Nie wiedziałem. Uśmiechałem się koślawo do klawiatury w telefonie, bacząc, żeby Akutagawa nie zwrócił uwagi.

Chciałbym, żeby Ryuu przeżył i przestał o mnie wreszcie myśleć. Niech ktoś, ktokolwiek, niech go zabierze ode mnie.
~Dazai

Wiadomość została wysłana.

Uśmiech nie przeciął mojej twarzy, nie było się z czego cieszyć. To, o czym kiedyś marzyłem, dziś było dla mnie mordęgą.

Przeczesałem dłonią jego włosy. Założę się, że gdy zrobię to jeszcze raz, on zamruczy jak kot.

Nie myliłem się, choć raz.

— Nie ma już nic?

— Możemy iść. — odparował Ryuu, przypominając mi tamtą piosenkę. — Żegnam was, już wiem... — w nienormalnie dobrym humorze zaczął następną.

— ...nie załatwię wszystkich pilnych spraw...

— ...idę sam, właśnie tam, gdzie czekają mnie...

— ...tam przyjaciół kilku mam, od lat...

— ...dla nich zawsze śpiewam, dla nich gram...

— ...jeszcze raz, żegnam was, nie spotkamy się. — znałem tą piosenkę, ludzie śpiewali ją z taką radością, ale nie każdy rozumiał, o czym ona w ogóle jest.

Za to właśnie ją lubiłem. Obaj dalej nuciliśmy ją wspólnie. W pewnym momencie głowa Ryuu opadła bardziej niemrawo. Ja wtedy wziąłem nóż i bandaż.

Swoje rozcięcie zwiększyłem, a Ryuu zabandażowałem, nie bedąc pewien, czy to w ogóle pomoże. Zamknąłem lekko oczy, uśmiechnąłem się nieznacznie i pocałowałem go fałszywie w czubek głowy.

A/N: Rozdział jest rano, bo nie wiem kiedy wrócę do domu.

Jak widać, zbliżamy się do zakończenia historii.

Co waszym zdaniem się wtedy wydarzy?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top